-
Zawartość
5,681 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Przepraszam za wulgaryzm, ale to gwoli prawidłowego cytowania : "Somoza may be a son of a bitch, but he is our son of a bitch". BTW - słowa przypisuje się F.D. Rooseveltowi. Dokładnie natomiast było tak: "Gdy sekretarz stanu Cordell Hull przedstawił Rooseveltowi listę polityków planujących wizytę w Waszyngtonie, prezydent wyłowił nazwisko Somozy (...) i zapytał: 'Czy to nie ten s...syn?' Hull spokojnie odpowiedział: 'Tak to on. Ale to jest nasz s...syn'." Za: A. Gruszczak, Ameryka Środkowa, Warszawa 2007, s. 161.
-
Przepraszam za zupełny OT. Ktoś (może też Awdiejew) wymyślił teorię, że władcy ZSRR i Rosji występują w sekwencji łysiejący - z czupryną. I miało się to przekładać na poglądy polityczne :happybday: . Na zasadzie reformator-konserwatysta. Despota - i "liberał". Coś w tym jest Według uproszczonej sekwencji następstwa wygląda to po rewolucji tak: Lenin-Stalin-Chruszczow-Breżniew-Gorbaczow-Jelcyn-Putin-Miedwiediew. Według ostatnich informacji podobnież ten ostatni szykuje małą pierestrojkę. A na temat. Aleksander I to "dziwny car". Osobowość złożona i niejednoznaczna. I chyba także nie do końca zrównoważona psychicznie. Mikołaj I był jak najbardziej przewidywalny.
-
Powstanie Warszawskie na małym i dużym ekranie
Bruno Wątpliwy odpowiedział Albinos → temat → Literatura, sztuka i kultura
Z ciekawostek. Trafiłem na interesującą dyskusję o kręceniu "Kolumbów" w Gdańsku. LINK DO STRONY -
Również radość mnie rozpiera z powodu Twej radości. Jak przypuszczam - będziesz się równie cieszył, jak jakiś rosyjski Pospieszalski i jego goście będą mówić prawdę o nadmiernej reprezentacji Polaków w CzeKa Dzierżyńskiego? A co do Pospieszalskiego i Twej frazy: Nie śmiem zarzucać nikomu kłamstwo, ale jeżeli dyskutanci twierdzili, że wyrok wydały osoby tylko pochodzenia żydowskiego, i jeżeli chodziło im o Sąd Najwyższy - to nie do końca mieli rację, bo jeden z sędziów zdaje się Słowianinem był.
-
Sukcesem na pewno nie były. Jedna z najgorszych postaci pośród afrykańskich dyktatorów po roku 1960. W ostatecznym rozrachunku, zapewne nie tak krwawy jak jego "alter ego" Idi Amin, ale wystarczająco zdegenerowany, aby nie widzieć w nim nic pozytywnego. Psychopatą był najprawdopodobniej, czy kanibalem - to akurat pewne stuprocentowo nie jest. Ciekawe, że Francuzi trzymali z nim przez tak długi okres czasu. Pewnie wg. starej amerykańskiej zasady sformułowanej w stosunku do niejakiego Anastasio Somoza García z Nikaragui.
-
Cieszę się Gregski, że uznajesz, iż to nie ma żadnego znaczenia i budzi me zadowolenie, iż konsekwentnie zapewne uważasz za niekonieczne słuszne epatowanie tym faktem w programie publicystycznym. Ale ponieważ dopytywałeś się tak ambitnie jakie były rodowody sędziów, którzy wydali ostateczny wyrok na Nila, pragnę zaspokoić Twoją ciekawość do końca. Dwóch było pochodzenia żydowskiego (czy czuli się Żydami czy Polakami nie wiem, nie pytałem ich), jeden był Polakiem, ale pochodził ze spolszczonej rodziny rosyjskiej (również nie rozmawiałem z nim na temat jego uczuć narodowych). Nie wykluczam wszakże, że w żyłach tych sędziów mogły pływać krwinki jeszcze innych narodów, trudno wszak na rozstaju dróg jakim jest Polska o osobę o jasno ustalonym pochodzeniu, ale w zakresie wcześniejszej genealogii grona sędziowskiego niestety informacją służyć Ci nie potrafię.
-
Mogę tylko poprzeć Andreasa. Co mają urojone czy rzeczywiste spory polsko-żydowskie, tudzież sytuacja Palestyńczyków, do ostatniego chamstwa i ... (właściwie brak słów) w wykonaniu autorów inkryminowanego zdjęcia?
-
Wracając do wątku z pierwszych postów dot. programu Pospieszalskiego, w którym podkreślano żydowskie pochodzenie sędziów, którzy wydali wyrok na gen. Nila. Tak np. uważał Rycerz 1984, polemizując z Nautilosem: I w tym kontekście: W "pierwszym zaciągu" do CzeKa było około 40% Rosjan, 17,1 % "Bałtów" (przede wszystkim Łotyszy), 12,9% Żydów, 11,4 % Polaków. Wśród pozostałych dużo było także osób o nieokreślonym pochodzeniu (bałtycko-polskim czy żydowsko-polskim). Dane za: W. Zajączkowski, Rosja i narody. Ósmy kontynent. Szkic z dziejów Eurazji, Warszawa 2009, s. 175. Szefował instytucji oczywiście niejaki F. Dzierżyński (wcale nie etniczny Rosjanin). Jakbyśmy się czuli, jako Polacy, gdyby w rosyjskim programie publicystycznym o ofiarach CzeKa, niewspółmiernie wysoką w stosunku do ogólnej ilości Polaków na terenach pozostających pod władztwem rosyjskim w 1918 r., liczbę polskich funkcjonariuszy by bardzo mocno nagłaśniano?
-
Powodzenia! I pamiętajcie, że młodzież jest przyszłością Naszej Ojczyzny (i przyszłymi fundatorami naszych emerytur). Także starać się i z ambicją proszę .
-
Stan wojenny
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Dziś przeczytałem ciekawą książkę: M. Kuczewski, Rumunia. Koniec pewnej epoki, Warszawa 2008. Relacja z pierwszej ręki (korespondenta PAP) z Rumunii "conducatorula" Ceaușescu. Polecam! Choć nie jest to stricte dzieło naukowe, to czyta się wartko, jak książki Dziaka o Korei Północnej. A chyba jeden fragment książki Kuczewskiego jest godzien zacytowania w kontekście forumowej dyskusji o stanie wojennym (ze s. 238 i 239): "Było upalne lato stanu wojennego. Plaże Francji, Włoch czy Hiszpanii stały się dla polskich turystów nieosiągalne. Do Rumunii oraz przez Rumunię do Bułgarii ruszyły wyjątkowo liczne kawalkady liczące po kilkadziesiąt samochodów z polską rejestracją. Wszystkie jechały w tym samym kierunku i często zdarzało się, że takie dwie, trzy kolumny spotykały się, korkując jezdnię lub miasto. Z rzadka były to duże fiaty i polonezy, częściej auta produkcji zachodniej. Ich pasażerowie na każdym kroku oblegali dewizowe sklepy, do których Rumunom nie wolno było wchodzić. Noclegi spędzali w hotelach, korzystając z jego uciech, albo na kempingach zażerając się szynką z puszek, paląc zachodnie papierosy i pijąc takież alkohole. Zazdrość tubylców wzbudzały także nieosiągalne normalną drogą sprawne turystyczne radia, szczelne butle gazowe, namioty nie drące się w czasie rozstawiania, przyczepy kempingowe itd. Nie mieściło im się w głowach, że ci swobodnie podróżujący ludzie to - według oficjalnej wersji rumuńskiej propagandy - sterroryzowani obywatele kraju będącego w stanie wojennym, gdzie z powodu strajków panuje głód". Dlatego N.C. (Rumun - przyp. Bruno Wątpliwy), który dzień wcześniej na granicy z Bułgarią został wysadzony z autobusu mimo legalnego wykupienia kilkugodzinnej wycieczki, widząc nas na plaży, nie bacząc na to czy ktoś go słucha, czy nie - krzyczał na cały głos: "U was jest stan wojenny? Chcę, żeby u mnie był stan wojenny!'" Tytułem wyjaśnienia: 1. Autor tej książki nie pisał bynajmniej hagiografii PRL. W wielu miejscach jest krytyczny np. w stosunku do uroków socjalistycznego zapatrzenia w Polsce. 2. Cytat przedstawiam, aby zwrócić uwagę, że nawet największa "noc stanu wojennego" wiązała się często z lepszą realną sytuacją obywateli PRL niż normalna, tzn. bez żadnej regulacji wyjątkowej, sytuacja obywateli innych krajów regionu. I o tym także należy pamiętać oceniając stan wojenny i Jaruzelskiego. -
A ja tak ogólnie. Dla mnie była to typowa sytuacja bez wyjścia możliwego do zaakceptowania przez obydwie strony. Takich konfliktów "bez wyjścia" i na dzisiejszej mapie świata jest sporo. Kto np. wskaże rozwiązanie konfliktu w Górskim Karabachu do zaakceptowania przez Ormian i Azerbejdżan? A Kosowo? Jerozolima? Miasto było polsko-żydowskie (Litwinów było może 1 może 2 %). Okolice polskie, czy spolonizowane. Nawet jak mówiono "po prostemu" (czyli mieszaniną polsko-białoruską), to świadomość narodowa była raczej polska, czy może "litewska w znaczeniu mickiewiczowskim". Dla Litwinów miasto było Świętą Stolicą. Obie strony miały argumenty. Obie też manipulowały. Litwini np. uznawali się za jedynego słusznego dziedzica wielokulturowego Wielkiego Księstwa Litewskiego, a mieszkańców Wileńszczyzny za etnicznych Litwinów (tylko pokrytych pokostem polskości). Może i była to w jakimś sensie prawda, ale równie dobrze Polacy mogliby wówczas (w latach 20.) twierdzić, że na Dolnym Śląsku mieszkają sami etniczni Polacy. Polacy postąpili niegodnie łamiąc umowę suwalską. Litwini występując w roli faktycznego sprzymierzeńca Armii Czerwonej. I co z tym zrobić? Polacy mogli zaakceptować oddanie Wilna Litwie, ale za cenę unii. Litwa za żadne skarby świata unii nie chciała. Piłsudski z Żeligowskim rozcięli węzeł gordyjski. Czy zrobili słusznie - można pogdybać. Moim zdaniem wyjścia zadowalającego obydwie strony wówczas nie było - patrz jw. Co Piłsudskiego w dużej mierze tłumaczy. I wreszcie pamiętać należy, że Litwini zrobili prawie dokładnie to samo co Żeligowski - w 1923 r. w Kłajpedzie. Nauka widać nie poszła w las. Dopiero tow. Stalin rozwiązał spory graniczno-etniczne w Europie Środkowej we właściwy sobie sposób...
-
Momentem zwrotnym była na pewno podróż Gomułki do Moskwy w listopadzie 1956 r. i osiągnięty tam relatywny sukces negocjacyjny. Uznano wówczas, że długi Polski "wynikające z wykorzystania przez nią kredytu radzieckiego należy uznać za spłacone w postaci ekwiwalentów za niższe ceny węgla dostarczonego przez Polskę w latach 1946-1953". E. Salwa-Syzdek, Wobec najważniejszego sojusznika i trudnego partnera (w:) E. Salwa-Syzdek, T. Kaczmarek (red.) Władysław Gomułka i jego epoka, Warszawa 2005, s. 103.
-
Dekomnizacja i lustracja w Europie
Bruno Wątpliwy odpowiedział bartek77 → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Uzupełniając, sugeruję przejrzenie, kto był prezydentem, premierem itp. w krajach Europy Środkowej w latach 1989-2009. Od Estonii (np. Rüütel) po Albanię (np. Nano). Poza tym jest cała gromada "byłych członków", albo osób należących do dawnego establishmentu, którzy w tej chwili pełnią rolę aktywnych antykomunistów (np. Berisha w Albanii). V. Klaus też bynajmniej aktywnym opozycjonistą nie był . Najbardziej ostro za eliminację z polityki "ludzi dawnego systemu" wzięli się Czesi i Niemcy. Z dyskusyjnym (z punktu widzenia inicjatorów skutkiem). W Niemczech Die Linkspartei jest poważną siła polityczną (szczególnie na Wschodzie), w Czechach Komunistická (zwracam uwagę na nazwę) strana Čech a Moravy też. Aby było jasne, ja osobiście wszelkie pomysły instytucjonalnej dekomunizacji uważam za bezsens. -
Dekomnizacja i lustracja w Europie
Bruno Wątpliwy odpowiedział bartek77 → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Nie jest. Wyjątkiem jest sytuacja odmienna, tzn. gdy osoby wywodzące się z partii "hegemonistycznych" nie brały/nie biorą udziału w sprawowaniu władzy po przełomie lat 80/90. -
Wojna hiszpańska 1936-1939
Bruno Wątpliwy odpowiedział Karol Kontrev → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Wątek etniczny odegrał swoją rolę, choć nie był on decydujący. Był to raczej konflikt "dwóch Hiszpanii", powiedzmy tradycyjnej i nowatorskiej, w którym kwestie etniczne odgrywały swoją rolę, ale nie pierwszoplanową. Aczkolwiek ich wpływ oczywiście miał pewne znaczenie. Chociażby w tym wymiarze, że frankiści prowadzeni do boju z błogosławieństwem Kościoła, nie wahali się zabijać baskijskich księży. A Baskowie, raczej tradycjonaliści, nie wahali się popierać Republiki, bo ta dawała im autonomię. Raczej bym powstrzymał się od stwierdzenia, że pierwsi zaczęli "czerwoni". Krótko przed rebelią mordowali i falangiści (np. śmierć J. C. Seria) i lewicowcy (głośny mord C. Sotela). Po wybuchu rebelii obydwie strony równocześnie wzięły się do dzieła, ale jednak - obiektywnie patrząc - to przecież "biali" zaczęli "golpe de estado", powodując wojnę domową i to oni pierwsi zaczęli rozstrzeliwać wahających się czy opornych. Rzeź zaczęła się już w Maroku Hiszpańskim - np. w Tetuanie zabito lokalnego dostojnika (nb. bliskiego krewnego Franco, którego zabić pozwolił sam późniejszy caudillo !) - i ok. 200 osób. -
FSO, ja bym także odnotował - przynajmniej pro forma - premiera Badeniego. Potknął się na "sprawie czeskiej" i wielkiego sukcesu nie odniósł, ale jest oczywistym dowodem, że i w czasie zaborów Polacy jakieś doświadczenie w pracy państwowej zdobywali. I to jest istota rzeczy. Oczywiście doświadczenie to było przede wszystkim doświadczeniem elit, ale warto pamiętać, że to w czasach austriackich chłopi zaczęli być świadomą częścią narodu polskiego, a nie ludźmi skłonnymi do rabacji. Piłsudski naturalny proces budowy nowoczesnego społeczeństwa obywatelskiego przerwał. Zamiast samoorganizacji i dobrowolnej integracji społeczeństwa wokół państwa, mieliśmy Sławoja i jego wprowadzane "najwyższym ukazem" wychodki i płoty. Niby działalność pożyteczna, ale raczej w stylu tak nielubianych przez Piłsudczyków władz carskich. Palatynie - a co było w niej takiego bardzo złego? Podobny ustrój występuje w wielu państwach i dają sobie one jakoś radę. Francuskie ustawy konstytucyjne z 1875 r., na których oparta była konstytucja marcowa, działały do roku 1940 r. Rządy we Francji przez te 65 lat zmieniały się często, ale jakieś straszliwej tragedii narodowej, związanej z konstytucją państwo to nie przeżyło. A raczej, do klęski 1940 r., uznawane było za jedno z ówczesnych supermocarstw. Zresztą drugie z tych supermocarstw - Zjednoczone Królestwo - jest państwem, gdzie narodził się system parlamentarno-gabinetowy, czyli taki, jaki wprowadzała konstytucja marcowa. Oczywiście marcowa nie była konstytucją idealną, takiej zresztą nie ma. Dużym błędem - co podnosili już gdzie indziej dyskutanci - było nie wprowadzenie progów wyborczych. Ale - bądźmy szczerzy - co na lepsze zmieniło się po roku 1926 w tej materii? To, że konstytucją kwietniową zachwycił się Getulio Vargas i kazał napisać dyktatorską konstytucję Brazylii na jej wzór? Do tej pory w Brazylii tamtejsza "polska konstytucja" nie ma zbyt dobrej prasy. Zaiste, powód do zadowolenia... A tak na marginesie, debata konstytucyjna w świeżo odrodzonej Polsce, ilość projektów, komentarze konstytucjonalistów itp., dobitnie świadczą, że trudności merytorycznych w opracowaniu ustawy zasadniczej większych nie było. Mieliśmy i prawników i doświadczonych polityków. Na Litwie np. posłowie musieli przed debatą konstytucyjną wysłuchać wykładów z prawa konstytucyjnego, wygłoszonych przez kowieńskiego adwokata Rozenbluma, gdyż tak niewiele wiedzieli o organizacji państwa (wg. Łossowskiego, Litwa, Warszawa 2001, s. 97)
-
Mnie najbardziej ciekawi, jak wyglądały "sprawy językowe" w takich jednostkach. W (l)WP w sposób dosyć żelazny stosowano zasadę, że językiem urzędowym jest polski. Co niekiedy prowadziło do ciekawej działalności słowotwórczej. Kiedyś przeglądałem reprinty dokumentów z historii WP, znalazłem takie, gdzie oficer wywodzący się z ACz pisał po polsku z nader ciekawymi rusycyzmami. Coś mi się kojarzy fraza "oddział był obezpieczony amunicją i pożywieniem". W 16. brygadzie pancernej, czy w lotnictwie (może właśnie z wyjątkiem "Warszawy" i "Krakowa"), stosowanie polskiego, jako głównego języka chyba nie było możliwe.
-
Gdzieś czytałem artykuł (a nawet chyba kilka) sugerujący, że to prawda, ale chodziło o żołnierza rosyjskiego, byłego jeńca, o którym zapomniano. Jego kolega zmarł. Coś tu znalazłem. I jeszcze Wikipedia, z sugestią, że to fikcja.
-
Problem w tym, że ordynacja nie decyduje o demokratycznym charakterze wyborów. Ordynacja wyborcza uchwalona przez KRN w 1946 r. była całkiem niezła (właściwie miała wiele wspólnego z tą z 1922 r.), a i wg. ordynacji PRL-owskich dałoby się przeprowadzić od biedy demokratyczne wybory. Diabeł tkwił oczywiście w szczegółach ordynacji ("małym druczkiem" - np. w ordynacji z 1946 r. konieczność uzyskiwania opinii starosty przez mężów zaufania), a przede wszystkim w praktyce politycznej. Nawet przy najlepszej ordynacji autokraci przeprowadzą fikcyjne wybory, a nawet przy złej ordynacji może zaistnieć rzeczywista konkurencja polityczna. Austriacka ordynacja kurialna, podobnie regulacje niemieckie (szczególnie w wersji "wyborów klasowych"), czy tym bardziej rosyjskie na pewno swoje do życzenia przedstawiały. Sens wypowiedzi FSO polega jednak na tym, że społeczeństwo już z okresu sprzed 1914 r. (przynajmniej w zaborze austriackim i pruskim) wiedziało na czym polega swobodna gra sił politycznych i co to jest ówczesne Rechtsstaat, gdzie władze ogranicza prawo. Także podczas wyborów. Wybryki władz w takiej skali, jak przy wyborach brzeskich, niestety w Austro-Węgrzech czy Prusach przełomu wieków nie były możliwe. Polacy (przynajmniej ci aktywni politycznie) w 1918 r. i później nie byli całkowicie nowicjuszami w zakresie budowy czegoś co my nazywamy dziś społeczeństwem obywatelskim i nie koniecznie potrzebowali nadzorcy z batem, który powie, wytłumaczy i nakaże co i jak. Piłsudski i jego działania, w tym "wybory" brzeskie, cofnęły niestety Polskę w tym zakresie. Przy całej nienawiści Piłsudskiego do caratu, to jego państwo zaczęło bardziej przypominać zaborcę rosyjskiego (oczywiście moja analogia jest baaaardzo daleka, jest dla mnie jasne, że różnice dla Polaków były zasadnicze), gdzie car batiuszka i lokalny stójkowy wiedzieli najlepiej co obywatelom potrzeba, niż chociażby austro-węgierskie i niemieckie "państwa prawa in statu nascendi".
-
Zorientowałem się i nawet utrzymałem cudzysłów w cytacie:). Skądinąd ciekawy temat.
-
Wypada także odnotować, że lotnicy i marynarze w czasach formowania Armii Andersa byli wysyłani "od razu" do Anglii, stąd prawdopodobieństwo pojawienia się wykwalifikowanych polskich lotników w ZSRR po ewakuacji Andersa było skrajnie niewielkie. Skład był mieszany, jak generalnie w "broniach technicznych" (l)WP, wymagających specjalistycznego wykształcenia (lotnictwo, broń pancerna). Choć zapewne zdecydowanie bardziej "narodowościowo polski" niż w przypadku kolejnych jednostek lotnictwa (l)WP. Zapewne do 1945 r. nic nie wiedzieli, albo mieli śladowe informacje. Trudno o porównanie z polskimi dywizjonami w Anglii. 1 PLM wykonywał generalnie inne zadania niż polskie dywizjony myśliwskie w 1940 r. Inny był etap wojny. Na przykład - dywizjon 303 zbijał masowo Niemców przede wszystkim w okresie BoB, ostatnie zestrzelenie miał bodajże w 1943 r.
-
Rząd Polski na uchodźstwie w trakcie PRL
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
1. Pewne znaczenie, aczkolwiek malejące, miał rząd londyński dla emigracji (szczególnie tej nowej - po II wś.). Ale tylko w kategoriach symbolu, niczego więcej. Widziałem oczywiście gazety emigracyjne, które pisały o prezydencie Raczyńskim, Sabbacie itp., ale zdecydowana część emigracji orientowała się, że poza nadawaniem orderów, prezydent ten może najwyżej organizować zebrania towarzyskie. III-ej wojny światowej nie będzie, a sprawy polskie dzieją się w Polsce. 2. Jego formalnoprawna legalność, tak często podkreślana jako argument decydujący, jest dyskusyjna. Swego czasu analizowaliśmy legalność konstytucji kwietniowej (która polegała na tym, że jej nie było), można do tego dorzucić legalność "umowy paryskiej", problem cofnięcia nominacji dla Wieniawy itp. 3. Realność jego władzy po 1945 r, jest żadna. Jedyną realnie istniejącą formą państwowości polskiej była (lepsza czy gorsza) Polska Ludowa. 4. Dla wydarzeń w Polsce nie miał żadnego znaczenia, większość Polaków zapewne nie zdawała sobie sprawy z jego istnienia. Nawet władze Polski Ludowej przestały się nim później (gdzieś po 1956 r.) poważniej przejmować, choć zapewne pro forma środowisko to infiltrować nadal próbowano. Stąd np. już w 1958 r. istnienie "rządów londyńskich" jest odnotowane w formie komediowej w filmie "Kalosze szczęścia". Jak widać, cenzurze to nie przeszkadzało, że Polakom te rządy się przypomni. 5. Na arenie międzynarodowej żadnego znaczenia nie miał. Przez pewien czas uznawały go Hiszpania, Kuba, Liban, Irlandia i Watykan. Nie miało to większych konsekwencji, a później i ta krótka lista się wykruszyła. Jeżeli miał jakiekolwiek szanse, aby ktoś "ważniejszy" się nim zainteresował (gdzieś w latach 50.) to zaprzepaściło to rozbicie i powstanie dwóch alternatywnych rządów. 6. Dla III RP żadnego znaczenia realnego nie miał. Obecność Kaczorowskiego przy zaprzysiężeniu Wałęsy była tylko symboliczna. III RP konsekwentnie zlekceważyła (moim zdaniem słusznie) wszelki dorobek "legislacyjny" rządu londyńskiego. Jak napisał Wolf - jedynym śladem istnienia tego rządu jest uposażenie dla Kaczorowskiego. A warto np. wiedzieć, że "władze londyńskie" zmieniły swego czasu wizerunek naszego godła narodowego. Nikt się tym się oczywiście nie przejął. 7. Istnieje/istniał w historii świata szereg "rządów emigracyjnych", których istnienie nie ma istotnego znaczenia. Oprócz ww. rządów Białoruskiej Republiki Ludowej czy - swego czasu - republikańskiej Hiszpanii, mamy obecnie np. rząd Madżukuo. Ciekawostka - nieprawdaż? Gdzieś kiedyś chyba widziałem, że pojawił się w internecie rząd Wolnego Miasta Gdańska. BTW - aktualne istnienie WMG jest równie dobrze umocowane prawnie, jak swego czasu rządu londyńskiego. -
Wojna hiszpańska 1936-1939
Bruno Wątpliwy odpowiedział Karol Kontrev → temat → Bitwy, wojny i kampanie
Jak napisał Redbaron brutalność to generalna cecha wojen domowych. Jak świat światem... Warto wszakże zwrócić uwagę na nieco odmienną genezę tej brutalności. W przypadku Republiki zbrodnie (co do zasady) miały charakter spontanicznych "rozliczeń", którym sprzyjał m.in. z chaos organizacyjno-decyzyjny. Większość ofiar przypada przy tym na okres lata-jesieni 1936 r. - czyli początku konfliktu i największego rozgardiaszu po tej stronie. W przypadku frankistów terror był świadomie przyjętą i konsekwentnie stosowaną metodą walki i "uśmierzania nastrojów" po walce (a często bardzo długo po niej). Poza tym liczba ofiar była jednak różna. Liczby są trudne do zweryfikowania, ale np. A. Beevor, "Walka o Hiszpanię 1936-1939", Kraków 2009, s. 136 i 147, podaje 38.000 ofiar "czerwonego" i 200.000 "białego" terroru. -
Todt to nazwa "od nazwiska". Pisownia Tot może wynikać tylko z fonetycznego zapisu.
-
Jednym (i chyba jedynym) z pozytywów cenzury było to, że wymuszała - nolens volens - wyższą wartość artystyczną. Po jej śmierci, niektórzy autorzy nie mogą poradzić sobie z pełnią swobody i popadają często przy filmach historycznych w banał i łopatologię. Inna sprawa, że takich filmów (i polskich filmów generalnie) jest obecnie mało.