-
Zawartość
5,677 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Ciekawostki wyborcze II RP
Bruno Wątpliwy odpowiedział arnold → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Nie przypomnę sobie gdzie, ale gdzieś czytałem taką wzmiankę. Dotyczyła prawie na pewno tylko powiatu puckiego, nie całych Kaszub. Coś w kontekście - w 1920 r. entuzjastycznie witano Hallera, a kilka lat później dosyć masowo głosowano na kandydatów niemieckich. Jestem zatem ciekawy, czy ma to potwierdzenie w danych. Inna sprawa, że 18,6 % na listę niemiecką w 1922 r. to już relatywnie dużo. Z drugiej strony - bardzo dobry wynik endecji, czyli tendencja jakby odwrotna. Można spotkać się nawet z opiniami, że na tle zderzenia kulturowego, napływu urzędników itp. w latach 20. pojawiała się na Kaszubach "u przeciętnego człowieka awersja do wszystkiego co polskie". Cyt. wypowiedź J. Karnowskiego za: C. Olbracht-Prondzyński, Kaszubi. Między dyskryminacją a regionalną podmiotowością, s. 143. Jestem ciekawy ile w tym prawdy i czy pojawiła się rzeczywiście (na zauważalną skalę) tęsknota za "starymi, dobrymi czasami". -
Ciekawostki wyborcze II RP
Bruno Wątpliwy odpowiedział arnold → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Przyłączam się do prośby. Arnold - masz może konkretne wyniki z powiatu puckiego? Gdzieś czytałem (słyszałem?), że w którychś z powojennych wyborów (lata 20., ale chyba nie 1922 r., raczej 1928) bardzo dobre wyniki w regionie uzyskała mniejszość niemiecka. Kaszubi tak odreagowali błędy polskiej administracji. Wiadomości nie sprawdzałem u źródeł. -
Polska bez "Solidarności"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia Polski alternatywna
W ostatnim "Przeglądzie" (nr 51-52) jest ciekawy wywiad z Karolem Modzelewskim. Tamże, na s. 8: "(...) rozbitkowie w wojskowych mundurach musieli się dogadać z rozbitkami w historycznej szacie solidarnościowych przywódców. I tak doszło do Okrągłego Stołu (...) I nie jest prawdą, że obalił go [komunizm - przyp. Bruno W.] Reagan. Upadł, bo Gorbaczow próbował modernizować ZSRR, żeby dotrzymać kroku Ameryce w wyścigu zbrojeń. Bo przecież nikt rozsądny nie uwierzy, że obaliła go ta resztka 'Solidarności', która dotrwała do 1989 r.". Biorąc pod uwagę tą rozsądną analizę człowieka "ze środka pierwszej Solidarności", a zastanawiając się nad alternatywną wersją historii, utrzymuję się w przekonaniu, że wszystko byłoby jedno, czy w roku 1989 byłyby resztki "pierwszej Solidarności", czy jakieś inne grupy opozycyjne. Los Polski, czy nam się to podoba, czy nie zadecydował się w Moskwie, wraz z pojawieniem się Gorbaczowa. A w Polsce zawsze znaleźliby się ludzie, którzy ową historyczną szansę by wykorzystali (po obu stronach politycznej barykady). Istnienie potężnej "pierwszej Solidarności" nie miało wielkiego i bezpośredniego związku z przełomem 1989 r. (na który miał w Polsce wpływ kryzys systemu, który w tym kształcie wyczerpał możliwości rozwoju, wola zmian u władz oraz opozycji i - przede wszystkim - Gorbi), a kosztowało dużo Polskę w dekadzie lat 80. A cena, którą zapłaciliśmy była nieunikniona w ówczesnej sytuacji geopolitycznej. Albowiem, że zacytuję innego autora z ww. "Przeglądu" (s. 15) Jana Widackiego: "Stan wojenny był dramatem, ale jego alternatywą mogła być tylko narodowa tragedia. Był 'mniejszym złem', jak mówi gen. Jaruzelski. I ma rację. Rację, którą wprawdzie ludziom z mojego środowiska przyjąć z emocjonalnych względów bardzo trudno, ale przecież, gdy uda im się wyzbyć emocji, przyjmą". BTW - wychodzi na to, że "Przegląd" staje się powoli ulubionym z tygodników, które czytam, ale naprawdę jest w nim co tydzień wiele wartościowych tekstów, niekoniecznie zgodnych z propagandowym mainstreamem III i IV RP (polecam np. - oprócz ww. - felieton Krystyny Kofty i wywiad z prof. Janem Ciechanowskim. -
Hitlera, Himmlera i Zalewskiego IPN już nie ściga
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Kalendarz wydarzeń historycznych 2008
Warto zwrócić uwagę na fragmenty wyżej wzmiankowanej informacji: Coś mi się wydaje, że możemy mieć do czynienia z podobną aktywnością IPN, jak w przypadku podejrzenia o dokonanie "zbrodni komunistycznej" na gen. Sikorskim, na podstawie którego wszczęto odpowiednie postępowanie i ustalono z całą pewnością, że gen. Sikorski nadal nie żyje. I oskarżeniem gen. Jaruzelskiego z "bandyckiego paragrafu". Dochodzenie do prawdy historycznej (cokolwiek przez nią rozumiemy) to rzecz ważna, ale powstaje pytanie, czy należy mieszać w to instytucję o uprawnieniach m.in. prokuratorskich. Do tego dochodzi zagadnienie obiektywności IPN, upolitycznienia i kosztów istnienia tej struktury. Sprawą wysiedleń z powiatu wadowickiego doskonale mogliby zajmować się historycy bez ipeenowskich etatów, a oskarżaniem (oczywiście nie Hitlera i Himmlera, ale jeszcze żyjących niemieckich sprawców) normalna prokuratura. Byłoby może mniej kuriozalnie, ale na pewno taniej. -
A ja mam mieszane uczucia. Z jednej strony częsta realna dyskryminacja kobiet, gejów, niepełnosprawnych, niekatolików itp. jest w Polsce faktem, który ma miejsce. Nie ma tu co przymykać oczy i mówić, że wszystko jest OK, bo nie jest. I pewne regulacje prawne są potrzebne, a wręcz niezbędne, żeby każdy, który ma ochotę pomolestować pracownicę, czy nazwać kogoś publicznie "zboczonym pedałem" czuł na sobie oddech wymiaru sprawiedliwości. Z drugiej strony nie jestem przekonany do prób zmiany stanu rzeczy poprzez proste zmiany prawne, w rodzaju ww. parytetu. To raczej sprawa długotrwałej "pracy u podstaw", edukacji, agitacji itp. A tak parytet może się pojawić, ale w formie kuriozalnej - tj. na dalszych miejscach na listach, bez większych szans na wybór, pojawią się krewne i znajome męskich polityków. To trochę tak, jak ze zmianą konstytucji. Można ją zmieniać, ale jeżeli nie będzie zmian w zakresie kultury politycznej, to nic to nie pomoże. Ale z trzeciej strony (o tej już Tewje Mleczarz nie mówił ) nawet nie do końca rozsądna regulacja może wywołać pozytywne procesy w przyszłości. Także - mam mieszane uczucia.
-
Mam pewną ciekawostkę o sytuacji na Litwie w okresie 1940-1941. P. Łossowski, Litwa, Warszawa 2001, s. 161: "W instytucjach państwowych przeprowadzono czystkę, która jednak nie była wszędzie jednakowo drastyczna. Wymieniano pracowników przede wszystkim najważniejszych z punktu widzenia sprawowania władzy resortów, jak ministerstwo spraw wewnętrznych (...) natomiast na przykład w ministerstwie rolnictwa utrzymało się 60 proc. starych pracowników, a w ministerstwie finansów nawet 80 proc." Powyższy przykład dobrze obrazuje sytuację w państwach bałtyckich, gdzie proces przeprowadzono z wykorzystaniem dotychczasowego aparatu państwowego i jego obsady personalnej. Warto zwrócić uwagę, że nawet lokalne armie nie zostały rozpędzone w "cztery wiatry", tylko przekształcone w korpusy terytorialne Armii Czerwonej.
-
Helikopter bojowy dla Wojska Polskiego
Bruno Wątpliwy odpowiedział mch90 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Za "Mangustą" przemawia chociażby to, że Świdnik ma tradycje współpracy z AugustąWestland (jak to poprawnie napisać? ). Natomiast realnie szans (finansowych) na odnowę parku śmigłowców bojowych nie widzę. Generalna mizeria plus Afganistan powodują, że dobrze będzie, jak dokupi się z drugiej ręki parę Mi-24. -
Madhouse, doczytaj może ile osób naprawdę deportowano. O to tu chodzi. Tak na wszelki wypadek wyjaśniam, abyś nie tkwił w błędzie.
-
Polska bez "Solidarności"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia Polski alternatywna
Właśnie nie. Na początku lat 80. takie struktury nie powstały. Solidarnościowe "Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej" okazało się wołaniem na puszczy. Dopiero teraz dorabia się legendę, "jak to dzięki 'Solidarności' ruszyła lawina". Jeżeli coś było wówczas w Europie Wschodniej, to grupki, a nie żadne masowe organizacje (jak np. w Czechosłowacji). Masowe ruchy zaczęły powstawać ((i to bynajmniej nie wszędzie), dopiero w zupełnie odmiennej sytuacji politycznej - pod koniec lat 80. (tzn. za Gorbaczowa). Na przykład Sajudis. W mojej "alternatywnej wersji historii" nie dyskutuję z potrzebą istnienia drobnych sił opozycyjnych w latach 80., czy "wyższej formy" organizacji opozycji pod koniec tej dekady. Chodzi mi o to, że powstanie tak silnej "Solidarności" w 1980 r. per saldo wcale na dobre nie wyszło. Bo implikowało ciąg nieuniknionych zdarzeń, z których Polska wyszła bardziej obolała, niż wyszłaby z kolejnej dekady rządów np. Gierka, czy kogoś podobnego. A polski "Sajudis" można było tworzyć już za Gorbaczowa, gdy otwarła się furtka. -
Polska bez "Solidarności"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia Polski alternatywna
Ja już rezygnuję, bo nie widzę sensu po raz kolejny przypominania, że "totalność" wyniku "Solidarności" nie równa się totalności poparcia, które w skali całego społeczeństwa było na poziomie 40% (tak - wysokim, ale przecież nie "totalnym"), a nader liczne głosy oddane na Rakowskiego i Kiszczaka w warunkach plebiscytarnego charakteru wyborów muszą być uwzględnione podczas ich obiektywnej oceny. Znamy widać inne pojęcia słowa "totalność". I na tym poprzestańmy. Argument o wyborach od 1991 do 2001 roku ma sens, tak samo jak Twój o wyborach 1990, bo pokazuje, że Polacy nie są w swej większości ani z założenia prosolidarnościowi, ani antykomunistyczni (cokolwiek to znaczy), tylko pragmatyczni, plus kierujący się emocjami, propagandą itp. Wybory w roku 1989 tak czy inaczej zakończyłyby się zapewne porażką władz. Gdyby były one jednak trochę mądrzejsze, przy pisaniu ordynacji, czy prowadzeniu kampanii, wymiar propagandowy tej porażki nie musiałby być aż tak widowiskowy, jak był w roku 1989. -
Odsyłam do informacji podanej przez Gnome. Zwracam także uwagę, że liczba studentów w roku akademickim 1937/1938 wynosiła 49,5 tys., w roku akademickim 1946/1947 - 86,5 tys. J. Szaflik, Historia Polski 1939-1947, Warszawa 1987, s. 199. W zniszczonym "do imentu" kraju, ze "zredukowaną ilościowo" kadrą akademicką. Świadczy to dosyć dobitnie, jaki był kierunek działań władz w zakresie polityki edukacyjnej. Odnośnie do wzmiankowanych gdzieś wyżej powojennych prześladowań za posiadanie radia, zwracam uwagę, że pod koniec 1946 r. liczba radioabonentów wynosiła 475.000. Może cyfra nie szokująca, ale przecież startowano po niemieckiej okupacji teoretycznie od zera. Źródło danych - op. cit. Jeżeli nawet liczba 7% osób z wyższym wykształceniem w PRL jest całkowicie poprawna, to przecież rząd wielkości sporo ponad dwóch milionów. Jak to się ma do przedwojnia i liczby wyjściowej w roku 1945? A zwracam także uwagę, że zwykła matura PRL-owska miała często większość wartość niż istotna część dyplomów licencjackich nam współczesnych, gdyż potężna liczba "wyżej wyedukowanych" w III RP to trochę taki humbug. Oczywiście nie jest to prawidłowość absolutna, ale chyba zauważalna. Podobnie jak Atrix nie mam nic przeciwko Polsce suwerennej i państwie dobrobytu np. na wzór skandynawski. Taki stan rzeczy w roku 1945 był jednak nieosiągalny, mimo licznych wysiłków NSZ w przedłużaniu jatki i eliminowaniu mniej lub bardziej wyimaginowanych wrogów Polski. Oceniać zatem trzeba dokonania Polski Ludowej w odniesieniu do sytuacji wyjściowej i realnych możliwości. Zatem, zadaj sobie trudność i sprawdź, jak wyglądał rozwój cywilizacyjny i gospodarczy Polski w roku 1939. Jak się miał polski dochód narodowy do zachodniego, ba - czechosłowackiego. Ile było samochodów na 1000 mieszkańców, ile izb mieszkalnych itp. itd. Jaka produkcja przemysłu II RP, np. w porównaniu do roku 1913? Potem zadaj sobie trud i sprawdź, jakie były zniszczenia wojenne i co do odbudowania. Porównaj to do zachodu (i np. Czechosłowacji). A potem zadaj sobie trud i sprawdź ile np. izb mieszkalnych wybudowano w PRL, jak wyglądał wzrost produkcji przemysłowej, wzrost wartości środków trwałych (coś wartych, bo w III RP masowo sprzedawanych) i jak wyglądał dystans Polski w roku 1989 (np. do Czechosłowacji). A może sprawdź także ile izb mieszkalnych wybudowano w Polsce po 1989r.? I wówczas możesz mówić o cofaniu lub nie cywilizacyjnym.
-
Polska bez "Solidarności"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia Polski alternatywna
Jak już dobieramy fakty pod tezę, to na całego. Może wspomnimy także o wyborach (parlamentarnych, czy prezydenckich) 1991, 1993, 1995, 1997, 2000, 2001? Pisałem już chyba wielokrotnie, że "Solidarność" najprawdopodobniej by wygrała i przy innej ordynacji. I najprawdopodobniej także, gdyby władza nie popełniła fundamentalnych błędów kampanijnych. Pozycja "atakującego" była w roku 1989 o niebo lepsza niż "broniącego". Nie używałbym natomiast słowa "totalny". 40% społeczeństwa to nie poparcie totalne. -
Odsyłam do ww. cytatu. W najgorszym okresie stalinowskim mniej więcej połowa absolwentów miała pochodzenie robotnicze i chłopskie. Później, wraz z "małą stabilizacją" nastąpiło wygasanie gigantycznego awansu społecznego lat 50. i w roku 1967/1968 dzieci pracowników umysłowych stanowiły już 52% studentów na studiach dziennych, robotnicze 27%, chłopskie 16%. "(...)statystykę poprawiały uczelnie techniczne i rolnicze". A. Friszke, op. cit., s. 269. Pamiętać także należy, że Polska w tym czasie przestawała być typowym krajem rolniczym. Wychodzi na to, że skoro tak Ci zależy na edukacji dzieci chłopskich i robotniczych to powinieneś szczególnie wielbić tow. Bieruta, bo wówczas ich odsetek na uczelniach był najwyższy. O wiele wyższy niż za Mościckiego i wyższy niż za Gomułki.
-
W 1945 roku było w Polsce około 100.000 osób z wykształceniem wyższym i średnim ogólnokształcącym. W pierwszych latach powojennych w średnich szkołach ogólnokształcących było ponad 200.000 uczniów, studiowało 80.000-90.000. W latach 1948-1956 około 700.000 osób ukończyło szkoły średnie, 200.000 wyższe, w tym połowa z rodzin robotniczych i chłopskich. A. Friszke, Polska. Losy państwa i narodu 1939-1989, Warszawa 2003, s. 188. W latach międzywojennych: "(...) z 1.000 dzieci robotników rolnych w I klasie szkoły powszechnej [dodajmy, że obowiązek szkolny w latach 1935/1936 realizowało 88,3% dzieci, 1 milion pozostawał poza szkołą powszechną - przyp. Bruno W. na podstawie niżej cytowanej pozycji, s. 308] tylko jedno podejmowało studia wyższe, a dwoje lub troje z dwóch dalszych, największych liczebnie grup chłopskich (...) małorolnych i średniorolnych (...). (..) te trzy grupy społeczno-zawodowe stanowiły łącznie około 52% ogółu ludności Polski". H. Zieliński, Historia Polski. 1914-1939, Ossolineum 1985, s. 310. "W roku 1928/1929 - najpomyślniejszym (...) pod względem dobrobytu - studiowało w szkołach wyższych według Małego rocznika statystycznego z 1933 r. zaledwie 8,1 % młodzieży pochodzenia robotniczego i 9,8% pochodzącej z rodzin "mniejszych rolników", t.j. posiadających "poniżej 50 ha gruntu". Tamże, s. 340. Skądinąd ciekawe określenie "drobny rolnik poniżej 50 ha". Którzy "rolnicy" posiadali gospodarstwa pow. 50 ha? A teraz Madhouse, czekamy na wiarygodne dane od Gontarczyka lub ze strony funclubu NSZ. Bo powyższe są niewiarygodne, nieprawdaż?
-
Madhouse, zadałem pytanie o jakie rozporządzenie chodzi. Czekam grzecznie na odpowiedź, podobnie, jak czekam, abyś oświecił mnie "prawdziwą" liczbą członków PPR, a ktoś jeszcze czeka z pytaniem o źródła niemieckie potwierdzające współpracę PPR z hitlerowcami. Merytoryczna dyskusja nie polega, przynajmniej w moim mniemaniu, na rzucaniu ogólnych haseł "bo to zła komuna była" i argumentacji "bom Polakiem jest i mam rację". Secesjonisto, wypada rozróżnić pojęcia stanu wojny jako takiego i toczenia się wojny w okolicach. Akty prawne na całym świecie jeżeli używają pojęć: czas wojny, stan wojny, stan wojenny itp. to nie w takim kontekście, że muszą się palić chałupy w okolicy i nacierać masy wojska, aby kogoś skazać "z takiego paragrafu". Jeżeli już się czepiamy dat, to niewątpliwie 27 kwietnia 1945 r. Polska pozostawała w stanie wojny. Skądinąd sprawa mnie zainteresowała, bo nie słyszałem jeszcze o przypadku wykonania wyroku śmierci za samo posiadanie radioodbiornika bez zezwolenia. Także wdzięczny byłbym za szczegóły, w szczególności, czy posiadanie zwykłego radia było jedyną podstawą (i powodem) skazania Stanisława M. I jakieś namiary, gdzie można o tym poczytać, bo byłby to ciekawy przypadek zbrodni sądowej, analogiczny dla mnie do afery mięsnej. To znaczy wydania wyroku zgodnego z prawem, ale niewspółmiernego do winy. Ewentualna prawdziwość przypadku Stanisława M. nie zmienia jednak mojej opinii, że regulacje powojenne nie miały bynajmniej na celu pozbawić "ludu pracującego miast i wsi" trwale dostępu do wiadomości radiowych, a były dosyć typowymi regulacjami czasu nadzwyczajnego, których odpowiedniki znajdziemy nawet w III RP. O czym świadczyłby przytoczony o mnie akt prawny o "Polskim Radiu". Zresztą, nowe władze nie składały się z kretynów, wiedziały jaka siła jest w propagandzie radiowej. Także porównanie do czasów niemieckich uważam za niestosowne, bo wówczas rzeczywiście chodziło o trwałe odsunięcie podludzi od wiadomości radiowych i generalnie od wynalazku zwanego radiem, które podludziom do niczego nie było potrzebne. 1234 i Wolf. Pisałem już, ale może to umknęło w natłoku dyskusji, a może się przydać. Stanisław Kania sam opisuje, dosyć szczegółowo jak na fragment wspomnień, swój udział w BCh w: "Zatrzymać konfrontację", Wydawnictwo BGW, s. 243-245. Wygląda to bardzo wiarygodnie, jeżeli pamiętam to wspomina nawet o pobycie Kamińskiego w regionie działania oddziału Kani, zatem myślę, że fakt przynależności Kani do BCh można uznać za udowodniony.
-
Polska bez "Solidarności"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia Polski alternatywna
Gwaldrik, szanuję Cię za wyważone i rozsądne poglądy, ale trochę przesadzasz. Wystarcza zwykła analiza konstytucyjnoprawna, aby dojść do wniosków analogicznych do moich. Nawet na typowych stronach internetowych, opiewających zwycięstwo 4 czerwca, dane są podobne. Oczywiście, zwraca się uwagę, że "tylko" 40 % głosowało na kandydatów innych niż OKP. Nawet elementarna wiedza z zakresu działania systemów wyborczych pozwala wysnuć wniosek, że system zastosowany w roku 1989 stanowił olbrzymią pomoc dla zwielokrotnienia realnego zwycięstwa "Solidarności". Próbuję wyjaśnić, że zdobycie 99 mandatów na 100 w Senacie i całej puli 35 % miejsc w Sejmie nie oznacza automatycznie 99 i 100-procentowego poparcia społecznego. Pozwolę sobie na łopatologiczny przykład - jeżeli w jakimś kraju masz wybory większościowe np. w okręgu jednomandatowym i system większościowy jednej tury (gdzie decyduje większość względna) i np. jeden kandydat zdobył 30%, drugi 20%, trzeci 20%, czwarty, piąty i szósty po 10%, to ten, który ma 30% zdobywa 100% mandatów, co nie oznacza, że ma 100% poparcia. Np. w warunkach brytyjskiego systemu wyborczego bywało tak, że mniejszość w skali narodu posiadała zdecydowaną większość w parlamencie. W przypadku "Solidarności" ok. 40% poparcie społeczne przełożyło się na 99% zwycięstwo w wyborach do Senatu. I to jest fakt, z którym nie ma sensu polemizować. Powtarzam, "Solidarność" te wybory by zapewne wygrała, ale nie można pomijać efektu działania określonego systemu wyborczego i zasadniczych błędów władz popełnionych podczas kampanii. Lista krajowa padła, z wyjątkiem dwóch nazwisk, bo kandydaci na niej umieszczeni nie otrzymali bezwzględnej większości. Zasada, którą władze wprowadziły (a raczej utrzymały) z własnej głupoty. Ale - Mój Boże - jeżeli po 45 latach "komunizmu" i 8 latach po "zbrodni stanu wojennego", premiera "reżimu komunistycznego" chce widzieć w Sejmie 48,17% wyborców, a ministra policji "reżimu" 44,96%, to takich danych nie możemy pomijać, analizując te wybory. I wreszcie - per saldo olbrzymi sukces propagandowy "Solidarności" uważam za korzystny, bo przełożył się na szybkie wprowadzenie okrutnej, ale koniecznej operacji przejścia do gospodarki kapitalistycznej. A także na bardzo efektywną działalność sejmu kontraktowego w dziele reformy państwa (przy współdziałaniu właściwie wszystkich obecnych w nim sił). [Paradoksalnie, w stosunku do sejmu kontraktowego, wszelkie inne parlamenty III RP wyglądają o wiele żałośniej (jeżeli chodzi o sprawność działania, wolę zmian i determinację)]. Gdyby (np. w warunkach innego systemu wyborczego) sukces "S" nie byłby tak spektakularny, mogłaby powstać sytuacja, w której w okresie przejściowym (jak się wydaje przy "okrągłym stole" władze zakładały rok, dwa do przejścia do pełnej demokracji) władze bałyby się wprowadzić drastyczne reformy, a "Solidarność" te reformy by kontestowała, "walcząc o interesy ludzi pracy", jak to miała ongiś w zwyczaju. A tak wszystko odbyło się szybciej. Swoją drogą, proponuje zarzucić dyskusję o wyborach 1989 r. i o realnym wpływie "Solidarności" na europejski przełom 1989 r., bo w tej materii znajdziemy odpowiednie tematy, a skupić się na alternatywnej wersji historii. -
Polska bez "Solidarności"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia Polski alternatywna
Niewątpliwie te wybory były sukcesem "Solidarności". Nie sądzę, aby po 45 latach systemu, a 10 prawie latach trudnej sytuacji lat 80., władza mogła odnieść spektakularny sukces, ale z drugiej strony - rzeczywistą siłę "Solidarności" pokazują chociażby wątłe strajki w 1988 r., gdy zagrożenie było już niewielkie, a ze Stoczni Gdańskiej trzeba było wychodzić pochodem, aby strajkujący (pod koniec może 300, może trochę więcej osób) się po prostu nie rozleźli do domów i tak zakończyli strajk. Pamiętaj także, że władza przegrała tak spektakularnie w dużej mierze na własne życzenie. Gigantyczny wpływ miało np. zwycięstwo Wałęsy nad Miodowiczem w debacie telewizyjnej, która odbyło się na życzenie kompletnie niemedialnego Miodowicza. Który wypadł żałośnie, dając Wałęsie szanse zaprezentowania się jako poważny polityk. Gdyby na miejscu Miodowicza był Rakowski, skutki debaty mogłyby być inne. Przypominam, że kilka lat wcześniej we Stoczni to Wałęsa dukał w debacie z Rakowskim. Władza przyjęła też niekonfrontacyjny, koncyliacyjny model kampanii wyborczej, obliczony na akceptację ustaleń okrągłostołowych i wejście reprezentantów "S" w dużej liczbie do Sejmu i Senatu. Gdy "S" często waliła we władzę, jak w kaczy kuper (i np. J. Fedorowicz pokazywał w programach wyborczych, jak skreślać całą listę krajową). Wolę walki wyborczej władz osłabiało także to, że spodziewały się lepszych nieco wyników, a byli we władzy nawet tacy, którzy bali się o słaby wynik "Solidarności". Jak pisał Urban w "Alfabecie", np. tow. Czarzasty martwił się, aby zwycięstwo PZPR nie było nazbyt przytłaczające. I zastanawiał się, co robić, by do parlamentu jednak przeciągnąć jakoś trochę ludzi z "Solidarności" (sic !). Wreszcie - co bardzo ważne - władza przyjęła kompletnie niekorzystny dla niej system większości bezwzględnej w I-ej turze wyborów. Większość względna, czy nawet system proporcjonalny zapewne zmieniłyby spektakularny wymiar porażki w I-ej turze. Sukces "Solidarności" był oczywisty. Warto jednak pamiętać, jaka była frekwencja (62,7 %, czyli daleko od totalnej pro-solidarnościowej mobilizacji) i ilu Polaków głosowało na najważniejsze "nazwiska reżimu" na liście krajowej (często prawie 50% - np. Rakowski - 48,17%, Kiszczak [sic !] 44,96%). W sumie około 40% głosujących Polaków oddało głosy na kandydatów innych niż wysuniętych przez "Solidarność". A uwzględniając wszystkich uprawnionych do głosowania i frekwencję wychodzi, że "S" poparło ok. 40% rodaków. Zatem, doceniając sukces "S", warto pamiętać i o drugiej stronie medalu. -
A jak napiszesz o podziemiu? Że zajmowało się generalnie modlitwą i od czasu do czasu "wykonywało wyroki" (oczywiście sprawiedliwe)? Wątek ogólny dot. sytuacji Polski po II-ej wojnie nam się bardzo poszerza, zatem pozwól, że zajmę się nim może jutro. A może lepiej przenieśmy go gdzie indziej, bo ustalanie, czy Polska Ludowa była idealna, czy nie - to zajęcie fascynujące, ale jakby poboczne. Pozwolę sobie jednak ponowić pytanie w interesującej mnie kwestii:
-
Polska bez "Solidarności"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia Polski alternatywna
Tak ad hoc. Zgadzam się, że realny bieg historii miał swoje niezaprzeczalne zalety. Niewątpliwie mogło być gorzej. Natomiast - mimo wszystko - nie widzę podstaw, aby rolę "Solidarności" (szczególnie chodzi mi o lata 1980-1981) traktować jako jeden z czynników pierwszoplanowych, determinujących przebieg wydarzeń w skali makro. A tu zapraszam do dyskusji, czy możliwy był "model chiński" ewolucji ZSRR i bloku wschodniego. Wątek ten pojawił się np. w temacie o Janie Pawle II (link). -
Jak to czym? Wredni komuniści chcieli wymordować wszystkie dzieci powyżej 13 roku życia (i wszystkich dorosłych także, ale z wyjątkiem czterech członków PPR - czyli całego składu tej moskiewskiej jaczejki). A z młodszych Polaków uczynić janczarów komuny. Zdałem egzamin na NSZ-etowca? Wybacz, ale trochę zaczyna mnie to irytować. Co chcesz tym wszystkim udowodnić? Że władze stosowały represje. Stosowały. Brutalne? Czasami brutalne. Druga strona też się nie cackała. Na tym zdaje się polega walka bratobójcza. A tak BTW - jakie to rozporządzenie z 30 września 1944? W którym Dzienniku Ustaw opublikowane? Zasadniczo podstawą aresztowania jest ustawa, ewentualnie dekret. Do której ustawy/dekretu wydano to rozporządzenie? Nie chce mi się teraz sprawdzać, a ad hoc nie pamiętam, aby w Dz. Ustaw z 1944 r. było jakieś rozporządzenie z 30 września. Może niepublikowane? Proszę o informację, bo rzecz ciekawa.
-
A czym, według Ciebie były NSZ? Czy zabójstwa w wykonaniu NSZ były konieczne? I tak możemy się bawić. Jak rozumiem, konkretne niemieckie dane archiwalne świadczące o współpracy PPR z Niemcami już znalazłeś, tak samo jak "prawdziwe" dane dot. liczby członków PPR, zatem czas na pytania ogólniejsze. Zakładam jednak, że znasz już na nie jednoznaczną odpowiedź. Więc co ja tu będę dokonywał mniej, czy bardziej złożonych analiz tej materii. Sam to zrobisz lepiej.
-
Polska bez "Solidarności"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia Polski alternatywna
Gwaldrik, zdaję sobie doskonale sprawę, że mitu (szczególnie w Polsce, która kocha i potrzebuje mitów) się nie zwalczy. Nie mam takich aspiracji, co nie przeszkadza mi mieć własne zdanie. A w przypadku "komunizmu" przedefiniowali pojęcie inni, albowiem gigantyczna popularność tego terminu na określenie stanu rzeczy w PRL to dzieło ostatnich lat. OK, trudno oczekiwać, aby ta koncepcja była popularna w sytuacji, gdy mit "Solidarności" jest kamieniem węgielnym III RP, petryfikowanym nawet przez preambułę do konstytucji. Gdy cała klasa polityczna się do niego odwołuje, często prawem kaduka. Ale może wyłuszcz błędy teorii, zanim zaczniesz mówić o jej kuriozalności. Czy rzeczywiście uważasz, że na przemiany "jesieni ludów" podstawowy wpływ miało powstanie - kilka lat wcześniej - "Solidarności" w Polsce ? A może posłanie jej zjazdu z 1981 r. do ludzi pracy Europy Wschodniej? Czy raczej nieudany eksperyment Gorbaczowa, bez którego nadal moglibyśmy żyć dziś w 2009 r. w jakieś wersji "komunizmu"? Mogę się zgodzić, że podziemna "Solidarność" i wola zmian władz PRL były silnym katalizatorem przemian w Polsce roku 1989, co dało nam pierwszeństwo w skali bloku, za co chwała uczestnikom "okrągłego stołu", ale klucz do przemian leżał - wbrew mitowi - w Moskwie. Fundamentalna zmiana radzieckiej polityki, otwarcie zasadniczo nowych możliwości manewru dla liberałów w polskiej partii i dla opozycji, zaowocowałaby zmianą w najbardziej "wesołym i niepokornym baraku", nawet bez powstania 9 lat wcześniej "Solidarności". I do obrony jest teza, że gospodarka mogłaby wówczas wyglądać lepiej. -
Zatem, np. prof. A. Friszke podaje wątpliwe dane. A Ty zapewne masz lepsze, bardziej wiarygodne. Ze strony internetowej wielbicieli NSZ, zapewne? Bez dalszego komentarza. Dekret Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia 30 października 1944 r. o ochronie Państwa (Dz.U. 1944 r. nr 10, poz. 50) w art. 6 mówił o nabywaniu, przechowywaniu, wyrabianiu aparatów radiowych nadawczych i odbiorczych w czasie wojny bez zezwolenia władzy. Stanowiło to typową regulację nadzwyczajną, ale przejściową. Zresztą i w krajach demokratycznych stan wojenny, czy wyjątkowy implikować może konieczność uzyskiwania odpowiednich zezwoleń. Na różne rzeczy. Np. w kwestii cenzury, czy emisji sygnałów uniemożliwiających odbiór programów radiowych i telewizyjnych, oddawania do depozytu radiowych i telewizyjnych urządzeń nadawczych i nadawczo-odbiorczych - polecam m.in. lekturę art. 21 i 24 dziś w III RP obowiązującej ustawy o stanie wojennym. W tym samym czasie - 22 listopada 1944 r. PKWN przyjął dekret o utworzeniu Przedsiębiorstwa Państwowego "Polskie Radio" (Dz.U. z 1944 r. nr 13, poz. 69). Zgodnie z jego art. 3 lit. c - celem przedsiębiorstwa był rozwój radiofonizacji kraju, a art. 4 mówił, że przedsiębiorstwo zobowiązane jest m.in. nadawać wszelkie obwieszczenia i komunikaty urzędowe. Zatem nie za bardzo nowej władzy chodziło o długotrwałe pozbawienie ludu prawa do radiofonii. Było to zresztą wbrew interesom owej władzy, która wiedziała jaka siła propagandowa leży w środkach masowego przekazu.
-
A skąd to zdziwienie? Myślałeś, że do PPR należał Gomułka i trzech towarzyszy? A reszta narodu była w podziemiu? W szeregach NSZ, jak sądzę? Dane o liczebności PPR, jej "partii sojuszniczych" oraz organizacji młodzieżowych są powszechnie znane. Pojawiają się np. w: A. Friszke, Polska. Losy państwa i narodu. 1939-1989, s. 107: "Szeregi PPR szybko rosły (...) latem 1945 roku partia liczyła ponad 190.000 członków". Tamże, s. 143: "W końcu 1946 roku PPR liczyła ponad 550.000, PPS 280.000 członków". A. Garlicki, 1815-2004. Historia. Polska i świat, Warszawa 2005, s. 443: "(...) wczesną jesienią 1945 r. PPR liczyła ok. 230 tys. członków (...)". J. R. Szaflik, Historia Polski 1939-1947, Warszawa 1987, s. 194: "(...) 31 sierpnia 1945 r. PPR liczyła 193.329 członków, 30 września - 197.578, 31 października 213.161, 30 listopada 224.661, a nadzień 31 grudnia 1945 r. (...) 235.300". Tamże, s. 207: "31 grudnia 1946 r. PPR liczyła 555.888 członków (...)". Pytanie nie do mnie, zresztą zapewne w porównaniu do 1234 w bechowskiej materii jestem nader mało kompetentny, ale może się informacja przyda. Zatem - sam Kania w: Zatrzymać konfrontację, (nie znalazłem daty wydania, Wydawnictwo BGW), s. 243-245 opisuje swoją przynależność do Batalionów Chłopskich.
-
W końcu 1946 r. ok. 560.000 członków. ZWM 166.000.