Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,681
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Kogo straciliśmy w Katyniu?

    Secesjonisto, argument obsady personalnej na Uniwersytecie Lwowskim jest trochę obosieczny, bo skupiając się na niej można by np. z faktu, kto był dziekanem Wydziału Matematyczno-Fizycznego wysnuć przypuszczenie o szczególnej trosce Stalina o polskie kadry naukowe .
  2. Katyń w PRL

    W jakimś ogólnym sensie liberalizacja systemu była konsekwencją śmierci Stalina i późniejszej polityki Chruszczowa. Natomiast trudno uznać Polski Październik, powrót Gomułki do władzy i wreszcie jego stanowisko w sprawie Katynia za działanie na zamówienie radzieckich. Jest to wszakże Trybuna Ludu z 1952 r. Towarzysze radzieccy polemizowali z jeszcze bardziej oczywistymi-oczywistościami (vide kanoniczna wersja historii o dobrowolnym przyłączeniu się republik bałtyckich do ZSRR), zatem Katyń nie stanowił tu żadnego problemu.
  3. Katyń w PRL

    To jednak nie było tak do końca. Towarzysze radzieccy wybudowali np. w Katyniu pomnik oskarżający Niemców, zatem nie mieliby nic przeciwko temu, gdyby Polacy urbi et orbi przez lata całe ogłaszali prawdziwość ustaleń komisji Burdenki. Polskie władze - od Gomułki - co do zasady wybrały milczenie. Dosyć znamienne, bo w tych okolicznościach właściwie potwierdzające wersję o sprawstwie radzieckim. W ówczesnych warunkach geopolitycznych, aż do Gorbaczowa ujawnienie prawdy było niemożliwe, ale wypada jednak odnotować, że nie lasowano usilnie wersji radzieckiej. Gdyby Czechosłowacy lub Bułgarzy mieli taki sam "problem", to ich podręczniki, encyklopedie pełne by były oskarżeń niemieckich zbrodniarzy, a głowy państw by składały kwiaty na miejscu "niemieckiej kaźni"...
  4. Kogo straciliśmy w Katyniu?

    Przepraszając za małe OT. Gregski, mniej więcej takie szacunki jak podajesz powyżej pojawiały się w czasie i po II wojnie (na "polskim Zachodzie") przyjmowane na zasadzie domniemania. Już wiele lat temu zostały zweryfikowane i obecnie przyjmuje się (nawet w wydawnictwach sygnowanych przez IPN), że liczba deportowanych wynosiła nieco ponad 300.000 (320-330.000). Dyskutowaliśmy już trochę o tym na forum, próbując dociec (jeszcze przed niedawnymi ustaleniami IPN), jaka była ogólna liczba polskich ofiar ZSRR w czasie II wojny: Link 1 i Link 2. Oczywiście "dawne" liczby 1; 1,5 czy nawet 2 miliony wywiezionych pojawią się nadal w różnych radykalnie antykomunistycznych, albo nie do końca skoncentrowanych na zagadnieniu deportacji publikacjach, ale przyjąć należy, że niewiele mają wspólnego z prawdą. A tu masz dwa linki do stron z krótką charakterystyką zagadnienia (pierwsza z nich zawiera także wskazówki bibliograficzne): Link 3 Link 4
  5. Kogo straciliśmy w Katyniu?

    Na marginesie. Gregski - podane przez Ciebie dane nijak mają się do najnowszych ustaleń o ogólnej liczbie deportowanych (należy je zweryfikować co najmniej czterokrotnie "w dół").
  6. Katyń w PRL

    O wypowiedzi Gomułki spotkaniu z młodzieżą 29 października 1956 mowa jest w przypisie 15 na s. 293 drugiego tomu "Pamiętników" Gomułki, Warszawa 1994. Potwierdzona jest tam oczywiście wersja z powyższego cytatu zamieszczonego przez Ciebie - FSO. Tamże, na s. 281-293 ciekawe wyjaśnienia Gomułki na temat jego stosunku do sprawy katyńskiej w 1943 r. Wynika z niego, że pierwotnie nie miał wątpliwości, że oficerów wymordowali Niemcy. W tym też duchu napisał obszerny artykuł w podziemnym "Głosie Warszawy". Ale już w roku 1947 świadomie usunął go z wykazu swoich wojennych publikacji, mając już inny pogląd na sprawę (tamże, s. 288). Szczerze jednak wyjaśnia (i dosyć logicznie uzasadnia swoje stanowisko), że w 1943 r. nawet dysponując późniejszą wiedzą nie napisałby co prawda ww. artykułu, ale poparłby wersję radziecką (tamże, s. 289). Przy okazji warto wyjaśnić jeszcze do dziś krążącą w obiegu publicznym plotkę o tym, że jakoby Chruszczow proponował Gomułce wyjaśnienie sprawy katyńskiej (i obciążenie zbrodnią Stalina), a Gomułka na to nie przystał (zob. np. s. 292-293 i przypis 15, tamże). Plotka jest rodem z rzekomych, sfalsyfikowanych wspomnień Gomułki "Moje czternaście lat - zwierzenia Władysława Gomułki" wpierw opublikowanych w izraelskim dzienniku, potem cytowanych przez Wolną Europę, a wreszcie dosyć często publikowanych przez solidarnościowe i NZS-owskie wydawnictwa w roku 81 w Polsce.
  7. Katyń w PRL

    Podręczników z ogólniaka do historii już dawno nie mam, ale myślę, że intencje władzy odnośnie do przedstawiania sprawy Katynia młodzieży, przynajmniej w drugiej połowie lat 80. obrazuje cytowana przeze mnie szeroko wcześniej książka J.R. Szaflika, wydana w dosyć dużym nakładzie (ok. 80.000) przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne z niewątpliwą intencją, by była "podręcznikiem pomocniczym" dla uczniów, studentów i nauczycieli. Informacje dotyczące wydarzeń z roku 1943 związanych z Katyniem są w niej przedstawione co do zasady prawdziwie, ale bez wyraźnego określenia winnego. Czyli "dano do zrozumienia, ale bez postawienia kropki nad i", co wynikało z oczywistych uwarunkowań geopolitycznych Polski. Inna kwestia, że można upierać się, że sprawa Katynia stała się całkowicie jednoznaczna dopiero po działaniach tandemu Gorbaczow-Jaruzelski, zatem wstrzemięźliwość można tłumaczyć ostrożnością naukową. Ale niewątpliwie w publikacjach oficjalnych w PRL, to nie był czynnik najważniejszy.
  8. Jaruzelski i Kaczyński w Moskwie - razem?

    Skądinąd tłumaczenie Kancelarii w tej sprawie było żenujące: Źródło cytatu - http://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34317,3243406.html A ironia losu spowodowała, że dziś Pan Prezydent Kaczyński ma niższe zaufanie społeczne od Pana Prezydenta Jaruzelskiego. I wspólna podróż do Moskwy jest bardziej w interesie Prezydenta Kaczyńskiego, niż Jaruzelskiego. Jak to wszystko się gmatwa...
  9. Źródło informacji

    Trochę to naciągane . "Pogranicze" poczęło się niewątpliwie w czasach PRL i zapewne potem poszło rozpędem. A skoro przy realiach jesteśmy - "Tarantule" stojące w wojennym porcie gdyńskim (w scenie "dziejącej się" w latach 30.) wyglądały równie fajnie, jak "Spruance" wybuchające w Pearl Harbor . Ale przy mizerii środków z okresu przełomu ustrojowego i tak "Pogranicze" wyszło nieźle. Film świetny, a nawet wspaniały, ale granaty rozdawali słynnego modelu F-1. Nader popularnego w Armii Radzieckiej i (l)WP. Nie to, żebym się czepiał . Podejrzewam wszakże, że "Tajemnica Westerplatte" made in III RP, jeżeli się kiedykolwiek ukaże na ekranach, będzie z realiami epoki jeszcze bardziej na bakier, a film od PRL-owskiego będzie różnił się in plus jedynie liczbą słów na k... i ch... . Chciałbym się mylić, ale jakoś tak sobie antycypuję. (BTW - nie wnikam tu w słuszność argumentów w sporze "kto i kiedy dowodził na Westerplatte").
  10. Katyń w PRL

    Prawdopodobne powody, dla których dokonano wyboru "tych, którzy ocaleli" były nader rozmaite. I bynajmniej nie chodziło tylko o przyszłych pensjonariuszy "willi szczęścia". Ale to już temat na inną dyskusję. FSO, nie wiem, jak tam z innymi kolegami-matuzalemami było, ale w moim przypadku wiedza, że to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością zrobili radzieccy, wywodzi się z okresu głębokiego pacholęctwa i - w moim prywatnym odczuciu - była całkowicie powszechna, swobodnie krążąca i dyskutowana w moim bliższym i dalszym otoczeniu (rodzice, rodzina, znajomi rodziców, później moi znajomi, a nawet lekcje historii w liceum itp.), zatem miała charakter właściwie powszechny i oczywisty. Także sucha informacja w podręczniku "Niemcy znaleźli, oskarżyli radzieckich, ci zaprotestowali, zerwali stosunki, powołali komisję Burdenki" była - nazwijmy to "dla nas" - oczywistym potwierdzeniem teorii "wiadomo kto, ale autor expressis verbis tego nie napisze, tylko daje do zrozumienia".
  11. Źródło informacji

    Co do uzbrojenia, wyposażenia itp. Obecnie, gdzieś tam od "Szeregowca Ryana", poprzez "Kompanię braci", bardziej zwraca się uwagę na oddawanie realiów epoki. Choć koneserzy uzbrojenia i w tych filmach znajdą wpadki, a są obok nich też i takie, które i dziś budzą uśmiech zażenowania (jak "Pearl Harbor", gdzie wybuchały sobie niszczyciele typu "Spruance" lub "Kidd") - to jest lepiej, niż było. Wcześniej, i na Zachodzie i na Wschodzie było dużo więcej umowności. W amerykańskich filmach hasały powojenne czołgi, czy jugosłowiańskie T-34 w roli niemieckich, USS "Salem" grał "Grafa Spee" chyba bez nawet symbolicznej charakteryzacji, w radzieckich coś (T-62?) ucharakteryzowane na Tygrysy zdobywało Brześć w 1941 r. (sic !), a w naszych filmach jeździły BTR-y, jako pojazdy niemieckie, latały zaś "Biesy". W "Czterech pancernych" pojawił się bodajże w pewnym momencie nawet kałasznikow. I nikomu to nie przeszkadzało. Taka była - dosyć umowna - konwencja powojennych filmów wojennych wszędzie na świecie. Podobnie było z ranami, czy okaleczeniami - wówczas były raczej umownie przedstawiane, w tej chwili dba się o większy realizm. Co do prawdy historycznej. Rzadkością są filmy fabularne, które mają na celu dokładne odzwierciedlenie wydarzeń historycznych, a już na pewno skrajną rzadkością są takie, którym się to udaje. A reszta, to kwestia jakości scenariusza i gry aktorskiej. "Czterej pancerni" to był na pewno bardzo dobry, a nawet fenomenalny "ostern", jak to nazywali sami aktorzy. W każdym razie - moim zdaniem - niezależnie od tego ile słów krytycznych wypowiemy o dorobku kinematografii wojennej z okresu PRL, bo były wśród niego dzieła różnego lotu i kalibru, to III RP nawet śladowo nie udało się w tej materii nawiązać konkurencji.
  12. Katyń w PRL

    Na marginesie, nie związanym dokładnie ze sprawą Katynia, wypowiedź pokazująca, jak wyglądała polityka edukacyjno-informacyjna w Polsce lat 80. i reakcje na nią nadgorliwych radzieckich: "Wyjątkowym okazem (...) był nowy szef sektora polskiego, Wiktor Anisimow, znany (...) jako wos'moj kłass, czyli ósma klasa (...). Swoje ironiczne przezwisko zawdzięczał pewnej aferze, która stała się początkiem końca jego tak wspaniale rozpoczętej kariery. W roku 1984 ukazał się w w Polsce podręcznik do nauki historii w 8 klasie szkoły podstawowej (...) Na stronie 176 tego podręcznika zamieszczona została sucha, pozbawiona komentarza, lecz w pełni zgodna z prawdą informacja o przekroczeniu granicy polskiej przez Armię Radziecką 17 września 1939 roku. Nieco wcześniej znalazła się też wzmianka o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Anisimow uznał ten podręcznik za osobiste wyzwanie dla siebie. Posunął się nawet tak daleko, że z jego polecenia radca ambasady radzieckiej w Warszawie złożył oficjalną wizytę w Wydziale Ideologicznym KC PZPR, protestując przeciwko 'zniesławianiu państwa radzieckiego' w polskich podręcznikach szkolnych. Udzielono mu odpowiedzi grzecznej, lecz bynajmniej nie braterskiej. Nie była nawet wymijająca. (...) Mniej więcej rok później odbywało się, bodaj w Budapeszcie, spotkanie sekretarzy Komitetów Centralnych, odpowiedzialnych za sprawy ideologiczne. (...) jeden z członków delegacji polskiej przypadkiem usłyszał wypowiedź Anisimowa do któregoś z nie podejrzanych o herezje delegatów czechosłowackich czy enerdowskich. Brzmiała tak: - No ciekawe, co też powiedzą nasi Polacy. Że strzegą leninizmu, że zwalczają kontrrewolucję? A w sumie tak czy inaczej będzie wos'moj kłass. To wystarczyło, żeby Szef (Jaruzelski - przyp. Bruno W.), któremu to oczywiście powtórzono, w kategorycznej formie zażądał odwołania Anisimowa. Nie zdarzało się przedtem, aby przywódcy polskiej partii stawiali tego rodzaju postulaty personalne wobec funkcjonariuszy KC KPZR". Źródło cytatu: W.Górnicki, Teraz już można. Ze wspomnień kulawego szerpy, Wrocław 1994, s. 29-30. A co do właściwego tematu. Mam przed sobą popularny podręcznik historii - J.R. Szaflik, Historia Polski 1939-1947, Warszawa 1987 (Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne). Może być chyba dobrym przykładem, jak pisano o Katyniu w latach 80. w wysokonakładowych wydawnictwach (książka opublikowana jest co prawda w roku 1987, gdy cenzura już mocna zelżała, ale zapewne biorąc pod uwagę ówczesny długi cykl wydawniczy, dopuszczana była do druku nieco wcześniej). Podawano fakty, prawdziwe co do zasady, ale bez jasnego określenia "kto winien". Zatem cytat ze s. 61 ww. książki: "Przyczyną przerwania przez ZSRR stosunków dyplomatycznych z Polską stała się sprawa katyńska. W kwietniu rząd Rzeszy Niemieckiej ujawnił odkrycie masowych grobów polskich oficerów w lesie katyńskim w pobliżu Smoleńska. Rozpętana wokół tej sprawy propaganda hitlerowska winą za dokonanie mordu obarczała władze radzieckie. Na miejsce masowych mogił władze niemieckie zorganizowały wyjazdy delegacji Polskiego Czerwonego Krzyża i Rady Głównej Opiekuńczej - organizacji dozwolonych w Generalnym Gubernatorstwie. Wiadomość o tym odkryciu wywołała grozę i przygnębienie wśród Polaków. 15 kwietnia 1943 r. TASS ogłosiła komunikat, w którym zaprzeczyła oskarżeniom niemieckim stwierdzając, że polscy jeńcy wojenni wzięci do niewoli przez Armię Czerwoną w 1939 r., zatrudnieni w 1941 r. przy robotach w okolicy Smoleńska (...) zostali przez hitlerowców wymordowani. 17 kwietnia 1943 r. przedstawiciel PCK w Genewie (...) zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą rządu polskiego wszczęcia starań o zbadanie okoliczności związanych ze zbrodnią w lesie katyńskim. W tym samym też dniu identyczną prośbę do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża skierowała Rzesza Niemiecka. W rezultacie, w dniu 25 kwietnia 1943 r., rząd radziecki zdecydował się na przerwanie stosunków dyplomatycznych z rządem polskim, któremu zarzucono, iż dał się wciągnąć w rozpętaną przez Niemców propagandę, której celem było poróżnienie sojuszników i osłabienie koalicji antyniemieckiej". Zatem - przyjąć można, że po okresie milczenia w sprawie katyńskiej, w latach 80. stosowano już inną zasadę, nie tylko w publikacjach o ograniczonym nakładzie, ale nawet w popularnych podręcznikach - opisywania faktów, związanych z ujawnieniem zbrodni, jak widać z powyższego zasadniczo prawdziwych, ale na zasadzie prostej relacji - bez wskazywania na winnego. Ale ponieważ "sprawa katyńska" była tajemnicą publiczną, podobna redakcja wypowiedzi stanowiła - przynajmniej dla mnie - jednoznaczne potwierdzenie faktu, kto dokonał zbrodni. Choć do oczywiście jednoznaczne, oficjalne potwierdzenie to dopiero Gorbaczow-Jaruzelski.
  13. Jaruzelski i Kaczyński w Moskwie - razem?

    Nie przypominam sobie, abym kwestionował co do zasady wiarygodność akt wykorzystywanych przez historyków bliskich IPN-owi, choć wiele dyskusyjnych kwiatków w rodzaju "zeszytu Anoszkina" by się znalazło. Rzecz głównie polega na nachalnie jednostronnej interpretacji. Nadal będę się upierał, że akurat w tej materii przesądzanie o "zbrodniczym charakterze Jaruzelskiego" za pomocą cytatów z Wikipedii (notabene bez podawania ich źródła) nie jest najlepszą drogą do obiektywnej oceny tej postaci. Ale chyba lepiej będzie, jeżeli w tej sprawie pospieramy się w ramach odpowiednich tematów. I tak jest już chyba za dużo wątków na forum poświęconych ogólnej ocenie W. Jaruzelskiego. Nie bądźmy niepotrzebnie ironiczni. Jaruzelskiemu nikt nie może zarzucić, że unika procesów, którymi ubarwia się jego starość od wielu lat. A to, czy pojedzie (poleci) do Moskwy sam uzależniał od stanu zdrowia. A co do istoty rzeczy. Z punktu widzenia Prezydenta Kaczyńskiego sprawa - moim zdaniem - jest jasna: Primo - idą wybory. Widać wyraźnie, że mimo solennych wysiłków części publicystów i arcydzieł sztuki filmowej w rodzaju "Towarzysza Generała" istotna część społeczeństwa darzy Jaruzelskiego szacunkiem i nie podoba się jej kopanie leżącego (i ten stan rzeczy szybko się nie zmieni, choć z pewnością w młodszym pokoleniu, poddanym obróbce propagandowej odsetek przekonanych o tym, że W.J. był diabłem wcielonym będzie rósł). To nie początek kadencji, gdzie można było się wzburzać faktem, że Jaruzelski dostał order Sybiraków. Tu liczy się każdy głos. W drugiej turze, jeżeli L. Kaczyński do niej wejdzie, bardzo mogą pomóc głosy tej części elektoratu, która bardziej od Kaczyńskiego nie lubi liberałów. A elektorat PiS-u i tak zagłosuje w drugiej turze na obecnego Prezydenta. Zresztą, co tu dużo mówić, jeżeli L. Kaczyński przed poprzednimi wyborami ogłosił urbi et orbi, że ma przyjaciół wywodzących się z PZPR, nie żachnął się na poparcie udzielone przez lewicowego senatora A. Gierka, to logiczne są gesty wobec lewicy wykonywane przed następnymi wyborami. Secundo - idą wybory. Konstrukcja prezydenckiej polityki wschodniej wali się na naszych oczach. Przyjaciela na Ukrainie już nie ma, na Litwie też już nie to co było, a przyjaciel w Gruzji ma na świecie i u siebie dosyć niskie notowania i wkrótce może też go nie być. W tym kontekście w oczach społeczeństwa tandem Tusk-Sikorski może wydawać się o wiele bardziej skuteczny, a przy tym nie antagonizujący przesadnie Moskwy. Zatem wizyta w Moskwie (wraz z Jaruzelskim) może dodać Panu Prezydentowi walorów "odpowiedzialnego polityka". A Jaruzelski? Z punktu widzenia Polski, jego wizyta w Moskwie jest potrzebna, bo przypomina nasz wysiłek zbrojny. Takich jak on - weteranów pierwszej linii i wybitnych polityków zarazem jest już niewielu. Skoro mamy taką postać do dyspozycji, to źle by się stało, aby wśród innych polityków-weteranów zabrakło naszego (a w rachubę wchodzi tylko Jaruzelski, bo pomysł z zaproszeniem R. Kaczorowskiego należy położyć na półce "pomysły bardzo oryginalne"). Natomiast Jaruzelski, jako człowiek inteligentny wie doskonale o co chodzi L. Kaczyńskiemu, słyszy uroczo wyrafinowane, a raczej uwłaczające mu spostrzeżenia, "że znajdzie się miejsce" i zapewne odczuwa duży dyskomfort z racji faktu, że ma się przysłużyć się do "wzrośnięcia słupków poparcia" politykowi, który jakoś tam symbolizuje jednostronne i propagandowe rozgrywki historią Polski Ludowej. Ale być może uzna, że tego wymaga interes Polski i razem z Kaczyńskim do Moskwy poleci.
  14. Katyń w PRL

    Moja Pani od historii w szkole średniej sprawę przedstawiła kompetentnie i zgodnie z ówczesnym stanem obiektywnej wiedzy. To znaczy - ile było obozów jenieckich, że za mord katyński odpowiedzialny jest Związek Radziecki, natomiast oczywiście nie wiedziała dokładnie, gdzie są pozostałe miejsca martyrologii, zatem dzieliła się w tej materii tylko domysłami (zatopione barki na Morzu Białym itp.). O żadnych negatywnych konsekwencjach dla niej nie słyszałem, uczyła nadal i uczy chyba do tej pory. Co ciekawe, słyszałem, że była w szkole sekretarzem POP, także to doskonale obrazuje, jak złożona (tj. różnobarwna) była sytuacja w PRL. A co do propagandy (w w wielkim uproszczeniu): Na samym początku Polski Ludowej, a nawet nieco wcześniej, ostentacyjnie lansowano wersję radziecką, wykorzystując ją nawet do wzmocnienia uczuć antyniemieckich. Delegacje żołnierzy (l)WP oglądały miejsce "faszystowskiego mordu", a - jeżeli dobrze pamiętam - to w protokołach posiedzeń KRN, jest nawet wzmianka o zbiórce na czołg "Mściciel Katynia". Później, a już na pewno od Gomułki, generalnie o Katyniu po prostu milczano, a nie kłamano. Dużym wyjątkiem od tej polityki była encyklopedia bodajże z 1957, czy 1958 r., gdzie opublikowano wersję radziecką. Tak samo było w czasach Gierka, choć tu już w publikacjach szczególnie o niskim nakładzie zapewne więcej można było między wierszami przeczytać. W latach 80. już było inaczej. Pierwszemu w oficjalnym wydawnictwie rzeczywistą datę śmierci oficerów udało się bodajże podać prof. P. Wieczorkiewiczowi. Jak sam wspominał w "Historii politycznej..." - stworzył tym samym precedens, bo cenzura raczej akceptowała powielanie informacji już raz "dopuszczonych do obiegu". A zasadniczo - do momentu, gdy już zaczęto pisać w miarę otwarcie (ok. 1987 r.) - obowiązywała mniej więcej taka zasada - "ujawniono", "Niemcy oskarżyli ZSRR", "ZSRR zaprotestował", w której przedstawiano "gołe fakty" wydarzeń z 1943 r., wyraźnie nie pisząc "kto", ale każdy mógł się domyślić.
  15. Jaruzelski - ocena generała

    Becikwood, pozwolę sobie tylko pro forma zaznaczyć, że owa niebieska kreseczka, to opinia odwiedzających niniejsze forum, którym chciało się wziąć udział w głosowaniu. Rzecz interesująca, ale nijak ma się do badań statystycznych, także daleko byłbym od przekonania, że to opinia Polaków, jako narodu. Źródło cytatu: http://www.wprost.pl/ar/166486/
  16. Dobre strony PRL-u

    W ramach świątecznego uśmiechu: Istotną część spostrzeżeń i ustaleń autora mogę potwierdzić osobiście i rozciągnąć okres badań co najmniej na końcówkę lat 70.
  17. Charles de Gaulle

    Trochę - na pewno tak. Ale, "trochę", czy "prawie" robi dużą różnicę . Francja jest silnym państwem, ma status mocarstwa "drugiego rzędu", olbrzymie wpływy w byłych koloniach itp. Jednak myślę, że plany de Gaulle'a, jakiegoś nawiązania do Karolingów, Ludwików, Napoleona, a przy tym uczynienia ze swojej ojczyzny osnowy nowego ładu europejskiego ostatecznie się nie powiodły w pełni. Francja straciła chyba definitywnie pozycję lidera Europy, na rzecz Niemiec, mimo, że te nie mają broni jądrowej i stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa. Ale fakt faktem, bez de Gaulle'a, przy założeniu prostej kontynuacji IV Republiki - mogło być z mocarstwowością Francji jeszcze gorzej. Tchnął we Francję nowego ducha w 1958 r., ale nakreślił plany chyba ponad francuskie możliwości.
  18. Charles de Gaulle

    Dla jasności - "była wspomnieniem" oznacza, że nie miała większego wpływu na relacje polsko-francuskie w skali państwowej, a nie, że nie pozostawiła jakichkolwiek reminiscencji. Per analogiam - sprawa biblioteki pruskiej nie ma większego wpływu na stosunki polsko-niemieckie w skali makro, choć gdzieś w ich tle od lat się pojawia. A co do właściwego tematu, czyli de Gaulle'a. Ciekawe byłoby pytanie - co zostało z dziedzictwa generała? Na pewno mit z czasów II wojny, historyczna rola "odkupiciela francuskich grzechów", instytucje i praktyka ustrojowa V Republiki, niedawno obchodzącej 50. lecie konstytucji. Natomiast chyba nie za bardzo udał się pomysł mocarstwowej "Wielkiej Francji" i roli, którą miała odgrywać w "Europie ojczyzn".
  19. Do tego już pewnie dotarłeś, ale na wszelki wypadek podaję: A. Rzempołuch, Przewodnik po zabytkach sztuki dawnych Prus Wschodnich, Olsztyn 1993. Tamże na s. 180-181 wybrana literatura.
  20. Charles de Gaulle

    Jest jasne, że de Gaulle popierał nasze granice nie tylko z sympatii do Polski, choć ta niewątpliwie nie była mu obca, jako i sami Polacy, a raczej Polki (choć doniesienia o romansie młodego francuskiego oficera z ks. Czetwertyńską, ten ostatni po latach podobno zbył prychnięciem - "Peuh!"). Realizował swoje marzenia o wizji organizacji państwa wyrażone w Bayeux , realizował (czy starał się realizować) swoje marzenia o "Europie ojczyzn". Z marzeniami tymi jakoś zgodne było uznanie granicy Polski. Choć skądinąd wcale nie konieczne, przynajmniej już tak wczesne (w roku 1958, czy 1959). A co do roli Moskwy. Pozwolę sobie na odległą analogię - spór Chin z ZSRR był zapewne na rękę USA, które później nawet zdecydowały się na "pingpongowe" zbliżenie, ale nie wynikał bynajmniej z intryg Waszyngtonu, tylko z realizacji wizji Mao. Podobnie pewne ochłodzenie stosunków Francji z USA, było na rękę ZSRR, ale nie było efektem działań Moskwy, tylko realizacji wizji de Gaulle'a. Zaś w - oderwanej od propagandowej retoryki - politycznej rzeczywistości uznanie przez Francję zachodniej granicy Polski, Moskwie zapewne było nader obojętne. Zdawała sobie sprawę z korzyści, które w sprawie polskiej dawał jej fakt, że jest jedynym gwarantem polskiej granicy (właściwie aż do 1990 r., bo nawet układ Cyrankiewicz-Brandt nie miał charakteru ostatecznego, przynajmniej zdaniem Niemców). Wiedziała, że ogranicza to możliwości manewrów "emancypacyjnych" polskich władz. A "jakby co do czego", tj. pojawiła się szansa na neutralizację zjednoczonych Niemiec, radzieccy bez żalu pewnie (przynajmniej Chruszczow) wyraziliby zgodę przynajmniej na cesję Szczecina i okolic. Co potwierdzałyby pewne okoliczności wizyty Adżubeja w RFN. Ocieplenie stosunków francusko-polskich rozpoczyna się gdzieś około końca 1953 r., a już na pewno w roku 1954. Strona polska powoli wycofuje się z języka skrajnej propagandy antyfrancuskiej, skądinąd rodem z "l'Humanité", wreszcie po kilku latach mamy nie chargé d'affaires, lecz ambasadora. Tak, czy inaczej - na pewno w roku 1958 sprawa Instytutu była już tylko wspomnieniem, a sytuacja w Polsce i we Francji nader odmienna o tej sprzed kilku lat. Oczywiście, w jednym i drugim przypadku posłużyłem się pewnym skrótem, myślę, że jasnym do odczytania. Robineau był pracownikiem Instytutu i od jego aresztowania na lotnisku zaczęła się w wymiarze publicznym cała sprawa. Natomiast wizyta senatorów miała może nieco wyższy polityczny ciężar gatunkowy niż np. wizyta Klausa von Bismarcka (dyrektora WDR) z 1964 r., czy artystów na kongresie wrocławskim z 1948 r., ale nieporównywalny do wizyty de Gaulle'a, a o tym kalibrze polityków i o takiej sile decyzyjnej, czy możliwości wpływu oczywiście myślałem. Warto odnotować, że mamy już także nieźle napisaną popularną najnowszą historię Algierii pióra A. Kosznik-Chrystian.
  21. Na taką, a nie inną organizację obszarów kontrolowanych przez III Rzeszę miał wpływ szereg czynników (argumentów), a decyzja o sposobie zarządu polegała zapewne każdorazowo na wyważeniu pomiędzy nimi: 1. Rasowo/kolonizacyjny - gdyby Ukraińcy, czy Litwini byli pełnowartościowymi Germanami, a ich ziemie nie stanowiły perspektywicznego Lebensraumu - zapewne uznano by rządy Stećki i Ambrazevičiusa i kraje te miałyby status "sojuszników". 2. Siły oporu - generalnie gorzej mieli ci, którzy bardziej się opierali. 3. Skłonności do kolaboracji. 4. Sprawności lokalnej administracji w realizacji celów zgodnych z polityką Rzeszy. 5. Momentu przejścia pod kontrolę III Rzeszy - gdyby Litwa przyłączyła się do agresji przeciwko Polsce i pozostała w niemieckiej strefie wpływów, zgodnie z pierwotnym rozgraniczeniem wg. paktu Ribbentrop-Mołotow - miałaby status Słowacji. Później już na taki status nie mogła liczyć. 6. Propagandowy. W Belgii Niemcy zachowywali się początkowo dużo lepiej niż podczas I wojny, zapewne także dlatego, by przekonać społeczeństwa zachodu, że nie są żadnymi Hunami - i tym samym łatwiej zachęcić je do współpracy. 7. I wreszcie - zwykły wojenny pragmatyzm. Po co popierać np. ideologicznie bliskich faszystów rumuńskich, skoro ważniejsza była zdrowa armia rumuńska? Dopisek: No i jeszcze: 8. Sprawy personalne. Regionalni "zarządcy" niekiedy realizowali (usiłowali realizować) własne wizje administracji podbitymi terytoriami. Inaczej sprawa wyglądała chociażby na Białorusi (gdzie Kube popierał białoruskie dążenia narodowe, niż na Ukrainie, gdzie Koch wolał "machorkę, wódkę i nahajkę"). Nawet na ziemiach polskich były pewne odrębności. Inną politykę w sprawie volkslisty prowadził Forster, inną Greiser.
  22. Charles de Gaulle

    Secesjonisto, wydaje mi się, że nadmiernie akcentujesz znaczenie wydarzeń, które miały miejsce przed polskim Październikiem i przed dojściem de Gaulle'a do władzy. Instytut Francuski to 1949 r., Daladier to twarz III i IV Republiki i przeciwnik generała itp. A do tego w 1958 taki Robineau był już od prawie pięciu lat na wolności. V Republika to zupełnie nowa wizja Francji - ustrojowa i w zakresie polityki zagranicznej. Autorstwa generała, zgodna z jego pomysłem na Francję i Europę. A, że w jakimś zakresie mocarstwowa Francja, marząca o własnej koncepcji integracji Europy od Atlantyku po Ural, która wycofuje się ze struktur wojskowych NATO, buduje własną broń jądrową, prowadzi samodzielny dialog z ZSRR, była na rękę Rosjanom, to już inna historia. Owa koincydencja nie oznacza, że "złowroga ręka Moskwy" wymyśliła generała i jego politykę (także w sprawie Polski). Tak, czy inaczej - fakt pozostaje faktem, jedynie Francja - choć budująca z Adenauerem nową jakość relacji francusko-niemieckich - miała odwagę nie siedzieć cicho w sprawie polskich granic. I tylko de Gaulle był w Zabrzu - "najbardziej polskim z polskich miast".
  23. Jaruzelski i Kaczyński w Moskwie - razem?

    Ciekawy, zacytowane przez Ciebie - niekiedy in extenso - dane z Wikipedii nie są bynajmniej prawdą ostateczną i obiektywną, ale to już temat na inną dyskusję. Wspólna podróż Prezydentów do Moskwy byłaby niewątpliwie dowodem normalności w polskiej polityce, także historycznej. Natomiast rzeczywiście pewien niesmak budzi we mnie fakt, że aby było trochę normalniej, to musi być kampania prezydencka za pasem.
  24. Charles de Gaulle

    Wizyty zachodnich mężów stanu w czasach Gomułki nie były zbyt częste (zmieniło się to za Gierka, który zdecydowanie bardziej lubił wizyty i rewizyty), zatem ludzie po prostu byli życzliwie ciekawi. Do tego dochodziła tradycyjny sentyment do Francji, jej kultury, języka, wówczas chyba dużo silniejszy niż dziś (szczególnie wśród ówczesnego inteligenckiego pokolenia 40+). I jeszcze działała legenda wybitnego żołnierza i polityka. I wreszcie najważniejsze - Francja de Gaulle'a była jedynym krajem Zachodu, który oficjalnie uznawał nasze granice na Odrze i Nysie Łużyckiej. Generał nawet zahaczył o Ziemie Odzyskane (Gdańsk, Zabrze - w którym wzniósł słynny okrzyk). Inny polityk zachodni tam się nie miał prawa pojawić, zachodnich konsulatów też tam nie było. To się podobało - i władzy, która propolskie stanowisko Francji mocno podkreślała, ale także i społeczeństwu. Dopisek: Bardzo interesujące są wspomnienia ambasadora S. Gajewskiego (R. Jarocki, Pięć minut ambasadora. Rozmowy ze Stanisławem Gajewskim, Warszawa 1993). Między innymi mowa jest tam o jego propozycji z 6 października 1958 r., aby w zamian za uznanie przez Francję polskiej granicy zachodniej, Polska odwdzięczyła się nieuznawaniem algierskiego rządu emigracyjnego F. Abbasa (s. 122). De Gaulle na to przystał, ale nic z tego nie wyszło. Ale i tak wkrótce (w marcu 1959 r.) generał uznał wyraźnie prawo Niemiec do zjednoczenia tylko w istniejących granicach. Jak na zachodnią głowę państwa AD 1959 posunięcie niebywałe.
  25. Wybitny polityk rosyjski

    Tak sobie myślę... A może po prostu poddać krytycznej analizie opinie samych Rosjan wyrażone podczas plebiscytu "Imię Rosji"? I uwzględniając je szukać odpowiedzi, kto wybitnym rosyjskim politykiem był? Skądinąd wyniki dosyć ciekawe - pierwsza trójka: Aleksander Newski, Stołypin, Stalin. http://www.nameofrussia.ru/
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.