Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,654
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Teksty źródłowe i karykatury

    Ewentualnie druga karykatura może dotyczyć okresu sprzed I wś. (tzn. biedni Niemcy nie są dopuszczani do podziału świata). Wydaje mi się, że na kawałku tortu, który bierze sobie Francuz (Frankreich) jest m.in. napis Algieria (Algerien), widzę chyba także napis Madagaskar, czyli chodzi o ówczesne kolonie francuskie. Niestety jest to bardzo nieczytelne... Zatem, karykatura niemiecka, wyrażająca albo: 1. Żal powersalski. 2. Żal wcześniejszy - "o my biedni, mamy za mało kolonii".
  2. Jakie wyjście?

    Tak się zastanawiam - a co Piłsudski zrobił po zamachu konstruktywnego? W jakiej dziedzinie nastąpiła zmiana jakościowa? Wojsko, przemysł, gospodarka, kultura, sztuka, gry i zabawy dziecięce? Może polityka zagraniczna była trochę bardziej stanowcza, ale jej ocena także nie będzie jednoznaczna.
  3. Niemcy czy Rosjanie?

    To jest najciekawsza zagadka, niestety chyba nie do rozstrzygnięcia - jak i kiedy dokładnie zmieniały się plany Stalina w stosunku do Polski? Jak przypuszczam - pierwotnie miała to być 17. republika, wskazywałoby na to zachowanie w stosunku do przebywających w "willi szczęścia". Docelowo mieli przeorganizować w jednostkę polskojęzyczną jedną z dywizji radzieckich, ale - chyba - nadal w ramach Armii Czerwonej. Zresztą dowodów pośrednich było wówczas więcej, mimo że Berling w swoich wspomnieniach zaprzeczał - twierdził, że radziecki oficer łącznikowy - Kondratik - dementował obawy o 17. republikę. Jest też znany memoriał Berii do Stalina z tego okresu, dot. przebywających w "willi szczęścia" i mówiący o wykorzystaniu ich i innych jeńców w interesach Polski jako "polskiego państwa narodowego", w tej czy innej formie związanej z ZSRR (D. Bargiełowski, Konterfekt renegata, s. 198, tamże źródło: W. Materski, Armia Polska w ZSRR 1941-1942). Czyli - niekoniecznie 17. republika? Ot, zagadka. Zapewne, po uderzeniu Hitlera na ZSRR plany się zmieniły i Stalin wahał się gdzieś pomiędzy "finlandyzacją Polski" (gdyby alianci bardzo mocno naciskali) a "Polską Ludową" (gdyby alianci naciskali mniej). 17. republikę sobie już chyba odpuścił. Zdecydowanie zapewne wolał od "środkowoeuropejskiej Finlandii" Polskę Ludową i skoro się dało - bez większego problemu z jego punktu widzenia - to przeprowadził konsekwentne taki wariant. Zresztą możliwe, że Stalin miał cały czas w głowie wszystkie trzy warianty losów Polski. W odróżnieniu od Hitlera był bardziej elastyczny. Jedno było pewne - Polski w kształcie z 1939 r. sobie nie życzył. Jak już pisałem wcześniej, nawet opcja najtragiczniejsza - czyli 17. republika - była z punktu widzenia narodu czymś lepszym niż pozostanie w łapach Hitlera. Byśmy dziś obchodzili nie 20. rocznicę "okrągłego stołu", a 19. proklamowania niepodległości przez Radę Najwyższą Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Punkt startu byłby dużo gorszy, ale skoro Litwini, Łotysze czy Estończycy sobie jakoś radzą... (choć teraz jakby gorzej). Hitler natomiast stwarzał groźbę całkowitego genocydu.
  4. Niemcy czy Rosjanie?

    Zwracam tylko uwagę, że temat dyskusji brzmi: Chodzi zatem o ocenę z punktu widzenia interesów Polski i Polaków w II wś. I to nie raczej w kategoriach dobry czy zły, tylko porównania potencjalnego i realnego zagrożenia. Jeżeli dobrze pamiętam, generalna polemika "kto był gorszy i dlaczego" toczy się w innym miejscu. Jeszcze ad hoc: Twoja teza może być dyskusyjna, bo można ją rozciągnąć na wszystkich sprzymierzeńców każdego zbrodniarza. Stalina także. Zdaje się, że np. pakt Sikorski-Majski był faktyczną konsekwencją tego, że ZSRR stał się naszym sojusznikiem. Wybielanie Stalina za jego działania w latach 1939-1941, wobec Polaków nie ma sensu, ale zwróć uwagę, że w takim Lwowie wystawiano polskie sztuki, obchodzono "mickiewiczowskie święto", na zukraizowanym uniwersytecie Jana Kazimierza polscy profesorowie nadal wykładali po polsku, Boy pisał o literaturze francuskiej, a Pani R. Bogdańska (później Anders) i wielu innych jeździli z koncertami "promującymi polską kulturę" po ZSRR. Nawet w tym najbardziej potwornym okresie, widać było, że nie chodzi o likwidację polskiej kultury czy inteligencji (czy Polaków jako takich), tylko o to aby to aby miała "właściwy" charakter. Niemcy w ogóle nie uważali, że Polacy mają jakąś kulturę, a polska inteligencja miała - póki co - kończyć szkoły zawodowe, a docelowo umieć liczyć do ok. 100. Z tą teorią się akurat zgodzę, zresztą już wielokrotnie pisałem, że co najmniej do grudnia 1941 r. losy świata wcale nie były przesądzone.
  5. Teksty źródłowe i karykatury

    Teksty źródłowe: 1. Zobacz pkt 15 na podanej stronie. LINK DO STRONY 2. Tekst aktu. LINK DO STRONY Dobra rada - jeżeli masz problem z tekstem źródłowym - wrzuć jego fragment do "Google" i po sekundzie masz kilka stron, które ci pomogą. Karykatury: 1. Towarzysz Lenin oczyszcza ziemię z nieczystości (tzn. burżuazji, monarchów i podobnego śmiecia). Związane z rewolucją październikową. 2. Rysunek kompletnie niewyraźny, a nie znam tej karykatury. Najprawdopodobniej (sądząc po podpisach w języku niemieckim - chyba?), jet to karykatura niemiecka. Być może z okresu zaraz po I wś. (satyra na Wersal ?). To co widzę interpretuję tak - Niemiec w pikielhaubie, jest trzymany za ręce i nie może nic zrobić, a jego przeciwnicy (Anglia, Francja, Rosja, USA) dzielą świat i państwa między siebie. Może masz to w lepszej rozdzielczości? Wówczas sprawa byłaby prostsza.
  6. Kryzys Kubański

    To był poker, w którym John Kennedy i Nikita Chruszczow odegrali rolę podobną. Obaj licytowali ostro, ale ostatecznie przestraszyli się, że jak powiedzą "sprawdzam" - to z globu nic nie zostanie. I jakoś dogadali się. Choć pojawiają się także mniej lub bardziej wiarygodne teorie, że Kennedy licytował, wiedząc o tym, że przeciwnik nie zaryzykuje sprawdzenia. Fidel Castro w tym konflikcie odegrał rolę statysty. Decyzje zapadły poza nim, co mu się bardzo nie spodobało. Uważał, ze rakiety na Kubie zapewnią bezpieczeństwo wyspie lub przyczynią się do ekspansji rewolucji. Ich wycofanie, bez konsultacji z nim, odczuł jako policzek. Ale co mógł robić - ktoś musiał kupować kubański cukier.
  7. Ukraina '29 - '37. Pacyfikacja

    BTW - to było zjawisko ogólnozwiązkowe. Gdzieś tak do końca lat 20., a może i początku 30. dominowała polityka "korienizacji", tzn. respektowania i umacniania odrębności narodowej wśród narodów ZSRR. Sukcesywnie zastępowano ją, a latach kolektywizacji zastąpiono ostatecznie, walką z "odchyleniem nacjonalistycznym".
  8. Mao Tse- tung

    A niekiedy przyjmował gości (chyba Ochaba także) w piżamie.
  9. Polacy i ich odpowiedzialność za zagładę Żydów

    Vissegerdzie, Nie za darmo oczywiście, tylko za niezwykłe poświęcenie bohaterskich ludzi, którzy godni są najwyższego szacunku. Ale zwróć uwagę, że tu działa zwykłe prawo statystyki. W Polsce żyła największa społeczność żydowska w Europie i Polska była miejscem, gdzie Niemcy zwozili Żydów do wymordowania. I wreszcie - Polacy byli i są całkiem dużym narodem. Gdyby to nie Polacy stanowili największe grono "Sprawiedliwych" to byłby chyba powód do hańby, a to że stanowią - chyba nie jest szczególnym dowodem na nasz filosemityzm. Straszne i trudne pytanie. Sam sobie je wielokrotnie zadawałem. I także odpowiedź brzmiała - nie wiem. Bo nikt z nas - żyjących tu i teraz - nie wie, jakby postąpił w sytuacji ekstremalnej. Ale zważ także, że często nie chodziło o ratowanie. Wystarczyło nie zauważyć semickich rysów na ulicy, nie wrzasnąć "to Żyd", nie dopytywać się kto mieszka u sąsiadów, nie stać w bramie przy getcie i sprawdzać kto jest obrzezany z nadzieją na szantażyk, nie łakomić się na wódkę i cukier. A o to głównie mają pretensje Żydzi, mówiąc często otwartym tekstem, że Niemcy ich oznakowywali opaskami bo za bardzo nie potrafili ich odróżnić w tłumie, natomiast Polacy mieli lepsze "oczko" do identyfikacji Żydów. I choć Niemcy są winni Holocaustu, to polska ulica była dla Żydów grozą dnia codziennego. A żeby nie być świnią i nie wydawać bliźniego swego, to już bohaterstwo nie było potrzebne. Choć oczywistą prawdą jest to, ze 1 łotr na 10 porządnych ludzi wystarczył, aby wydać Żyda. I aby uratować 1 Żyda, potrzebnych było 10 porządnych ludzi. Ale mam coś wrażenie, że tych łotrów i tak było dużo za dużo i nie spotykał ich należyty ostracyzm ze strony porządnych ludzi. A co do reszty Twojej wypowiedzi. To, że inni bywali gorsi (bo bywali) jest względnym pocieszeniem i usprawiedliwieniem. BTW - dyskusja o tym, czy np. AK mogła zrobić więcej dla ratowania Żydów toczyła się już na forum.TU LINK
  10. Niemcy czy Rosjanie?

    Ale czego? Andreasie, poboczna dyskusja toczyła się wokół materii związanej z tym, że ja przekonywałem, iż co najmniej do końca 1941 r. istniała realna możliwość wygrania wojny przez Hitlera, gdy moi interlokutorzy udowadniali, iż Hitler przegrał wojnę już ją zaczynając. Nie zastanawialiśmy się, w którym momencie Niemcy utracili zdolność ofensywną na froncie wschodnim. Czyli proponowana wizja mniej więcej taka - umiera Stalin, jego miejsce zajmuje zakochany w Niemcach i Hitlerze radziecki Piotr III? Inaczej rzeczywiście by było, z tym się akurat mogę zgodzić. I chyba tylko z tym.
  11. Niemcy czy Rosjanie?

    Jasne, Bełkocie, że to fajna zabawa, tylko: 1. Losy wojny zależą od wielu czynników, od wzmiankowanej przez Vissegerda kasy, poprzez motywację do walki, sprawność dowództwa, aż po zwykłe szczęście (nota bene - Hitler o tym wiedział i czekał w bunkrze na cud w stylu Fryderyka Wielkiego, dobrze, że się nie doczekał). Do logicznej obrony jest teza, że Hitler mógł już przegrać w 1939, gdyby Polakami i Francuzami dowodził kto inny, jak i że mógł wygrać w 1940 czy 1941. Do obrony jest teza, że radzieccy nawet walcząc na dwa fronty pokonaliby Japończyków nad Amurem i ta, że to Japończycy powtórzyliby na większą skalę 1905 r. Założenie 100% pewności, że Hitler w 1939 ruszał do z góry przegranej wojny jest czymś z kategorii "wishful thinking post-factum". Gdy w 1942 r. było jasne, że ZSRR wytrzyma i będzie coraz mocniejszy, że USA wchodzą w obroty gospodarki wojennej - wiadomo było, iż losy wojny są z grubsza przesądzone. Do 1941 r. układanka nie była jeszcze 100-procentowo jasna. 2. W tej dyskusji jest to wątek zupełnie poboczny i szczerze mówiąc straciłem poczucie sensu jego kontynuowania. Chętnie, ale chyba musielibyśmy otworzyć nowy temat lub przyłączyć się do jakiegoś już istniejącego - w stylu "Czy Hitler mógł wygrać?". Zdaje się, że ten wątek pojawił się tu dlatego, że ktoś przywołał teorię, iż Hitler był lepszy, bo i tak przegrałby wojnę. To wszystko zbyt karkołomne dla mnie. FSO - i mniej więcej to samo próbuję tłumaczyć od wielu postów, może Tobie się uda lepiej i bardziej przekonująco .
  12. Niemcy czy Rosjanie?

    Tylko ad hoc - Bełkocie, na każdy Twój argument jest kontrargument. Vide przykłady: Anglicy rzeczywiście wykazali się wówczas niezwykłą odwagą (co im często zapominamy). Ale nie jest wykluczone, że mając za przywódcę kogoś innego niż Churchilla, przystaliby na "honorowy pokój". Hitlerowi tak naprawdę istnienie Imperium w planach docelowych nie przeszkadzało i to wcale nie musiał być jego koniec. Z przyjemnością podzieliłby świat pomiędzy siebie i Anglików. A może ZSRR straciłby dywizje syberyjskie, i poległby walcząc na dwa fronty, gdyby Japonia ruszyła do boju czymś więcej niż pod Chałchin-Goł? Nie udowodnimy swoich tez, zatem pozwolę sobie zostać przy przekonaniu, że istniało prawdopodobieństwo zwycięstwa Hitlera i radości, że "w realu" okazało się inaczej.
  13. Niemcy czy Rosjanie?

    Vissegerd - zdaje się doszliśmy do punktu, w którym wypada sporządzać "protokół rozbieżności". Jednak jeszcze parę słów z mojej strony, aby się wygadać . Owszem, ale nie zawsze. Exemplum - Korea i Wietnam. W Korei był krwawy remis w sytuacji gdy jedna ze stron jadała wielodaniowe obiady, a druga zadowalała się garstką ryżu (coś podobnego napisał Wańkowicz). W Wietnamie bambusowe nosidełka i rowery pokonały najbogatszą armię świata. Tak, wiem - ZSRR sponsorował, ale on też bogatszy od USA nie był. Możemy zapisać do protokółu rozbieżności. Uważam, że do 1941/1942 r. przynajmniej kilkukrotnie Hitler miał szansę zakończyć wojnę swoim zwycięstwem. Wiesz, Vissegerd, wiesz. Nie udawaj Przyjacielu Greka . Tak samo jak ja wiesz, że liczba ofiar niemieckich jest przybliżeniem, a dokładnej cyfry nigdy nie poznamy. Możemy oczywiście razem liczyć, tak jak to robiliśmy przy deportowanych przez ZSRR, ale zawsze pozostanie margines niepewności. Po wojnie przyjęto liczbę 6.000.000, posługując się metodami statystycznymi (ustaliło to Biuro Odszkodowań Wojennych). Cyfra ta była powszechnie przyjęta i w Polsce Ludowej i III RP, i na świecie, aczkolwiek pojawiały się i inne (wydaje mi się, że od 4,5 miliona do 7 milionów). Zdaje się, że niedawno IPN zaczął znowu liczyć, zatem niech liczy. Wątpię czy dojdzie do czegokolwiek w 100% pewnego. ZSRR liczył się z opinią międzynarodową, wysiedlając ludzi w czasach kolektywizacji w republikach nadbałtyckich (w końcu lat 40.)? Bez przesady... Zresztą, jeżeli ten przykład nie pasuje (choć moim zdaniem jest doskonały) - to służę innym. Gruzja, Armenia itd. Narody te przetrwały? Przetrwały. Język, kulturę, świadomość narodową zachowały? Zachowały. A Stalin "zajmował się" nimi dłużej i intensywniej niż Bałtami. Co do meritum. Jak mantrę będę powtarzał, że mamy do czynienia ze zbrodniarzami, ale jednak stwarzającymi dla Polaków nieporównywalne zagrożenie. Czego chciał Hitler - wystarczy zerknąć do "Mein Kampf", poczytać o jego młodości we Wiedniu (atmosferze "intelektualnej" w jakiej wyrósł), co mówił, co planował. Jego manią było naprawienie strasznej krzywdy, jaką ponosił najbardziej wartościowy naród świata nie mając odpowiedniej ilości ziemi do rozwoju. Ta ziemia miała pochodzić od podludzi - czyli nas i nam podobnych. Taktyka mogła się na różnych etapach różnić, cel ostateczny był jasny. Ziemia, po której błąkały się waleczne plemiona Gotów, miała wrócić do Germanów. Sublokatorzy - czyli my - pójść sobie. Może do ziemi, może na Syberię. Część Słowian, ale raczej tych mieszkających dalej na wschód od nas miała stanowić plemię niewolników, z umiejętnością liczenia może do 100, może do 500. Stalin był natomiast typowym wschodnim despotą, działającym pod przykrywką komunizmu, którego używał jako hasła, tak naprawdę wcale się Marksem czy Różą Luksemburg nie przejmując. Interesowało go aby jak najwięcej ludów uznawało jego zwierzchnictwo. Nie był jednak zainteresowany ich całkowitą eliminacją. Jego zbrodnie miały służyć wymuszeniu posłuszeństwa, zduszeniu oporu w zarodku. Nie groziły jednak fizyczną eliminacją narodu czy jego kultury. Znowu - vide Gruzja czy Armenia. Nawet najbardziej poszkodowane małe narody, straszliwie "ukarane za kolaborację z Hitlerem" - Kałmucy, Czeczeni czy Tatarzy Krymscy - przetrwały. Vissegerd - gdyby Hitler wygrał wojnę, nas dwóch by najprawdopodobniej nie było. Nasi rodzice, albo by nie dożyli wieku odpowiedniego by założyć rodziny, albo byliby ofiarami masowej sterylizacji, nad którą tak pracowano w kacetach. A jeżeli nawet byśmy zaistnieli na tym świecie, to na gdzieś na Środkowej Syberii pod nadzorem lokalnego niemieckiego komisarza byśmy spławiali drzewo lub machali motykami wokół niemieckiej farmy na Ukrainie. Może byśmy umieli czytać i pisać, nie wiem. Gdyby Stalin zrealizował dla nas wariant najgorszy z możliwych - czyli 17. republikę - to jest duże prawdopodobieństwo, że byśmy żyli, ukończylibyśmy jakiś radziecko-polski uniwersytet, mówilibyśmy po polsku, czytalibyśmy polskie książki, mieli jakieś wspomnienia z wakacji na Krymie. Bylibyśmy Polakami, tak jak Gruzini są Gruzinami. I żylibyśmy gdzieś tu. A w stosownym momencie moglibyśmy wybić się na niepodległość. I to jest ta różnica.
  14. Stosunki międzyludzkie w obozach

    Jak przypuszczam chodzi o kolory "trójkątów" - czerwony - polityczny, czarny - aspołeczny, zielony - kryminalny.
  15. ORP "Gryf"

    A bo ja wiem? Stawiacze min, może z wyjątkiem typu "Abdiel", nigdy jakiś fenomenalnych prędkości nie rozwijały i wzorem zgrabnych okrętów bojowych nie były. A tu biedne państwo chciało upiec trzy (a nawet cztery) pieczenie na jednym ogniu i mieć stawiacz min, okręt reprezentacyjny, szkolny i wsparcia ogniowego. A często w uzbrojeniu rozwiązania uniwersalne "do wszystkiego" są nic nie warte. Ale z drugiej strony - flota była raczej rozbudowywana pod kątem wojny z ZSRR. W takiej sytuacji "Gryf" mógłby się pętać wokół Helu i stawiać zapory minowe, do samoobrony mając swoje działa. Do Zatoki Fińskiej już by raczej nie dopłynął, chyba, że ktoś na zachodzie by się zlitował i wysłał flotę nam na pomoc. W wojnie z Niemcami przydałyby się na pewno bardziej dalsze podwodne stawiacze min, czy nawet "Jaskółki". A, że z operacją minową kompletnie nie wyszło - to inna sprawa. Wnioskując z tego, że nawet tylko to co udało nam się we wrześniu postawić co nieco Niemców kosztowało, należy przyjąć, że gdyby "Gryf" postawił cały swój ładunek mogłoby być dużo lepiej w rachunku strat. Można zawsze gdybać po fakcie, ale chyba sensowne byłoby rozpoczęcie minowania np. w końcu sierpnia. Skądinąd ciekawa jest rola W. Łomidze. Wieszano na nim psy, a może jednak postąpił racjonalnie?
  16. Niemcy czy Rosjanie?

    Chętnie bym się zgodził z tezą, że w grudniu 1941 r. klęska Niemiec (po kontrofensywie pod Moskwą i włączeniu się USA do wojny) była bardzo prawdopodobna, a po Stalingradzie, a później Łuku Kurskim - pewna. Gdy USA miały już bombę "A" w najbliższej perspektywie - 200% pewna. Natomiast zagadnienie dotyczy generalnie szans zwycięstwa Niemiec. Do końca 1941 r. wielokrotnie tylko włos i los dzielił świat od klęski. Można postawić wiele gdybologicznych równań: 1. Gdyby Churchill doznał w 1940 r. zawału serca, a jego miejsce zajął ktoś, kto wolałby utrzymać Imperium, nawet kosztem dogadania się z AH i nie marzyłyby mu się "blood, toil, tears and sweat". 2. Gdyby nie wahanie pod Dunkierką. 3. Gdyby bitwa o Anglię przebiegła troszeczkę inaczej. 4. Gdyby Niemcy jednak zaryzykowali inwazję, mimo nieuzyskania jeszcze ostatecznej przewagi w powietrzu. 5. Gdyby nie było przewrotu w Jugosławii i Hitler mógłby wcześniej uderzyć na ZSRR, rozstrzygając ją przed rosyjską zimą. 6. Gdyby Mussolini nie wplątał się sprawy greckie i afrykańskie. 7. Gdyby Japonia jednak ruszyła na ZSRR w 1941. 8. Gdyby Hitler wkraczając do ZSRR rzucił hasło "kołchozów nie będzie", twórzcie własne rządy i armie. BTW - Churchill wiedział co robi, chuchając i dmuchając na sojusz z ZSRR, ten czynnik w układance był najważniejszy. Gdyby odpadł, różnie mogłoby być. Zatem kończąc OT i wracając do głównego tematu. Może i do obrony jest teza, że Hitler by wojnę przegrał, ale przegrałby ją z ZSRR po stronie koalicji. Czyli ZSRR po tej stronie był jednak i mimo wszystko - w naszym interesie. Zatem mamy kolejny dowód na prawdziwość tezy, że z dwojga złego to jednak ZSRR był z punktu widzenia interesów Polski zdecydowanie mniejszym złem.
  17. Niemcy czy Rosjanie?

    Dyskusyjna teza, nawet w "realu" męczono się z Niemcami i Japończykami długo. Gdyby np. AH wykorzystał możliwości, które dawała niechęć narodów radzieckich do Stalina i potraktował je chociaż na zasadzie czasowych sojuszników, to kto wie, jakby to się potoczyło. USA teoretycznie mogłyby zostać w pewnym momencie same, z Japończykami, Niemcami i Włochami na karku. To by znacznie osłabiło ich chęć do kontynuowania wojny i wyzwalania Europy.
  18. Sytuacja prawna na ziemiach polskich pod okupacją

    To jest bardzo trudne zagadnienie. Z formalnoprawnego punktu widzenia (tzn. konwencji haskiej IV) można - moim zdaniem uznać - że np. zamachowiec ukrywający stena, czy generalnie partyzant nie spełniający ww. warunków (np. bez opaski, dowództwa, nie przestrzegający zasad itp.) nie podlegał typowej ochronie właściwej dla strony wojującej. Chyba, że bardzo rozszerzająco będziemy traktować klauzulę Martensa. Ale byłoby to niezwykle dyskusyjne. Ale - pozostaje kwestia reakcji na niezgodne z prawem międzynarodowym i nadmiernie brutalne zachowanie okupanta. Tak na zasadzie analogii -w prawie konstytucyjnym są poglądy, że ius resistendi (czyli prawo do oporu przeciwko tyranii) jest niepisaną zasadą tego prawa. Tu zachodzi pytanie - czy nawet niezgodne z konwencją haską postępowanie partyzantów czy generalnie bojowników ruchu oporu nie uznać - za wynikające np. z zasad "narodów cywilizowanych" prawo do oporu w stosunku do przeciwnika łamiącego zasady prawa międzynarodowego? Znowu na zasadzie bardzo dalekiej analogii - do "obrony koniecznej" z prawa karnego.
  19. Niemcy czy Rosjanie?

    No cóż, napisałem gdyż odniosłem wrażenie, że to bardzo silne przekonania antykomunistyczne i anty-ZSRRowskie (z czego nie czynię broń Boże zarzutu, bo są to po prostu jedne z poglądów, całkowicie dopuszczalne w zróżnicowanym świecie) prowadzą Ciebie do zbyt skrajnych - moim zdaniem - wniosków, czyli doszukiwania się większej "łagodności" w postępowaniu Niemców (z czego czynię zarzut). To uwzględniając, zdziwiło mnie trochę, że tak lekce sobie ważysz odwagę i osiągnięcia Litwinów (jak napisałeś "bojaźliwego narodu") w walce z komunizmem. Jeżeli odniosłem mylne wrażenie, lub Cię uraziłem - to przepraszam. Vissegerd, ale to czy Stalin się uśmiechał czy nie, udawał czy walił prosto z mostu, nie ma większego znaczenia dla oceny - kto był większym zagrożeniem dla ówczesnej Polski. Jeszcze raz powtarzam - to było dwóch zbrodniarzy - ale w tym układzie zwycięstwo Stalina było dla Polaków o wiele korzystniejsze niż wiktoria Adolfa H., choć oczywiście optymalnym rozwiązaniem dalece nie było. I o tym mniej więcej chcę powiedzieć.
  20. Sytuacja prawna na ziemiach polskich pod okupacją

    Wygodnicki . Dzieła nie będzie, ale parę przemyśleń "z powietrza": Jeżeli dobrze kojarzę, wyżej wymieniony przeze mnie regulamin/protokół do konwencji haskiej (IV) nie posługuje się ani pojęciem "partyzant" ani "bandyta" ani "ruch oporu". Jego art. 1 i 2 określają skład sił zbrojnych i warunki konieczne do tego aby ich członków objąć właściwą ochroną prawnomiędzynarodową. Mówi o tym art. 1 wymieniając: armię regularną, siły porządkowe (milicje), korpusy ochotnicze, art. 2 wspomina dodatkowo o powstaniu masowym (ale uwaga -tu chodzi o ludność terytorium nie zajętego, która chwyta za broń wobec zbliżającego się nieprzyjaciela i nie zdąży się zorganizować). Artykuły te wprowadzają dodatkowe warunki dla sił porządkowych, korpusów ochotniczych (odpowiedzialne dowództwo, jawne noszenie broni, stały i z daleka rozpoznawalny znak odróżniający, przestrzeganie praw i zwyczajów wojennych) i dla powstania masowego (jawne noszenie broni przestrzeganie praw i zwyczajów wojennych). Poza tym bardzo ważna jest preambuła do konwencji haskiej (IV) zawierająca tzw. klauzulę Martensa. Mówi ona, że strony konwencji w przypadkach ją nieobjętych będą stosować (wobec ludności i stron wojujących) zasady prawa narodów, wypływających ze zwyczajów ustanowionych między cywilizowanymi narodami, oraz z zasad humanitarności i wymagań społecznego sumienia. I teraz mamy sprawę interpretacji. Niemcy zapewne - jeżeli cokolwiek brali pod uwagę - to zapewne tylko bardzo ściśle dyspozycję art. 1 i 2 protokołu, pomijając całkowicie klauzulę Martensa. Zatem jeżeli Powstanie Warszawskie nie było "na terenach jeszcze nie zajętych", oddziały partyzanckie nie określały się mianem korpusów ochotniczych - to znaczy można mordować. Moim zdaniem, nawet jeżeli partyzanci nie spełniali do końca dyspozycji art. 1 i 2 (tzn. nie byli sensu stricte korpusem ochotniczym czy powstaniem masowym) to jeżeli nie mogli być uznani za terrorystów (tzn. jawnie nosili broń, mieli dowództwo, znaki odróżniające), podlegali ochronie wynikającej z "zasad narodów cywilizowanych". Fakt jednak, że regulacja z konwencji haskiej dot. ruchu oporu (a właściwie jej brak - przynajmniej w wymiarze expressis verbis) została chyba uznana przez społeczność międzynarodową za wadę - stąd konwencje genewskie z 1949 r. (I- o rannych i chorych i III - o jeńcach, stawiają ruch oporu na równi z armią - pod warunkami podobnymi do ww. wymienionych- znak odróżniający, odpowiedzialny dowódca, jawne noszenie broni, przestrzeganie praw i zwyczajów wojennych).
  21. Sytuacja prawna na ziemiach polskich pod okupacją

    Jezuuu, ale zadałeś temat . Toż to materia na 500-stronicową "księgę pamiątkową ku czci", a potem belwederską profesurę dla autorów . Coś na ten temat czytałem: Regulamin Praw i Obowiązków Wojny Lądowej (zał. do IV konwencji haskiej), Bierzanka, Prawa człowieka w konfliktach zbrojnych, coś tam starszego o statusie partyzanta - kojarzę nazwiska Piotrowski i Górbiel, jakieś podręczniki prawa międzynarodowego, ale zanim coś sensownego napiszę to potrwa.
  22. Niemcy czy Rosjanie?

    Czyli ci "dający szansę" Niemcy nie bili i nie rabowali? Człowiek podpisywał volkslistę - i pełen luzik, Europa - panie ładny? Wybacz zgryźliwy ton, ale przeczytaj ten swój fragment jeszcze raz. I zapytaj sam siebie - co to za argument? Andreasie, zanim zaczniesz używać słów "bojaźliwy naród", radzę się zastanowić. Być może to forum czytają także Litwini. Postępowanie Litwy i Litwinów w czasie II wojny światowej nie podlega oczywiście - przynajmniej moim zdaniem - jednoznacznie pozytywnej ocenie (że "strzelców ponarskich" wspomnę, czy nadmienię o pogromie kowieńskim), ale chyba o słyszałeś o powstaniu w czerwcu 1941 r. czy o - niemającej precedensu - epopei litewskich, łotewskich czy estońskich "leśnych braci"? Tak lubisz walkę z komuną, zatem oceń skalę, skuteczność i ofiarność w porównaniu do warunków, w których tam walkę toczono. Nikt tu nie podważa ogromu cierpień ofiar Stalina. Uważam zresztą, że liczenie przez nas ofiar jest w jakimś sensie niemoralne, bo każda ofiara to niezmierzone cierpienia. A tak stajemy się my, liczący i siedzący sobie w ciepełku przed komputerami jakoś tam "podobni" do Stalina: "jeden człowiek - tragedia, miliony - statystyka". Ale liczyć niestety trzeba. A cyfry są nieubłagane - ZSRR odpowiada może za śmierć 300.000 obywateli polskich, III Rzesza za może 6.000.000. I Hitler i Stalin byli zbrodniarzami. Dyskusja w tym miejscu dotyczy tego, który z nich był większym zagrożeniem dla Polski. Hitler "ofiarował" większą skalę zbrodni i perspektywy, że nas w tym miejscu Europy już nie będzie. Stalin - w najgorszym przypadku - status republiki radzieckiej, a finalnie - PRL. W takiej sytuacji teza jest dla mnie jakąś skrajnością, której nie pojmuję.
  23. Niemcy czy Rosjanie?

    Sprawa polega na tym, że liczby 315.000-350.000 deportowanych już pochodzą przede wszystkim z ujawnionych, poufnych danych NKWD. Zatem jakiś dostęp już był. Prof. Wieczorkiewicz, który przecież miłośnikiem ZSRR nie jest - uważa je za może nieco zaniżone (Historia polityczna Polski..., s. 194, przypis 83). A dane te - nawet jeżeli je trochę podwyższymy - nijak się mają do podawanej przez IPN liczby 800.000. W sumie doszliśmy z Vissegerdem, że sprawa najprawdopodobniej polega na tym, iż łączy się wszystkich obywateli polskich znajdujących się w głębi ZSRR. Być może IPN zalicza do deportowanych także osoby, które ewidentnie nimi nie były, jak np. polskich artystów występujących w ZSRR (np. I. Bogdańską, później Anders): "Artystów rewiowych, do których należałam, podzielono na cztery zespoły, które miały jeździć po całej Rosji od Odessy aż po Syberię, żeby jak nam to powiedziano 'propagować polską sztukę'. W czasie tych występów zrodził się pseudonim artystyczny Renata Bogdańska". Za: LINK (p. Anders podaje, że warunki miała podczas występów ciężkie, ale chyba formą represji to jednak nie było). Przy czym i tak liczebność kolejnych fal deportacji wg. IPN się z tym nie zgadza, a ogólna liczba obywateli Polskich w głębi ZSRR (500, 600, 700, 800.000?) i tak jest dalekim przybliżeniem. Pojawiają się oczywiście kolejne, już wzmiankowane zagadki - dlaczego, gdy pewne "dane" rosyjskie np. protokoły Bukowskiego i zeszyt Anoszkina traktuje się ze śmiertelną powagą, ujawnione "deportacyjne" dane NKWD nie?
  24. USA a Ameryka Łacińska

    O Boliwii jest dobry artykuł Anny Tomczyk w ostatniej "Polityce" (7/2009).
  25. Augusto Pinochet

    Konsekwencjo, konsekwencjo cóżeś ty za pani... Vissegerdzie - coś mi się wydaje, że jestem konsekwentny . Konsekwentnie bronię Jaruzelskiego (to już ostatni OT, chyba). Uznaję, że zachodziła "wyższa konieczność". Zdanie zmienię jeżeli: 1. Rosjanie otworzą wszystkie swoje archiwa dla wszystkich polskich historyków. 2. Autentyczność tamtejszych dokumentów będzie do zweryfikowania. 3. Z dokumentów będzie wynikała czarno na białym, że w roku 1981 Breżniew i kompanioni akceptowali objęcie władzy przez "Solidarność" i nie chciało się im w żadnym wypadku ruszyć czołgiem w sprawie utrzymania realnego socjalizmu w Polsce. 4. Z dokumentów będzie wynikało, że Jaruzelski o tej dobrodusznej akceptacji Breżniewa jednoznacznie wiedział. Konsekwentnie też atakuję Pinocheta. Nie uznaję, że zachodziła "wyższa konieczność". O tej można by ewentualnie mówić, jeżeli doszłoby do zapowiedzianego przez Allende referendum, które legalny prezydent by przegrał i nie zastosował się do wyników. Ale i wówczas pozostał by problem pałek elektrycznych, stadionów, tresowanych psów, bomb i helikopterów. Obu panów uważam za postacie nie nadające się do prostego porównania, jak ww. napisałem. Przy okazji zwracam uwagę na drobny szczególik - Jaruzelski już chyba z kilkanaście razy przepraszał, składał także kwiaty pod pomnikiem w Wujku. Uznawał konsekwentnie racje drugiej strony. Deklarował do niej szacunek. W sumie dziś wnosi tylko o zrozumienie, że miał także swoje racje. Pinochet zdobył się może na dowcipas o "ekonomiczności" chowania kilku ludzi w jednym grobie. Fajne porównanie, co nie? A w dniu zamachu - "Más vale matar la perra y se acaba la leva" ("zabić sukę a sfora się rozbiegnie"). Na wymioty się zbiera. A o legalności stanu wojennego chętnie z Tobą Lu Tzy podyskutuję, bo jakoś coraz bardziej Cię lubię mimo deklarowanej wredności , ale chyba rzeczywiście nie tu. Jakiś temat tego dotyczący chyba na forum jest. BTW - w chorwackim vrijedna - to pracowita lub cenna (to z tego?) .
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.