Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,655
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Przestępczość w okupowanej Polsce

    Jeżeli dobrze pamiętam w raportach Fischera (wydanych po polsku) zawsze była działka "bezpieczeństwo" (czy podobna) zatem mogą być ciekawym źródłem. Gdzieś je mam, ale niestety nie przy sobie...
  2. Przemiany w Sanacji po śmierci Marszałka

    A ja tam wiem? W "Jabberwocky" właściwym odmienianiem się chyba nie przejmowali, ale poprawnie to może leci tak: kto? co? Bruno kogo? czego? Brunona komu? czemu? Brunonowi i tak dalej, a może i inaczej ja w każdym razie żadnych pretensji nie wnoszę, tynk z XIV w. i godność królewska mi wystarcza, możesz mi mówić Brunek vel Brunio [ Dodano: 2008-11-16, 23:25 ] Ad rem. Jednak wypada się zgodzić z Garlickim, że były to (w wykonaniu min. Sławoja) "akcenty jeszcze niedawno do pomyślenia" (1815-2004. Historia. Polska i Świat, s. 308). Dorzuć do tego Miedzińskiego z jego "Duńczykami", pomysły z Madagaskarem, po którym krążył m.in. adiutant Lepecki (nawet nieco popierane przez trzeźwego przecież Becka) i powolutku różnica między endecją a sanacją w sprawie żydowskiej troszeczkę po śmierci Marszałka nam się zaczyna zacierać...
  3. Przestępczość w okupowanej Polsce

    Parę danych o ludziach marginesu i przestępczości w W-wie podaje np. Szarota w "Okupowanej Warszawy dzień powszedni". Odpowiedź jest chyba jasna - generalnie się zwiększyła. Zanik norm społecznych, anomia, poczucie tymczasowości, brak szacunku dla narzuconej władzy, wreszcie nędza i negatywne wzorce płynące od okupantów musiały wpłynąć na wzrost przestępczości pospolitej.
  4. Na początek proponuję „Kto rządził Polską?”, (autorzy: Paweł Wieczorkiewicz, Marek Urbański, Andrzej Szwarc). Rzecz dosyć lekko napisana, żadna "cegła", choć obszerna, sporo ciekawostek i dużo nieszablonowego spojrzenia. Choć może fajniej się to będzie czytało po typowym, tradycyjnym podręczniku, bo urok tej pozycji polega często na tym, że Autorzy proponują często odmienne od przyjętego w patriotycznym kanonie spojrzenie na władców Polski.
  5. Gdy w Poslce po II wojnie światowej nastał kapitalizm.

    Odpowiedź jest prosta – to byśmy w Polsce mieli kapitalizm po II wojnie światowej . Na poważnie – rzecz nierealna, ale gdyby jednak, to pewnie poziom życia w Polsce (o ile Kwiatkowskiemu lub komuś innemu tego pokroju wszystko wypaliło) byłby gdzieś na poziomie Hiszpanii, może Włoch (a co tam będę żałował – północnych!), a może – ach, zamilcz serce – byłoby jeszcze lepiej. Dużo zależy przy tym, czy byłoby to w nowych granicach, z poniemieckim dobrodziejstwem inwentarza na zachodzie, czy musielibyśmy nadal ujednolicać Polskę „A” i „B”, budując drogi wśród bagien Polesia. Inna sprawa, że awansów i przetasowań społecznych by tyle nie było, co było w Polsce Ludowej. Dziecię fornala by fornalem pozostało, a nie poszukiwało jak teraz korzeni szlacheckich, wieszając na ścianie dyplomy uniwersyteckie W takim układzie wśród sąsiadów Łotwa i Estonia to byłaby typowa Skandynawia, Litwa – troszeczkę uboższa Finlandia, a Czechy patrzyłyby z góry na Niemców (a przynajmniej na Austriaków). No i autostrad ze 100 kilometrów więcej byśmy mieli .
  6. Jak oceniacie odbudowę Warszawy?

    Coś już się pojawiło na podobny temat https://forum.historia.org.pl/viewtopic.php?t=6595
  7. Najwybitniejszy polityk sanacji

    1. Piłsudski, bo Piłsudski to po prostu Sanacja. 2. Kwiatkowski, bo właściwie tylko on miał wizję co robić.
  8. Przemiany w Sanacji po śmierci Marszałka

    Zmiany na lepsze: 1. Wreszcie ktoś na poważnie zajął się armią. Marszałek wypalał się w sprawach awansów, orderów i drobiazgów poligonowych. Rydz – co by o nim nie mówić - starał się armię unowocześnić. Za późno. 2. Wolne światło w warunkach „dekompozycji” dostał Kwiatkowski, którego Marszałek nie lubił. Wreszcie ktoś na poważnie zajął się gospodarką, na której Piłsudski się nie znał. Za późno. Zmiany na gorsze: 1. Niższy potencjał intelektualny następców. Piłsudski, choć to postać - moim zdaniem – wcale nie jednoznacznie tylko pozytywna reprezentował w stosunku do Mościckiego, Rydza, nawet dosyć bystrego Becka wyżyny intelektu. Pewnie połapał by się o co naprawdę chodziło w podróży Ribbentropa do Moskwy, choć zapewne niewiele by to dało. 2. Brak jednolitego centrum władzy. „Zamkowi”, Rydz i Beck – każda grupa robiła właściwie swoje, co zaowocowało fatalną koordynacją w przededniu września. 3. Więcej bezwzględności w walce o władze wewnątrz obozu (Sławek!) i – mimo wszystko – nieco większy autorytaryzm reżimu (po 1935 r. nawet już nie ma pozorów, że wybory do parlamentu mają wolny charakter). 4. Więcej zielonego światła dla antysemityzmu itp. Marszałek jednak to jeszcze wizja wielonarodowej RP (choć i z niego bywało różnie). Kontynuatorzy – to haniebne, antyżydowskie „i owszem”, tudzież zniszczenie 127 świątyń Chełmszczyzny.
  9. Liga Morska i Kolonialna

    Jak powiedział Beck, polskie kolonie zaczynały się w Rembertowie. Wiejska Polska "B" (a częściowo i "A") nie odbiegała poziomem życia daleko od średniowiecza. Było zatem dużo do zrobienia tu - na miejscu. Niektóre z inicjatyw LMiK w zakresie edukacji morskiej tradycyjnie śródlądowego narodu zasługują niewątpliwie na pochwałę, mrzonki kolonialne - na złośliwy uśmiech.
  10. Największy błąd powstania listopadowego

    Moim zdaniem pomysł z zabiciem Konstantego był najbardziej fatalny z fatalnych. Miły ci on nie był, ale w końcu mordercą czy katem także się go nie da nazwać. A z drugiej strony był naturalnym gwarantem istnienia Królestwa, było ono dla niego racją bytu, wręcz przesłanką dalszego istnienia. Co by zrobił „zdegradowany” brat monarszy bez „swojego Królestwa”? Pewnie antyszambrował gdzieś tam w Petersburgu w pogardzie i zapomnieniu (zresztą w sumie rzeczywiście dokonał żywota w pogardzie rosyjskich ziomków, postawiony w głupiej sytuacji przez Polaków). Królestwo i jego armia dawała mu sens życia. Planując jego zabójstwo, planowano właściwie morderstwo naturalnego sojusznika w obronie autonomii Kongresówki. Pozdrowienia
  11. Prezydent i senat - instytucje potrzebne?

    Tak na marginesie zwracam uwagę, że w RFN jest prezydent, także ten przykład do modelu "bez głowy państwa" za bardzo nie pasuje.
  12. Prezydent i senat - instytucje potrzebne?

    Nie myl pojęcia „ten prezydent” z „prezydent”. Myślę, że krytyczna ocena konkretnego polityka nie powinna owocować negacją samej instytucji. Jako arbiter polityczny, „moderator” sporów politycznych, gwarant ciągłości państwa, reprezentant, tudzież inicjator pewnych rozwiązań w ramach rozsądnie skonstruowanej dualistycznej egzekutywy prezydent może odgrywać pozytywną rolę w systemie ustrojowym. Rzecz często w ludziach a nie instytucjach, które same w sobie nie są złe. Kwaśniewski w tym modelu (co by nie mówić o Charkowie itp.) całkiem nieźle się sprawdzał. Model parlament+rząd (czy raczej komitet wykonawczy) to sprawdza się w Szwajcarii, gdzie kultura polityczna jest o niebo wyższa. Zresztą tam Rada Federalna składa się właściwie z wszystkich istotnych partii. Wyobraź sobie w Polsce rząd z PO, PiS, SLD, PSL i Demokratów z SDPl na dokładkę.
  13. Armia czeska w 1938 r.

    Leuthen – zabawne, że dokładnie to samo zrobił gen. Kuropieska. Nakrzyczał podczas wczasów w Warnie (1956 – po powrocie do służby czynnej „z długiej podróży”) na czeskiego oficera, który przyznał się, że czytuje Szwejka, dając oczywiście mu za wzór Żiżkę. „Od października do marca”, cz. pierwsza, s. 11. Tak jakoś mi się skojarzyło
  14. Największy błąd powstania listopadowego

    Było szereg błędów militarnych, z którymi myślę, że koledzy się rozprawią, ale ja chciałem coś nadmienić o błędach politycznych: 1. Rzeczywiście błędem był sam wybuch powstania, czy właściwie na samym początku małej ruchawki patriotycznych, ale także sfrustrowanych brakiem awansów i mających tyle rozsądku politycznego co kot napłakał podchorążych i ich instruktorów, ale jak już wybuchło to trzeba było szybko je załatwić w polskim gronie (co sugerował dosyć jednoznacznie Konstanty, w którego interesie było utrzymanie odrębności Królestwa). Jak już gdzie indziej napisałem: "gdyby znalazł się wówczas polski oficer, który wziąłby pod komendę oddziały polskie wierne Konstantemu i rozpędził w cztery wiatry zapaleńców, którzy nie widzieli dalej niż końce swoich karabinów, to może za patriotę uznany nie byłby, ale w ostatecznym rozrachunku przysłużyłby się Polsce”. 2. Błędem było odrzucenie inicjatywy rozmów ze strony Paskiewicza (via Dannenberg) przed szturmem Warszawy we wrześniu 1831 r. Rosjanie jeszcze się nas trochę obawiali, a cara mierziła perspektywa długotrwałego mocowania się z Polakami na oczach Europy (to, że ostatecznie zwycięży chyba nie budziło jego wątpliwości). Sądzę, że istniała wówczas możliwość utrzymania konstytucji z 1815 r., autonomii kulturalnej „ziem zabranych”, a może i wytargowania przyłączenia Białostockiego do Królestwa. Oczywiście za cenę powrotu pod berło Mikołaja. Prądzyński (najmądrzejszy generał Powstania) był za układami. Odpowiedź naszych władz była jednak z gatunku „termopilsko/księżycowych”.
  15. Wielopolski

    Drogi Piterzx – oczywiście, że możesz , a rzecz jest oczywiście w możliwościach. Wygrać powstania styczniowego nie było można (listopadowego zresztą też – w rozumieniu odzyskania całkowitej niepodległości - skądinąd ciekawe wywody Łojka mam za nadmierny optymizm, ale to rzeczywiście inna materia), zatem trzeba było iść ciernistą drogą Wielopolskiego.
  16. Prezydent i senat - instytucje potrzebne?

    Nie bądź minimalistą, idź na całość, zlikwiduj wszystkie instytucje i zostaw tylko Wielki Churał Ludowy Na poważnie - z senatem zgoda. Z prezydentem nie - ustroje bez instytucji typowej, wyodrębnionej głowy państwa (Szwajcaria, gdzie prezydent tak naprawdę nie jest prezydentem, czy Estonia z lat 20. ubiegłego wieku) to jednak rozwiązania dosyć specyficzne. Nawet socjalizm znał instytucję albo kolegialnej, albo jednoosobowej głowy państwa.
  17. Nazewnictwo w SS

    Vissegerd, to chyba była jednak Norwegia i robota typowo policyjna (przepraszam za to określenie wszystkich normalnych policjantów). Zdaje się wycyganił za grosze naszyjnik od matki wykończonego podczas przesłuchania młodzieńca. Boże, jak to było dawno i jak mnie mocno skleroza łapie
  18. Konstytucja

    1. Jak widać z powyższego, poprawki prezydenckie w zakresie art. 144 miały charakter logiczny i w istocie swej kosmetyczny. Rozwiązanie z powoływaniem Prezesa TK (tudzież innych prezesów – NSA, SN) przez prezydenta, wbrew pozorom sprzyja apolityczności TK (odpowiednio NSA, SN) – zob. art. 183, 184, 194 i 144. Prezydent ma tu do wyboru tylko spośród kandydatów wysuniętych przez samo grono sędziów. Rozwiązanie np. z wyborem prezesów przez sejm byłoby o wiele bardziej upolitycznione. Zresztą, niezależnie jak je oceniamy, poprawki te nie mają tak naprawdę istotnego wpływu na siłę prezydentury, o której już rozstrzygnięto wcześniej. 2. Odnosząc się do wcześniejszej dyskusji. Wydawnictwo Sejmowe publikuje od wielu lat serię tłumaczeń konstytucji ze wstępami. Jest tam multum ustaw zasadniczych od Brazylii po Estonię. Serię łatwo poznać po jaskrawożółtych okładkach książeczek. Proponuję, zróbcie to co ja - i przeanalizujcie postanowienia tych konstytucji w drażliwym temacie polityki zagranicznej. Przypuszczam, że dojdziecie do tego samego wniosku co moje skromna osoba – nasza regulacja wcale nie odbiega na niekorzyść od innych. To polityków mamy, jakich mamy. 3. Ocena konstytucji w odniesieniu do konkretnej osoby nie jest nie do końca właściwa. Przypuszczam Jarpenie, że ciebie jako zwolennika PO (jak zakładam po wypowiedziach) boli to, że prezydent ogranicza działanie rządu. Zapewne gdyby prezydentem był Tusk, a premierem jeden z braci Kaczyńskich, to uważałbyś za właściwy francuski system pół-prezydencki. Mnie się także obecna prezydentura za bardzo nie podoba, ale -moim zdaniem- Kaczyńscy i Tuskowie przeminą, konstytucja pozostanie. To polityków trzeba wychowywać i zmieniać, a nie gmerać przy konstytucji. 4. Tzw. koabitacja prezydenta i rządu z różnych opcji politycznych nie jest niczym nadzwyczajnym. Francuzi to przerabiali już w latach 80. (i stąd nazwa), a przecież prezydent francuski jest silniejszy od naszego. Przy odpowiednim poczuciu zdrowego rozsądku niczym to państwu nie grozi (vide – koabitacja Kwaśniewskiego z Buzkiem, czy Marcinkiewiczem). Znowu – to wina konkretnych polityków, a nie ustawy zasadniczej. 5. Reasumując. Nawet jakby się udało tak znowelizować art. 126, 133 i 146, w zakresie odnoszącym się do polityki zagranicznej, że stałyby się one czystą „łopatologią” i jakakolwiek rozbieżna wykładnie nie byłaby możliwa, to – przy złej woli polityków – prawie każdy inny artykuł ustawy zasadniczej odnoszący się do relacji rząd – prezydent mógłby być źródłem konfliktów. Problem nie jest w konstytucji, tylko w niskiej kulturze politycznej elit, a przede wszystkim w tym, że nasi politycy zatracili zdolność rozmowy ze sobą (co widać w dowolnym programie publicystycznym w TV, polegającym na „dyskusji”).
  19. Konstytucja

    W linku od Jarpena zlikwiduj na końcu przecinek. A problemy będą zawsze, nawet jeżeli się da politykom pogrzebać w konstytucji. Jeszcze nikt, nigdzie nie napisał idealnej konstytucji. Ta nie jest taka zła na tle innych. A stałość prawa jest także istotną wartością.
  20. Konstytucja

    Drogi Jarpenie, z podanego przez Ciebie linku nie wynika nic co by przeczyło mojej tezie, oprócz wzmianki, że pierwotnie ustalono, że „ prezydent nie będzie stał na czele władzy wykonawczej”. Dziś też nie stoi na czele władzy wykonawczej, tylko jest – przynajmniej formalnie – jej częścią (art. 10). Tak naprawdę aktualna władza prezydenta jest raczej z zakresu arbitrażu politycznego, ale to już temat na inną dyskusję. Jeszcze o wątku „wzmocnienia prezydentury dla Kwaśniewskiego”. L. Garlicki, „Polskie prawo konstytucyjne”, Warszawa 2007, s. 24 – „Poważnie ostudziło to (wybór Kwaśniewskiego, przyp. moje - BW ) entuzjazm SLD dla słabej prezydentury, ale było już za późno dla dokonania istotniejszych zmian”. „Ostudziło”, ale „było za późno”, a załóżmy, że taki autorytet jak Garlicki coś nieco na ten temat wie. Co do tego czy PSL lub UW były lewicowe kłócić się nie będę. Moim zdaniem nie, ale np. Korwinowi-Mikke wszystko kojarzy się z lewicą. Zresztą dyskutując w tym duchu możemy uznać, że w SLD zawsze było silne liberalne skrzydło z przewodniczącym Komisji Konstytucyjnej – Kwaśniewskim na czele, a są tacy, którzy uważają, że cała SLD dawno przestała być jakąkolwiek lewicą. Z tego co w tej chwili pamiętam projekty konstytucji zbierali w książkach np. M. Kallas (z lat 1989-1991) i R. Chruściak (z lat 1993-1997). Zatem tzw. AWS-owski projekt powinien być w tej drugiej. Ja czytałem go w wersji gazetowej (chyba z „Tygodnika Solidarność”). Co do negatywnych „odróżników” konstytucji to jeszcze raz podkreślam, że na tle wielu innych konstytucji wstydzić się niczego nie musimy. Każda konstytucja na świecie ma takowe „odróżniki”. Droga Dziongo, taka mieszanka systemów nosi często nazwę „zracjonalizowanego systemu parlamentarno-gabinetowego” i jest rozwiązaniem dosyć powszechne stosowanym w Europie (występowała chociażby w małej konstytucji z 1992 r.). Przy tym nasz system w istocie swojej jest bardzo zbliżony do modelowej wersji parlamentarno-gabinetowej, a jeżeli w ogóle jest racjonalizacja to minimalna. A tak generalnie – nie szukajcie naprawy w zmianie konstytucji, trzeba zmieniać polityków.
  21. Konstytucja

    1. Nie da się napisać konstytucji jednoznacznej i wyczerpującej. Olbrzymia część konstytucji na świecie jest o wiele mniej dokładna niż polska. Po przeczytaniu takiej np. konstytucji amerykańskiej można zakrzyknąć wielkim głosem „Boże, jak to wszystko może działać w praktyce!”. A jakoś działa, już od ponad 200 lat. 2. Obecny ustrój Polski można różnie oceniać, w zależności od poglądów politycznych, ale nie jest on niczym kuriozalnym. Można go zakwalifikować jako typowy parlamentarno-gabinetowy, z niewielkimi zapożyczeniami z kanclerskiego (konstruktywne wotum nieufności w stosunku do rządu) i parlamentarno-prezydenckiego (prerogatywy prezydenckie z art. 144 konstytucji). Nic nowego pod słońcem. 3. Każdy system rządów to konstytucja + praktyka polityczna. U nas praktyka i kultura polityczna jest fatalna, ale to nie wina konstytucji. Zwracam uwagę, że w czasach Kwaśniewskiego - niezależnie jak go kto ocenia jako polityka – jakoś to grało. Dziś „przyjaciele z PO i PiS” (tak mówili o sobie jeszcze w 2005 r.) wiszą sobie u gardeł, ale zaprawdę powtarzam wam – to nie wina konstytucji. 4. Konstytucja była pisana pod wpływem doświadczeń z prezydentury L. Wałęsy (mówiąc oględnie – dosyć złożonych). Uważam obecną nagonkę na Wałęsę za rzecz fatalną i niesmaczną, ale przyznać należy obiektywnie, że prezydentem za dobrym i za bardzo przejmującym się prawem ci on nie był. Motto przewodnie dla „ojców konstytucji” było zatem jedno – osłabiamy instytucję głowy państwa. W konsekwencji - prezydent ma dziś o wiele słabszą pozycję niż w małej konstytucji z 1992 r. Prezydentura Kwaśniewskiego, wbrew temu co sądzicie, nic tu nie zmieniła, bo chociażby głupio po jego wyborze było się już wycofywać z przyjętych przed grudniem 1995 r. „parlamentarno-gabinetowych” założeń projektowanej konstytucji. 5. Koalicja konstytucyjna w Zgromadzeniu Narodowym obejmowała cztery partie: SLD, PSL, UW i UP, a konstytucję zatwierdził naród w referendum. Trudno zatem ustawę zasadniczą uznać za tylko lewicową. Nota bene – tzw. projekt „solidarnościowy”, główny konkurent projektu Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego na pewno nie był lepszy.
  22. Wielopolski

    To jest rzeczywiście jest historia alternatywna. Ja akurat uważam, że nie ma w niej złego, choć niektórzy zżymają się na historyczne gdybanie. Wiemy jak było – źle, zadajemy pytanie – czy mogło być inaczej, czyli lepiej? Moim zdaniem tak, gdyby udało się powstrzymać nawiedzeńców. Nawet kosztem zachowania w powszechnym odczuciu odbiegającego od kanonu patriotyzmu. Czyli kosztem realizacji „branki”. Podobnie jak w Noc Listopadową - gdyby znalazł się wówczas polski oficer, który wziąłby pod komendę oddziały polskie wierne Konstantemu i rozpędził w cztery wiatry zapaleńców, którzy nie widzieli dalej niż końce swoich karabinów, to może za patriotę uznany nie byłby, ale w ostatecznym rozrachunku przysłużyłby się Polsce. Wielopolski nie był chodzącym ideałem. Można wymieniać jego wady – od tej, że był gburowaty z natury do tej, że w zakresie polityki rolnej błędnie krążył wokół pomysłów ewolucyjnych. Anno Domini 1863 jego program był jednak jedynym realnym. Ostatecznie, nawet gdyby nie przywrócono konstytucji z 1815 r., to nawet stan określony Statutem Organicznym (rzeczywiście realizowanym) byłby lepszy niż to co się stało. Wszyscy zgodzimy się, że niepodległość jest lepsza od protektoratu. Ale jak to już często bywało „lepsze jest niekiedy wrogiem dobrego”. „Lepsze” było wówczas nieosiągalne, „dobre” zaprzepaściliśmy przez własną głupotę. To, że w Polsce zawsze znajdą się tacy, którzy nie chcą czekać i chętnie daliby się zabić, to wszyscy wiemy, ale rolą elit jest prawidłowa ocena sytuacji. Nikt nie będzie podważał sensu przelewania krwi w 1806-1807 czy w Powstaniu Wielkopolskim, ale w 1863 r. emocje trzeba było tonować, bo taki był interes Polski. A zatem Wielopolskiemu jakiś mały pomniczek się należy.
  23. Nazewnictwo w SS

    Jeżeli dobrze kojarzę (to już było ze 100-lat temu jak czytałem "Niemców") o Willim wiadomo tyle, że "pracował" w okupowanej Norwegii. Czyli raczej nie Waffen-SS, co by go wykluczało z grona żołnierzy.
  24. Nazewnictwo w SS

    Zgadzam się z Vissegerdem, że Willi Sonnenbruch nie zasługuje na miano żołnierza. Ewentualnie w stosunku do Waffen-SS to miano może być stosowane (nie wnikam tu w ocenę tych formacji, skądinąd zróżnicowanych np. etnicznie). [ Dodano: 2008-11-13, 11:06 ] Podejrzewam jednak - jeżeli był to sprawdzian z polskiego - że nauczyciel nie będzie za bardzo wdawał się w subtelności rozróżnienia pomiędzy hitlerowcami w mundurach. Mam przynajmniej taką nadzieję. :wink:
  25. Wielopolski

    To, że wśród części elit rosyjskich silne były nastroje polakożercze, to jasne. W tym okresie jednak zaczął dominować kurs liberalny, uosabiany przez Aleksandra II i w. ks. Konstantego. Rolą kierujących sprawami polskimi powinno być wykorzystanie – dla dobra Polski – koniunktury, a nie dostarczenie amunicji tym z Rosjan, którzy chcieli nas dobić. O tym, że nawet po nieszczęsnym wybuchu powstania sprawy w Moskwie i w Warszawie jeszcze się wahały, świadczy projekt amnestii wysłany przez Konstantego do Petersburga i jej ogłoszenie 12 kwietnia 1863 r. Na to Rząd Narodowy odpowiedział dumnie i jednoznacznie „precz z carskimi łaskami (…) oręż jedynie nasz spór z Moskwą rozstrzygnie” (L. Mażewski, „Powstańczy szantaż”, s. 68). No to carskiej łaski nie było, tylko Wieszatiel. Cytując Jana Tomaszewskiego – „to już nie błąd to wielbłąd”.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.