Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Sterowiec?
  2. Aż tak spokojnie tam nie było, na co dowodem jest niewątpliwie powstanie "zielonoświątkowe" w Pradze. A odnośnie do formacji ochotniczych w Czechach w czasie Wiosny Ludów. Moja wiedza na ten temat jest szczątkowa, natomiast jestem dosyć pewny, że takie formacje tam powstawały. Także na prowincji. Gwardie narodowe, mające utrzymywać porządek, ale generalnie później przechodzące na stronę praskich powstańców. I jak należy przypuszczać, kapitulujące wraz z nimi przed pacyfikującym Pragę Windisch-Grätzem. Czyli formacje w bardzo, ale to bardzo ogólnym zarysie podobne do Gwardii Narodowej w Królestwie Galicji i Lodomerii. Reszta problemu (rozpatrywana pod kątem potencjalnej książki Navogiusa) jest dla mnie zagadką. Na przykład - wywołana wyżej - Česká Lípa to wówczas miasto ze zdecydowaną większością niemieckojęzyczną. Jaki był jej stosunek do powstania praskiego? Czy objęła ją ogólno-austriacka fala rewolucyjna? Czy lokalni mieszkańcy próbowali tworzyć jakąś gwardię narodową, czy inną straż obywatelską? I jeżeli tak, to jak się ona nazywała i zachowała? Poparła praskich powstańców, czy może pacyfikacyjne siły Windisch-Grätza, czy tylko po prostu spokojnie sobie pilnowała porządku w Českiej Lípie? Sadzę, że aby uzyskać odpowiedź na te pytania, trzeba by bardzo mocno poszperać w czeskim i niemieckim internecie, a nawet odwiedzić lokalne archiwa w Českiej Lípie.
  3. Wracając do meritum. Przynajmniej ja osobiście - nigdy o takiej sytuacji nie słyszałem. Ani podczas powstania tkaczy śląskich, ani w czasie Wiosny Ludów.
  4. Okręt, statek wojskowy, okręt wojenny - o problemach terminologicznych

    OK, toteż taką "wpadkę" zaliczyłem do nieco innej kategorii niż mylenie statku z okrętem. Ale wyobraź sobie teoretycznie takiego newsa z 2019 roku: "Ingalls Shipbuilding zbuduje kolejny kontrtorpedowiec typu >>Arleigh Burke<<". Zęby też trochę bolą.
  5. Okręt, statek wojskowy, okręt wojenny - o problemach terminologicznych

    Generalnie rozróżnienie między "statkiem" i "okrętem" jest dosyć oczywiste. I - jak de facto i "Na Boga!" podkreślił Gregski - jego znajomość może być traktowana jako sposób rozróżniania tych, którzy "coś tam, coś tam" o morzu wiedzą - od reszty społeczeństwa. Podobnie - nagminne w środkach masowego przekazu - posługiwanie się określeniem "łódź podwodna" na "okręt podwodny" jest dowodem braku przyswojenia odpowiedniej terminologii przez piszących dziennikarzy i wywołuje zgrzytanie zębami wszystkich, którzy chociażby przeczytali "Wielkie dni małej floty". Jest oczywiście tego więcej, choć może już nie o tak "Na Boga!" charakterze. Chociażby niewłaściwe posługiwanie się terminologią, która była ongiś właściwa, a dziś zdecydowanie razi (oczywiście w odniesieniu do współczesnych okrętów, a nie w kontekście historycznym). Chociażby "kontrtorpedowiec" zamiast dziś przyjętego "niszczyciela", "trawler" ("trauler"), czy "minowiec" zamiast współczesnego "trałowca", czy "niszczyciela min", "torpedowiec" zamiast "kutra torpedowego" (tu dochodzi dodatkowo fakt, że to różne klasy okrętów). Ale oczywiście, nic na tym świecie nie jest jednoznaczne. Na przykład na uczelniach technicznych są (a przynajmniej - niedawno były) wydziały nazywające się bodajże "okrętownictwa", na uczelniach morskich jest pojęcie (i podręczniki) "wiedzy okrętowej". A bynajmniej nie chodzi w tych przypadkach o budowę tylko okrętów, czy wiedzę tylko okrętową. Natomiast w przypadku "okrętu podwodnego" problem dominacji słowa "okręt" wynika pewnie - nomen omen - z ewidentnej dominacji militarnego przeznaczenia tych obiektów pływających. Ilość tych o przeznaczeniu cywilnym jest może spora, ale raczej niewielka wielkością i bardziej kwalifikuje się do kategorii "pojazd podwodny". A nawet jak to są jakieś większe turystyczne "statki podwodne", to raczej będą funkcjonować jako "okręty", czy "łodzie". Dopiero, jak się pojawią na wielką skalę podwodne tankowce, kontenerowce i masowce- to pewnie terminologia "statek podwodny" się siłą rzeczy umocni.
  6. Nie. Bo pominąłeś brak określenia w rocie przysięgi: "jakiego imperializmu konkretnie". Ja bym problem widział bardziej w "nieugiętym staniu na straży władzy ludowej" i "bronieniu niezłomnie praw ludu pracującego, zawarowanych w Konstytucji". Ale z tym też coś się da zrobić: 1. Władzę ludową można uznać za synonim demokracji. I można spokojnie i nieugięcie stać nadal. 2. Nie zdefiniowano też jakich konkretnie praw ludu pracującego i w jakiej dokładnie konstytucji. Da się to przerobić na stanie na straży art. 65 i 66 obecnej konstytucji.
  7. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Ustrojstwo do tankowania w powietrzu. Zob. https://www.altair.com.pl/news/view?news_id=18942
  8. Ad vocem - wyjaśnienia dla Euklidesa, czyli raczej z małą perspektywą, że ich adresat weźmie je poważnie pod uwagę... Aczkolwiek pewnie po swojemu, oryginalnie skomentuje. W dzisiejszej Polsce Zgromadzenie Narodowe, to Sejm i Senat obradujące wspólnie w przypadkach określonych w konstytucji (art. 114 ust. 1 Konstytucji RP). Tych przypadków jest niewiele i obejmują one głównie sprawy związane z Prezydentem (złożenie przysięgi przez niego - art. 130, postawienie w stan oskarżenia przed TS - art. 145 ust. 2, stwierdzenie trwałej niezdolności do sprawowania urzędu w związku ze stanem zdrowia - art. 131 ust. 2 pkt 4, wysłuchanie prezydenckiego orędzia - art. 140). Do tego można dorzucić zwołanie ZN w celu uchwalenia własnego regulaminu - art. 114 ust. 2. ZN w dzisiejszej Polsce nie uchwala ustaw, gdyż jest to jak najbardziej kompetencja Sejmu i Senatu, ale nie działających w formie Zgromadzenia Narodowego.
  9. Winston Churchill

    Kilka ciekawostek, dotyczących "całowania rąk" znalazłem w: A. Marr, Prawdziwa królowa. Elżbieta II, jakiej nie znamy, Warszawa 2017. Wbrew "lekkiemu" tytułowi (szczególnie w polskiej wersji), książka nieźle udokumentowana, przytaczająca szereg relacji świadków (w tym przypadku, głównie "bardziej lewicowych" labourzystów, marudzących na temat starego zwyczaju): 1. Relacja z lat 60. (A.W. Benn, labourzysta, który chciał usunąć głowę królowej ze znaczków pocztowych): "Kiedy po zwycięstwie Partii pracy Benn przed wejściem do Tajnej Rady Królewskiej przybył złożyć przysięgę, uznał ją za >>straszliwie poniżającą<< i demonstracyjnie rozmawiał podczas próby ceremonii. >>Potem kolejno podchodziliśmy do królowej, przyklękaliśmy, braliśmy jej rękę i składaliśmy na niej pocałunek, po czym kłanialiśmy się. Wykonałem najsztywniejszy ukłon, jaki widziałem kiedykolwiek... (…)<<". Za: ibidem, s. 223. 2. "Ze wszystkich ministrów, którzy osobiście czuli się dotknięci wymaganiami Pałacu, nikt nie był bardziej szczery w swoich codziennych zapiskach, opublikowanych dziesięć lat po śmierci autora, co spotkało się z dużą dezaprobatą, niż Richard Crossman, niepokorny intelektualista. (…) Przeszedł drogę niemal od ataku apopleksji z powodu bzdurności dworskiego rytuału (ze zdecydowanie bardziej sztywną etykietą w latach sześćdziesiątych niż dzisiaj) do rosnącego podziwu dla królowej (…) W październiku 1964 roku wyrażał oburzenie z powodu ceremonii całowania rąk poprzedzającej członkostwo w Tajnej Radzie: >>Nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek wymyślono coś nudniejszego, bardziej pretensjonalnego i po prostu głupiego. Było nas tam szesnastu dorosłych mężczyzn. Przez ponad godzinę uczono nas, jak wstać, jak przyklęknąć na poduszce na jedno kolano, jak podnieść prawą rękę z Biblią, jak zrobić trzy kroki w stronę królowej, jak ująć jej dłoń i pocałować.<<" Za: ibidem, s. 228. 3. "Sir Godfrey Agnew, długoletni urzędnik Tajnej Rady, opowiedział mu [Crossmanowi - uwaga Bruno W.] o jednym z wcześniejszych spotkań, które bardzo się nie udało, ponieważ czterej ministrowie, poinstruowani przez ówczesnego sekretarza gabinetu sir Edwarda Bridgesa, przyklękli w złym miejscu pomieszczenia, a kiedy czołgali się na miejsce właściwe, strącili ze stołu książkę (…)." Za: ibidem, s. 229-230.
  10. Wojna hiszpańska 1936-1939

    A ja stanowczo protestuję. Domagam się, aby Gregski nie zamieszczał już żadnych zdjęć. A już w szczególności zdjęć z Belchite. A już zdecydowane nie mówię tym "szczególnym" zdjęciom z Belchite. Zamieszczanie ich wykracza już poza wszelkie sensowne zasady i kryteria. I generalnie stanowczo też żądam - żeby Gregski już nic, nigdy i nigdzie nie zamieszczał. Ależ, oczywiście, że zamieszczaj. Tylko przestań się krygować - po raz kolejny zresztą.
  11. Wojna Krążownicza na oceanach

    Zasadniczo tak uważam. STUFT zostały zarekwirowane, zmilitaryzowane, działały jak typowe (pomocnicze) okręty wojenne, w ramach niewątpliwie wojskowej grupy operacyjnej. Status ich był wówczas pewnie podobny (a może i analogiczny) do Royal Fleet Auxiliary w czasie wojny. Ale: 1. Pytanie, czym jest chociażby dzisiejsza Royal Fleet Auxiliary? Część Royal Navy, ale z własnym prefiksem (nie HMS, a RFA). Odrębna bandera - nie White Ensign, ale zmodyfikowany Blue Ensign. Ale okręty raczej w kamuflażu militarnym. Noszą numery taktyczne. Cywilne załogi zatrudnione przez Ministerstwo Obrony - ale na specyficznych warunkach. Stopnie podobne do wojskowych, mundury też. W czasie działań wojennych - dyscyplina wojskowa. Na burtach tych okrętów jest też trochę "normalnych" wojskowych. Diabeł się z tym nie pozbiera, jak zresztą z wieloma brytyjskimi instytucjami. Ich strona domowa tak to "jednoznacznie definiuje": "The Royal Fleet Auxiliary (RFA) is the uniformed civilian branch of the Naval Service, which is staffed by UK merchant sailors". Za: https://www.royalnavy.mod.uk/our-organisation/the-fighting-arms/royal-fleet-auxiliary 2. Pytanie - jak to było na Falklandach? Osobiście z jednostek STUFT interesowałem się bardziej tylko zdjęciami "Canberry" (z racji urody tego statku) i "St Helen" (podoba mi się - niestety definitywnie wymierająca - instytucja statków pocztowych). I szczerze mówiąc - nie widziałem, aby nosiły wówczas jakąkolwiek banderę. Nawet przy uroczystym powrocie. Pozostawiono im nawet na rufie port macierzysty, wg. cywilnych zasad. Mogłem oczywiście coś przeoczyć. A "Canberra" nadal świeciła białą farbą. Dowodzili dotychczasowi dowódcy - wywodzący się z marynarki handlowej. Oczywiście - "zmilitaryzowani" i wykonujący wojskowe rozkazy. Działania były typowo militarne, właściwe dla okrętów pomocniczych. Ale w oficjalnych dokumentach był podział na personel MN (merchant navy) i RN (Royal Navy). I nie zawsze udolne próby rozdzielenia kompetencji. Reasumując: okręty, ale trochę z tym bałaganu i niejasności.
  12. Wojna Krążownicza na oceanach

    W tym akurat przypadku sprawa była prawnie bardzo złożona. Prawo międzynarodowe pewnie ostatecznie uznałoby jednostki pozyskane w ramach programu STUFT (Ships Taken Up From Trade) za okręty wojenne. Ale sami Brytyjczycy jednak się nieźle zagmatwali, dążąc do pośpiechu (i - typowo angielskiej - oszczędności). Obawiali się chociażby niektóre z tych jednostek uzbrajać, były także problemy z rozdziałem kompetencji między załogami cywilnymi a zaokrętowanym na nie personelem Royal Navy (i powstawały z tego kuriozalne ciekawostki prawne w rodzaju - podaję z pamięci: "personel z marynarki handlowej powinien słuchać rozkazów personelu z marynarki wojennej, jednak rozkaz wydany przez oficera marynarki handlowej osobie z marynarki wojennej jest wiążącym rozkazem w rozumieniu The Queen's Regulations for the Royal Navy"). Aby jeszcze było ciekawiej - "Canberra" była nadal pomalowana na biało (i Argentyńczycy podobnież brali ją za jednostkę szpitalną). Polecam: I.H. Milburn, Falklands War. Get STUFT, GB 2012. Rzecz jest o przejętym w ramach STUFT Royal Mail Ship "St Helena". Autor bardzo krytycznie podchodzi do całej idei STUFT, ale pisze, że statki te zostały "turn into Warships".
  13. Wojna Krążownicza na oceanach

    I to jest bardzo dobra ta koncepcja. Jakoś dziwnie wygląda mi statek, czy okręt w rodzaju żeńskim. [Chyba, że ma ewidentnie żeńską nazwę, jak ww. "Iskra", czy dawny dziesięciotysięcznik "Hanka Sawicka" (tą można z mocą wsteczną zdekomunizować ).] A idąc za anglosaskim ciosem, tak kobieco chyba powinniśmy je wszystkie traktować. Nie mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów językowych.
  14. AK kontra GL

    To już przeszliśmy do historii alternatywnej? Nie wiem co by zrobił, wiem natomiast, że polityka ma niewiele wspólnego z moralnością i sprawiedliwością. Nie bez przyczyny podałem przykład Mannerheima. Z moralnego punktu widzenia mógł odczuwać oczywisty dyskomfort. Jego spokojny kraj został najechany przez agresywnego sąsiada, pozbawiony niezwykle istotnych obszarów, a później na darmo przelewano krew, aby je odzyskać. Ale polityka w 1944 r. nie dała mu zbyt wielkiego sensownego wyboru. Wiemy, co zrobiła większość "Polskiego Londynu". Moralnie pewnie mieli świętą rację, ale skończyli jako grupa starszych panów, o których świat zapomniał, kłócących się zażarcie ze sobą, rozdających ordery i awanse w nieistniejącej armii. Czy była realna alternatywa - pisałem wyżej, że tego z jakąkolwiek pewnością stwierdzić nie można. Wiemy, jak było w realu - wyższość moralna doprowadziła do tego, czego doprowadziła.
  15. AK kontra GL

    A czemu Wilhelmina, a nie np. Mannerheim?
  16. Wojna Krążownicza na oceanach

    Zadziwiania Euklidesa nigdy dosyć: http://zbiam.pl/artykuły/m-1-motorowka-dowodcy-marynarki-wojennej/ https://www.defence24.pl/nowe-motorowki-na-swieto-3-flotylli-okretow
  17. Po 17 września 1939 roku w ręce radzieckie wpadła także część żołnierzy organizowanego w Polsce Legionu Czechów i Słowaków. Co się z nimi działo później? Czy znamy na ten temat jakieś obszerniejsze relacje? Wiadomo, że zasadniczo wstąpili później do 1 Czechosłowackiego Samodzielnego Batalionu Polowego, ale co było w międzyczasie? Jakie były warunki internowania (np. w klasztorze w Suzdalu), czy prowadzono wśród nich (i jaką konkretnie) pracę operacyjną mającą na celu pozyskanie kadr do współpracy z ZSRR, czy represjonowano niektórych z nich (i np. trafiali do obozów gułagu)? Muszę przyznać, że posiadam na ten temat informacje śladowe (i często relatywnie rozbieżne). Od pogłosek o zgodzie ZSRR na wyjazd części internowanych do Francji w 1940 r., możliwościach samoorganizowania się w internowaniu, po jakieś słuchy o próbach pozyskania części kadr, czy o represjonowaniu niektórych. Praktycznie - raczej internetowe plotki, niewiele konkretów i źródeł. A sprawa jest chyba interesująca.
  18. Wojna Krążownicza na oceanach

    "Bieżmy"? No niech chociaż jancet mnie nie załamuje… Qui pro quo.
  19. Inspiracją do założenia tego tematu była pewna ciekawostka z gór, które bardzo lubię - Karkonoszy (aczkolwiek, gdy ta ciekawostka się pojawiła, nie należały one do Polski): Schronisko "Dom Śląski" położone jest (i było) w miejscu chyba najbardziej obleganym przez turystów - u samego podnóża Śnieżki. W 1924 roku zbudowano przy nim elektrownię wiatrową z imponującą turbiną. Przyroda była jednak silniejsza - turbina nie przetrwała najbliższej zimy. Pozostał po niej tylko budynek (stojący obok właściwego "Domu Śląskiego"). Zob: 1. Ogólne informacje w Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Schronisko_Górskie_„Dom_Śląski” 2. Pocztówki z turbiną w pełnej krasie (ze strony polska-org.pl): https://polska-org.pl/7787949,foto.html?idEntity=547008 https://polska-org.pl/3926296,foto.html?idEntity=547008 3. To, co pozostało, czyli mały budyneczek przy "Domu Śląskim" (zdjęcia ze strony polska-org.pl): https://polska-org.pl/900312,foto.html https://polska-org.pl/944263,foto.html?idEntity=547008 4. Czeska strona o tym obiekcie: http://www.4-construction.com/cz/clanek/vetrna-elektrarna-v-krkonosich/ 5. I ogólnie o historii energetyki wiatrowej: https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_wind_power I pytanie laika - czy znamy inne przykłady (prądotwórczego) wykorzystania energii wiatrowej w ówczesnej Polsce (czy na ziemiach dziś należących Polski)?
  20. Futurystyczne pocztówki

    Co prawda nie pocztówki, ale tematyka podobna, zatem ciekawostkę zamieszczam w tym miejscu. Przy okazji - trwającej w Wielkiej Brytanii schyłku czasów gregoriańskich - dyskusji o zaletach i wadach postępu (zob. "March of Intellect"), pojawiło się trochę rysunków. Przynajmniej dwa z nich szczególnie ciekawe: 1. William Heath i jego wizja przyszłości. Zwraca uwagę to, że właściwie u progu epoki pary, przewiduje jej upowszechnienie na wielką skalę. I właściwie w swoim wizjonerstwie z początku XIX wieku - a dokładnie chyba z 1829 - nie różni się bardzo od autorów wyżej przedstawionych pocztówek, późniejszych o jakieś 70 lat. A i wizja "próżniowych" (pneumatycznych?) podróży z Anglii do Bengalu - też ciekawa. Zob.: https://en.wikipedia.org/wiki/File:A_futuristic_vision_Wellcome_V0041098.jpg 2. Robert Seymour i jego rysunek humorystycznego robota (też z ok. 1829). Przypomina trochę świetne ilustracje Daniela Mroza do "Cyberiady" Stanisława Lema. Zob.: https://www.britishmuseum.org/research/collection_online/collection_object_details.aspx?objectId=1336673&partId=1
  21. Mord pod Ciepielowem - opracowanie

    Z cyklu "kurioza znalezione w sieci" - poniższe zdjęcie na serbskiej Wikipedii ilustruje niemiecką zbrodnię w Kragujevacu: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/sr/d/dc/Nemci_pored_grupe_streljanih_gradana.jpg https://sr.wikipedia.org/wiki/Масакр_у_Крагујевцу
  22. Jak to było z tymi kolejkami?

    O cytrusach nie słyszałem, natomiast była u nas próba podjęcia uprawy ryżu.
  23. Jak to było z tymi kolejkami?

    Nic dziwnego w tym, iż wspomnienia bywają różne. Inna sprawa, że trochę sobie uprościłem zagadnienie. Te pomarańcze generalnie nie były jadowicie zielone, raczej reprezentowały gamę zielonkawych, żółtawych i "pomarańczowawych" odcieni. Generalnie jednak różniły się wyglądem zewnętrznym od typowo pomarańczowych pomarańczy, które znał polski odbiorca. Ale - może Capricornusie trafiłeś na bardziej pomarańczowe pomarańcze kubańskie. A może to nie były kubańskie. Trudno zaprzeczyć.
  24. Jak to było z tymi kolejkami?

    Bez przesadyzmu. I dziś trudno trafić w "normalnych" sklepach na porządne pomarańcze, dominują tanio kupowane przez sieci handlowe włókniste i kwaśne - a nadal są pomarańczami. Ja kubańskie pamiętam, jako słodkie (czy nawet bardzo słodkie), ale zielone i właśnie z (wkurzającymi osobę wówczas nie przyzwyczajoną do takiego zjawiska) włóknami przypominającymi nieco "grejpfrutowe". To chyba był główny powód, dla którego za nimi nie przepadano. Po "zerknięciu do zagadnienia" natomiast mogę wysnuć przypuszczenie, że owa zieloność to po prostu cecha pomarańczy tropikalnych, które wcale nie są pomarańczowe. Zob.: http://nomadycznie.blogspot.com/2013/03/owoce-tropikalne-zielone-pomarancze.html https://kuchnia.wp.pl/po-czym-poznac-ze-pomarancza-jest-soczysta-i-slodka-6054911118279809a
  25. Jak to było z tymi kolejkami?

    Sprawa jest raczej oczywista. Przy ówczesnym statusie złotówki i jej odrealnionym kursie oficjalnym, tudzież egzotycznym nieoficjalnym (co powodowało, że zarobki wg. czarnorynkowego kursu liczono w dziesiątkach dolarów, ale mieszkanie można było kupić parę tysięcy "zielonych", a chleb, ciastko, czy bułkę pewnie za centy, o ile nie ich ułamki) każdy wydatek w strefie dewizowej był dla państwa, przedsiębiorstwa, czy zwykłego człowieka luksusem. Dziś nie ma znaczenia, czy kupisz pomarańcze za dolara, czy jabłka za dolara. W złotówkach to ten sam dolar. Wówczas dolar był ubóstwianym dobrem deficytowym. Także np. przez Gomułkę, który z tego powodu podobnież lansował kiszoną kapustę zamiast cytrusów, które "zabierały" państwu dewizy potrzebne na kupno np. maszyn. Kawy też chyba "Wiesław" nie lubił. Z tego co pamiętam, pomarańcze kubańskie (pochodzące z kraju chyba nie o optymalnych warunkach uprawy - zbyt gorącego) nie cieszyły się szczególnym wzięciem (choć - jak pamiętam - miały i swoich zwolenników, chyba nie tylko na zasadzie "z braku laku", choć ta zasada pewnie dominowała). W każdym razie, jak zaczynam sobie wspominać, to wydaje mi się, że akurat w ich przypadku widziałem sytuację w latach 80., że wcale nie zostały rozkupione w ciągu minut, jak "zwykłe" pomarańcze i trochę sobie poleżały w sklepie. Co pewnie nie oznacza, że leżały jakoś bardzo długo. Jak przypuszczam, szczegóły rozliczeń z Kubą były bardzo zagmatwane i podejrzewam raczej barter, niż typową umowę sprzedaży. Ustalenie zatem - "ile za nie Polska dokładnie płaciła i ile powinny kosztować w sklepach" jest raczej niemożliwe. A cenę w sklepach pewnie miały taką, jak inne pomarańcze. Nikt się chyba nie bawił w różnicowanie. Bo w końcu - były pomarańczami.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.