Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. ZJEDNOCZENIE NIEMIEC 1990

    Na pierwszy ogień sugerowałbym niezbyt rozbudowane, ale obiektywne opracowanie: U. Mählert, Krótka historia NRD, Wrocław 2007, w szczególności ostatni (szósty) rozdział. A - moim zdaniem - w największym skrócie można rzecz ująć tak - główną rolę odegrał entuzjazm zjednoczeniowy w NRD, który pojawił się w końcu 1989 r. i silna wola kanclerza Kohla. Mniejszą - opinia społeczna w RFN, dosyć zadowolona z istniejącego stanu rzeczy - tj. bardzo zamożnych i stabilnych Niemiec Zachodnich. Choć oczywiście wspólnej świadomości narodowej w tej układance pomijać nie można. Demonstranci enerdowscy z października 1989 r. pierwotnie myśleli o reformie istniejącego państwa wschodnioniemieckiego. Upodmiotowienia społeczeństwa, likwidacji "systemu honeckerowskiego", reform przynajmniej w stylu pierestrojki. Stąd okrzyki "To my jesteśmy ludem!". O zjednoczeniu wówczas powszechnie raczej nie myślano - w perspektywie najbliższych lat. Gdy odniesiono pierwsze zwycięstwo i "padł mur", enerdowcy zobaczyli Zachód. Kolorowy i tylko z dobrej strony, bo nikt przecież nie myślał pod koniec 1989 r. o bezrobociu. I stracili zainteresowanie reformą Wschodnich Niemiec na rzecz zjednoczenia. Hasło "To my jesteśmy narodem (ludem)!" zamieniło się w wołanie "Jesteśmy jednym narodem!". Korespondowało to z ambicjami Kohla, aby stać się "kanclerzem zjednoczenia". Nie bawił się przy tym w żadne subtelności - z premedytacją popierając startujący w wyborach 18 marca 1990 r. w NRD "Sojusz dla Niemiec" złożony głownie ze wschodnioniemieckiej CDU (do 1989 r. lojalnej sojuszniczki SED), a nie jakiś rewolucjonistów. Kohlowi udało się sprawę także zręcznie przeprowadzić na arenie międzynarodowej, pozyskując przede wszystkim sojusznika w postaci Gorbaczowa. Paradoksalnie, rosnącemu entuzjazmowi do zachodniego stylu życia na Wschodzie, który w swej masie zaakceptował całkowicie nierównoprawną formułę zjednoczenia (czyli coś w rodzaju aneksji NRD do RFN), odpowiadał rosnący sceptycyzm co do olbrzymich kosztów zjednoczenia w społeczeństwie Zachodnich Niemiec. 3 października 1990 r. był wielki entuzjazm, ale jak - słusznie - napisał Mählert (op. cit. s. 130): "W całych Niemczech w latach dziewięćdziesiątych słychać było narzekania". Zachód narzekał, że płaci, Wschód, że staje się Niemcami drugiej kategorii. Na Wschodzie pukało do drzwi bezrobocie, na Zachodzie wspominano stare dobre lata sprzed zjednoczenia. Obecnie procesy unifikacyjne w świadomości Niemców są niewątpliwie bardzo zaawansowane, ale nie powiedziałbym pod żadnym pozorem, że osiągnięto stan pełnej jedności. To nadal dwie, dosyć zróżnicowane społeczności, niekiedy zantagonizowane, ale oczywiście o wspólnym poczuciu narodowościowym.
  2. Czy Ukraińcy zostali stworzeni po to, aby zniszczyć Polaków?

    Nic nowego pod słońcem. Jest to pozycja książkowa o dosyć widocznym zacięciu propagandowym - co jakoś tłumaczy chociażby tytuł i data wydania - interpretująca fakt odrodzenia narodowego Ukraińców ze ściśle polskiej perspektywy. Proces narodowego odrodzenia, czy w ogóle uzyskiwania świadomości narodowej w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, nie był czymś wyjątkowym w XIX-wiecznej Europie. Dotyczył także istotnej, najliczniejszej części Polaków, bo trudno przecież powiedzieć, że chłopi polscy posiadali wcześniej polską świadomość etniczną. Szkopuł polegał na tym, że odrodzenie narodowe Ukraińców, Litwinów, Białorusinów polegało w dużej mierze na odrzuceniu wpływów polskich - i jako takie przez wielu Polaków było traktowane jako nienaturalne odrzucenie świętego dziedzictwa I Rzeczypospolitej, wywołane intrygą zaborców. A - znowu - nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo odrodzenie narodowe w ówczesnej Europie generalnie polegało na odrzucaniu dotychczas dominujących wpływów (np. Czesi, Estończycy odrzucali wpływy niemieckie, Finowie weryfikowali stosunek do języka i kultury szwedzkiej itp.). W tym przypadku (tj. Ukraińców, czy Litwinów) padło na polskie wpływy, uznane za zagrożenie dla "substancji narodowej". Co nas - Polaków - często bolało i wolelibyśmy to widzieć jako ukrainofilską, czy litwomańską intrygę zorganizowaną przez zaborców. Fakt - walka z polską kulturą i wspólnym dziedzictwem przybierała często formy skrajne, czy kuriozalne (dosyć przypomnieć orzeczenie "sądu ludowego" w międzywojennej Litwie uznające Jagiełłę za zdrajcę sprawy litewskiej). Drugi fakt - zaborcy antagonizmy narodowościowe rozgrywali dla swoich potrzeb. Ale uznanie kształtowanie się narodów ukraińskiego, czy litewskiego jeno za efekt intrygi antypolskiej, to znowu skrajna przesada "w drugą stronę".
  3. Godło Polski

    Obecny wzorzec orła został wprowadzony ustawą o zmianie ustawy o godle, barwach i hymnie RP z 9 lutego 1990 r. (która była konsekwencją zmiany konstytucji z 29 grudnia 1989 r.). Z małymi korektami jest to orzeł projektu prof. Z. Kamińskiego, przyjęty rozporządzeniem z 13 grudnia 1927 r., który obowiązywał do końca istnienia II RP i w Polsce Ludowej (ale bez korony). Wizerunek jest - moim zdaniem - ładny, ale jego autor nie przejmował się aż tak bardzo regułami heraldycznymi, zatem nie doszukiwałbym się szczególnego znaczenia kształtu korony. Raczej jest to jakaś twórcza synteza. I ciekawostka - w 1956 r. "władze emigracyjne" zmieniły wizerunek orła wprowadzając koronę z krzyżem (LINK). W III RP nikt się tym nie przejął, jak zresztą innymi "londyńskimi" aktami prawnymi.
  4. Konflikt na Bliskim Wschodze - Izrael Palestyna USA

    Na dobry początek chociażby: Konstanty Gebert, Miejsce pod słońcem. Wojny Izraela, Warszawa 2008.
  5. Takie małe ad vocem. To nie Stalin, jeno Kurt Tucholsky, albo Erich Maria Remarque. Stalin zawsze uważał na to co mówi.
  6. Czy samorząd terytorialny II RP był jednolity

    W formie ciekawostki. Przedwojenny profesor W. Jaworski uważał nawet, że relacja Śląska do Polski jest formą unii realnej dwóch państw, a nie autonomią w ramach państwa unitarnego. Opinia ta była jednak nader odosobniona, choć autonomia Śląska miała pewną cechę szczególną, wymykającą się nieco typowej definicji prowincji autonomicznej, tj. konieczność uzyskiwania zgody Sejmu Śląskiego na zmiany statutu organicznego (co zresztą - bezprawnie moim zdaniem - zmieniła konstytucja kwietniowa).
  7. Dobre strony PRL-u

    Ekspertem od WUML-u nie jestem, ale porównywanie Wieczorowego Uniwersytetu Marksizmu Leninizmu go uczelni wyższej ma taki sens, jak porównywanie Uniwersytetu Ludowego Rzemiosł Wszelakich do uniwersytetu. WUML nie był uczelnią wyższą, tylko rodzajem kursów. (Inna sprawa, że znałem opowieść o bosmanie marynarki handlowej, który chwalił się w rodzinnej wsi ukończeniem "studiów" na WUML, a dyplom nawet oprawił w ramki i powiesił na ścianie. Kiedy go ściągnął i czy spalił - nie wiem ). Zatem, zgadzając się do meritum z tym, że "ideologiczne zakotwiczenie" nie jest czymś w historii nauki nadzwyczajnym, to jednak porównywanie WUML-u i KUL-u to porównywanie dwóch różnych instytucji, choć obydwu o charakterze edukacyjnym. Większy sens miałoby porównywanie np. Akademii Nauk Społecznych przy KC PZPR i rzeczonego KUL-u. Natomiast niegłupich ludzi z epizodem WUML-u w życiorysie było (i jest) zapewne całkiem sporo (pomińmy dyskusyjne pojęcie elity), bo co do zasady kadra kierownicza gospodarki w PRL takie kursy kończyła. A to - wbrew dzisiejszym stereotypom - w swej masie wcale nie byli ograniczeni ludzie.
  8. Konstytutycyjne regulacje samorządu w II RP

    W marcowej były to głównie art. 3 i art. 65 i kilka dalszych. W kwietniowej - art. 4 ust. 3 i art. 72 i kilka dalszych
  9. Czy samorząd terytorialny II RP był jednolity

    W największym skrócie: Do 1933 obowiązywały generalnie regulacje odziedziczone po zaborcach, co przekładało się na rozmaitość instytucjonalno-prawną w poszczególnych dzielnicach. Ustawa z 23 marca 1933 r. ("scaleniowa") sprawy w dużym stopniu uporządkowała, ale ponieważ jej przepisy nie dotyczyły samorządu wojewódzkiego, oznaczało to utrzymanie samorządu wojewódzkiego w województwie pomorskim i poznańskim (gdzie indziej nie występującego). I oczywiście należy pamiętać o autonomii woj. śląskiego, czy nieco specyficznym statusie Warszawy (ostatecznie uregulowanym ustawą z 16 sierpnia 1938 r.). Powyższe odrębności, utrzymujące się do końca III RP, nie zmieniają jednak faktu, że była ona państwem jednolitym (unitarnym), z autonomią jednego województwa. BTW - autonomia jakiegoś obszaru nie przeczy unitarnej strukturze państwa. Vide - Ukraina i Krym dziś.
  10. Tylko pro forma przypomnę, że Polacy defilowali w Moskwie w XX w. dwukrotnie. W 1945 r. i w 1985 r. Jeżeli dobrze pamiętam, to w 1945 jedyni poza formacjami radzieckimi, w 1985 - obok Czechosłowaków.
  11. Malezyjskie Scorpene

    Myślę, że sporo wyjaśnia ostatni fragment cytowanej powyżej wiadomości: Źródło cytatu: http://www.altair.com.pl/start-4111 Sprawą się za bardzo nie interesowałem, ale wiem, że cztery rzeczy na pewno w przyrodzie występują: 1. Nowe jednostki mają prawo do awarii "wieku dziecinnego" i nie jest to żadna okoliczność wyjątkowa. Tym bardziej, że okręt ma być sprawny już 18 lutego. 2. Politycy kochają rozgrywać kontrowersje związane z zamówieniami sprzętu wojskowego. Podobnie konkurencja. 3. Malezyjczycy nie mają wielkiego doświadczenia w eksploatacji okrętów podwodnych. 4. Z tego, co się orientuję, Chilijczycy jakoś szczególnie na swoje Scorpène nie narzekają.
  12. Referendum Ludowe i Mała Konstytucja

    Pytanie jest niejasne. Co to znaczy - przepisy prawne? Masz omówić wszystkie normy prawne obowiązujące w ówczesnej Polsce, czy tylko odnoszące się do ustroju państwa? Jeżeli wszystkie, to sugeruję np. sejmową bazę aktów prawnych (LINK) i kompleksową analizę kolejnych publikatorów z okresu lat 1946-1947. Ale nie sądzę, by ktoś zadał taki ogólny temat. Postaraj się przede wszystkim doprecyzować "co autor (pytania) miał na myśli".
  13. Dobre strony PRL-u

    W latach 70. na przykład? Czy raczej 50. lat wcześniej? Tomaszu, gdzieś tam od przełomu lat 40. i 50. obydwa bloki spoczęły na laurach, podzieliły najważniejsze strefy wpływów i zajęły się podgryzaniem na pomniejszych frontach. Broń jądrowa doskonale hamowała pomysły eksportu rewolucji z jednej i - z drugiej strony - wyzwalania z niewoli bezbożnego komunizmu. Co oczywiście nie zmienia faktu, że przygotowywano się także na ewentualny wypadek globalnego konfliktu. Każda armia na świecie planuje wojnę. Zazwyczaj dla siebie zwycięską, chyba że jej dowództwo składa się z kretynów (lub jest to armia b. małego kraiku, skazanego z góry tylko na demonstrację zbrojną).
  14. Dobre strony PRL-u

    To znaczy, cała polityka przywódców PRL przez 45. lat była podporządkowana wyłącznie idei zrobienia z Polski poligonu atomowego? Jednak - bez przesady. Dosyć selektywne podejście do problemu, Tomaszu. Niedobrzy "Sowieci" byli zdecydowani, rzecz jasna. Jak rozumiem Amerykanie natomiast bardzo by się przejmowali atomowym wyludnieniem Polski i puściliby swoje rakiety bokiem?
  15. Dobre strony PRL-u

    No cóż, wypada mi tylko uznać, że w tej materii, jako były żołnierz Układu Warszawskiego, masz zapewne racjonalne powody, aby tak twierdzić. Dla mnie - mimo wszystko - teoria, że nie budowano autostrad, aby zapewnić przejezdność Polski na wypadek konfliktu wydaje się nieco zbyt radykalna. Tym bardziej, że pamiętam jakąś książeczkę (chyba rok wydania ca. 1975) z planowaną w latach 80. siecią dróg szybkiego ruchu i autostrad. Bo ja wiem? Na ile węzłów komunikacyjnych musiałyby spaść amerykańskie atomówki, aby Polskę na jakiś ładny czas zablokować? Chyba było to "do zrobienia". A z innej beczki - ile atomówek należałoby zrzucić na linii Wisły, aby uzyskać ten sam efekt? Niezależnie od tego, czy przez nią wiodłyby mosty autostradowe, czy inne. Zniszczenie wszystkich przepraw na Wiśle i mała pustynia nuklearna na linii północ-południe, to nie tak znowu wielkie wyzwanie - wobec liczebności arsenału nuklearnego Stanów.
  16. Dobre strony PRL-u

    Ależ, Ciekawy, ja nie zaprzeczam, że sprzedajemy (i sprzedają inni). Czy zawsze z sensem, to jest oczywiście temat na kolejną, długą dyskusję. Ale bynajmniej nie uważam, że państwo powinno być właścicielem całego majątku trwałego w RP. Moja poprzednia wypowiedź dotyczyła dokładnie Twojej tezy: Jeżeli coś się sprzedaje w czasach III RP, i to na dużą skalę, to nie można pisać, że wcześniej nie zrobiono nic. Biznesmeni nie są altruistami, którzy kupują powietrze. Nawet wyśmiana wyżej Nową Huta znalazła właściciela. Zdaje się jest to dziś ArcelorMittal Poland S.A Oddział w Krakowie (dawna Huta im. Sendzimira). Teorię Tomaszu uważam za lekko przesadzoną, gdyż autostrady także mają niejakie zastosowanie wojskowe. Chociażby konsekwentnie ćwiczono w okresie PRL (i do niedawna w III RP) wykorzystanie dróg szybkiego ruchu, jako lotnisk. Ułatwiają także szybki przerzut wojska, nawet jeszcze w czasie pokoju. A efekt podobny do zniszczenia autostrady można osiągnąć niszcząc ważniejsze mosty, czy węzły dróg lokalnych. I zdaje się tak planowali Amerykanie - po prostu spuścić atomówki na ważniejsze węzły komunikacyjne w Polce. Ale przyczynek do naszej dyskusji jest taki, że i dróg w Polsce Ludowej "trochę" - w porównaniu do status quo ante - zbudowano.
  17. Gwardia Ludowa "walczy" 1942-1944

    Małe OT. Oczywiście PKWN nie miał demokratycznej legitymizacji, ale wkraczanie na drogę porównywania legitymizacji prawnej, ewentualnie demokratycznej, tudzież "uznawania przez wszystkie mocarstwa", jest dosyć groźne. Albowiem wypadałoby zadać pytania o prawidłowość wyborów brzeskich, legalność konstytucji kwietniowej, legalność "umowy paryskiej", jak również realną suwerenność władz emigracyjnych (vide - sprawa nominacji Wieniawy). A jak było z respektem wobec tego rządu w wykonaniu mocarstw i z jego "uznawaniem", lata 1944/1945 doskonale pokazały. Skądinąd nowe władze doskonale wykorzystały propagandowo niedostatki legitymizacji władz londyńskich, chociażby odwołując się do podstawowych zasad konstytucji marcowej. A, że same odpowiedniej, demokratycznej legitymizacji nie miały, już była mowa.
  18. Premier Francji i prostytutka

    Félix François Faure. Nie był premierem, tylko prezydentem.
  19. Dobre strony PRL-u

    I to NIC III RP przez 20. lat sobie sprzedaje. Robimy niewątpliwie najlepszy interes w historii świata, czyniąc przez lata całe ze sprzedaży NICZEGO ważną część dochodów budżetowych. Słuszne słowa, młodym powinno się prezentować okres Polski Ludowej w całej jego złożoności, bez skrajnie propagandowych uproszczeń.
  20. Znowu to skrajne uogólnienie. Nie mogłeś? Społeczeństwo żyło przez 45. lat na bezmięsnej diecie? A to uwaga do GUS-u. Nie słyszałem, aby ktoś podważał wiarygodność tej instytucji. Poza tym zwróć uwagę, że w latach 80. istniał poczytny tygodnik konsumencki "Veto", ostro krytykujący stan zapatrzenia rynku i wszelkie próby manipulacji danymi znalazłyby w nim niewątpliwie odzew. Bez przesady, po 1956 r. Polska bardzo się zmieniła, a już na pewno w latach 80. nikt z władz nie ukrywał realnych problemów z zaopatrzeniem. Jak przypuszczam, nawet takowi się znajdą bez trudu. Słyszałem np. o jakieś akcji dożywiania dzieci. Znaczy się, do szkoły trafiają bez wcześniejszej konsumpcji parówek. I pierwszy z brzegu wynik wpisania do Google słów "bieda w Polsce": Żródło powyższego cytatu. I kolejny wynik z Google: Źródło powyższego cytatu. Primo - wielokrotnie dawałem wyraz swoim przekonaniom, że stan rzeczy w III RP jest lepszy niż w PRL. Jestem już zbyt dorosły, aby idealizować jakikolwiek system społeczno-polityczny, ale nie ulega wątpliwości, że kapitalizm w zachodnioeuropejskim (a dla mnie najlepiej - skandynawskim) wydaniu jest dla Polski najlepszym tu i teraz rozwiązaniem. Jest po prostu, przy swojej bezwzględności, systemem bardziej pragmatycznym i skutecznym. Zmusza ludzi do pracy, większej wydajności, daje im także więcej możliwości. Konstatacja tego faktu nie musi jednak moim zdaniem owocować propagandowym (i skrajnym) czynieniem z PRL czarnej dziury i skrajną idealizacją III RP. Tym bardziej, że ciągle trzeba pilnować, czy to co budujemy, to nie czasem kapitalizm w stylu latynoskim. Vide - najnowsza wiadomość o rozwarstwieniu płac w Polsce. Secundo - no to może porównamy obiektywnie, co zrobiono w Polsce w latach 1945-1965 i 1989-2009? Jak się zmienił kraj, w określonych warunkach. Jakie były obiektywne "wyjściowe" uwarunkowania zewnętrzne (wówczas - dominacja radziecka, narzucony określony system społeczno-polityczny, ostracyzm zachodu), wewnętrzne (wówczas - zniszczenia wojenne, kraj w dużej mierze rolniczy, ze słabo wykształconym społeczeństwem). I weźmiemy pod uwagę, że już na samym początku III RP za zasługi polityczne umorzono nam istotną część długu, mimo to zadłużamy się na potęgę, jesteśmy dotowani od dawna, a od 2004 r. mocno przez UE itp., istotna część obywateli nie zaprząta głowy naszych władz, bo ich dawno już w Polsce nie ma itp. I możemy porównywać do bólu. Wyniki mogą być różne, ale - moim zdaniem - skrajnie katastroficzna wizja PRL-u jest nieuzasadniona. Jest to niewątpliwie kwintesencja opinii "tych, którym się udało". Myśmy sobie poradzili, a reszta to nieudacznicy. Dla mnie, jest to znowu skrajnie uproszczone postrzeganie świata i ludzi. Bieda w dzisiejszej Polsce, to nie tylko świadomy wybór, ale także zjawisko uwarunkowane czynnikami niezależnymi od chęci i zachowań konkretnych ludzi nią dotkniętych.
  21. Ciekawy, a może byś tak przeczytał dokładnie news? Danych z lat 1981-1983 tam nie ma, natomiast spożycie mięsa w 1980 r. i w - ostatnim roku PRL - 1989 było większe niż 1999. Sam okres 1981 r. i stan wojenny można sprawdzić w rocznikach statystycznych, ale zapewne było tak, jak już napisał wyżej Wolf. Jednak spadek spożycia nie oznaczał bynajmniej niedożywienia, czy innej tragedii humanitarnej. I nie uprawnia do twierdzenia, że NIC nie było. Poza tym, reglamentacja nigdy nie obejmowała całości spożycia mięsa i produktów mięsnych. A stan pełnych półek w sklepach mięsnych był dosyć prosty do osiągnięcia i w warunkach socjalistycznej gospodarki niedoboru - poprzez drastyczne podwyższenie cen (w stylu Balcerowicza). Tyle, że np. "Solidarność" wolała raczej kartki. Już pisałem, że obywatel PRL nie otwierał lodówki pełnej szynki konserwowej, ale - nawet w relatywnie najgorszym okresie PRL, a pamiętajmy, że lata 80. to nie cała PRL - podejrzewam, że zwyczaje żywieniowe tradycyjnie odżywiającej się polskiej rodziny nie były dużo odmienne od współczesnych. I dziś 1/5 Polaków według badań Eurostatu nie może pozwolić sobie na jadanie mięsa co drugi dzień. Brak pieniędzy wywołuje podobne, a może i gorsze skutki jak kartki, czy kolejki. Tyle, że bieda wywołana brakiem pieniędzy jest może mniej społecznie spektakularna i bardziej samotna.
  22. Dobre strony PRL-u

    Pierwsze i podstawowe pytanie - zależy dla kogo? Inaczej PRL będzie oceniał młody, zdrowy, jurny i wykształcony dwudziestoparolatek (ok. 1990 r.) z wielkiego miasta, najlepiej z dużą ilością znajomych, pomysłów, tudzież "wejść i dojść", dla którego koniec systemu socjalistycznego był początkiem ŻYCIA przez duże "Ż", inaczej 50-latek z małego miasteczka z jednym zakładem pracy, który nową, kapitalistyczną rzeczywistość mógł postrzegać jako wielkie oszustwo i niesprawiedliwość. Generalnie ja nie postrzegam PRL-u w kategoriach, "o, jak się lepiej wówczas żyło", tylko "o, jakże się dziś przesadza w negatywnej ocenie PRL-owskiej rzeczywistości". Ale jeżeli już szukać klasycznych dobrych stron, to chyba bym powiedział, że ludzie byli spokojniejsi, mieli więcej czasu, mniej stresów, a także chyba byli bliżsi sobie. Mniej było brutalnej przestępczości, mniej ludzkiego chamstwa, także postrzegania bliźniego wyłącznie poprzez pryzmat pieniędzy. Więcej luzu, rzeczywiście mniej wyścigu szczurów. Wszystko było też trochę bardziej tradycyjne, co niekoniecznie musiało znaczyć - zacofane. Na przykład - nauczyciel był nauczycielem, rodzic - rodzicem. No i ówczesne osiągnięcia kulturalne, to jednak inna, wyższa liga (nie uwłaczając tym, którzy całkiem fajne rzeczy stworzyli w III RP) . A szczegółów i kontekstów porównania PRL i III RP jest tyle, że wołowej skóry by nie starczyło. Ot, chociażby w materiach wywołanych przez Robina i Widiowego: I proste pytanie - a dziś ów głód jest zaspokojony? Chcecie się dowiedzieć, na kiedy moi Rodzice mają "zapis" do specjalisty Anno Domini 2010? A problem skuteczniejszego odśnieżania w warunkach PRL podsumował swego czasu nie FSO, czy "inny Bruno" (skądinąd myślałem Tomaszu N., że już się tak lubimy, że zasłużyłem na indywidualizację osobniczą, ja bym nigdy nie napisał "jakiś inny Tomasz N." ), tylko Vissegerd - link do dyskusji o "zimie stulecia".
  23. Dziękuję za zacytowanie in extenso artykułu K. Cegieły z "Mówią Wieki" (link). Nie chcę się czepiać, ale nie zauważyłem w Twojej wypowiedzi źródła cytatu, a chyba powinien być. Ad rem, za niewielkie pieniądze mogę podjąć się zarysowania katastroficznego obrazu III RP (skala ubóstwa, bezrobocie, bezdomni, największa emigracja zarobkowa w historii Polski itp.), który też będzie oparty na faktach, ale nie będzie stanowił w pełni obiektywnego obrazu rzeczy. Istnienia kolejek i trudności w zaopatrzeniu w PRL nikt nie neguje, chodzi o teorię "nie było NIC" (co powodowało zapewne masowe niedożywienie).
  24. Jak to było pod Grunwaldem?

    Chociażby Historia Litwy, autorstwa J. Ochmańskiego, Ossolineum 1990, s. 64 wspomina o kolczugach (służących możniejszym Litwinom). Choć także mowa jest tam, że miecze były - jako kosztowne - rzadką bronią. A co do filmu Žalgiris - Geležies diena (Grunwald - dzień żelaza), niestety, zdaje się, że kryzys nie pozwoli Litwinom nakręcić pełnometrażowego filmu, chyba powstanie krótki, 20-30 minutowy. Znalazłem trailer (link), mało tam scen z samego filmu (?), ale skór oczywiście Litwini nie noszą .
  25. Tak Wolfie, oczywiście, autor cytowanej przeze mnie strony zresztą to podaje, ale ponieważ skorzystałem tylko ze strony internetowej, nie sprawdzając samemu w rocznikach statystycznych, zatem ją podałem jako źródło. Mnie to także jakoś zastanawia. Sądząc po marszach głodowych, organizowanych sui temporis przez "Solidarność" i dzisiaj kreowanych obrazach ówczesnego niedostatku, pokolenie dzisiejszych 30-50 latków powinno już nie żyć, lub wymierać na choroby związane z niedożywieniem w dzieciństwie i młodości. W tych moich wypowiedziach "kulinarnych" chodzi o swoisty apel przeciwko skrajnym (i często rzeczywiście -propagandowym) uproszczeniom. W rodzaju - nie było NIC, a to NIC popijano octem. A teraz jest WSZYSTKO, i to WSZYSTKO można kupić. A ja sobie niewdzięcznie pamiętam, że było jednak inaczej i teraz też bywa inaczej, niż w ww. opiniach. Szczerze mówiąc dla mnie upokorzenie stojących godzinami w kolejkach jakoś za bardzo nie różni się od upokorzenia człowieka, który nie ma pieniędzy, aby kupić dziecku wskazywane paluszkiem wcale nie luksusowe towary. Takie scenki widywałem. Ale może się czepiam, sam nie ma źle, choć bogaty nie jestem, zatem na III RP zyskałem. A teraz zdaje się każdy dba o siebie, zatem powinienem może patrzeć wyłącznie ze swojego punktu widzenia. Ale nadal jakoś nie lubię łopatologii i uproszczeń. A ponieważ nie chcę już ciągnąć OT, myślę, że powyższe uwagi i apel o unikanie skrajnych uproszczeń można per analogiam zastosować do głównego tematu dyskusji.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.