-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Polecam wzmiankowaną przeze mnie gdzie indziej książkę Brigitte Hamann, Wiedeń Hitlera - lata nauki pewnego dyktatora. Sporo mówi o specyficznej relacji bardzo młodego jeszcze AH do kobiet - chyba najwłaściwszym słowem byłaby tu "obawa". Tamże sporo ciekawostek na temat dosyć "pokręconych" wizji roli kobiet wśród ówczesnych guru Hitlera.
-
Gdyby Polska leżała gdzie indziej byłby dobrym kandydatem na polskiego Paasikivi czy Kekkonena. Nie leżała. Oceniano go różnie, w zależności od tego czy oceniał zwolennik czy przeciwnik. Jedno jest pewne, nawet gdyby reprezentował najwyższe zdolności przywódcze, koniunktura dla Polski przepadła już dawno bezpowrotnie (o ile za koniunkturę uznamy nieco na wyrost czas 1940-1941).
-
Mnie interesuje jedna kwestia - dosyć konkretna. Jak oceniacie stopień zgermanizowania Bolesława Rogatki? (Użyłem terminu "germanizacja", choć do stanu rzeczy i spraw z XIII w. nie do końca pasuje, ale wiadomo o co chodzi). Dawniej uważano, że jego kaleczenie języka niemieckiego świadczyło raczej o tym, że nie był "zgermanizowany" choć otaczał się Niemcami (np. Jasienica). W nowszej literaturze (np. T. Jurek, Obce rycerstwo na Śląsku, Poznań 1998, s. 126) raczej zwraca się uwagę na to, że była to interpretacja zbyt optymistyczna, nieco na siłę dowodząca polskojęzyczności Rogatki. Z drugiej strony w jego otoczeniu było także sporo Polaków (tamże zestawienie rycerskich świadków dokumentów, s. 139 i 140). Ciekaw jestem waszej opinii, choć do prawdy materialnej zapewne nie dojdziemy .
-
Osiągnięcia nauki i techniki polskiej w okresie międzywojennym
Bruno Wątpliwy odpowiedział ula0607 → temat → II Rzeczpospolita (1918 r. - 1939 r.)
To nie do końca tak. Chodzi generalnie o brak kompleksowej wizji rozwoju gospodarczego kraju, czy nawet tylko kierunku tego rozwoju. Ze szlachetnym wyjątkiem Kwiatkowskiego tej wizji nie było. Na tle np. takiego Ulmanisa, który był dyktatorem podobnie jak Piłsudski, ale miał "pomysł na gospodarkę", nasi rządzący jawią się raczej jako administratorzy. W rezultacie nasza gospodarka buksowała w miejscu; dobrze jeżeli w miejscu, bo w "dnie kryzysu" było oczywiście gorzej. Porównania są oczywiście złudne, bo zmieniała się struktura polskiej produkcji, ale można założyć, że w 1938 r. osiągnęliśmy tylko 95 % produkcji z roku 1913 (porównanie przy tym dosyć optymistyczne bo lata 1938/1939 były okresem najlepszej koniunktury, a liczba ludności kraju zwiększyła się z 27,4 w 1921 r. do 35,1 milionów w 1939 r.). Z dochodem narodowym też się ciekawie nie działo, znajdowaliśmy się konsekwentnie przy końcu tabeli europejskiej. O żałosnym stopniu motoryzacji kraju już gdzieś indziej dyskutowaliśmy. Nb. - powyższe dane za: I. Kostrowicka, Z. Landau, J. Tomaszewski, Historia gospodarcza Polski w XIX-XX w., s. 359 i 365. Oczywiście były uwarunkowania obiektywne - zniszczenia wojenne, scalanie zaborów itp. Ale wszystkiego nie tłumaczą, bo zniszczenia były też w innych państwach, inne państwa też musiały borykać się z konsekwencjami zmian na mapie gospodarczej Europy i generalnie - kosztów wojny. A np. po II wś. polskie zniszczenia były nieporównywalnie większe. To oczywiście raczej OT, bo w tym miejscu chodzi o konkretne osiągnięcia (które oczywiście były i to wcale nie mało), a nie krytykę wizji rozwoju kraju. Ale - generalnie osiągnięcia kultury i techniki ww. obrazu nie zmienią, choć oczywiście należy je doceniać i popularyzować. Ale trzeba je także widzieć w kontekście generalnego rozwoju gospodarczego kraju, czy raczej jego braku. Przypominam, że przed wojną dobre konstrukcje lotnicze były i na Łotwie i na Litwie (Gustaitis czy Irbitis), krajach o nieporównywalnie mniejszym potencjale ekonomicznym od Polski. Produkcja dobrych jakościowo samochodów w Polsce też obrazu nie zmienia - bo jakież było ich upowszechnienie? Podobnie z radiofonią. -
Rzeczywiście wykładany kołnierz to dowód niepodważalny. Idąc tym tropem należałoby niektórych żołnierzy Andersa uznać za Łotyszy bo na początku formowania dostali płaszcze po armii łotewskiej, Rosjan na Shermanach za Amerykanów, żołnierzy I Armii WP z panzerfaustami za Niemców. "Swinskaja tuszonka" made in USA też może coś udowodnić. Rola-Żymierski na zdjęciach z obrad PKWN latem 1944 r. ma też mundur z krawatem. Zapewne zdezerterował z PSZ. Biedna armia biednego kraju nosiła co się dało. Nawet przefarbowane niemieckie mundury. Zresztą - kwestia nie w tym, gdzie zdjęcie zostało zrobione, choć raczej skłonny jestem wierzyć bardziej w prawdziwość wersji Cottbus, biorąc pod uwagę parę okoliczności - m.in. to gdzie to zdjęcie i z jakim podpisem się pojawia. Jest pytanie o sens używania go jako stałego argumentu i używania takoż jako argumentu Hrubieszowa, gdzie atakowała UPA, a ukraińska Służba Bezpeky miała dokonywać "likwidacji" (a może wykonywać "wyroki"?) wspólnie z członkami WiN. A co do Bukowskiego - czy kiedyś kogoś na serio z IPN i prawicy zastanowi dlaczego Rosjanie ujawnili ten fragmencik (o ile w ogóle cokolwiek ujawnili)? Co Putinowi bardziej pasuje - wersja o naciskach ZSRR na Polskę czy wersja, że ZSRR w 1981 r. był "Miszką - misiaczkiem"? Co pasowało swego czasu Jelcynowi (zwracam uwagę, że dokumenty katyńskie przekazał tylko dlatego, że chciał dogryźć Gorbaczowowi)? Gdy Rosjanie stosują uniki w sprawie Katynia to są dziś "be", gdy świętują "wyrzucenie Polaków z Kremla" to są "be", gdy podrzucają coś "na Jaruzela", nawet o żadnej wartości dowodowej (zeszyt Anoszkina) to są "cacy". Co do zwrotów grzecznościowych. Znowu - co to za argument? Zapewne w czasach nam współczesnych Prezydent Polski może być na "ty" z Prezydentem USA. Ale zawsze to będzie JOHN i Janek.
-
Najgorszy dowódca Września '39
Bruno Wątpliwy odpowiedział Albinos → temat → Zagadnienia ogólnomilitarne i ogólnopolityczne
Możesz to rozwinąć? Dlaczego państwo, które dokonuje agresji na nasz kraj nie jest w świetle prawa naszym wrogiem? -
Pozwolę sobie w tym miejscu złożyć najlepsze życzenia wszystkim Forumowiczom, Znajomym i Sympatykom forum, a także Odwiedzającym. Wszystkiego dobrego!
-
Gnome - właśnie o to mi chodziło. Beck nie alarmował przedwcześnie, sam zapewne zresztą dosyć długo przekonany, że agresja może pójść linią Dunaju (np. u Wańkowicza). Rydz mógł przypuszczać, że ma jeszcze pół roku - rok więcej (tego, że zdąży spokojnie zakończyć plan unowocześnienia armii do 1942 r. zapewne już w tym czasie nie zakładał). Z drugiej strony Beck może zbyt długo nie przypuszczał, że relacja sił armii polskiej i niemieckiej jest już diametralnie inna niż parę lat wcześniej, bo Rydz chronił swojego podwórka. Choć z drugiej strony - artylerzysta konny powinien wiedzieć jaki jest rzeczywisty układ sił. W sprawie ciekawego litewskiego OT: Rzeczywiście były to - na stopie pokojowej - trzy dywizje piechoty i brygada kawalerii plus sporo szaulisów. Czyli taki sobie korpus - jak zauważył Mitkiewicz. Ale wyobraź sobie co by było gdyby ten korpus (rozwinięty po mobilizacji do armii) ruszył na początku września na froncie wileńskim. A co gorsza - przepuścił Niemców? Front i tak już był koszmarnie długi. Internowanych polskich żołnierzy traktowali rzeczywiście przyzwoicie. To było państwo autorytarne, konsekwentnie anty-polskie, ale przecież nie zbrodnicze. Tak też wyglądała ich polityka na Wileńszczyźnie od października 1939 do czerwca 1940. W porównaniu do strefy niemieckiej i radzieckiej to była bajka, ale jednak lituanizacyjno-autorytarna bajka. Rozwinę tezę o Litwie, która wychodzi z wojny jako kraj demokracji ludowej. Pierwotna wersja paktu Ribbentrop-Mołotow przewidywała wejście Litwy do strefy niemieckiej. Nawet korekta z 28 września pozostawiała skrawek Litwy Niemcom (radzieccy go zajęli, za co później Niemcom zapłacili). Gdyby Litwini ruszyli na Polskę, powstałyby tam garnizony niemieckie, Hitler by nie stracił zainteresowania Litwą i nie "wymienił" jej na Lubelszczyznę. Potem Litwini zmuszeni byliby pomaszerować na wschód, wojnę by przegrali, ale wyszli z niej podobnie jak Węgry czy Rumunia. A jest jasne, że status KDL-u był o niebo lepszy niż republiki radzieckiej. Także rzeczywiście przyzwoitość im się nie opłaciła. Inna sprawa, że to było twarde wyrachowanie (a jeśli Anglia i Francja wygrają?), a nie żadna szczególna życzliwość dla Polski. To tylko niektórzy ówcześni polscy entuzjaści widzieli w wizycie Raštikisa zalążek nowego Grunwaldu.
-
Oczywiście w tym przypadku nie chodziło o optymistyczne sojusze, tylko o zagadnienie - czy Śmigły wiedział od Becka, że czas na przygotowanie do wojny, po żądaniach niemieckich ulega znacznemu skróceniu. Osobiście do tezy swojej ("podpartej Wieczorkiewiczem") nie jestem za bardzo przywiązany, ale np. ww. przykład Litwy mógłby potwierdzać brak koordynacji i zasadę "każdy sobie rzepkę...". Sławoj i Rydz witali Raštikisa sympatycznie, choć Sławoj wylewnie a Rydz - zamyślony, a Beck litewskiego generała ostentacyjnie lekceważył. Chyba, że podzielili się rolami dobrych i złych policjantów, co w sytuacji, gdy bardzo nam zależało aby Litwa nie przyłączyła się do Hitlera było średnio sensowne. Tymi "naprawdę dobrymi" stosunkami z Litwą bym się przy tym nie fascynował nadmiernie. Były poprawne, ale to, że Litwini nie wystąpili razem z Niemcami wynikało tylko z ich niepewności co do ostatecznego wyniku wojny. Zresztą ta przyzwoitość w ich przypadku nie popłaciła. Gdyby ruszyli na Wilno we wrześniu - pozostaliby w niemieckiej strefie wpływów i skończyliby koniec końców jako "kraj demokracji ludowej" a nie republika radziecka. Ale to już zupełnie inna historia.
-
Już to zdjęcie wysyłałeś przy innym temacie (pierwsi sekretarze KC PZPR). Co ma udowadniać? Znowu to, że czwarty od lewej ma za duży płaszcz? Nota bene - podpisywane jest także jako fotografia zwiadowców I Armii WP zrobiona niedługo po wojnie bodajże niedaleko Cottbus (Chociebuża), gdzie stacjonował 5 pułk. W Hrubieszowie "podziemie niepodległościowe" atakowało wspólnie z UPA, co już zostało odnotowane w ww. dyskusji. Tu zdjęcie z innym opisem.
-
Kraj Północno-Zachodni, polonizacja ludności litewskiej
Bruno Wątpliwy odpowiedział vanbrovar → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
O Łossowskim, Wisnerze, Ochmańskim, Mitkiewiczu i innych najważniejszych pewnie wiesz, więc co ja będę mówił. Z ciekawostek polecam - B. Paszkiewicz, Pod znakiem "Omegi", Warszawa 2003 - o mniejszości polskiej na Litwie w okresie międzywojennym okiem naocznego świadka i A. Firewicz, Litwa po raz drugi, Toruń 2001 - wspomnienia polskiego attaché z lat 90. Generalnie do czasów "Auszry" (potem "Aušry") i litewskiego odrodzenia narodowego trwała polonizacja, nawet w warunkach carskich prześladowań. Często to zresztą nie była prosta polonizacja - a proces wpierw białorutenizacji etnicznych Litwinów a potem dopiero polonizacji. Obejmowała głównie obszar szeroko rozumianej Wileńszczyzny i była kontynuacją procesów trwających od czasów I Rzeczypospolitej. Zresztą termin polonizacja jest względny, bo nie chodziło o zatarcie poczucia litewskości w rozumieniu odrębności regionalnej, mimo wtopienia się w polskość ("Litwin w znaczeniu mickiewiczowskim"). Z drugiej strony - jak pisał Wisner - nawet etniczny Żmudzin pytany o narodowość odpowiadał "esu lenkas" - jestem Polakiem. Na Litwie, Łotwie i w Estonii w pierwszej połowie XIX w. świadomość narodowa ludności chłopskiej nie istniała (zresztą w Polsce chyba nie było zbyt odmiennie). A awans społeczny etnicznego Litwina oznaczał przejście na język polski. Wielu budzicieli narodowych Litwy było wychowanych w kulturze polskiej. Odrodzenie narodowe proces ten powstrzymało, a w dwudziestoleciu polskość zaczęła się cofać. Także pod naporem dosyć brutalnej lituanizacji administracyjnej w wykonaniu Republiki Litewskiej. Dziś dawna polskość Kowna czy Laudy to już właściwie wspomnienie. Inaczej jest oczywiście na Wileńszczyźnie. -
A ja coś znalazłem: "Co gorsza dwaj pierwsi (Beck i Rydz przyp. BW) nie potrafili skoordynować swych poczynań i w efekcie minister spraw zagranicznych przeceniał walory armii, a Generalny Inspektor nazbyt późno został poinformowany o narastającym zagrożeniu, co jednego i drugiego zbyt długo utwierdzało w przekonaniu o możliwości oparcia się Niemcom". P. Wieczorkiewicz, Historia polityczna Polski..., Warszawa 2005, s. 53. Zatem to nie jest jakieś jednostkowe, moje przekonanie, choć skądinąd pewnie Profesor poszukiwał argumentów dla swojej teorii o tym, że należało w pierwszej fazie wojny pójść na sojusz z Hitlerem (co akurat ja uważam za błędne założenie - pisałem o tym w innym miejscu).
-
Vissegerd - pamiętaj jednak, że mit o prostym "przejedzeniu" jest jednak mitem. Skok cywilizacyjno-gospodarczy Polski za Gierka był faktem. Być może jakiś kapitalistyczny menedżer by to zrobił lepiej i bardziej w stylu Korei Południowej, ale leżeliśmy tam gdzie leżymy - między Odrą a Bugiem. BTW - do kapitalizmu mam stosunek taki jak pewien klasyk do demokracji - jest zły, ale na razie nic lepszego nie wymyślono. Myślę oczywiście o kapitalizmie w miarę cywilizowanym a nie latynoamerykańskim. Gierek poza naturalnymi ograniczeniami gospodarki socjalistycznej nie miał szczęścia - jego rządy przypadły na okres kryzysu paliwowego, a potem nawrotu zimnej wojny. Planowano większą dostępność i łatwość spłaty kredytów, a okazało się, że rzeczywistość światowa skrzeczy (skąd my to znamy...). Jakoś sobie z tym radził, skoro relacja kredyt-spłata jest w sumie całkiem niezła. A potem to co zbudowano za kredyt można było jeszcze sprzedać. A poza tym to wszystko w specyficznej aurze społecznej - państwo miało dać, wybudować, zapewnić. Dziś jak nie masz mieszkania to znaczy, że na to mieszkanie nie zarobiłeś, boś niezaradny, wówczas - że państwo ci go nie dało. Dziś podwyżki o 5% nikogo nie ruszają - wówczas winne było państwo. A gdyby "pani sklepowa" miała pracować w niedzielę - Boże!!! Nie zrozum mnie źle, ja nie twierdzę, że to było normalne, czy dobre, a przede wszystkim - efektywne, ale na Gierku ciążyły o wiele większe obowiązki niż na współcześnie rządzących. Kontrakt był prosty - ty zapewniasz stały wzrost poziomu życia, my siedzimy cicho. Wszystkie pretensje skierowane do państwa. Trudno w takich warunkach o racjonalność. Może gdyby trzymał społeczeństwo za twarz jak dziś Chińczycy, czy nawet - swego czasu - Koreańczycy z Południa, to by i przeprowadził konieczne podwyżki w 1976 r. i zwiększył dyscyplinę pracy. Ale chciał być liberałem i dobrotliwym ojcem narodu.
-
Stacha, Vissegerd, Stacha Ad rem. Gospodarki są nieporównywalne. Już chyba z dwa razy pisałem, że gdybyśmy mieli w Polsce po 1945 gospodarkę rynkową to pewnie byłoby lepiej. Ale mieć nie mogliśmy. Zatem Gierka należy oceniać uwzględniając tą rzeczywistość, w której musiał działać. I jakoś mi to strasznie źle nie wychodzi.
-
Uzupełniając wypowiedź Jarpena, można zaryzykować tezę, że mieliśmy do czynienia z dosyć fatalną dezorganizacją na szczytach władzy. Z jednej strony Beck nie wiedział - do czasu - że z armią jest tak źle, z drugiej Rydz nie wiedział - do czasu - że w polityce jest tak źle.
-
Oko za oko czy to sprawiedliwość ?
Bruno Wątpliwy odpowiedział FSO → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ja może o tej zemście bardziej spontanicznej - np. goleniu kobietom głów we Francji. No cóż, w takich przypadkach zapewne działają trzy prawa: 1. Prawo zemsty, ludzie rzeczywiście mogli uważać, że mszczą się za swoje rzeczywiste krzywdy. Nie przejmowali się za bardzo czy adresat tej zemsty jest właściwy. 2. Prawo motłochu, który lubi igrzyska. 3. Prawo rewolucjonistów ostatniej minuty. Wielu z takich, którzy siedzieli cicho, lub wręcz kolaborowali chciało pokazać jakimiż to są bohaterami. -
Vissegerd - ja nie polemizuję z plusami płynącymi z napływu kapitałów do Polski. To "oczywista oczywistość". Chcę tylko przedstawić mit "zadłużył się i nakradł" we właściwym świetle. Zadłużył się, ale coś za to zbudował, coś co mogło być później przez państwo sprzedane. Dziś zadłużamy się na potęgę (wewnętrznie i zewnętrznie) jako państwo, firmy czy obywatele, ale państwo co do zasady niewiele z tego co się dziś zbuduje będzie mogło sprzedać.
-
Kredyt jest normalnym środkiem stymulacji rozwoju. Zakupy kredytowe (1970-79) wyniosły razem ok. 56 mld. dolarów. Olbrzymia większość została za Gierka spłacona, a przedtem zainwestowana. Realne zadłużenie pod koniec 1979 r. (uwzględniające rezerwy finansowe państwa) ok. 18 miliardów. Podaje się też niekiedy kwotę 23-24 miliardów. Kredyty i odsetki były na bieżąco spłacane. Po Gierku de facto nic długów nie zostało, bo ewentualne koszty jego działalności kredytowej zostały zrekompensowane dochodami ze sprzedaży majątku państwowego. Dziś długi samych Polaków wynoszą ok. 60 miliardów (złotych), państwa polskiego - zdaje się w 2006 r. - było coś około 140 miliardów (dolarów).
-
Nie wierzę, nie bylo tego, klamiecie...!
Bruno Wątpliwy odpowiedział FSO → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Powinien wypowiedzieć się tu psycholog (społeczny), ale coś mi się widzi, że "wyparcie się" jest jednym z typowych zachowań w takich przypadkach. "Nas tutaj nigdy nie było, wianki dziewicze na naszej skroni, to przecież tylko kilka osób robiło - to oni, to oni, to oni" (z kabaretu Olgi Lipińskiej i z własnej pamięci - czyli z błędami). -
Chroniczne zapalenie spojówek - efekt syberyjskiego śniegu (tak w "Gazecie Wyborczej").
-
Widzę, że temat odżył . Wolę chłodny realizm niż machanie szablą, zatem dla mnie jest raczej postacią pozytywną. Wychowany na Zachodzie próbował do Polski przenieść trochę tamtejszych zwyczajów do nas (oczywiście na miarę ówczesnych czasów). Jak pisał Rolicki - widział jak Francuzi potrafią się kłócić o politykę, a potem pójść razem do bistro. Przeciwników politycznych ze swojego obozu starał się nie niszczyć (co niekiedy mu na dobre nie wyszło), z opozycją postępował w miarę cywilizowanie. Więźniów politycznych nie chciał za bardzo mieć. Do demonstrantów też nie chciał strzelać i nie strzelał. Prosty człowiek, ale sporo rozsądku i odwagi (vide zjazd do strajkującej kopalni w latach 50. gdzie groziło mu wrzucenie do szybu i późniejsze wejście "samotrzeć" do strajkującej stoczni). I osobiście uczciwy. Jedną z obrzydliwszych spraw post-gierkowskiej ekipy była próba dorobienia mu "gęby" malwersanta (choć Jaruzelskiego będę konsekwentnie bronił przed dzisiejszymi ultra-rewolucjonistami, to obrona ta nie dotyczy jego postępowania wobec Gierka). Dużo zaszkodziła mu "propaganda sukcesu". Choć Szczepański uczynił z polskiej telewizji cacuszko na skalę Europy (pamiętam, jak znajomi opowiadali mi, że Skandynawowie w latach 70. po prostu nie wierzyli co może "iść" w polskiej TV - bo ich była zdecydowanie gorsza), to ludzi łopatologicznie przedstawiany "dobry gospodarz" zaczął w końcu denerwować. Z Polski chciał uczynić coś na kształt Francji Układu Warszawskiego, tzn. nie walcząc z oczywistymi uwarunkowaniami geopolitycznymi wzmocnić znaczenie i siłę państwa. I nadgonić 300-letnie zapóźnienie cywilizacyjno-gospodarcze Polski. Uczynił to za pomocą jedynych realnych wówczas środków. I chyba - rzeczywiście uczynił. Ocena ekonomiczna epoki Gierka chyba jeszcze czeka na swojego obiektywnego autora. Ale być może zbyt łatwo poddajemy się stereotypowi "dał ludziom trochę raju, ale zostawił długi". Można nie wierzyć w jego (i Jaroszewicza) teorie, że w 1980 r. były szanse wyjścia kraju na prostą. Jest jednak faktem, że produkcyjne środki trwałe wzrosły w latach 1970-1980 o ok. 120%. Czyli właściwie "drugą Polskę" zbudowano. Można się z tych "środków trwałych" śmiać, ale: 1. Były one polską własnością. 2. Przykładów typowych, nietrafionych inwestycji nie było wcale tak dużo. 3. Później te środki trwałe sprzedawano przez długie lata i stanowiły stały dochód dla budżetu. 4. Dziś środki trwałe są w dużej części efektem inwestycji zagranicznych, których państwo z zyskiem nie sprzeda. A właściciel może je zwinąć i przenieść do Bangladeszu. A długi - jak to wygląda dziś i ile z tych długów "zawdzięczamy" naprawdę Gierkowi? Zaryzykuję tezę dyskusyjną - ale po to jest to forum. Gdyby nie było strajków w 1980 r., "Solidarności", później w konsekwencji stanu wojennego itp. - tzw. komunizm by w Polsce i tak upadł w okolicach 1989 r. (bo jego upadek był uzależniony od wystąpienia fenomenu Gorbaczowa, a nie od polskich marzeń), ale gdyby władzę sprawowała ekipa Gierka - ekonomiczny i społeczny punkt wyjściowy byłby dużo lepszy.
-
T.A. Olszański, Historia Ukrainy XX w., s. 48: "19 II Niemcy, a 27 II Austriacy wkroczyli na Ukrainę. (...) Wojska te posuwały się naprzód, łamiąc opór wojsk bolszewickich (zarówno istniejących jeszcze jednostek frontowych, jak i Czerwonej Gwardii), które nie bacząc na postanowienia traktatu brzeskiego usiłowały powstrzymać inwazję. (...) Po zawarciu 14 V 1918 r. zawieszenia broni między Niemcami a Rosją (swoją drogą ciekawy obyczaj - zawieszenie broni w dwa miesiące po zawarciu pokoju!) (...) została zorganizowana (...) strefa zdemilitaryzowana (...), która następnie stała się rejonem formowania sowieckich oddziałów ukraińskiej partyzantki". Potem była jeszcze próba bolszewickiego powstania w sierpniu 1918 r. Reasumując - oddziały bolszewickie były w stanie zagrozić władzy Centralnej Rady, natomiast o istotnym oporze przeciwko Niemcom mowy być nie mogło. Tym bardziej o kontrofensywie. RKKA utworzono w styczniu 1918 r., a Trocki dopiero w marcu 1918 r. objął komisariat spraw wojskowych i morskich zaczynając naprawdę tworzyć coś co przypominało wojsko. Podejrzewam, że Niemcy zatrzymali się tam gdzie chcieli, tzn. miejsce zatrzymania armii było w miarę zgodne z traktatem brzeskim i zapewniało możliwość rzeczywistej kontroli obszarów okupowanych.
-
Rok 1945. Wyzwolenie czy zniewolenie Europy Środkowo-Wschodniej?
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Znowu zaczynamy OT, ale wywołany tytułem spór terminologiczny jest rzeczywiście interesujący. Vissegerdzie: Do akapitu pierwszego Twojej wypowiedzi: To już mniej więcej zostało wyżej powiedziane. Na każde świadectwo o ekscesach, brutalności w wykonaniu czerwonoarmistów znajdzie się świadectwo o radosnym powitaniu, wdzięczności itp. Przy czym w swej masie nie da się owych ekscesów przypisać realizacji świadomej polityki eksterminacyjnej wobec Polaków, ale demoralizacji, która pojawia się w każdej armii (wśród ówczesnych czerwonoarmistów zapewne na większą skalę, ale i wojna, w której brali udział miała specyficzną skalę i charakter). Pozostaje kwestia obiektywnego porównania status quo ante (tzn. okupacji niemieckiej przed 1944/1945) z okresem późniejszym i właściwej terminologii. Argumenty już przedstawiliśmy, zatem nie będę się powtarzał. Do akapitu drugiego Twojej wypowiedzi: Nie podzielam optymizmu co do zachowania Hitlera i jego następców. Francuz czy Norweg mógłby powiedzieć, że biologiczna zagłada jego narodowi nie zagrażała. My - nie. W planach było przemeblowanie stosunków etnicznych w naszym regionie. Germanizacja ziemi, a nie ludzi, że sparafrazuję "klasyka" z Mein Kampf. Jak ta germanizacja ziemi mogła wyglądać, tzn. co można było zrobić z ludźmi? Zamordować lub wysiedlić gdzieś na Syberię (średnia perspektywa "biologicznego przetrwania", ale może rezerwat koło Baranułu miałeś na myśli). Oczywiście pełna realizacja wizji Lebensraumu nie była możliwa do końca wojny, ale ten koniec wojny - po myśli Hitlera - nie nastąpił w dużym stopniu dzięki radzieckim. I tu zatoczyliśmy koło powracając do pojęcia "wyzwolenie" czy "ocalenie". -
Przeczytałem. Zaczyna mi to trochę przypominać "Sąsiadów" - choć analogia jest oczywiście daleka. Jak Gross napisał książkę, to wielu się burzyło - że nie historyk, że stronniczy itp. Nie za wielu zwracało uwagę na to, że sprawa tajna nie była nawet w PRL (był znany wyrok powojennego sądu!) i można się było nią zająć. Od 89 roku całkiem swobodnie. Rzesze polskich historyków (z Św. Pamięci Prof. Strzemboszem - badaczem Białostockiego!) są winne grzechu zaniechania. W końcu, choć książka Grossa co do metodologii, obiektywizmu itp. budzi wiele zastrzeżeń - w sumie wyszło na jego, że to jednak nie Niemcy czy Żydzi sami - tylko Polacy spalili swoich sąsiadów. Tu już słychać, że nie historyk, Słowak (i od razu Tiso, Hlinkowa Gwardia - argumenty zupełnie bez związku z tą sprawą). Niedługo się dowiemy, że "komuch". Może się jednak okazać, że to ten Słowak co do meritum ma rację, a my jesteśmy winni - tym razem nie grzechu zaniechania tylko przeinaczania. Trudno będzie odwołać klękanie Pana Prezydenta. Tak nawiasem mówiąc - co do Słowaków - niedawno oglądałem na rosyjskim RTR program, z którego mniej więcej wynikało, że Czesi sami są winni za interwencję w 1968 r., mi.in. dlatego, że kolaborowali z Hitlerem. Równie porażające jak "argument Tiso" uzasadniający - prawdopodobne - zbrodnie "Ognia".
-
Rzeczywiście - popadamy w pewne materii pomieszanie. Nikt w Polsce nie buduje pomnika Hitlerowi czy Stalinowi (taki nawet w czasach stalinowskich nie powstał, chyba że uwzględnimy PKiN). To, że nawet na terytorium Polski pojawiają się próby oddawania czci UPA, to też inna materia. Tu mamy sytuację, w której człowieka, na którym ciążą podejrzenia o zwykłe zbrodnie, gloryfikuje się, stawia mu pomnik, a przed nim klęka Prezydent Rzeczypospolitej. Co najmniej przedwcześnie. Zapamiętam, przyda się do dyskusji o Jaruzelskim.
