-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Abm, zasadą na tym forum jest, że nie wykonujemy pracy za innych, tylko - w miarę naszych skromnych możliwości - pomagamy. Tym bardziej, że niektórzy z nas maturę mają już dawno za sobą i nie chcieliby mieć zapewne na sumieniu zaproponowania rozwiązania, które w jakiś sposób nie pokrywa się z wymaganiami współczesnego egzaminu dojrzałości, czy oczekiwaniami profesorów. To musi być Twoja praca i Twoja odpowiedzialność. Masz już dobry początek w poście otwierającym. Weź pod rozwagę uwagi podniesione w tej dyskusji, wpisz do Google "periodyzacja historii Polski" i zobacz co tam znajdziesz. Zaproponuj może nieco poprawioną periodyzację, a ktoś na pewno zamieści swoje uwagi.
-
Abm, III Rzeczpospolita jest jak najbardziej tworem formalnym, gdyż tak deklaruje preambuła do naszej obecnej konstytucji ("Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę konstytucję będą stosowali, [...])". Należy zatem przyjąć, że państwowość polską po 1989 r. można tak określać, w pełnej zgodzie z aktualną ustawą zasadniczą. Niezależnie od tego, że - moim zdaniem - jest to dyskusyjne, bo III RP w mojej opinii - choć nie w pełni suwerenną - była PRL. IV RP sobie głowy nie zawracaj, bo był to tylko pewien pomysł polityczny i pewna praktyka polityczna. Nie zrealizowano tej idei w wymiarze prawno-ustrojowym. Zresztą jej główny autor bodajże teraz "na dniach" się z tego pomysłu wycofuje. W przypadku lat 1944-1989 pewnym problemem jest to, że państwo do 1952 r. było Rzeczpospolitą Polską, później PRL-em. Osobiście cały ten okres nazwałbym po prostu Polską Ludową, aby uniknąć problemów. A w każdym razie do okresu 1944-1952 II RP na pewno nie pasuje. Lata 1918-1939 - utrzymałbym jednak nazwę II RP, jako powszechnie przyjętą (choć także dyskusyjną, bo rok 1926, a już na pewno 1935 to zmiana całej formy państwa). Nie wiem, czy chcesz wyodrębniać okres 1916-1918 i ówczesne Królestwo Polskie pod kontrolą państw centralnych? Zabory - oczywiste pytanie, czy chcesz uwzględniać twory autonomiczne, czy nie w pełni suwerenne (moim zdaniem przynajmniej Księstwo Warszawskie i Królestwo Kongresowe do powstania listopadowego - raczej tak). Nie wiem, czy oddzielałbym Koronę Królestwa Polskiego (Corona Regni Poloniae) od Królestwa Polskiego, ta pierwsza to raczej pewna idea. Okres po 1025 to istotna trudność, bo oczywiście przez większość czasu do Przemysła II to raczej książęta niż królowie. Ale - z drugiej strony: "(...) Stąd odesłanie przez Mieszka II insygniów królewskich cesarzowi (...) oraz zaniechanie koronacji po 'zegnaniu' z tronu Śmiałego. Mimo to Polskę nazywano królestwem (regnum), przeciwstawiając pojęcie dużego, niezależnego państwa pojęciu królestwa (ducatus)". J. Bardach, B. Leśnodorski, M. Pietrzak, Historia ustroju i praw polskiego, Warszawa 1993, s. 59. Jak z tym nazewnictwem i niezależnością dokładnie było, to materia pewnie na książkę, ale poddaję powyższą opinię autorytetów w zakresie historii państwa i prawa pod rozwagę. Poza tym - periodyzacja jest nader często sprawą umowną (zob. przyjęta data końca średniowiecza itp.) i zależy od przyjętej konwencji. Poza tym chociażby sama nazwa: "Rzeczpospolita na przełomach wieków" może sugerować zarówno, że chodzi o Polskę jako taką, jak i tylko o twory państwowe opatrywane nazwą "Rzeczpospolita".
-
Odtworzenie federalnej struktury państwowej na gruzach ZSRR jest dziś niemożliwe, a i samej Rosji nieprzesadnie do szczęścia potrzebne. Nawet aneksja Osetii Południowej i Abchazji nie jest pewna, dopóki te kraje mogą pełnić rolę monety przetargowej w relacjach z Gruzją. Natomiast Rosja będzie chronić i starać się poszerzać wpływy na obszarze "bliskiej zagranicy". Polityczne, wojskowe, ekonomiczne i kulturalne. Co jest postępowaniem z jej punktu widzenia całkowicie zrozumiałym.
-
Metody i podstawy legitymizacji władz PRL-u
Bruno Wątpliwy odpowiedział secesjonista → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Na marginesie - pozycją wartą do przeczytania w tej materii jest: W. Sokół, Legitymizacja w państwach socjalistycznych z perspektywy weberowskiej, (w:) M. Chmaj (red.), Państwo, ustrój, samorząd terytorialny, Lublin 1997. -
Z innych ciekawostek. Terminu "naród radziecki" użył już bodajże Chruszczow na XXII zjeździe. Skądinąd charakterystyczne jest to, że o ile w dawnej Jugosławii w spisach narodowościowych pojawiało się pojęcie "Jugosłowianie", to - jeżeli się nie mylę - w radzieckich statystykach nigdy było terminu "osoby o narodowości radzieckiej". Chyba, że zaliczano takie osoby do kategorii "drugije" (skądinąd nielicznej - ok. 20-30 tys. osób w kolejnych spisach). Zatem "naród radziecki" nie miał być bynajmniej wspólnotą etniczną, lecz "wielonarodową", jakąś nową formą wspólnoty. Zob. np. A. Szymczak, Ustrój polityczny Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (1936-1976), Ossolineum 1978, s. 125.
-
Secesjonisto, jest oczywistym faktem, że określenie "ludzie radzieccy" znalazło swoje poczesne miejsce w oficjalnej propagandzie. Zresztą z czasem obok innego terminu (tym razem dla nas współczesnych dosyć dziwnego) - "naród radziecki", który byłby chyba lepszym przykładem lansowanej tezy o ukształtowaniu się dojrzałej wspólnoty ponadnarodowej. Zob.: "Jest to społeczeństwo o dojrzałych socjalistycznych stosunkach społecznych, w którym na podstawie zbliżenia wszystkich klas i warstw społecznych oraz równości prawnej i faktycznej wszystkich narodów i narodowości, ich braterskiej współpracy powstała nowa historyczna wspólnota ludzi - naród radziecki" i dalej "Naród radziecki (...) utrwala podstawy ustroju społecznego i polityki ZSRR (...) i proklamuje je w niniejszej Konstytucji". Ze wstępu do "konstytucji breżniewowskiej" - Konstytucja Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, Warszawa 1977, s. 39 i 40-41. Natomiast wypowiadając się: miałem na myśli powszechność stosowania tego określenia - przynajmniej swego czasu - przez mieszkańców ZSRR (czy większości b. ZSRR), którzy - niezależnie od intencji oficjalnej propagandy - używali go na zasadzie swoistego obiektywnego stwierdzenia. Może o relatywnie pozytywnym (do 1991 r.) lub sentymentalnym, czy ewentualnie krytycznym (po 1991 r.) wydźwięku, ale raczej bez szczególnego przesłania ideologicznego. Ot, stwierdzenie faktu przynależności do pewnej wspólnoty.
-
Gregski, z całym szacunkiem, ale Twój eksperyment przeprowadzony na mostku był bez sensu. Skoro słowo "sowiet" pochodzi z języka rosyjskiego i było (jest) stosowane konsekwentnie jako termin podstawowy (czy wręcz jedyny) w języku rosyjskim, to jest oczywiste, że tam nie może mieć wydźwięku jednoznacznie pejoratywnego. Rzeczonemu szturmanowi mogło być nawet miło, że chcesz się posługiwać językiem rosyjskim. Prawdopodobnie tak, jak każdemu statystycznemu Rosjaninowi. Podobnie byłoby, gdybyś zapytał angielskojęzycznego. Dla takowego omawiany tu rusycyzm będzie także praktycznie jedynym dostępnym terminem. Właściwie na nieco podobnej zasadzie mógłbyś pytać Polaków, czy podobają się im słowa "Polak - Polacy" (tu ewentualnie można wziąć niewielką poprawkę na to, że słowo "Sowieta" jest już raczej terminem historycznym, a "Polak" nie). Dla rosyjskojęzycznego "sowiecki" jest to termin oczywisty, naturalny, zgodny z regułami językowymi, wręcz jedyny. Mówimy natomiast o kontekście słowa "sowiet" języku polskim, który jakoś historycznie nabrał takiego, a nie innego wydźwięku. Nie angażowałbym się w dyskusję, gdyby termin "sowiet" był jedynym stosowanym w języku polskim. Wówczas byłoby naturalne, że się nim posługujemy. Ponieważ jednak mamy w naszym języku dwa słowa ("sowiecki" i "radziecki"), z których jedno jest rusycyzmem o zabarwieniu pejoratywnym (dodatkowo, jeszcze niedawno w Polsce prawie nie stosowanym), a drugie - to termin polski, dla mnie wybór jest jakby oczywisty. Capricornusie, dzięki za przypomnienie. Wiedziałem, że dyskusja terminologiczna gdzieś już jest, nawet pamiętałem jej fragmenty. Wydawało mi się jednak, że to było w ramach jakiegoś innego zagadnienia, a nie odrębnego tematu, stąd zaproponowałem wydzielenie z dyskusji o "Rydzu" tematu radziecko-sowieckiego. Myślę, że moglibyśmy przy okazji poprosić właściwego Moderatora, aby połączyć posty i Twój dawny post otwierał dyskusję, aby nie mnożyć wątków. Ciekawy, jeżeli np. cytujemy stare teksty źródłowe, to oczywiście, że nie ma - co do zasady - sensu ich poprawiać i uwspółcześniać (chyba, że z odpowiednią adnotacją, przypisami itp.). Chociażby - cytując konstytucję marcową raczej nie wypada poprawiać słów: "materjalnych" (ze wstępu); "terytorjalnego", "państwowemi" (z art. 3); "absolutorjum", "kolegjum" (z art. 9); "tajnem", "bezpośredniem", "równem" i "stosunkowem" (z art. 11). Podobnie, jak cytujemy nawet nam współczesne wypowiedzi osób posługujących się tu omawianym rusycyzmem. Najwyżej swój sprzeciw możemy dać wyraz przypisem, czy inną adnotacją. Natomiast jeżeli sami rozmawiamy w czasach nam współczesnych, nawet o wydarzeniach odległych, to chyba powinniśmy dosyć konsekwentnie szanować wykształcony od wielu lat polski termin. A świat (aczkolwiek bynajmniej nie cały, o czym pisałem) używa słów pochodnych od rosyjskiego terminu "sowiet", bo co do zasady nie dysponuje - inaczej niż Polacy - terminologią wywodzącą się z rodzimych języków.
-
A musi być takowe? Przez kilkadziesiąt lat obywaliśmy się bez. Podobnie - jak mniemam - obywasz się jednak bez polskiego "jednosłowowowego" terminu określającego obywateli ZEA. A anglojęzyczni i Czesi np. muszą pogodzić się z dwuczłonową Czech Republic (bo Bohemia i Czechia to jednak okazało się nie to). A swoją drogą możemy lansować termin "radzieccy". Zawsze bliżej to języka polskiego, i dalej od rusycyzmu, niż w przypadku "Sowieci". Ale zresztą, po co kruszyć kopie, skoro pewnie trzy czwarte Polaków (z J. Kaczyńskim włącznie) śpiewa: "Jeszcze Polska nie zginęła, Póki my żyjemy". No to пока! Już chyba napisałem wszystko co chciałem.
-
Gregski toż ja cały czas marudzę o polskim słowie "radziecki", które swego czasu wyparło rusycyzm "sowiecki". "Towarzysze" to jednak nie do końca ten kontekst (o ile Twój wniosek Tomaszu, był poważny). I mała ciekawostka - jeżeli się nie mylę, to słowo "towarzysz" jest używane nadal jako regulaminowa forma zwracania się w armii Federacji Rosyjskiej. "Ludzie radzieccy" to określenie niewątpliwie mniej prawidłowe od "obywateli/mieszkańców ZSRR", ale chociażby na obszarach Związku bardzo popularne. I w sumie stosowane tam bez nadmiernego wydźwięku ideologicznego. I nie pejoratywne, jak homo sovieticus.
-
Przynajmniej ja osobiście z tym Secesjonisto nie polemizuję. Jest to jak najbardziej termin rozpowszechniony w wielu państwach i nie ma - w większości przypadków - kontekstu jednoznacznie pejoratywnego. Podobnie - używali go także ideowi komuniści. Nie wyciągam natomiast z powyższych faktów wniosku, że - my, współcześni Polacy - powinniśmy odgrzebywać wymarły swego czasu prawie ze szczętem rusycyzm. Taka mała ciekawostka. Chyba głównie dla Ciebie - Ciekawy, bo bodajże Ty w jakieś innej dyskusji wyraziłeś opinię, że nie można było w PRL posługiwać się terminem "Sowieci". Jak tam z zapisem cenzorskim było - nie wiem, fakt, że to słowo wyszło prawie całkowicie z potocznego użycia. Poniżej jednak zamieszczam pewien cytat. Z - moim zdaniem - jednej z najlepszych książek poświęconych (l)WP, na podstawie której nakręcono (po pewnych zmianach - np. miejsce wydarzeń zmieniono z Łużyc na Pomorze Zachodnie i Kołobrzeg) doskonały film "Jarzębina czerwona". Zatem - W. Kotowicz, Frontowe drogi, wydanie VIII, Warszawa 1980, s. 82: "Podszedł do nas zastępca Smirnowa, stary, wąsaty plutonowy. Według wszystkich szykan radzieckiego regulaminu zameldował swemu dowódcy sytuację na placówce, a następnie przedstawił się mnie i Masłowskiemu. Zauważyłem zresztą od razu panującą tu na każdym kroku wzorową dyscyplinę i ścisłe przestrzeganie regulaminowego zachowania się w obcowaniu z przełożonymi. Zupełne przeciwieństwo tego, co widziałem u żołnierzy radzieckich poza frontem. Z nami było odwrotnie. Na tyłach aż do przesady oddawano przełożonym honory, prężono się na baczność, przestrzegano zapinania guzików i golenia się, lecz w warunkach bojowych wszystkie te akcesoria dyscypliny odpadały automatycznie. Dlatego z zdziwieniem patrzyłem, jak tu na wysuniętej placówce pierwszej linii Sowieci [podkr. Bruno W.] stają na baczność, salutują, jak wszyscy mają czyste, białe wypustki podszyte u kołnierzy zatłuszczonych oliwą i wypłowiałych mundurów". Mamy zatem tu zatem ciekawy przykład zastosowania słowa "Sowieci" (fakt, ze dosyć odosobniony i w kontekście historycznych wydarzeń) w jak najbardziej oficjalnej publikacji z okresu PRL.
-
A tam, angielski . O terminologię stosowaną przez polskich marynarzy mi chodzi. To bodajże prof. Staniszkis zauważyła, że nie tak dawno w Federacji Rosyjskiej słowo "demokrata" dosyć powszechnie uchodziło za określenie pejoratywne. Jakie czasy, takie obyczaje. A gdzie teraz występują w przyrodzie owi "Sowieci"? Rosjanie natomiast, jak przypuszczam, nie specjalnie wnikają w subtelności naszych sporów językowych. Będę się upierał, że ze słowem tym skojarzony został pewien pejoratywny wydźwięk. Choć niewątpliwie mogą być i tacy, którzy słowem "Sowiety" wyznają sympatię do ZSRR . Ale dla mnie jest to argument jakby drugorzędny. Najważniejsze jest to, że mamy odpowiednie polskie słowo, które wyparło - swego czasu właściwie w pełni - używany dawniej rusycyzm. Nie ma sensu go reanimować i tworzyć chociażby bałagan terminologiczny.
-
Ciekawy, jest jasne, że słowo rosyjskie słowo "sowiet" zakorzeniło się w wielu językach. Na marginesie, wcale nie we wszystkich, bo np. po estońsku ZSRR to Nõukogude Sotsialistlike Vabariikide Liit, po łotewsku - Padomju Sociālistisko Republiku Savienība, po litewsku - Tarybų Socialistinių Respublikų Sąjunga, po ukraińsku - Союз Радянських Соціалістичних Республік itp. itd. Ale argument popularności owego rusycyzmu na świecie ma niewielkie znaczenie w sytuacji, gdy w polszczyźnie utrwalił się mocno rodzimy termin. Uznając, że powinny zawsze decydować powielające się w wielu językach zwroty, lub obce terminy kiedyś używane w polszczyźnie (co często wychodzi na to samo), powinniśmy zacząć z powrotem nazywać samochód automobilem, samolot aeroplanem, gaźnik karburatorem, trałowiec trawlerem etc. Dopracowaliśmy się polskiego terminu, zatem szanujmy go. Co do pejoratywności. Podobne słowo w różnych językach, lub w różnym kontekście użyte, może mieć rozmaity wydźwięk. Jak już próbowałem nadmienić wyżej, chociażby terminy "Paljaczki" czy"Ruski" w źródłosłowie właściwie nie mają czynnika negatywnego. A są negatywne. A co powiesz na popularny ongiś w Polsce termin "żydek". Czy to sympatyczne zdrobnienie, czy pejoratywne określenie? A chociażby słowo "czarny" i jemu podobne, w odniesieniu do Murzynów w zależności od języka i okoliczności ma nader rozmaity wydźwięk. Nie uważam, że wszyscy posługujący się słowem "Sowieci" chcą nadać mu pejoratywny wydźwięk, ale myślę, iż wielu próbujących ożywić te słowo - swego czasu w Polsce prawie martwe - ma taki cel. Delwin, już pisałem, że jest to pewna niedogodność, ale skoro radzono sobie z nią przez dziesięciolecia dominacji polskiego terminu "radziecki", to widać można sobie z nią poradzić. Jak zauważył Robin Hood - i ja swego czasu - zawsze można napisać: "obywatele Związku Radzieckiego", "mieszkańcy ZSRR", "narody ZSRR", czy nawet "ludzie radzieccy". Zresztą to nie jedyny taki problem w polszczyźnie. Określenia np. mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej, Republiki Zielonego Przylądka, Burkina Faso, Liechtensteinu, Kosowa - nawet jeżeli może mamy jakieś ustalone prawidłowe formy w naszym języku - będą zawsze brzmiały dziwnie. A co do obywateli Zjednoczonych Emiratów Arabskich - to poczekajmy na opinię Gregskiego .
-
Ciekawy, a na przykład w języku węgierskim Polska to Lengyelország, w litewskim - Lenkija, w angielskim - Poland, francuskim - Pologne. Ale jaki z tego przyczynek do naszej dyskusji? Ugruntował się w języku polskim poprawny termin, po co z nim walczyć i sięgać po rusycyzmy? A na marginesie. Gregski, jak mówisz na mieszkańców Zjednoczonych Emiratów Arabskich?
-
I bardzo słusznie . Choć mi i dziś się pewnie nie raz zdarzy się nazwać mieszkańców Wysp Anglikami, a ZSRR Rosjanami. Natomiast jedną z rzeczy, która mnie ongiś mocno denerwowała (dziś już chyba występuje w nieco mniejszej skali) było traktowanie wszystkich mieszkańców ziem za Bugiem położonych jako Rosjan. Czy pejoratywnie - "Ruskich". Dopisek: Pozostanę jednak w przekonaniu, że dla wielu - nie dla wszystkich rzecz jasna - decyduje pejoratywny wydźwięk słowa "Sowieci". A, że sami się tak nazwali? Zwróć uwagę, że słowo "Ruscy" jest teoretycznie jest bardzo bliskie językowi rosyjskiemu, nic negatywnego w źródłosłowie nie ma, a jest pejoratywne. Z drugiej strony słowa "pszeki", czy "Paljaczki", mogą być postrzegane jako sympatyczne ("pszeki" m.in. od przepraszam, "Paljaczki" jako zdrobnienie). A sympatyczne bynajmniej nie są. Dużo zależy od kontekstu. A "Sowieci" mają tu określony kontekst.
-
Jest niewątpliwym problemem, że nie ma - według mojej wiedzy - w języku polskim składającego się z jednego słowa terminu określającego mieszkańców (mieszkańca) ZSRR. Nie jest to wszak wielka niedogodność, wszak można posłużyć się słowem"mieszkańcy ZSRR", "narody ZSRR", czy "ludzie radzieccy" itp. Ja potocznie niekiedy używam nawet terminu "radzieccy". Termin "Sowieci" jest obecnie mocno lansowany, w mojej ocenie głównie z powodu pejoratywnych konotacji. Słowo "radziecki", który w okresie PRL było kojarzone z "oficjalnie pozytywnie postrzeganym sojusznikiem", wielu chce usilnie zastąpić rusycyzmem, stosowanym chociażby przez nienawidzące ZSRR Radio Wolna Europa. Moim zdaniem bez sensu, bo nawet nienawidzący Związku Radzieckiego, nie musi koniecznie posługiwać się rusycyzmem by nienawiść swą wyrazić. Także namolne przywracanie do życia terminu "Sowiety" nieco mnie bawi. To trochę tak jakby ekolodzy samochód usilnie nazywali automobilem.
-
Miesięcznik pornograficzny "Fala"
Bruno Wątpliwy odpowiedział Don Pedrosso → temat → Społeczeństwo i gospodarka
W tej chwili jestem poza swoją biblioteczką, ale wydaje mi się, że Don Pedrosso korzystał także ze znanej książki T. Szaroty - "Okupowanej Warszawy dzień powszedni." Tam chyba widziałem wzmiankę o "Fali" i wyżej zamieszczony ambitny wiersz Wielgomasowej. Także, Secesjonisto chyba przekopałbym bibliografię do tej pozycji. Wzmiankowaną przez Don Pedrosso książę Woźniakowskiego czytałem. Na pewno jest tam sporo o Wielgomasowej i cały rozdział (podrozdział) o "Fali". Niestety książkę tylko swego czasu wypożyczyłem, a z pamięci niewiele mogę napisać. -
Małe OT. Ja bym sformułował to nieco inaczej: "nie wypowiedzenie wojny ułatwiało argumentację stronie radzieckiej i pozwalało uniknąć zawarcia w 1941 r. traktatu pokojowego". Swego czasu bardziej byłem przekonany do teorii m.in. prof. Wieczorkiewicza o tym, że ogłoszenie stanu wojny z ZSRR byłoby posunięciem uzasadnionym. W tej chwili bardziej przychylam się do opinii, że nie miało to aż takiego znaczenia. I ponownie zachęcam do dyskusji w dziale "Historia alternatywna". Temat - Polska wypowiada wojnę ZSRR - konsekwencje.
-
Autonomia Śląska (i nie tylko)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Tomasz N → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Nie wnikając w złożone szczegóły można rzeczywiście przyjąć w wielkim uproszczeniu, że autonomia to nader rozwinięta samorządność terytorialna, natomiast USA to już coś zasadniczo innego - federacja. Co ciekawe, przyjmuje się, że autonomia regionu nie narusza unitarnego charakteru formy państwa, natomiast w przypadku federacji mamy do czynienia już z inną formą państwa (złożonego, składającego się rzeczywiście z wielu państw, ale o istotnie ograniczonej suwerenności). Przedwojenna autonomia Śląska była przy tym dosyć specyficzna, gdyż zmiana najważniejszych jej postanowień wymagała zgody Sejmu Śląskiego (do nowelizacji statutu organicznego dokonanego konstytucją kwietniową). W "typowej" autonomii natomiast jest ona nadawana odgórnie przez centrum i może być zabrana decyzją tegoż centrum. W związku z tym np. przedwojenny profesor W. Jaworski uważał, że związek Śląska z Polską to forma unii realnej dwóch państw, a nie "tylko" autonomii regionu. Ale był w tym poglądzie dosyć odosobniony. -
Małe OT. Termin "Rosjanie" bywał używany potocznie w stosunku do mieszkańców ZSRR przed wojną i po wojnie. Tak zresztą, jak na całym świecie, gdzie dokonywano podobnego uproszczenia. Rusycyzm "Sowieci", czy "Sowiety" używany był powszechniej przed wojną, w Polsce Ludowej w pierwszych latach powojennych (vide - Manifest Lipcowy) i na emigracji. Już przed wojną zaproponowano zamienienie go na polski termin "radziecki" (tu pojawia się często nazwisko W. Sukiennickiego) i stopniowo już w II RP ta terminologia wchodziła w życie. A zresztą jeszcze przed "Związkiem Radzieckim" używano dosyć często terminu "Związek Socjalistycznych Republik Rad" (czy "Związek Rad"), zamiast rusycyzmu "Związek Sowiecki" (vide pkt o nieagresji z 1932 r.). Słowo "radziecki" rzecz jasna upowszechniło się w Polsce Ludowej. Jeżeli dobrze pamiętam, to np. prof. Miodek termin "sowiecki" uważał za rusycyzm o zabarwieniu pejoratywnym. Ja osobiście nie widzę racjonalnych powodów, dla których do języka polskiego należy wprowadzać kolejny (obok i tak licznych) rusycyzmów. Chyba, że komuś przeszkadza zbieżność tego terminu z dawniejszą w Polsce konotacją słowa "radziecki" (związaną np. z radą miejską). Znowu jeżeli ktoś przywiązany jest do pejoratywnego wydźwięku słowa "sowiecki", to powinien pamiętać, że nie ma merytorycznej różnicy pomiędzy słowami "za zbrodnię katyńską odpowiadają władze radzieckie", a "za zbrodnię katyńską odpowiadają władze sowieckie", a to pierwsze zdanie brzmi jednak bardziej po polsku.
-
Edward Śmigły-Rydz i ocena jego poczynań w II RP
Bruno Wątpliwy odpowiedział Gnome → temat → Biografie
Kolega B.W. nie czuje się bynajmniej na siłach rozstrzygać wątpliwości w tej materii, bo przypuszcza, że nie zostaną one rozstrzygnięte przez społeczność ludzką do końca świata. A na pewno pozostanie w polityce międzynarodowej olbrzymia ilość stanów faktycznych nie poddających się prostej, czy zgodnej interpretacji prawnomiędzynarodowej. Generalnie definicja okupacji wojennej (occupatio bellica) - to przejściowe zajęcie przez siły zbrojne państwa wojującego części lub całości terytorium nieprzyjaciela i ustanowienie tam faktycznej władzy. Pojęcie to różni się od "inwazji" (to tylko wtargniecie wojsk bez ustanawiania władzy, czy organizacji). Zob. np. W. Góralczyk, S. Sawicki, Prawo międzynarodowe publiczne w zarysie, Warszawa 2007, s. 425. Osobiście uważam, że aczkolwiek mamy od lat konwencję "o rozpoczynaniu kroków nieprzyjacielskich", formalne wypowiedzenie wojny nie jest tu bynajmniej konieczne (vide - praktyka w tej materii), ale - skądinąd - bardzo upraszcza interpretację i ustalenie "z czym mamy z prawnego punktu widzenia do czynienia". Szczególnie wobec rozbieżnych stanowisk stron (jak Polski i ZSRR po 1939 r.). Natomiast okupacja pokojowa (occupatio pacifica) to zajęcie terytorium przez wojska i władze drugiego państwa na podstawie umowy międzynarodowej. Definicja za doktorem M. Marcinko. (link do strony internetowej) A w rzeczywistości - sporo zależy od tego, kto interpretuje. Mały przykład: Litwa, Łotwa i Estonia konsekwentnie uważają, że w roku 1940 doszło do rozpoczęcia długotrwałej okupacji tych państw. Federacja Rosyjska wyraża tu nieco odmienne opinie. A prawnicy "międzynarodowcy" sobie dyskutują. Na przykład polecam ciekawą opinię o wpływie czasu na stan okupacji państw bałtyckich: "W prawie międzynarodowym nie ma oczywiście przepisów, które ustalałyby granice czasowe dla możliwego przywrócenia władzy państwowej bezprawnie pozbawionej swego funkcjonowania przez inne państwo czy państwa. Wydaje się jednak, że nie należy zakładać takiej ewentualności ad infinitum, można bowiem uważać, że wprawdzie przyłączenie państw nadbałtyckich do ZSRR było pogwałceniem prawa międzynarodowego, ale upływ czasu przekraczającego dwukrotnie ich egzystencję jako państw suwerennych, w połączeniu z zasadniczo bierną postawą społeczności międzynarodowej, spowodował stan, który można określić jako zalegalizowanie pierwotnego bezprawia. Taka legalizacja nie jest czymś niespotykanym w stosunkach międzynarodowych". L. Antonowicz, Rozpad ZSRR ze stanowiska prawa międzynarodowego, Państwo i Prawo nr 9/1992 r. A na marginesie - ponieważ pojawił się w tej dyskusji wątek o sensowności wypowiedzenia wojny ZSRR we wrześniu 1939 r., przypomnę tylko, że mamy w "Historii alternatywnej" temat Polska wypowiada wojnę ZSRR - konsekwencje. -
Autonomia Śląska (i nie tylko)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Tomasz N → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Wszelkie próby zanegowania powojennej państwowości polskiej (i "automatycznego" negowania prawnych skutków istnienia tej formy państwa polskiego) uważam konsekwentnie za niepoważne, w tym także te, które opierają się na istnieniu "legalnych władz RP na uchodźstwie". Zaś dziedzictwo samego Marszałka jest tak niezwykle złożone i kontrowersyjne, że - jak przypuszczam - co jakiś czas będą "odżywać" i kipieć sporami merytorycznymi tematy na forum J. Piłsudskiemu poświęcone. Ja sam w każdym razie przynajmniej do działań Marszałka po 1926 r., i niektórych wcześniejszych, podchodzę dosyć krytycznie. Granica pomiędzy Śląskiem Górnym a Dolnym nie stanowi tu większego problemu. Ale Tobie chodzi chyba o problem odtworzenia autonomii Śląska w granicach przedwojennego województwa. To byłby dziś oczywisty, a wręcz gigantyczny absurd dzielić Górny Śląsk. Ale - z drugiej strony - art. 1 statutu organicznego deklarował, że: "Województwo Śląskie będzie obejmowało wszystkie ziemie śląskie przyznane Polsce, czy to ze Śląska Cieszyńskiego, czy też na mocy art. 88 Traktatu Wersalskiego z Niemcami z 28 czerwca 1919 r. (...)". Zatem prosta restytucja autonomii, to tylko w takich granicach. Ziemie przyłączone do Polski po 1945 r. jakby nie wchodzą w rachubę. Czym innym byłoby oczywiście ustanowienie autonomii de novo. Ale, jak już pisałem, zbyt wielu racjonalnych przesłanek dla takiego posunięcia nie widzę. -
A to już spór wchodzimy w ciekawy terminologiczny. Np. Westerplatte (pomijam fascynujące zagadnienie kto dowodził, tudzież ile było ataków niemieckich itp.) można - moim zdaniem - traktować zarówno jako "relatywny sukces" obrońców, jak i "zmniejszenie rozmiarów porażki". Już przepraszam za OT i idę do pracy .
-
Zgadzam się co do istoty rzeczy, dlatego użyłem terminu "relatywny sukces". O niczym innym już w tym okresie czasu armia rosyjska myśleć nie mogła.
-
Autonomia Śląska (i nie tylko)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Tomasz N → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ja osobiście już chyba wielokrotnie pisałem, że nowelizacja statutu organicznego przez konstytucję kwietniową, pozwalająca na jego zmianę bez zgody Sejmu Śląskiego, była naruszeniem zasad prawidłowej regulacji konstytucyjnej (jak cała konstytucja kwietniowa, ale to już inna historia). Wzmiankowany "dekret", a dokładnie ustawa konstytucyjna uchwalona przez KRN, moim zdaniem w tej sprawie ma znaczenie istotne, ale już jakby wtórne. Na miejscu RAŚ bardziej uderzałbym w konstytucję kwietniową, którą w pełni suwerenna RP złamała poręczenie dane Górnoślązakom jeszcze przed plebiscytem. Natomiast z racji upływu czasu, rozwiniętych obecnie uprawnień trójszczeblowego samorządu, stopnia integracji Śląska z Polską, powrót do instytucji autonomii uważam za bezcelowy, a nawet sam pomysł za lekko kuriozalny. Jestem też umiarkowanym zwolennikiem teorii, obecnych niekiedy np. w prawie międzynarodowym, że znaczący upływ czasu może prowadzić do swoistego "zalegalizowania bezprawia", w tym przypadku ograniczenia autonomii województwa śląskiego konstytucją kwietniową. A tak swoją drogą jest to doskonały przykład potencjalnej pułapki prawnej, w którą można wpaść negując legalizm Polski Ludowej. Jak już się bawimy - to na całego, nie wybiórczo. Zatem wypada także potępić: zniesienie autonomii Śląska, powojenne układy graniczne i regulacje prawne o mieniu poniemieckim i opuszczonym. -
Koreańska Republika Ludowo Demokratyczna (KRLD)
Bruno Wątpliwy odpowiedział Qrosava → temat → Ogólnie
Tak zresztą zatytułował swoją książkę T. Goban-Klas, Historia i współczesność Korei. Od pustelniczego królestwa do azjatyckiego tygrysa, Toruń 2006. A ja znalazłem coś ciekawego w innej książce. J. P. Rurarz, Historia Korei, Warszawa 2005, s. 274: "Od mniej więcej 1783 r. Koreę ogarnęła psychoza obcej inwazji i krążyć zaczęły plotki o rzekomym zagrożeniu ze strony krajów zachodu". Trochę pasuje do czasów nam współczesnych. W przypadku Korei Północnej mamy niewątpliwie do czynienia ze (skądinąd interesującym badawczo) nawarstwieniem się wpływów wiekowych tradycji kulturowych, politycznych, religijnych i konkretnej - relatywnie współczesnej - ideologii. Z tego powstała konstrukcja dosyć swoista. Wszystko to powodowało, że nawet w czasach "socjalistycznej wspólnoty" KRLD uchodziła za jej część bardziej honoris causa, niż w istocie (zob. W. Górnicki, Teraz już można. Ze wspomnień kulawego szerpy, Wrocław 1994, s. 299). I ciekawostka, także pióra W. Górnickiego (s. 278): "Od gospodarzy dostałem album krajoznawczy, w którym KRL-D jest dosłownie określona w wersji angielskiej jako paradise on earth".
