Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,663
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Vissegerd - ten dane by się chyba mniej więcej zgadzały. P. Wieczorkiewicz (Historia polityczna Polski 1935-1945, s. 22) pisze o ok. 5 tys. ochotników z czego więcej niż połowie z pochodzenia Żydów. Złożyć zatem można, że polscy ochotnicy po stronie Republiki to mniej więcej po połowie Polacy (w istotnej części z emigracji we Francji) i polscy Źydzi.
  2. Nie wiem czy nie złamię konstytucji, ale niech tam... Zostałem w końcu wywołany do tablicy Jestem za całkowitą wolnością poglądów i swobodą badań naukowych. Ergo - jeżeli ktoś wierzy, że ziemia jest płaska i oparta na wielorybie ma prawo to głosić i bronić swojej teorii. Z przyjemnością i zaciekawieniem przeczytam tysiące książek udowadniających, że Dąbrowszczacy byli najmitami Stalina, jak takich, które będą twierdziły, że była to awangarda demokracji w walce z faszyzmem. Pogląd i tak będę miał swój własny. Problem pojawia się w momencie, kiedy jeden z możliwych i równouprawnionych poglądów na sprawę otrzymuje pieczęć instytucji państwowej i staje się elementem oficjalnej propagandy.
  3. Art. 101 Kodeksu Makarewicza nie ma wobec Dąbrowszczaków zastosowania,nie zachodzi tu bowiem przypadek "wojska nieprzyjacielskiego". Przejrzałem ten kodeks – co prawda pobieżnie - i moim zdaniem nie ma w nim sankcji karnej za służbę w wojsku „nie-nieprzyjacielskim”. Nie wiem też nic o takich sprawach wytaczanych Dąbrowszczakom. Pozbawienie obywatelstwa polskiego Dąbrowszczaków było natomiast zgodne z ówczesnym prawem polskim. „Ustawa z dnia 20 stycznia 1920 r. o obywatelstwie Państwa Polskiego Dz. U. z 1920 r. Nr 7, poz. 44: (…) Art. 11. Utrata obywatelstwa polskiego następuje: 1) (…) 2) przez nabycie urzędu publicznego lub wstąpienie do służby wojskowej w państwie obcem bez zgody Rządu Polskiego (…)”. Z tego co wiem potem obywatelstwo władze polskie na emigracji przywracały, przynajmniej tym Dąbrowszczakom, którzy walczyli w PSZ na Zachodzie. Z dzisiejszego punktu widzenia pozbawienie obywatelstwa z inicjatywy Państwa można uznać za kuriozum, w cywilizowanym świecie tylko obywatel może zainicjować procedurę prowadzącą do rozwiązania stosunku obywatelstwa (tak jak dziś w Polsce). Dawniej było to jednak standardem, że państwo mogło pozbawiać obywatelstwa z własnej inicjatywy. Było to prawnie możliwe i stosowane także w II RP i w Polsce Ludowej (casus oficerowie PSZ na Zachodzie). Natomiast ad rem – nagonkę na Dąbrowszczaków, w sytuacji gdy jednak na świecie dominuje (nie panuje totalnie i całkowicie, ale jednak dominuje) szacunek dla weteranów Brygad, nawet jeżeli to jest szacunek krytyczny, uważam po prostu za fragment realizacji wizji świata wg. IPN. [ Dodano: 2008-10-19, 01:54 ] Małe uzupełnienie: "(... )władze polskie w Warszawie pozbawiały ochotników obywatelstwa, które przywracał, acz nie wszystkim rząd emigracyjny w Londynie" (B. Gol, F. Ryszka, "Hiszpania, W-wa 1999, s.208-29). Czyli nawet Londyn uznawał, przynajmniej co do zasady, że sankcje wobec Dąbrowszczaków są niesłuszne.
  4. Sąd nad autorami stanu wojennego

    Vissegerd - również serdecznie pozdrawiam Na dobranoc - pasujący w tym miejscu stary żydowski dowcip (trochę mogę przeinaczyć). Do rabina przychodzi chasyd: Rebe ile powinno się mieć racji? Jeżeli ktoś ci mówi, że ma 50% racji to wspaniale. Gdy 60% - nieźle. 70% - całkiem ładnie. 80% - uważaj. 90% - bój się. 100% - uciekaj. Trochę boję się ludzi, którzy na 100% wiedzą, że Jaruzelskiego powinno się ukamieniować. Ja na jakieś 80% uważam, że nie.
  5. Rosyjska polityka historyczna a IPN

    Jasne, że często zapomina się o wątku "dobrych towarzyszy" i szantażowaniu Jaruzelskiego, tudzież przygotowywaniu przez radzieckich zamachu stanu przeciwko niemu (informacje np. w: P. Wieczorkiewicz, J. Błażejewska, "Taniec nad przepaścią", Newsweek nr 50/2006, dodatek). Nawet już po zarządzeniu stanu wojennego Jaruzelski oberwał w Moskwie za "bonapartyzm", a stan wojenny uznano za "pokazuchę, wymyśloną dla zamydlenia oczu prawdziwym strażnikom idei marksistowsko-leninowskich w Polsce" (W. Górnicki, "Teraz już można, s. 20, 23). WJ musiał uwzględniać, że na komitet powitalny Armii Czerwonej zawsze odpowiednie grono się zbierze. Inna sprawa, że nie wierzę w "ograniczone wejście". Interwencja radziecka wywołałaby opór przynajmniej części polskiej armii - i sprawy ruszyłyby "na maksa", byłaby "rzeź aż miło", że odwołam się do klasyka - dzielnego wojaka Szwejka. P. Wieczorkiewicz i J. Błażejewska podają bardzo ciekawy fakt, świadczący o nastrojach w polskiej armii. Pułkownik W. Saczonek (z 20 dywizji pancernej) przy wódce z Rosjanami powiedział im w twarz, że jak wejdą - to Polacy będą strzelać. O prawdziwych poglądach Jaruzelskiego i F. Siwickiego świadczy fakt, że nie ulegli żądaniom radzieckich i pułkownik pozostał na stanowisku.
  6. Sąd nad autorami stanu wojennego

    Sprawa stanu wojennego dzielić będzie Polaków zawsze i żaden wyrok sądu ani uchwała Sejmu tego nie zmieni. Dramatyczna decyzja generała wpisuje się bowiem doskonale w ciąg wydarzeń historycznych, które zawsze będą podlegać zróżnicowanemu osądowi. Konfederaci barscy czy Stanisław August, Drucki-Lubecki czy podchorążowie, Wielopolski czy kosy na armaty, Dmowski czy Piłsudski, polska realpolitik czy visy przeciwko Tygrysom – te dylematy polskiej historii nigdy nie zostaną jednoznacznie rozstrzygnięte. Zawsze przeciwko krytycznemu osądowi tego co Lech Mażewski w swej – doskonałej! – książce nazwał trafnie „powstańczym szantażem” będą występować ci bardziej patriotyczni i bardziej odważni (choć często odważni tanią już odwagą). I tak już pozostanie. Z tego punktu widzenia szukanie „polityczno-historycznego alibi” w skazaniu Jaruzelskiego przez środowiska post-solidarnościowe należy uznać za chybione. Może im dalej od stanu wojennego, tym więcej młodych ludzi uwierzy Antoniemu Dudkowi i wreszcie z satysfakcją będzie można powiedzieć, że już nie 50% a 40 czy 30% popiera generała, ale jednomyślności nie będzie nigdy. Piękno i tragedia historii leży w tym, że można ją różnie interpretować, a Jaruzelski stoi już tak naprawdę tylko przed sądem historii, żaden, nawet najbardziej ambitny prokurator IPN tego nie zmieni. Jest jasne, że w procesie nie chodzi o to czy złamano konkretny przepis kodeksu karnego. To próba dokonania tylnymi drzwiami potwierdzenia idée fix bardziej zacietrzewionej części środowisk post-solidarnościowych – o zbytecznym wprowadzeniu stanu wojennego, udowodnienia tezy założenia zero-jedynkowego, on – łotr, my – to ci dobrzy. Jak wiadomo w tym rozrachunku historycznym najważniejsze będzie podważenie tezy o możliwości interwencji radzieckiej. Skazanie generała za cokolwiek będzie dla jego przeciwników sądownym jej zakwestionowaniem. Oczywiście może Jaruzelski przestawiać wizje innych zagrożeń – krachu gospodarczego, rewolty społecznej czy puczu twardogłowych w partii – teza numer jeden i tak będzie sprowadzona do tego, że „nie chcieli wejść”. Skądinąd jest to głupia teza. Przywódcy radzieccy, choć sędziwi nie byli w swej masie idiotami. Rzeczywiście „nie chcieli wejść”, bo wiedzieli, że to wizerunkowi ZSRR i gospodarce radzieckiej się nie przysłuży. Zapewne nie chcieli wejść i do Budapesztu, do Pragi i do Kabulu, ale jednak weszli. To było radzieckie „nie chcę ale muszę”, spowodowane przekroczeniem granicy progu tolerancji imperium.
  7. Rosyjska polityka historyczna a IPN

    Vanbrovar - Ad. 1. To jasne, że każdy "gra swoje" i postępowanie Rosjan uważam za całkowicie zrozumiałe. Ad. 4. Też nie sądzę, abyśmy coś ugrali, i generalnie jestem przeciwnikiem manii restytucyjno-odszkodowawczej, tudzież admiratorem Rosji i kultury rosyjskiej, ale polityka jest polityką. Może kiedyś dojdzie do sytuacji, kiedy w zamian za rezygnację z roszczeń dostaniemy parę litrów ropy więcej. Aborygeni się w końcu zwrotu przynajmniej części ziemi, zatem … Skoro trzy kraje bałtyckie oficjalnie problem podnoszą, to trzeba przynajmniej sprawę przemyśleć. Marcin 29 – o historykach, czy raczej „historykach” IPN, przynajmniej o tych najbardziej spełniających się medialnie mam już od dłuższego czasu wyrobioną opinię. Chciałem tylko wykazać możliwy paradoks, polegający na tym, że środowisko prześcigające się w sowieto-, komuno-, lewico- i coś tam fobii, wykonujące operację „dopaść Jaruzela” może okazać się – nolens volens - wykonawcami założeń długofalowego planu rosyjskiego.
  8. Nie wiem czy to aprobata, czy krytyka mojej wypowiedzi Chciałem w mniej lub bardziej udolny sposób powiedzieć, że zapewne większość tych, którzy nawet byli sercem "przeciw" zdawała obie sprawę, że w tym momencie, czyli Anno Domini 1981, pełna niepodległość Polski była niemożliwa. Do Gorbaczowa wzruszenie porządku jałtańskiego w sercu Europy było nierealne (niezależnie od tego co historycy IPN wyczytają w protokole biura politycznego KPZR z 10 grudnia 1981 r.). Doskonale z tego zdawały sobie sprawę USA zatajające relacje Kuklińskiego i milczące przez pierwsze dni stanu wojennego, aż do momentu, gdy było jasne, że "nie wejdą". Dysproporcja sił odgrywała oczywiście ważną rolę, ale to nie tylko kwestia czołgów i ZOMO. Gdyby Polacy byli przekonani w swej masie, że to już "ten moment" opór byłby większy (powstańczych tradycji wszak u nas dostatek). Czy w efekcie przyniósłby dobre rezultaty - śmiem wątpić. Gdyby w Polsce takich walczących kopalni Wujek było nie sztuk 1 tylko 500, to i tak raczej nie przyspieszyłoby niepodległości tylko interwencję radziecką.
  9. Armia czeska w 1938 r.

    Ja osobiście - co do zasady - podzielam pogląd J. P. Wiśniewskiego "Armia czechosłowacka w latach 1932-1938", s. 212 "(...) sądzę, ze armia czechosłowacka, mimo znacznie słabszego lotnictwa i niedokończonej budowy fortyfikacji mogła się bronić przez kilka tygodni przeciw agresji niemieckiej, co z kolei zmusiłoby mocarstwa do podjęcia kroków mających na celu przyjście z pomocą Republice Czechosłowackiej". Niejasne jest natomiast to, jak na skuteczność oporu wpłynąłby w ostatecznym rozrachunku wielonarodowy charakter armii, niesnaski etniczne i apetyty innych sąsiadów (w szczególności Węgier) Oczywiście później - w 1939 r. - z racji fatalnego układu granic opór czechosłowacki mógłby być jedynie symboliczny.
  10. Zygmunt Berling - jak go oceniać?

    Jest bardzo ciekawa biografia Berlinga pióra D. Bargiełowskiego ("Konterfekt renegata"). Napisana zupełnie nienaukowym językiem (Autor o temacie swoich badań pisze np. "k... w bryczesach"), ale w warstwie faktograficznej niezła. Jak można przypuszczać z powyższego Bargiełowski o Berlingu ma opinię wyrobioną i radykalną. W sumie ocena bardzo trudna i i sprowadza się do fundamentalnego pytania - jakie są granice kolaboracji? Na obronę Berlinga mogę powiedzieć to, że jako jeden z niewielu przewidział jak się skończy wojna. Inni po wrześniu liczyli na Francję, Anglię, USA, Ducha Świętego i legion aniołów.
  11. Po pierwsze - nie miał przeciwko sobie całego narodu. Liczba tych, którzy - z różnych powodów - uznawali racje Jaruzelskiego była całkiem spora. Po drugie - ci, którzy byli przeciwko, w większości chyba przeczuwali, że jest to nieuniknione, że "karnawał" musi się jakoś skończyć. Prawo geopolityki. I swoisty fatalizm. Stąd byli w stanie psioczyć na Jaruzelskiego, opowiadać dowcipy, może coś namalować na murach, ale ruszać z kosami na czołgi - co to to nie. I bardzo dobrze. Trochę to przypomina stan świadomości społecznej z lat 1944-1947. Jak wskazuje wynik referendum ok. 2/3 było "przeciw", ale nie na tyle aby pójść do lasu. Nawet większość akowców starała się jakoś zakotwiczyć w Polsce Ludowej, zdając sobie sprawę, że nas sprzedano i nic na to nie można poradzić. Podobnie było chyba w 1981 r. Nawet jak ktoś nie kochał Jaruzelskiego, to - choćby podświadomie - zdawał sobie sprawę, że jedyne co może zrobić Zachód w naszej sprawie to pokiwać Breżniewowi "nu, nu ty brzydki".
  12. Atomowy Gierek?

    W bardzo przekonujący sposób o programie atomowym Gierka pisze J. Rolicki ("Gierek", s. 242 i 243). Na ile podane tam fakty są w 100% prawdziwe - trudno powiedzieć. Przy wszelkich zastrzeżeniach rozmaitej natury, należy chyba uznać, iż realizacja tego programu dawałaby Polsce przynajmniej status "Francji Układu Warszawskiego".
  13. Północna granica

    Mogę tylko dodać, że w "Historii Królewca" J. Jasińskiego (s.265) jest wzmianka "Wspomina Józef Weltrowski (...) że służąc w 14. Dywizji Piechoty w Bydgoszczy, w czerwcu 1945 r. wraz z całym batalionem maszerował przez Grudziądz, Brodnicę, Ostródę i Braniewo do Królewca, ale nieoczekiwanie na jego przedmieściach zostali zatrzymani i po dwóch dniach musieli się cofnąć do Polski". Słyszałem także, że na mniej więcej w tym czasie propaganda trąbiła o powrocie do Polski trzech portów - Gdańska, Szczecina i Królewca, ale jest to tylko relata refero, sam na potwierdzenie tego nie trafiłem. Można zatem przypuszczać, że - przynajmniej część władz polskich - oczekiwała w tym czasie przyłączenia nie tylko Świętej Siekierki (Świętomiejsca) czy Iławy Pruskiej (Iławki), ale nawet Królewca.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.