Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,681
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Plany rozbudowy Berlina

    Inną idée fixe Hitlera była przebudowa Linzu. Traktował stolicę Górnej Austrii jako przyszłą alternatywę dla Wiednia (którego nie cierpiał). Nad makietą Linzu siedział zdaje się nawet wtedy, gdy Armia Czerwona była już bardzo, bardzo blisko. Jest nawet takie (chyba jedno z ostatnich) zdjęć Hitlera. Zdjęcie nad makietą Linzu. I tu coś jeszcze. I jeszcze coś.
  2. Jak to było z tymi pochodami pierwszego maja?

    Moim zdaniem, ważną cezurą w obrzędowości pierwszomajowej był stan wojenny. Do tego czasu było to święto dosyć powszechnie akceptowane. I już w latach 70. w olbrzymim stopniu odideologizowane. Wiadomo było, iż dzieciaki się będą cieszyć, że wolno będzie raz w roku chodzić po ulicach, pojawiały się kiełbaski, zabawki, kiermasze itp. Raczej niewielu traktowało to jako niemiły obowiązek, prędzej jako sympatyczną atrakcję. W pochodach tłumnie brali udział ci, którzy już za kilka lat mieli kontestować system ze wszystkich sił (np. od czasu do czasu można w TV zauważyć migawki z udziałem maszerujących w latach 60. czy 70. w pochodzie aktorów, później biorących udział w bojkocie). Zresztą oddajmy głos A. Friszke, który jest chyba jednym najbardziej obiektywnych w tej materii. Tak pisał o latach 70. ("Polska. Losy państwa i narodu 1939-1989", Warszawa 2003, s. 338): "Zmienił się styl uroczystości politycznych - pochodów i akademii. (...) Nadawano im jednak optymistyczny charakter i często łączono z rozrywką. Prawie znikły hasła wymierzone w imperialistów, odwetowców, rewizjonistów, agresorów (...). Obecnie dominowały hasła akcentujące jedność narodu, wspólną pracę, pragnienie dobrobytu i pokoju. Podkreślano młodość, radość, uśmiech uczestników manifestacji, w pochodach oprócz transparentów i szturmówek niesiono kwiaty i baloniki. Nieodłączną częścią państwowych uroczystości stawały się, po zakończeniu części oficjalnej, kiermasze, występy artystów, ludowe festyny". Sytuacja zmieniła się w okresie po stanie wojennym. 1 maja został włączony w rozgrywkę propagandową między władzą i opozycją (i vice versa). Władzy zależało na tym, aby obchody wyglądały "normalnie", tj. "wesoło, radośnie i z największą frekwencją". Opozycji zależało na bojkocie i na organizacji kontrmanifestacji. W praktyce - bardzo wiele zależało od konkretnych osób. Część osób uznała, że bojkot jest świętym obowiązkiem. Część chodziła, ale wzdychając, marudząc i podkreślając przymus (jak znam życie, takich było najwięcej). Część chodziła, bo to zawsze jakaś rozrywka. Reakcje kierownictwa też bywały różne. Wiele też zależało od tego, jakie to kierownictwo było. Ja w każdym razie, znałem co najmniej kilku takich, którzy na żadnym pochodzie się w życiu nie pojawili i włos im z głowy nie spadł. Ale na pewno były i sytuacje odwrotne. W szkołach zdaje się obecność była wszędzie obowiązkowa. Słyszałem o szkole, gdzie dyrektor po prostu poprosił uczniów, na zasadzie "słuchajcie kochani, mogą mieć do mnie jakieś pretensje, więc lepiej przyjdźcie". I towarzystwo przyszło, bo akurat pana lubiło. W innej szkole dyrekcja miała nader letni stosunek do sprawy (mimo, że była dosyć mocno partyjna). Ważne, żeby było kilku do niesienia ozdobnej tarczy szkoły i paru ze szturmówkami, a reszta (o ile w ogóle przyszła) rozłaziła się po drodze. Słyszałem też o szkole, gdzie podejście było diametralnie inne, tj. jeden z uczniów miał oblać maturę w pierwszym podejściu z powodu nieobecności na pochodzie. W jednej szkole honorowali najbardziej głupie usprawiedliwienia, w innej nie - i była nieusprawiedliwiona nieobecność i (może) obniżka oceny ze sprawowania. No cóż, jak to ktoś powiedział "kadry decydują o wszystkim" . Zależnie od dobrej czy złej woli mogło to różnie wyglądać. W przypadku uczelni obowiązkowej obecności w latach 80. chyba nigdzie nie wprowadzano, może w wyjątkowych przypadkach, także maszerował chyba sam rektor plus pracownicy techniczni. Wyjątkiem były szkoły "mundurowe" (jak Gregskiego). Przy czym tam akurat chyba była dosyć specyficzna sytuacja, bo zdaje się podczas rozruchów pierwszomajowych w 1982 r. wyłapano sporo studentów WSM w mundurach, stąd władze uczelni były bardzo na to przez odpowiednie inne władze uczulone (to relata refero, stąd nie wiem ile w tym prawdy). W zakładach pracy też było w latach 80. bardzo różnie. W jednym można było stracić (podobno) premię za nieobecność, w drugim (jak u mojego taty) kompletnie nikt chyba na tym nie panował i nie nadzorował. Nie - co do zasady. Jednym z elementów specjalnego statusu Polski w ramach obozu, było traktowanie symboliki uznawanej powszechnie za radziecką za symbolikę obcego państwa. Stąd nie było np. wszechobecnych gwiazd, sierpów i młotów itp. Na polskim godle, jako jedynym, pośród europejskich państw realnego socjalizmu nigdy nie pojawiła się czerwona gwiazda, czy podobna symbolika. Propaganda też była dozowana i stosowana nie tak czołobitnie, jak w innych krajach bloku. Może jakieś hasło o Polsce socjalistycznej jako rządnej i sprawiedliwej i chwatit'. Kawałek dalej - jak się wjeżdżało do Czechosłowacji - wszędzie widziało się czerwone gwiazdy, sierpy i młoty, tudzież hasła "Se Sovětským svazem na věčné časy". Zatem w pochodach były flagi biało-czerwone (polskie) i czerwone (robotnicze). Flaga radziecka mogła (tak myślę) się pojawić - obok innych flag państw socjalistycznych, gdy np. odgrywano scenkę pt. RWPG - organizacja gospodarcza socjalizmu. Ale były to w latach post-stalinowskich sytuacje wyjątkowe.
  3. Leonid Ilicz Breżniew...

    Sytuacja była chyba bardziej złożona. Choroba Breżniewa zadowalała różne koterie, stąd utrzymywano go "przy funkcji" aż do śmierci. Jak wyglądał rzeczywisty proces decyzyjny (nie mówię o oficjalnych posiedzeniach gremiów partyjnych) w dużej mierze jest jeszcze zagadką. Strategiczne, konkretne decyzje podejmowano zazwyczaj w małej grupce (np. w latach 80. istniał swoisty "klub polski" - czyli komisja Susłowa, w składzie Susłow, Andropow, Czernienko, Gromyko, Ustinow i Breżniew, działał przy niej także znany "przyjaciel" Polaków - Zamiatin). Nie należy jednak wykluczać, że i Breżniew miał coś niecoś do powiedzenia, gdyż potrafiono go przywrócić do jakiej takiej sprawności na kilka godzin (ww. przeze mnie "lucida intervalla"). W tym czasie zapewne trwał wyścig do "pierwszego", aby nakłonić go do takiej, czy innej decyzji.
  4. Gorbaczow i jego czasy w ZSRR

    Przed radzieckimi na pewno. Taka scenka z Breżniewem w roli słuchacza była niemożliwa. Z naszymi różnie bywało. Kostycznego Gomułkę trudno sobie wyobrazić, ale np. Cyrankiewicza? J. Pietrzak relacjonował kiedyś podczas występów scenkę z udziałem Cyrankiewicza. Pietrzak opowiadał, jak to miał w zwyczaju, ile to już prowadzi kabaret, i że właściwie może się z nim równać tylko Cyrankiewicz, który też długo prowadził podobną instytucję. Na to Cyrankiewicz miał odkrzyknąć z widowni - "ja z gorszym skutkiem". Nie pamiętam już szczegółów, ale mniej więcej tak to Pietrzak przedstawiał. Inna sprawa, że Cyrankiewicz był już wtedy "obrońcą pokoju", a nie premierem, ale - zdaje się - i w czasie premierowania nie stronił od tego typu miejsc.
  5. Franz Conrad baron von Hötzendorf

    Baronie, na pewno nie znajdziesz we mnie partnera do fachowej dyskusji o von Hötzendorfie, albowiem moja wiedza o szczegółach jego działań i decyzji jest nader ogólna i mierna. Okiem laika wydaje mi się, że największy błąd popełnił na początku wojny, nie przewidując tak szybkiej i silnej interwencji rosyjskiej. Natomiast podrzucam ciekawostkę - choć zapewne Ci znaną - von Hötzendorf był jedynym dowódcą austriackim, o którym pozytywnie (aż do przesady) wyrażał się Hitler. Czy to potwierdza niebywałe zdolności von Hötzendorfa, czy raczej odwrotnie, to już kwestia do dyskusji . "Z krytyki monarchii Habsburgów i jej wojska Hitler wyłączał zawsze jednego generała Franza Conrada von Hötzendorfa i wyrażał mu swoje uznanie. (...) W monologu na temat dowodzenia wojskiem w czasie pierwszej wojny światowej, wygłoszonym w 1941 r. Hitler stwierdził: 'Najbystrzejszym dowódcą w wojnie światowej był chyba Conrad von Hötzendorf. On rozumiał potrzeby polityczne i wojskowe, brakowało mu tylko odpowiedniego narzędzia'. Przez 'narzędzie' Hitler rozumiał armię. (...) W dniu Święta Bohaterów, 12 marca 1939 r. führer wielkoniemieckiej Rzeszy na znak swej czci kazał złożyć trzy wieńce: na grobie Hindenburga w Tannenberg, na grobie Ludendorffa w Tutzing - i na grobie Conrada von Hötzendorfa na cmentarzu Hietzing w Wiedniu". B. Hamann, Wiedeń Hitlera. Lata nauki pewnego dyktatora, Warszawa 1999, s. 366.
  6. Dziwactwa I WŚ

    Battenbergowie brytyjscy rzeczywiście tak zmienili nazwisko (skądinąd Battenbergami byli trochę honoris causa ) , natomiast ród królewski to nieco inna familia, która zmieniła przydomek na Windsor. Zdaje się, że przy okazji walczono z kiełbaskami frankfurckimi, hamburgerami itp. O wodzie kolońskiej była już mowa.
  7. Leonid Ilicz Breżniew...

    Z pewnością nie lepsza... "Osobliwy był głos Breżniewa - dudniący, jak zza grobu, zwłaszcza w słuchawce telefonicznej. Miał jakieś kłopoty z jamą ustną, podobno przechodził operację. A ponadto widoczne były zahamowania w reakcjach, w toku myślenia". "Niebezpieczeństwo polegało na nieprzewidywalności jego ostatecznych reakcji. Jakie emocje zdominują? Czyje rady wezmą górę?" W. Jaruzelski, Stan wojenny. Dlaczego..., Warszawa 1992, s. 241, 244.
  8. Język wojsk Osi w Afryce

    Włosi uważaliby za ujmę posługiwanie się niemieckim jako "urzędowym", Niemcy - włoskim.
  9. Moje miasto a pochodzenie jego nazwy

    Coś mi to wygląda na powojenną (albo nawet całkiem niedawną) twórczość herbową. Stawiałbym na Ziemie Odzyskane, okolice Odry, wieś lokowana w czasie akcji kolonizacyjnej na Śląsku (1240). Reszta jest dla mnie tajemniczą tajemnicą :wink: .
  10. Gorbaczow i jego czasy w ZSRR

    I podobnież miał do tego uszankę z gwiazdą, jakieś pantalony, buty nie do pary i pozostały strój mocno estradowy. Zdaje się posłał całusa Raisie, a potem zaproponował Gorbiemu bruderszaft. W. Górnicki, Teraz już można, Wrocław 1994, s. 125-126. Gorbaczowowie byli chyba z lekko zszokowani, ale robili dobrą minę do złej gry :wink: .
  11. Język wojsk Osi w Afryce

    Mussolini znał trochę niemiecki. Niekiedy się chwalił, że po dwuletnim pobycie w Szwajcarii nauczył się mówić płynnie, niekiedy twierdził, że zna tylko kilka słów. Niemniej w 1937 r. wygłosił przemówienie po niemiecku (inna sprawa, że albo głośniki szwankowały, albo miał taki akcent, że go prawie nikt nie zrozumiał). P. Monelli, Mussolini, Warszawa 1973, s. 22 i 195. Niewykluczone zatem, że jakąś rozmowę bezpośrednio z Hitlerem mógł nawiązać. A tu próbka jego niemieckiego. A co do tematu. Zazwyczaj w podobnych sytuacjach takie sprawy załatwia się tłumaczami i oficerami łącznikowymi. W kontaktach towarzyskich każdy sobie radzi jak może. Nie sądzę, żeby - chociażby z powodów prestiżowych - ustanawiano z góry "język oficjalny wojsk osi w Afryce".
  12. Gorbaczow i jego czasy w ZSRR

    Choć z religijnością u mnie średnio i grzesznym wielce, mogę głosić ze wszech sił za Janem Pawłem II (bo to chyba jego słowa): "Bóg nam zesłał Gorbaczowa!". Dosyć sympatyczny i inteligentny człowiek z aparatu partyjnego wymyślił sobie, że stworzy ustrój z ludzką twarzą. Otworzył przy okazji (i niechcący zapewne) puszkę Pandory. I całe szczęście jej nie zamknął, a inni (Janajew and Co.) zabrali się za zamykanie skrajnie nieudolnie. A myśmy z tego skwapliwie skorzystali. Gdyby nie on, to całkiem niewykluczone, że i dziś bylibyśmy "najweselszym barakiem obozu pokoju i postępu". Obozu może w stylu już chińskiego socjalistycznego kapitalizmu, a nie północnokoreańskich koszar, ale zawsze obozu. Zatem należą mu się przynajmniej ciepłe wspomnienia wdzięcznych Polaków; o ile nie jakiś ważny order, może za zasługi dla Polski niekoniecznie do końca przez Gorbaczowa chciane, ale zawsze :wink: . Chyba, że ktoś wierzy w wersję, iż to "Solidarność" obaliła "komunę" od Łaby do Władywostoku...
  13. Leonid Ilicz Breżniew...

    1. Warto zaznaczyć, że Breżniew gdzieś do połowy lat 70. i później, to nieco dwaj różni ludzie. Wiek i choroba zmieniły go w ludzką kukłę, która po odpowiedniej dawce lekarstw miała może kilkugodzinne "lucida intervalla". W tej drugiej postaci był jeszcze groźniejszy, gdyż jakakolwiek rozmowa, czy spór merytoryczny z nim były bardzo trudne. A potęga stała za nim (czy za tymi, którzy mu podpowiadali) nadal. Z tego okresu jedna z głośniejszych wpadek Breżniewa, to dyrygowanie śpiewem "Międzynarodówki" na VII zjeździe PZPR. Ze wspomnień J. Tejchmy: "(...) Gierek prosi gestem ręki prosi gościa, aby zajął swoje miejsce. Zjazd intonuje Międzynarodówkę. Zemdlały mi kolana. Pot wystąpił mi na czoło. Ziemia się wali. Boję się patrzeć na trybunę. Breżniew swobodnie dyryguje śpiewem Międzynarodówki. Chwila grozy. Gierek śpiewa gorliwie, jakby chciał odwrócić uwagę swoją i delegatów od trybuny. Potem już wszystko poszło zgodnie z planem. Przerwa. Nie bardzo wiedzieliśmy co się stało. (...) Potem pierwsze komentarze. (...) Szydlak mówi mi, że Breżniew nie panuje już nad sobą ze starości. (...) Kto kieruje Związkiem Radzieckim? Przecież Breżniew ma klucz do atomowych hurtowni. (...)" J. Tejchma, Kulisy dymisji, Kraków 1991, s. 164, 165. Fakt, że Breżniew był w stanie silnie posuniętej demencji powodował istotne problemy dla kierownictwa polskiego. Dla Gierka, który z Breżniewa starał się uczynić przyjaciela Polski "z tanimi surowcami na składzie", a później dla Kani i Jaruzelskiego, którzy musieli dyskutować z mruczącym niewyraźnie satrapą, od którego zależały losy świata i Polski. 2. W polityce zewnętrznej Breżniew był dosyć przewidywalny. Świat był podzielony definitywnie i ani radzieccy, ani Amerykanie nie mieli zamiaru z tym nic zrobić. Możliwości także nie mieli. Oczywiście można było Amerykanom zrobić psikusa w Angoli, czy w innej Etiopii, a Amerykanie mogli oprotestować Afganistan, ale było wiadomo "to jest moje - to jest twoje". A jak się komuś z maluczkich nie do końca podoba, to zawsze można wprowadzić czołgi (CSRS 1968). Obie strony doszły przy tym na tyle do przekonania, że w warunkach zagrożenia wojną atomową, podział świata jest już tak trwały, iż można sobie pozwolić na politykę chwilowego "odprężenia" w latach 70. 3. Podobnie w polityce wewnętrznej - był przewidywalny. I oto chodziło towarzyszom, gdy zastępowali nim Chruszczowa z jego ciekawymi pomysłami (np. "kukurydzianymi"). Breżniew powrócił do sentymentów stalinowskich, ale oczywiście już bez stalinowskiej skali represji. I skutecznie petryfikował stan istniejący. Mógł, tak jak ktoś inny przy innej okazji powiedzieć, "Keine Experimente!". Tak jak jest, jest fajnie.
  14. Nie tylko, znam paru takich, którzy zrobili niezłą karierę w charakterze beneficjentów PRL, lub dzieci beneficjentów PRL, a teraz podłączają się do kombatantów, zachęcając do rozliczeń. Nihil novi sub sole :wink: . I zgoda, na tym tle postawa wielu Postaci z opozycji, ludzi którzy rzeczywiście za swoje dostali, może imponować (że Michnika i Kuronia wspomnę).
  15. Największy zbrodniarz: Adolf Hitler czy Józef Stalin

    Dla mnie fundamentalnym potwierdzeniem Twojej tezy (skądinąd słusznej) jest właśnie Holocaust. Z punktu widzenia Hitlera, jako przywódcy Rzeszy, nie było żadnej racjonalnej przesłanki przeprowadzenia tego mordu w takiej skali i w tym czasie. Za zbrodnią stały właśnie pozaracjonalne przesłanki.
  16. Otto von Bismarck - ocena

    Pozwolę sobie na wątek osobisty. Jako bardzo mały chłopiec stałem przed pomnikiem Bismarcka w Hamburgu i dziwiłem dlaczego tak odrażająca postać ma swój pomnik. Dopiero po paru latach zrozumiałem, że opinie Polaków i Niemców w tym przypadku nie muszą być jednolite. A politykiem był wybitnym, nie ma dwóch zdań. Warto może odnotować, że jego dalszy krewny Klaus von Bismarck odegrał pozytywną rolę w procesie pojednania polsko-niemieckiego (polecam jego "Wspomnienia", Warszawa 1997).
  17. Największy zbrodniarz: Adolf Hitler czy Józef Stalin

    Tego nie napisałeś, ale sądzę, że to miałeś na myśli - Holocaust dokładnie wpisuje się w tą definicję.
  18. ZSRR - wygrał czy przegrał II wojnę...

    Wschodnia Ukraina już raczej nie. Charakterystyczny jest chociażby rozkład działalności UPA. Teoretycznie wykraczała nieco poza przedwojenne granice Polski (Żytomierz, Winnica), ale jej działalność była tam śladowa. Dalej na wschód (Kijów) nawet nie próbowano na poważnie instalować struktur organizacyjnych. Zresztą ten podział utrzymał się w pewnej mierze do dziś. Wschód i w dużej mierze "środek" jest zdecydowanie bardziej rusofilski i o sentymentach post-radzieckich.
  19. Największy zbrodniarz: Adolf Hitler czy Józef Stalin

    Uroczy argument ad personam. Tak dalej proszę, a sądzę, że nawet osoby, które nie dzielą moich poglądów, zaczną przyznawać mi rację. Będę nudny, ale... W powyższej dyskusji wykazałem, że uczucia synowskie Stalina w stosunku do matki nie różniły się za bardzo od uczuć Hitlera. Za tatusiami obydwaj panowie natomiast nie przepadali. Związku powyższych faktów z tym, kto był większym zbrodniarzem nie widzę. Sugeruję przeczytanie własnych postów. A teraz zajmijmy się ww. analizą psychologiczną Pana Blecho (bo zdaje się na Pan przeszliśmy), choć przychodzi mi to z niejakim trudem: I skromne moje uwagi, jako owego "zawistnego", "przeciętniaka", "bredzącego" i "nie nadającego się do dyskusji na wysokim poziomie" (Jezu!, ale mam ubaw :wink: ). Czy np. wymordowanie Żydów było: a) działaniem dla własnej prywatnej satysfakcji, b) zbrodniarz nie miał wyboru i aby osiągnąć swój cel czynił zło (skądinąd ciekawe sformułowanie "nie miał wyboru"), c) zbrodniarz był chory psychicznie, ale zdawał sobie z tego sprawę, d) zbrodniarz był chory psychicznie, ale nie zdawał sobie sprawy z tego co robi. Blecho Hitlera zakwalifikował do b i c. Czyli Hitler nie miał wyboru, aby osiągnąć swój cel oraz był chory psychicznie i zdawał sobie z tego sprawę. Zapytam retorycznie - czy do osiągnięcia celu Hitlera było konieczne wymordowanie wszystkich Żydów i w którym momencie Adolf H. oświadczył, że jest chory psychicznie i zdaje sobie z tego sprawę? A może jednak napisać, że Hitler dokonał Holocaustu dla własnej koszmarnej satysfakcji? Czyli pkt a, dokładnie jak Stalin, wg. Belcho? A może J. Stalin należy jednak do b? Miał cel i do niego dążył "po trupach"? Każdy dzisiejszy zwolennik Stalina w Rosji (a jest ich niemało) tak powie - "Cel miał słuszny i do niego dążył , a że był brutalny. No cóż Piotr I i Katarzyna II także". A może jednak Stalin należał do kategorii d (choć lekarze raczej wykluczają paranoję u Stalina)? A może obydwaj panowie należeli do kategorii a, b i d jednocześnie? Może tylko do a i b? Jakieś materiały źródłowe, głębsze analizy psychologiczne czy psychiatryczne? Każda analiza na podstawie powyższej kwalifikacji ma skrajnie niewielki sens i nic nie wnosi merytorycznego do niniejszej dyskusji. Obaj zbrodniarze - niezależnie od ewentualnych dysfunkcji psychicznych - byli świadomi znaczenia swych czynów, tak, że każdy sąd uznałby ich za poczytalnych w stopniu wystarczającym do pociągnięcia do odpowiedzialności. Obaj też nie sygnalizowali otoczeniu własnej choroby psychicznej. Co nimi kierowało - poczucie misji, czy własna satysfakcja, to pozostanie ich tajemnicą, ale założyć można, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że jedno i drugie. Jeden i drugi uważał się zapewne za rodzaj mesjasza, któremu z racji wrodzonej genialności wolno więcej, jeden i drugi zakładał też, że działa w imię jakiegoś celu.
  20. Największy zbrodniarz: Adolf Hitler czy Józef Stalin

    Jestem wzruszony. Miło mi, że na moim tle możesz czuć się jako "nieprzeciętny", "wiele warty rozmówca", "pozbawiony zawiści" i "nie bredzący" (że odwołam się do poprzedniej urokliwej Twojej wypowiedzi). Ale mocy Twoim argumentom taki język nie dodaje (i jakoś mało mnie wzrusza, a nawet cieszy, bo tego typu argumentacja ad personam jest zazwyczaj dowodem bezsiły i braku argumentów). A merytorycznie? Nadal uważasz, że wątek mamusi Hitlera jest istotny w tej sprawie? Nadal uważasz swoją "analizę psychologiczną" za wartościową? Nadal uważasz, że tylko Hitlera ludzie kochali?
  21. Myślę, że żadnego sporu pomiędzy nami w "tym temacie" nie będzie, zatem może poczekamy na nowych gości . Ewentualnie dorzucę tylko, że irytuje mnie współczesna "obróbka propagandowa", która każe młodzieży widzieć w Polsce Ludowej zło absolutne, wszelakie i dojmujące tak, iż więcej już nie można dojmować :wink: . Nawiasem mówiąc - utrudnia to obiektywną analizę tego co w PL było rzeczywiście złe.
  22. 4 kólka czyli historia samochodu do lat 90 tych.

    Dla wygody podrzucam link do Wikipedii. Red Flag Act.
  23. Najmniej rzetelny polski dziennikarz

    Nasza tytułomania ma się nijak do austriackiej, czy nawet niemieckiej :wink: . Wańkowicz opisywał, jak w Izraelu dwaj wygnańcy z "aliji niemieckiej" podawali sobie cegły. "Bitte Herr Doktor" - "Danke Herr Doktor". W. Bartoszewski nie ma może formalnego tytułu profesora, ale zawsze jakoś szlag mnie trafia jak J. R. Nowak o tym z lubością przypomina. Argumentum ad personam.
  24. Największy zbrodniarz: Adolf Hitler czy Józef Stalin

    Tylko ad vocem. Nie. To jest dokładnie to samo co "wyższość Hitlera nad Stalinem". Jeżeli A jest większe od B, to B jest mniejsze od A. Chyba, że czarne jest białe, a białe jest czarne - wg. klasyka. Może (raczej - może tak uważasz, bo ja z tym, że jesteś obiektywny się nie zgodzę), ale skoro tyle mówisz o polskości, zatem naszej sytuacji nie powinieneś w obiektywnej analizie pomijać.
  25. 4 kólka czyli historia samochodu do lat 90 tych.

    A ja sentymentalnie. Zawsze niezwykle podobała mi się "Déesse" Citroëna. Taka, którą jeździł de Funes i Fantomas. Dziecięce zauroczenie, ale Citroën kilka rewolucyjnych samochodów "popełnił" i jak najbardziej na magisterkę zasłużył :wink: . Jakbym miał czas i pieniądze na doprowadzenie takiego czegoś do "błysku" to bym się nie wahał...
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.