Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Podobna melodia, inny tekst

    1. Na kartach "Szwejka" wykonywanych (i przywoływanych) jest multum pieśni. Od "Prinz Eugen, der edle Ritter", po arię z "Traviaty" - wykonywaną przez podchorążego Małego ("bekającego przy tym po kapuście i tłustym mięsie"). Na marginesie, tytuł arii nie jest podany, ale biorąc pod uwagę okoliczności (wódka kupiona od "anonimowego Żyda") - było to "Libiamo ne' lieti calici". 2. Tańce też są: czardasz, deptak, taniec niedźwiedzia. Ale Denny'ego od tańca nie ma. 3. Grecja (tudzież grecki bóg oraz pewien antybohater ze starożytnej Grecji) jest na stronach "Szwejka" przywołana - ale związku z Łodzią nie widzę. 4. Anonimowych Żydów i Żydówek występuje w "Szwejku" wielu. Między innymi właściciel żylastej krowy o delikatnym rozumie (właściciela, nie krowy). Ale on nie śpiewa i nie tańczy. I nie jest do końca anonimowy, bo ma na imię Natan. Tańczą Żydówki (bez majtek), ale nie w Łodzi - tylko w Királyhida (Kiraly Hida). 5. Łódź (takie miasto w Polsce) w "Szwejku" chyba nie występuje. Jest Kraków, Praga (warszawska) i szereg miejscowości galicyjskich (rzeczywistych lub zmyślonych). Ale nie Łódź. Zagadka jest chyba jednak za trudna.
  2. Podobna melodia, inny tekst

    Proponuję zabawę w odszukiwanie pieśni (wojskowych, patriotycznych) o podobnych melodiach, ale różnojęzycznych tekstach. Na pierwszy rzut proponuję rumuńską pieśń wojskową o walce o Siedmiogród (I wojna światowa). Co Wam przypomina? wersja 1 wersja 2
  3. Dlaczego Hitler nie zaatakował Szwajcarii?

    Oczywiście, były w tej materii i inne głosy. Także śpiewaków. W znanej pieśni, bardzo popularnej w czasie jednoczenia Niemiec i II Rzeszy (pod względem "nacjonalistycznej siły rażenia" pewnie na drugim miejscu po "Die Wacht am Rhein") - czyli "Was ist des Deutschen Vaterland?" ("Des Deutschen Vaterland") Szwajcarzy są ewidentnie zaliczani jako kategoria dignus est intrare (do wielkiej, niemieckiej ojczyzny). Czwarta ze zwrotek: "Was ist des Deutschen Vaterland? So nenne mir das große Land! Ist’s Land der Schweizer? Ist’s Tirol? Das Land und Volk gefiel mir wohl. Doch nein, nein, nein! Sein Vaterland muss größer sein!" Oczywiście, czytając tą zwrotkę należy pamiętać o ogólnym kontekście - autor (Ernst Moritz Arndt) - pytając o to, co jest Deutschen Vaterland - wymienia w tekście kolejne niemieckie ziemie, aby dojść do konkluzji, że Niemcy powinny obejmować je wszystkie - "Das ganze Deutschland soll es sein!". Tekst i informacje o autorach: ttps://deutsche-schutzgebiete.de/wordpress/was-ist-des-deutschen-vaterland/ https://en.wikipedia.org/wiki/Des_Deutschen_Vaterland https://www.volksliederarchiv.de/was-ist-des-deutschen-vaterland/
  4. Był entuzjazm, czy go nie było?

    Ciekawostki o niewątpliwie skutecznej metodzie "krzesania entuzjazmu" (czyli sprzyjającej ochotniczemu zaciągowi), tzn. o "batalionach kumpli": https://encyclopedia.1914-1918-online.net/article/pals_battalions https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_pals_battalions Z powyższego wynika, że w latach 1914-1916 sformowano ogółem 215 "pals battalions" (lub podobnych jednostek). Ponieważ w tym czasie stworzono ogółem 994 nowe bataliony, oznacza to, że 21-22% nowych pododdziałów tego typu stworzono na zasadach "zaciągu koleżeńskiego". Moim zdaniem - to bardzo wysoki odsetek. Oczywiście, pamiętać należy, że "koleżeński" charakter oddziałów w oczywisty sposób zmieniał się w czasie - wraz z uzupełnieniami, stratami itp. Wśród "pals battalions" był chociażby "batalion tramwajowy" (15th Highland Light Infantry) złożony z pracowników transportu miejskiego w Glasgow, którzy gromadnie zaciągnęli się na ochotnika. Dopisek: Zastanawiam się, czy kiedykolwiek w najnowszej historii zastosowano podobne rozwiązanie - tzn. zagwarantowanie "kumplom" wspólnie zgłaszającym się do armii służenia w jednym pododdziale? Wspólne zgłaszanie się na ochotnika przyjaciół i znajomych jest niewątpliwie znane - od USA do ZSRR. Jest także jasne, że jeżeli pobór jest terytorialny, czy obszar werbunku ochotniczego ograniczony do pewnego obszaru - to zwykła statystyka daje szansę służenia znajomym w tej samej jednostce. Ale czy jakiekolwiek jakieś państwo stosowało zachęty podobne do brytyjskich w pierwszej fazie wielkiej wojny?
  5. Był entuzjazm, czy go nie było?

    Ja w każdym razie zakończyłem i w tym temacie swoją, beznadziejną misję edukowania Euklidesa (a raczej nakłaniania go, aby się chociaż trochę sam wyedukował, zanim zacznie pouczać innych, czy z nimi polemizować). Sens dyskusji z człowiekiem, który rwie się do polemiki, ale jednocześnie nie ma najmniejszej ochoty, aby sprawdzić chociażby w podstawowym zakresie, na czym polega niepisana konstytucja brytyjska, czy brytyjski system prawny, a całą wiedzę o poborze w Zjednoczonym Królestwie czerpie z jednej wypowiedzi Ludendorffa (pewnie zresztą opacznie przez siebie zrozumianej), nie mając ochoty sprawdzić jakichkolwiek innych źródeł - jest totalnie żaden. Pozdrawiam Euklidesie. Ten temat jest dla mnie ciekawy, zatem dyskutowanie w jego ramach jest dla mnie pewną przyjemnością, ale pozwolisz, że i tu będę unikał angażowania się w Twój teatr absurdu. Na to trzeba jednak zdecydowanie większej dawki cierpliwości niż ta, którą dysponuję.
  6. Był entuzjazm, czy go nie było?

    Tu nie potrzebny byłby wykład z prawa administracyjnego, ale elementarna wiedza Euklidesa o temacie, w którym się wypowiada. A przynajmniej - potrzebna jest elementarna skłonność Euklidesa do tego, aby "wstukać" do internetu i dowiedzieć się cokolwiek o temacie, zanim zacznie wypisywać absurdy. W największym skrócie - warto zauważyć, że: 1. Jak najbardziej Brytyjczycy mają konstytucję (tzw. materialną, w nieco innym ujęciu - tzw. niepisaną). 2. Mają także system ochrony konstytucyjności, aczkolwiek inaczej działający niż system (nie)działający u nas. 3. W Zjednoczonym Królestwie istnieją tradycyjnie trzy systemy prawne: angielski (angielsko-walijski), szkocki i irlandzki (dziś północnoirlandzki). Nie wspominam już o dependencjach, bo to jeszcze inna bajka (począwszy od tego, że formalnie nie należą do UK). Wzajemne relacje między tymi systemami są złożone (także w aspekcie historycznym), ale fakt pozostaje faktem - to odrębne systemy. Skądinąd, jednym z ulubionych powiedzeń Szkotów (jak należy przypuszczać, ironicznym w stosunku do Anglików) jest to, że "Anglicy maja prawo, a Szkoci - sprawiedliwość". 4. Na to dziś nakłada się jeszcze dziś działalność legislacyjna parlamentu szkockiego, walijskiego i północnoirlandzkiego, w zakresach, w których mają kompetencje. A jest tego całkiem sporo. 5. Nawet w "dobrze rządzonej Anglii" zdarzało się, że jakieś prawa nie były realizowane i stawały się martwe. Chociażby niektóre uprawnienia królewskie. 6. Poza tym, w każdym normalnym kraju na tym świecie jest możliwe przyjmowanie przez centralną legislatywę ustaw, które obowiązują (lub - nie obowiązują) na jakimś fragmencie terytorium państwa. Nic nie stoi np. na przeszkodzie uchwalić ustawy o ochronie wilków na obszarze wszystkich województw (ale - z wyjątkiem podlaskiego), czy o pomocy powodzianom tylko w województwie podkarpackim. Mało tego, można np. w ustawie przewidzieć, że to, w których województwach wilki są chronione określi już minister w drodze rozporządzenia. Tak samo, nic nie stoi na przeszkodzie, aby uchwalić ustawę o poborze - obejmującym tylko województwa zachodniopolskie. Z mała korektą - dziś byłoby to jednak dyskusyjne, w sytuacji, gdyby Polska była realnie funkcjonującym państwem prawa - gdyż pojawiłoby się pytanie o równość obywateli wobec prawa. Zatem, o ile nie zachodziłyby nadzwyczajne okoliczności (np. powstanie antyrządowe w województwach wschodniopolskich, czy ich okupacja), to pewnie owe nierówne traktowanie byłoby wychwycone przez prawidłowo działający Trybunał Konstytucyjny. W przypadku UK, to czasy jednak sprzed stu lat i niewątpliwie specjalna sytuacja w Irlandii. Na marginesie - do sprawy poboru w Irlandii wrócono w 1918 roku (Conscription Crisis of 1918). Te liczby są naprawdę imponujące. Także to, iż tak długo udało się poprzestawać na dobrowolnym zaciągu. I w jakimś zakresie tłumaczą, dlaczego w świadomości Brytyjczyków I-wojna światowa chyba pozostawiła większy ślad niż druga. Olbrzymia liczba ochotników spowodowała, że wpierw poszedł na wojnę (i istotnej części - wyginął) element najbardziej aktywny i wartościowy. I to było szczególnie bolesne. Remembrance (Poppy) Day to 11 listopada i ten dzień związany jest z największą refleksją. Niektórzy nawet uważają, że obchody 100-lecia rozpoczęcia wojny - w tym słynne ceramiczne maki w Tower (Blood Swept Lands and Seas of Red) - były tym momentem, gdy Brytyjczycy bardziej zaczęli się zastanawiać nad sensem angażowania w sprawy kontynentu. I zaczęły narastać tendencje izolacjonistyczno-brexitowe. Metody zachęcania były oczywiście różne. Ale bardziej to chyba pasuje do tematu o propagandzie w czasie I-ej wojny. W każdym razie olbrzymią rolę odegrało rozbudzenie nienawiści do Hunów (w czym istotną rolę odegrał "gwałt na Belgii") i presja moralna. Że wspomnę słynne - "Daddy, what did you do in the Great War?". Inna sprawa, że w dziele moralnej presji i zachęcania Brytyjczycy mieli już pewne praktyki i doświadczenia, które zresztą rozwijano i kontynuowano w czasie pierwszej wojny światowej - np. "białe pióra". Dodać także musimy, że - w szczególności dla osób z biedniejszych środowisk - istotne znaczenie mógł mieć stały żołd. Nie był on jakoś szczególnie wysoki (w przypadku szeregowych itp.), ale dla bezrobotnego, czy młodego człowieka, chcącego np. wspomóc biednych rodziców, to jednak były jakieś pieniądze. Tym bardziej, że wojsko dawało także wikt i opierunek, o który nie musiała się już martwić rodzina. Zob.: https://www.longlongtrail.co.uk/soldiers/a-soldiers-life-1914-1918/british-army-rates-pay-1914/ https://rapc-association.org.uk/pay-services-history/ww1/pay-rates-1914.html Por.: https://api.parliament.uk/historic-hansard/written-answers/1919/aug/01/wages-1914-and-1919 http://barclayperkins.blogspot.com/2008/11/prices-and-wages-1914-1919.html I wreszcie, wypada wspomnieć o kapitalnym pomyśle (z punktu widzenia władzy i armii) - pals battalions. Perspektywa służenia w jednym oddziale z kumplami na pewno dodatkowo mobilizowała chętnych do zgłaszania się na ochotnika, jak i zwiększała na nich presję środowiskową. Choć rzeczywiście, propaganda, psychoza, presja środowiskowa, pieniądze, czy wreszcie początkowa nieświadomość tego, jak ta wojna będzie wyglądała (tzn., że będzie rzeźnią, a nie męską przygodą) nie może wytłumaczyć wszystkiego. Musimy zatem założyć, iż bardzo wielu Brytyjczyków po prostu uznało, że należy wykonać swój obowiązek "for King and Country". Skoro w sumie, aż około 30% mężczyzn zdolnych do służby wojskowej wstąpiło ochotniczo do armii prowadzącej wojnę, to skala motywowanych patriotyzmem musiała być duża.
  7. Churchill był politykiem o silnym charakterze, ale na pewno nie można nazwać go autokratą. Zjednoczone Królestwo weszło w "darkest hour" jako kraj niewątpliwie demokratyczny. I wyszło z wojny jako kraj niewątpliwie demokratyczny, żegnając zresztą (na jakiś czas) swojego bohatera - Churchilla - jak najbardziej demokratycznie. Z drugiej strony - wojna ze śmiertelnym wrogiem miała swoje prawa. I wkroczyła (wraz ze wszelkimi atrybutami państwa) w nieznanym dotąd stopniu w codzienne życie Brytyjczyków. Na ile udało się im w tym czasie zachować podmiotowość człowieka, jego prawa, różne rozwiązania i instytucje typowe dla demokracji oraz państwa prawa? Na ile - musiano od nich odstąpić w ofierze dla Marsa? Istnieje piękna opowieść o tym, jak brytyjscy pacyfiści rozwieszali w 1940 roku plakaty wzywające do rezygnacji z walki. Złapani przez policję, stanęli przed sądem. Jego decyzja podobno była krótka. Pacyfistów uwolniono - z uzasadnieniem: "To wolny kraj. Wydaje się, że walczymy o to, by pozostał wolny". Za: M. Rybarczyk, Wszystkie szaleństwa Anglików, Warszawa 2017, s. 189. Nie sprawdzałem dokładnie, na ile ta historia jest autentyczna. Raczej nie w pełni (tj. czołowych brytyjskich pacyfistów prawdopodobnie wówczas za agitację antywojenną pro forma skazano, ale rzeczywiście nie uwięziono). Ale jest faktem - pacyfistyczny Peace Pledge Union działał dosyć aktywnie przez całą wojnę. Los brytyjskich Conscientious Objectors w czasie drugiej wojny światowej może nie był zawsze łatwy, ale - co do zasady - traktowano ich w dosyć cywilizowany sposób (jak na tamte czasy i uwarunkowania wojenne). I czy możemy sobie wyobrazić, aby w innym kraju europejskim tego czasu, toczącym wojnę na śmierć i życie, popularny artysta bez żadnych konsekwencji dworował sobie ze słabego wyposażenia swoich obrońców (co prawda z Home Guard, ale zawsze)? Noël Coward - Could You Please Oblige Us with a Bren Gun?
  8. Z tego, co się orientuję (aczkolwiek nie mam stuprocentowej pewności) internowania na podstawie Defence Regulation 18B, dokładniej 18B (1A) nie stosowano wobec członków ruchu pokojowego. Przynajmniej, tak wynikałoby z debaty w Izbie Lordów (25 I 1944 r.): "Another charge against Mr. Beckett was that he advocated a negotiated peace. Every member of the Peace Pledge Union and of the Fellowship of Reconciliation advocate a negotiated peace, but they have not been interned". Za: https://api.parliament.uk/historic-hansard/lords/1944/jan/25/regulation-18b Skądinąd, już sama ta debata świadczy o próbach zachowania demokratycznych zasad w niedemokratycznych czasach. Może te tematy jakoś połączyć?
  9. Pablo Escobar - ocena

    Zarysowany wyżej, obraz Kolumbii "przed Escobarem" jest niewątpliwie cokolwiek zbyt idylliczny. Niestety, przemoc w Kolumbii była "stałym elementem gry" przed Esobarem i po Escobarze, a kraj - choć piękny - bardzo daleki był od raju. Niewątpliwie Escobar dołożył jednak sporo do puli tamtejszej przemocy. Dużo mniej znanym (choć na pozór sympatycznym) dziedzictwem Esobara, z którym muszą zmierzyć się dzisiejsi Kolumbijczycy są … hipopotamy. Zbiegłe z jego Hacienda Nápoles, odnalazły się bardzo dobrze w tamtejszych warunkach. Mnożą się nieźle (co ciekawe, osiągają dojrzałość płciową wcześniej, niż ich afrykańscy kuzyni). A - wiadomo - hipcio tylko wygląda łagodnie i uroczo. W rzeczywistości to bardzo niebezpieczne zwierzę. Zob.: https://www.bbc.com/news/magazine-27905743 https://www.euronews.com/2018/02/20/colombia-declares-war-on-pablo-escobar-s-hippos
  10. Humor

    Tego chyba jeszcze nie było: Na Prima Aprilis 1957 roku (a dokładnie w: April Fools' Day) BBC wyemitowało reportaż telewizyjny o zbiorach spaghetti w południowej (włoskojęzycznej) Szwajcarii. Zbiorach z drzew, na których takowe rośnie. Odzew był dosyć duży - rozmiłowani w ogrodnictwie Brytyjczycy licznie dopytywali się o możliwość uprawy własnych "spaghetti-trees". https://www.youtube.com/watch?v=tVo_wkxH9dU https://en.wikipedia.org/wiki/Spaghetti-tree_hoax
  11. Wkład Francuzów w wyzwolenie Francji

    Nie dziwi mnie to. Proszę sobie "wstukać" np. "Operation Terminal", "HMS Broke", "HMS Malcolm", "Edwin T. Swenson", "Henry Lockhart St John Fancourt" itd. Trochę stron internetowych w różnych językach Euklides znajdzie. Nie wspomnę, że istnieją także księgarnie i biblioteki, w których także coś-niecoś na temat przebiegu operacji "Torch" (w tym operacji "Terminal") można znaleźć. Ja udział w euklidesowym teatrzyku absurdu już kończę. I tak trwało to za długo.
  12. Wkład Francuzów w wyzwolenie Francji

    Jakoś to mnie nie dziwi... Pro forma i w skrócie, bo i tak pewnie szczegółami Euklides nie jest zainteresowany, gdyż i tak wie lepiej, gdyż przeczytał na ten temat książkę i pewnie zna też bardzo dobrze Zachodnią Europę: dwa brytyjskie niszczyciele ("Broke" i "Malcolm") około czwartej nad ranem 8 listopada 1942 roku rozpoczęły operację desantową bezpośrednio w porcie w Algierze. Na ich pokładach było około 600 żołnierzy amerykańskich. Rezultat "snu" żołnierzy Vichy był taki, że stracono bezpowrotnie jeden z tych niszczycieli, drugi został ciężko uszkodzony. Straty ludzkie aliantów (zabici i ranni) wynosiły około 10-20% stanu początkowego (podawane w źródłach dane się nieco różnią). Żołnierze amerykańscy, którzy wyszli na ląd i pozostali w porcie (po rożnych kłopotach, gdyż na skutek francuskiego oporu udało się wysadzić desant tylko z HMS "Broke") - po kilkugodzinnej walce wszyscy poddali się Francuzom. [Dokładnie wyglądało to tak, że udało się wysadzić około 280 ludzi, z czego 50 wróciło na pokład ciężko uszkodzonego "Broke", który uciekł z portu, a wszyscy, którzy pozostali w porcie po ucieczce niszczyciela - około 230 - w końcu skapitulowali i dostali się do francuskiej niewoli.]
  13. Wkład Francuzów w wyzwolenie Francji

    Cóż, Euklidesie - trudno z Tobą dyskutować, skoro nie wiesz nic o "tym powstaniu", tudzież o tym, że port w Algierze (w ramach operacji "Terminal", o której pewnie też nie wiesz) zaatakowały nie amerykańskie, a brytyjskie niszczyciele (aczkolwiek, głównie z desantem złożonym z Amerykanów z 34 dywizji na pokładzie). I nie wiesz o tym, że (choć było to około czwartej rano) - obrońcy portu już nie spali. I nie wiesz także o tym, że - w efekcie - alianci dostali wówczas upokarzający łomot od sił Vichy. Powyższe okoliczności, czyli Twoją dosyć umiarkowaną orientację w temacie, właśnie miałem na myśli, pisząc wcześniej, że ta dyskusja będzie naszą, kolejną już beznadziejną wymianą zdań. I dlatego nie podchodzę do pomysłu jej kontynuacji ze zbyt wielkim entuzjazmem.
  14. Wkład Francuzów w wyzwolenie Francji

    To, co przedstawiłeś Euklidesie - po pewnych korektach - może nadaje się jako rozwinięcie tematu: "Jak Amerykanie wyobrażali sobie lądowanie w Afryce Północnej i reakcję na nie strony francuskiej?". Natomiast pozostaje w dosyć istotnej sprzeczności z zagadnieniem - "Jak realnie wyglądało lądowanie w Afryce Północnej?". Trzeba ten wywód po prostu nieco skorygować: "Bez nakłonienia do współpracy realnie decydujących o postawie armii Vichy w Afryce Północnej, jej opanowanie trwałoby rzeczywiście dużo dłużej, gdyż nadzieje alianckie związane z Giraudem, pro-aliancką wojskową opozycją w Afryce Północnej, powstaniem w Algierze i ogólnie - postawą ludności, nie za bardzo się spełniły". Zamiast przechodzących na ich stronę masowo jednostek wojskowych, wiwatujących tłumów, Amerykanie znaleźli się w sytuacji, gdy wojska Vichy w swej masie pozostały lojalne swoim władzom, ludność niechętna lub obojętna, a pro-alianckie powstanie w Algierze (Groupe Géo-Gras) dogorywało pod ogniem 5e régiment de chasseurs d'Afrique i Senegalczyków. Siły Vichy w Afryce Północnej zachowały zasadniczo lojalność wobec Pétaina, spójność, a nawet pewną zdolność do kontrataku (choć oczywiście nie oznaczało to, iż nie oddziaływał na nie często negatywnie czynnik zaskoczenia i dezorientacji, tudzież, że dokładnie wszyscy francuscy żołnierze byli chętni walczyć do końca z siłami inwazyjnymi). Ale - tak, czy inaczej - walki aliantów z Francuzami mogły trwać jeszcze długo. Tyle, że francuscy dowódcy (i to wcale nie ci związani z Giraudem, czy powołujący się na Girauda) uznali (po różnych amerykańskich "perswazjach"), że walczenie pod koniec 1942 roku z Amerykanami (de facto - w interesie Niemiec) to może nie najlepszy pomysł. I, że perspektywy oraz frukta leżą już gdzie indziej. To otwarło szansę trwającemu przez jakiś czas w Afryce Północnej rozwiązaniu, które można nazwać "pro-alianckie Vichy". A nawiasem mówiąc, mamy na forum (choć skromny objętościowo) temat o operacji "Torch": https://forum.historia.org.pl/topic/3778-operacja-torch/
  15. Wkład Francuzów w wyzwolenie Francji

    Cóż, twórcy hasła w polskiej Wikipedii pomyliły się nieco okoliczności i kolejność wydarzeń. Co Euklides, gdyby tylko chciał, mógłby zweryfikować, chociażby za pomocą francuskojęzycznej Wikipedii (nie wspomnę już, że na ten temat można znaleźć także inne strony internetowe - w różnych językach - a także książki, także zresztą różnojęzyczne). W skrócie: Giraud nie przebywał w Algierii, tylko w południowej Francji. Tam kontaktował się z Amerykanami (zresztą chociażby w okolicach Vichy). I właśnie stamtąd (dokładniej - z okolic Tulonu) został przerzucony rzeczonym okrętem podwodnym do Gibraltaru, gdzie dowiedział się o rozpoczęciu operacji "Torch". W Algierze pojawił się dopiero właściwie "po ptakach" (czyli 9 listopada po południu) i na początku znalazł się w nieco żenującej, a nawet groźnej dla siebie sytuacji. A w kwestii zaprzestania oporu armii Vichy w Afryce Północnej, podstawową rolę odegrał akurat admirał Darlan. W wielkim skrócie - nadzieje Amerykanów związane z "ludźmi Girauda" w Afryce i z francuskim ruchem oporu zasadniczo nie sprawdziły się i musieli wpierw dogadać się z realnym władcą Afryki Północnej z ramienia Vichy. Czyli Darlanem. Który później dogada się z Giraudem. I co ciekawe, w tym okresie czasu, ani Darlan, ani Giraud, ani Amerykanie właściwie nie kwestionują "legalności Vichy". A de Gaulle jest jeszcze daleko. Potem była śmierć Darlana, wymuszone przez aliantów zachodnich spotkanie w Anfie, powstanie CFLN. Ale to już nieco inna historia. Kwestia wcześniejszej gry, którą prowadziły ze sobą władze Vichy i Amerykanie (skądinąd utrzymujący normalne stosunki dyplomatyczne z rządem Vichy) także na obszarze Północnej Afryki, w tym rola, jaką odegrał w niej chociażby swego czasu Weygand - jest na pewno ciekawa. Ale ponieważ przebiegała ona dosyć odmiennie od tego, co nam wyżej zaprezentował - w swojej kolejnej już, alternatywnej teorii historycznej - Euklides, tenże Euklides wybaczy, ale nie mam specjalnie ochoty komentować każdego zdania z jego wcześniejszych wywodów. Tego wymagałoby przywrócenie w miarę prawdopodobnego obrazu wydarzeń, a - z praktyki wiadomo - że Euklides i tak takiego obrazu nie przyjmie do swojej wiadomości.
  16. Wkład Francuzów w wyzwolenie Francji

    Szczerze mówiąc, po przeczytaniu euklidesowego postu, tradycyjnie już straciłem ochotę na wszelaką polemikę, ale byłbym wdzięczny, gdyby Euklides jednak sobie przypomniał, kiedy Giraud znalazł się w Północnej Afryce. I czy może być zaliczony do dowódców "tej armii" (Północnej Afryki).
  17. Wkład Francuzów w wyzwolenie Francji

    W ramach kolejnej, beznadziejnej polemiki: Sugeruję Euklidesowi rozważenie oczywistości nader oczywistej: siły zbrojne, podporządkowane rządowi Vichy, nazywamy ogólnie i potocznie "armią Vichy" (czy, jak pewnie Euklidesie wolisz - Armée de Vichy). Niezależnie, gdzie stacjonowały (w Montpellier, Algierii, Syrii, na Madagaskarze, w Dżibuti, Indochinach itd.) i niezależnie od tego, jaka ich była wartość bojowa. Poza tym, prosiłbym o uwzględnienie faktu, że świat nie dopracował się jasnej metodologii, od jakiej wartości bojowej (czy - zdolności do prowadzenia działań) można "coś" nazwać armią. Wręcz - takiej metodologii po prostu nie ma. Na świecie istnieją (i istniały) dziesiątki sił zbrojnych państw (jeżeli pojęcie "armii" rozumiemy w tym akurat kontekście), które może nadają się jedynie do parad, czy do zwalczania opozycji. W historii było także sporo armii (w innym znaczeniu - związków operacyjnych), które nie wsławiły się zdolnością bojową, czy walecznością. Nie traciły automatycznie przez to statusu armii.`
  18. Odbudowywać, zmieniać - jak i na ile?

    Eugène Viollet-le-Duc - Carcassone i inne dzieła, Conrad Steinbrecht i Malbork. Wielkie, polskie dzieło rekonstrukcyjne po wojnie w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu itd. Nowsze projekty - Elbląg, Szczecin itp. Litwini i - dla niektórych kontrowersyjne - rekonstrukcje w Trokach, Kownie oraz zamek dolny w Wilnie. Ciekaw jestem Waszych opinii, na ile uzasadniona jest ingerencja w architektoniczne relikty przeszłości, na ile ich "rekonstrukcja". Czy jest - jakakolwiek - granica między przywracaniem piękna dawnego otoczenia architektonicznego, a zamkami Śpiącej Królewny rodem z Disneylandu?
  19. Bonapartyści- znani i nieznani

    W sumie, to bonapartystą był - znany nam z innej dyskusji - Edward VII. Według Barbary W. Tuchman ("The Guns of August" - "Sierpniowe salwy") - już jako bardzo młody człowiek miał powiedzieć Napoleonowi III, że tenże ma ładny kraj i chciałby być jego synem. Co prawda o pochodzeniu Napoleona III coś tam plotkowano, ale prawdopodobnie był on jednak z "tych" Bonapartych. A Edward do tego intensyfikował relacje brytyjsko-francuskie na różnych płaszczyznach i do tego naśladował samego Napoleona I jeżeli chodzi o aktywność wobec płci pięknej. Z tym, że chyba udało mu się zdecydowanie wyżej zawiesić poprzeczkę.
  20. Ronald Raegan

    O tym już pisałem: "Przetrzymanie" zakładników mogło być jak najbardziej własną inicjatywą Iranu. Cartera mieli powodu nie lubić. Za wcześniejszą przyjaźń z szachem, za udzielenie mu gościny w USA (nie wnikam w szczegóły - tak naprawdę Carter udzielił gościny niechętnie i była ona "taka sobie"), za próbę odbicia zakładników. Poza tym, po wyborach Carter był już prezydentem schyłkowym. A wkrótce - politycznym emerytem. Z punktu widzenia Irańczyków - nawet, jeżeli nie było żadnego dealu ze sztabem Reagana - prezent dla nowej administracji był dosyć sensownym rozwiązaniem. Od Reagana mogli coś jeszcze uzyskać, od Cartera już nic. A jest jeszcze jeden, ważny element układanki. 22 września 1980 roku Irak uderza na Iran. Przy całej niechęci do USA, Irańczycy muszą brać pod uwagę to, że ich sprzęt wojskowy, pochodzący rzecz jasna z okresu rządów szacha, jest co do zasady zachodniej, w tym - w istotnej części - amerykańskiej proweniencji. I np. jakieś dostawy amunicji, czy części zapasowych by się jednak przydały. Zwolnienie zakładników mogło być sygnałem dla nowej administracji - "da się z nami robić interesy". I jest faktem, że nowa administracja takie interesy z Iranem w przyszłości robiła, niezależnie od tego, iż zasadniczo popierała w tej wojnie Saddama. Czyli Irańczykom ten gest wobec Reagana, niezależnie jakie było jego podłoże - jednak się opłacił.
  21. Ronald Raegan

    Jeszcze jedna refleksja mi przyszła do głowy. Oczywiście, oparta jedynie na założeniu zdroworozsądkowego myślenia, gdyż nadal niczego nie jestem w stanie udowodnić. Otóż, wyjście na jaw konszachtów sztabu Reagana z Irańczykami - w ówczesnej sytuacji - oznaczało dla Reagana definitywną śmierć polityczną przed wyborami, w których i tak miał duże szanse na wygraną. Miło, że był "teflonowy", taka afera miałaby ciężar gatunkowy chyba gorszy niż Watergate, bo równoznaczny ze zdradą kraju. Byłoby to zatem działanie samobójcze, o co jednak go nie posądzam. Chyba, że jakiś sztabowiec wpadł w miarę samodzielnie na "genialny" pomysł. Ale to założenie nieco na wyrost - bo niby dlaczego miałby wpadać, jeżeli główny kandydat o tym nie miałby pojęcia, zatem mógłby być problem z ewentualnymi fruktami dla pomysłodawcy?
  22. Ronald Raegan

    Oczywiście, nie jestem w stanie zweryfikować wyżej opisywanych faktów. Pewne poszlaki są, chociażby te wskazane na podanej przeze mnie stronie, ale między "pewnymi poszlakami" a prawdą jest jeszcze daleka droga. Jest jasne, że dla Reagana zwolnienie zakładników przed dniem wyborów byłoby bardzo nieprzyjemną niespodzianką, gdyż jednym z gwoździ do politycznej trumny Cartera była żałosna w skutkach operacja ich odbicia ("Eagle Claw"). Powrót zakładników w glorii i ich uroczyste przywitanie przez Cartera - to mogło mieć wpływ na wynik wyborów. Aczkolwiek, trzeba pamiętać, że w listopadzie 1980 r. Reagan wygrał z bardzo dużą przewagą (jak na warunki amerykańskie i fakt, że nie był wówczas prezydentem ubiegającym się o drugą kadencję), a zakładnicy byli tylko jednym z powodów, dla których wygrał. Jest także faktem, że administracja Reagana wyczyniała w sprawie Iranu różne, dosyć dziwne i nader kontrowersyjne rzeczy (np. Iran-Contras). Natomiast, przetrzymanie zakładników, aż do momentu złożenia przysięgi przez Reagana mogło być po prostu zemstą Irańczyków na Carterze i sygnałem do nowej administracji - "z wami o pewnych sprawach możemy pogadać" (np. o broni, czy częściach zapasowych dla irańskiej techniki wojskowej, kupionej za czasów szacha). Sam Carter w swoich wspomnieniach sugeruje, że Reagan nie miał wielkiego pojęcia o sprawie zakładników. Fakt, Reaganowi zdarzało się "wyłączyć", czy pleść bzdury, ale raczej nieprawdopodobne jest to, aby wykazywał się aż taką indolencją w tak ważnej sprawie. Może chciał po prostu okazać lekceważenie Carterowi, może bał się, że powie mu coś za dużo. Kto wie? W każdym razie, podaję stosowny cytat: "Tuż przed objęciem przez Reagana urzędu prezydenta toczyły się zakulisowe negocjacje w sprawie uwolnienia amerykańskich zakładników przetrzymywanych w Teheranie. (…) Carter zadzwonił do prezydenta-elekta Reagana, aby poinformować go o aktualnym stanie negocjacji w tej sprawie. W czasie kiedy Carter rozmawiał z Reaganem przez telefon, w Gabinecie Owalnym byli obecni jego najbliżsi współpracownicy. Kiedy Carter odłożył słuchawkę, Hamilton Jordan zapytał: >>I co Reagan powiedział?<< Carter odrzekł: >>Poinformowałem go o sytuacji zakładników. Cały czas tylko słuchał, a kiedy skończyłem, zapytał: 'O jakich zakładnikach pan mówi?'<<". Za: L. Pastusiak, Anegdoty prezydenckie, Warszawa 2001, s. 333.
  23. Słynne wypowiedzi które tak naprawdę nie padły

    O tym już było na forum - Stalinowi bardzo często przypisuje się powiedzenie: "Śmierć jednego człowieka - to tragedia. Śmierć milionów ludzi - to statystyka". W internecie można znaleźć mnóstwo wypowiedzi osób, które uważają, że jest to autentyczny cytat, którym Stalin "usprawiedliwiał" swoje zbrodnie. W rzeczywistości prawdopodobnie Stalin nigdy tego nie powiedział (przynajmniej nie przy świadkach, którzy by tą wypowiedź zapamiętali). Zresztą, Stalin zazwyczaj uważał na to, co mówi przy świadkach. Słowa te pochodzą z eseju Kurta Tucholsky'ego z początku lat 30., a potem zostały użyte w powieści Ericha Marii Remarque'a "Czarny obelisk". A zostały napisane pod wpływem rzezi I wojny światowej.
  24. Jak upamiętniają inni? Pomniki, baseny i ....

    Z krainy intensywnego upamiętniania (KRLD). Na wzgórzu Mansudae pierwotnie stał jeden, wielki, brązowy pomnik - Kim Ir Sena (posługuję się tradycyjnym zapisem). Potem - dodano do niego pomnik Kim Dzong Ila. Zatem, w kwietniu 2012 roku (101 rok według kalendarza Dżucze), w obchody Dnia Słońca (rocznica urodzin Kim Ir Sena) obok Wielkiego Ojca, pojawił się Wielki Syn. Coś jednak poszło nie tak. Jesienią 2012 rozpoczęto przy pomnikach jakieś prace, a w lutym 2013 Syn objawił się w nowej postaci. Operacja polegała na zastąpieniu (na pomniku Kim Dzong Ila) pierwotnego krótkiego płaszcza - kurtką. Widać upamiętnienie przy pomocy typowego stroju, w który ubrany Drogi Przywódca pojawiał się wśród ludu - było bardzo ważne. Poniżej link do zdjęcia: 1) pierwotny (jeden) pomnik, 2) Kim Dzong Il w płaszczu, 3) Kim Dzong Il w kurtce. https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/0e/Laika_ac_Mansu_Hill_Changes_%2811976484824%29.jpg Uważny obserwator zauważy, że w roku 2012 skorygowano też postać Wiecznego Prezydenta. Kim Ir Sen pierwotnie był nieco młodszy, a spod płaszcza wystawał mu "ubiór Mao". Teraz jest nieco dostojniejszy (o ile to możliwe), pod płaszczem ma garnitur i nieco starszą twarz. Oraz okulary i uśmiech. W sumie, to taki pomysł ze zmienianiem wyglądu postaci na pomnikach jest całkiem niezły. Do zastosowania wszędzie, także w Polsce - np. przez dwadzieścia lat pomnik przedstawia Wybitną Postać w garniturze, przez następne dziesięciolecia - w mundurze, by wreszcie - dojść do stroju ludowego. A na poważnie - znamy jakieś inne przykłady weryfikacji wyglądu upamiętnianej pomnikiem postaci?
  25. Ronald Raegan

    Sprawa jest tu omówiona: https://en.wikipedia.org/wiki/October_Surprise_conspiracy_theory
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.