Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Katyń w PRL

    Moja Pani od historii w szkole średniej sprawę przedstawiła kompetentnie i zgodnie z ówczesnym stanem obiektywnej wiedzy. To znaczy - ile było obozów jenieckich, że za mord katyński odpowiedzialny jest Związek Radziecki, natomiast oczywiście nie wiedziała dokładnie, gdzie są pozostałe miejsca martyrologii, zatem dzieliła się w tej materii tylko domysłami (zatopione barki na Morzu Białym itp.). O żadnych negatywnych konsekwencjach dla niej nie słyszałem, uczyła nadal i uczy chyba do tej pory. Co ciekawe, słyszałem, że była w szkole sekretarzem POP, także to doskonale obrazuje, jak złożona (tj. różnobarwna) była sytuacja w PRL. A co do propagandy (w w wielkim uproszczeniu): Na samym początku Polski Ludowej, a nawet nieco wcześniej, ostentacyjnie lansowano wersję radziecką, wykorzystując ją nawet do wzmocnienia uczuć antyniemieckich. Delegacje żołnierzy (l)WP oglądały miejsce "faszystowskiego mordu", a - jeżeli dobrze pamiętam - to w protokołach posiedzeń KRN, jest nawet wzmianka o zbiórce na czołg "Mściciel Katynia". Później, a już na pewno od Gomułki, generalnie o Katyniu po prostu milczano, a nie kłamano. Dużym wyjątkiem od tej polityki była encyklopedia bodajże z 1957, czy 1958 r., gdzie opublikowano wersję radziecką. Tak samo było w czasach Gierka, choć tu już w publikacjach szczególnie o niskim nakładzie zapewne więcej można było między wierszami przeczytać. W latach 80. już było inaczej. Pierwszemu w oficjalnym wydawnictwie rzeczywistą datę śmierci oficerów udało się bodajże podać prof. P. Wieczorkiewiczowi. Jak sam wspominał w "Historii politycznej..." - stworzył tym samym precedens, bo cenzura raczej akceptowała powielanie informacji już raz "dopuszczonych do obiegu". A zasadniczo - do momentu, gdy już zaczęto pisać w miarę otwarcie (ok. 1987 r.) - obowiązywała mniej więcej taka zasada - "ujawniono", "Niemcy oskarżyli ZSRR", "ZSRR zaprotestował", w której przedstawiano "gołe fakty" wydarzeń z 1943 r., wyraźnie nie pisząc "kto", ale każdy mógł się domyślić.
  2. Jaruzelski - ocena generała

    Becikwood, pozwolę sobie tylko pro forma zaznaczyć, że owa niebieska kreseczka, to opinia odwiedzających niniejsze forum, którym chciało się wziąć udział w głosowaniu. Rzecz interesująca, ale nijak ma się do badań statystycznych, także daleko byłbym od przekonania, że to opinia Polaków, jako narodu. Źródło cytatu: http://www.wprost.pl/ar/166486/
  3. Dobre strony PRL-u

    W ramach świątecznego uśmiechu: Istotną część spostrzeżeń i ustaleń autora mogę potwierdzić osobiście i rozciągnąć okres badań co najmniej na końcówkę lat 70.
  4. Charles de Gaulle

    Trochę - na pewno tak. Ale, "trochę", czy "prawie" robi dużą różnicę . Francja jest silnym państwem, ma status mocarstwa "drugiego rzędu", olbrzymie wpływy w byłych koloniach itp. Jednak myślę, że plany de Gaulle'a, jakiegoś nawiązania do Karolingów, Ludwików, Napoleona, a przy tym uczynienia ze swojej ojczyzny osnowy nowego ładu europejskiego ostatecznie się nie powiodły w pełni. Francja straciła chyba definitywnie pozycję lidera Europy, na rzecz Niemiec, mimo, że te nie mają broni jądrowej i stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa. Ale fakt faktem, bez de Gaulle'a, przy założeniu prostej kontynuacji IV Republiki - mogło być z mocarstwowością Francji jeszcze gorzej. Tchnął we Francję nowego ducha w 1958 r., ale nakreślił plany chyba ponad francuskie możliwości.
  5. Charles de Gaulle

    Dla jasności - "była wspomnieniem" oznacza, że nie miała większego wpływu na relacje polsko-francuskie w skali państwowej, a nie, że nie pozostawiła jakichkolwiek reminiscencji. Per analogiam - sprawa biblioteki pruskiej nie ma większego wpływu na stosunki polsko-niemieckie w skali makro, choć gdzieś w ich tle od lat się pojawia. A co do właściwego tematu, czyli de Gaulle'a. Ciekawe byłoby pytanie - co zostało z dziedzictwa generała? Na pewno mit z czasów II wojny, historyczna rola "odkupiciela francuskich grzechów", instytucje i praktyka ustrojowa V Republiki, niedawno obchodzącej 50. lecie konstytucji. Natomiast chyba nie za bardzo udał się pomysł mocarstwowej "Wielkiej Francji" i roli, którą miała odgrywać w "Europie ojczyzn".
  6. Do tego już pewnie dotarłeś, ale na wszelki wypadek podaję: A. Rzempołuch, Przewodnik po zabytkach sztuki dawnych Prus Wschodnich, Olsztyn 1993. Tamże na s. 180-181 wybrana literatura.
  7. Charles de Gaulle

    Jest jasne, że de Gaulle popierał nasze granice nie tylko z sympatii do Polski, choć ta niewątpliwie nie była mu obca, jako i sami Polacy, a raczej Polki (choć doniesienia o romansie młodego francuskiego oficera z ks. Czetwertyńską, ten ostatni po latach podobno zbył prychnięciem - "Peuh!"). Realizował swoje marzenia o wizji organizacji państwa wyrażone w Bayeux , realizował (czy starał się realizować) swoje marzenia o "Europie ojczyzn". Z marzeniami tymi jakoś zgodne było uznanie granicy Polski. Choć skądinąd wcale nie konieczne, przynajmniej już tak wczesne (w roku 1958, czy 1959). A co do roli Moskwy. Pozwolę sobie na odległą analogię - spór Chin z ZSRR był zapewne na rękę USA, które później nawet zdecydowały się na "pingpongowe" zbliżenie, ale nie wynikał bynajmniej z intryg Waszyngtonu, tylko z realizacji wizji Mao. Podobnie pewne ochłodzenie stosunków Francji z USA, było na rękę ZSRR, ale nie było efektem działań Moskwy, tylko realizacji wizji de Gaulle'a. Zaś w - oderwanej od propagandowej retoryki - politycznej rzeczywistości uznanie przez Francję zachodniej granicy Polski, Moskwie zapewne było nader obojętne. Zdawała sobie sprawę z korzyści, które w sprawie polskiej dawał jej fakt, że jest jedynym gwarantem polskiej granicy (właściwie aż do 1990 r., bo nawet układ Cyrankiewicz-Brandt nie miał charakteru ostatecznego, przynajmniej zdaniem Niemców). Wiedziała, że ogranicza to możliwości manewrów "emancypacyjnych" polskich władz. A "jakby co do czego", tj. pojawiła się szansa na neutralizację zjednoczonych Niemiec, radzieccy bez żalu pewnie (przynajmniej Chruszczow) wyraziliby zgodę przynajmniej na cesję Szczecina i okolic. Co potwierdzałyby pewne okoliczności wizyty Adżubeja w RFN. Ocieplenie stosunków francusko-polskich rozpoczyna się gdzieś około końca 1953 r., a już na pewno w roku 1954. Strona polska powoli wycofuje się z języka skrajnej propagandy antyfrancuskiej, skądinąd rodem z "l'Humanité", wreszcie po kilku latach mamy nie chargé d'affaires, lecz ambasadora. Tak, czy inaczej - na pewno w roku 1958 sprawa Instytutu była już tylko wspomnieniem, a sytuacja w Polsce i we Francji nader odmienna o tej sprzed kilku lat. Oczywiście, w jednym i drugim przypadku posłużyłem się pewnym skrótem, myślę, że jasnym do odczytania. Robineau był pracownikiem Instytutu i od jego aresztowania na lotnisku zaczęła się w wymiarze publicznym cała sprawa. Natomiast wizyta senatorów miała może nieco wyższy polityczny ciężar gatunkowy niż np. wizyta Klausa von Bismarcka (dyrektora WDR) z 1964 r., czy artystów na kongresie wrocławskim z 1948 r., ale nieporównywalny do wizyty de Gaulle'a, a o tym kalibrze polityków i o takiej sile decyzyjnej, czy możliwości wpływu oczywiście myślałem. Warto odnotować, że mamy już także nieźle napisaną popularną najnowszą historię Algierii pióra A. Kosznik-Chrystian.
  8. Na taką, a nie inną organizację obszarów kontrolowanych przez III Rzeszę miał wpływ szereg czynników (argumentów), a decyzja o sposobie zarządu polegała zapewne każdorazowo na wyważeniu pomiędzy nimi: 1. Rasowo/kolonizacyjny - gdyby Ukraińcy, czy Litwini byli pełnowartościowymi Germanami, a ich ziemie nie stanowiły perspektywicznego Lebensraumu - zapewne uznano by rządy Stećki i Ambrazevičiusa i kraje te miałyby status "sojuszników". 2. Siły oporu - generalnie gorzej mieli ci, którzy bardziej się opierali. 3. Skłonności do kolaboracji. 4. Sprawności lokalnej administracji w realizacji celów zgodnych z polityką Rzeszy. 5. Momentu przejścia pod kontrolę III Rzeszy - gdyby Litwa przyłączyła się do agresji przeciwko Polsce i pozostała w niemieckiej strefie wpływów, zgodnie z pierwotnym rozgraniczeniem wg. paktu Ribbentrop-Mołotow - miałaby status Słowacji. Później już na taki status nie mogła liczyć. 6. Propagandowy. W Belgii Niemcy zachowywali się początkowo dużo lepiej niż podczas I wojny, zapewne także dlatego, by przekonać społeczeństwa zachodu, że nie są żadnymi Hunami - i tym samym łatwiej zachęcić je do współpracy. 7. I wreszcie - zwykły wojenny pragmatyzm. Po co popierać np. ideologicznie bliskich faszystów rumuńskich, skoro ważniejsza była zdrowa armia rumuńska? Dopisek: No i jeszcze: 8. Sprawy personalne. Regionalni "zarządcy" niekiedy realizowali (usiłowali realizować) własne wizje administracji podbitymi terytoriami. Inaczej sprawa wyglądała chociażby na Białorusi (gdzie Kube popierał białoruskie dążenia narodowe, niż na Ukrainie, gdzie Koch wolał "machorkę, wódkę i nahajkę"). Nawet na ziemiach polskich były pewne odrębności. Inną politykę w sprawie volkslisty prowadził Forster, inną Greiser.
  9. Charles de Gaulle

    Secesjonisto, wydaje mi się, że nadmiernie akcentujesz znaczenie wydarzeń, które miały miejsce przed polskim Październikiem i przed dojściem de Gaulle'a do władzy. Instytut Francuski to 1949 r., Daladier to twarz III i IV Republiki i przeciwnik generała itp. A do tego w 1958 taki Robineau był już od prawie pięciu lat na wolności. V Republika to zupełnie nowa wizja Francji - ustrojowa i w zakresie polityki zagranicznej. Autorstwa generała, zgodna z jego pomysłem na Francję i Europę. A, że w jakimś zakresie mocarstwowa Francja, marząca o własnej koncepcji integracji Europy od Atlantyku po Ural, która wycofuje się ze struktur wojskowych NATO, buduje własną broń jądrową, prowadzi samodzielny dialog z ZSRR, była na rękę Rosjanom, to już inna historia. Owa koincydencja nie oznacza, że "złowroga ręka Moskwy" wymyśliła generała i jego politykę (także w sprawie Polski). Tak, czy inaczej - fakt pozostaje faktem, jedynie Francja - choć budująca z Adenauerem nową jakość relacji francusko-niemieckich - miała odwagę nie siedzieć cicho w sprawie polskich granic. I tylko de Gaulle był w Zabrzu - "najbardziej polskim z polskich miast".
  10. Jaruzelski i Kaczyński w Moskwie - razem?

    Ciekawy, zacytowane przez Ciebie - niekiedy in extenso - dane z Wikipedii nie są bynajmniej prawdą ostateczną i obiektywną, ale to już temat na inną dyskusję. Wspólna podróż Prezydentów do Moskwy byłaby niewątpliwie dowodem normalności w polskiej polityce, także historycznej. Natomiast rzeczywiście pewien niesmak budzi we mnie fakt, że aby było trochę normalniej, to musi być kampania prezydencka za pasem.
  11. Charles de Gaulle

    Wizyty zachodnich mężów stanu w czasach Gomułki nie były zbyt częste (zmieniło się to za Gierka, który zdecydowanie bardziej lubił wizyty i rewizyty), zatem ludzie po prostu byli życzliwie ciekawi. Do tego dochodziła tradycyjny sentyment do Francji, jej kultury, języka, wówczas chyba dużo silniejszy niż dziś (szczególnie wśród ówczesnego inteligenckiego pokolenia 40+). I jeszcze działała legenda wybitnego żołnierza i polityka. I wreszcie najważniejsze - Francja de Gaulle'a była jedynym krajem Zachodu, który oficjalnie uznawał nasze granice na Odrze i Nysie Łużyckiej. Generał nawet zahaczył o Ziemie Odzyskane (Gdańsk, Zabrze - w którym wzniósł słynny okrzyk). Inny polityk zachodni tam się nie miał prawa pojawić, zachodnich konsulatów też tam nie było. To się podobało - i władzy, która propolskie stanowisko Francji mocno podkreślała, ale także i społeczeństwu. Dopisek: Bardzo interesujące są wspomnienia ambasadora S. Gajewskiego (R. Jarocki, Pięć minut ambasadora. Rozmowy ze Stanisławem Gajewskim, Warszawa 1993). Między innymi mowa jest tam o jego propozycji z 6 października 1958 r., aby w zamian za uznanie przez Francję polskiej granicy zachodniej, Polska odwdzięczyła się nieuznawaniem algierskiego rządu emigracyjnego F. Abbasa (s. 122). De Gaulle na to przystał, ale nic z tego nie wyszło. Ale i tak wkrótce (w marcu 1959 r.) generał uznał wyraźnie prawo Niemiec do zjednoczenia tylko w istniejących granicach. Jak na zachodnią głowę państwa AD 1959 posunięcie niebywałe.
  12. Wybitny polityk rosyjski

    Tak sobie myślę... A może po prostu poddać krytycznej analizie opinie samych Rosjan wyrażone podczas plebiscytu "Imię Rosji"? I uwzględniając je szukać odpowiedzi, kto wybitnym rosyjskim politykiem był? Skądinąd wyniki dosyć ciekawe - pierwsza trójka: Aleksander Newski, Stołypin, Stalin. http://www.nameofrussia.ru/
  13. Kuchnia Staropolska

    Zacząłbym od - wzmiankowanej wyżej - popularnej i sympatycznej książki Krystyny Bockenheim, Przy polskim stole, Wrocław 1999. A potem chociażby pozycje wymienione w bibliografii do niej (s. 202-203).
  14. Mam mapę prus wschodnich

    Na pierwszy rzut oka wygląda to na zwykłą mapę (geograficzną, czy drogową). Nie jest nadmiernie szczegółowa, mimo określenia "sonder". "Tajny tunel", to autostrada Elbląg-Królewiec, którą częściowo ukończono za czasów niemieckich (jeden pas) i którą można dojeżdżać do granicy rosyjskiej i dziś (niedawno została zmodernizowana, ale drugiego pasa nadal nie ma). Nie sądzę byś otrzymał za tą mapę jakieś wielkie pieniądze, na giełdach staroci jest sporo takich rzeczy. Tu masz link do jednej ze stron entuzjastów starych map LINK, może tam rozpytaj. Ewentualną sprzedaż do Niemiec rozważ pod kątem polskich regulacji prawnych. Nie mam czasu sprawdzić, ale być może mimo niezbyt wielkiej wartości mapa podlega ochronie i możesz narazić się na nieprzyjemności.
  15. jakie państwa obecnie są w stanie wojny

    Jak już nadmienił Secesjonista, pojawia się tu pewien problem natury terminologicznej. Stan wojny - to pojęcie przede wszystkim z zakresu prawa międzynarodowego. Jedno państwo może pozostawać w formalnym stanie wojny z drugim (lub oczywiście - z wieloma państwami). Np. współczesne prawo polskie przewiduje, że można go zarządzić z powodu napaści na terytorium RP, lub gdy z umowy międzynarodowej wynika konieczność wspólnej obrony. Stan wojenny - to stan nadzwyczajny wewnątrz państwa, również co do zasady formalnie ogłoszony, przewidziany np. przez aktualne prawo polskie, będący konsekwencją zagrożenia zewnętrznego, napaści, konieczności wspólnej obrony (BTW - nie należy mylić go ze stanem wojennym z 1981 r., który w świetle dzisiejszej nomenklatury był stanem wyjątkowym). Natomiast olbrzymia część (większość) konfliktów nam współczesnych, nie wiąże się z formalnym stanem wojny. Np. ww. Afganistan zapewne nie jest w stanie wojny z żadnym państwem, natomiast na jego terenie rzeczywiście trwa konflikt wewnętrzny (i być może lokalne władze zarządziły tamtejszą formę stanu nadzwyczajnego). Zatem, pytanie powinno raczej brzmieć - jeżeli dobrze wywnioskowałem z kontekstu dyskusji - gdzie na świecie trwają konflikty zbrojne, a nie które państwa są w stanie wojny (ew. wojny domowej)?
  16. Autonomiczne województwo śląskie

    O Sejmie Śląskim pisał np. H. Rechowicz, "Sejm Sląski 1922-1939", Katowice 1965 (późn. wyd. 1971). Warto poczytać także odpowiednie fragmenty "Historii Sejmu Polskiego" autorstwa A. Ajnenkiela (tom II, część II), Warszawa 1989. A tu masz link do opracowania o Policji Woj. Śląskiego (tamże na końcu wykaz literatury, nie tylko "policyjnej", ale także "ogólnej") link do strony.
  17. Wojna secesyjna, a powstanie styczniowe

    Trochę jest na temat relacji rosyjsko-amerykańskich (i śladowo o roli sprawy polskiej) w L. Bazylow, P. Wieczorkiewicz, Historia Rosji, Ossolineum 2005, s. 299-302. Sprawdziłbym także odpowiednie fragmenty książki L. Pastusiaka, Prezydenci amerykańscy wobec spraw polskich, Bellona 2003. Mam to gdzieś w domu, ale niestety nie uda mi się "odkopać" w najbliższym czasie. Dopisek: A jednak udało się szybko "odkopać". Zatem polecam L. Pastusiaka, Prezydenci amerykańscy wobec spraw polskich, (mam wydanie BGW, później chyba praca ukazała się w Bellonie). Relacje rosyjsko-amerykańskie i sprawa polska to oczywiście rozdział o Lincolnie, s. 45-49.
  18. Dezubekizacja

    Ponieważ znowu pojawiły się pomysły dezubekizacyjne, poddaję pod rozwagę forumowiczów własny, b. wstępny zarys projektu odpowiedniej ustawy (oczywiście napisany wyłącznie dla własnej satysfakcji). Moim zdaniem zaspokaja on zarówno „zdrowe pragnienie zemsty” części elit post-solidarnościowych, daje ludowi odpowiednie igrzyska, ale jednocześnie respektuje podstawowe standardy ochrony praw człowieka, tudzież zasady naczelne ujęte w rozdziale I konstytucji, o których posłowie nieco "zapominają". Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uznając, że niektórzy byli funkcjonariusze aparatu policyjnego Polski Ludowej, będący sprawcami określonych przestępstw popełnionych w okresie istnienia Polski Ludowej nie powinni cieszyć się szczególnymi przywilejami emerytalnymi, uchwala - co następuje: Art.1. W stosunku do byłych funkcjonariuszy aparatu policyjnego Polski Ludowej, pełniących funkcję w jakimkolwiek przedziale czasowym przypadającym na lata 1944-1990, skazanych prawomocnym wyrokiem sądu karnego za określone przestępstwo popełnione w okresie sprawowania funkcji w aparacie policyjnym Polski Ludowej, jest możliwe sądowne obniżenie przysługujących im uprawnień emerytalnych. Art. 2. Funkcjonariuszem aparatu policyjnego Polski Ludowej w rozumieniu niniejszej ustawy jest: (konieczne doprecyzowanie). Art. 3. Przestępstwem popełnionym w okresie sprawowania funkcji w aparacie policyjnym Polski Ludowej w rozumieniu art. 1 niniejszej ustawy jest: (konieczne doprecyzowanie). Art.4. Obniżenie świadczeń emerytalnych następuje w pierwszej instancji wyrokiem sądu pracy (wydziału pracy i ubezpieczeń społecznych sądu rejonowego), właściwego dla miejsca zamieszkania byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej. Art. 6. Sąd pracy może orzec obniżenie świadczeń emerytalnych byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej, polegające na odstąpieniu od dotychczasowego przelicznika świadczeń emerytalnych w wysokości 2,60 i ustaleniu nowego w przedziale od 0,70 do 2,59. Art. 7. Sąd pracy w każdej sprawie dotyczącej świadczeń emerytalnych byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej orzeka indywidualnie, według swojego uznania, biorąc pod uwagę całokształt okoliczności sprawy. W szczególności sąd pracy musi wziąć pod uwagę: 1. Charakter przestępstwa stwierdzonego prawomocnym wyrokiem sądu karnego. 2. Postępowanie byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej w okresie po zakończeniu przez niego służby w aparacie policyjnym Polski Ludowej. Art. 8. Sąd pracy wszczyna obligatoryjnie postępowanie w sprawie ewentualnego obniżenia świadczeń emerytalnych byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej na wniosek sądu karnego, który wydał wyrok, o którym mowa w art. 1. Sąd karny składa taki wniosek obligatoryjnie w terminie 2 tygodni od dnia uprawomocnienia się wyroku, o którym mowa w art. 1. Art. 9. Przed sądem pracy nie przeprowadza się ponownie postępowania dowodowego wobec faktów udowodnionych w procesie karnym. Art. 10. Jeżeli prawomocny wyrok sądu karnego dotyczący przestępstwa popełnionego przez byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej zostanie wzruszony (np. w drodze wznowienia postępowania), stanowi to przesłankę do wznowienia odpowiedniego postępowania przed sądem pracy. Art. 11. Od wyroku sądu pracy obniżającego wysokość świadczeń emerytalnych byłego funkcjonariusza aparatu policyjnego Polski Ludowej istnieje możliwość odwołania w normalnym trybie instancji. Art. 12. Ustawa wchodzi w życie z dniem 1 stycznia 2009 r. [ Dodano: 2008-10-24, 14:37 ] P.S. Nie zastanawiałem się nad relacją ww. projektu do ewentualnie już obowiązujących przepisów prawnych, które pozwalają obniżać uposażenie emerytalne żołnierzowi czy policjantowi, który popełnił przestępstwo.
  19. Opisz 1 dzień z życia obywatela PRL-U

    I pewnie nie znajdziesz, bo masz popuścić wodze własnej wyobraźni. Jako, że tych czasów nie pamiętasz, najlepiej popytaj rodziców. Jako, że byłem swego czasu obywatelem PRL i jestem w stosunku do Ciebie matuzalemem, mogę trochę Ci pomóc. Zatem schemat dnia obywatela PRL w dwóch wariantach : 1. (tak, jak to pamiętam) Pobudka ok. siódmej rano. Myję się, zakładam dżinsy i koszulkę. Mama nie robi śniadania, bo wie, że nie cierpię jeść tak wcześnie, ale pomstuje. Dla świętego spokoju biorę kanapkę do torby. Do szkoły piechotą - wolę to od autobusu. Potem pół dnia w szkole. Jak to w szkole. Po szkole piłka nożna z kolegami. Do domu - tym razem autobusem, nie che już mi się spacerować. Prysznic. Obiad. Lekcji nie robię, bo mi się nie chce, a poza tym jutro swobodniejszy dzień. Potem spotkanie z dziewczyną. Tym razem idziemy do kina. Film amerykański. Wieczorem lektura książki i słuchanie radiowej "trójki". Muzyka raczej zachodnia, trochę polskiej. 2. (jak to powinno wyglądać wg. IPN) Wstaję o siódmej rano. Nie myję się, bo odcięli wodę. Ubieram kufajkę i berecik. Jem stary chleb i popijam octem. Mama cieszy się, bo jest wreszcie chleb, nie tylko ocet. Idę do szkoły piechotą, bo wszystkie autobusy są zepsute. W szkole osiem godzin komunistycznej indoktrynacji. Wracam do domu piechotą, autobusów nadal nie widać, po drodze biją mnie ZOMO-wcy. Mama opatruje rany i karmi chlebem z octem. Odrabiam lekcje - praca na temat "wskazówki, które płyną z życia W. Lenina". Po obiedzie idziemy mamą do kolejki przed sklepem obuwniczym. Bierzemy leżaki, bo zostaniemy w kolejce na noc. Jutro natomiast będzie fajnie, bo pójdę z dziewczyną na ten nowy radziecki film. Jeżeli nas po drodze nie aresztują. A tak na poważnie. Życie zwykłego obywatela PRL nie było czymś niezwykłym, czy ekstremalnym, ani nie różniło się za bardzo od współczesnego. Było inne, ale nie aż tak inne. Czasami lepsze, bo spokojniejsze, z pewnością pracy, lepszym relacjami międzyludzkimi, bez wyścigu szczurów, czasami gorsze, bo połączone z polowaniem na towary w sklepach i wszelkimi "urokami" państwa autorytarnego. Inną ocenę wygłoszą ci, którzy dziś "załapali się na sukces" i pławią się w komercyjnym dostatku, inną ci, dla których III RP okazała się macochą i zbierają ostatnie grosze na czynsz, czy leki. Natomiast autorzy tematu zapewne oczekują od Ciebie uwypuklenia niedogodności PRL i wskazania na wyższość czasów nam współczesnych - zatem rozpisz się o kolejkach, kartkach, milicji na ulicach itp. To chyba ten trop.
  20. A nawet zostawili im okręty podwodne . Inna sprawa, że radzieccy mieli tam tylko bodajże bazę morską w Pasha Liman i niewiele w niej sił zdolnych do działań lądowych, co w warunkach braku lądowej granicy z państwami Układu Warszawskiego interwencję w Albanii czyniło nader trudną logistycznie. Nie wiem, czy cała flota Układu Warszawskiego w latach 60. z taką operacją desantową by sobie poradziła (i dochodzi problem przejścia przez Bosfor, jeżeli nie chce się płynąć dookoła Europy). Do tego dochodziły: wymieniony przez Ciebie "urok militarny" kraju górzystego, poparcie chińskie itp. Plus fakt, że Albania nie przeszła do obozu Zachodu, i raczej to nie groziło, gdyż ten nadal Hodża konsekwentnie nienawidził.
  21. Tak trochę sobie gdybam. Po pierwsze może dlatego, że zlekceważyli małą (choć strategicznie położoną) Albanię. Zakotwiczenie w Grecji i uznane oficjalnie sui temporis przez Stalina "procentowe" wpływy brytyjskie w tym kraju mogły wydawać się Albionowi wystarczające. Zatem niezbyt przesadnie ingerowali w sprawy albańskie, choć jakieś tam małe próby jak widać były. Po drugie, Brytyjczycy mogli uznać, jak w przypadku Jugosławii, że główną siłą, na którą warto postawić, a przynajmniej jej nie przeszkadzać w walce są siły Hodży i Shehu. Przy całym wstręcie ideologicznym. A i silnego Tito z sąsiedztwa wyraźna interwencja brytyjska by rozdrażniła. I wreszcie. Miałem przyjemność być swego czasu w Albanii. Każdy, który rozważa walkę z partyzantami w tym kraju musi się mocno zastanowić. Włochom co prawda z początku udało się Albanię z grubsza spacyfikować, ale to wynikło głównie - moim zdaniem - z ich sprytnej polityki. Tj. rozgrywania sentymentów antyzogistowskich, nie drażnienia uczuć patriotycznych i wykorzystania nacjonalizmu albańskiego i jego ekspansywności. Plus Włosi ładowali do czasu multum pieniędzy w Albanię. I to nawet przed okupacją. To jest górzysty kraj walecznych górali-wojowników, którzy - o ile nie ma wroga zewnętrznego - walczą nawet dzielnie między sobą w imię Kanunu. Taki europejski Afganistan (oczywiście przy zachowaniu wszelkich proporcji). Brytyjczycy pewnie o tym pamiętali AD 1944. Gdy "mieli" Grecję (czy przewidywali jej opanowanie), instalowanie baz w Albanii mogło im się wydawać nie warte przelanej krwi i komplikacji politycznych.
  22. Dezubekizacja

    Jest wreszcie orzeczenie TK. Nie chcę się za bardzo wypowiadać bez znajomości uzasadnienia i zdań odrębnych (w tym w szczególności najwybitniejszego - moim zdaniem - członka Trybunału prof. E. Łętowskiej), ale coś mi się widzi, że polityka historyczna zawitała i do tego organu. Trochę szkoda. Będzie zatem kontynuacja w Strasburgu.
  23. Chrystianizacja Litwy

    To w sumie było jeszcze bardziej skomplikowane. Władcy litewscy traktowali sprawy religijne nader instrumentalnie. Mendog przyjął katolicyzm "z powodów politycznych" i z takich samych powodów od niego odstąpił. Jego syn Wojsiełk - został ochrzczony w obrządku prawosławnym, mimo że ojciec był - przynajmniej do czasu - formalnie katolikiem. Znowu Trojden był poganinem, ale jego bracia rządzący Rusią Czarną byli prawosławni. Witenes znowu deklarował biskupom ryskim chęć przyjęcia katolicyzmu. Synowie Giedymina, gdy obejmowali władzę w księstwach ruskich przechodzili na prawosławie. Witold miał przyjął chrzest i prawosławny i katolicki. Itd. itp. Główne źródło powyższych informacji - ks. T. Śliwa, Kościół prawosławny w państwie litewskim w XIII-XIV wieku (w:) ks. M.T. Zahajkiewicz, Chrzest Litwy. Geneza. Przebieg. Konsekwencje, Lublin 1990, s. 20 i 21. Ale w sumie tak, można mówić o dwóch "głównych podejściach" do przyjęcia katolicyzmu przez Litwę (tj. w pierwszym etapie - jej władców). Natomiast przyjmowanie prawosławia przez książąt litewskich było procesem dosyć powszechnym i jakby "ciągłym". W wyżej cytowanej pozycji (s. 21) wymienia się 16 prawosławnych książąt litewskich przed unią i 40 po.
  24. Z głębin zawodnej pamięci - coś kojarzę, że w okolicach dzisiejszego "albańskiego Sopotu" - Sarandy wylądował jakiś brytyjski desancik, który jednak szybko się zwinął i nie odegrał żadnej roli przy wyzwalaniu Albanii.
  25. Czy Ukraińcy zostali stworzeni po to, aby zniszczyć Polaków?

    Opinia koleżanki jest chyba nader kontrowersyjna i zbyt uproszczona. Ewolucja poszczególnych języków wschodniosłowiańskich z pnia ogólno-ruskiego (skądinąd od samego początku zapewne dialektycznie zróżnicowanego) to proces zapoczątkowany zdecydowanie wcześniej niż wskazany wiek XVII. Ślady odrębności są już w latopisach cerkiewnosłowiańskich z XIII w., a na pewno w gramotach z XIV w. Można mocno dyskutować, czy z odrębnym językiem ukraińskim (używając dzisiejszej terminologii) mamy do czynienia już w XIII w., czy raczej sto lub dwieście lat później, ale na pewno teoria, że "zaczął się kształtować w XVII w." jest dosyć kuriozalna. Równie dobrze można by napisać, że język rosyjski "zaczął się kształtować" gdzieś w XVI wieku, kiedy ugruntowały się ambicje Wielkiego Księstwa Moskiewskiego i lokalny język (dialekt) rozpoczął ponad-dzielnicową ekspansję. A język polski "zaczął się kształtować" w czasach, gdy wkroczył na dobre do piśmiennictwa. Czyli dopiero za Reja - mniej więcej.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.