Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. KTO Rosomak

    Cytat ze strony http://www.militarium.net/
  2. Polska w latach 1944 - 1956

    Osobiście cenię pracę ks. Z. Zielińskiego, Kościół w Polsce 1944-2002, Radom 2003. Problematyką zajmowali się m.in. także A. Dudek, J. Eisler, P. Raina, J. Żaryn. Mam sporo zastrzeżeń np. co do obiektywizmu Panów Żaryna czy Dudka, ich pozycje są nader "IPN-owskie w stylu" (co skądinąd nie dziwi ), ale aby wyrobić sobie zdanie, należy samemu przeczytać.
  3. PRL

    Napisałbym może trochę oględniej, bo oczywiście to nie było tak, że represyjność skończyła się, ale diametralnie została zredukowana. Ale oczywiście rozumiem o co Ci chodzi. Przy okazji - jestem po lekturze ciekawej książki: J. Wawrzyniak, ZBoWiD i pamięć drugiej wojny światowej 1949-1969, Warszawa 2009 (polecam!). Znalazłem w niej interesujące rzeczy. Prezes Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, regulamin tej organizacji dopuszczali (w końcu lat 50.) nawet przyjmowanie do niej tzw. (dziś za III RP) "żołnierzy wyklętych", czyli ludzi, którzy walczyli dziesięć lat wcześniej z nową władzą z bronią w ręku! Fakt, że na zasadzie weryfikacji, ale zawsze. W charakterze ćwiczeń z "gdybologii stosowanej", wyobraźmy teraz sobie, że w ZSRR dziesięć czy pięćdziesiąt lat po wojnie domowej do ichniego ZBoWiD-u przyjmują weteranów od Korniłowa czy Wrangla . PRL - to jednak był rzeczywiście najweselszy barak. Z głośną muzyką i tańcami z przytupem . Generał E. Kliszko, przewodniczący Głównej Komisji Weryfikacyjnej ZBoWiD (1957 r.): "(...) Ale nie możemy pomijać tego faktu, że dużo ludzi, którzy byli w AK i którzy walczyli z okupantem, przeszło do organizacji WiN-u mniemając, że jest to kontynuacja tej samej walki. I dlatego do ludzi, którzy byli w AK i walczyli z okupantem a potem wskutek nieświadomości przeszli do WiN-u musimy podejść inaczej. (...) Te rzeczy wymagają bardzo zróżnicowanego, zindywidualizowanego podejścia do sprawy. Mogę kolegów poinformować, że Główna Komisja Weryfikacyjna (...) rozpatrzyła już szereg spraw byłych winowców i nie potraktowała wszystkich jednakowo. (...)" Za: J. Wawrzyniak, ZBoWiD i pamięć drugiej wojny światowej 1949-1969, Warszawa 2009, s. 216. A teraz znowu "gdybologia". Czy możemy dziś wyobrazić sobie jak Pan Prezes Kurtyka zaleca zindywidualizowane podejście do milicjantów, żołnierzy KBW itp., walczących po drugiej stronie barykady w latach 40.? A może - Apage, Satanas! - do SB-eków z lat 80.? Nie? No właśnie...
  4. Kodeks Karny ZSRR

    Czyli "wszystko już było...". Swoją drogą ciekawe, jakie Tagancew przewidywał sankcje. W art. 58 ust. 1b kodeksu radzieckiego członkowie rodziny wojskowego zbiegłego za granicę (jeżeli nie powiadomili właściwych władz) zagrożeni byli sankcją 5-10 lat i konfiskatą całego (sic!) mienia, a pozostali członkowie rodziny pozbawieniem praw wyborczych i 5-cio letnią zsyłką. W tym drugim przypadku mamy zresztą chyba automatyczną karalność, tylko na podstawie związków rodzinnych. Coś nie chce mi się wierzyć, aby w tej materii Tagancew był równie surowy.
  5. Zmiana konstytucji

    Na temat prawa podatkowego się polemicznie nie wypowiadam, na temat jakości prawa generalnie w Polsce także, bo zdanie mam do Ciebie zbliżone. Od mniej więcej 20-25 lat panuje w Polsce stan, który ktoś ładnie określił "rozwolnieniem ustawodawczym". W mniejszym stopniu jest to wina ekspertów-prawników, raczej polityków, którzy chętnie swoją obecność "u władzy" zaznaczają radosnymi zmianami prawa (i przy okazji nie słuchają ekspertów). Ale, jeżeli dobrze rozumiem, przyczynek do naszej dyskusji jest taki, że czasami lepsze "stare prawo", a nie kociokwik legislacyjny, nakładających się na siebie i niespójnych nowych regulacji . I tu się zgadzam, zresztą kiedyś Rzymianie też już na to wpadli. Natomiast pozwalam sobie wypowiadać się o konstytucji. Parę ustaw zasadniczych w życiu przeczytałem i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nasza jest jedną z bardziej przejrzystych. Oczywiście można się kłócić - w zależności od poglądów politycznych - czy system rządów przez nią przyjęty jest dobry czy zły. Jedni woleliby system prezydencki, inni parlamentarno-gabinetowy, normalna sprawa... Natomiast jakość tekstu jest dosyć wysoka. Na tle np. konstytucji amerykańskiej, łotewskiej, francuskiej itp. itd. to arcydzieło precyzji. Cóż, nie idzie w ślad za tym jakość i zdolność do współdziałania polityków - ot i cały problem. A sprawa inkryminowanego "współdziałania" jest prosta - czytamy ze zrozumieniem art. 133 i 146 i po kłopocie. A przy okazji właściwego tematu, ciekawy cytat z jednego z moich ulubionych felietonistów: "Tymczasem w oparach demagogii i populizmu Sejm poprawił konstytucję. Nie będą teraz mogli w parlamencie zasiadać ludzie prawomocnie skazani za przestępstwa umyślne. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zrobiono słusznie. Ale jeśli na sprawę nie "rzucać okiem", ale chwilę pomyśleć, to muszą budzić się wątpliwości. Gdyby takie prawo obowiązywało w monarchii Austro-Węgierskiej, w parlamencie wiedeńskim nie mógłby zasiadać patron socjalistów Daszyński, skazywany raz po raz za przestępstwa umyślne o charakterze politycznym. Po zmianie konstytucji z polskiego życia publicznego można będzie na trwałe wyeliminować osoby skazane za nielegalny strajk, obrazę prezydenta (Gregski - trafiłeś w 10., przyp. Bruno W. ) i temu podobne zbrodnie. Jak prokuratura potrafi działać, pokazała w IV RP. A co będzie, jeśli sądy już też "będą nasze", jak marzył swego czasu Jarosław Kaczyński? Nie zazdroszczę wtedy politykom Platformy, którzy dziś tak ochoczo zmieniają konstytucję. (...)" J. Widacki, Ścierwojady i inne, "Przegląd" nr 19/2009, s. 19.
  6. Zmiana konstytucji

    Gregski - z całym szacunkiem dla kadry inżynierskiej , ale jest logiczne, iż przepis ten tworzyli prawnicy . I jest zrozumiały, w szczególności w powiązaniu z innymi przepisami konstytucji - np. art. 146 ust. 1. Cały czas krążę wokół jednego, jak nie będzie woli i konsekwencji w egzekwowaniu tego co jest, to możemy sobie napisać tysiące nowych przepisów - i nic to nie da. Także na poziomie konstytucji.
  7. Zmiana konstytucji

    FSO - problem w tym, że nawet wpisanie do konstytucji niczego nie gwarantuje. Vide - art. 133 ust. 3 "Prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem". Taaaak... Będę powtarzał jak mantrę - dobrych standardów służby Państwu, odpowiedniej kultury politycznej nie zapewni mnożenie, czy zmienianie przepisów, tylko ich egzekwowanie i pozytywistyczna praca wychowawcza u podstaw (a jednego i drugiego brakuje).
  8. Kodeks Karny ZSRR

    Poruszamy się w świecie fikcji, ale - mimo to - wskazałbym na pewne różnice. Konstytucja, można powiedzieć, trzymała standardy. Jakby powykreślać parę zwrotów typowych dla epoki i dać ją komuś przeczytania (powiedzmy prawnikowi nie zorientowanemu historycznie), to mógłby dojść do wniosku, że to zupełnie przyzwoity akt prawny. Natomiast kodeks karny RSFRR myślę, że dla "nie zorientowanego historycznie prawnika" byłby cięższym orzechem do zgryzienia. 58-my artykuł to jednak - przynajmniej odnośnie do niektórych fragmentów - spore kuriozum prawne. Mam na myśli potraktowanie czynów zabronionych jako czarnej dziury, do której zmieści się wszystko i możliwość nałożenia bardzo wysokich sankcji. W szczególności odnotowałbym: art. 58 ust. 10 - "kontrrewolucyjna propaganda", art. 58 ust. 13 "kontrrewolucja historyczna", a także później dodane art. 58 ust 1a i 1b "zdrada Ojczyzny" i objęcie bardzo surową sankcją członków rodziny zdrajcy, "którzy wiedzieli o...".
  9. Największy zbrodniarz: Adolf Hitler czy Józef Stalin

    Jeszcze w sprawie OT. Podrzucam link do dyskusji o konstytucji stalinowskiej. Oczywiście także służę swoim tekstem konstytucji, referatem wprowadzającym Stalina, tudzież "Zagadnieniami leninizmu", bo tam zdaje się konstytucyjnoprawne przemyślenia Wissarionowicza też się przewijały . Ja w każdym razie największy "odlot" miałem, gdy czytałem jak przekonywał zgromadzonych usilnie, że republika powinna mieć konstytucyjne prawo swobodnego wyjścia z ZSRR.
  10. PRL

    Ja poruszyłbym jeszcze jeden aspekt. Z obszaru mitologii narodowej. II RP kultywowała mit Piłsudskiego i Legionów. Z wydarzenia drugorzędnego dla odzyskania niepodległości (walk Legionów) uczyniono pierwszorzędne. Z ważnego polityka, ale popełniającego istotne błędy i bynajmniej nie jedynego zasłużonego - uczyniono Nadpostać Wielkiego Marszałka Ojca Ojczyzny. A służba w Legionach stała się przepustką do bajecznych karier. Niekoniecznie właściwych osób. Dzisiejsza RP natomiast kultywuje mit "Solidarności" (inna sprawa, że mit Piłsudskiego przy okazji oczywiście powrócił). Mit założycielski III RP sprowadza się do wiary, że w ciężkich, krwawych zmaganiach "Solidarność" pokonała komunizm w Polsce i w regionie. Szczegóły mitu bywają różne, w zależności od poglądów politycznych (jedni uważają, że to była "Solidarność" Wałęsy, inni, że Gwiazdy czy może Kaczyńskich ), ale główne założenie jest podobne. W micie tym jest tyleż prawdy, co w micie Legionów. "Solidarność" była ważnym ruchem społecznym w Europie Środkowej, ale niczego nie obaliła i nie była w stanie obalić. Upadek systemu jest związany z postacią Gorbaczowa i konsekwencjami jego decyzji (inna sprawa, że przez jego samego pewnie nie do końca pożądanymi i przewidzianymi). A myśmy skwapliwie skorzystali z historycznej okazji i rozwiązali system za porozumieniem stron (ówczesnej władzy i "Solidarności"). Żadnego komunizmu też w Polsce lat 80. nie było. Były rządy autorytarne, wcale nie skrajnie represyjne, o wiele łagodniejsze od innych w regionie i bardzo już odległe od kanonów ideologii "realnego socjalizmu". Walka też nie była szczególnie krwawa, szczególnie jeżeli uwzględnimy stan emocji społecznych i potencjalne możliwości aparatu represji. Ale mit ma swoje wymogi. Zatem im więcej odnajdzie się ofiar stanu wojennego - tym lepiej. Im bardziej dzieciaki będą przekonane, że za PRL to taki właściwie hitleryzm był - też lepiej. Okupacja porównywalna do hitlerowskiej - ależ proszę bardzo. Żadnej historycznej racji Jaruzelskiemu przyznać nie można - bo to naruszy mit. W utrzymaniu mitu zainteresowana jest olbrzymia część polskiej klasy politycznej - w przekonaniu, że tylko nawet ww. przez FSO "rozlepianie plakatów" w latach 80. daje ipso facto prawo do rządzenia Polską na zawsze, niezależnie od kompetencji. Dla mnie natomiast są to raczej zjawiska z zakresu propagandy i manipulacji społecznej, niż poszukiwania wielobarwnej prawdy historycznej.
  11. Nowy konflikt spolaczno-polityczny na horyzoncie?

    To skądinąd potrafią, ale jest to akurat argument bez znaczenia. Jakby nie potrafili, to i tak niewiele zmienia, jeżeli oczywiście postrzegamy świat według prawideł gospodarki rynkowej. Nie odnoszę się do podnoszonych zalet pracowania wydajnie w wydajnym zakładzie pracy, bo to oczywista oczywistość. Mogę tylko gratulować odniesionego sukcesu. Chodziło mi o to, aby doceniając uroki thatcheryzmu nie popadać w skrajność i nie sprowadzać robotników wielkich zakładów (en bloc) tylko do poziomu niepotrzebnych pasożytów, którym obcy jest dar uczciwej pracy, a tak można zrozumieć powyższą wypowiedź: Wystarczy zawrzeć to w słowach: "ja X nie mam zamiaru wydawać moich pieniędzy na innych, bo są moje". To samo, ale jednak inaczej.
  12. Zmiana konstytucji

    FSO - jak pisałem, nowa regulacja konstytucyjna jakoś szczególnie mi nie przeszkadza. Ale trochę na to patrzę tak: Mamy np. przepis, że nie można rozmawiać przez telefony komórkowe w czasie jazdy. Właściwie martwy. Czy opatrzymy go sankcją 10 złotych czy 100.000 złotych, będzie nadal martwy, bo nikt się nie bawi w skuteczne egzekwowanie go. Podniesienie w jego przypadku wysokości sankcji - przykładowo z 10 na 200 złotych - polityków kompletnie nic nie kosztuje, a daje propagandowy efekt społeczny w postaci sygnału: "martwimy się, pracujemy, działamy". Tylko, że nic z tego nie wynika. A wystarczyłoby konsekwentnie egzekwować przepis, nawet przy niewielkiej wysokości sankcji i skala problemu by się zmniejszyła. Albo po prostu należałoby go znieść, bo nie ma nic bardziej szkodliwego dla powagi prawa, niż przepis nie egzekwowany w praktyce. Osobiście zatem wolałbym, jakby już w ramach istniejącego prawa prowadzono skuteczne działania np. antykorupcyjne w skali makro, a nie uspokajano sumienie nowelizacjami.
  13. Największy zbrodniarz: Adolf Hitler czy Józef Stalin

    Mam ją akurat przed sobą, niedawno odnalazłem w dalszych złożach swoich książek. Ładne wydanie z 1951 r. z załączonym referatem Stalina, w którym broni m.in. prawa do swobodnego wystąpienia republiki ze związku . Już kiedyś dyskutowaliśmy o niej (na pewno z udziałem FSO). Gdyby odrzucić typowe dla epoki słownictwo i kilka kontrowersyjnych rozwiązań, nadawałaby się jak najbardziej dla państwa demokratycznego. W sumie niedalekie to wszystko od parlamentarno-komitetowego ustroju Szwajcarii. Silny parlament, rozbudowana federalna struktura państwa. Nie pierwsza to sytuacja w historii świata, gdy praktyka nader mocno rozmijała się z teorią... Tylko jeszcze pro forma. Paragraf 58 to nie była konstytucja, tylko kodeks karny RSFRR z lat 20., jeżeli dobrze pamiętam, to stosowany bodajże przez dłuższy czas w innych republikach radzieckich (później uchwalały chyba własne kodeksy, oczywiście wg. jednolitego wzorca).
  14. Zmiana konstytucji

    Będę sceptyczny. Nie uważam, że tworzenie nowych instytucji czy praw jest receptą na niedostatek kultury politycznej. Raczej - mozolna praca od podstaw, której u nas brak. Do łez rozbawiła mnie swego czasu np. inicjatywa tworzenia kolejnej instytucji - CBA, jako "bicza na korupcję". W najbardziej skorumpowanych krajach świata mają po kilka rodzajów policji. I co? I nic. Podobnie jest z przepisami. Napisać przepis - to nie sztuka. Jak nie wiadomo co robić, można zawsze zmienić prawo lub zarządzić reformę. Sztuką jest doprowadzenie do tego, że już istniejące instytucje będą działały sprawnie, a prawa będą egzekwowane i szanowane.
  15. Gdyby nie było Konstytucji 3 maja?

    "Istnieją liczni Polacy, którzy uważają, że pozostawienie Rzeczypospolitej w systemie rosyjskiej hegemonii było czymś równie złym - albo może nawet i gorszym - jak rozbiory. Słowem, lepiej nie mieć w ogóle własnego państwa niż posiadać państwo o ograniczonej suwerenności. Ale tego rodzaju pogląd może być tylko wynikiem niezdolności do politycznego myślenia. Spod protektoratu można się prędzej czy później wybić na niepodległość". L. Mażewski, Powstańczy szantaż, Warszawa 2004, s. 23-24. Konfederacja barska, dzieło konstytucji 3-go maja, jak i powstanie kościuszkowskie były niewątpliwie wywołane pobudkami patriotycznymi. Rożnej maści, ale patriotycznymi. Z przewidywaniem, planowaniem i logiką było gorzej. Z ostatecznymi konsekwencjami także. Historia miała się powtarzać wielokrotnie w przyszłości.
  16. Nowy konflikt spolaczno-polityczny na horyzoncie?

    Nie, zapewne nie jest gorsze, choć go nie znam. Natomiast nie podobają mi się specjalnie uogólnienia. Jak zakładam, zarówno wśród inicjatywy prywatnej, jak i "wielkoprzemysłowej klasy robotniczej" są uczciwie pracujący i kombinatorzy. Natomiast założenie, że ktoś stojący przy tokarce jest z założenia mniej uczciwy wobec społeczeństwa, niż adwokat czy przedsiębiorca przypomina mi trochę - toutes proportions gardées - pewną argumentację z przeszłości, iż wartościowa jest klasa robotnicza, chłopi (najlepiej biedniacy) i ewentualnie inteligencja (pracująca oczywiście), a reszta to zasadniczo spekulanci i badylarze. Nie odnoszę powyższego do najnowszych wydarzeń, bo tu aspekt polityczny jest oczywisty. I za bardzo to mi się nie podoba. Ale z drugiej strony - w latach 80. zarzutem władzy wobec strajkujących też była polityczność protestów. Kółko się trochę zamknęło. A skądinąd na to, że Stocznia Gdańska nie ma wielkiej przyszłości wpadł już niejaki M.F. Rakowski. Tylko, że wtedy była to polityczna zemsta "złej komuny" nad Kolebką Solidarności. Gdyby późniejszej władzy nie zabrakło konsekwencji, od wielu lat problemu stoczni by już nie było. Stały by tam biurowce, a byli stoczniowcy dawno pracowaliby gdzie indziej.
  17. Nowy konflikt spolaczno-polityczny na horyzoncie?

    Czy możemy założyć, że klasa wielkoprzemysłowa ex definitione nie pracuje uczciwie i ta cecha jest właściwa tylko "reszcie społeczeństwa"? Miałbym wątpliwości.
  18. Zmiana konstytucji

    Wiesz FSO, tylko z takim posłem można sobie doskonale poradzić na gruncie istniejącego prawa. W skrajnym przypadku można go nawet od razu aresztować bez zgody Sejmu (jeżeli jest złapany na gorącym uczynku przestępstwa i jego zatrzymanie jest niezbędne dla zapewnienia prawidłowego toku postępowania), tyle, że trzeba powiadomić niezwłocznie Marszałka. A potem pozbawienie immunitetu formalnego przez Sejm powinno być - nomen omen - formalnością. Znowu wracamy do tego, co już gdzieś, kiedyś dyskutowaliśmy . Można mieć najlepszą konstytucję i fatalną jej realizację. Można mieć najlepsze przepisy na świecie o odpowiedzialności posłów - i różne zjawiska patologiczne. Kultury politycznej nie wprowadzi się restrykcyjnymi przepisami, to bardziej złożony proces. Niestety u nas wielu dba o to, aby ten proces był jak najdłuższy. Media, które kochają jak politycy warczą na siebie, a nie dyskutują; wyborcy, którzy interesują się polityką na poziomie tabloidów i wreszcie sami politycy, którym taki stan odpowiada.
  19. Zmiana konstytucji

    Masz Gregski dużo racji. Mnie osobiście ten przepis jakoś bardzo nie przeszkadza. W historii prawa wyborczego na świecie było sporo kuriozów (jak pozbawianie praw wyborczych bankrutów, osoby żyjące z nierządu, o zbyt małym majątku, o hańbiących ludzkość cenzusach rasy czy wyznania już nie wspomnę), a ta regulacja jakoś strasznie antydemokratycznie nie wygląda. I może ma jakiś sens w Polsce. Z drugiej strony jednak: 1. Wolałbym, aby to była sui generis kara dodatkowa. I dziś znamy pozbawienie praw publicznych (wyrok sądowy) i praw wyborczych (przez Trybunał Stanu). Po prostu wprowadzić możliwość pozbawienia samego prawa wyborczego biernego przez sąd w związku z popełnieniem niektórych przestępstw (zachowując oczywiście dotychczasowe regulacje dotyczące pozbawienia praw publicznych i wyborczych). Sąd by decydował, czy przestępstwo jest tego rodzaju, że powinno skutkować odjęciem biernych praw wyborczych (i na ile). 2. Trochę przypomina mi to leczenie skutku, a nie choroby. Jakości naszej klasy politycznej i elektoratu to chyba nie wzmocni. A to wyborcy powinni mądrze wybierać i mieć z kogo wybierać. A cynicznie dodam, że wolę przestępcę skazanego wyrokiem (no może nie za jakieś straszne zbrodnie), któremu wyrok jeszcze nie uległ zatarciu, ale zachowuje się przyzwoicie i jest kompetentny, od dyletanta z czystym kontem, fantazjującego z mównicy sejmowej. Taki ze mnie cynik i już .
  20. Nowy konflikt spolaczno-polityczny na horyzoncie?

    Nie sądzę, przynajmniej jeżeli mówimy o skali makro. Jak ktoś powiedział - "byt określa świadomość". Dopóki istotna część społeczeństwa będzie przekonana, że istnieją jakieś szanse własnego wzbogacenia się, dopóty o jakimś wielkim buncie społecznym nie ma mowy. Poza tym, póki co kryzys światowy z Polską obchodzi się dosyć łagodnie, dopiero jeżeli dopadnie nas silniej, może rzeczywiście być nieciekawie. Choć niekoniecznie w formie takiej, jak piszesz. Jednak o wariancie greckim politycy powinni zawsze pamiętać. Poza tym na korzyść obecnie rządzących (każdej ekipy) działa dyfuzja odpowiedzialności. Dawno, dawno temu (w Polsce Ludowej) rządzący odpowiadali za wszystko. I za wszystko byli rozliczani (nie w wyborach rzecz jasna, ale za pomocą instytucji sprzeciwu obywatelskiego - z rozruchami na pierwszym miejscu). Co kogo obchodziło w czasach Gierka, że na Zachodzie był kryzys naftowy i część gierkowskich planów gospodarczych przez to wzięło w łeb? Był "władzą" - zatem odpowiadał. Dziś odpowiedzialnych za niedole pracobiorców jest dużo więcej, począwszy od danego, konkretnego kapitalisty po światowy kryzys gospodarczy. Rządom zatem łatwiej "wymigać się" od odpowiedzialności. Taki urok gospodarki rynkowej. Tak samo, obecnie istnieje o wiele większe zróżnicowanie interesów tych "u dołu" drabiny społecznej. Kiedyś można było mówić o strajkach solidarnościowych, jednoczących robotników z wielu zakładów przeciwko władzy. A dziś - jaki ma interes człowiek prowadzący warzywniak, czy pracujący w zakładzie "Y" w tym, że znajdą się pieniądze na zakład "X", czy pracowników zakładu "X""? Przecież to z ich podatków. Egoizm, partykularyzm jest istotną siłą ograniczającą perspektywy "wyjścia społeczeństwa na ulice".
  21. PRL

    Ywka, po prostu szukaj swojej własnej odpowiedzi. Jakoś ufam, że młodzi, inteligentni ludzie poradzą sobie ze skrajnościami propagandowymi i oddzielą ziarno od plew "polityki historycznej" made in IPN. Ja "od siebie" mogę powiedzieć tyle, że porównywanie PRL z hitleryzmem to gigantyczny absurd. A przy okazji - pamiętaj o dużych literach na początku zdania . Minister - to chyba zjawisko dosyć charakterystyczne. Zauważyłem, że o Polsce Ludowej najlepiej wypowiadają się ludzie, którzy w latach 80. mieli 40 lat i więcej. Wielu z nich pamiętało wojnę, odbudowę, stalinizm. Wielu też pamiętało Polskę przedwojenną, bynajmniej mlekiem i miodem nie płynącą. Mieli skalę porównawczą. Nie spotkałem właściwie w tym pokoleniu ludzi, którzy porównywaliby PRL do okupacji (choć wielu z nich szczerze systemu nie kochało). Najgorzej o PRL wypowiadają się ludzie, których w PRL nie było na świecie, albo w latach 80. mieli góra 20 lat. Z obowiązku moderatorskiego zaś wspomnę o "ó" i "ż" .
  22. ks. Adam Boniecki

    Ks. A. Boniecki ŹRÓDŁO CYTATU. Osobiście czuję do Księdza duży szacunek. Szczególnie, gdy czytam takie wypowiedzi na temat "uroków" naszej dyskusji publicznej.
  23. Przemiany społeczne czasów PRL

    Generalnie musimy rozróżnić dwie grupy ludności: 1. Ci, którzy przeszli weryfikację narodowościową. Czyli uznano ich lege artis Polakami i otrzymali obywatelstwo polskie (przede wszystkim zgodnie z ustawą z 28 kwietnia 1946 r. o obywatelstwie polskim osób narodowości polskiej zamieszkałych na terenach Ziem Odzyskanych, nie wnikam szczegółowo w efekt działania kolejnej ustawy z 1951 r. o obywatelstwie polskim). Czyli Mazurzy, Warmiacy, Górnoślązacy, "Słowińcy". Tak naprawdę z ich świadomością narodową różnie było. A. Sakson, Mazurzy - społeczność pogranicza, Poznań 1990, s. 159, przyp. 102, podaje (na podstawie artykułu J. Gisgesa z 1956 r.), że ankieta wśród mazurskich czytelników biblioteki z Mikołajek wykazała, że na kilkudziesięciu dokładnie dwóch nie podało narodowości niemieckiej. Oczywiście na Mazurach stopień identyfikacji z Polską był najmniejszy (vide referendum z1920 r.). Gdzie indziej bywało różnie, ale różnice poziomu życia pomiędzy RFN a Polską zadecydowały, że do Niemiec wyjeżdżały nawet osoby silnie związane z polskością. A ci co pozostali często (zgodnie z art. 116 niemieckiej ustawy zasadniczej) mają obok polskiego niemieckie obywatelstwo, a część z nich poczuwa się przy tym do niemieckiej przynależności narodowej, tworząc podstawowy trzon mniejszości niemieckiej w Polsce. 2. Tak zwani "uznani Niemcy". Czyli specjaliści zatrudnieni np. w Wałbrzyskim Zagłębiu Węglowym, Żegludze Odrzańskiej, PGR-ach. Na początku lat 50. było ich 100-200.000 i posiadali często status apatrydów (bezpaństwowców). Za: M. Zybura, Niemcy w Polsce, Wrocław 2001, s. 207. Byli to już bez żadnej wątpliwości Niemcy etniczni. Ich sytuacja poprawiła się na początku lat pięćdziesiątych (po powstaniu NRD i nawiązaniu z nią stosunków) - powstały szkoły, prasa niemieckojęzyczna itp. W swej masie specjaliści i inni "etniczni Niemcy" wyjechali jednak po 1956 r. Pozostały nieliczne osoby, np. Niemki, które wyszły za mąż za Polaków. Swego czasu widziałem gdzieś interesujący (i wzruszający program) o takich małżeństwach.
  24. Stosunki polsko - litewskie

    Masz jeszcze trochę odesłań w artykule Cenckiewicza na tej stronie (przypis 53): LINK
  25. Wykres

    Dokładnie.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.