Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Jaka była zasada ustrojowa PRL?

    Będę formalno-czepliwy . Demokratycznym państwem prawa Polska była od grudnia 1989 r., w Polsce Ludowej, II RP i I RP takiej zasady ustrojowej nie było. Ale poważniej - nie za bardzo rozumiem to pytanie. Od strony formalnoprawnej jest bez sensu, bo podstawowe zasady ustroju państwa to coś innego niż biurokratyzm czy przemoc. Te drugie to raczej pewne zjawiska, praktyka polityczna, ewentualnie można je uwzględnić przy określaniu formy państwa wg. jednego ze sposobów kwalifikacji (totalitarne, autorytarne, demokratyczne). Ale do zasad ustroju mają się nie za bardzo. Poza tym jedno nie wyklucza drugiego. Można mieć "wypracowane zasady biurokratyczne" (cokolwiek ten termin oznacza, bo dla mnie to jakieś pojęcie enigmatyczne) i zarazem stosować przemoc.
  2. Polski film historyczny

    Ja "Korczaka" ciupasem zaliczyłem do III RP, bo chyba ukazał się już w 1990 r. Ale pewny nie jestem. "Człowieka z żelaza" (i "marmuru") przedstawiłem tylko dla porównania. Do ostatniej dwudziestolatki ich oczywiście nie zaliczam. Zatem na razie moje typy z III RP to: "Korczak", "Franciszek Kłos" i "Szwadron". Z PRL znalazłbym dużo więcej (wystarczy rzucić ad hoc nazwiska "wczesny Wajda" czy Munk, o kinie bardziej popularnym nie wspomnę), ale myślę, że będzie lepiej jak się skupimy na temacie zadanym przez Vissegerda czyli - jak rozumiem - "blaski i cienie kinematografii historycznej ostatniego dwudziestolecia oraz nadzieje na przyszłość" .
  3. Chłopi w PRL

    Znowu chyba nie napiszę nic nowego i odkrywczego, bo było i tak i tak:) . Zatem Narya - na początku (w latach 40.) i ty i tym. Podziemie zbrojne miało oparcie w części ludności chłopskiej (zresztą pamiętajmy, że w tym momencie mówimy o kraju, w którym jeszcze większość ludności mieszka na wsi, zatem to olbrzymia i zróżnicowana grupa społeczna). Z drugiej strony - władza przecież swoje kadry (także aparatu bezpieczeństwa) skądś brała. Podziały biegły pomiędzy wsiami, w samych wsiach, a także w rodzinach... Później (stalinizm) było podobnie. Chłopi nie mogli być zadowoleni z pomysłów kolektywizacyjnych, ale przecież "pokolenie ZMP", ludzie którzy uwierzyli, że budują lepszą przyszłość, to przecież nie kto inni, jak w swej masie synowie chłopów. I oni byli także beneficjentami awansu społecznego. A później było zapewne tak, jak gdzie indziej. Dopóki dominowało starsze pokolenie, które pamiętało II RP i do niej odnosiło swój aktualny status, to zapewne chłopi byli bardziej "zapleczem władzy ludowej", uznając, że - mimo wszystko - żyje się lepiej. Gdy pojawiło się nowe pokolenie, które już bardziej patrzyło w stronę Zachodu, poparcie dla systemu zapewne zaczęło erodować. Ja w każdym razie nie przesadzałbym z "jądrem oporu i spichlerzem wartości tradycji i narodu". Spichlerzem tradycji, w tym katolickiej - może, ale "jądrem oporu"? Nie słyszałem o buntach i rozruchach chłopskich w Polsce Ludowej, nawet na miarę tego co się działo w II RP.
  4. Ale zadajesz ciężkie pytania . W jakimś sensie i ty i tym. Była produktem systemu, bo pojęcie o świecie jej członków - gdzieś tam w roku 80. - było bardzo socjalistyczne. Nie zapomnę tej sceny z "Robotników 80" jak jedna kobieta mówi - "przecież mamy takie same żołądki". Zatem postawa roszczeniowa - państwo ma dać i to każdemu równo. Kartki to przecież żądanie "Solidarności". Zresztą wystarczy przeczytać 21. postulatów. A program gospodarczy Solidarności lat 80. i 81. (jeżeli takowy był) to czysta utopia socjalistyczna ("Rzeczpospolita samorządna"). Była także powrotem do tradycji narodowych w warstwie symbolicznej (akcentowanie katolicyzmu itp.). Z czasem - szczególnie do tych tradycji powstańczych. Najlepsze określenie to takie, że system został rozwiązany za porozumieniem stron. Obie doszły do stanu, w którym wiedziały, że jest to konieczne i obie były relatywnie słabe. Opozycja - wbrew temu co się dziś mówi - nawet nie była w stanie zorganizować porządnych strajków. W Stoczni Gdańskiej w pewnym momencie w 1988 r. było bodajże 300 strajkujących, którzy bardzo chcieli już ze stoczni wyjść - i wyszli w słynnym pochodzie (skądinąd dobry pomysł na honorowe zakończenie strajku). Władza - wiadomo. Miała "armaty", ale i świadomość, że system się kończy i nie będzie w stanie zdobyć poparcia społecznego. Koniunktura zewnętrzna była decydująca. L. Wałęsa może opowiadać, że obalił komunizm i pokonał ZSRR, ale bez Gorbaczowa nic by nie zdziałał. "Solidarność" w Polsce nie miała wielkiego wpływu na obalenie komunizmu w skali globalnej (ot taki jak Czechosłowacy w 1968, czy Węgrzy w 1956). Ludzie "Solidarności" mieli szczęście bo trafili na władzę, która nie miała ochoty na brutalną, totalną rozprawę i nawet nie stosowała takich metod jak "deklasowanie społeczne" opozycjonistów w Czechosłowacji. Stąd tkanka "Solidarności", choć może szczątkowa, przetrwała do 1989 r., do czasów rozmów. Ale gdyby Gorbaczowowi się nie powiodło (np. obaliliby go gdzieś w okolicach 88-89 r.), to jeszcze dziś moglibyśmy żyć w dawnym systemie. Może zmodernizowanym gospodarczo - na wzór chiński, może bardziej liberalnym - ale w systemie. I ani Wałęsa, ani Jaruzelski nic by z tym nie zrobili. Ja w każdym razie patrzę na teorie "jak to 'Solidarność' komunę w Polsce i na świecie obaliła" - cum grano salis . Była to zmiana cywilizowana - i dobrze. "Pakiet kontrolny" to wymysły twórców idei "IV RP". Takie jest przynajmniej moje zdanie.
  5. Generalnie zgoda, choć może okres modernizacji rozciągnąłbym jeszcze przynajmniej na początek lat 70. Chroniczny kryzys to - w pełni - dopiero lata 80. W warunkach zaraz powojennej Polski autorytaryzm paradoksalnie chyba sprzyjał odbudowie. Ułatwiało to chociażby mobilizację ludzi (choć wielu mobilizować wcale nie trzeba było), organizację działań itp. Tak samo system sprzyjał modernizacji rozumianej jako przemeblowanie stosunków społecznych i awans do tej pory upośledzonych grup ludności. Polska zmniejszała dystans. W szczególność do innych państw bloku (moim zdaniem doskonały jest tu - użyty już kiedyś przeze mnie - przykład Czechosłowacji). Przed 1939 r. Czechosłowacja (przynajmniej Czechy) to był Zachód, my - daleki ogon Europy. W 1945 u nas były ruiny i zgliszcza, u nich w czasie wojny wzrosła produkcja przemysłowa. W 1989 r. Czechosłowacja była nadal bardziej rozwinięta od Polski, ale to już był dystans minimalny. Co do Zachodu. Oczywiście zmniejszaliśmy dystans cywilizacyjny, edukacyjny, także gospodarczy, ale zapewne nie w takiej skali, jaka mogłaby być, gdyby nie ograniczenia systemowe. Już kiedyś pisałem, że gdyby nie system, to być może już bylibyśmy na poziomie Włoch czy Hiszpanii. Nie mniej uważam, że - przy wszelkich wadach, głupotach i absurdach systemu - w 1989 r. (nawet po ciężkiej dekadzie lat 80.) dystans cywilizacyjno-gospodarczy Polski do Zachodu był relatywnie mniejszy niż w 1939 r. Ale jest to materia na książkę .
  6. Jaka była zasada ustrojowa PRL?

    Narya, formalnie głównymi zasadami naczelnymi ustroju PRL były (zgodnie z konstytucją PRL, bo mała konstytucja z 1947 r. opierała się głównie na wzorach przedwojennych - tj. marcowej, no i państwo nie nazywało się jeszcze PRL): 1. zasada suwerenności ludu (ludowładztwa) - art. 1 ("lud pracujący miast i wsi") 2. zasada państwa demokracji ludowej (od 1976 r. - socjalistycznego) 3. zasada przedstawicielstwa 4. zasada jedności (jednolitości) organów władzy państwowej 5. zasada praworządności 6. zasada kierowniczej roli klasy robotniczej 7. zasada sojuszu robotniczo-chłopskiego 8. zasada kierowniczej roli partii (formalnie wpisana do konstytucji w 1976 r.) 9. zasada współdziałania organów państwowych z ludem To chyba to co najważniejsze. Ani przemoc, ani biurokratyzm nie można formalnie określić mianem "zasady ustroju". Jeżeli już - to były to elementy praktyki politycznej. A to inna bajka. Pozdrawiam
  7. Policjanci rozbroili Powstańca

    A ja tak ogólnie. Oprócz niepodważalnych zasad "dura lex sed lex" i "ignorantia iuris nocet" jeszcze jeszcze hasło "dobre prawo to stare prawo". A mniej więcej od połowy lat 80. nasze państwo robi sobie "jaja" z obywateli, dopuszczając do gigantycznej inflacji coraz gorszych przepisów prawnych (i jest z tym coraz gorzej, a nie lepiej). I choć legalistą ci ja oddanym, to w wielu przypadkach szlag mnie trafia, jak każda nowa ekipa chce zaznaczyć swoją obecność w historii "reformami", zamiast przeprowadzać konieczne rzeczywiste reformy. Czasami myślę sobie, że jeżeli państwo nadal chce egzekwować paremie "dura lex sed lex" i "ignorantia..." to powinno każdemu obywatelowi zapewniać prawniczy program z bazą aktualizowanych aktów prawnych i bezpłatnego doradcę prawnego. Przepraszam, zapędziłem się bez większego związku z tematem...
  8. Polskie mundury w Finlandzkiej Armii Ludowej

    O to, to. Błąkałem się wieczorem po tym portalu, ale na tą stronę nie zajrzałem. "Bolszoje spasiba". Z drugiej strony na tej mojej stronie stoi, że: "Kак известно, для обмундирования личного состава корпуса были использованы захваченные в сентябре 1939 г. на складах комплекты формы бывшей польской армии (с заменой погон, нашивок и других знаков различия)". Czyli uznają, że "komplety". Ale pomyłka jest rzeczą ludzką. W każdym razie to co znalazłeś ma sens, logikę i zbliża nas do pełnego obrazu stanu rzeczy i spraw .
  9. Polskie mundury w Finlandzkiej Armii Ludowej

    Potwierdzenie o używaniu polskich mundurów znalazłem na rosyjskiej stronie . Tamże troszeczkę więcej o tych oddziałach. Nadal nigdzie nie mogę znaleźć ilustracji, zdjęć itp. http://www.winterwar.ru/history.htm
  10. Polski film historyczny

    Nie kłóćcie się Przyjaciele, proszęęę . Materie terminologiczne są czwartorzędne. Narya - dla mnie, osoby średnio kulturalno rozgarniętej, film historyczny to po prostu taki, który opowiada o jakiś sprawach z historii. Czy scenariusz powstał na podstawie powieści, czy ktoś go napisał bez podkładu powieściowego - to przecież "wsio rybka". I jeden i drugi scenariusz może drastycznie mijać się z prawdą historyczną (o ile coś takowego istnieje ). W Twoim rozumieniu "Historią" będzie film dokumentalny, albo filmowa rekonstrukcja historyczna (z polskich filmów może "Śmierć prezydenta" do tej kategorii pasuje). Także może zaakceptujmy definicję Vissegerda i zakwalifikujmy do filmów historycznych także bajki historyczne . Ja - póki co, do pozycji istotnych w ostanim dwudziestoleciu zaliczyłbym trzy: A. Wajda - "Korczak" (film nieco zapomniany, ale moim zdaniem dobry, może bez hollywoodzko-optymistycznej ostatniej sceny), "Wyrok na Franciszka Kłosa" - film może nie wybitny, ale odważne zmierzenie się z tematem. "Katyń" natomiast - przy wszelkich walorach - postrzegam podobnie jak "Człowieka z żelaza" - wykonanie pewnego obowiązku przez reżysera, ale nie wybitne dzieło. Inaczej niż "Człowieka z marmuru" - perełka, ale to już inna przecież epoka, nie ta, którą analizujemy. J. Machulski - "Szwadron" (film chyba dalece niedoceniany). Nad resztą muszę się zastanowić (i chyba długo się będę zastanawiał zanim coś znajdę...).
  11. Augusto Pinochet

    Dokładnie, muszę się zgodzić, choć staram się być jak FSO legalistą i zgoda ta bynajmniej nie obejmuje przypadku Allende, czy rządu Witosa w 1926 r. Z jedną małą korektą - podczas "rewolucji goździków" Salazar już od czterech lat nie żył, a od sześciu nie sprawował władzy. Chodziło o jego następcę - Caetano. CIA chyba nie zaskoczył, bo tego mniej więcej od niego oczekiwali, ale zaskoczył innych z Allende i swoim poprzednikiem na stanowisku dowódcy C. Pratsem na czele. Allende powiedział, że "Pinochet nie oszukałby nawet własnej żony" (czy coś podobnego). Prats (lojalny wobec prawowitej władzy) nie widział przeszkód do mianowania Pinocheta. Potem Prats pisał "gdybym wiedział co to za łotr...". No i biedny gen. Prats wyleciał sobie w powietrze w Argentynie. Łapy Pinocheta i jego DINA sięgały daleko...
  12. O Powstaniu w dyskusjach...

    Myślę, że jest to szersze zjawisko, lansowane przez część współczesnej prawicy (wiadomo jakiej...). Doskonale opisał je Żakowski w rozmowie z Michnikiem (któraś "Polityka", chyba jeszcze z końca ubiegłego roku). Brzmiało to mniej więcej tak (z pamięci, zatem niedokładnie) - Jaki możesz mieć program i czym zachęcić do siebie ludzi, jeżeli dla gospodarki rynkowej, członkostwa Polski w UE i NATO nie ma faktycznej alternatywy? I nic tu nie masz naprawdę nowego do powiedzenia. Jeżeli wszystko to, co możesz zaproponować w gospodarce to Zyta Gilowska (wg. Żakowskiego "gorzej wykształcony wariant Balcerowicza")? Zaczynasz wówczas szukać agentów, rozwalać układ, antagonizować ludzi itp. I tym się odróżniasz. A od siebie dodam - możesz jeszcze prowadzić "politykę historyczną", posługując się swoistym szantażem moralnym. Jeżeli ktoś sądzi, że Powstanie było bezsensowne, nie czci "Ognia", uważa, że Jaruzelski miał swoje racje - no to stoi "tam gdzie ZOMO". Zamiast dyskusji masz piętnowanie. Oczywiście "kto jest ZOMO" - decydujemy MY (tzn. nie dotyczy ten stygmat współpracujących z nami). I część ludzi się na to niewątpliwie łapie, przyjmując, że na tym polega patriotyzm.
  13. Pomarańczowa Alternatywa

    A ja krótko - uwielbiam takie klimaty. Śmiech jest najlepszą bronią, przed którą trudno się politykom schować (co zresztą przerobiliśmy niedawno, przy okazji "IV RP"). Nota bene - z sympatią o PA wypowiadał się nawet niejaki Jerzy Urban.
  14. Augusto Pinochet

    Miałem już nie dyskutować, ale temat latynoamerykański jest jednak szalenie ciekawy . Mam nadzieję, że kiedyś "dobierzemy się" i do innych krajów tego regionu. Zatem jeszcze dwie uwagi: 1. W naszej dyskusji abstrahujemy stosunkowo od zagadnienia kultury politycznej. Co prawda była tam wojna domowa pod koniec XIX w., a w latach 20. ubiegłego wieku zamach stanu Luisa Altamirano i - przez niektórych postrzegane jako lekko autokratyczne - rządy Carlosa Ibáneza del Campo, ale jak na Latynoamerykę Chile to była ostoja demokracji, bardziej podobna do Europy Zachodniej niż do innych krajów kontynentu. Spokój panie ładny, przez całe dziesięciolecia. Pełna kultura . Żeby było ciekawiej - lewica rządziła Chile już długo przed prezydenturą Allende - kojarzę lata 1932-1952. I co? I nic. Myślę, że w warunkach tamtejszego poziomu demokracji i kultury politycznej, dyktatura w stylu ZSRR raczej nie była możliwa. Nie chciał zresztą tego sam Allende. I podejrzewam, że większość lewicy chilijskiej takoż. Zresztą mam dobry przykład - islamiści. W Turcji rządzą islamiści (Erdogan wywodzi się niewątpliwie z tego ruchu) i w Iranie rządzą islamiści. A różnica jest, zasadnicza zresztą, nieprawdaż? Marksiści też bywają różni - skandynawscy i północnokoreańscy. Chilijczycy byli chyba bliżsi tym pierwszym. 2. Jeszcze raz podkreślę FATALNĄ rolę USA. Nie chcę być źle zrozumiany, nie podzielam bynajmniej poglądu Deschnera z książki "Moloch", że USA to w sumie coś najgorszego z najgorszych, ale polityka tego kraju w stosunku do Latynoameryki była po prostu głupia. W stosunku do Allende zaczęli robić dokładnie to samo co w stosunku do Castro. Ten sam błąd. Castro gdy wkraczał w 1959 r. do Hawany nie był żadnym komunistą (o czym zresztą sam mówił). Ot, patriota kubański, który chciał trochę więcej niezależności i trochę poprawić sytuację ludu. Nie był nawet szczególnie antyamerykański (powiedzmy - w granicach latynoskiej normy). Szalona kampania amerykańska wepchnęła go w objęcia Moskwy i uczyniła komunistą. I Stany "straciły" Kubę definitywnie. Niszczenie Allende mogło spowodować jego radykalizację i przeobrażenie socjaldemokraty w komunistę (do czego nie doszło) lub pojawienie się alternatywy na skrajnej lewicy. Ale to byłaby zasługa USA. Wpływając na pucz Pinocheta, Stany broniły się przed (nadal jeszcze bardzo potencjalnym) zagrożeniem, które same tworzyły. Było trochę podobnie jak z brygadą 2506 na Kubie, tyle, że tam się CIA nie udało. W Chile się udało i była rzeźnia. A co do ryngrafu i naszych "orłów", o których pisał FSO. Moim zdaniem, w granicach swobody przekonań, jest dopuszczalna wypowiedź polityka LEKKO popierająca Pinocheta. Ja bym nigdy tego zbrodniarza nie chwalił, ale powiedzmy, że to jest jakoś dopuszczalne, oczywiście z jednoznacznym zastrzeżeniem "Cyryl jak Cyryl, ale te metody...". Natomiast "hołd z ryngrafem" powinien demokratycznego polityka dyskwalifikować na amen.
  15. Augusto Pinochet

    Allende z ZSRR dostał Nagrodę Leninowską i to chyba wszystko. A pancerzownice: "Od dawno frapowało mnie, dlaczego Pinochet rozkazał zbombardować pałac prezydencki. Wojsko mogło przecież zająć budynek leniwym kiwnięciem palca. Uzbrojona po zęby armia miała naprzeciw kilkunastu amatorów z karabinami broniącymi w pałacu legalnego rządu. Na moje pytanie ze szczerością dziecka odpowiedział emerytowany generał (...) który w dniu zamachu (...) atakował pałac. -Chcieliśmy pokazać - wyznał generał - że żarty się skończyły. Że to nie jakieś tam gierki. -Była w Chile wojna, panie generale? -Wojna? Załatwiliśmy wszystko w jeden dzień. I generał zaśmiał się prostodusznie". A. Domasławski, Gorączka latynoamerykańska, Warszawa 2007, s. 142.
  16. Wywiad z Prezydentem Lechem Wałęsą

    To może tak - czy nie uważa Pan, że pomysł Miodowicza dotyczący przeprowadzenia debaty był dla Pana darem niebios? OT - ja osobiście uważam, że to był dar niebios. Tzn. to, że Miodowicz upierał się przy tej debacie ze swoim udziałem (a odradzało mu to wielu z jego środowiska). Gdyby na jego miejscu był np. Rakowski, Urban czy Górnicki - 4 czerwca Solidarność pewnie i tak by wygrała, ale nie w takim stylu. Kilka lat wcześniej Wałęsa "poległ z kretesem" w dramatycznej debacie z Rakowskim w stoczni. A Miodowicz był postacią zupełnie niemedialną. I ostatecznie - było tak jak przedstawił to Pietrzak (porównując do debaty Bush-senior versus Dukakis): "Wałęsa buszował, Miodowicz dukał".
  17. Augusto Pinochet

    Pytanie zasadnicze jednak sprowadza się do tego, czy gdyby Allende miał pełną swobodę manewru - tzn. gdyby nie było faktycznej interwencji ekonomiczno-politycznej USA - to czy skrajni z prawa i z lewa byliby dla niego rzeczywistym zagrożeniem? Tu zasadniczo zgoda, choć zapewne w szczegółach będziemy się rzeczywiście różnili. Ja np. uważam zamach Piłsudskiego za nieuzasadniony, Ty - z tego co się orientuję - odwrotnie. Podobnie z Pinochetem. Gdyby Allende zbojkotował niekorzystne dla siebie wyniki referendum (jeżeli by do niego doszło), zaczął masowo aresztować przeciwników politycznych - to można się zastanawiać. A na koniec - myślę, że polski, lokalny problem polega na tym, że nasze uwarunkowania geopolityczno-historyczne przekładamy bezrefleksyjnie na sytuację w Ameryce Łacińskiej (mówię rzecz jasna przede wszystkim o części naszej prawicy, która obraz Polski z lat 80. adaptuje wprost do warunków Ameryki Południowej). Stąd takie kwiatki jak ryngraf dla Pinocheta. A dla Latynosów naszą Rosją/ZSRR były przez lata USA, poniżeniem - zależność od USA, interwentem i policjantem - USA, niewydolnym systemem ekonomiczno-społecznym - lokalna odmiana kapitalizmu etc. etc.
  18. Polacy niewolnikami Żydów?

    FSO - ja nie byłbym aż tak minorowo nastawiony. Naprawdę wśród Polaków - w szczególności młodych i wykształconych - bardzo wielu "jest już z zupełnie innej bajki" i antysemityzm, tudzież antysemitów ma gdzieś. Ale z drugiej strony (co mnie ten Tevje prześladuje ) , nasz naród jest jeszcze chyba przed generalnym kursem tolerancji i politycznej poprawności. Tudzież przed generalnym kursem wiedzy wszelakiej (także historycznej). Dopóki statystyczny Polak będzie czytał w ciągu roku jedną książkę - kucharską , to będzie jak jest. BTW - już z wielu ust słyszałem, że polscy emigranci na Wyspach Brytyjskich najwięcej irytacji tubylców wzbudzają brakiem umiejętności zachowania się w sytuacjach wymagających minimum "tolerancyjnej ogłady". Para Murzyn-biała kobieta, Żyd w jarmułce, Sikh w turbanie, 60-latka w mini - to wszystko powoduje głupawe komentarze niektórych z naszych rodaków.
  19. Augusto Pinochet

    Nie chcę już więcej "tłuc piany", bo chyba mniej więcej wszystko "w tym temacie" już napisałem, ale pozwolę sobie jeszcze zaznaczyć swój pogląd, że głównym problemem ówczesnej Ameryki Łacińskiej była "nadreakcja" Stanów Zjednoczonych. Podobnie było 20 lat wcześniej w Gwatemali - dosyć umiarkowany program reform Arbenza "załatwiono" przewrotem w wykonaniu CIA i Armasa, bo się komuś zwidziało w USA i United Fruit Company, że Arbenz to "komuch". Nieco później CIA swoimi działaniami "zrobiło" z F. Castro komunistę, którym - jako żywo - na początku nie był. I wreszcie - zniszczono Allende, budząc demony z prawej (i konsekwentnie z lewej strony). Gdyby nie to, że na zasadzie prymitywnej analogii w gremiach decyzyjnych USA zrobiono z Allende "człowieka Kremla", chilijski eksperyment "drugiej Szwecji" mógł się powieść.
  20. Polacy niewolnikami Żydów?

    A ja jak Tevje mleczarz - i ten ma rację i ten ma rację. Capricornus ma rację, że w Polsce jest jeszcze sporo pogrobowców przedwojennego, wojennego i powojennego antysemityzmu (nazwijmy to - instytucjonalnego i przemyślanego, choć słowo "myśleć" za bardzo tu nie pasuje...). Natomiast Vissegerd ma rację, że najbardziej widoczny (a od siebie dodam, że najbardziej szkodzący imieniu Polski) jest głupi, przaśny, kretyński, "antysemityzm idiotów". Antysemityzm ludzi, którzy nic nie wiedzą o Żydach, na oczy ich nie widzieli. Zresztą o bogactwie polskiej historii także nic nie wiedzą. Ale opowiadają dowcipasy, jakieś "historyjki z życia wzięte", drą się na meczach, malują antysemickie graffiti. I problemem jest także spora tolerancja otoczenia na takie zachowania. A tak zupełnie "od siebie". Swego czasu spędziłem cały wieczór na dyskusji z Żydami z USA. Nie były to osoby nastawione jakoś przychylnie do Polski, raczej z kategorii tych, którzy dzielą opinię I. Szamira o "mleku matki". Starałem się w miarę swoich możliwości wyjaśnić im całą złożoność relacji polsko-żydowskich, nie unikając złego i nie zapominając o dobrym. Nie bajerowałem o tym żeśmy naród aniołów, ale miałem tego dnia "gadane" (każdy ma chyba w życiu taki dzień, gdy argumenty przychodzą jak na zamówienie) i w miarę upływu czasu myślę, że zacząłem odnosić sukces. Zaczęło być coraz fajniej. Nie "kochajmy się bracia", ale coraz weselej i sympatyczniej. Potem wyszliśmy na miasto (rzecz się działa w Warszawie) i bęc - jeden z pierwszych "widoczków" - jakiś bezmózgowiec namalował powieszoną gwiazdę Dawida. Może cymbałowi chodziło o piłkę nożną, nie wiem nie znam się... Nie muszę chyba dodawać, iż tego dnia nikogo ostatecznie nie przekonałem, że to "mleko matki" to tylko stereotyp...
  21. Augusto Pinochet

    To wszystko było szalenie skomplikowane i trudne do wytłumaczenia Polakom, którzy na to wszystko patrzą z perspektywy Europy Środkowej. Paradoksalnie, najbardziej radykalni byli ludzie z Ruchu Lewicy Rewolucyjnej (MIR). To oni sprawiali najwięcej Allende najwięcej kłopotów "z lewa". Komuniści zachowywali się natomiast w miarę rozsądnie, a oficjalnie przez nich deklarowany szacunek do ZSRR nie oznaczał w warunkach chilijskich wcale prostego podporządkowania Moskwie. Aby było jeszcze ciekawiej - ZSRR ewidentnie "wypiął się" na Allende i chilijską drogę do socjalizmu. Moskwa wcale nie kwapiła się do angażowania sił i środków w Chile. "Chłopaki z Kremla" co do zasady szanowały podział świata ustalony w Jałcie - podobnie jak "Chłopaki z Waszyngtonu" (no - jedni i drudzy z małymi wyjątkami ). W każdym razie dla Breżniewa parlamentarny-socjalista Allende na pewno nie był "swój". Tak czy inaczej - geront z Kremla za bardzo Chile zdobywać nie chciał. A o tym czy Pinochet "uzdrowił gospodarkę Chile" pisałem wcześniej. Jak się dokładnie przyjrzeć - można mieć zasadnicze wątpliwości.
  22. Polacy niewolnikami Żydów?

    O to, to właśnie. Zabierałem się do tego, aby coś napisać, ale jak komentować absurd. Dzięki Vissegerd za wyręczenie.
  23. Ludowe Wojsko Polskie a Kresy

    Ciekawy - jeżeli mówimy o ostatecznym rezultacie wojny - to oczywiście żołnierze nie mogli mieć o tym wiedzy, bo nie byli wróżkami (choć zapewne wyciągali wnioski z tego co się wokół dzieje i przypuszczali, że ZSRR tą wojnę wygra, a jak ją wygra to raczej nam Wilna i Lwowa nie zostawi). Natomiast, od samego początku dosyć jednoznacznie przedstawiano im, że ziemie wschodnie są stracone i ewentualnej rekompensaty trzeba szukać na zachodzie. Istotna część pracy oficerów polityczno-wychowawczych była poświęcona temu zagadnieniu. Ze wspomnień Jaroszewicza ("Przerywam milczenie...", Warszawa 1991, s. 51-52): "Najwięcej emocji budziła sprawa wschodniej granicy. Żołnierze w większości pochodzili właśnie z tych terenów. Z czasem nad emocjami zaczęła górować chęć wspólnej walki z Niemcami. Ogromną też rolę w przełamywaniu oporów, moim zdaniem, odegrała broń, którą dostaliśmy. Oficerowie i podoficerowie przedwojenni autorytatywnie mówili, że gdybyśmy taką mieli w 1939 roku i tyle amunicji, to nie przegralibyśmy. Wielką rolę w przekonaniu Polaków do nowego sojuszu odegrali oficerowie radzieccy, z pochodzenia Polacy, którzy fachowo, a zarazem po ludzku i niezwykle taktownie odnieśli się do żołnierzy nowego wojska. Podział w żołnierskich szeregach na 'czerwonych' i 'białych' z czasem zmieniał się na korzyść tych pierwszych. W późniejszym czasie wielki wpływ na umocnienie przekonań 'czerwonych' miała bitwa pod Lenino. Po pierwsze - rosła w poniżanych dotychczas ludziach duma (...) Po drugie - cały bagaż wiekowej nienawiści do Moskala - zaborcy, cały rachunek krzywd i walk (...) stał się po bitwie pod Lenino jakby lżejszy. (...) Nasz żołnierz poczuł się partnerem radzieckiego". Tamże, na s. 69 wzmianka o tym, że podstawowym zagadnieniem w pracy oficerów politycznych były: "nienawiść do faszyzmu, (...) waga polsko-radzieckiego sojuszu, narodowe znaczenie nowych granic Polski". Tyle wspomnień Jaroszewicza. Są zapewne subiektywne (przecież wkrótce on sam, przedwojenny nauczyciel, został oficerem politycznym), ale dobrze oddają atmosferę w wojsku. Na początku była nieufność i niechęć do utraty kresów. Później mundury, broń, wspólna walka z Niemcami, przekonywanie i argumentacja aparatu polit.-wych. - to wszystko musiało powodować, że nastroje się zmieniały. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że utrata ziem rodzinnych jest nieunikniona. Do tego doszło to co widzieli i usłyszeli podczas stacjonowania na Wołyniu... Mocny argument... A gdy żołnierze zobaczyli, po przekroczeniu przedwojennej granicy, w jakich domach będą się mogli osiedlić na Ziemiach Odzyskanych, to pewnie - choć ze łzą w oku - ostatecznie pogodzili się z utratą Kresów.
  24. Ludowe Wojsko Polskie a Kresy

    No cóż, po raz kolejny mogę zasugerować lekturę wspomnień ze zbioru B. Dańki, Nie zdążyli do Andersa... . Jest to - póki co - jedna z ciekawszych i pełniejszych prób przedstawienia obrazu zwykłych żołnierzy, berlingowców i tego co myśleli. Podobnie jak Wolf pozwolę sobie zwrócić uwagę, że jedynym obszarem kresowym, na którym stacjonowało wojsko był skrwawiony Wołyń. Wiedzy o podziałach w partyzantce polskiej, kto to AK a kto to AL, wielkiej berlingowcy wówczas (w 1944 r.) nie mieli. Przedstawiano im, że kraj walczy, czeka i w pewnym momencie zaprezentowano im delegację KRN. To wszystko. Z AK-owcami na kresach mogli się spotkać tylko właściwie, gdy ci zostali włączeni do wojsk Berlinga. Tak jak się stało z częścią żołnierzy 27 dywizji AK. Termin "zaprzedańcza" jest dla mnie niejasny. Na pewno woleli Polskę od ZSRR, choć niektórzy z nich rozważali powrót na ziemie ojczyste (a nieliczni nawet powrócili). Charakterystyczne są wspomnienia żołnierza ze zbioru Dańki (s. 39): "(...) zostałem zdemobilizowany. Początkowo chciałem jechać do rodziny, do Związku Radzieckiego, gdyż na terenie kraju nie miałem nikogo z bliskich. W ostatniej chwili zmieniłem zdanie i postanowiłem udać się na Ziemie Odzyskane". Normalnie, a jak mieli traktować?
  25. LWP w oczach Niemców

    Z lektury wspomnień pod red. B. Dańki, Nie zdążyli do Andersa (berlingowcy), Londyn-Warszawa 1992, zapamiętałem dwie charakterystyczne sytuacje: Pierwsza - wyłapywano spośród jeńców Polaków wywodzących się z armii niemieckiej i Żydów. Nikt ich potem już nie widział. (s. 205, po walkach na przyczółkach warszawskich w 1944). Autor tych wspomnień - A. Czyżowski - spotkał się później w obozie Sandbostel i z wrześniowcami i z akowcami. Nic o wzajemnych animozjach nie pisze, zatem relacje chyba były normalne (BTW - chyba na dws czytałem, że powstańcy dali berlingowcom opaski i rozmieścili między sobą, gdy rozniosły się pogłoski, że mają ich przenieść do jeńców radzieckich). Ostatecznie Niemcy traktowali ich dosyć dobrze, co autor przypisuje wpływowi sukcesów alianckich na frontach. Druga - jednemu z Polaków wziętych do niewoli pod Lenino groziła śmierć. Niemiec chciał go udusić paskiem od hełmu, ciągnąc hełm do tyłu. Gdy spod hełmu wysunęła się furażerka z orłem, odbył się następujący dialog: Niemiec spytał "Rus?". "Polak" brzmiała odpowiedź . "Niemiec" dał jeńcowi papierosa i powiedział po polsku "Idź sto metrów do tyłu". Tak polski żołnierz najprawdopodobniej ocalił życie (s. 107) BTW - sporo o o jeńcach z lWP jest na www.dws.org.pl.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.