Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,677
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Reforma sądownictwa a Monteskiuszowki podział władzy

    Cóż, problem byłby rzeczywiście wówczas, gdyby wszystkich sędziów TSUE powoływało jedno państwo. Ja tylko tak krótko pro forma, bo przekonywać mi się nikogo nie chce. Metody powoływania sędziów na świecie są różne. Konteksty także. Uważam, że po czterech latach rządów partii ironicznie zwanej "Prawem i Sprawiedliwością" każdy myślący człowiek powinien się orientować - z kim ma do czynienia. Jak się nie orientuje, to znaczy, że funkcje myślenia ma wyłączoną lub - z jakiś innych, nieznanych mi powodów - wypiera oczywistą oczywistość ze świadomości.
  2. Fryderyk II Wielki - ocena

    Szczerze mówiąc, jest mi to dosyć obojętne, czy zdaniem Euklidesa musiał, czy nie musiał. Ton jest ewidentnie skrajnie czołobitny i przypochlebny, czyli kadził. I tyle mam do powiedzenia na temat tej ciekawostki.
  3. Austriacki ruch oporu był … raczej wątły. Podobnie, jak tamtejsza chęć do walki po stronie aliantów. Z powodów raczej oczywistych, wielokrotnie już na forum sygnalizowanych - Austriacy (przynajmniej gdzieś do refleksji związanej ze Stalingradem) czuli się po prostu Niemcami. Zob.: https://forum.historia.org.pl/topic/17058-austriackie-rozliczenia-zbrodni-z-czasów-ii-wojny-światowej/ https://forum.historia.org.pl/topic/4548-kwestia-anschlussu/ https://forum.historia.org.pl/topic/18927-druga-wojna-światowa-jako-czynnik-narodotwórczy/ Przypadkiem trafiłem na informację o austriackich oddziałach w słoweńskiej (titowskiej) partyzantce. Zob.: https://www.mohorjeva.com/images/buchdaten/Linasi-koroske-vojne-zgodbe_leseprobe.pdf Jakieś inne przykłady? Notabene - nie chodzi mi o austriacki ruch oporu w niemieckich siłach zbrojnych, który uaktywnił się chociażby przy okazji zdobywania Wiednia przez wojska radzieckie, tylko o austriackie formacje w ramach "obcych" armii i partyzantek.
  4. Fryderyk II Wielki - ocena

    Dla zainteresowanych, jak kadził Voltaire Fryderykowi w 1742 r.: "Le saigneur des nations, Frédéric III, Frédéric le Grand (…) je crois que vous forcerez toutes les puissances à faire la paix, et que le héros du siècle sera le pacificateur de l’Allemagne et de l’Europe.". Za: https://fr.wikisource.org/wiki/Correspondance_de_Voltaire/1742/Lettre_1516
  5. Ostatnia faza walk na Kępie Oksywskiej.

    Czyli - przynajmniej także dla mnie - sprawa wygląda na razie tak: sprawa znana (aczkolwiek nie przesadnie nagłaśniana) przynajmniej od połowy lat 80. (bo mniej więcej wówczas zakończono wydawanie cyklu książek ze zbiorami wspomnień: "Gdańsk 1939", "Gdynia 1939" i "Kępa Oksywska 1939") została potraktowana jako ogólny obraz finału obrony. Jak coś nowego się pojawi - zdanie mogę oczywiście zmienić.
  6. Stosunki Polsko-Białoruskie

    Ciekawe wypowiedzi (aktualnie) zdecydowanego patrioty i obrońcy niepodległości Białorusi: https://wiadomosci.onet.pl/swiat/wybory-na-bialorusi-prezydent-lukaszenka-o-relacji-z-polska-i-rosja/qrj524b https://eng.belta.by/president/view/lukashenko-no-document-conflicting-with-constitution-will-be-signed-with-russia-125911-2019/ Ciekawe, jak to się skończy: 1) zwykłymi gierkami politycznymi Łukaszenki, przy niezmiennym ogólnym (raczej "pro-słowiańskim", niż "pro-europejskim" kursie politycznym, 2) jednak rzeczywistym zwrotem na Zachód, 3) Putin coś wykombinuje i nastąpi zmiana warty na Białorusi?
  7. Ostatnia faza walk na Kępie Oksywskiej.

    Wrażenie mam trochę podobne - tzn., że jest to napisane na zasadzie: ponieważ chociażby E. Kosiarz (np. w "Drugiej wojnie światowa na Bałtyku") pisał o obronie Kępy Oksywskiej do końca i jej zaprzestaniu dopiero po wyczerpaniu wszelkich możliwości, to trzeba napisać inaczej. "Odbrązowić" i nieco zaszokować, co często jest atrakcyjnym zajęciem. A z dosyć oryginalnymi tezami jednego z autorów już się spotkałem. Zresztą w samej przeze mnie wspomnianej książce tej oryginalności nie brak - vide napadające na Polskę Czechy, czy Litwa (ta ostatnia oczywiście otrzymała swój udział, zresztą zgodnie z tajnym protokołem, o czym Litwini niekoniecznie lubią pamiętać, ale jednak nie przystąpiła do agresji zbrojnej przeciwko Polsce, za co zresztą zapłaciła przesunięciem ze strefy niemieckiej do radzieckiej). Natomiast jednoznaczność i ostrość poglądu o "samorzutnej demobilizacji" polskiej obrony na Kępie jest na tyle silna, że ciekawy jestem na jakich (i czy) materiałach źródłowych jest to oparte. Ekspertem nie jestem, tylko co nieco czytałem na ten temat i w sumie nigdzie nie znalazłem tak drastycznego opisu ostatnich dni obrony Kępy Oksywskiej. Najdalej "posunięty" jest tego typu: "Mimo silnego stresu wynikającego z braku nadziei, mimo wielkiej przewagi sprzętowej Niemców, mimo bezapelacyjnego panowania wroga w powietrzu, mimo nieustannych braków wody, uzbrojenia, środków opatrunkowych, mimo braku możliwości choćby chwilowego odpoczynku w odwodzie - ostre walki z niemiecką piechotą zdobywającą krok po kroku teren Kępy trwały aż do końca.... Brak było nawet saperek i łopat - zdarzało się, że żołnierze leżeli pod ciężkim ostrzałem nieokopani, brak było kompasów co powodowało błądzenie w czasie nocnych walk. Ciągłe reorganizacje oddziałów na skutek ogromnych strat powodowały powstawanie jednostek niezgranych i nieorientujących się w terenie. Obok niezwykłej ofiarności części wojsk, istniały jednocześnie liczne dywersje i dezercje wśród części żołnierzy. Spowodowane bezustannym zamieszaniem wielkie ilości maruderów - zarówno chcących walczyć dalej lecz zagubionych, jak i prawdziwych dezerterów przemieszane były z cywilami pozostałymi na terenie Kępy...". Cytowane za: http://hela.com.pl/oksywie.html Dezorganizacja, występowanie dezercji, maruderstwo, czy ogólne "obniżenie morale" - jak piszesz - to jest oczywiście do przyjęcia i zrozumiałe w tej sytuacji, ale obraz, w którym Polacy zostawiają po prostu puste okopy oraz płka Dąbka bez wojska i maszerują gremialnie do niewoli, jest cokolwiek szokujący. I pytanie - skąd się wziął? Czy są jakiekolwiek racjonalne i weryfikowalne podstawy? Pamiętam - w miarę - zapis ostatniej rozmowy Dąbka z Unrugiem. Pytał co prawda czy Unrug "nie ma żalu za Oksywie", ale też mówił, że zadanie spełnił, wielu zasługuje na wyróżnienie, a szczególnie marynarze, którzy "walczyli jak lwy". Unrug pretensji nie miał i miał odpowiedzieć, iż "honor został uratowany" i "podziwia waleczność". Do obrazu "liczenia jeńców" to za bardzo nie pasuje. A raczej skrajnie mało prawdopodobne, aby w zaistniałej sytuacji rozmówcy kierowali się tylko przesłaniem o bohaterstwie, skierowanym do następnych pokoleń i pod tym kątem naginali rzeczywistość.
  8. Ostatnia faza walk na Kępie Oksywskiej.

    No właśnie, znam raczej tego typu opisy. Zatem - skąd tak drastycznie odmienna opinia?
  9. Ostatnia faza walk na Kępie Oksywskiej.

    Znalazłem w sieci wypowiedź, którą można uznać za wcześniejsze wyrażenie poglądu, który skłonił mnie do założenia tego wątku. Jeżeli dobrze pamiętam, to we wzmiankowanej przeze mnie książce "Mity polskiego września 1939" wygląda to bardzo podobnie. Cytowane za: T. Pawłowski, W przeded­niu sowiec­kiej agre­sji 1939 r., Wojsko i Technika Historia 1/2015 (tekst artykułu ze strony internetowej: http://zbiam.pl/artykuły/w-przededniu-sowieckiej-agresji-1939-r/): "(...) Niestety nie można podać daty kapi­tu­la­cji Kępy Oksywskiej, bo… nie było kapi­tu­la­cji. Ani nawet szturmu. Jeszcze 17 wrze­śnia 10 000 pol­skich żoł­nie­rzy twardo bro­niło swo­ich pozy­cji. Dzień póź­niej, na wieść o sowiec­kiej inwa­zji, zaczęli się oni jed­nak stop­niowo roz­cho­dzić. Ich dowódca – puł­kow­nik Stanisław Dąbek – nie mając kim dowo­dzić – popeł­nił samo­bój­stwo. Niemiecka aktyw­ność pod­czas >>osta­tecz­nego zdo­by­wa­nia Kępy Oksywskiej<< pole­gała na spi­sy­wa­niu zgła­sza­ją­cych się do nich pol­skich jeń­ców".
  10. Ostatnia faza walk na Kępie Oksywskiej.

    Książki nie mam, zatem muszę rzecz dokładniej sprawdzić, ale wydaje mi się, że była to informacja natury ogólnej (i akurat to mnie chyba tak zaciekawiło). Coś w stylu "polska obrona się rozpadła, wojsko się samo zdemobilizowało, Niemcy zajmowali puste okopy".
  11. Pakt Ribbentrop-Eden.

    Tytułem wstępu: 1. Od dłuższego czasu weryfikuję swoje własne przekonania o roli Zjednoczonego Królestwa w drugiej wojnie światowej (i stosunku tego państwa do Polski). Pierwotnie moje poglądy były dosyć proste - i chyba dosyć popularne w Polsce - "cynicy, gracze, zostawili nas na lodzie, oszukali, zdradzili w Jałcie itp. itd". Dziś, moje uczucia są zdecydowanie bardziej złożone. Nadal oczywiście dostrzegam brzydkie strony polityki brytyjskiej, krętactwa Churchilla, ale jednocześnie mam świadomość, że w 1939 roku zachowali się przyzwoicie, próbując ratować pokój gwarancjami dla Polski, później przystąpili nieprzygotowani do wojny także z naszego powodu (wojny, której bardzo chcieli uniknąć, pamiętając brytyjskie ofiary pierwszej), a potem poświęcili mocarstwową pozycję dla dobrej sprawy - pokonania Hitlera. Że był moment, kiedy nasz świat zależał tylko od ich determinacji i odwagi. I wody między Calais i Dover. Można powiedzieć, że rzeczony Churchill wygrał wojnę, ale przegrał Imperium. Przegrał mocarstwo. Z wielkomocarstwowej pozycji Zjednoczonego Królestwa, osłabionej już po pierwszej wojnie światowej, po drugiej zostały wióry. Pozostało "zwykłe" państwo europejskie, już dalece nie supermocarstwo, dla osłody z członkostwem w Radzie Bezpieczeństwa, bronią atomową i klubem Commonwealth. Ale z długami, kartkami na różne produkty przez wiele powojennych lat i takim sobie znaczeniem międzynarodowym, które wyraźnie określił los interwencji w Egipcie w 1956 r. A, że nam nie pomogli pod koniec wojny... Przede wszystkim - nie mieli siły. Nastąpiła gigantyczna redukcja znaczenia Wielkiej Brytanii, a drugi rozgrywający Zachodu (USA) nie miał najmniejszego zamiaru przejmować się Polską. 2. To wszystko zaczęło prowadzić mnie do rozważań, czy z ich, egoistycznego, brytyjskiego punktu widzenia ta wojna była w ich interesie? Aby było jasne - pokonanie Hitlera uważam za najważniejszy aspekt polityki światowej tamtego czasu, a z polskiego punktu widzenia - konieczność potrzebną do zachowania naszej egzystencji. Ale ze ściśle brytyjskiego punktu widzenia - może trzeba było jednak dogadać się z Hitlerem? Wiemy, że wielu przedstawicieli elit brytyjskich tak właśnie myślało, dążąc do uniknięcia konfliktu z Hitlerem. Dziś są raczej wspominani z zażenowaniem. Włącznie z "hajlującym" księciem Windsoru (Edwardem VIII). Ale co by było, gdyby historia potoczyła się inaczej? Między UK a Niemcami właściwie nie było kwestii spornych. Poza, kultywowaną przez Anglię przez stulecia polityką równowagi europejskiej (którą Wielkie Niemcy niewątpliwie by zachwiały) i faktem, że po fiasku monachijskiego porządku Hitler został uznany przez wielu Brytyjczyków za tego, który wystrychnął brytyjską dyplomację na dudka. Osobnika pozbawionego zdolności honorowych (i dyplomatycznych). Ale, Hitler nie zagrażał Imperium Brytyjskiemu, pewnie nawet obojętne mu były dawne kolonie niemieckie pod brytyjskim powiernictwem, nie miał wilhelmowskich ambicji konkurowania z Royal Navy. Nie chciał żadnego klejnotu z korony Imperium. A agresja na Wschód (w szczególności rozprawa z bolszewikami), to przecież nie mogło nie podobać się wielu z brytyjskich elit. A, że po drodze zniszczono by pewnie Polskę? Cóż... 3. Nazwiska w tytule wątku są jedynie symboliczne. Nie wnikam (chodzi mi w szczególności o Edena) w cechy osobiste i poglądy oraz to, kiedy był dokładnie ministrem spraw zagranicznych. Ani w dalszy szczegółowy "timing". Po umownym hasłem "Pakt Ribbentrop-Eden" rozumiem po prostu sytuację, w której przed drugą wojną światową, albo w jej pierwszej fazie (do agresji Niemiec na ZSRR) dochodzi do kompleksowego kompromisu między Niemcami Hitlera a Brytyjczykami. W zamian za wolną rękę na wschodzie, Hitler daje gwarancje dla Imperium Brytyjskiego, rodzi się modus vivendi, a może nawet przyjaźń, czy sojusz Niemiec ze Zjednoczonym Królestwem. W mojej ocenie, istnieją bardzo poważne przesłanki, aby zakładać, iż taki właśnie był pomysł Hitlera na politykę zagraniczną. I, że całkiem wielu z elit brytyjskich taki scenariusz było w stanie zaakceptować. Scenariusz oczywiście fatalny dla Polski, która pewnie skończyłaby, tak jak widział to Hitler w "Mein Kampf". Jako - państwo ościenne Rosji - wraz z nią potraktowana, jako część germańskiego Lebensraumu. 4. Zatem - czy możemy rozważać powyższy przebieg historii alternatywnej, opartej o porozumienie hitlerowsko-brytyjskie, czy jest to założenie z gruntu absurdalne?
  12. Ostatnia faza walk na Kępie Oksywskiej.

    Cóż, napisałem: co chyba raczej wyraźnie wskazuje, iż znany mi "upadek ducha" odnoszę do schyłkowej fazy obrony Helu, nie Kępy Oksywskiej.
  13. Westerplatte

    Gdzieś czytałem, że rozkaz w sprawie Korpusu Interwencyjnego Bortnowski przeczytał około 9-tej 31 sierpnia. Zatem, pewnie gdzieś w tym czasie, a może i nieco wcześniej był on znany w sztabie armii "Pomorze". Tym samym Sobociński (nawet jeżeli założymy - moim zdaniem dyskusyjnie - że nie wiedział, iż "pomoc nie nadejdzie" z innych źródeł) gdy pojawił się na Westerplatte - miał już dokładną świadomość, jak sytuacja wygląda. Według często przytaczanej relacji plut. Wróbla, Sobociński przyjechał na Westerplatte "po południu" 31 sierpnia i w rozmowie w cztery oczy (którą Wróbel miał podsłuchać) jednoznacznie powiedział Sucharskiemu o tym, żeby nie liczył na jakąkolwiek pomoc - oraz, że atak nastąpi 1 września. Potwierdza to także pośrednio świadectwo Kręgielskiego. Natomiast - wedle mojej wiedzy - rzeczywiście, ani Guderski, ani ogólnie pocztowcy polscy w Gdańsku nie zostali poinformowani o tym, że są na kompletnie straconej placówce. Właściwie - placówkach, bo należy pamiętać, iż w innych - oprócz tej na placu Heweliusza - polskich placówkach pocztowych w Gdańsku także była broń, na wypadek "ruchawki" w Gdańsku, tylko 1 września nie została użyta. Jeżeli tak rzeczywiście było i naprawdę nie poinformowano ich, to było działanie ze strony polskiego dowództwa nieodpowiedzialne i skrajnie nie w porządku.
  14. Pakt Ribbentrop-Eden.

    Ciekawostka dotycząca roku 1940 (James Lonsdale-Bryans i Ulrich von Hassell, a w tle lord Halifax): http://news.bbc.co.uk/2/hi/uk_news/7589251.stm
  15. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    Pływasz (tzn. stoisz przy nabrzeżu) na HMY "Britannia"?
  16. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    Tego jeszcze chyba nie było: 1. "Kurczak koronacyjny" ("Coronation chicken"). Danie powstało przy okazji koronacji Elżbiety II. Współczesne wersje (nawet jadalne, choć oczywiście reprezentujące poziom "sałatki sklepowej") do nabycia chyba w każdym brytyjskim supermarkecie. 2. Związane z jubileuszami panowania Jerzego V i Elżbiety II - dania pod nazwą "Jubilee chicken".
  17. Artyleria

    W "Dad's Army" to coś strzelało cebulami. I to chyba dobre podsumowanie.
  18. Pakt Ribbentrop-Eden.

    A dlaczego "zabezpieczenie tyłka" w alternatywnej wersji historii nie mogłoby polegać na sojuszu, czy może nawet mniej wyrazistym modus vivendi z Wielką Brytanią? Od wschodu na jakiś czas zabezpieczył się "woltą polską", potem "woltą radziecką". Lubił niekonwencjonalne rozwiązania. Dlaczego nie mogło być "wolty brytyjskiej"?
  19. Pakt Ribbentrop-Eden.

    To jest jakby oczywiste, że brytyjscy politycy w tym okresie mogli nie przypuszczać, jakie (i na jaką skalę) przekształcenia etniczne planuje Hitler. Mogli natomiast założyć, na podstawie dotychczasowej wiedzy o tej postaci, że uda im się skierować agresję Hitlera na Wschód. A inna sprawa, że w świecie polityków (nawet demokratycznych, nie tylko postaci takich, jak Hitler) jest oczywiste, że prawie nigdy nie można zakładać pewności partnera w przypadku tego typu umów. Zatem, oczywistym jest także, że Brytyjczycy mieli trudny wybór. Ale wybór jednak mieli. W tym przypadku akurat uważam, że nie chodziło o jakieś osłabienie wojsk hitlerowskich "przed walką na froncie zachodnim" (jeżeli już, to był cel raczej bardzo dalekosiężny, wtórny, zastępczy oraz - jako taki - niezbyt pożądany), tylko o pokazanie Hitlerowi wyraźnej dezaprobaty, wskazanie jego miejsca i - przede wszystkim - o uniknięcie kolejnej wojny światowej. W tym momencie (31 marca 1939) - w opinii Anglików - Hitler ma perspektywę konfliktu z Polską, Zjednoczonym Królestwem (wraz z jego dominiami i koloniami) i Francją. A ZSRR nadal jest potencjalnym dla niego zagrożeniem. Anglicy uważają, że w takiej sytuacji Hitler musi zachować się rozsądnie i dać już sobie spokój. I tak się już nieźle nachapał. Jednak nie przewidują skali przyszłej współpracy Niemcy - ZSRR i skłonności do ryzyka Hitlera.
  20. Mickiewicz w Karkonoszach

    Nieco inne przesłanki (niedoszłej do skutku) wizyty Mickiewicza w Karkonoszach przedstawia S. Koper, Wielkie Księstwo Litewskie i Inflanty. Przewodnik historyczny śladami polskości Kresów, Warszawa 2014, s. 131: "Podobno pani Puttkamerowa chciała wyjechać do Drezna, aby tam starać się o unieważnienie ślubu. W tym czasie Mickiewicz podjął również starania o paszport i stypendium zagraniczne. Czyżby oboje mieli zamiar rozpocząć wspólne życie poza granicami Rosji? Podobno Czeczot planował romantyczne spotkanie kochanków w Karkonoszach, ale jak zwykle u pana Jana na projektach się skończyło".
  21. Mickiewicz w Karkonoszach

    Ponieważ na forum odrodził się ostatnio wątek mickiewiczowski, mała ciekawostka. W roku 1823 podobno niewiele brakowało, aby w Karkonosze trafił Adam Mickiewicz. Podobnież wyjazd takowy, jako antidotum na Marylę Wereszczakównę, zalecali mu J. Czeczot i F. Malewski. Ostatecznie wieszcz nie trafił do wód, czy "do gór" i być może utraciliśmy okazję, aby cieszyć się "Sonetami karkonoskimi", czy raczej "Sonetami Gór Olbrzymich". Wiadomo, że w bardzo szeroko rozumianych okolicach Karkonoszy (Wrocław itp.) był dwukrotnie Juliusz Słowacki. Czy trafił z panią Mielęcką na Śnieżkę? Chyba nie, ale stuprocentowej pewności nie ma. Na podstawie: K. J. Mazurski, Historia turystyki sudeckiej, Kraków 2012, s. 74. Tamże, w przypisie wskazany artykuł: I. Jakubowska-Szydełko, Słowacki w Karkonoszach, Sudety nr 10/2009.
  22. Oliver Cromwell - ocena

    W każdym razie, drogi Euklidesie napisałeś wyraźnie, że monarchowie z dynastii Stuartów, panujący w omawianym wyżej okresie przedrewolucyjnym, byli katolikami. Cytuję Twoją wypowiedź: "Anglią rządzili Stuarci, katolicy i nielubiani w kraju". Jak pewnie zorientowałeś się na podstawie mojego żartu (o arcybiskupie i doradcy króla o nazwisku Guy Fawkes), Twoją teorię o katolicyzmie tych akurat Stuartów uważam za dosyć absurdalną. Zatem, oczekiwałbym z Twojej strony: 1) przyznania się do błędu i uznania, że jednak Jakub I i Karol I katolikami nie byli, lub: 2) znalezienia argumentów (co prawda nie wiem jakich) na to, że pierwsi Stuartowie na tronie Anglii jednak byli katolikami. A nie snucia rozważań, kto i kogo oskarżał o wspieranie papistów. Wiem, że i tak moje wezwanie nie poskutkuje, ale może spróbuj przyjąć do wiadomości, iż w propagandzie politycznej używa się (i używało ongiś) różnych argumentów. Nie koniecznie zgodnych ze stanem faktycznym. Dziś chociażby niektórzy mianem "lewackiego" określają wszystko to, z czym się nie utożsamiają. Z p. Merkel włącznie. Dla niektórych "faszystami" też byli różni, który z faszyzmem niewiele w sumie mieli wspólnego. W Anglii (i Szkocji) doby przedrewolucyjnej było nieco podobnie. Na przykład, gdy Karol I w latach 30. XVII wieku usiłował narzucić anglikańskie rozwiązania Szkotom - w tym szaty dla duchowieństwa analogiczne do szat duchownych anglikańskich - Szkoci nazwali owe stroje pogardliwie "rags of Poppery" ("papistycznymi szmatami"). Za: S. Zabieglik, Historia Szkocji, Gdańsk 2000, s. 158. Było to niewątpliwie chwytne, propagandowe określenie, ale nie oznaczało bynajmniej, że Karol I chciał po prostu w Szkocji przywrócić katolicyzm. Te działania (w tym słynna "liturgia Lauda") były częścią ogólnobrytyjskiej operacji mającej na celu wzmocnienie władzy królewskiej (i biskupiej) w kościele (tzn. w maksymalnie ujednoliconych kościołach anglikańskim i szkockim): "tępiąc wszelkie odchylenia od doktryny anglikańskiej, zwłaszcza przejawy sympatii dla purytanizmu. Laud dążył do nadania kościołowi anglikańskiemu jednolitego, biurokratycznego charakteru (…) Dążąc do stworzenie silnego kościoła anglikańskiego, stanowiącego podporę absolutyzmu Stuartów, zalecił Laud duchowieństwu, by przy każdej okazji uczyło posłuszeństwa i lojalizmu wobec Korony". Za: H. Zins, Historia Anglii, Wrocław-Warszawa-Kraków 1995, s. 173. Rozumiesz Euklidesie? Chodziło w posłuszeństwo wobec Korony (czyli Stuartów, będących głowami kościoła anglikańskiego) a nie posłuszeństwo wobec papieża, głowy kościoła katolickiego. Sięganie po elementy zbliżone do obrzędowości katolickiej miało zapewnić anglikanizmowi "otoczkę propagandowo-wizualną", czyli przepych i świetność, było czymś taktycznym, środkiem do umocnienia kościoła anglikańskiego, a nie przejawem woli podporządkowania papieżowi i tym samym przywrócenia w Anglii, Walii i Szkocji katolicyzmu, jako religii państwowej. A, że zamiary te przez wrogów potencjalnego absolutyzmu monarszego i zdominowanego przez monarchę kościoła były nazywane niekiedy "papizmem"? Prawo propagandy. Czynnik religijny był wówczas bardzo istotny, ale konflikt nie przebiegał bynajmniej, tak, jak Ty to prezentujesz: katolicki król z katolickim kościołem i ze swoimi papistowskimi stronnikami, kontra "kalwiniści przeciwstawiający się angielskiemu kościołowi katolickiemu". W uproszczeniu zaryzykowałbym tezę: "anglikański król kontra radykałowie protestanccy i katolicy". Zob. np. H. Zins, op. cit, s. 167: "Wbrew purytanom (…) Jakub I opowiedział się za kościołem episkopalnym, stosując odtąd represje zarówno w stosunku do protestanckich nonkonformistów, jak i katolików". Rozumiesz Euklidesie? Jakby był katolikiem, to raczej nie stosowałby wówczas represji wobec katolików. I katolik (Fawkes) nie próbowałby go wysadzić.
  23. Pakt Ribbentrop-Eden.

    Hitler oczywiście mówił i pisał różne rzeczy. Sui temporis np. o Anglikach był powiedział: 1) "To nasi bracia. Po co walczyć z braćmi?" [G. Sereny, Albert Speer. His Battle With Truth, London 1996, s. 218]; 2) czy: "Führer bardzo podziwiał angielską politykę kolonialną. Już w 1926 roku miał powiedzieć w kręgu swoich najbliższych współpracowników: >>Nie życzę sobie, żeby odpadła chociaż jedna perła z korony Brytyjskiego Imperium. Oznaczałoby to katastrofę dla ludzkości<<. (…) Z różnych jego wypowiedzi można było wywnioskować, że marzył mu się sojusz z Anglią jako idealne rozwiązanie problemów polityki światowej. Uważał sojusz angielskiej floty i niemieckiej armii za wystarczający czynnik, aby dać światowej polityce nową podstawę. Już w latach dwudziestych Hitler rozpoczął pisanie książki o polityce zagranicznej. [wspomniana wyżej przez Secesjonistę "Zweites Buch" - uwaga: Bruno W.] W roku 1939, krótko po wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Anglię, powiedział w mojej obecności do Hessa: >>Całe moje dzieło się teraz rozpada. Moja książka została napisana na próżno". [C. Schroeder, Byłam sekretarką Hitlera. 12 lat u boku wodza, Warszawa 1999, s. 173]. I może jeszcze ciekawostka (zapisana, przez - w mojej ocenie - prawdomówną Christę Schroeder, ibidem s. 95). Czyli, jak Hitler tłumaczył słynny "Haltebefehl". (Warto podkreślić jeszcze raz: jak tłumaczył ten rozkaz Hitler, a nie, jakie były jego rzeczywiste powody, które do dziś budzą kontrowersje): "O tym, że Hitler pod Dunkierką nie ścigał Anglików, opowiadał sam w małym gronie: >>Armia jest kręgosłupem Anglii i Imperium. Jeśli rozbijemy oddziały inwazyjne, przepadnie Imperium Brytyjskie. Ponieważ nie chcemy i nie możemy przejąć jego spuścizny, musimy mu dać szansę. Moi generałowie tego nie pojęli<<. Innymi słowy, Hitler przegrał niejako przez swoją nie odwzajemnioną miłość do Anglii". [To ostatnie zdanie, to oczywiście tylko opinia Schroeder - uwaga: Bruno W.]. A wracając do zagadnienia konkretnych wypowiedzi Hitlera. Jest jasne, że np. jego ciepłe i życzliwe komentarze wobec "braci" Anglików wraz z upływem czasu, gdy brytyjski buldog wgryzł mu się w stopę, zmusił do utrzymywania drugiego frontu, a potem stworzył zaplecze do inwazji - musiały ustąpić na rzecz wrzasków o rządach plutokracji, Żydów i żłopiącym whisky degeneracie Churchillu. Natomiast w mojej ocenie, nie ma specjalnie danych, aby podważyć tezę, że pewnym założeniem niezmiennym (wręcz maniakalną obsesją) w polityce Hitlera były słynne zdania z "Mein Kampf": "Wir stoppen den ewigen Germanenzug nach dem Süden und Westen Europas und weisen den Blick nach dem Land im Osten. Wir schließen endlich ab die Kolonial- und Handelspolitik der Vorkriegszeit und gehen über zur Bodenpolitik der Zukunft. Wenn wir aber heute in Europa von neuem Grund und Boden reden, konnen wir in erster Linie nur an Russland und die ihm unteranen Randstaaten denken". Ma to uzasadnienie zarówno w "wielkoniemieckim wychowaniu politycznym", które odebrał Hitler, jego różnych wypowiedziach, jak i w działaniach. Choć oczywiście był w stanie dokonywać pewnych działań taktycznych, aby ułatwić sobie cel strategiczny (vide: czasowa "przyjaźń" z Polską, czy czasowy, faktyczny sojusz z ZSRR). Podobnie - dla mnie przynajmniej - na podstawie wielu przesłanek, staje się coraz bardziej oczywiste, że przemodelowanie układu geopolitycznego i etnicznego na wschodzie Europy, pierwotnie wg. zamierzeń (czy marzeń) Hitlera miało być zabezpieczone od strony zachodniej polityką rzeczywistej współpracy i przyjaźni ze Zjednoczonym Królestwem.
  24. Oliver Cromwell - ocena

    Byłbym zobowiązany za informację, który ze Stuartów rządzących w interesujących nas okresie (którego ekonomiczne aspekty tak błyskotliwie przedstawił nam Euklides) był katolikiem? Jakub I Stuart, czy Karol I Stuart? Z niecierpliwością czekam także na nieortodoksyjne teorie, dotyczące roli "papistowskiego" kościoła w ówczesnej Anglii i Szkocji. Znając błyskotliwość Euklidesa, liczę, że dowiemy się wkrótce od niego, iż arcybiskupem popierającego Stuartów kościoła "papistowskiego" był niejaki Guy Fawkes, który należał przez lata do grona najbliższych doradców Jakuba I.
  25. Pakt Ribbentrop-Eden.

    Tu bym polemizował. Hitler bywał pragmatykiem (vide: Rumunia i Finlandia w czasie drugiej wojny, kiedy wolał zdrową armię rumuńską od lokalnych oszołomów i zdrową armię finlandzką od możliwości mordowania tamtejszych Żydów - przynajmniej na większą skalę, zob. https://forum.historia.org.pl/topic/6873-finowie-a-holocaust/), ale raczej nie sprawach fundamentalnych (z jego punktu widzenia). Tu ewidentnie widać, że poczucie misji, własnej genialności, miłość własna, w tym zakochanie we własnych poglądach przeważało. W mojej ocenie był per saldo z niego dużo mniejszy pragmatyk od Stalina, który był w stanie pokochać cerkiew, carskie naramienniki, czy dać sobie spokój z Polską Republiką Radziecką - jak było trzeba (ale to już materia na inną dyskusję). Przeprowadzenie Holocaustu w apogeum wojny (z punktu widzenia niemieckich interesów wojennych, zbrodniczej operacji nie mającej najmniejszego sensu militarnego), czy trwanie do końca (wbrew nawet poglądom chociażby Goebbelsa) w przekonaniu, że na Wschodzie (w byłym ZSRR) nie należy szukać sojuszników do walki ze Stalinem, tylko podludzi do skolonizowania - świadczy ewidentnie o tym, że swoje pomysły na dziejową misję Niemiec traktował śmiertelnie poważnie. Jej fundamentem było zatrzymanie parcia Germanów na Zachód i zastąpienie go kolonizacją Wschodu. W to - jak przypuszczam w jego ocenie - doskonale wpisywała się idea przyjaźni Niemiec z Wielką Brytanią. Daleki jestem od przypisywania politykom, w tym brytyjskim jakieś szczególnej moralności, czy poczciwości, ale mam wrażenie, że w okresie, który omawiamy rzeczywiście (i naiwnie) wierzyli w grę fair play (w pewnych granicach, bo fair play oczywiście nie dotyczyło chociażby stosunku do Czechosłowacji w 1938 roku). I dlatego tak ostro zareagowali na niemiecką aneksję Czech i podporządkowanie Słowacji.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.