Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Plusy i Minusy AK-47

    Dziękuję za wyjaśnienie. Jednak co ekspert, to ekspert. Dziś jest już późno, ale jutro byłbym wdzięczny za krótką poradę ekspercką, gdzie znajdziemy w tej broni kolbę, a gdzie lufę.
  2. Wojna na Wschodzie Ukrainy

    To była taka sytuacja, że większość ludności Krymu i większość tradycyjnego elektoratu "Partii Regionów" nie była specjalnie zadowolona z rezultatów "majdanu", ale bez ewidentnego zaangażowania rosyjskiego nie byłoby ani aneksji Krymu, ani walk w Donbasie. Aby tego typu "news", który pojawił się w okresie zaciętej wojny propagandowej między dwoma, zainteresowanymi stronami, uznać za w miarę prawdopodobny - należy: 1. Sprawdzić fakty samemu "u źródła" (czego - zakładam - nie zrobiłeś), lub/i 2. Uzyskać potwierdzenie informacji z kilku źródeł - w tym w miarę poważnych i niezależnych (takowego potwierdzenia na razie w Twoich postach nie widzę).
  3. Wojna na Wschodzie Ukrainy

    Ja tam ekspertem nie jestem, ale ekspert powinien tego typu doniesienia zainteresowanych stron traktować cum grano salis. W tym konflikcie, jak zresztą w wielu innych w historii, obydwie strony już opowiadały niestworzone rzeczy. Przy czym strona rosyjska - jakby trochę więcej (przypomnijmy, że wszystko zaczęło się od propagandowych opowieści o napięciu i groźbie rzezi na Krymie, na którym panował akurat święty spokój).
  4. Stolica RFN

    Na poniższej stronie opisane są z grubsza wydarzenia prowadzące do tymczasowej stołeczności Bonn: https://de.wikipedia.org/wiki/Hauptstadtfrage_der_Bundesrepublik_Deutschland I jeszcze trochę ciekawostek tu: http://www.spiegel.de/einestages/hauptstadtfrage-1949-a-948163.html
  5. Dania - jak to możliwe?

    I tak, dzięki koncepcjom Janceta druga wojna światowa zakończyłaby się wielkim alianckim zwycięstwem w kwietniu 1940. Wystarczyłoby tylko, żeby Duńczycy dozbroili się na potęgę (w skali duńskiej) i powstrzymywali bohatersko przez jakiś czas Niemców. A ja śmiem wątpić. Skoro takim przełomem nie była kampania polska, czy kampania norweska, rozgrywane przez Niemców w zdecydowanie gorszych warunkach - to czemu niby miała nim być kampania duńska? O ile wiem, żadna pomoc nie została Danii udzielona, zatem żadnego dylematu "chcąc-niechcąc" nie było. Wedle mojej wiedzy takiej pomocy nawet poważnie nie rozważano, uznając w tej fazie konfliktu obszar Danii za bezwartościowy strategicznie (z punktu widzenia aliantów). Inaczej niż w przypadku Norwegii. Cóż, a moim zdaniem inaczej wygląda sytuacja, gdy ktoś mówi małemu państwu, że mu jakoś pomoże jeżeli będzie się broniło, a inaczej - gdy nadziei pomocy nie ma. Nikt chyba (może z wyjątkiem T. Pawłowicza) nie będzie przesadnie ganił państw bałtyckich, że się nie broniły w czerwcu 1940. Również - z innej beczki - jak się porówna sytuację Polski i Czechosłowacji, to polskie zarzuty, "że Czesi się nie bronili" wyglądają na nie do końca uzasadnione. Jak się rusza do boju z sojuszem z dwoma supermocarstwami i założeniem (cokolwiek błędnym), że ZSRR będzie życzliwie neutralny, to łatwo krytykować Czechosłowację, która miała niezagrożoną granicę jedynie z Rumunią i została zdradzona przez Zachód. A jeszcze raz powtórzę - Duńczycy się bronili. Dokładnie tyle, ile z ich punktu widzenia było potrzebne. Aby nie ponieść dużych strat, dać dowód, że okupacja jest wymuszona i uzyskać jej dobre warunki. Może nie były to duńskie Termopile, ale - znowu się powtórzę - Dania na takim zachowaniu wyszła korzystnie. I raczej nikt jej za to nie ganił, a nawet została szczególnie uhonorowana i zapadła pozytywnie w "świadomość światową" (szczególnie za akcję ratowania Żydów, pomijam tu jej szczegóły). Czyli Duńczycy robiąc to, co robili w latach 1940-1945: nie stracili dobrej opinii, a nawet zyskali bardzo dobrą, nikt nie miał problemu z zaliczeniem ich do ofiar Hitlera, do świata Zachodu, nie ponieśli wielkich strat ludnościowych, nie odnieśli szczególnych szkód materialnych. W sumie - chyba nieźle. Największy problem z pozytywną oceną lat 1940-1945 mają chyba sami Duńczycy, ale to już inna historia.
  6. Plusy i Minusy AK-47

    A to takie czarne u dołu to magazynek, jak mniemam?
  7. Dania - jak to możliwe?

    O ile zainteresowanie aliantów Norwegią (zarówno w czasie wojny zimowej, jak i po jej zakończeniu) jest znane i oczywiste, to - szczerze mówiąc - nie słyszałem nic o jakichkolwiek ich planach wobec Danii (czy wobec agresji niemieckiej na Danię). Zresztą - też dla Niemców Dania miała drugorzędne znaczenie. Można powiedzieć, że zajęli ją niejako przy okazji, dla świętego spokoju. Pierwotnie Hitler zresztą zdaje się planował jedynie wymuszenie na Danii ograniczonych ustępstw (baz w północnej Jutlandii, w tym w Aalborgu), dla celów związanych z inwazją Norwegii, a nie okupację całego kraju. Jak już chyba była o tym mowa, dwa lata przed wojną, gdy Stauning sondował możliwość jakiegoś wsparcia ze strony brytyjskiej, Anthony Eden odesłał go do wsparcia boskiego... Zatem, konsekwentnie kontynuowano politykę nie drażnienia Niemiec i neutralności. 31 maja 1939 zawarto pakt o nieagresji (jako ciekawostkę można odnotować, że Dania formalnie nie była w stanie wojny z Niemcami w całym okresie 1940-1945) powstrzymywano się od wszelkich działań, które mogłyby rozsierdzić Niemców. Zdania w armii były podzielone, generał William Wain Prior optował za jej wzmocnieniem i aktywną obroną, Hjalmar Rechnitzer utrzymywał tzw. tyskerkursen ("kurs niemiecki"), ale fakt jest faktem - stan armii duńskiej i jej zachowanie w 1940 roku były efektem decyzji jednoznacznie politycznej. W ramach gdybania, można się jedynie zastanawiać - jakie mogłyby być inne decyzje polityczne w sprawie armii i do czego by doprowadziły? Armia duńska oczywiście mogłaby być silniejsza. W mojej ocenie, Niemcy musieliby zaangażować np. 10 dywizji zamiast dwóch (i brygady), a opór nie trwałby kilka godzin, tylko kilka dni. Kraj (i Kopenhaga) zostałyby zniszczone. Czy w Esbjergu, czy gdziekolwiek indziej na zachodnim wybrzeżu pojawiliby się alianci (i w jakiej liczbie) - można tylko gdybać. Pewnie nie, a jeżeli już - to pewnie z efektem podobnym, jak w Grecji. Lubimy i cenimy walczących do końca, niezbyt też pozytywnie na przebieg drugiej wojny wpłynęłoby to, jakby więcej krajów zachowało się jak Dania (ale w sumie - czym innym był sui temporis i to w większej skali appeasement?), ale - się powtórzę - per saldo decyzja polityków duńskich była dla ich małego kraju szczęśliwa.
  8. Dania - jak to możliwe?

    To wszystko już wkracza w obszar "finlandzkiego OT", zatem tylko: I. Istota jest nie w długości granicy, ale jej dostępności i jej walorach obronnych. Granica niemiecko-duńska biegnie przez nizinne pola, a duńskie plaże i porty wręcz zapraszają do desantu. Granica finlandzka to w swej większości "dzicz", bez dróg itp. II. Związek Radziecki zaatakował Finlandię zimą, dlatego, że jak najszybciej chciał skonsumować pierwsze zyski z paktu Ribbentrop-Mołotow (bazy w państwach bałtyckich i wstępne ich podporządkowanie, tudzież to samo w Finlandii). Nie było w tym jakichkolwiek przemyśleń strategicznych i rozmyślnego planowania: zima, czy lato? A pierwsza faza wojny (zresztą jedyna - i to częściowo - przewidywana pierwotnie przez optymistyczne dowództwo radzieckie) trwała, gdy wody wewnętrzne nie były zamarznięte (co armii finlandzkiej zresztą bardzo we wstępnej fazie działań opóźniających pomogło). Zatem, wojska radzieckie z pełnym rozmysłem weszły do Finlandii długimi kolumnami (kolejny dowód na stan umysłów i kompetencji ówczesnego dowództwa Armii Czerwonej), gdy jeziora i Zatoka Fińska nie były zamarznięte. Przewidując totalne pobicie Finlandii właściwie w okresie przed ich zamarznięciem. III. To oczywiste, ale jednym z "uroków" Armii Czerwonej czasu czystek było to, że nikt tam nie wpadł (przynajmniej przez czas dłuższy) na to, aby na front finlandzki skierować jednostki stworzone np. z syberyjskich myśliwych. A przede wszystkim - odpowiednio ubrane, zakamuflowane, czy wyposażone w narty. IV. Tallin nie był jeszcze wówczas radziecki, ale fakt faktem - lotnictwo radzieckie wykorzystywało bazy w Estonii, zresztą chyba cokolwiek niezgodnie z układem z 28 września 1939. A Helsinki były jak najbardziej bombardowane. Zresztą nie tylko one. Jednym z dowodów stanu Armii Czerwonej na przełomie 1939/1940 jest dosyć żałosny efekt tych bombardowań. I właściwe prawie kompletne niewykorzystanie ogromnej przewagi w powietrzu. W tym zakresie nie ma właściwie skali porównania, jeżeli chodzi o ówczesne umiejętności czerwonej awiacji i zdolności Luftwaffe. V. Ależ oczywiście, Rosjanie (i inne narody ZSRR) też są zdolni i potrafią się uczyć. Tylko to wymaga czasu. Kadra dowódcza i zdolności Armii Czerwonej jeszcze w 1941 wyglądają kiepsko, dwa lata później - już bynajmniej nie. Kilka miesięcy wojny zimowej to jednak zbyt mało na naukę. Choć wnioski oczywiście jakieś wysunęli i - koniec końców - o czym się często zapomina, radzieccy zaczęli tę wojnę powoli i wielkimi kosztami - wygrywać. VI. Jakiś korpus ekspedycyjny (z Brygadą Podhalańską) jednak na pomoc Finlandii szykowano. Należy przypuszczać, że obawy o zaangażowanie Wielkiej Brytanii i Francji (wówczas jeszcze traktowanych jako supermocarstwa), tudzież obawy o trwałość sojuszu z Niemcami, były (obok finlandzkiego oporu) jednym z powodów, dla których Stalin zdecydował się na zawarcie pokoju z Finlandią (w momencie, gdy wojska radzieckie powoli zaczęły zdobywać przewagę).
  9. Dania - jak to możliwe?

    Pamiętajmy zawsze, że Duńczycy rankiem 9 kwietnia 1940 roku stawili opór, czasami nadspodziewanie skuteczny. Kilkugodzinny i jeżeli zastosujemy do niego miarę ogółu drugo-wojennych ofiar - nader symboliczny, ale jednak. W tym sensie podobni byli bardziej do Finlandczyków, niż do mieszkańców państw bałtyckich, które nie zdecydowały się nawet na symboliczny opór wobec wschodniego sąsiada. A w sumie sytuację Danii można chyba prędzej porównać do sytuacji Litwy, Łotwy i Estonii, niż położonej w specyficznych warunkach geograficznych Finlandii. Oporu w Danii zaprzestano, gdy dano już światu dowód, że Dania Niemców nie zaprosiła, padła groźba powietrznej rzezi ludności Kopenhagi, a - koniec końców - warunki oferowane przez Niemców wydawały się nad wyraz znośne (przypomnijmy, że Dania nie ponosi w 1940 roku żadnych strat terytorialnych, nawet odzyskany po plebiscycie 1920 roku północny Szlezwik pozostaje w jej jurysdykcji, zachowuje armię, flotę, demokratyczny rząd, króla, zachowane są pozory neutralności kraju itp.). Finlandia miała na wschodniej granicy lasy, rekrutów przyzwyczajonych do przetrwania w skrajnych warunkach karelskiej zimy, linię Mannerheima - a przeciwko sobie armię radziecką z wystrzelaną przez Stalina kadrą dowódczą. Nie umniejsza to w niczym bohaterskości, ale jednak Karelia zimą, to nie południowa Jutlandia wiosną. A i Wehrmacht wiosną 1940, to nie Armia Czerwona zimą 1939/1940. A co do bojowego ducha. Warto pamiętać, że i sam wielki Mannerheim zapisał był odnośnie do sytuacji z 1939 roku: "Moim zdaniem powinniśmy byli bezwarunkowo, w taki, czy inny sposób, pójść Rosjanom na rękę, by polepszyć stosunki z potężnym sąsiadem". Za: C. G. Mannerheim, Wspomnienia, Editions Spotkania System 1996, s. 178. "W czasie dyskusji z członkami rządu, z radcą Paasikivim oraz innymi wpływowymi w polityce osobami podkreślałem, że powinniśmy dążyć do kompromisu, ponieważ, jak wszystkim wiadomo, nasza armia nie jest dostatecznie uzbrojona, by stawić czoło napaści mocarstwa". Ibidem, s. 190. I w Finlandii były zatem zasadnicze wątpliwości, ile można poświęcić, jak daleko pójść na współpracę, aby nie ryzykować konfliktu. Rozstrzygnął je na korzyść obrony fakt, że akceptacja żądań ZSRR praktycznie oznaczała koniec linii Mannerheima i otwarcie bezbronnego podbrzusza Finlandii na potencjalny cios. Zresztą - chwaląc Finlandczyków za bohaterstwo, może wypada uznać, że chyba nie powinniśmy wystawiać cenzurek (zob. cytat niżej) innym, którzy zadecydowali, czy zachowali się cokolwiek inaczej, w innych cokolwiek warunkach? Pamiętajmy, że byli na przełomie 39 i 40 roku tacy, co porównywali pogrom Polaków i bohaterstwo Finlandczyków. I wnioski wcale nie były korzystne dla nas. Aczkolwiek - jak miała pokazać najbliższa historia - niezbyt sprawiedliwe. Dyskusja nie jest o tym, czy zdarza się, że Dawid pokonuje, czy powstrzymuje przez jakiś czas Goliata, bo to się w historii niewątpliwie zdarza, tylko o tym - czy Dania po bitwie pod słynnym młynem chciała się widzieć w roli potencjalnego Dawida, toczącego krwawą, nierówną walkę z niemieckim Goliatem? I tu - moim zdaniem - odpowiedź jest negatywna. Motywem przewodnim duńskiej polityki staje się neutralność i nie drażnienie silniejszego. Konfliktu należy uniknąć, nawet dużym kosztem. Tak wygląda sedno polityki duńskiej - chociażby podczas pierwszej wojny światowej. Stąd i decyzja z roku 1940 - jeżeli już bronić się, to ewentualnie tak długo/krótko, aby dać świadectwo, że okupacja jest wymuszona siłą. Partie duńskie rzeczywiście do sprawy armii podchodziły w sposób zróżnicowany - od pomysłów pełnego rozbrojenia (sic!), przez socjaldemokratyczną ogólną niechęć do armii, po wizję armii, która mogłaby strzec neutralności, ale armia do niezbyt zdefiniowanego pilnowania neutralności to był już program maksimum. Zresztą, wobec zdecydowanej dominacji socjaldemokratów Stauninga - niezrealizowany (inna sprawa, że nie tylko w Danii nie spieszono się wówczas ze zbrojeniami). Nie oceniam powyższego w kategoriach defetyzmu, tylko realizmu. Taki był po prostu obiektywny stan rzeczy, że Dania w walce z Niemcami nie miała szans. I warto przy tym zawsze pamiętać, że takiej polityce zagranicznej towarzyszyła eksplozja inicjatywy wewnętrznej, która zmieniła Danię w nowoczesne państwo dobrobytu. Niezależnie od polskiej fascynacji powstaniami, obroną szańców do końca itp. chyba wypada skonstatować, że polityka duńska w latach 1864-1945 temu państwu i społeczeństwu się per saldo opłaciła. A o to chyba w polityce chodzi.
  10. Dania - jak to możliwe?

    Napisałem wyraźnie: "Czy Niemcy byli w jakikolwiek sposób zainteresowani tworzeniem odrębnych oddziałów z tych, których sami zaliczali do etnicznych Polaków?" Oferta Goralische Freiwilligen Waffen SS Legion nie była ofertą stworzenia polskiej formacji u boku Hitlera, tylko formacji wymyślonej narodowości góralskiej. W Danii oferta dotyczyła duńskich oddziałów, a nie np. - nie istniejącej skądinąd - "narodowości fiońskiej". Bardzo chętnie. Nie mam zamiaru idealizować Duńczyków i jestem np. gotowy do wszelakiej dyskusji także o ciemniejszych stronach czasów okupacji Danii. Chociażby o (niekiedy nie zawsze chwalebnych) szczegółach znanej ewakuacji Żydów. Nie lubię jednak przesady. Po prostu nie widzę uzasadnienia, aby pisać o formalnym sojuszu Danii z III Rzeszą, czy masowym rwaniu się Duńczyków do służby w SS. Nie chcemy, aby nas - Polaków - upraszczali, stygmatyzowali, "stereotypizowali" - nie róbmy tego innym. Jak już amatorsko paramy się historią, to starajmy się widzieć jej złożoność i częstą fundamentalną odmienność okoliczności.
  11. Dania - jak to możliwe?

    A ile razy i przez kogo (ze strony niemieckiej) składana była oferta masowego przyjmowania Polaków do Waffen-SS? Jakie były szczegóły tej oferty - może własne dowództwo, może własna flaga? Czy Niemcy byli w jakikolwiek sposób zainteresowani tworzeniem odrębnych oddziałów z tych, których sami zaliczali do etnicznych Polaków? Policja granatowa i powstały "przy okazji" Schutzmannschafts Batallion 202 - to właściwie całość "oferty niemieckiej". Zatem - wolne żarty - takiej oferty militarnego współdziałania nie było, zatem nie wiemy jaki byłby na nią odzew. Na przykład: po klęsce Francji, czy w czerwcu 1941, czy po ujawnieniu zbrodni katyńskiej? Przecież pewne "militarne awanse" w kierunku Polaków ze strony niemieckiej, dosyć ograniczone i zdecydowanie mgławicowe pojawiły się dopiero w momencie, gdy tylko już bardzo, bardzo mało rozgarnięte jednostki mogły wierzyć w zwycięstwo Rzeszy (październik-grudzień 1944). Zob. J. Gdański, Polacy po stronie Niemców http://ioh.pl/artykuly/pokaz/polacy-po-stronie-niemcw,1052/ Osobiście uważam, że - gdyby taka niemiecka oferta się pojawiła - odzew wśród Polaków byłby niezbyt imponujący, z powodów, o których piszę poniżej, ale konkretnie jaki - nikt nie jest w stanie tego powiedzieć. A może akurat byłby porównywalny do duńskiego, mimo zbrodni niemieckich w Polsce? Jak już napisano - to historia alternatywna. Oferty nie było, zatem wymiar odzewu na hipotetyczną jest tylko gdybaniem. A jeszcze większym gdybaniem jest potencjalny odzew na niemiecką ofertę w sytuacji "łagodnej okupacji" w Polsce. Gdyby Niemcy w 1939 roku nie dokonali żadnych aneksji na niekorzyść Polski, nikogo nie rozstrzelali i zostawili nam w miarę samodzielny rząd? Odpowiedzi nie znamy i znać nie będziemy, zatem byłbym ostrożny w potępianiu Duńczyków. Dyskusja jest lekko bezcelowa, bo chyba nikt nie neguje faktu, że okupacja Danii miała zdecydowanie inny charakter niż Polski. Co musiało także wpływać na postawy Polaków i Duńczyków. U nas kolaboracja z Niemcami była związaniem się ze śmiertelnym wrogiem, który zlikwidował nasze państwo, nic nam właściwie nie oferował poza cierpieniem i zagrażał samemu istnieniu narodu. W Danii - była to kolaboracja "tylko" z uciążliwym okupantem, który bynajmniej i wcale nie posuwał się do ostateczności (przynajmniej przez pierwsze trzy lata). U nas - pole do współpracy z Niemcami w walce z ZSRR było z oczywistych (międzynarodowych) powodów zawężone. W Danii - wojna z ZSRR wśród szeregu antykomunistów, mogła być traktowana jako pożyteczna per saldo przygoda. Kontynuacja poparcia dla Finlandii z 1939 roku. U nas - generalnie (z niewielkimi wyjątkami) Niemcy wcale nie oczekiwali jakieś kolaboracji instytucjonalnej ze strony "polskich podludzi". W Danii - owszem. Duńczycy nie byli w ich ocenie podludźmi tylko wartościowymi, germańskimi braćmi. Smutna prawda jest tak, że tam gdzie w Europie Niemcy chcieli znaleźć kolaborantów - gotowych do walki po ich stronie z bronią w ręku - tam ich znaleźli. Przynajmniej do momentu, kiedy stało się jasne, że III Rzesza zaczyna się definitywnie "sypać". Nawet w ciężko doświadczonej Grecji (Bataliony Bezpieczeństwa). A to, że Duńczycy "rwali się" do służby w Waffen-SS trzeba by udowodnić. Plus minus 6.000 (w tym 1.500 duńskich Niemców) to o 6.000 za dużo, ale czy to rwanie się do służby? Jak byli traktowani przez społeczeństwo? Raczej podkreśla się ostracyzm, a nie entuzjazm. Mimo, że mocno antykomunistyczni byli także dominujący na duńskiej scenie politycznej socjaldemokraci. Warto też pamiętać, że wśród tych "rwących się" byli ludzie tacy jak Christian Peder Kryssing, którego trudno uznać za nazistę, czy szczególnego sympatyka Niemiec. Prędzej za bardzo dużego naiwniaka - antykomunistę.
  12. Dania - jak to możliwe?

    Właściwie elaborat o Danii w czasie drugiej wojny światowej wypadałoby zacząć od tej bitwy (skądinąd figurki słynnego młyna są chyba w prawie każdym duńskim domu), a generalnie - od drugiej wojny o Szlezwik, podczas której miała ona miejsce (1864, a nie 1848 rok). O ile po pierwszej wojnie o Szlezwik (Treårskrigen - 1848-1850) Duńczycy wierzyli, że siłą ich oręża da się (jak przed wiekami) coś uzyskać, czy coś obronić, to druga wojna szlezwicka "przeorała" w tym zakresie duńską świadomość (i politykę). Doszli po prostu do wniosku, że są narodem zbyt małym i zbyt niekorzystnie położonym, aby za pomocą siły cokolwiek uzyskać w starciu z sąsiadami (przede wszystkim tym jednym, podstawowym - z południa). Rzut oka na statystyki ludnościowe z tego okresu i mapę po traktacie wiedeńskim (1864), na której malutka Dania "przyczepiona" jest od północy do wielkiego Cesarstwa Niemiec - pokazuje, że takie wnioskowanie nie było pozbawione sensu. Na tą frustrującą sytuację znaleziono odpowiedź w polityce neutralności i pracy organicznej. Jej symbolem była fraza: "Hvad udad tabes, skal indad vindes". Zapisywana była różnie (pierwotnie: "For hvert et Tab igjen Erstatning findes, hvad udad tabes, det maa indad vindes"), autorem jej był Hans Peter Holst (choć autorstwo przypisywano także Enrico Dalgas). Niektórzy jej genezę wywodzą nawet z Prus (po klęsce 1806-1807), czy ze Szwecji (po stracie Finlandii w 1809), ale zrosła się na trwałe akurat z duńską świadomością. Dwuwiersz znaczy mniej więcej tyle: "Za wszystko na świecie jest kompensata, to co straciliśmy zewnątrz, wewnątrz odzyskamy". Duńczycy zatem po straszliwej klęsce 1864 roku zabrali się za budowę dobrze zorganizowanego, zamożnego państwa. Z sukcesem. Rok 1940 (i następne) był po prostu jedną z konsekwencji przyjętego po drugiej wojnie szlezwickiej założenia. Polityka minimalizacji strat nie oznaczała przy tym wcale braku duńskiego patriotyzmu, czy jakąś sympatię do hitlerowskich Niemiec (piszę oczywiście o większości społeczeństwa, nie o Clausenie z towarzystwem). Widać to było od zarania drugo-wojennego konfliktu. Są wspomnienia marynarzy z polskich niszczycieli - idących przez Sund w ramach planu "Peking" - jak jednoznaczne dowody sympatii dawali im pasażerowie duńskich statków pasażerskich. Oczywiście - nie było wyjścia - przy okazji polityki minimalizacji strat pojawiały się wybory dyskusyjne moralnie. O niektórych z nich już zresztą pisałem. Natomiast nie zmieniają one generalnego obrazu, że Dania żadnym sojusznikiem Hitlera nie była, a sympatie większości społeczeństwa lokowane były zupełnie gdzie indziej. I bardzo często dawano im wyraz, choć oczywiście forma ekspresji duńskich uczuć była niejednokrotnie bardzo odmienna niż np. w okupowanej Polsce. Ale dla wszystkich jest chyba jasne, że to były dwie, dosyć różne - z punktu widzenia zachowania Niemców - okupacje. Jest to bardzo charakterystyczne dla Danii zjawisko (występujące także w innych krajach nordyckich, ale jednak w zdecydowanie mniejszym natężeniu). Dannebrog jest nierozerwalną częścią ich życia. Także prywatnego. Wiesza się go gdy właściciel przyjdzie do domu letniskowego (a nawet na działce ogrodniczej), w czasie uroczystości państwowych, ale także rodzinnych. Papierowe Dannebrogi na stołach towarzyszą prywatnym imprezom, wieszane są w formie dekoracji itp. Identyfikacja Duńczyków ze swoim państwem jest bardzo silna. Także z jego symbolami - flagą, królową itp. Podobnie zresztą było w czasie wojny, której jednym z symboli stały się samotne (ale przy entuzjazmie rodaków) konne przejażdżki Christiana X. I trudno się im dziwić. W końcu żyją w państwie (i w społeczeństwie), które konsekwentnie jest jednym z pierwszych w stawce "najszczęśliwszych na świecie". To akurat normalne. W południowej Jutlandii (czy, jak kto woli - Północnym Szlezwiku) żyje niewielka mniejszość niemiecka, zatem szereg napisów jest dwujęzycznych. Znowu na północy niemieckiego landu Szlezwik-Holsztyn mieszka mniejszość duńska - i też napisy są dwujęzyczne. Dochodzi do tego element turystyczny - bardzo istotna część turystów w Danii (szczególnie tych, wynajmujących duńskie domki letniskowe) - to Niemcy. Zatem w wielu regionach Danii (szczególnie na Jutlandii) to często niemiecki jest pierwszym językiem "biznesu turystycznego". Nie ma to żadnych kontekstów emocjonalnych - po prostu pragmatyzm. Zresztą każdy "typowy Duńczyk" mówi dobrze po angielsku i dogada się po niemiecku.
  13. Rewolucja Amerykańska a Kanada

    Tu trochę znajdziesz na ten temat: https://history.stackexchange.com/questions/480/why-did-canada-not-join-the-american-revolution https://www.amrevmuseum.org/updates/reflections/canada-and-american-revolution Od siebie dodam jeszcze, że istotne znaczenie dla ugruntowania lojalizmu i odrębności Kanadyjczyków miał opór wobec agresji USA z 1812 roku. Zob. P. Wróbel, A. Wróbel, Kanada, Warszawa 2000, s. 39-41.
  14. Dania - jak to możliwe?

    A mnie się jednak wydaje, że napisałem - zarówno o Fritzu (Fritsu) Clausenie i Frikorps Denmark. Wystarczy tylko trochę doczytać. Teraz tylko dodam, że w - relatywnie wolnych wyborach do Folketingu w marcu 1943 roku - Danmarks Nationalsocialistiske Arbejderparti (DNSAP) Clausena otrzymała około 2 % głosów i raptem trzy mandaty (na 149). Tyle samo, co w ostatnich przedwojennych wyborach w kwietniu 1939. Tylko dwa procent dla skrajnych, nacjonalistycznych oszołomów w europejskich wyborach w latach trzydziestych, to bardzo przyzwoity wynik. Co oczywiście, nie zmienia faktu, że w Danii kolaboracja istniała. Zarówno wymuszona okolicznościami, jak i nadgorliwa. Istniał także sprzeciw i opór wobec okupacji. Bierny i aktywny. Jak już pisałem, przedstawienie w miarę obiektywne i pełne sytuacji w Danii podczas drugiej wojny światowej wymaga elaboratu. Teza wszakże o formalnym sojuszu Danii z Niemcami jest - w mojej ocenie - bardzo mocno przesadna.
  15. Generalnie - Piotr nie wspominał zbyt dobrze gościny w Rydze podczas "Wielkiego poselstwa". "Tymczasem poselstwo dotarło do Rygi, znajdującej się wówczas w rękach szwedzkich. Sposób przyjęcia przybyszów z Rosji znacznie odbiegał od normalnie stosowanego ceremoniału. Gubernator ryski Eryk Dahlberg rozmieścił gości w skromnych kwaterach i nie naruszał carskiego incognito. Monarcha zauważył cierpko: >>Mieszkaliśmy tu, jak niewolnicy, a syciliśmy się jedynie patrzeniem (…)<<." Cytowane za: W. A. Serczyk, Piotr I Wielki, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1990, s. 58. Trochę więcej o niezbyt przyjemnych okolicznościach pobytu Piotra w Rydze w rosyjskojęzycznej Wikipedii: fragment "Рижский инцидент 1697 года" w biografii Dahlberga https://ru.wikipedia.org/wiki/Дальберг,_Эрик
  16. To ciekawe, bo na Zachodzie przecież jeszcze trwa okres fascynacji japońskim drzeworytnictwem. Wygląda, że do Warszawy ta moda (trwająca już przecież od dziesięcioleci) jeszcze na dobre nie dotarła. Poglądy polityczne jako przesłankę reakcji warszawskiej publiczności - raczej można wykluczyć. Prędzej był to pewnie przejaw filisterstwa publiczności, a przynajmniej jej części. Szacowna, narodowa instytucja, w - nowym - szacownym gmachu, pokazuje nie wiadomo co. Jakieś dziwaczne bohomazy i dłubaniny ze skrzynek do transportu herbaty. Przy okazji jeszcze jeden paradoks: "W dziedzinie drzeworytu nastąpił zmierzch pięknej tradycji ukiyoe. W tym samym czasie, kiedy Europa odkryła ukiyoe i zachwycała się tym gatunkiem, japońscy artyści drzeworytnicy cierpieli niedostatek, ponieważ ich rodzimi odbiorcy zapatrzeni w Zachód uważali ich sztukę za wulgarną i bezwartościową. Dzięki temu zagraniczni kolekcjonerzy mogli kupować za bezcen wspaniałe drzeworyty najwybitniejszych nawet mistrzów. Data śmierci Hiroshige (1858 r.) uznana jest za koniec epoki ukiyoe, chociaż jest to, oczywiście, podejście formalistyczne. Po Hiroshige działali ciągle inni artyści - drzeworytnicy i dopiero w następnym pokoleniu można mówić o wymieraniu tradycji ukiyoe". Cytowane za: J. Tubielewicz, Historia Japonii, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1984, s. 393. Czyli - Zachód się tradycyjną kulturą Japonii fascynował (wzmianka o tej fascynacji pojawia się nawet mimochodem w "Trzech panach w łódce"), my jeszcze nie dojrzeliśmy do powszechnej fascynacji, a Japończycy fascynację (przynajmniej drzeworytem i przynajmniej przejściowo) - zarzucili.
  17. Dania - jak to możliwe?

    Dysproporcja sił była zdecydowanie większa. Dane się różnią: 1) E. Kosiarz, Druga wojna światowa na Bałtyku, Gdańsk 1988, s. 192-193 ocenia siły niemieckie na około 50.000, duńskie na 26.000; 2) duńska Wikipedia (https://da.wikipedia.org/wiki/Invasionen_af_Danmark_i_1940) - siły niemieckie 40.000, duńskie 16.000; 3) G. Szelągowska, Dania, Warszawa 2010, s. 195 - siły niemieckie 38.000, duńskie 15.000. Ale generalnie uznaje się, że Niemcy wystawili przeciwko Duńczykom korpus (podstawowe jednostki: 170 i 198 dywizja oraz 11 brygada). Poza tym mieli gigantyczną przewagę w siłach powietrznych i zdecydowanie większe możliwości niż Duńczycy wprowadzenia - w razie potrzeby - do walki dodatkowych jednostek. Dodać także wypada zasadnicze różnice w wyszkoleniu, doświadczeniu wojennym, wyposażeniu itp. Armia duńska latami nie była hołubiona przez polityków. Wychodzili oni - skądinąd ze słusznego, choć może przesadnie akcentowanego - założenia, że jakkolwiek by tej armii nie wzmocnić, to i tak nie będzie ona w stanie nawiązać równorzędnej walki z Niemcami. Zatem - cała nadzieja w polityce (neutralności). I tak, nie tak długo przed inwazją, cała armia duńska - to chyba raptem kilka tysięcy żołnierzy. A gdy przeprowadzono już pewną mobilizację, część rekrutów musiała nosić niebiesko-czarno-granatowe mundury sprzed lat (a nie "nowe" khaki - czyli wzór 1923) - zob. K-U. Keubke, 1000 mundurów, Ożarów Mazowiecki 2009, s. 259. Operacji Weserübung rzeczywiście towarzyszyły różne operacje propagandowe. Wystarczy wspomnieć słynną (między innymi dlatego, że była napisana łamanym językiem duńskim) ulotkę OPROP! i przeloty formacji lotniczych - w tym nad Kopenhagą. Natomiast propagandowy film "Feldzug in Polen" był generalnie wyświetlany od 5 kwietnia w kinach duńskich. Podobno załatwiła to ambasada niemiecka. Zob. E. Kosiarz, op. cit., s. 194. Jest to obraz cokolwiek uproszczony. Szczegółowe omówienie (i ocenienie) polityki Stauninga, Scaveniusa, Buhla, wreszcie Christiana X - w całej jej złożoności - wymagałoby jednak napisania elaboratu. Obejmującego wszystko - od Frit Denmark, Borgerlige Partisaner, Holger Danske, "kryzysu telegramowego", lania - które dostali od mieszkańców Kopenhagi lokalni naziści Fritza Clausena w listopadzie 1940 roku, po kolaborację lokalnych przedsiębiorców ("wehrmachtowców"), Frikorps Denmark i anty-churchillowski artykuł Scaveniusa w "Politiken" (ale także to, że po tym "pro-niemieckim" artykule masowo Duńczycy odstępowali od prenumeraty pisma - G. Szelągowska, op. cit., s. 197). Dania stawiła jednak w kwietniu 1940 symboliczny opór. Trudno też ganić Duńczyków za to, iż chcieli ograniczyć straty i nie kontynuowali walki w kwietniu 1940 - w sytuacji raczej dla siebie beznadziejnej. Potem mamy kilka lat "kohabitacji" między Niemcami i Duńczykami, w której obydwie strony odgrywają swoją grę (często pozorów). Duńczycy chcą w sytuacji gigantycznej dysproporcji sił przede wszystkim minimalizować straty - co się im zasadniczo udaje, choć niekiedy jest to może cokolwiek dyskusyjne moralnie. Ale trudno ganić niewielki naród, za to, że nie miał ochoty dokonać samounicestwienia. Tym bardziej, iż sympatie większości Duńczyków nie były wcale ulokowane po stronie niemieckiej. Potem już - od wydarzeń w nocy z 28 na 29 sierpnia 1943 roku - mamy w Danii ewidentny reżim okupacyjny. Za ewentualne przekroczenie granicy "dopuszczalnej kolaboracji" może być uznane przede wszystkim poparcie przez władze Danii uderzenia Niemiec na ZSRR, przystąpienie do paktu antykominternowskiego i wczesne polowanie na komunistów (w końcu członków legalnej - do 1941 roku - partii).
  18. Polskie kolonie

    Trochę więcej szczegółów jest u J. Pertka, Polacy na morzach i oceanach, tom I, Poznań 1981, s. 472-474. Autor ten podaje nieco inne tłumaczenie nazwy jednego ze statków - "Koń Morski". Oryginalne nazwy miały być francuskie - zatem był to "Cheval Marin" (zob. przypis 59 na s. 491 i literatura tam podana, na której opierał się Pertek). J. Pertek nie przedstawia tej wyprawy, jako próby świadomej ekspansji kolonialnej. Raczej jako zwykłą chęć zarobienia Jego Królewskiej Mości: "Bandera polska powiewała na dwu statkach (…) Kompanii Indyj Zachodnich i Wschodnich, tzw. Kompanii Ostendzkiej i służyła tylko do pokrycia działalności obywateli Austrii i austriackich Niderlandów, którzy - stosownie do odpowiednich traktatów i układów - nie mieli prawa uprawiania handlu z Indiami Wschodnimi. August II Mocny, przejawiający, jak wiadomo pewne zainteresowanie sprawami morskimi, dał się nieopatrznie wciągnąć w tą imprezę i prawdopodobnie za cenę udziału w zyskach zgodził się na udzielenie polskiej bandery i wydanie paszportów załodze statków Kompanii". Za: ibidem, s. 472. Wyprawa do Indii (rejon ujścia Gangesu) zakończyła się fiaskiem. Lokalny nabab był początkowo życzliwy i chciał handlować z "Polakami", ale Anglicy i Holendrzy (podejrzewając - słusznie - "lipę") skutecznie przeciwdziałali. "Koń Morski" został przez nich opanowany, "Neptun" zablokowany przy ujściu Gangesu (dalszy los tego statku jest nieznany). August II próbował uzyskać drogą dyplomatyczną zadośćuczynienie za znieważenie bandery polskiej - bezskutecznie. Zob. ibidem, s. 474.
  19. Wielka gra przeciwko Syrii

    Litości...
  20. Wojna na Wschodzie Ukrainy

    Jak już pisał Secesjonista - ten konflikt jak najbardziej rozgrywa się z udziałem lotnictwa. A przynajmniej - rozgrywał się. W pewnej fazie konfliktu, lotnictwo ukraińskie (mimo swojego stanu) stanowiło bardzo istotny czynnik dający siłom rządowym niewielką przewagę. Skończyła się ona definitywnie, gdy do Donbasu translokowano z Rosji odpowiednie wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych (w tym "Buki", z których jeden zestrzelił malezyjski samolot pasażerski). Rebelianci też się chwalili, że mają kilka śmigłowców i samolotów, a Ukraińcy - że im to zniszczyli. Swoich samolotów Rosjanie (przynajmniej na razie) do akcji w większej skali nie wprowadzą, gdyż byłoby to już zbyt jaskrawe zdementowanie bajeczki o tym, że Rosja nie jest bezpośrednio zaangażowana w konflikt.
  21. Trzęsienie ziemi w 1443

    Pewnie kierowali się "objawami" przedstawionymi w relacjach z epoki. Aczkolwiek dziwi ta dokładność po przecinku. Może są i jakieś inne metody - pomiary znanych przesunięć skał, uszkodzeń budynków? Podobno trzęsienie zostawia też jakieś ślady dendrologiczne. Ale stawiałbym na szacunek - tak to ówcześni opisali, zatem zaliczamy do tego przedziału
  22. Trzęsienie ziemi w 1443

    Cytat z: R. M. Łuczyński, Chronologia dziejów Dolnego Śląska, Wrocław 2006, s. 502: "1443 05.06 - ok. godz. 13.00 odnotowano trzęsienie ziemi we Wrocławiu i w okolicznych miastach 05.06 - w wyniku trzęsienia ziemi w Brzegu runęły sklepienia nad głównym ołtarzem kościoła św. Mikołaja"
  23. Wojna na Wschodzie Ukrainy

    Wiesz co, samozwańczym ekspertem to może jakimś jesteś, ale w Twoim oddziale bardzo nie chciałbym służyć. Szeregowy podchorąży Bruno Wątpliwy.
  24. Nasze fury. Kącik motoryzacyjny.

    Udało się to, że absurdalny zaczyn owocuje debatą nawet po chwilowej śmierci zaczynającego.
  25. Wojna na Wschodzie Ukrainy

    To zdjęcie z prób defilady. Te prowizoryczne numery są pewnie po to, żeby się chłopakom kolejność nie pomyliła.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.