-
Zawartość
5,677 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Dysproporcja sił była zdecydowanie większa. Dane się różnią: 1) E. Kosiarz, Druga wojna światowa na Bałtyku, Gdańsk 1988, s. 192-193 ocenia siły niemieckie na około 50.000, duńskie na 26.000; 2) duńska Wikipedia (https://da.wikipedia.org/wiki/Invasionen_af_Danmark_i_1940) - siły niemieckie 40.000, duńskie 16.000; 3) G. Szelągowska, Dania, Warszawa 2010, s. 195 - siły niemieckie 38.000, duńskie 15.000. Ale generalnie uznaje się, że Niemcy wystawili przeciwko Duńczykom korpus (podstawowe jednostki: 170 i 198 dywizja oraz 11 brygada). Poza tym mieli gigantyczną przewagę w siłach powietrznych i zdecydowanie większe możliwości niż Duńczycy wprowadzenia - w razie potrzeby - do walki dodatkowych jednostek. Dodać także wypada zasadnicze różnice w wyszkoleniu, doświadczeniu wojennym, wyposażeniu itp. Armia duńska latami nie była hołubiona przez polityków. Wychodzili oni - skądinąd ze słusznego, choć może przesadnie akcentowanego - założenia, że jakkolwiek by tej armii nie wzmocnić, to i tak nie będzie ona w stanie nawiązać równorzędnej walki z Niemcami. Zatem - cała nadzieja w polityce (neutralności). I tak, nie tak długo przed inwazją, cała armia duńska - to chyba raptem kilka tysięcy żołnierzy. A gdy przeprowadzono już pewną mobilizację, część rekrutów musiała nosić niebiesko-czarno-granatowe mundury sprzed lat (a nie "nowe" khaki - czyli wzór 1923) - zob. K-U. Keubke, 1000 mundurów, Ożarów Mazowiecki 2009, s. 259. Operacji Weserübung rzeczywiście towarzyszyły różne operacje propagandowe. Wystarczy wspomnieć słynną (między innymi dlatego, że była napisana łamanym językiem duńskim) ulotkę OPROP! i przeloty formacji lotniczych - w tym nad Kopenhagą. Natomiast propagandowy film "Feldzug in Polen" był generalnie wyświetlany od 5 kwietnia w kinach duńskich. Podobno załatwiła to ambasada niemiecka. Zob. E. Kosiarz, op. cit., s. 194. Jest to obraz cokolwiek uproszczony. Szczegółowe omówienie (i ocenienie) polityki Stauninga, Scaveniusa, Buhla, wreszcie Christiana X - w całej jej złożoności - wymagałoby jednak napisania elaboratu. Obejmującego wszystko - od Frit Denmark, Borgerlige Partisaner, Holger Danske, "kryzysu telegramowego", lania - które dostali od mieszkańców Kopenhagi lokalni naziści Fritza Clausena w listopadzie 1940 roku, po kolaborację lokalnych przedsiębiorców ("wehrmachtowców"), Frikorps Denmark i anty-churchillowski artykuł Scaveniusa w "Politiken" (ale także to, że po tym "pro-niemieckim" artykule masowo Duńczycy odstępowali od prenumeraty pisma - G. Szelągowska, op. cit., s. 197). Dania stawiła jednak w kwietniu 1940 symboliczny opór. Trudno też ganić Duńczyków za to, iż chcieli ograniczyć straty i nie kontynuowali walki w kwietniu 1940 - w sytuacji raczej dla siebie beznadziejnej. Potem mamy kilka lat "kohabitacji" między Niemcami i Duńczykami, w której obydwie strony odgrywają swoją grę (często pozorów). Duńczycy chcą w sytuacji gigantycznej dysproporcji sił przede wszystkim minimalizować straty - co się im zasadniczo udaje, choć niekiedy jest to może cokolwiek dyskusyjne moralnie. Ale trudno ganić niewielki naród, za to, że nie miał ochoty dokonać samounicestwienia. Tym bardziej, iż sympatie większości Duńczyków nie były wcale ulokowane po stronie niemieckiej. Potem już - od wydarzeń w nocy z 28 na 29 sierpnia 1943 roku - mamy w Danii ewidentny reżim okupacyjny. Za ewentualne przekroczenie granicy "dopuszczalnej kolaboracji" może być uznane przede wszystkim poparcie przez władze Danii uderzenia Niemiec na ZSRR, przystąpienie do paktu antykominternowskiego i wczesne polowanie na komunistów (w końcu członków legalnej - do 1941 roku - partii).
-
Polskie kolonie
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Rzeczpospolita Obojga Narodów (1572 r. - 1795 r.)
Trochę więcej szczegółów jest u J. Pertka, Polacy na morzach i oceanach, tom I, Poznań 1981, s. 472-474. Autor ten podaje nieco inne tłumaczenie nazwy jednego ze statków - "Koń Morski". Oryginalne nazwy miały być francuskie - zatem był to "Cheval Marin" (zob. przypis 59 na s. 491 i literatura tam podana, na której opierał się Pertek). J. Pertek nie przedstawia tej wyprawy, jako próby świadomej ekspansji kolonialnej. Raczej jako zwykłą chęć zarobienia Jego Królewskiej Mości: "Bandera polska powiewała na dwu statkach (…) Kompanii Indyj Zachodnich i Wschodnich, tzw. Kompanii Ostendzkiej i służyła tylko do pokrycia działalności obywateli Austrii i austriackich Niderlandów, którzy - stosownie do odpowiednich traktatów i układów - nie mieli prawa uprawiania handlu z Indiami Wschodnimi. August II Mocny, przejawiający, jak wiadomo pewne zainteresowanie sprawami morskimi, dał się nieopatrznie wciągnąć w tą imprezę i prawdopodobnie za cenę udziału w zyskach zgodził się na udzielenie polskiej bandery i wydanie paszportów załodze statków Kompanii". Za: ibidem, s. 472. Wyprawa do Indii (rejon ujścia Gangesu) zakończyła się fiaskiem. Lokalny nabab był początkowo życzliwy i chciał handlować z "Polakami", ale Anglicy i Holendrzy (podejrzewając - słusznie - "lipę") skutecznie przeciwdziałali. "Koń Morski" został przez nich opanowany, "Neptun" zablokowany przy ujściu Gangesu (dalszy los tego statku jest nieznany). August II próbował uzyskać drogą dyplomatyczną zadośćuczynienie za znieważenie bandery polskiej - bezskutecznie. Zob. ibidem, s. 474. -
Litości...
-
Jak już pisał Secesjonista - ten konflikt jak najbardziej rozgrywa się z udziałem lotnictwa. A przynajmniej - rozgrywał się. W pewnej fazie konfliktu, lotnictwo ukraińskie (mimo swojego stanu) stanowiło bardzo istotny czynnik dający siłom rządowym niewielką przewagę. Skończyła się ona definitywnie, gdy do Donbasu translokowano z Rosji odpowiednie wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych (w tym "Buki", z których jeden zestrzelił malezyjski samolot pasażerski). Rebelianci też się chwalili, że mają kilka śmigłowców i samolotów, a Ukraińcy - że im to zniszczyli. Swoich samolotów Rosjanie (przynajmniej na razie) do akcji w większej skali nie wprowadzą, gdyż byłoby to już zbyt jaskrawe zdementowanie bajeczki o tym, że Rosja nie jest bezpośrednio zaangażowana w konflikt.
-
Trzęsienie ziemi w 1443
Bruno Wątpliwy odpowiedział LaraDelBelomondo → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Pewnie kierowali się "objawami" przedstawionymi w relacjach z epoki. Aczkolwiek dziwi ta dokładność po przecinku. Może są i jakieś inne metody - pomiary znanych przesunięć skał, uszkodzeń budynków? Podobno trzęsienie zostawia też jakieś ślady dendrologiczne. Ale stawiałbym na szacunek - tak to ówcześni opisali, zatem zaliczamy do tego przedziału -
Trzęsienie ziemi w 1443
Bruno Wątpliwy odpowiedział LaraDelBelomondo → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Cytat z: R. M. Łuczyński, Chronologia dziejów Dolnego Śląska, Wrocław 2006, s. 502: "1443 05.06 - ok. godz. 13.00 odnotowano trzęsienie ziemi we Wrocławiu i w okolicznych miastach 05.06 - w wyniku trzęsienia ziemi w Brzegu runęły sklepienia nad głównym ołtarzem kościoła św. Mikołaja" -
Wiesz co, samozwańczym ekspertem to może jakimś jesteś, ale w Twoim oddziale bardzo nie chciałbym służyć. Szeregowy podchorąży Bruno Wątpliwy.
-
Udało się to, że absurdalny zaczyn owocuje debatą nawet po chwilowej śmierci zaczynającego.
-
To zdjęcie z prób defilady. Te prowizoryczne numery są pewnie po to, żeby się chłopakom kolejność nie pomyliła.
-
Najbardziej zaawansowane modernizacje rodziny BMP to dzieło naszych południowych sąsiadów. BVP-M2 SKCZ, Šakal, teraz chyba ich modernizacja nazywa się BMP-MEXCA. Wyglądają atrakcyjnie, dużo nowocześniej od pomysłów z Rosji, Donbasu, czy Wietnamu. Z zewnątrz trudno nawet się domyślić pierwowzoru. Wnętrze - też "eleganckie". Problem w tym, że nakład prac jest dosyć duży, a pewnych ograniczeń BMP i tak nie da się pokonać. Nadal wóz będzie miał niewystarczającą ochronę (ogólną i przeciwminową), nie wiadomo, jak będzie się zachowywało zawieszenie, gdy masa pojazdu po modernizacji zostanie zdecydowanie zwiększona, gąsienice też wyglądają na nieco zbyt wąskie. Ciekawe, czy któraś armia zdecyduje się na taką modernizację? Będzie to kosztowało pewnie per saldo mniej niż nabycie nowych wozów, ale nie uzyska się tym sposobem bojowych wozów piechoty najnowszej generacji. Zob.: www.altair.com.pl/news/view?news_id=10522 https://www.youtube.com/watch?v=NZDqKmimDKY http://www.armyrecognition.com/slovak_slovakia_light_armoured_vehicles_technical_data_uk/sakal_ifv_bvp-m2_skcz_armoured_infantry_fighting_vehicle_technical_data_sheet_specifications_pictures_video_12607152.html http://www.armyrecognition.com/eurosatory_2014_show_daily_news_coverage_report/excalibur_army_second_life_for_the_bmp-1.html www.excaliburarmy.com/en/military-vehicle-upgrades
-
Nie, Hitler wówczas i później żadnym pijakiem nie był. Jakby Euklides coś więcej na ten temat czytał, to wiedziałby, że znana jest (przytoczona przez jego sekretarkę) opowieść Hitlera - dlaczego stronił konsekwentnie od alkoholu. Na zanętę powiem, iż ma to coś wspólnego ze świadectwem. A w języku polskim słowa "przepuszczać pieniądze" nie są automatycznie tożsame ze słowami "przepuszczać pieniądze na alkohol". Wielokrotne chodzenie do opery na te same przedstawienia, w sytuacji, gdy ktoś nie hańbi się pracą zarobkową, jest właśnie przykładem przepuszczania pieniędzy nie na alkohol. A gdzie napisałem, że Hitler był idiotą? Jeżeli chodzi o pojęcie "idiotyzmu" - występującego w dawnej nomenklaturze medycznej - na pewno nie. W swoich wiedeńskich czasach był jednostką niedostosowaną społecznie, pewnie sfrustrowaną, można określić go mianem dziwaka, zdziecinniałego, nawiedzonego, nieporadnego itp., ale nie idioty w powyższym rozumieniu. Nie był osobą dotkniętą tym rodzajem niepełnosprawności intelektualnej. Proszę przyjąć do wiadomości, że Secesjonista podał pewien przykład. Nie było i nie ma żadnej zasady, że ludzie migrujący do wielkich miast w wieku XIX, XX, czy XXI ZAWSZE odniosą sukces i polepszą swoje warunki życiowe. Że spełnią się ich nadzieje. Hitlera w Linzu po śmierci matki praktycznie nic nie wiązało. I właściwie - nie za bardzo miał później po co do tego Linzu wracać (żeby słuchać pytań o rentę i wymówek, że nic nie robi?). Ruszając do Wiednia miał z pewnością nadzieję, że będzie to decyzja dla niego szczęśliwa, chociażby dzięki planowanym studiom w Akademii. Na pewno miał już wówczas dosyć wysoką samoocenę, która uzasadniała - w jego mniemaniu - decyzję o zaszczyceniu swoją osobą stolicy. Tyle, że jak już wielokrotnie była o tym mowa, właściwie nic nie robił, aby ta decyzja rzeczywiście stała się szczęśliwa. Zajmując się jakimiś dziecinnymi pomysłami (w rodzaju organizacji orkiestry symfonicznej), kompletnie nieadekwatnymi do jego rzeczywistego położenia i czekając na jakiś cud. Szczerze mówiąc, nieistotne jest, czy autor wspomniany przez Euklidesa rzeczywiście temu zaprzecza, czy Euklides po swojemu zapamiętał tekst. Długotrwały pobyt Hitlera w konkretnej noclegowni jest potwierdzony dokumentami i relacjami świadków. Była to - jak już pisałem wyżej - noclegownia w Brigittenau. "Wzorcowa" - tak ją wówczas nazywano, to gwoli wyjaśnienia euklidesowych wątpliwości odnośnie do tamtejszej biblioteki i czytelni. Jego (Hitlera) ubóstwo także w wielu relacjach jest potwierdzane. I proszę nie mieszać z tym sytuacji finansowej Hitlera z początku i z końca pobytu we Wiedniu, gdyż w tym czasie posiadał pieniądze ze spadków (i był nawet elegancko ubrany). I tyle.
-
To, że Hitler dorabiał sobie życiorys robotniczy - to prawda. Źródło niewątpliwie cenne, ale jednak są dużo cenniejsze. Bzdury. To znaczy zgadza się jedna rzecz - nie był malarzem pokojowym. Przez całe lata był zameldowany w noclegowni. Wiedeńskiej bohemie był nieznany. Po pierwsze - z którego okresu? Na początku swoich wiedeńsko-monachijskich przygód, czy na ich końcu - gdy dysponował pieniędzmi ze spadków? I rzeczywiście - je przepuszczał. Czy przez większość tego czasu, gdy żył w biedzie? I jacy konkretnie przyjaciele? Bo ja znam takie relacje, które nędzę Hitlera rysują wręcz w skrajny sposób. August Kubizek mój drogi Euklidesie to przyjaciel Hitlera z lat młodości. Autor jednej z ważniejszych relacji o początkach okresu wiedeńskiego w życiu Hitlera. Proszę się nie kompromitować, gdyż Twoja niewiedza o tym powoduje, iż dyskusja staje się już całkowicie absurdalna.
-
A o co tym razem Euklidesowi chodzi, o udowodnienie, że Hitler kochał monarchię habsburską??? Powodzenia w tym dziele. A czemu mają służyć te bajdurzenia o SB-kach i uniwersytetach??? Należę akurat do tych ludzi, którzy uważają, że formalne wykształcenie nie przesądza o mądrości, gdyż bywają głupcy z profesurami i ludzie mądrzy po podstawówce. Polemizuję z Euklidesem nie dlatego, że ma on takie, a nie inne wykształcenie (zresztą w warunkach anonimowości na forum - każdy praktycznie może się podawać tu za kogo chce), tylko - że z niezwykłą, absurdalną pewnością siebie opowiada Euklides banialuki, pouczając jednocześnie innych. Stosunek Hitlera do monarchii habsburskiej jest znany z wielu książek, źródeł, relacji świadków. Wystarczy się tylko z nim zapoznać. I po prostu tego zapoznania Euklidesowi brakuje. Nie formalnego wykształcenia. Odsyłam do jakichkolwiek lektur dotyczących ustroju Drugiej Rzeszy niemieckiej. Reszta wywodu Euklidesa jest absurdalna. Związek między federalnym charakterem Cesarstwa Niemieckiego i uniemożliwieniem negocjacji pokojowych występuje tylko w imaginacji Euklidesa. Proszę przeczytać dokładnie jakikolwiek życiorys Hitlera. Jego losy do wybuchu pierwszej wojny są klasycznym przykładem życiorysu jednostki nawiedzonej, zdziecinniałej, niezdolnej do w miarę normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Nie chodzi tu o to, że popadł w nędzę, czy trafił do noclegowni. To może się zdarzyć każdemu, a już szczególności w ówczesnym, drapieżnym kapitalizmie. Dziwactwo Hitlera polegało na tym, że nie zrobił nic żeby tego uniknąć. Jego życiorys do pierwszej wojny wygląda mniej więcej tak. Do pewnego momentu pod opieką troskliwej mamusi, która – choć było jej niełatwo po śmierci męża – uwalniała ukochanego syneczka od jakichkolwiek trosk. Potem kasuje spadek po mamie i rentę sierocą - i wyjeżdża z naiwnym kolegą do Wiednia. Potem jeszcze dostaje pożyczkę od naiwnej (i pewnie upośledzonej) Hanitante. I Hitler po prostu trwoni te zasoby, oczekując na cud. Na to, że świat sam z siebie pozna się na geniuszu. Zamiast szukać pracy, chodzi wielokrotnie na te same przedstawienia do opery. Próbuje jeszcze raz dostać się do Akademii, ale nie zostaje nawet dopuszczony do egzaminów. Obraża się zatem na wszelkie szkoły. Ma list polecony do znanego profesora Rollera – nie korzysta z niego, gdyż boi się, że Roller nie pozna się na jego geniuszu. Woli swoje niepowodzenia zwalać na niezrozumienie innych. Ogrywać rolę dręczonego przez wszystkich, niezrozumianego geniusza. Gdy jest tak naprawdę tylko młodym, niezaradnym, niewiele potrafiącym człowiekiem z wybujałym ego i fiksacją na tle opery, architektury i narodu niemieckiego. Z Kubizkiem siedzą w domu i próbują – dwaj kompletnie niekompetentni młodzi ludzie (Kubizek potrafił wówczas trochę brzdąkać na pianinie) - dokończyć jedną z oper Wagnera (!!!), zorganizować objazdową orkiestrę symfoniczną, czy przebudować Wiedeń. Oczywiście nikt o tych ich próbach, oprócz nich samych nie wie. Jak nazwać kompletnego dyletanta, który w zaciszu domowym pisze z kolegą operę o Wielandzie? Hitler buja w obłokach, oddając się naiwnym, dziecinnym mrzonkom. Czysta dziecinada, może i śmieszna, tyle że groźna dla Hitlera, bo nie robi on jednocześnie nic, aby jakoś zapewnić sobie środki do życia. W końcu zasoby się kończą, Hitler spada na samo dno. Nie umiera z głodu tylko dlatego, że potrafi malować pocztówki i obrazy Wiednia. Ale jest to – do otrzymana kolejnego spadku – czysta wegetacja. Oczywiście, wzbogacana wywodami politycznymi w noclegowni dla mężczyzn. Młody Hitler nie ma przez większość wiedeńskiego okresu przyjaciół (z wyjątkiem naiwnego Kubizka, z którym zresztą się dosyć szybko rozstanie), prawdziwych znajomych, z rodziną jest poróżniony, kobiet się boi, seks odrzuca, życiem towarzyskim nie jest zainteresowany, pracy nie szuka, nawet nie usiłuje jakoś zadbać o swój los, jest geniuszem, którego nikt go nie rozumie, formalna nauka go przestaje interesować, „uczy się” sam, mając w pogardzie cały świat. To nie jest zwykły młody człowiek. To jednostka, która nie potrafi i nie chce odnaleźć się w społeczeństwie. Właściwie wszyscy – indagowani później - znajomi Hitlera z młodości byli zaskoczeni jego późniejszą karierą. We Wiedniu nic jej w każdym razie nie zapowiadało. A dziejową tragedią było to, że powstała sytuacja, w której wielka, polityczna kariera kogoś takiego stała się jednak możliwa. A Euklidesowi nie przychodzi może do głowy, że istnieją na świecie i istniały wówczas biblioteki oraz czytelnie? Chociażby w noclegowni, w której mieszkał przez lata Hitler istniała dosyć dobrze zaopatrzona biblioteka, była też tam czytelnia, w której wykładano kilka codziennych gazet. Hitler rzeczywiście czytał bardzo dużo, natomiast nic nie jest wiadomo o tym, aby posiadał w tamtych czasach jakikolwiek własny zbiór książek. Inna sprawa, że istotną część wiedzy (szczególnie w zakresie historii, polityki i filozofii) Hitler zapewne nie pozyskiwał z książek, ale z różnych, popularnych wówczas broszur (np. partyjnych). O - z niewiadomych powodów - mocno akcentowanym przez Euklidesa związku Hitlera z Lanzem von Liebenfelsem (właściwie Josephem Adolfem Lanzem, potem przypisał sobie godność barona Johanna Lancz von Liebenfels)) nie da się nic konkretnego powiedzieć. To znaczy wiemy tyle, że Lanz w późniejszym wieku pisał i rozpowiadał jakoby był prekursorem hitleryzmu i spotkał młodego, zabiedzonego Hitlera, dał mu kilka numerów "Ostary" i małe wsparcie finansowe. Tyle, że Lanza trudno uznać za osobę poważną. Zmiana tożsamości, fałszywy doktorat, tudzież tytuł głównego "dzieła": "Theozoologie oder die Kunde von den Sodoms-Äfflingen und dem Götter-Elektron" - dosyć dobitnie o tym świadczą. Nie wiadomo, czy Hitler prenumerował "Ostarę", czy kiedykolwiek spotkał Lanza. Po latach może raz wspomniał o nim z pogardą ("homoseksualna klika Lanza"). Przypuszczam, że Hitler znał na pewno poglądy i teorie Lanza, jak i teorie oraz poglądy wielu z epoki, natomiast Lanza można rozpatrywać jako tylko jednego z wielu ciężko nawiedzonych niemiecko-narodowo, którzy mieli wpływ na kształtowanie się poglądów młodego Hitlera. A miała, miała. W sytuacji, gdy Paula była nieletnia, a Hanitante właściwie upośledzona, to Angela prowadziła ich księgi finansowe i sprawowała nad nimi faktyczną pieczę. Później wychowywała Paulę i trójkę swoich dzieci. A do tego i ona, i generalnie cała rodzina uważała Hitlera za wałkonia, który mógłby wreszcie wziąć się do pracy. A Hitler z Angelą Raubal spotkał się dopiero po około dziesięciu latach. Doszło miedzy nimi do pewnego pojednania (z czasem w jego tle była pewnie Gela), które zresztą nie jest niczym dziwnym w relacjach rodzinnych, ale Hitler nigdy nie darzył szacunkiem swoich sióstr. A panią Raubal wywalił zresztą ze stanowiska gospodyni domu Wachenfeld. Przecież pisałem, że Hitler dostał całkiem spory spadek po ojcu. Gdy i ten zaczął się kończyć - w Monachium nadal malował pocztówki, czasami szyldy i reklamy. Informacje o dostatnim życiu Hitlera w Monachium są bardzo mocno przesadzone. Razem z Häuslerem często biedowali. Jak już pisałem, szczegóły poszukiwań Hitlera są nieznane. Wiemy, że w macierzystym Linzu w archiwach są adnotacje, że jego adres jest nieznany. Znaleziono go dopiero w Monachium. Czy ktoś na niego doniósł, czy sam Hitler jakoś nieopatrznie się zdradził, czy jakiś niemiecki urząd o nim Austriaków poinformował - nie wiadomo. Jak Euklides coś wie więcej na ten temat - proszę napisać. Jak już pisałem, szczegółów - dlaczego Hitler nie miał większych problemów z wstąpieniem do sojuszniczej, ale jednak niewłaściwej ze względu na obywatelstwo armii - może nie poznamy. Wersje są różne. Z podaniem do samego króla Bawarii, a nawet cesarza - włącznie. Jest też wersja o przymknięciu oka przez urzędnika, czy o pomyłce. Wiemy, że Hitler nie był jedynym austriackim obywatelem w swoim pułku - zatem sytuacja nie była odosobniona. Ja - w każdym razie - nie przypominam sobie szczegółów decyzji, która pozwoliła Hitlerowi służyć w niemieckim wojsku. Wszelkie gdybania - jak na razie - są zatem podobnie uzasadnione. A przykład kapitana z Köpenick - jak już zaznaczył Secesjonista - dobrze pokazuje oczywistą prawdę, że każdy się myli. Także niemiecka administracja.
-
Jak upamiętniają inni? Pomniki, baseny i ....
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Jak już szukamy oryginalności: 1) pomnik starych butów w Cartagenie (Kolumbia): http://www.waymarking.com/waymarks/WMFZ52_Luis_Carlos_Lopez_Cartagena_Colombia 2) pomnik buta w Saratoga National Historical Park (USA): https://en.wikipedia.org/wiki/Boot_Monument 3) pomnik buta rzuconego w prezydenta Busha juniora - Tikrit (Irak): http://edition.cnn.com/2009/WORLD/meast/01/29/iraq.shoe.monument/ 4) i - nie budzące bynajmniej uśmiechu - buty na brzegu Dunaju (Budapeszt): https://en.wikipedia.org/wiki/Shoes_on_the_Danube_Bank 5) podobnie smutne, ale nietrwałe upamiętnienie dzieci zabitych w strzelaninach szkolnych - Waszyngton (USA): http://mycbs4.com/news/videos/shoe-monument-to-appear-on-capitol-lawn-to-represent-children-killed-in-school-shootings -
A to już Euklides musi popolemizować z wypowiedziami samego Adolfa Hitlera, który wielokrotnie wyjaśniał swój stosunek do monarchii habsburskiej i powody, dla których nie miał ochoty wstąpić do armii swojego macierzystego kraju. Natomiast - ochotniczo wstąpił do armii niemieckiej. Istniejące nadal w Niemczech dosyć duże różnice międzyregionalne (a czasami nawet szowinizm regionalny, czy niechęć między regionami) nie zmienia faktu, że istnieje także ogólnoniemiecki patriotyzm (także w swych najskrajniejszych przejawach - nacjonalizm, szowinizm). Budzący się, a wkrótce rozkwitający gdzieś od początków XIX-wieku. To chociażby Ludwik I bawarski zbudował Walhallę o ogólnoniemieckiej wymowie. Bawarczycy mogli nie lubić Prusaków, ale w latach 1914-1918 nie stanowiło to problemu dla spoistości cesarstwa, czy jego armii. A koniec, końców, oddziały bawarskie w praktyce pierwszo-wojennej odróżniały tylko biało-niebieską lamówką na typowym, ogólnoniemieckim mundurze. Poza tym, co swoim wywodem Euklides chce udowodnić? To, że Hitler nie był niemieckim, tylko bawarskim patriotą? Uważał się za Niemca. Urodził się w Austrii, mówił z bawarskim akcentem. Wyrósł pod wpływem wielkoniemieckiej propagandy, dosyć popularnej także wśród austriackich Niemców. Wielokrotnie wypowiadał się o tym, dlaczego gardził państwem Habsburgów. Wstąpił do tej części ogólnoniemieckich sił zbrojnych, która była z racji jego zamieszkania w Monachium najbliższa geograficznie. Nic tu właściwie nie ma do ustalania. Hitler od lutego 1910 do maja 1913 był zameldowany w noclegowni dla mężczyzn prowadzonej przez gminę wiedeńską (ul. Meldemannstrasse 27, dzielnica Brigittenau). Znane są także relacje naocznych świadków o tym czym w tym czasie się zajmował, aczkolwiek rzeczywiście za okres 1910-1912 wiarygodnych relacji bezpośrednich świadków relatywnie brakuje. Trudno jednak przypuszczać, aby bezdomny, zabiedzony, niezaradny życiowo człowiek, w tym czasie dokonywał jakiś szczególnie ważnych czynów, czy działań. Ani, żeby był postacią atrakcyjną dla jakiejkolwiek instytucji (policji), czy organizacji. Bardziej tajemniczy jest jednak okres od września 1909 do lutego 1910. W wrześniu 1909 wyprowadził się z ostatniego wynajmowanego pokoju. Nocował w azylu dla bezdomnych w Meidling, ale nie jest wykluczone, że przez pierwsze dni bezdomności mógł spać na ławce w parku. W każdym razie, o tym okresie raczej nie ma relacji świadków, a Hitler niezbyt chętnie do niego wracał. Przecież już napisałem - Hitler nie stawiał się konsekwentnie do poboru, natomiast władze austriackie, gdyby chciałby - mogłyby go znaleźć. Generalnie jego adres zameldowania w latach 1910-1913 był znany. Władze szukały dosyć opieszale, ale trzeba przyznać - jednak znalazły go (i to w Monachium). Choć przy meldowaniu w Monachium podał się (niezgodnie z prawdą) za bezpaństwowca. Skądinąd, może i to pomogło mu przy zaciąganiu się do niemieckiego wojska. Renta sieroca Hitlera wynosiła 25 koron i raczej nie wystarczała na życie. Szacowano, że w bardzo drogim Wiedniu minimum, które wystarczy do w miarę godnego przeżycia to około 100 koron miesięcznie. A okres po 1909 roku to do tego czas dużej drożyzny (i bezrobocia). A co najważniejsze - od 1910 (może 1909) roku Hitler tej renty już praktycznie nie otrzymywał. Historia renty sierocej Hitlera (i jego konfliktu na tym tle z rodziną - przede wszystkim Angelą Raubal - która uważała w skrócie, że Adolf powinien wziąć się do roboty i przekazać całość renty sierocej na rzecz Pauli Hitler) jest sama w sobie ciekawa. Tak czy inaczej w 1910 (a może już w 1909) roku Angela "załatwia" u opiekuna prawnego Hitlera, aby renty sierocej Adolfa już nie wysyłał z Linzu do Wiednia, a w 1911 roku uzyskuje decyzję sądu, która brzmi w skrócie tak - "Adolf może już sam siebie utrzymywać, cała renta należy się Pauli". Hitler musi się zatem w pełni utrzymywać ze swojego malarstwa (skądinąd - niezbyt dochodowego). Hitler (i Paula) otrzymali także spadek po matce. Natomiast, spadek pieniężny po ojcu do ukończenia przez niego 24 lat pozostawał na koncie urzędowym. W każdym razie, można założyć, że spadek po matce i renta sieroca pozwalały Hitlerowi żyć w miarę dostatnio we Wiedniu przez około rok. A niż żałował sobie wówczas, chodząc chociażby często do opery. Poratowała go jeszcze pożyczka od ciotki. Wytrzymał w sumie jakoś trochę więcej niż rok. Ale jesienią 1909 roku jest już bezdomny i skrajnie ubogi. Utrzymuje się potem z malowania, ale jest to nadal wegetacja. Szacuje się, że jego miesięczny dochód wynosił wówczas maksimum 30-40 koron. To poniżej granicy ubóstwa. Może starcza na zamieszkanie w noclegowni (ok. 18 koron) i wyżywienie w stołówce tejże noclegowni (ok. 15 koron). Na nie więcej, włącznie z ubraniem. Chodzi więc starych, porwanych ciuchach z lepszych czasów. Odżywa w maju 1913 roku, gdy otrzymuje spadek po ojcu (z oprocentowaniem). To pozwala mu na wyjazd do Monachium i daje mu zasób finansowy na jakiś czas (aczkolwiek nadal musi malować pocztówki, aby się utrzymać). Niedługo jednak wybucha wojna i daje mu sen życia. Gdyby nie to, pewnie znowu wegetowałby w nędzy. Jak już pisałem, szczegółów - dlaczego Hitler nie miał większych problemów z wstąpieniem do sojuszniczej, ale jednak niewłaściwej ze względu na obywatelstwo armii - może nie poznamy. Ja - w każdym razie - takowych szczegółów nie pamiętam. Gdybania Euklidesa w tej materii są zatem tak samo uzasadnione, jak jakiekolwiek inne. A przykład kapitana Köpenick, pokazuje, że nawet bardzo sprawny niemiecko-pruski aparat państwowy mógł zostać wprowadzony w błąd.
-
Ja bym się bardziej obawiał materializacji wizji wojsk słowiańskich królów Lechii...
-
Marynarka Wojenna RP u progu zaniku
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
A czy ja mówię, że nie jest poprawna? Jest - dziwaczna. Przynajmniej dla osoby trochę przyzwyczajonej do tradycyjnego języka polskiego i polskiej terminologii morskiej. Ale w świecie, gdzie roi się od interesariuszy, optymalnych trybów pozyskania, cykli planistycznych - dobry i komponent morski. Byle się tylko z kompotem, czy kompostem postronnym nie mylił. OT. A tak nawiasem mówiąc, może weźmiemy dobry przykład? W ramach wprowadzania kompleksowej racjonalizacji sytemu koordynacji i zarządzania pozyskanych środków materialno-technicznych, interesariuszy wewnętrznych oraz zewnętrznych forum - w ramach cyklu planistycznego 2018/2019 - implementować można beznakładowo terminologię: użytkowniczy komponent forum.historia.org.pl, moderatorski komponent forum.historia.org.pl, administratorski komponent forum.historia.org.pl, ekspercki komponent forum.historia.org.pl itd.? -
Marynarka Wojenna RP u progu zaniku
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Z okazji objęcia przez kontradmirała K. Jaworskiego dowództwa Centrum Operacji Morskich - Dowództwa Komponentu Morskiego (kto te nazwy wymyśla?) odbyła się na gdyńskiej redzie parada 3. Flotylli Okrętów. Wszystkie biorące w niej udział okręty szczęśliwie wróciły do portu. http://3fo.wp.mil.pl/pl/4_706.html http://www.portalmorski.pl/bezpieczenstwo-granice/39396-kontradmiral-jaworski-dowodca-centrum-operacji-morskich -
To zdjęcie ze spotkania prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmouda Abbasa z Erdoğanem. Odbyło się ono w 2015 roku. Zdjęcia pochodzą z właśnie otwartego, nowego pałacu prezydenckiego. Trochę naród turecki kosztował, ale co tam. Stroje 16 "wartowników" mają symbolizować 16 "imperiów" stworzonych przez ludy tureckie (gdzieś od państwa Hunów i jego poprzedników - po Imperium Osmańskie) oraz 16 gwiazd w tureckim herbie prezydenckim (też odnoszą się one do owych 16 "tureckich imperiów", dla ekstremalnie zainteresowanych - link do strony tureckiej z wyliczeniem owej historycznej 16-tki - https://www.makaleler.com/16-turk-devleti). Taka pana-Erdoğanowa mania wielkości (jak i sam pałac). Efekt raczej kabaretowy. Szkoda Turcji, bo to fajny kraj, ale i tam wielu populizm oraz naiwna propaganda się podoba. Turecka Gwardia Prezydencka nosiła (albowiem po wydarzeniach 2016 roku została rozwiązana) inne umundurowanie, co widać na dalszych zdjęciach z wydarzenia opisanego powyżej. http://www.euronews.com/2015/01/13/erdogans-warrior-welcome-for-mahmoud-abbas Nieciekawie zaczyna się dziać w ekonomii tureckiej. Ciekawe, jakie operacje propagandowe wymyśli na to konto Erdoğan? Ostatnio coś mówił o dolarowych terrorystach. Prawie cały świat zewnętrzny nie rozumie wielkiego, tureckiego przywódcy i knuje... https://www.bankier.pl/wiadomosc/Boze-pomoz-Turcji-Lira-szuka-dna-7591054.html https://businessinsider.com.pl/waluty/kryzys-w-turcji-lira-najslabsza-w-historii/wgvjzf7 http://forsal.pl/artykuly/1110140,turcja-ma-problem-waluta-jest-na-dnie-rating-leci-w-dol.html http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2017-01-12/erdogan-oskarza-dolarowych-terrorystow-celem-jest-rzucenie-turcji-na-kolana/ Dopisek: Znalazłem anglojęzyczną stronę z wyliczeniem Szesnastu Wielkich Tureckich Imperiów: https://en.wikipedia.org/wiki/16_Great_Turkic_Empires A tu kpiny pewnie wrogiej Przywódcy i sponsorowanej przez wrażą zagranicę strony internetowej ze szlafrokowatego stroju jednego z wojowników. Wrogowie i warchoły dały szesnastu wojownikom przydomek Duşakabinoğullari (Synowie kabiny prysznicowej): http://www.sozcu.com.tr/2015/gundem/dusakabinogullari-3-ay-surmus-712029/ A tu inne występy szesnastki wojowników (chyba już bez tego w poranniku): https://www.birgun.net/haber-detay/dusakabinogullarini-dolmabahce-sarayi-na-getirdi-113348.html
-
Nie było 11-tej armii uderzeniowej. Florek cytuje (bez podania źródła) artykuł z "Gazety Wyborczej" (http://wyborcza.pl/1,76842,9827476,Hitler_od_nas_oberwie.html?disableRedirects=true), w którym jest mowa o 2-giej armii uderzeniowej (2-я ударная армия). Jej dowódcą rzeczywiście był Własow. A tu nieco bardziej kompetentnie opisane wydarzenia towarzyszące klęsce tej armii: https://ru.wikipedia.org/wiki/Операция_по_выводу_из_окружения_2-й_ударной_армии
-
Nie mam ochoty na kolejną bezsensowną dyskusję z Euklidesem. Jeżeli uważa on, że Hitler nie był żołnierzem armii Cesarstwa Niemiec, tylko wyłącznie żołnierzem króla bawarskiego - to niech już tym swoim przekonaniu pozostaje. Świat się od tego nie zawali. Hitler zafascynowany wszechniemiecką propagandą, ewidentnie chciał uniknąć poboru do armii austro-węgierskiej. W latach 1910-1913 nie stawiał się do poboru. Tłumaczył się potem, że w Linzu (gdzie był prowadzony właściwy dla niego rejestr poborowych) w lutym 1910 złożył podanie o pozwolenia stawienia się do poboru we Wiedniu, a we Wiedniu nikt go już do poboru nie wezwał. Jest to wszakże nie do potwierdzenia, z powodu braku takiego podania w archiwum w Linzu. Jest pewne, że w latach 1910-1913 w rejestrze poborowych w Linzu przy nazwisku Hitlera była adnotacja: "Nieobecny bez usprawiedliwienia, nie udało się ustalić miejsca pobytu". A we Wiedniu - był zameldowany w noclegowni, zatem odpowiednie władze mogłyby go teoretycznie znaleźć. Należy zatem - raczej - zakładać, że historia "o podaniu" jest późniejszą konfabulacją Hitlera. Po prostu - kompletnie zlekceważył fakt, że jego rocznik podlega poborowi, a władze z Linzu go nie znalazły. Do czasu. W styczniu 1914 roku (kiedy już mieszkał w Monachium) dostał urzędowe pismo z Linzu, wzywające go pod karą aresztu i grzywny do stawiennictwa do poboru. Tłumaczył się niewiedzą, że był kiedykolwiek wzywany do poboru, nieposzlakowaną opinią, cierpieniami i nędzą. Oraz prosił, żeby mógł się stawić do poboru nie w Linzu, lecz w Salzburgu. 15 lutego 1914 roku przebadano go w Salzburgu i uznano za niezdolnego do służby wojskowej w Kaiserliche und königliche Armee. Można przypuszczać, że ten fakt definitywnie zadecydował, iż nie ścigano go już za wcześniejsze uchylanie się od poboru. I o tym, że armia austriacko-węgierska straciła nim większe zainteresowanie. Zob. Brigitte Hamann, Wiedeń Hitlera. Lata nauki pewnego dyktatora, Warszawa 1999, s. 369 i 377. 3 sierpnia 1914 roku, mieszkający w Monachium Hitler, zgłosił się na ochotnika do armii niemieckiej. Polityczne wyjaśnienie tego kroku zawarł w "Mein Kampf" - poczuwał się do lojalności w stosunku do narodu niemieckiego, nie do państwa habsburskiego. Już chyba następnego dnia dostał powołanie do 16-tego bawarskiego pułku (późniejszy "pułk Lista"). Dlaczego odpowiednie władze niemieckie nie widziały w tym najmniejszego problemu - szczegółów się pewnie nie dowiemy. Panował czas euforii nacjonalistycznej, władze państwowe z radością witały jej przejawy. Hitler był Niemcem, obywatelem "bratniego" państwa sojuszniczego (zrzekł się obywatelstwa austriackiego dopiero w 1925 roku). Podejrzewam, że konkretny, bawarski urzędnik przeszedł po prostu nad ewentualnymi problemami prawnymi do porządku dziennego. Aczkolwiek spotkałem się z różnymi wyjaśnieniami historyków. Jedni uważają, że była to zwykła administracyjna pomyłka, inni nawet, że Hitler pisał do samego króla Bawarii. W przedinternetowej epoce nikt specjalnie nie był zainteresowany szczegółowym badaniem losów nikomu nie znanego szeregowca, który służył w sojuszniczej armii - z punktu widzenia władz austriackich (czy pochodził z sojuszniczego państwa - z punktu widzenia władz niemieckich). Do tego - był niewątpliwie etnicznym Niemcem, a w archiwach armii austriackiej figurował jako niezdolny do służby wojskowej. Tym bardziej, że Niemcy były właściwie w epoce przejściowej, jeżeli chodzi o obywatelstwo. Dopiero w 1913 roku pojawia się ogólnoniemiecki akt prawny dotyczący obywatelstwa: Reichs- und Staatsangehörigkeitsgesetz vom 22. Juli 1913 (tekst: http://www.documentarchiv.de/ksr/1913/reichs-staatsangehoerigkeitsgesetz.html). Pewien chaos związany z wprowadzaniem tej regulacji mógł pomóc Hitlerowi w realizacji jego marzenia służby w armii niemieckiej. Zdarzenie to zostało także zbadane po latach (w 1932 roku) przez władze austriackie i uznano, że nie można Hitlera określać mianem dezertera z armii austriackiej (nawet gdyby zlekceważył powołanie do Landsturmu - pospolitego ruszenia), gdyż nigdy za to nie został ukarany. Zob. Brigitte Hamann, op. cit.s. 378-379. Karol Grünberg, Adolf Hitler. Biografia, Warszawa 1994, s. 23.
-
Przykłady działań i operacji "samobójczych" w historii wojen, w tym historia kamikaze, czy historia specjalnych oddziałów szturmowych (w rodzaju niemieckich Stoßtrupp) nie jest żadną wiedzą tajemną. Przypuszczam, że także wykładaną. Nowatorskie jest jedynie nazewnictwo ("żołnierze szokowi"), które stosuje Florek.
-
Interesujące opracowanie o włoskiej propagandzie z tego okresu (T. Row, Mobilizing the Nation: Italian Propaganda in the Great War, The Journal of Decorative and Propaganda Arts, Vol. 24/2002, s. 141-169) : https://web.viu.ca/davies/H482.WWI/ItalianPropaganda.WWI.pdf
-
A zasługa wprowadzenia do języka polskiego pojęcia "żołnierze szokowi" przypadnie niewątpliwie Florkowi. Aczkolwiek, niektórzy polscy żołnierze mogą nią zostać zszokowani.
-
W sytuacji, gdy mamy polskie określenie "oddział szturmowy", czy "grupa szturmowa" (ewentualnie "uderzeniowa", czy "specjalna"), chyba bez najmniejszego sensu jest bezrefleksyjne posługiwanie się kalką anglojęzycznej terminologii. Tym bardziej, że słowo "szok" w języku polskim występuje zasadniczo w zdecydowanie innych kontekstach.