-
Zawartość
5,677 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
A kto zacz "żołnierze szokowi"?
-
Czegóż znowu nie rozumie Euklides? Kaiserliche Armee jest dosyć często stosowanym określeniem na Armię Cesarstwa Niemieckiego (inaczej Deutsches Heer). Cesarz był w czasie wojny dowódcą (Oberbefehlshaber) całej armii Cesarstwa (Rzeszy), w tym jej bawarskiego komponentu. Wynikało to już - z wcześniejszego od wydarzeń w Sali Zwierciadlanej Wersalu - układu z Bawarią z 23 listopada 1870 r.: "§. 5. (...) III. Das Bayerische Heer bildet einen in sich geschlossenen Bestandtheil des Deutschen Bundesheeres mit selbstständiger Verwaltung, unter der Militairhoheit Seiner Majestät des Königs von Bayern; im Kriege – und zwar mit Beginn der Mobilisierung – unter dem Befehle des Bundesfeldherrn." Fragment układu cytowany za: https://de.wikisource.org/wiki/Vertrag,_betreffend_den_Beitritt_Bayerns_zur_Verfassung_des_Deutschen_Bundes,_nebst_Schlußprotokoll Czy dwa razy poważnie? Czarną oznakę za rany otrzymał dopiero w 1918 roku. W przypadku pierwszego obrażenia - można o jego powadze dyskutować. Hitler walczył z bronią w ręku jedynie na początku wojny. Praktycznie w jednej bitwie (w której miał zresztą dosyć szczęścia w porównaniu do reszty żołnierzy pułku Lista). Później raczej nie groził mu bezpośredni kontakt z przeciwnikiem. Raczej nosił broń, niż jej używał. A wyraźnie przecież napisałem - >>relatywnie spokojną (co oczywiście nie oznacza, że całkowicie bezpieczną) "karierą" łącznika pułkowego<<. Na tle większości swoich kolegów, którzy codziennie spotykali się ze śmiercią, Hitler miał przydział godny pozazdroszczenia. Gwarantujący - przeważnie - przebywanie 3-5 kilometrów od linii frontu, ale oczywiście - nie gwarantujący pewnego bezpieczeństwa. Ale, bynajmniej nie związany z dokonywaniem - przypisywanych mu niekiedy - bohaterskich czynów. Oczywiście, nikt nie jest w stanie powiedzieć, jakby zachowywał się Hitler, gdyby przez te lata był typowym żołnierzem pierwszej linii. Może byłby bohaterem. Ale tego po prostu nie wiemy. Nie miał warunków, aby się ewentualnym bohaterstwem wykazać. Też specjalnie tych warunków nie chciał zmienić. W każdym razie, nie słyszałem, aby Hitler błagał dowódców o przeniesienie go ze stanowiska gońca pułkowego na pierwszą linię. Sugeruję, aby Euklides sobie przeczytał "Cesarza", pióra R. Kapuścińskiego. Polecam w szczególności s. 18-19 (wyd. Warszawa 1988). Ponieważ jednak Euklides pozostaje w zaklętym kręgu literatury francuskiej, to choć "Cesarz" został także przetłumaczony na francuski (pod tytułem "Le Négus"), to pokrótce wyjaśniam, co miałem na myśli: Hitler, jako goniec pułkowy codziennie kontaktował się z oficerami w dowództwie pułku, innych pułków, także z dowódcami batalionów. Jego twarz, nazwisko, postać była znana oficerom. Bardzo znana. Nie był jednym z setek anonimowych żołnierzy pierwszej linii. Był "tym, konkretnym" Hitlerem, przez lata przebywającym w dowództwie, który na rozkaz podejdzie i weźmie przesyłkę. Był jednym z żołnierzy najbliżej decydujących o tym, kto dostanie order. A - przyjąć należy - że swoim fanatyzmem, służbistością i niemiecko-narodową prawomyślnością sprawiał na przełożonych dobre wrażenie.
-
Chyba w tym przypadku mamy jednak nieco inne odczucia. Nie mam pojęcia, jakie jest pochodzenie autora (zakładałem, że niemieckie) i - szczerze mówiąc - nie uważam tego za mające jakiekolwiek znaczenie. I nie zauważam, by w jakikolwiek sposób miało związek z tekstem książki. Wnioski autora - dotyczące służby Hitlera na froncie - uważam za dosyć logiczne i spójne. W mojej ocenie, Hitler był na pewno zdyscyplinowanym żołnierzem (marzeniem każdego kaprala byłoby pewnie mieć takiego posłusznego fanatyka w oddziale). Człowiekiem, który w cesarskiej armii odnalazł sens swojego dosyć dziwacznego i nieciekawego do tej pory życia. Nie spotkałem się też ze świadectwami, które wskazywałyby na jakieś jego wątpliwości, załamania, czy publiczne okazywanie strachu. Natomiast - trudno go obiektywnie uznać za bohatera. Miał szczęście przetrwać wojnę posiadając relatywnie bezpieczny przydział. I do tego często "pokazując twarz" dowodzącym oficerom. A dosyć często spotykane przekonanie o tym, że Hitler odznaczył się na froncie jakimś szczególnym bohaterstwem, wiąże się z myleniem zagrożenia, które rzeczywiście towarzyszyło łącznikom niższych szczebli - z relatywnie spokojną (co oczywiście nie oznacza, że całkowicie bezpieczną) "karierą" łącznika pułkowego.
-
Był entuzjazm, czy go nie było?
Bruno Wątpliwy odpowiedział Leuthen → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Chyba dosyć powszechne wyobrażenie o początku pierwszej wojny światowej związana jest z dziarsko maszerującymi wojakami, odjeżdżającymi transportami wojskowymi i powszechnym entuzjazmem tłumów - rzucających kwiaty, manifestujących radośnie swój patriotyzm i oczekujących rychłego zwycięstwa nad wiarołomnym wrogiem. Thomas Weber, Pierwsza wojna Hitlera. Adolf Hitler, żołnierze pułku Lista i pierwsza wojna światowa, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2011, zwraca uwagę na pewną ciekawostkę. Zdjęcie słynnej manifestacji na Odeonsplatz w Monachium (zdjęcie, na którym odnaleziono później młodego Hitlera, nie wnikam w tym miejscu, czy jego postać na zdjęciu jest "autentykiem", czy to po prostu późniejsza fałszywka) - miało zostać zrobione tak, by dać złudzenie tłumu, wypełniającego cały plac. W rzeczywistości - duża część tego placu była pusta, wcale nie zapełniona entuzjastami wojny. Zob. artykuł S. V. Kellerhoffa o ww. zdjęciu (i możliwym jego sfałszowaniu): https://www.welt.de/kultur/article10284920/Beruehmtes-Hitler-Foto-moeglicherweise-gefaelscht.html Czy da się nastroje społeczne z początkowego okresu tej wojny jakoś obiektywnie opisać? Pewnie - jak często - prawda leży po środku. Nie wyobrażam sobie, aby większość matek, ojców, żon, kochanek wysyłało swoich bliskich na front ze szczególną radością. Z drugiej strony - działały przecież mechanizmu psychologii (czy raczej - psychozy) tłumu. To także czas wybujałych nacjonalizmów. Nikt też przecież nie spodziewał się latem 1914 roku, że wojna będzie tak długa i tak straszna. tak odmienna nawet od najkrwawszych konfliktów XIX- wieku. Do tematu założonego przez Bruno dołączyłem wcześniejszy wątek rozpoczęty przez Leuthen. secesjonista -
Wychodząc z tematyki całowania, ale pozostając w lżejszych klimatach. Jedną z fascynacji Churchilla było układanie cegieł. Tak podsumował pewien zachwycający miesiąc, który spędził dyktując książkę i murując: "200 cegieł i 2000 słów dziennie". Trochę o perypetiach Churchilla jako murarza: https://winstonchurchill.org/publications/finest-hour/finest-hour-157/churchill-as-bricklayer/
-
Marynarka Wojenna RP u progu zaniku
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Poruszanie się oddziałów na typowych, wojskowych ciężarówkach STAR/Jelcz w warunkach bojowych byłoby bardzo ciekawym doświadczeniem. Chociażby ze względu na ochronę przeciwminową i przeciwodłamkową. To znaczy - jej permanentny brak w tych pojazdach. Zmodernizowane STAR-y (a może znowu produkowane samochody pod tą marką) i Jelcze oczywiście będą odgrywały rolę logistyczną, ale - mam nadzieję - że nikt rozsądny nie wpadnie na to, aby traktować je jako pojazdy porównywalne do bojowych wozów piechoty, czy transporterów opancerzonych. Choć skądinąd, nadal mamy w aktywnej służbie w naszej armii eksponaty poglądowe z zakresu historii artylerii przeciwlotniczej - czyli działka 23 mm na ciężarówkach. -
Polska Platforma Pancerna XXI wieku
Bruno Wątpliwy odpowiedział maxgall → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Zauważ, że eksport, który podałeś, to w dosyć istotnej części wysprzedaż starego sprzętu WP (T-72, BWP-1, BRDM-2, Fuchs, D-44, haubica 122 mm itp.), nie nowych produktów. Co wielkim optymizmem nie napawa, szczególnie przy tak skromnych wynikach. A nie zdziwiłbym się, gdyby wyniki za 2017 były jeszcze gorsze. A o całościowym wyniku polskiego eksportu zbrojeniowego - w dużym stopniu decydował żaglowiec szkolny dla Algierii. Szczegółów dotyczących lekkiej broni nie znam, ale też nie zdziwiłbym się, gdyby eksport karabinów do Czech oznaczał sprzedaż naszej starej broni, którą Czesi z zyskiem komuś w III-cim świecie odsprzedadzą (to oczywiście, tylko moje przypuszczenie). Cieszyłbym się w 2016 roku przede wszystkim ze sprzedaży "Rosomaków" do ZEA (fakt, że to chyba finlandzka Patria załatwiła ten kontrakt, my byliśmy tylko podwykonawcą) i z "Gromów". -
Polska Platforma Pancerna XXI wieku
Bruno Wątpliwy odpowiedział maxgall → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Też spotkałem się z poglądem, że polskie kałasznikowy - made in PRL - cieszyły się bardzo dobrą opinią, także na Zachodzie. Ale widziałem gdzieś gości, którzy cmokali szczególnie nad finlandzką wersją, czy Galilami. A sam Michaił Kałasznikow - chyba tylko przez historyczną solidarność - zdaje się chwalił bułgarskie produkty. Tak, czy inaczej, robiliśmy pewnie całkiem niezłe i solidne kałasznikowy. A już na pewno lepsze od rumuńskich, skądinąd masowo eksportowanych. Klasyczny AK kaliber 7,62 (pośredni) pewnie jeszcze znajduje się nie tylko w magazynach, ale może i w jakiś niezbyt licznych oddziałach. Ale to już schyłek tego kalibru w WP. Oczywiście, dziś także produkujemy broń należącą do tej klasy (Beryle, Groty). Jakiej są jakości? Tu już musiałby wypowiedzieć się Razorblade, ja żadnym ekspertem nie jestem, mogę tylko podejrzewać, że Beryle reprezentują też standard zupełnie niezłej odmiany kałasznikowa. Bez rewelacji, ale i bez tragedii. Groty - to na razie jeszcze czas twórczego testowania przez terytorialsów. Trochę ich mamy. Nie ma chyba sensu ich wszystkich w tym miejscu wymieniać (od wozów zabezpieczenia technicznego po moździerze 60-cio milimetrowe). Są to różne produkty, wiele jest też takich w wersji papierowej (czy makiety, czasami kuriozalnej - vide "czołg" PL-01 Concept). Są pewnie wśród nich dobre, a nawet bardzo dobre, ale generalnie - nie jest chyba za dobrze i z produkcją, i z reklamą, czego dowodem jest bardzo słaby eksport. -
Polska Platforma Pancerna XXI wieku
Bruno Wątpliwy odpowiedział maxgall → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Ten artykuł ma dalszą część tytułu: "Polska chce być potęgą w handlu bronią. Tymczasem eksport spada, a lepsi są Białorusini i Bułgarzy". Jak dobrze wiadomo z naszej historii - same chęci nie na wiele się zdają. Chęć wzniecenia powstania może mieć każdy głupi. Wygrać je - to już inna sprawa. Podobnie i tu. Chęci może mieć każdy (ja też bym chciał, abyśmy byli potęgą także i w tej dziedzinie). Pytanie - jakie mamy produkty, jak jesteśmy innowacyjni, jak wyglądają potencjalne rynki? Nie mam w tej chwili przy sobie książki [J. Ćwieluch, Generałowie. Niewygodna prawda o polskiej armii] przy sobie, zatem pisze tylko bazując na zawodnej pamięci, ale - jeżeli dobrze pamiętam - sprawę w niej bardzo ciekawie naświetlił jeden z generałów (Adam Duda?) . Książka oczywiście smakowita, bo jest o panach z "kosmicznej ekipy marzeń" Macierewiczu, Berczyńskim, Misiewiczu, ale też sporo dostaje się ich poprzednikom i polskiemu przemysłowi zbrojeniowemu. Generalnie ma on działać na zasadach - dajcie nam zamówienia, dużo, bardzo dużo pieniędzy i zrobimy wam, co chcecie. W praktyce, ponieważ kolejne umiejętności i kadra są tracone, nowych się nie za bardzo nabywa - nawet, jak trochę pieniędzy się znajdzie, to powstaje często produkt gorszy i droższy od tego, co można zakupić gdzie indziej. To chyba w tej książce jest kapitalna opowieść o rakietach będących modernizacją poczciwych "Gradów", z którymi to wyrzutni nie chciał już przyjmować żaden poligon. Bo miały taką przypadłość, że leciały wszędzie, tylko nie do celu. Oczywiście, pamiętać należy o trudnościach obiektywnych. Ostatnie trzydziestolecie, to czas redukowania największych arsenałów. Na rynku pojawia się sporo uzbrojenia z drugiej ręki. Ale, mam wrażenie, że nasz przemysł zbrojeniowy żył (a właściwie wegetował) w ciągłym przekonaniu, że nagle pojawią się gigantyczne kontrakty państwowe i wszystko będzie, jak dawniej. Nie starając się i tracąc rynki. A inni - nie próżnowali. Jeżeli chodzi o innowacyjność itp. to na różnych wystawach wyglądamy już niekiedy gorzej niż np. Serbowie. Znakiem czasu jest to, że ostatnimi czasy żaglowiec stanowi olbrzymią część naszego wartości naszego eksportu zbrojeniowego. A z czołgami. Kiedyś mieliśmy w miarę samodzielne zdolności produkcyjne rodziny T-72. Dziś nawet porównywalnego czołgu sami nie wyprodukujemy. Jak pojawią się zamówienia na PT-14, będzie to składak: wieża pewnie z Ukrainy, silnik z Serbii, SKO może francuski. Polski będzie może kadłub. A będzie się nazywało "polski produkt" i kosztowało może nie tyle co nowy Leopard, ale sporo. Trudno kochać polski przemysł w takiej sytuacji. Jeżeli żołnierz chce skutecznej, dobrej broni, to trudno go przekonywać, że powinno się kupować uzbrojenie "patriotycznie". Żeby nie było, uważam, że w sytuacji, gdy nasz potencjalny przeciwnik jeszcze przez lata będzie bazował na rodzinie T-72/90, to być może modernizacja naszych T-72 i "Twardych" ma sens. Ale to musi być operacja poprzedzona bardzo szczegółową analizą kosztów i efektów takiej modernizacji. -
Marynarka Wojenna RP u progu zaniku
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Ciekawym zagadnieniem byłoby to, co i od kogo możemy pozyskać "z litości" (czyli w darze od miłosiernych). Ze starymi fregatami jeszcze takiego wielkiego problemu pewnie nie będzie. Pozostaje chociażby kwestia sensowności (np. wiekowe, niemieckie "Bremeny" trudno uznać za interesujący nabytek) i finansów (Australijczycy chcą zdaje się trochę pieniędzy, szczególnie za zapasy uzbrojenia). Gorzej jest z okrętami podwodnymi. Nie widzę obecnie wielkiej szansy, abyśmy mogli pozyskać kilka starych, konwencjonalnych okrętów podwodnych, które obecnie mogłyby "wskoczyć" za Kobbeny. Najprędzej za kilka lat, kiedy Kobbeny będą już wspomnieniem. -
Marynarka Wojenna RP u progu zaniku
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Cóż, moim zdaniem jest różnica między pozostawaniem w tragicznym stanie, a nie funkcjonowaniem. PMW jest organizmem w stanie agonalnym, który jednak jeszcze żyje. -
Najstarsze okręty wojenne na świecie
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Ze strony http://www.yavari.org/en/history/ "The YAVARI, then 100ft long was powered by a 60 horse power (HP) two cylinder team engine which, for want of more conventional fuel, was fired by dried llama dung…. She was also equipped as a two-masted sailer". W sumie, fajna ciekawostka. -
Najstarsze okręty wojenne na świecie
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Rosyjski monitor "Стрелец". Zbudowany w latach 60. XIX wieku. Od początku wieku XX praktycznie nie wychodzi z portu w Kronsztadzie, pełniąc funkcje jednostki szkolno-pomocniczej. Aktualnie w stanie czegoś na kształt zaniedbanej barki mieszkalnej, aczkolwiek istnieje projekt jego restauracji i przekształcenia w jednostkę muzealną (nie wiem, w jakiej fazie realizacji). Zob.: http://foundation-of-historic-boats.ru/media/images/content/books/monitor-strelec_b06c3d1f.pdf -
Jaki akt prawny pozwala nabyć terytorium poprzez zasiedzenie po 50 latach
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Historia ogólnie
Niezbyt trafne uwagi Florka (cytowany tekst jest jego autorstwa, nie Secesjonisty) dotyczą stanu współczesnego, nie zaś sytuacji sprzed ponad 200 lat. Prawo międzynarodowe ówczesne i dzisiejsze to jednak zdecydowanie różne zjawiska i nie ma większego sensu odnosić wprost zasad i szczegółowych postanowień dzisiejszego prawa międzynarodowego do ówczesnej rzeczywistości. Pomijając już fakt, że ta konkretna (50-letnia) regulacja istniała tylko w poście Florka, nie w prawie międzynarodowym, a teorie Euklidesa o wykupieniu (od kogo?) są cokolwiek niejasne. [1] Choć oczywiście współczesne prawo międzynarodowe to efekt długotrwałej ewolucji, obejmującej także wiek XVIII. -
Czy słowo: "dyskrecjonalny" oznaczało niczym nie ograniczoną władzę?
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Historia ogólnie
W współczesnej terminologii prawniczej określenie "dyskrecjonalny" (władza dyskrecjonalna, kompetencje dyskrecjonalne, uprawnienia dyskrecjonalne itp.) pojawia się dosyć często. W prawie administracyjnym, konstytucyjnym, o ustroju sądów itp. Zasadniczo nie oznacza możliwości wykorzystywania "niczym nie ograniczonej władzy", bo takiej możliwości nikt w demokratycznym państwie prawa nie ma (pomijam w tym miejscu kwestię pewnej praktyki w jednym z państw środkowoeuropejskich w ostatnich trzech latach). Oznacza natomiast możliwość realizacji kompetencji bez uzyskiwania akceptacji innego organu, instytucji itp. Na przykład termin "uprawnienia dyskrecjonalne prezydenta" określa sferę kompetencji wynikającą z jego prerogatyw (określonych w art. 144 ust. 3 konstytucji), z których to prerogatyw wynikające akty nie wymagają kontrasygnaty premiera. Regułą w dzisiejszej Polsce - jest kontrasygnata, prerogatywy - wyjątkiem od tej reguły. Zatem, jeżeli np. prezydent chce wykorzystać swoje prawo z art. 144 ust. 3 pkt 9 i skierować wniosek o kontrolę aktu prawnego do Trybunału Konstytucyjnego - nie musi tego uzgadniać z premierem. Po prostu - ten aspekt swojej władzy wykonuje samodzielnie. Dyskrecjonalnie - czyli właśnie podejmuje decyzje sam i "poufnie" (w tym sensie, że nie musi uzyskać na to niczyjej zgody i decyzję może podjąć w zaciszu swojego gabinetu). Ale - dotyczy to wyraźnie określonego prawem aspektu jego władzy - a nie nieograniczoną władzę. -
To już wkraczamy w dywagacje, kiedy mamy do czynienia z gestem symbolizującym poddaństwo i elementem formalnego rytuału, kiedy zaś - z normalnym przywitaniem (do tego z kobietą, starszą wiekiem, godną szacunku). "Całowanie rączek" na przywitanie w wykonaniu obywateli UK raczej nie jest zjawiskiem zbyt często spotykanym, pewnie jest zasadniczo oceniane jako pretensjonalne, ale się zdarza. https://en.wikipedia.org/wiki/Hand-kissing#/media/File:Denis_Thatcher_Nancy_Reagan_1988.jpg
-
Jaki akt prawny pozwala nabyć terytorium poprzez zasiedzenie po 50 latach
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Historia ogólnie
Pisałem "raczej". Ja bym to jednak rozróżniał, bo potem powstaje "miszmasz" taki, jak w przypadku "prawa wewnętrznego" (słowa te same, a co innego oznacza w prawie międzynarodowym publicznym, a co innego w innych gałęziach prawa). Góralczyk używał raczej terminów "zawłaszczenie" lub "okupacja" (to ostatnie też jest zresztą mylące). Choć można znaleźć też przypisy mówiące, że podobno używał i "zasiedzenie". Ale w sumie i tak wiadomo o co chodzi. Realne rozciągniecie władztwa państwowego na jakiś obszar. Pojęcie rzeczywiście jakoś podobne do posiadania samoistnego w prawie cywilnym. Także przy swoim poglądzie jakoś ekstremalnie się nie upieram. Natomiast motyw upływu czasu pojawił się w literaturze przy okazji państw bałtyckich. Była (raczej chyba nie specjalnie powielana dziś w Polsce) opinia L. Antonowicza, że upływ czasu (1940-1990/1) zmienił status prawnomiędzynarodowy tych krajów. I nastąpiła "swoista legalizacja pierwotnego bezprawia", zatem trudno mówić o zniesieniu w 1991 roku stanu okupacji. Zob. L. Antonowicz, Rozpad ZSRR ze stanowiska prawa międzynarodowego, "Państwo i Prawo" nr 9/1992. Inna sprawa, że sytuacja Litwy, Łotwy i Estonii była nieco inna niż tu przez nas rozważana, bo Stalin operację w 1940 roku prowadził z zachowaniem pozorów lege artis. Nie było np. działań wojennych, tylko "wybory". A kraje te zachowały status państw (formalnie republika radziecka była nadal państwem, wchodzącym w skład federacji, nie wnikam tu w realia takiej "państwowości"). No i oczywiście, nigdy nie będzie zgody między Rosją i krajami bałtyckimi, co się stało w 1991 roku - likwidacja stanu okupacji, czy wyjście tych państw ze składu federacji. -
Jeżeli premierzy całują, to robią zatem bardzo dyskretnie, bo generalnie media głoszą, że już nie całują.
-
Jaki akt prawny pozwala nabyć terytorium poprzez zasiedzenie po 50 latach
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Historia ogólnie
W sumie nazwa zasiedzenie niezbyt tu pasuje, bo to raczej instytucja prawa cywilnego (art. 172-176 polskiego kodeksu cywilnego). W prawie międzynarodowym, przy nabyciu pierwotnym "ziemi niczyjej" (terra nullius) stosuje się raczej termin "okupacja" (który wszakże ma niewiele wspólnego z okupacją wojenną, oznacza - w rozumieniu "efektywnej okupacji" - realne rozciągniecie władzy na ziemię niczyją). W przypadku zaś okupacji wojennej - oczywiście nie ma żadnej, z góry określonej granicy czasowej, która by zmieniała status ziemi okupowanej. -
Jaki akt prawny pozwala nabyć terytorium poprzez zasiedzenie po 50 latach
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Historia ogólnie
Nie znęcaj się już. Nie ma takiego aktu, Florek to w miarę jednoznacznie przyznał. -
Po pierwsze - premier już raczej nie całuje. Po drugie - książę Filip już zrezygnował z pełnienia oficjalnych obowiązków (polegających zresztą głównie na udziale w uroczystościach i otwieraniu różnych instytucji oraz budowli). Miejmy nadzieję, że pojawi się na najbliższym ślubie w rodzinie, ale ma już w końcu w tym roku 97 lat. Po trzecie - nie jest królem, zatem jego te reguły nie dotyczą. Po czwarte - Elżbieta II przezornie nie rozpieszczała Filipa, nie zaszczyciła go chociażby tytułem Prince consort, jak Wiktoria Alberta, zatem jakby ktoś się rzucił całować ks. Filipa po rękach - starsza pani mogłaby się mocno zdenerwować.
-
Faktycznie, członków Her Majesty's Most Honourable Privy Council całowanie ma podobno nadal dotyczyć. Z tym, że jest to instytucja raczej tradycyjno-prestiżowo-doradcza JKM, nie ośrodek realnej władzy. Ceremonia przebiega też dyskretnie, zatem trudno określić, czy rzeczywiście całują, czy nie. Lubią tradycję, zatem - być może - większość z nich całuje. Artykuł w "Daily Mirror" ma jednak wyraźnie charakter "jaj". Jak było z Corbynem i jego całowaniem, chyba do dziś na pewno nie wiadomo. Przy całym konserwatyzmie monarchii, brytyjskiego szacunku dla tradycji i ona się mocno zmienia (vide - ślub w najbliższą sobotę).
-
W prawie międzynarodowym nie ma nic o braniu pod uwagę prawa silniejszego. Niestety, prawo międzynarodowe jest specyficzną gałęzią prawa, gdyż nie istnieje skuteczny, ogólnoświatowy aparat wymuszający stosowanie tego prawa dokładnie wobec każdego je naruszającego. W związku z tym bywa, że praktyka się z tym prawem rozmija, w szczególności, gdy tym rozmijaniem zainteresowani są możni tego świata. Natomiast, nie ma to związku z treścią tego prawa, które wyraźnie i konsekwentnie deklaruje, że nie można odnosić korzyści z groźby, agresji, stosowania siły, czy przymusu (chyba, że są one stosowane wobec agresora, który sam naruszył prawo międzynarodowe). Zatem - jest to problem skuteczności, a nie treści prawa. Tak, czy inaczej te rozważania nadają się do ogólnego tematu o prawie międzynarodowym, nie o zaś o 50-cio letnich teoriach, nad którymi dywagacje zostały już w tym temacie zakończone. I dobrze by było, aby dyskusja powróciła definitywnie do spraw syryjskich.
-
To raczej "jaja" tabloidu.
-
Oprócz kompletnych ignorantów - wszyscy piszą tak samo. Zjednoczone Królestwo ma jak najbardziej konstytucję. Zwana jest konstytucją niepisaną, można odnieść do niej także pojęcie konstytucji materialnej.