Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,677
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Plebiscyt w Wielkopolsce i na Pomorzu

    Byłby zresztą z tym niejaki problem geograficzny, albowiem dosyć zwarte osadnictwo niemieckie biegło - mniej więcej - wzdłuż linii Noteci, oddzielając Kociewie i Kaszuby od Kujaw i Wielkopolski. Pojawiłby się problem dróg eksterytorialnych...
  2. Wyjazdy zagraniczne w czasach PRL

    Znaczy się, człowiek szczęśliwy, nie zwracający uwagi na przyziemne drobiazgi :book: . Pełna nonszalancja i luz . Ja o swój paszport raczej drżałem i martwiłem się, aby nie zaginął gdzieś tam w urzędzie, bo okaże się, ze przed kolejnym wyjazdem będę go musiał wyrabiać na nowo, a to trwało dłużej, niż zwykłe "ściągnięcie zdeponowanego paszportu z półki w urzędzie". Raz udało mi się przeżyć chwilę zwątpienia, czy kolejna eskapada dojdzie do skutku, bo organizator poprzedniego - studenckiego - wyjazdu oddał mój paszport na komendzie w innym mieście. Skończyło się na krótkim "Poszukiwaniu Zaginionego Paszportu" .
  3. Generał Józef Kuropieska

    Ja osobiście najbardziej cenię "Nieprzewidziane przygody" i "Od października do marca". Jedne z ciekawszych wspomnień o powojennej armii (i oczywiście o dramacie śledztwa w latach stalinizmu).
  4. I szczęśliwie dla nas mu nie wyszło (i szczęśliwie nikt Gorbaczowa w międzyczasie nie obalił, zabrali się do tego dopiero w 1991 r.). I dzięki Bogu - najpierw zabrał się za głasnost', suchoj zakon itp. Natomiast, jakby zabrał się (jak Deng Xiaoping) w pierwszej kolejności za gospodarkę - różnie mogłoby być.
  5. Wyjazdy zagraniczne w czasach PRL

    To dostałeś ją ostatnim rzutem na taśmę, bo później były stempelki. Chyba z wyjątkiem wyjazdów do Jugosławii, do której wkładki paszportowe obowiązywały najprawdopodobniej nadal (w innej formie - jednokrotnej). Link do hasła w Wikipedii.
  6. Wybory w PRL

    Wybory w PRL były nader specyficzne, fakt. Mam nadzieję, że dyskusja rozkręci się w kierunku ówczesnych regulacji wyborczych . Skądinąd niekiedy przypominały te z ordynacji z 1935 r. Natomiast wśród obywateli krążyły koszmarne bajki. O tym, że są kamery w lokalach, że komisja spisuje każdego, który wchodzi za kotarkę, że paszporty się niegłosującym (lub wchodzącym za kotarkę) odbierze itp. Nie głosowałem w PRL (pomijając 1989). Natomiast miałem przyjemność pracować z człowiekiem, który siedział parokrotnie w obwodowej komisji wyborczej za PRL. Kiedyś przy lampce wina, w całkowicie szczerej rozmowie, tzn. w warunkach, przy których jestem 100% pewny jego prawdomówności, spytałem go jak to było z tymi kotarkami. Powiedział, że to wierutna bzdura. Ja mu wierzę. A frekwencja była bardzo wysoka, bo ludzie masowo głosowali. Nie podejrzewam istotnych zafałszowań w tej materii. Ci, którzy głosowali, a którym to nie było w smak, tłumaczyli się m.in. powyższymi banialukami.
  7. Marynarze w PRL

    W ramach małego OT. Pamiętam relację telewizyjną z początku lat 90., opowiadającą o starszym człowieku, który bardzo ciężko pracował w USA (bodajże jako grabarz). Podał jakąś sumę, którą zaoszczędził i był przekonany, że starczy mu to na życie w Polsce. Nie pamiętam, jaki to był rząd wielkości, ale po 1990 r. to już na pewno na niewiele starczyło. Ten człowiek nie miał o tym pojęcia...
  8. Największy zbrodniarz: Adolf Hitler czy Józef Stalin

    Chciałem dokładnie to samo zacytować, gdy to przeczytałem . Natomiast przy okazji tematu o wielkiej czystce (LINK), zacząłem się zastanawiać, czy to, co przyjmujemy a priori (tzn., że Stalin odpowiada za większą liczbę istnień ludzkich) jest prawdą.
  9. Wyjazdy zagraniczne w czasach PRL

    Wkładka paszportowa wielokrotna była chyba przed stemplem w dowodzie (lata 60. i pocz. 70.). Natomiast paszport do krajów socjalistycznych przez moment funkcjonował chyba równolegle ze stemplem. Coś kojarzę, że 1986 r. raz wjechałem do NRD na paszport do demoludów, a raz na dowód (w krótkim odstępie czasu). Ale głowy nie dam.
  10. Całkowicie się zgadzam. Tu nie do końca. Jak już gdzieś pisałem, prawdopodobieństwo upadku było duże, ale ZSRR mógłby w jakimś wariancie (chińskim czy neo-stalinowskim) trwać do dziś. Eksperyment Gorbaczowa był dla nas darem Niebios. Tak sądzę. Dodałbym jeszcze, że musimy pamiętać o sekwencji czasowej. Z punktu widzenia końca 1988 i początku 1989 r. zmiany w Polsce były rewolucyjne w skali bloku. Nawet, jeżeli z dzisiejszej perspektywy tak nie wyglądają.
  11. Sądownictwo w PRL

    Trudne pytanie. Na przykład w sprawie "Nila", nawet jeden z historyków IPN przyznawał, że zarzuty były tego typu, iż obrona była trudna. Jak traktować sędziego, który ma przed sobą niepodważalne dowody, za sobą prawo, ale powinien jednak domyślać się, że "coś nie gra""? Niby wydał wyrok zgodny z prawem i materiałem dowodowym, ale o niezawisłości raczej tu trudno mówić. Zależy od epoki i charakteru sprawy. Zupełnie inaczej było w czasach stalinowskich, inaczej później. W normalnych sprawach cywilnych, czy karnych sądownictwo PRL nie różniło się bardzo od dzisiejszego. Zaryzykowałbym nawet tezę o niezawisłości (ale oczywiście przy typowym dla sędziego w każdym systemie podległości prawu tu i teraz obowiązującemu). Do tej pory istotna część orzecznictwa, glosy do niego są wartościowe. BTW - to, że w PRL prawnicy mogli pisać i wydawać glosy krytyczne do orzeczeń sądowych np. w NRD było niewyobrażalne. Tam glosy pisało tylko "państwo". Pamiętać też należy, że czynnych było też sporo prawników z okresu międzywojennego. I mieli wpływ na powojenne rozwiązania - np. kodeks cywilny. I oczywiście były sprawy pilotowane politycznie. Tu wiele zależało od sędziego. Ale były także przypadki, że w latach 80. opozycjonistom udawało się skutecznie przeprowadzić sprawę w sądzie. I były też sytuacje skrajne - jak "afera mięsna". Ale ta - już wówczas - budziła olbrzymie kontrowersje.
  12. Ja to było w starym dowcipie, są zawsze dwa warianty: 1. Wariant optymistyczny - uda się dogadać z talibami (przynajmniej z jakąś ich częścią - bardziej umiarkowaną). Wojska z Afganistanu wychodzą, a kraj rządzi się po swojemu. Oczywiście nie demokratycznie, według modelu amerykańskiego, bo adaptacja tegoż do tamtejszych warunków jest fikcją, ale staje się w miarę spokojnym i przewidywalnym państwem. 2. Wariant pesymistyczny - wojna trwa następne 20. lat. Z coraz większym nakładem sił i środków (także z naszej strony). A tak BTW - jakby swego czasu L.I. Breżniew zaproponował Polakom wyprawę na wojnę do Afganistanu u boku Armii Czerwonej, wywołałoby to szok, zgrozę, skrajną frustrację i w konsekwencji ogólnopolskie powstanie. Także nawet nie proponował. Dziś do Iraku i Afganistanu pojechaliśmy radośnie sami. W tym pierwszym przypadku w nader dyskusyjnych okolicznościach (z punktu widzenia prawa międzynarodowego).
  13. Marynarze w PRL

    Fakt, to już nie oczekiwanie w kolejce przed kabiną radio, ale nadal bym miał wątpliwości, czy Twoja pensja rekompensuje wszelkie zagrożenia, czy "utrudnienia życia rodzinnego" (tak to nazwijmy). Dziś właściciel sklepu zarobi czasami tyle co Ty, a codziennie wieczorem jest w domciu, i nie wie nawet gdzie jest Somalia. Gregski - proszę o zrozumienie - nie mam zamiaru przekonywać Cię, że masz złą pracę. Wielu ludzi chciałoby zapewne mieć taki status materialny itp. Rzecz jest w tym, że nastąpił relatywny spadek atrakcyjności zawodu. A tak BTW - stosunki międzyludzkie też chyba się mocno zmieniły. Małe załogi chyba powodują, że każdy zamyka się w swoim światku. I dobrze, i źle.
  14. Marynarze w PRL

    Tego nie powiedziałem. Napisałem: "Dziś marynarze to przeważnie dosyć dobrze opłacana grupa zawodowa (płacąca za to oczywiście wielkimi osobistymi kosztami uprawiania tego zwodu), przed 1989 to była natomiast elita elit (mówię przede wszystkim o tych, którzy pływali za granicą - i było ich dosyć dużo - ale także 'dodatek dewizowy' pozwalał na ponadstandardowe życie w Polsce)". I to podtrzymuję. Uważam, że dziś pieniądze, które można zarobić na pływaniu nie są adekwatne do charakteru tego zawodu. Kiedyś charakter był ten sam, ale pieniądze relatywnie większe. Z tym, że nawet wówczas - choć kocham wodę (szop) - na myśl mi nie przyszła chętka bycia marynarzem. Nawet za "dodatek dewizowy". Gregski, a wszystkie roczniki "Morza" w domu miałeś? Wiedziałeś, jak się nazywa każdy polski statek? Zapewniam Cię, że takich ludzi było multum. Nie chcę opowiadać bajek, bo oczywiście pieniądze zawsze były ważne, ale sporo ludzi trafiło na morze jeszcze jakimś takim rozpędem przedwojennej (i powojennej) mitologii Polski Morskiej. Która sobie dawno umarła. I umierała już, gdy Ty zacząłeś pływać.
  15. Czystki 1937 - 1941. Konieczność czy...

    FSO - pojawia się wówczas zasadne pytanie - o ogólną liczbę ofiar Stalina? Trochę się porozglądałem - i np. liczbę ofiar "wielkiego głodu" szacuje się od 15 milionów (fakt, że to wartość skrajna i rzadko spotykana) do 2 milionów. Jeżeli tak to wygląda, to czy możemy - z jakimkolwiek prawdopodobieństwem - oceniać np. kto odpowiada za śmierć większej ilości ludzi (Hitler czy Stalin)? Piszący "czarne księgi" będą wybierać liczy wyższe, broniący Stalina najniższe. Każdy znajdzie swoje liczby.
  16. Wyjazdy zagraniczne w czasach PRL

    Najbardziej był liberalny okres lat 70., kiedy to wyjazdy do tzw. demoludów nie były właściwe reglamentowane. Już wówczas wystarczał chyba tylko dowód osobisty ze specjalnym stemplem. Z tym, że - jeśli dobrze kojarzę - do ZSRR to nie wystarczało (trzeba było mieć wykupioną wycieczkę, lub zaproszenie od osoby tam mieszkającej), bez tego można było jechać tylko tranzytem - np. Mościska-Vadul Siret (do granicy z Rumunią). Najbardziej liberalnie było np. na granicy polsko-enerdowskiej, gdzie np. ludzie ze Zgorzelca masowo bywali po drugiej strony Nysy (i vice versa). Prawie tak jak dziś - tylko była kontrola graniczna. Skończyło się w 1980 r. Po powstaniu "Solidarności" kraje ościenne zawiesiły ten sposób przekraczania granic (dla Polaków). Nadal wystarczał stempel w dowodzie, ale konieczna była wykupiona wycieczka (czy tzw. vouchery), czy zaproszenie. I tak właściwie przetrwało do końca, gdyż bali się polskiej zarazy. Z tym, że bodajże polityka Węgier w stosunku do Polaków była tu najbardziej liberalna. Oczywiście wycieczki były o wiele tańsze, niż do krajów zachodu, stąd Polacy nadal masowo wyjeżdżali do demoludów. Ci handlujący, dokonywali cudów. Z tego co się orientuję, potrafili mieć wykupiony pobyt nad Balatonem, a po drodze załatwić interesy w innych demoludach. Ale to już inna historia. W latach 80. pojawił się też specjalny paszport na kraje socjalistyczne, który - jeżeli dobrze pamiętam - można było trzymać w domu.
  17. Wyjazdy zagraniczne w czasach PRL

    To może kilka wspomnień pt. "jak wyglądała operacja wyjazdu na zachód w latach 70. czy 80.": 1. Bzdurą jest twierdzenie, że największą przeszkodą było Państwo. Państwo nie pozwalało obywatelom wyjeżdżać - co do zasady - w latach 50., a dosyć reglamentowało wyjazdy w latach 60. To wówczas wstrzymywano paszporty za działalność polityczną - vide Kisielewski. W latach 70. czy 80. Państwu generalnie było to obojętne. Z wyjątkiem wojskowych, bo ci zdaje się mieli niewielkie szanse na otrzymanie paszportu, chyba, że w misji wywiadowczej . Osobiście nie znam żadnego przypadku odmowy paszportu w latach 70. czy 80. Nie wykluczam oczywiście takiego prawdopodobieństwa, ale nawet opozycjonistom władze - zdaje się - chętnie by je wydawały, by się ich pozbyć . 2. Problemem były jak dziś - pieniądze. Tylko w innej skali. W każdym większym mieście było przynajmniej kilka biur turystycznych ("Orbis", "Gromada", "Sports-tourist", "Almatur"). Sprzedawały całkiem fajne wycieczki, niektóre nawet nader egzotyczne. Ale kupującego witała cena - np. 10.000 zł plus 800 USD (czy bonów PeKaO). Złotówki nie były problemem, dolary owszem. Zatem przyjemność dla bogatszych ("prywaciarze", wolne zawody), lub mających dostęp do dewiz. Oczywiście można było jechać taniej, ale to wiązało się raczej z turystyką kempingową - skądinąd bardzo popularną w PRL. W tym zakresie Polacy byli mistrzami. Potrafili "dużym fiatem" z przyczepą, za niewielkie pieniądze, objechać całą Europę. Często przy okazji handlując :book: . Dużą pomocą była praca bliskiego za granicą, krewni itp. Można było wówczas wyjechać na tzw. zaproszenie. 3. Istotna część krajów na świecie przesadnie radośnie Polaków nie witała, stąd w wielu przypadkach konieczne były wizy. Wiązały się często z długim (a niekiedy upokarzającym) oczekiwaniem w przedstawicielstwach państw obcych. 4. Procedura paszportowa była bezsensowna i męcząca (do czasów Rakowskiego, kiedy każdy mógł już paszport trzymać w domu). Przed każdym wyjazdem trzeba było wypełnić ankietę-podanie i udać się do biura paszportowego w lokalnej komendzie MO. I odstać swoje w ciasnych pomieszczeniach pełnych ludzi. Paszport i tak każdy właściwie dostawał, stąd ta procedura mnie zawsze skrajnie irytowała. Po przyjeździe paszport trzeba było w tymże samym miejscu zostawić. 5. Różnie to wyglądało, w zależności od miejscowości, czy środowiska, ale wyjazdy na zachód bynajmniej czymś nadzwyczajnym nie były. 6. Relatywna swoboda wyjazdów Polaków wiązała się z wielką zazdrością w skali bloku. Podobną swobodą dysponowali tylko Węgrzy. Sam doświadczyłem tego, że np. NRD-owcy czy Rumuni słuchali naszych opowieści chociażby tylko o Berlinie Zachodnim czy RFN, jak bajek o żelaznym wilku. 7. Sporo ludzi jeździło na zachód (czy do krajów "trzeciego świata") do pracy. Często legalnie, poprzez różne polskie firmy czy instytucje (np. lekarze, pielęgniarki, budowlańcy - do krajów arabskich; marynarze - na obce statki; naukowcy - na staże). Wielu też zatrudniało się na własną rękę. 8. Inne były procedury wyjazdu do krajów socjalistycznych. Wystarczał stempel w dowodzie, a potem specjalny paszport "na kraje socjalistyczne".
  18. Obrady Okrągłego Stołu

    1. Głównie opór tzw. "betonu partyjnego", który widział w "Solidarności" siłę skrajną i niszczycielską. I antysocjalistyczną, rzecz jasna. Aby doprowadzić do zgody KC PZPR na rozmowy z przedstawicielami "Solidarności" Jaruzelski, Kiszczak, Rakowski i Siwicki musieli się uciec do groźby dymisji (X Plenum KC PZPR). 2. Niechęć w stosunku do niektórych przedstawicieli "Solidarności", uważanych za ekstremistów. SB konsekwentnie przedstawiała Kuronia i Michnika jako diabłów wcielonych (co było skądinąd absurdem), stąd strona rządowa długo nie godziła się na ich wejście do delegacji "Solidarności". Opóźniło to rozpoczęcie negocjacji. 3. Ogólną niechęć do "Solidarności", stereotypowo kojarzonej z nieodpowiedzialnym, roszczeniowym kursem i ogólnym warcholstwem. 1. Opory skrajnej części opozycji, która uważała negocjacje za zdradę. Tych zresztą nie pokonano i nadal są ludzie, którzy tak uważają. Ale przynajmniej "jądro Solidarności" zgodziło się, że negocjacje są konieczne. 2. Zarzuty niedemokratycznego sposobu wyboru delegacji "Solidarności". 3. Podejrzenia, że władza chce poprzez negocjacje w jakiś sposób "wymanewrować Solidarność". 4. Ogólną niechęć do władzy, stereotypowo kojarzonej ze stanem wojennym, zamordyzmem i represjami.
  19. Plebiscyt w Wielkopolsce i na Pomorzu

    Sytuacja była - w sumie podobna jak na Śląsku: wieś (raczej) polska, miasta - mieszane. Z tym, że tu odsetek indyferentnych narodowościowo musiał być mniejszy. Z tym, że emigracja z Wielkopolski bardziej identyfikowała by się z Polską. W sumie opinię mam bardzo subiektywną, gdyż wynika głównie z tradycji rodzinnej. Starsze pokolenie moich bliskich - Wielkopolan, niestety już nie żyjące, było bardzo przesiąknięte niemieckimi naleciałościami (tak to nazwijmy w uproszczeniu), ale - jakby co do czego - wątpliwości i gdybań co do polskości najmniejszych nie miało.
  20. Autonomiczne województwo śląskie

    Raczej nie, uchwała Rady Ambasadorów i polsko-niemiecka konwencja górnośląska to dopiero 1921 i 1922 (jeżeli się nie mylę). Chyba J. Ciągwa wyraźnie pisał, że chodziło o odparcie argumentów i obietnic niemieckich, tudzież zachęcenie Ślązaków. H. Rechowicz wspominał chyba o już istniejącym (ale mglistym) ustawodawstwie niemieckim w sprawie autonomii. Czyli polska kontra.
  21. Sądownictwo w II RP

    Sprawa jest Jarpenie bardziej złożona. Nawet W. Gomułka we swoich wspomnieniach chwalił obiektywność i ludzkość dwóch prokuratorów Rudnickiego i Woycickiego (a co jak co, jego sprawa należała do "super politycznych"). W. Gomułka, Wspomnienia, Warszawa 1994, t. I, s. 315-316. Było trochę, jak w PRL (szczególnie późniejszym). Obok praktyk w miarę cywilizowanych, były skrajnie dyskusyjne. Wiele zależało od konkretnych ludzi, sanacja nie miała też tylu kadr, aby wymienić całą obsadę personalną. Ani ambicji, by kontrolować wszystko. Także pracowali w sądownictwie nadal ludzie obiektywni, pamiętający, że można inaczej. Natomiast nacisk bywał silny, wymuszona roszada personalna także. Czy używać słowa kres niezawisłości? Dyskutowałbym. Zależy w jakich sprawach. Na pewno - istotne ograniczenie. Naprawdę odsyłam do artykułu. Ciekawy (szczególnie w części poświęconej sanacji).
  22. Autonomiczne województwo śląskie

    A to takie sprytne zagranie było . Autonomia była wcześniejsza od odzyskania Górnego Śląska. Statut organiczny województwa śląskiego przyjęto ustawą konstytucyjną 15 lipca 1920 r. Województwo to miało obejmować - zgodnie z jego art. 1 - "wszystkie ziemie śląskie przyznane Polsce, czy to ze Śląska Cieszyńskiego, czy też na mocy art. 88 Traktatu Wersalskiego (...)". Żeby Ślązacy wiedzieli, na kogo głosować.
  23. Sądownictwo w II RP

    Po 1926 nastąpiło bardzo silne uderzenie w niezależność sądów i niezawisłość sędziowską. Także poprzez odpowiednie zmiany prawa. Polecam artykuł Z. Witkowskiego i Z. Naworskiego z tego "Przeglądu Sejmowego" (LINK).
  24. Autonomiczne województwo śląskie

    Aby zachęcić do głosowania za Polską. Zrobiono to - nielegalnie - konstytucją kwietniową. Statut organiczny gwarantował sporą odrębność. Jeden z przedwojennych polskich profesorów prawa nawet twierdził, że to nie autonomia, tylko unia dwóch państw - Śląska z Polską. Ale był odosobniony.
  25. Plebiscyt w Wielkopolsce i na Pomorzu

    W Wielkopolsce plebiscyt byłby wygrany. Nie ma siły. Natomiast na Pomorzu mogłoby być nieciekawie. Jeżeli w całych Prusach Zachodnich Niemcy stanowili 66%, a w samym przyszłym woj. pomorskim Polacy większość - jak pisałeś - ale nie tak znowu istotną, to zakładając do tego, że nie każdy polski Pomorzanin, Kociewiak czy Kaszub musiał koniecznie chcieć związać się z nieznanym - moglibyśmy spokojnie przegrać. W skali globalnej. A jakby ustalono podział Pomorza (i czy w ogóle), to już całkowite gdybanie.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.