-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków
Bruno Wątpliwy odpowiedział jancet → temat → Historia ogólnie
Cóż, kadra inżynierska wie tylko, gdzie sypać węgiel i dolewać wody, aby z drugiej strony wyszła para. My widzimy sprawy kompleksowo. -
Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków
Bruno Wątpliwy odpowiedział jancet → temat → Historia ogólnie
Wydaje mi się, że patrząc na te same głosy w dyskusji, dochodzimy do zupełnie różnych konkluzji. Dla mnie oczywiste dziś jest - rzecz jasna, tylko po pobieżnym zapoznaniu się z zagadnieniem - że przyroda stanowi ogólnie, ale także w tym aspekcie system o wiele bardziej skomplikowany, złożony, wieloelementowy i wielowektorowy, niż prawdopodobnie zakładasz. Tym samym - system, który wcale nie musi działać według przyjętego przez Ciebie założenia. I na tej konstatacji już chyba zakończę swój udział w tej dyskusji. -
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Zupełnie nie wyczułeś mojej drwiny. Szef MSWiA raczej takiej procedury wobec policjantów nie zastosuje, ewentualnie złoży im piękne życzenia powrotu do zdrowia i może podrzuci parę złotych na osłodę. Władza, a już szczególnie władza o ciągotkach autorytarnych, jeżeli jeszcze zupełnie nie "odleciała" w poczuciu własnych nieograniczonych możliwości i kompletnej bezkarności (niektóre media zwracają w tym zakresie uwagę na pewne, ciekawe, regionalne symptomy) i ma trochę instynktu samozachowawczego - z policją musi starać się żyć dobrze. Z jakimiś nauczycielami - już niekoniecznie. Spokojnie można na nich poszczuć propagandowo. -
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Słusznie, pracodawca lub ZUS (w zależności, kto płaci) powinien takie bardziej podejrzane sprawy zgłaszać. Proponuję, aby procedurę takową rozpoczął szef MSWiA. -
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Oczywiście, możemy przerzucać się przykładami: ten zawód jest trudniejszy, ten niebezpieczniejszy, ten bardziej odpowiedzialny, ten wymaga lepszego wykształcenia, tamten ma wreszcie specyficzne pragmatyki pracownicze. Jak pisałem - każda grupa zawodowa ma prawo uważać się za szczególną, gorzej traktowaną, sfrustrowaną i walczyć o swoje. Dla mnie jest sprawa jasna: 1. Jeżeli najwyższych władz w państwie nie dotyczą zasady moralne, czy prawne, to nie jest za bardzo w porządku oczekiwanie ich zachowywania od grup zawodowych, walczących o swoje, partykularne interesy. 2. Jeżeli istnieje w społeczeństwie (od bardzo wielu lat) dosyć powszechne przyzwolenie na cwaniactwo i kombinatorstwo, a "z góry" i "z boku" płyną ewidentne przykłady, że to się bardzo często opłaca - to co się do @&$#@*& dziwimy? Oczywiście, skądinąd cieszę się, że nadal wielu ludzi w naszym kraju zachowuje się w porządku. Mimo przykładu płynącego z góry. -
Patrioty i Caracale
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Mała ciekawostka. Nasz wzorzec Viktor Orbán nie tylko koncentruje media, ale także kupuje broń. Ponieważ wzorzec jest nieco cwańszy w polityce zagranicznej (od naśladowców), to kupuje raczej broń unijną (w odróżnieniu od naśladowców). Caracale i H145M https://www.altair.com.pl/news/view?news_id=26909&q=H225 oraz Leopardy https://www.altair.com.pl/news/view?news_id=26960 -
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Nie za bardzo rozumiem??? Przecież wyraźnie napisałem: "W swoim, już dosyć długim i dosyć intensywnym, życiu zawodowym dokładnie raz byłem na może tygodniowym zwolnieniu lekarskim (jak podstępnie dopadła mnie w wieku dorosłym zakaźna >>dziecinna<< choroba, które moje dziecko przyniosło z przedszkola i ze względu na swój stan - już nie miałem innego wyjścia)". Było to (jedyne moje zwolnienie chorobowe), chyba gdzieś w okolicach lat 1995/96 i jak najbardziej dostałem prawidłowe zwolnienie. Choroba była wieku dziecinnego, ale dorosłego człowieka traktująca bardzo paskudnie. Byłem w naprawdę złym stanie. Tego też za bardzo nie rozumiem - walczysz z płatnymi urlopami? Chyba musimy się jednak pogodzić z tym, że ta instytucja raczej zostanie utrzymana. Twoją sytuację natomiast dosyć dobrze rozumiem, gdyż aczkolwiek całe swoje życie miałem jakiś etat, to przeważnie ten etat polegał na dosyć znikomych zarobkach, przy często dosyć absorbującej i zajmującej także teoretyczny czas urlopu pracy. Cały czas zatem dorabiałem. Większość z prac dodatkowych polegała na prostej zasadzie - pracujesz dostajesz kasę, nie pracujesz - twoja sprawa. Natomiast z tego powodu nie mam jakiś szczególnych żali dla grup zawodowych, realnie dysponujących płatnymi urlopami. I chyba dużo większą niż ja dawką świętego spokoju (choć być może praca nauczyciela w szkole może dać ostro w kość, nie wiem, nie znam się, mogę tylko powiedzieć, że do większości znanych mi nauczycieli moich dzieci jakiś pretensji nie mam, raczej szacunek). W sumie - mój wybór. Nauczycielem w szkole nigdy nie chciałem zostać, to co mam się teraz żalić, czy zazdrościć? Bardziej wkurzają mnie politycy, mający pretensje do owych nauczycieli. Niech cwaniaczki zaczną naprawę od siebie. Każdy zawód ma prawo uważać się za szczególny i walczyć o swoje. Szczególnie dziś, gdy antagonizmy między grupami pracowniczymi są oczywiste i rozgrywane przez polityków. Równie dobrze można zapytać - dlaczego górnicy? Bo przyjadą, popalą opony, porzucają brukiem i koktajlami Mołotowa? Czy to lepsze od walki za pomocą L4? A dlaczego - duchowni? I tak dalej, i tym podobne. Ja powiem tak: jeżeli za "alternatywną prawdę", manipulację i cwaniactwo dla polityków jest wielka premia w postaci nieograniczonej możliwości dojenia Rzeczypospolitej (czyli podłączenia się szlauchem do naszych pieniędzy) to uważam, że - aczkolwiek moralnie naganne - wykorzystywanie przez nauczycieli L4 w walce o parę złotych, jest przy tym problemem drugorzędnym. Tym bardziej, że politycy owi w obawie o reakcję, lojalność i posłuszeństwo im resortów siłowych, nad takimi samymi L4 policjantów przejdą zupełnie do porządku dziennego. Szczuć raczej będą na nauczycieli. Ci raczej brukiem nie będą rzucać, a do pałowania rzucających nie są przydatni. A tak poza tym, warto by znać dokładnie skalę zjawiska? Ilu nauczycieli jest na zwolnieniach w relacji do ogólnej liczby uprawiających ten zawód? Ile z tych zwolnień zostało zakwestionowane, czyli można przypuszczać, że jest "lewe"? Bez tej wiedzy, to będzie zabawa podobna, jak z (wielotygodniowym) tygodniem nienawiści wobec sędziów. Jeden coś ukradł w sklepie, inny coś powiedział przez telefon. I te przypadki były ciągle w oficjalnej propagandzie partyjnej wałkowane. Warto by jednak dowiedzieć się uczciwych danych - ilu procentowo polskich sędziów kradnie? I dopiero wówczas określać swoje zdanie. -
Kup dyktatora (zabawkę) pod choinkę.
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Czemuż to? Dmowski, ten powiedzmy - jako polityk, postrzegany raczej w kategoriach smutnego, poważnego pana (przez tych, którzy go jakkolwiek - w miarę konkretnie - kojarzą, abstrahuję zupełnie od kwestii poglądów politycznych) - może i niezbyt nadaje się na zabawkę. Napoleon natomiast i w swoich czasach, i dziś "obfitował" w różne, nie zawsze przecież poważne gadżety. Dla mnie to raczej przykład odwrotny - postaci historycznej, która z różnych względów (także popularności), "dobrze nadaje się" na zabawkę (nic jej nie umniejszając - to raczej efekt jej znaczenia historycznego i rozpoznawalności). -
Na rynku pojawiło się polskie tłumaczenie książki Roger'a Moorhouse'a, The Third Reich in 100 Objects, Greenhill Books 2017 (Trzecia Rzesza w 100 przedmiotach, Wydawnictwo Znak 2018). Autor jest znany (m.in. Mikrokosmos, Pakt diabłów, Stolica Hitlera), a jego publikacje - w mojej ocenie - na pewno godne polecenia. Tym razem napisał coś "lżejszego" (o ile to określenie pasuje w przypadku III Rzeszy). Ale pomysł świetny (sto charakterystycznych przedmiotów z krótkim komentarzem), wykonanie także interesujące. Czasami - wzruszające i smutne, czasami - niepokojące, a na pewno dające do myślenia. Ale ja nie tyle o samej książce, ale o jednym z przedmiotów w niej wzmiankowanych. Hitler - zabawka dziecinna (ibidem, s. 106-107). Część produkcji z ruchomą ręką do "hailhitlowania", część nie. Taki większy, plastikowy żołnierzyk (dokładnie - z elastoliny). Ciekawy jestem, czy podobne zabawki pojawiały się w innych krajach rządzonych dyktatorsko? Nie chodzi mi o gadżety prześmiewcze (np. można dziś kupić gumkę do ścierania - figurkę podobną do Kim Dzong Una), ale "propagandowo-wychowawcze". Nie o produkty wytworzone "po latach" (np. we współczesnych Włoszech można bez większego problemu kupić różne figurki Mussoliniego). Ale o zabawki rodem z miejsca (kraju) i czasu, gdzie dany dyktator funkcjonował. I oczywiście - byłbym szczególnie wdzięczny za bardziej skrajne przykłady. Postaci nijak nie kojarzących się z zabawkami. Gdyż - taki na przykład - Józef Piłsudski niewątpliwie dyktatorem w swoim życiu był (nawet dwukrotnie, za pierwszym razem samoograniczającym się - 1918-1919, za drugim razem ograniczającym się coraz mniej - 1926-1935), ale przecież Piłsudski zabawka, czy chociażby sama Kasztanka - chyba szczególnych emocji nie budzą. A może? Myślę, że pominąć wypada także różne znaczki do wpinania do ubioru. Wiadomo - KRLD. R. Kapuściński wspominał także o kolekcjonowaniu i wymienianiu przez dzieci (Pińsk 1939-1941) znaczków radzieckich przywódców (najbardziej cenni był: Woroszyłow, bo w mundurze i Kalinin, bo przypominał poleskiego dziadka i jako jedyny miał grymas przypominający uśmiech). Trudno je jednak uznać za typowe zabawki. Zatem, którzy jeszcze dyktatorzy atakowali biedne dzieci zabawkami na swój obraz i podobieństwo?
-
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Oczywiście, dużo zależy od konkretnej osoby. Trochę się też pochwalę (i tak to nie jest zbytnio do zweryfikowania). Przeżywam ciężkie katusze, jak muszę się spóźnić pięć minut na prywatne spotkanie (z powodów kompletnie niezależnych ode mnie, bo zazwyczaj wyjdę na nie tak, by być - przy założeniu normalnego stanu komunikacji - dużo przed czasem). O formalnym - już nie wspomnę. Potencjalne spóźnienie na bardziej formalne spotkanie - równa się u mnie prawie stanowi przedzawałowemu. W swoim, już dosyć długim i dosyć intensywnym, życiu zawodowym dokładnie raz byłem na może tygodniowym zwolnieniu lekarskim (jak podstępnie dopadła mnie w wieku dorosłym zakaźna "dziecinna" choroba, które moje dziecko przyniosło z przedszkola i ze względu na swój stan - już nie miałem innego wyjścia). Każdy zatem w zależności od swoich cech osobistych, wychowania itp. pewne rzeczy sam sobie określa. Nie muszę chyba mówić, że czasami mnie trafia szlag, jak człowiek, który jest zdecydowanie mniej punktualny, mniej obowiązkowy, mniej pracowity, a - wydaje mi się - że mniej więcej tak samo inteligentny jak ja, ale np. regularnie chodził na papierosa (ja - nie palę) z kimś ważnym, albo ma szczęście być "utalentowanym" dzieckiem kogoś ważnego - ma dużo lepiej. Albo, że z powodu dobrych układów w partii (ja brzydzę się partiami) obskakuje różne intratne miejsca. Albo - generalnie lepiej "pokazuje twarz" ("Cesarz"), pije z kim trzeba i pokazuje się, gdzie trzeba. A może - i dobrze kłamie. Ale - takie jest życie. Ale też nie przeczę, że niekiedy czuję się, usytuowany w takim kontekście, jak ostatni, niezaradny idiota. Choć, grzeszyłbym, gdybym marudził i rozdzierał szaty, to wielokrotnie system podziału dóbr i relacja tego systemu do - nazwijmy to - "zwykłej porządności" nie budzi mojego entuzjazmu. Ale już jestem na tyle stary i zgorzkniały, żeby często przechodzić nad tym do porządku dziennego. Natomiast odnośnie do rzeczonej sprawy. Przyzwolenie na bylejakość, obchodzenie prawa, kombinatorstwo, cwaniactwo, załatwianie (będące często zwykłym złodziejstwem) ma w Polsce tradycje sięgające już stuleci. W jakimś sensie bywało naszym środkiem obronnym w czasach smuty narodowej, ale ma się dobrze i w czasach pełnej suwerenności. Nie chcę wchodzić specjalnie w bieżącą politykę, czy politykę ogólnie, bo to nie ma sensu, ale jeżeli bardzo ważne osoby w naszym państwie bywa, że działają praeter a nawet contra legem, a potem opowiadają bajeczki, że jest inaczej, jeżeli z pełną premedytacją (i dla zysku politycznego) snuje się niestworzone opowieści o sprawie bardzo smutnej i tragicznej, jeżeli wykorzystuje się z pełną premedytacją niewiedzę ludzką, potęguje się dla zysku politycznego nienawiść i uprzedzenia, jeżeli z telewizorów atakują nas ze wszystkich stron i sił politycznych osoby, co do których jest ewidentne, że [tu się powstrzymam od dalszego komentowania] - to czego oczekiwać? Reasumując - jeżeli w polityce chodzi przede wszystkim o to, aby być cwańszym, przebieglejszym, bardziej agresywnym, zmyślniej oszukiwać, obrażać i judzić - to co się dziwić nauczycielom, policjantom, nawet dzieciom w szkole (które przecież już też zaczynają kombinować)? Nikt nie chce być tym najgłupszym. Stosowanie zwolnień lekarskich jako środka nacisku (i zachowanie w tym kontekście zarówno lekarzy, jak i policjantów i nauczycieli) oczywiście jest skrajnie dyskusyjne. Ale... Zakładam, że to, co napisałeś o sobie - jest prawdą, zatem masz pełne prawo ich krytykować. Ponieważ za ich krytykę zaraz zabiorą się politycy (i ich różni totumfaccy w mediach itp.), to informuję, że ich krytyka wywołuje u mnie odruch wymiotny. Najbardziej zepsuta głowa ryby nie ma prawa krytykować reszty rybiego ciała. Wyjścia z takiego stanu specjalnie nie widzę. Być może byłoby nim poddanie całego narodu dwustuletniemu surowemu wychowaniu pietystyczno-protestanckiemu. Co jest oczywiście nierealne. Ale ja nie jestem od tego, aby widzieć wyjście. I nie płacą mi za to. Robię swoje, jakoś się starając. -
Tego jeszcze chyba nie było: Gilbert Abbott à Beckett i John Leech, The Comic History of Rome, London 1851. Trudno powiedzieć, czy to bardziej o wiktoriańskim społeczeństwie (z różnymi odniesieniami do epoki gregoriańskiej, czy okresu Regencji), czy o starożytnym Rzymie. Ale - ciekawe na pewno. Zob.: https://archive.org/details/comichistoryofro01be https://archive.org/details/thecomichistoryo37657gut Caroline Wazer, The Eternal Guffaw: John Leech and The Comic History of Rome, https://publicdomainreview.org/2015/02/25/the-eternal-guffaw-john-leech-and-the-comic-history-of-rome/ I z nieco innej beczki, ale tych samych autorów, trochę wcześniejsze i równie "klimatyczne" (The Comic History of England): https://www.gutenberg.org/files/44860/44860-h/44860-h.htm
-
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Oj tam, nasi po pijaku to i "Address to a Haggis" zagrają (na dudach), zaśpiewają i wyrecytują. I to po gaelicku. -
A to ciekawe. O tym wątku w historii whisky/whiskey nie słyszałem. O whisky walijskiej mogę powiedzieć tylko tyle, że jej nie było. To znaczy w Walii - gdzieś tam pewnie pod koniec XIX wieku - zanikła całkowicie oficjalna destylacja tego trunku. Jak przypuszczam, pod wpływem zalewu lokalnego rynku produktami szkockiej i irlandzkiej konkurencji. Być może nadal istniała w Walii szlachetna sztuka bimbrownictwa, tego nie wiem. Zatem, od przełomu XIX i XX wieku dumny naród walijski nie mógł się napić swojej, własnej i oficjalnej whisky. Stan ten został naprawiony dopiero po przełomie XX i XXI wieku. Na rynku (z błogosławieństwem Księcia Walii - Charles'a/Karola, poprawnie: Y Tywysog Siarl, Tywysog Cymru) pojawiła się whisky Penderyn. Rzeczona nadaje się bardzo jako prezent z Walii, bo pakowana jest (jej najczęściej spotykana odmian) w zielone kartoniki z czerwonym, walijskim smokiem. W ostatnim czasie za destylację whisky zabrały się chyba jeszcze dwie, walijskie firmy. Gwisgi Cymreig yn cael ei atgyfodi! [Uwagi dotyczące jakości tłumaczenia - proszę kierować do https://translate.google.pl/, czasami ustala bowiem, że chodzi o wskrzeszenie walijskich strojów, czasami - że whisky. ]
-
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Tylko gotowych do zaatakowania, skradzenia, wyłudzenia, skombinowania, wyniesienia, nieuprawnionego pożarcia etc. owych makówek w naszym spokojnym, bogobojnym, nieskłonnym do złodziejstwa i przemocy narodzie się przecież nie znajdzie. Co innego w tym zgniłym Londynie. No to coś świątecznego. "Janssonowa pokusa" ("Janssons frestelse"), szwedzkie danie na Boże Narodzenie (często kojarzone z tymi świętami, ale "pokusa" podawana jest także przy innych okazjach - np. Wielkanoc i Midsommar). Rodzaj zapiekanki. Jak to w Szwecji - są w niej ryby, pełnotłusta śmietana, goździki... Ale o dziwo - nie ma cukru. Nazwę wiedzie się albo od śpiewaka operowego (żyjącego w XIX wieku), albo - co bardziej prawdopodobne - od filmu z 1928 roku. Bezpośredniego związku z Tove Jansson - chyba nie ma. -
Cudzoziemcy w Wehrmachcie
Bruno Wątpliwy odpowiedział Gryfon → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Na poziomie lokalnym i niemieckiej biurokracji musiały się zdarzać wpadki i błędy. Z nieco innej beczki administracyjnej: J. Kisielewski, Ziemia gromadzi prochy, Warszawa 1990 (reprint poznańskiego wydania z 1939 r.), s. 306-307, podaje, że przed wojną obywateli polskich (na saksach) potrafili wcielić do Reichsarbeitsdienstu i straży pożarnej (w tym przypadku Kisielewski nie precyzuje dokładnie o jaką straż chodzi). -
Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków
Bruno Wątpliwy odpowiedział jancet → temat → Historia ogólnie
Dziwię się, że nie pytasz najbardziej zainteresowanego. A odpowiedź jest prosta - trzeba mieć dobre, szopie geny. A już zupełnie poważnie, podobna zagadka dotyczy także ludzi. Mieszkańcy Tristan da Cunha cierpią na przypadłości (głównie astma) związane z wąską pulą genową. Na świecie jest jednak szereg wysp (i populacji), gdzie również pula genowa nie jest szczególnie zróżnicowana - a problem w aż w takiej skali nie występuje. Po prostu, wśród niewielu "matek i ojców założycieli" populacji Tristan da Cunha byli nosiciele fatalnego genu. Zob.: https://www.hoddereducation.co.uk/media/Documents/Magazines/Sample%20Articles/BSR-V25.pdf -
Cudzoziemcy w Wehrmachcie
Bruno Wątpliwy odpowiedział Gryfon → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
To oczywiste, ale zagadnienie dotyczy także olbrzymiej rzeszy etnicznych Polaków, którzy przed wojną posiadali obywatelstwo polskie, a nie niemieckie, a w czasie wojny trafili do jednej z kategorii Volkslisty i również objęci byli przymusowym poborem. Zresztą, wspomnienia w powyższym filmie dotyczą w dużej części tej właśnie grupy. Z tego co pamiętam, liczbę Polaków (obywateli niemieckich przed wrześniem 1939 roku) służących w Wehrmachcie szacuje się na około 150.000, liczbę przedwojennych obywateli Polski (Polaków) miało być w nim więcej - około 220-230.000. Maksymalne szacunki, z którymi się spotkałem - to łącznie około 400.000 etnicznych Polaków służących w Wehrmachcie. Oczywiście, pamiętać należy, że te szacunki będą zawsze dyskusyjne, bo na pograniczu etnicznym nie zawsze łatwo ustalić rozgraniczenie narodowościowe. 10 stycznia 1942 roku Oberkommando der Wehrmacht wydało wytyczne odnośnie do służby zagranicznych ochotników w wojnie przeciwko ZSRR. W sposób całościowy sprawę regulował to dopiero rozkaz nr 2380 z dnia 2 czerwca 1942 r. Informacja z: J. W. Gdański, Zapomniani żołnierze Hitlera, Warszawa 2005, s. 85. W zakresie tym panował (szczególnie początkowo) dosyć duży rozgardiasz, przyjąć jednak można, że początkowo "ochotnicy wschodni" (reprezentanci narodów ZSRR) trafiali do formacji podporządkowanych Wehrmachtowi i do jednostek policyjnych. Później kierowano ich (także w drodze poboru - np. przeprowadzonego na Łotwie i w Estonii) przeważnie do Waffen-SS. Ale rozbudowywano także specyficzne formacje - jak ROA Własowa (pomijam tu złożone perypetie z jej tworzeniem, warto jednak odnotować, że w pewnym momencie jej instytucją zwierzchnią stał się Комитет освобождения народов России, zatem - de iure - chyba utraciła wszelkie związki z Wehrmachtem). Ich status generalnie jednak nadal dla mnie nie jest do końca jasny (chodzi o reprezentantów "narodów wschodnich" służących w jednostkach podporządkowanych Wehrmachtowi). Byli częścią Wehrmachtu, ale czy byli de iure żołnierzami Wehrmachtu? Składali przysięgę według odmiennej roty, dotyczyły ich specyficzne przepisy dyscyplinarne, dopiero z czasem mogli otrzymywać niemieckie odznaczenia wojskowe (pierwotnie nie mogli otrzymywać odznaczeń, z wyjątkiem Infanterie-Sturmabzeichen, czy Verwundetenabzeichen), potem stworzono dla nich specjalny Tapferkeits- und Verdienstauszeichnung für Angehörige der Ostvölker, wreszcie - otrzymali prawo uzyskiwania niemieckich orderów i odznaczeń, ale dopiero po otrzymaniu odpowiedniego stopnia Tapferkeits- und Verdienstauszeichnung für Angehörige der Ostvölker). Zob.: J. W. Gdański, Zapomniani żołnierze Hitlera, Warszawa 2005, s. 57-65. -
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
No to jeszcze o historycznym wydarzeniu, związanym z puddingiem: "W maju 1718 roku wozem zaprzężonym w sześć osłów do karczmy Swan na Fish Street Hill transportowano gigantyczny pudding mięsny, o długości 5,5 metra i średnicy ponad metra. >>Ponętny zapach okazał się zbyt silną pokusą dla nieumiarkowanych w jedzeniu i piciu londyńczyków. Obstawa została przegoniona, a pudding pożarty<<". Za: P. Ackroyd, Londyn. Biografia, Poznań 2011, s. 335. Pudding na 5,5 metra (sic!). A Ty męski Tomaszu wyjeżdżasz z jakimiś makówkami. Obierz sobie jakieś naprawdę męskie cele. Karminadel od Pszczyny do Rybnika, basen olimpijski z wodzionką, czy coś podobnego. -
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Ale - na wszelki wypadek - masz powód do powstania. -
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Ja bym Tomaszu na Twoim miejscu się mocno zastanowił, czy czasem nie oddać garnków i patelni w ręce bardziej kompetentnej osoby (małżonki?). Przez takie - niby - drobiazgi wybuchło powstanie sipajów. -
Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków
Bruno Wątpliwy odpowiedział jancet → temat → Historia ogólnie
Przez lata żyłem w przekonaniu, że ostatnia samica tura na świecie umarła sobie w Puszczy Jaktorowskiej AD 1627. Gdzieś natomiast czytałem, że tury przetrwały do połowy XVIII wieku w jakimś zwierzyńcu w Prusach Wschodnich. Wiecie coś może o tym więcej? Jakieś wiarygodne informacje? Tur, czy jakieś ówczesne bydło Hecka? Aczkolwiek tur niewątpliwie zniknął, to niezależnie, czy było to w wieku XVII, czy XVIII, to fakt ten także nieco przeczy teorii Janceta: "udomowione gatunki zwierząt (...) dość szybko giną na swym pierwotnym obszarze występowania". Zakładając, że to tur jest przodkiem europejskich krów, to proces jego wymierania był bardzo długotrwały (licząc od oswojenia w Europie pierwszego turo-podobnego). -
O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Wiara to doświadczenie pozarozumowe, zatem proszę tu mi się rozumowo nie mądrzyć. Tym bardziej, że wszystko przebiegało także racjonalnie. Wpierw Istota Najwyższa stworzyła Szopa Pracza na obraz i podobieństwo swoje, a dopiero później stworzyła całą resztę, aby Szop Pracz nad nią panował i czynił sobie poddaną. W międzyczasie Istota Najwyższa odpoczęła i przeanalizowała kwestię, jakie istoty żywe różnego rodzaju będą dobre. To znaczy - potrzebne w swej służebnej roli Szopowi. Wszystko się zgadza - zarówno w zakresie wiary, jak i rozumu. Bardzo przepraszam - zagalopowałem się, wiem, że to niestosowne, szczególnie w wykonaniu moderatora. Już więcej nie będę. Jak tak się fajnie o futerkowcach rozmawia, proponuję wziąć na tapetę następny gatunek inwazyjny - rosomaka. To też żadna konkurencja dla Szopa, tworu doskonałego. Ups, przepraszam. A jak już o drugowojennej dywersji mowa - to może nietoperza. Zob. https://en.wikipedia.org/wiki/Bat_bomb W Japonii meksykański nietoperz w służbie USA - byłby to gatunek niewątpliwie inwazyjny. -
O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
1. Szop Pracz jest bezkonkurencyjny. 2. W szczególności żadne piesowate jenoty, które (zgodnie z pierwszym prawem Janceta) już dawno powinny wyginąć - żadną konkurencję dla Szopa Pracza nie stanowią. 3. Szop Pracz ma kciuki (a jenot - cholera wie). 4. Istota Najwyższa (pozdrawiam Secesjonisto, naprawdę zastanów się nad kandydowaniem) wpierw stworzyła Szopa Pracza, potem odpoczęła od dzieła stworzenia i dopiero potem stworzyła inne tałatajstwo (w tym jenoty). 5. Wprowadzenie Szopa Pracza do ekosystemu jest dobrą zmianą. W odróżnieniu od wszelkich innych zmian. A teraz Gregski byłbym zobowiązany, jakbyś znalazł jakąś dużą deszczułkę i poszedł z nią do warsztatu. Wypisał na niej powyższe i powiesił w widocznym miejscu w Twoim domu. Albowiem czas już najwyższy jest, abyś życie swe pogubione na szopie ścieżki naprostował. Wszystko się wydało. Jestem Amerykaninem, pracującym dla wywiadu Angeli. Występuję tu jako Bruno Wątpliwy, ale moje prawdziwe dane personalne to Bruno the Questionable (znany także jako: King). A to nie jest polskie nazwisko... -
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Zgodnie z zaleceniem wprowadzenia świątecznego nastroju, uprzejmie informuję, że w roku bieżącym nabyłem drogą kupna Christmas pudding. Z solennym zamierzeniem, aby go zjeść w gronie rodzinnym podczas tegorocznych Świąt. Walory smakowe rzeczonego nie są mi jeszcze znane. Prawie wszystko związane z wyżej wymienionym obiektem badań kulinarnych: 1) pochodzenie produktu, 2) geograficzne miejsce zakupu, 3) a nawet właściciel sklepu (nabyłem w niezwykle prestiżowym Tesco, o lokalizacji z bardzo pożądanym kodem pocztowym 1.) jest właściwe - tj. brytyjskie. Jednak na pewno to nie jest produkt wymieniony wyżej. Sprawdziłem składniki, bo trochę odstręczał mnie ten łój, który podobno był/jest elementem składowym tradycyjnego puddingu świątecznego. Melduję, że łoju nie ma, ale nie ma też tam m.in. rumu z Jamajki, czy brandy z Południowej Afryki (jest tylko bardzo enigmatyczna - brandy i równie enigmatyczny cydr, fakt, że w bardzo przyzwoitych ilościach, bo razem stanowią coś około kilkunastu procent całości składu). Do tego jest glicerol. Generalnie - niestety składniki są anonimowe. Co napawa mnie smutkiem i ogranicza nieco poczucie autentyczności mojej tegorocznej, kiplingowskiej, - eeee - to znaczy dickensowskiej 2. koncepcji Świąt. O wrażeniach smakowych z pewnością opowiem. Dziś mogę tylko powiedzieć, że Yorkshire pudding znajduję bardzo pozytywnie (aczkolwiek - to zupełnie coś innego). 1. Kto nie wie w czym rzecz, niech dokładnie obejrzy wszystkie części "Keeping Up Appearances". 2. Kto nie wie w czym rzecz, niech przeczyta: https://blog.bookstellyouwhy.com/a-christmas-carol-the-influence-of-charles-dickens-on-christmas-traditions https://www.historytoday.com/geoffrey-rowell/dickens-and-construction-christmas https://www.bustle.com/p/7-holiday-traditions-owed-to-charles-dickens-a-christmas-carol-13175388 -
Polskie mundury w Finlandzkiej Armii Ludowej
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Jeszcze jeden przyczynek do (polskiej) historii umundurowania Finlandzkiej Armii Ludowej: Powyższy cytat z: http://statehistory.ru/1262/Formirovanie-i-boevye-deystviya-Finskoy-narodnoy-armii--FNA--v-zimney-voyne-1939-1940-godov/ Zresztą, cały artykuł dostępny pod powyższym adresem [С. Г. Веригин, Формирование и боевые действия Финской народной армии в Советско-Финляндской(зимней) войне 1939-1940 годов] jest godny polecenia zainteresowanym zagadnieniem.
