-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Ciekawy wywód. A angielskie maczanie herbatników w herbacie? A cantuccini i vin santo? A bliny z kawiorem? Także historyczny kontekst, związany z problemem nadmiernej podaży, czy kwestia smaku? -
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Jak przypuszczam, świecka tradycja maczania croissanta, czy może raczej cornetto w kawie, narodziła się pewnie z tych samych powodów, jak tradycja maczania cantuccini w takowej, lub w vin santo. Bo tak smakuje. Nie doszukiwałbym się szerszego uzasadnienia historyczno-polityczno-etnograficznego . Chyba, że gdzieś w tekstach źródłowych, badanych przez wykwalifikowanych researcherów, występuje nazwisko pierwszego maczającego i kontekst owego maczania. Jeżeli tak, chętnie bym się dowiedział co nieco. Na marginesie, osobiście stosuję ww. ustalony zwyczaj tylko w odniesieniu do cantuccini. -
Z tego, co się orientuję, kary żadnej nie poniósł. Gdzieś czytałem, że już w 1940 roku awansował i został oficerem personalnym Kierownictwa Marynarki Wojennej. Choć okrętem już rzeczywiście nie dowodził. W. Łomidze (czy Lomidze, bo to Gruzin był) nie miał dobrej prasy przez całe lata (chociażby w popularnym "tygrysku", czy książce Piwowońskiego, bardziej stonowany w krytyce był np. Kosiarz), natomiast - gdy sprawie się przyjrzeć w miarę spokojnie - to za jego decyzją (kontrowersyjną rzecz jasna) stały także racjonalne przesłanki. Po zażartym ataku lotniczym (do 20 minut, ok. 100 bomb zrzuconych na polski zespół), "Gryf" miał trudności ze sterowaniem, szereg innych uszkodzeń, stracił 1/10 załogi (zabici i ranni), a miny mogły zostać rozregulowane. Obrona przeciwlotnicza zespołu - mimo utworzenia przez "Wichra", "ptaszki" i kanonierki swoistego pierścienia wokół "Gryfa" - była dalece niewystarczająca. Kontynuowanie operacji, czy schronienie się "Gryfa" z ładunkiem w porcie helskim, w takim stanie rzeczy było dyskusyjne, bo kolejny atak łatwo mógł uczynić z niego przedmiot pięknej eksplozji. A przydatność min budziła wątpliwości. O tym, że kolejnego ataku nie było, wiemy my, Łomidze nie wiedział. Miał pełne powody przypuszczać, że Niemcy tak pięknych kąsków nie wypuszczą z rąk. Mimo, że zbliżał się zmierzch, przez jakiś czas było jeszcze wystarczająco widno, by "Gryfa" dobić.
-
Wypada do tej analizy dorzucić jeszcze pytanie o punkt, w którym pojawiłoby się radzieckie non possumus.
-
Produkty spożywcze, dania i ich nazwy
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Bez poparcia w tekstach źródłowych, czyli wyłącznie fantazja Bruno W.: Przypuszczam, że termin colazione mógł oznaczać posiłek jako taki (lub coś koło tego). Stąd prima colazione - śniadanie, seconda colazione - coś, co powszechniej znane jest jako pranzo, czyli drugi posiłek w ciągu dnia, zwany według reguł współczesnego języka polskiego lunchem . -
Czang Kai-szek kontra PRL
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Wznowienia - wedle mojej wiedzy - nie było. Dodam przy okazji, że główna część opisu wydarzenia w książce Piwowońskiego (s. 115-116) to fragment książki J. Meissnera (fikcji literackiej, jak nadmienia sam Piwowoński). Tekst własny zaczyna się na s. 116 in fine. A książka bardzo sympatyczna - fakt. Przypomnienie odległych czasów fascynacji Polską Morską, sprzed epoki bander Vanuatu. -
FSO, cenzus rasowy w USA został formalnie zniesiony XV. poprawką do konstytucji (sekcja 1 tej poprawki: "The right of citizens of the United States to vote shall not be denied or abridged by the United States or by any State on account of race, color, or previous condition of servitude".) Zatem mówimy o roku 1870. Natomiast później - po okresie "Rekonstrukcji", czyli mniej więcej końca lat 70. XIX wieku - zaczęło się wykorzystywanie (w szczególności na Południu) szeregu instrumentów prawnych i faktycznych, skutecznie pozbawiających Afroamerykanów możliwości udziału w wyborach. Stosowano zwykły nacisk i terror, ale także rozwiązania formalnoprawne, jak cenzus podatkowy, wykształcenia, tzw. "cenzus dziadka" itp. W efekcie, tak jak pisałeś, jeszcze pod koniec prezydentury Eisenhowera na całym Południu coś około 25-30%, a w Missisipi 5% wyborców afroamerykańskich rejestrowało się (jest tam inny system niż u nas - wyborca sam musi się zarejestrować). Moim zdaniem uzasadnia to twierdzenie o istnieniu de facto cenzusu rasowego, choć takowy de iure został zniesiony wiele lat wcześniej.
-
Niestety, nic na to jakby nie poradzę. Na wszelki wypadek jednak przypominam, że chodzi o odpowiedź na zagadnienie, poruszone przez STK: "Bez podania konkretnych przepisów prawa zezwalających na wprowadzenie stanu wojennego dalsza dyskusja jest bezprzedmiotowa". Ponieważ nie chciałem, aby dyskusja była bezprzedmiotowa - przepisy takie podałem. Kolega Secesjonista na mój post zareagował tradycyjnie polemicznie, przypominając dosyć znany fakt, ale odnosząc się tym samym - jak przypuszczam - do materii nie samego "wprowadzenia stanu wojennego", ale aktów prawnych wówczas przyjętych. Istnienie jasnej oceny Kolegi w tym akurat przypadku nie budzi mojej wątpliwości, natomiast mam nadzieję, że Kolega nie ma nam za złe kontynuowania dyskusji.
-
Jeśli prześledzisz dotychczasową dyskusję, to chyba będzie to dla Ciebie oczywiste. Tyle, że trwanie sesji nie rzutuje na ocenę samego faktu zarządzenia stanu wojennego, gdyż tylko Rada Państwa mogła to uczynić, niezależnie od tego, czy trwała sesja Sejmu PRL, czy nie. Przypominam, że ostatnia faza dyskusji - wywołana przez STK - dotyczy "przepisów prawa zezwalających na wprowadzenie stanu wojennego", a nie prawidłowości, ewentualnej konwalidacji itp., wydania aktów prawnych ten stan szczegółowo regulujących. To już było "tłuczone" wcześniej.
-
Konkretnym przepisem pozwalającym na wprowadzenie stanu wojennego był art. 28 ust. 2 konstytucji PRL (po nowelizacji z 1976 r. otrzymał numerację art. 33 ust. 2). Zgodnie z nim Rada Państwa (i tylko ona) mogła wprowadzić stan wojenny na części lub całości terytorium PRL, jeżeli wymagał tego wzgląd na obronność lub bezpieczeństwo państwa. I akurat istnienie tych przepisów jest chyba poza sporem. Równocześnie - że się przypomnę - Rada Państwa czuwała wówczas nad zgodnością prawa z konstytucją.
-
Kwestionuję co nieco sens tego badania, w określonej sytuacji politycznej (tzn. tu i teraz). Organ III RP ocenia, czy organ PRL złamał PRL-owskie prawo. PRL-owskie prawo było po to, aby spetryfikować istnienie PRL. Zatem organ III RP po pierwsze powinien odpowiedzieć na pytanie, czy ratio legis regulacji "stanowo-wojennych" była obrona państwowości PRL-owskiej i ówczesnego ustroju (konstytucyjnie wartości nadrzędnej. Była, co zostało zaakceptowane przez organy tegoż PRL, najwłaściwsze chyba do oceny tego, czy ktoś bronił czy atakował ustrój PRL: Primo - faktycznie przez samą Radę Państwa. Na marginesie małe pytanie - kto miał czuwać nad zgodnością prawa z konstytucją, zgodnie z nowelizacją konstytucji PRL z 1976 r.? Bingo - Rada Państwa. Do czasu zmiany konstytucji wprowadzającej instytucję Trybunału Konstytucyjnego - czyli 1982 r. I proste wnioskowanie - skoro przyjęła, tzn. nieprawidłowości konstytucyjnych nie odnotowała. Secundo - przez Sejm PRL w styczniu 1982 r. Nie będę się już powtarzał o roli ustrojowej tego organu. Poza tym warto byłoby zerknąć chociażby do tego, co napisano i przyjęto przy okazji prac Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej w latach 90. Zwracam uwagę, że III RP jednak wówczas do instytucji odpowiedzialności konstytucyjnej nie sięgnęła. Moim zdaniem do sensownej obrony prawniczej jest właściwie każdy werdykt o stanie wojennym, w zależności od tego, jakie wartości przyjmiemy za najważniejsze. Pozwolę sobie pozostać w przekonaniu, że w tym akurat przypadku rozstrzygnięcie mogłoby być nieco odmienne - lub nie byłoby go w ogóle - gdyby skład Trybunału pochodził z okresu rządów innej koalicji parlamentarnej, gdyż akurat tu mamy dosyć ciekawy styk prawa z polityką i wizją najnowszej historii. Nikomu nie uwłaczając, trudno chyba sobie dziś wyobrazić, aby Trybunał ogłosił urbi et orbi prawidłowość tamtejszej regulacji. Jakoś to niewyobrażalne. Przy tym, nie chodzi mi o to, że to źli prawnicy są. Wcale nie. Tylko, że wykładnia tego samego prawa może doprowadzić do różnych rezultatów. W zależności, kto i kiedy interpretuje.
-
Kogo po 1989 r. wyprzedziły Czechy, a kogo wyprzedziła Polska?
Bruno Wątpliwy odpowiedział Wolf → temat → Polska po 1989 r. (1989 r. -)
Pozostaje pytanie, czy te statystyczne zestawienia były sporządzane np. na podstawie statystyk radzieckich, uwzględniających np. oficjalny kurs rubla do dolara? "Odzwierciedlenie poziomu życia" jest - w moim przypadku - dodatkowym argumentem, za zaniepokojeniem się, iż podane dane w przypadku Litwy są nieco księżycowe, a w przypadku Czechosłowacji - godne zastanowienia. Przypominam sobie, jak na początku lat 90. kupiłem atlas wydany na zachodzie, gdzie na mapie pokazującej dochód narodowy (w drugiej połowie lat 80.) Polska była za Rumunią. I coś mi tak wychodzi, że Polacy już wówczas co nieco liczyli, ekonomiści Nicolae C. fantazjowali. Ale ekonomistą nadal nie jestem. -
Ale, czy na sensowność podjęcia samego badania i tego badania wynik, nie ma czasem wpływu czas, miejsce, skład organu badającego - pogdybać wspólnie chyba sobie możemy? Krytyczną glosę do wyroku można napisać nawet wówczas, gdy jest on ostateczny.
-
Kogo po 1989 r. wyprzedziły Czechy, a kogo wyprzedziła Polska?
Bruno Wątpliwy odpowiedział Wolf → temat → Polska po 1989 r. (1989 r. -)
Interesujące byłoby dowiedzieć się, skąd te dane, jak były liczone, na ile uznać je za wiarygodne i na ile odzwierciedlają poziom życia. Nie jestem ekonomistą i nie czepiam się dla samej idei czepiania, ale o ile dane polskie z końca lat 80. mogę uznać za w miarę wiarygodne, bo nikt wówczas propagandy sukcesu nie uprawiał, raczej propagandę klęski, to nie chce mi się jakoś wierzyć w potęgę ekonomiczną Litwy Anno Domini 1989 (szczególnie po tym, co tam widziałem). Także pachnie mi nieco "optymistyczną" statystyką radziecką, czy statystyką CSRS. -
Jeszcze raz, bardzo powoli: 1. Postępowanie władz litewskich wobec polskiej mniejszości zasługuje na silną i wyraźną reakcję władz polskich. Moim zdaniem te ostatnie, zafascynowane (przynajmniej od czasu do czasu) ideą budowy antyrosyjskiego kordonu sanitarnego sprawę mocno lekceważyły. 2. Umiejętność "radzenia sobie z własną historią" jest - moim zdaniem - na Litwie dużo mniejsza niż w Polsce. Nadal silne są tam tendencje spoglądania na świat i historię (tudzież sąsiadów), jakby przeniesione z czasów tautininków. 3. Pisanina o "Litwinach", nazistowskim reżimie, czy małym zakompleksionym narodzie woła o pomstę do nieba, a przynajmniej o apel o minimum zdrowego rozsądku. 4. Bana dawać nie będę, bo to nie mój dział i nie jestem jego gospodarzem, ale coś mi się zdaje, że Kolega uczciwie na niego pracuje. I z przyjemnością mogę o niego wnieść do prowadzącego Moderatora, tak samo jak - mam nadzieję - uczyni odpowiedzialny mój odpowiednik na obcojęzycznym forum, aspirującym do jakiegokolwiek poziomu, gdy ktoś zacznie pisać o Polakach, "narodzie złodziei samochodów". I tyle z mojej strony.
-
FSO, skądinąd słusznie, zwraca uwagę na dyskusyjność oceny prawnej - w tym konkretnym przypadku - w odniesieniu do ówcześnie obowiązującego prawa przez współczesny organ. Jeżeli bawimy się w odniesienie do prawa PRL-wskiego, to od stycznia 1982 r. żadnego problemu nie ma, bo organ władzy państwowej będący prostą emanacją ludu pracującego miast i wsi, o pozycji nadrzędnej w państwie (tj. Sejm PRL) rzecz "przyklepał" w całej rozciągłości. Że to niezgodne z zasadami państwa prawa i standardami demokracji w rozumieniu zachodnim? A czy ktoś w konstytucji PRL-owskiej zapisał, że Polska jest demokratycznym państwem prawa, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej? Moim zdaniem jest to niepotrzebne (i nieco na siłę) zastosowanie oceny prawnej, tam gdzie pozostaje już tylko ocena historyczna, polityczna, moralna - jak kto woli. A odszkodowania kombatantom stanu wojennego można przecież wypłacać i bez jego "delegalizacji".
-
Wypowiedź ministra R. Sikorskiego
Bruno Wątpliwy odpowiedział ciekawy → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Interesujące skądinąd, że autor "strefy zdekomunizowanej" nie brzydzi się wspominać o umowie zawartej sui temporis pomiędzy PRL a USA w sprawie roszczeń obywateli amerykańskich. Kolejny piękny dowód na to, że nigdy nie da się zjeść ciasteczka i mieć ciasteczko. Negować PRL oraz jej działania i czerpać korzyści z jej istnienia, tudzież działań. -
Jakąś tam - zapewne mniejszą od Szanownego Dyskutanta - wiedzę o sytuacji Polaków na Litwie posiadam i chociażby w związku z nią pozwoliłem sobie na uwagi krytyczne wobec władz litewskich, połączone z niejakim oczekiwaniem na silniejszą reakcję władz polskich. Natomiast "radosną" pisaniną o nazistowskim, rasistowskim reżimie litewskich faszystów, administratorach, "Litwinach" o zbrodniczej przeszłości (jako ogół, jak mniemam), czynnym oporze itp. ociera się Kolega niewątpliwie blisko o granicę obrazy rządu i narodu, tudzież zachęty do waśni między narodami itp. Fakt ten po prostu stwierdzam i zachęcam do wzięcia głębokiego oddechu i kierowania się pewną rozwagą, przy wyrażaniu krytycznych sądów. Żeby nie było, iż nie ostrzegałem.
-
A od kiedy liczymy ów start? W odległych czasach pierwszego (?) boomu cukrowego niepodległe już i wolnorynkowe (tak to się chyba nazywa) Haiti było jednym z bogatszych państw. Zresztą z mnie zgodny człowiek, możemy zastanawiać się nad porównywaniem z Brazylią, Meksykiem, czy inną Dominikaną.
-
A co przepraszam oceniamy - szeroko rozumianą rzeczywistość polityczno-historyczną, czy warstwę prawną? Jeżeli rzeczywistość - to interesuje nas właściwie tylko to, czy stan wojenny był uzasadniony, czy nie, a nie fakt kiedy przyjęto i ogłoszono ten, czy inny odpowiedni dekret, lub uchwałę. I nie fakt, czy biskup Orszulik et consortes mógł dekret zgodnie z prawem korygować kawał czasu po uchwaleniu, czy nie . Jeżeli prawo - to odnosimy się do prawa PRL-owskiego. W jego myśl sejm miał rolę ustrojową o wiele większą niż dziś, tzn. w obecnym systemie równoważących się władz. Był organem nadrzędnym w państwie. Moim zdaniem - z oczywistą tym samym możliwością rozstrzygającej oceny działalności innych organów władzy i administracji państwowej. W naszym, konkretnym przypadku działalności tej niewątpliwie i zdecydowanie przyklasnął. Ależ oczywiście, że można. Wybierając Piłsudskiego, czy Mościckiego na urząd prezydenta, chociażby . Odnośnie do stanu wojennego - jak przypuszczam - bardziej "lewicowy" Trybunał może przyjąłby, że mamy do czynienia z walidacyjno-ratyfikacyjną decyzją najwyższego organu władzy państwowej PRL, "urzeczywistniającego suwerenne prawa narodu" (tj. sejmu), naprawiającą uchybienia spowodowane stanem konieczności państwowej, czy koniecznym w sytuacji nadzwyczajnej wypełnieniem luk w prawie. Nie postulowałem bynajmniej wprowadzenia takiej granicy. W przypadku aktów obowiązujących dziś nie ma ona najmniejszej racji bytu. Wskazywałem tylko, że pierwotnie istniały granice temporalne kontroli Trybunału. Problem jest natomiast z aktami już uchylonymi w przeszłości. Co prawda Trybunał w pewnych przypadkach kontroluje akty już formalnie uchylone, jeżeli zachowały one w jakieś, szczątkowej formie walor mocy obowiązującej. Czy ten przypadek tu zachodzi? Czy raczej jest to bieżąca potrzeba polityczna, wpisująca się doskonale w budowę narodowego mitu "Solidarności" i liczne kombatanckie aspiracje? Moim zdaniem ocenianie prawnej legalności stanu wojennego dziś ma podobny sens, jak ocenianie legalności konstytucji kwietniowej. Pochlebiam sobie, że udało mi się chyba w niepodważony jeszcze przez nikogo na tym forum sposób udowodnić, że konstytucja kwietniowa była niewątpliwie nielegalną w sensie jurydycznym. Ale ma to wymiar tylko zabawy pasjonata historii, nie sugeruję, aby podważać np. wyroki sądów, czy decyzje władzy państwowej zapadłe po 1935 r. Zabawa zatem przednia, ale jednak do pewnych granic. Tu chyba pewne granice przekroczono. A co do pytania FSO: Często oczywiście jest tak, że instytucja powstała post factum może wcześniejszy stan rzeczy oceniać. Nie wnikam tu w złożoną problematykę zakazu retroakcji prawa (i dopuszczalnych od niej wyjątków). Natomiast w naszym przypadku pozostaje pytanie o to, czy organ istniejący w zupełnie innej sytuacji ustrojowej, politycznej, społecznej itp. powinien oceniać akty normatywne dawno uchylone, przyjęte w zupełnie innej sytuacji ustrojowej itp. - pod kątem ich zgodności z ówczesnym prawem. I tu wkraczamy już w ww. przeze mnie opary absurdu. Oceniając bowiem legalność stanu wojennego musimy z tej perspektywy spoglądać nie na kto sprawował realnie władzę (gremia partyjne, czy w naszym przypadku tzw. dyrektoriat), lecz na to, jaka byłą pozycja ustrojowa sejmu. A może jednak organem najbardziej kompetentnym odnośnie do oceny zgodności z normami ustrojowymi socjalistycznej państwowości PRL-owskiej powinien być organ ówcześnie istniejący? Sejm PRL chociażby. A na koniec pozwolę sobie pozostać w przekonaniu, że to akurat nie temat, miejsce i czas na prostą ocenę prawną, a raczej na złożoną analizę historyczno-polityczną. W szczegółach zależną oczywiście od poglądów konkretnych osób. Co pozostanie już niezmienne. Na wieki wieków. Niezależnie od potępiających uchwał Sejmu III RP, czy wyroków TK.
-
Polityka litewska wobec polskiej mniejszości rzeczywiście zasługuje na ocenę krytyczną, ale powyższe trąci mi już ciężką aberracją. Znaczy się, litewscy Polacy powinni organizować partyzantkę przeciwko nazistowskiemu, rasistowskiemu reżimowi "Litwinów" (o zbrodniczej w swej masie przeszłości), na nieciekawej, piaszczystej Litwie (czy "Litwie" może?). Chyba wypada zacząć apelować o minimalny chociaż rozsądek w wypowiedziach szanownego Dyskutanta.
-
Konstytucja PRL (do nowelizacji z 1983 r.) z nie znała pojęcia stanu wyjątkowego, tylko wojennego, który wszakże był syntezą (w uproszczeniu) dzisiejszego stanu wyjątkowego i wojennego, gdyż Rada Państwa mogła go wprowadzić zarówno ze względu na obronność, jak i bezpieczeństwo państwa. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że pierwotnie art. 35 ustawy z 1985 r. o TK, przewidywał (co do zasady), że kognicja Trybunału nie obejmuje aktów, które weszły w życie przed wejściem w życie tej ustawy. I dziś co do zasady TK nie wypowiada się o aktach już uchylonych. Skądinąd wniosek Rzecznika Kochanowskiego odnośnie do stanu wojennego budził pewne wątpliwości, tj. czy TK w tej sprawie powinien się wypowiadać. Uznał widać, że powinien. FSO - jak sądzę - porusza ciekawy temat, na ile aktualna rzeczywistość polityczna wpływa na obiektywną ocenę prawną stanu rzeczy z przeszłości. Moim zdaniem w tym przypadku wpływa w sposób oczywisty. Pomijam tu kwestię takiego, a nie innego składu współczesnego TK i jego "linii orzeczniczej". Pomijam tu kwestię, jakie byłyby dziś reakcje świata polityki, gdyby TK uznał stan wojenny za legalny. Ale pozostaje kwestia punktu odniesienia. I tu już poruszamy się w bardzo ciekawym świecie: 1. Punktem odniesienia może być tylko prawo PRL (skądinąd kwestionujący legalność stanu wojennego dosyć często kwestionują także legalność PRL, ale to taki szczegół). 2. PRL-owski system rządów opierał się na zasadzie dominacji Sejmu (jako emanacji ludu pracującego) nad wszystkimi innymi organami władzy (sugeruję przeczytanie art. 15 konstytucji PRL - wg. pierwotnej numeracji). 3. Sejm PRL-owski ustawą z 25 stycznia 1982 r. walidował odpowiednie akty Rady Państwa, tym samym rozstrzygając definitywnie to zagadnienie legalności stanu wojennego na gruncie ówczesnego systemu ustrojowego. 4. Reszta jest polityką.
-
A Ty Secesjonisto, gdzie wolałbyś żyć - na Kubie, czy w Republice Haiti? I tak możemy się bawić. A już konkretnie odnośnie do tego, co wolę - polecam mój post 11 w niniejszej dyskusji. Nigdy nie określałem Kuby mianem raju, zresztą jestem dosyć umiarkowany co do wiary w istnienie takowego na ziemi. Chodzi o jakąś rozsądną proporcję przy ocenie stanu rzeczy na Kubie i w innych państwach regionu Ameryki Łacińskiej. A ocena wcale - moim zdaniem - nie jest aż tak oczywista. Co zresztą inny dyskutant - jak pamiętam - wyłożył Ci kiedyś porównując dane dotyczące Dominikany (czyli bynajmniej nie dogorywającej od lat Haiti) i Kuby. Odpowiedź zaś na Twoje wątpliwości jest dosyć prosta - biedota Ameryki Łacińskiej w swej masie kieruje się do USA, gdzie przeciętny standard życia jest oczywiście wyższy niż na Kubie, albo wegetuje sobie na miejscu, bo nie stać ją często na przemieszczanie się w obrębie własnych krajów. Podobnie biedota z innych części świata nie kieruje się raczej do Polski, jako kraju docelowego, lecz do takiego RFN, czy Szwecji (na przykład). Mimo, że w Polsce może być jej relatywnie nieco lepiej, niż w kraju pierwotnego zamieszkania.
-
Ludobójstwo ludności białoruskiej Podlasia
Bruno Wątpliwy odpowiedział Samuel Łaszcz → temat → Opozycja i protesty w PRL
A może poza stosunkowo ogólną, niezbyt - w moim mniemaniu - składną i atrakcyjną merytorycznie, tudzież językowo, prezentacją własnej wizji historii i współczesności, dyskutant wyrazi swoją opinię na temat odszkodowań dla ofiar podziemia zbrojnego? -
A w sąsiedniej - kapitalistycznej jak najbardziej - Haiti, zapewne taki oscypek . W paru innych miejscach w regionie takoż. Oscypek. I to dosyć malutki. Jak pamiętam, sprawę emigracji lekarzy kubańskich, wykształconych po rewolucji castrowskiej, badał co nieco M. Ikonowicz. Generalnie zostawali na wyspie. Mimo wielu okazji.
