-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Taka moja własna obserwacja (własnych dziadków, i to nie tylko ze zdjęć, ale już nawet długo po wojnie), poparta lekturą pamiętników z epoki (ale nie pytajcie, których, może nawet Gomułki, nie pamiętam). W dwudziestoleciu nakrycie głowy było powszechnie stosowanym elementem wystroju szanującego się mężczyzny w miejscu publicznym. Kapelusz, ewentualnie jakiś kaszkiet, czy czapka na głowie musiał tkwić. Nie ważne, hrabia, czy robotnik.
-
A o papierosy, czy radio się rozchodzi? Jakieś albańskie keczupy, koniak Skanderbeg i papierosy Durres pamiętam. Między innymi tym ostatnim zawdzięczam, że palenie mnie nigdy nie ciągnęło. Natomiast Skanderbeg (koniak, nie bohater w brązie) ma - według moich obserwacji - się dobrze. W dzisiejszej Albanii, Czarnogórze itp. Ja w każdym razie czasami Radio Tirana czasami trafiałem, dawało to dużo radości. Niestety na audycje samego K. Mijala byłem za młody, zatem zdarzało mi się słuchać wykształconych w Polsce lektorów. Siła rażenia dużo większa, niż ówczesnego "Czerwonego Sztandaru" z Wilna, pardon - Vilniusa. Znam także relację marynarza, który był w Albanii w momencie śmierci Hodży. Portowcy leżeli na polerach i płakali. Inna sprawa, że od czasu gdy E. Hodża obraził się na Chiny, radio było tylko albańskie. I tym samym swoiste, aż do stopnia niesłychanego.
-
Mieczysław Rakowski
Bruno Wątpliwy odpowiedział Pancerny → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
A jest? Że przedrzeźniać tak sobie pozwolę pewnego zwolennika bliskowschodnich sztuk walk. Chińczycy jeszcze jakoś dyszą, bidulki. A sztandaru formalnie nie wyprowadzili. A z liberalizacją polityczną nie doszli jeszcze do wczesnego Gorbaczowa. Rakowski był krytycznym recenzentem systemu i jego ludzi, ale szczerze przyznaje, że długo wierzył, że ów system będzie można zmieniać. Podaje w tym kontekście przykład Roosvelta, który zmienił kapitalizm amerykański. M. Rakowski, Nie bądźcie moimi sędziami, Warszawa 2009, s. 75. -
Mało znanym faktem w Polsce jest fakt udziału Tuwińskiej Republiki Ludowej (w innym tłumaczeniu - Arackiej) po stronie koalicji antyhitlerowskiej. Z dosyć oczywistych powodów. Odległości od Polski, niewielkiej liczby ludności, ogólnej specyfiki (marionetkowości) państwa i faktu jego przyłączenia do ZSRR w 1944 r. Warto może jednak fakt istnienia tego państwa (czy "państwa"?) i jego udziału w wojnie przypomnieć, licząc, że są na forum osoby, które problem udziału Tuwy w drugiej wojnie światowej będą w stanie naświetlić szerzej. Tytułem zagajania, kilka linków do stron rosyjskojęzycznych: http://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%A2%D1%83%D0%B2%D0%B0_%D0%B2%D0%BE_%D0%92%D1%82%D0%BE%D1%80%D0%BE%D0%B9_%D0%BC%D0%B8%D1%80%D0%BE%D0%B2%D0%BE%D0%B9_%D0%B2%D0%BE%D0%B9%D0%BD%D0%B5 http://www.tuvaonline.ru/2010/05/13/0135_pobeda.html http://www.tuvaonline.ru/2010/05/14/1318_erzin.html http://www.tuvaonline.ru/2010/05/12/0721_armia.html http://www.tuvaonline.ru/2010/05/05/4212_pobeda.html http://www.rg.ru/2009/05/06/tyva.html A na "deser": 1) coś o czasach bardziej na współczesnych, czyli problemach narodowościowych w dzisiejszej Tuwie: http://www.intertrends.ru/seventh/008.htm 2) o powstaniu TRL (z mongolskiego punktu widzenia) - Baabar (Bat-Erdene Batbajar), Historia Mongolii, Warszawa 2005, s. 292-294.
-
Gotowość zgłoszono już w 1941 r., tuwiński Mały Churał Ludowy potwierdził ją chociażby w lutym 1942 r., jednak tuwińscy czołgiści i kawalerzyści pojawili się na froncie dopiero w 1943 r. Dokładnie pierwsza grupa 11 czołgistów, odjechała na front 20 maja 1943 r. (http://www.tuvaonline.ru/2010/05/12/0721_armia.html). Zob. także np. fragment "Добровольческие формирования ТНР" na stronie http://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%A2%D1%83%D0%B2%D0%B0_%D0%B2%D0%BE_%D0%92%D1%82%D0%BE%D1%80%D0%BE%D0%B9_%D0%BC%D0%B8%D1%80%D0%BE%D0%B2%D0%BE%D0%B9_%D0%B2%D0%BE%D0%B9%D0%BD%D0%B5. A przy okazji, najwyższy order ówczesnej Tuwy: http://www.sobiratel.net/zasluga/Russia/Tuva/Republic/Republic.htm http://rusmonet.narod.ru/_staty/staty_43.html
-
To akurat przeważnie nieco wyższy poziom ogólności, niż linki podane przeze mnie. Może ktoś wie coś więcej o armii Tuwy (mundury itp.) i tuwińskich jednostkach ochotniczych w ramach Armii Radzieckiej, niż podano w ww. podanych linkach (a w szczególności http://www.tuvaonline.ru/2010/05/12/0721_armia.html)? W ramach ciekawostek, ze swojej strony służę linkami do - nomen omen - stron: 1) o tuwińskiej walucie (aksza) http://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%90%D0%BA%D1%88%D0%B0_%28%D0%B4%D0%B5%D0%BD%D0%B5%D0%B6%D0%BD%D0%B0%D1%8F_%D0%B5%D0%B4%D0%B8%D0%BD%D0%B8%D1%86%D0%B0%29, 2) i coś dla filatelistów: http://www.fotuva.org/stamps/index.html http://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%98%D1%81%D1%82%D0%BE%D1%80%D0%B8%D1%8F_%D0%BF%D0%BE%D1%87%D1%82%D1%8B_%D0%B8_%D0%BF%D0%BE%D1%87%D1%82%D0%BE%D0%B2%D1%8B%D1%85_%D0%BC%D0%B0%D1%80%D0%BE%D0%BA_%D0%A2%D1%83%D0%B2%D1%8B.
-
Nie jest to postać z mojej bajki, raczej przyczynek do dyskusji o egzotycznych postaciach i poglądach w polskiej polityce, ale wypada doczytać chociażby artykuł wskazany przeze mnie w pierwszym poście: Za: http://wyborcza.pl/1,76842,7592409,Czlowiek_bez_odchylen.html Noszenie węgla, czyszczenie podłóg, pomocnik księgowego, KKO. Zatem, trochę się "zhańbił". A "pasożyt"? Oczywiście, kwestia oceny. Spotkałem w swym życiu paru takich, dla których każdy polityk jest ipso facto pasożytem. A może tak teraz z innej beczki - miał ktoś z Was przyjemność (o starszym forumowym pokoleniu mówię ) słuchać Radia Tirana po polsku?
-
Zamykając z mojej strony ten dygresyjny wątek. Poglądy Kol. Lancastera wobec "jedynie słusznej ideologii" mi nie wadzą, natomiast prosty, męski język może rzeczywiście lepiej praktykować gdzie indziej. I zachęcam do używania PW w podobnych sprawach.
-
Od ogólnej oceny różnych ideologii, i wyrażania szczerej opinii co o nich myślimy, mamy już dużo tematów na naszym forum. Moim osobistym zdaniem - za dużo. W zbyt wielu miejscach pojawia się także język nader potoczny. Na co uwagę zwracam, pod rozwagę poddaję i - ewentualnie - na inne ogólnodostępne portale, gdzie wre nieskrępowana, tudzież wyrafinowana merytorycznie i językowo dyskusja polityczna, zapraszam. Wydaje mi się, że nieco mniej. Kilka miesięcy, ale dokładnie nie sprawdzałem. Generalnie chodziło mi w tamtym poście o znikomą liczbę więźniów politycznych w tamtych latach i fakt, że były to głównie osoby, które nie tyle chciały walczyć z komunizmem (czy "komunizmem") w Polsce, lecz go inaczej budować. Podałem przy tym "sztandarowe" przykłady. W sprawie "mijalowców" np. zapadło więcej wyroków (oprócz Jarzębowskiego - Felczak, Konarski, Sienkiewicz, Śnieciński). Z reguły coś w okolicach trzech lat. Ale z tego, co się orientuję raczej (?) - z wyjątkiem - Jarzębowskiego, długo nie siedzieli. Podobnie, jak przyszły prof. Hass (skazany w innej sprawie, oczywiście). Z innych ciekawostek - gdzieś czytałem, że Śnieciński kupił powielacz w ... ambasadzie amerykańskiej. Dopisek - o tu: http://niniwa2.cba.pl/kpp_zolnierze_partii.htm Dopisek II: Uprzedzam lojalnie Kol. Lancastera, że każdą kolejną wypowiedź o "bzykaniu", "k...mac", czy "gxxxx", co to pachnie lub nie pachnie, będę usuwał. To na wypadek, gdyby Kolega zastanawiał się, gdzie zniknął Jego poprzedni post. Jak wielokrotnie już wspominałem, nawet uczucia zdecydowanej krytyki, czy niechęci, można wyrażać w ogólnie akceptowalny sposób. Do czego zachęcam.
-
Rzeczywiście i oczywiście o to chodziło, swoją wypowiedź poprawiłem. K. Mijal stały w poglądach był aż do stopnia niesłychanego, jakby powiedzieli Starsi Panowie. Odnotować w formie ciekawostki - związanej z KPP-owską konspiracją w PRL - wypada, co zresztą zrobił autor wzmiankowanego przeze mnie w pierwszym poście wywiadu (R. Kalukin), że w latach 1956-1968 liczba więźniów politycznych w Polsce była dosyć znikoma. Siedzieli Kuroń, Modzelewski i ..... K. Jarzębowski z "mijalowców". Czyli ówcześni "trockiści" (powiedzmy) od Listu Otwartego i "dogmatyk", bynajmniej nie rasowi antykomuniści.
-
Forma uchwały Rady Państwa dla samego wprowadzenia stanu wojennego była jak najbardziej poprawna, z punktu widzenia ówczesnego prawa. Czym innym jest decyzja, czym innym akt normatywny. Na przykład - jeżeli dziś prezydent chce nadać order wydaje postanowienie (uchwalić nie może - bo jest jakby jednoosobowy), gdy chce - załóżmy tylko hipotetycznie - uregulować szczegóły dot. tegoż orderu, na przykład długość wstęgi, wyda rozporządzenie. Oczywiście dziś nie ma rozporządzeń samoistnych, inaczej niż bywało w PRL, zatem prezydent aby to rozporządzenie wydać, musi mieć upoważnienie zawarte w ustawie. Ale tak, czy inaczej - ww. postanowienie i rozporządzenie to dwa, różniące się istotą akty. Proponujesz mniej więcej to, co J. Maślanka w artykule z 1977 r., cytowanym m.in. przez L. Mażewskiego, w jego znanej książce o stanach wyjątkowych ("Stany nadzwyczajne w Polsce w latach 1918-1939", Toruń 2006, s. 180, przyp. 3). Nie byłoby w porządku, chyba że zmieniono by konstytucję PRL w zakresie ram temporalnych wydawania dekretów z mocą ustawy.
-
Raczej nie byłoby prawnie. (Oczywiście pozostaje pewna wątpliwość, związana z niezwykle wysoką formalną pozycją ustrojową Sejmu PRL, jako emanacji ludu pracującego miast i wsi - i organu władzy państwowej, nadrzędnego nad resztą aparatu państwowego). Zagadnienia, o których traktował art. 87 należały do materii ustawowej, tj. mogła je regulować ustawa, względnie dekret z mocą ustawy. Pozostaje też pytanie o sens takiego działania. Skoro sejm byłby w stanie (i uznano by to za celowe) uchwalić uchwałę, to także przecież ustawę. W ówczesnych warunkach nie było przecież problemu uzyskania odpowiedniej większości. Podobnie zresztą, jak w "drugą stronę" - ze zmianą konstytucji, czy jej jednorazowym przełamaniem - ustawą konstytucyjną (taką, jak wydłużającą kadencję sejmu do - de facto - jesieni 1985 r.). Tu dodatkowym wymogiem była kwalifikowana większość, którą ówczesne władze miały także zapewnioną.
-
Oprócz ustaw, umów międzynarodowych, może "odnosić się" do wszelkich aktów normatywnych, wydawanych przez centralne organy państwowe. Ich nazwa nie ma znaczenia, nie jest także istotne, czy są powszechnie, czy wewnętrznie obowiązujące, ważne, aby zawierały normy prawne.
-
Są OK, tylko trzeba umieć nawiązać z nimi dialog, tj. nie machać łapami i nie odpychać rzeczonych. Jesteś Gregski na wyższym poziomie ewolucji ode mnie, bo widać atawistyczne umiejętności komunikacji z krewnymi są Ci obce. Dla mnie najciekawszymi odkryciami w Gibraltarze była tablica poświęcona Sikorskiemu w "galerii" (radiostacja, gdzie siedział sobie sierżant Martin) i popularność języka llanito (paru miejscowych mówiło po angielsku z gorszym akcentem ode mnie). Dopisek: co ciekawe o małpiszonach niektórzy miejscowi, i to tacy uświadomieni historycznie, twierdzili, że przywieźli je dopiero żołnierze brytyjscy w formie maskotek (z Indii). Czyli dosyć oryginalna teoria. Szczególnie w świetle tego: Za: http://en.wikipedia.org/wiki/Barbary_macaques_in_Gibraltar
-
W sumie jakieś gigantopiteki też się po naszej planecie pętały. Ale to stworzenie podobno bardziej na małpie, niż ludzkie wartości zorientowane było. Chyba, że zweryfikować pojęcie człowiek, w ślad za L. Leakey'em (tzn. - jego komentarzem do badań J. Goodall nad szympansami bonobo).
-
Sugeruję w tej sprawie zapoznanie się z wyrokiem, ale wraz z uzasadnieniem. Sama - wskazana wyżej - sentencja wyroku, czy artykuły "prasowe" to tylko ogólny obraz sprawy. Niżej pozwalam sobie na cytat z samego siebie (z: https://forum.historia.org.pl/topic/3358-jaruzelski-sad-nad-generalem/page__st__150, post 162), w którym podaję "trop" do uzasadnienia ww. orzeczenia TK.
-
Ależ nigdy tego nie insynuowałem, mam Cię akurat za przykład stałości poglądów. A w sumie to może już wracajmy wszyscy do tej legalności lub jej braku. Bo zaczynamy dryfować.
-
Prof.Antoni Ferdynand Ossendowski
Bruno Wątpliwy odpowiedział Mariusz 70 → temat → Historia Polski ogólnie
Artykuł o Ossendowskim (pióra P. Szczucińskiej) był w National Geografic (Traveler) nr 2(25)/2009, s. 116-119. Ogólny rzecz jasna, ale w sumie to chyba w nim po raz pierwszy przeczytałem ciekawostkę o "klątwie drugiego spotkania Ungerna" (jednak nie "Szalonego Barona"), która miała być przyczyną śmierci Ossendowskiego. -
Kraj Północno-Zachodni, polonizacja ludności litewskiej
Bruno Wątpliwy odpowiedział vanbrovar → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Bruno, tak sobie dałem na imię - po jednym zgrzybiałym, filmowym królu. O ramy wypadałoby zapytać raczej Autora pytania, lub moderatora tego działu. Moim zdaniem wypadałoby się skupić jednak na kwestiach etnicznych. Od siebie dodam, że o - paradoksalnym - przyśpieszeniu procesów polonizacyjnych w czasach po powstaniu styczniowym pisał np. Ochmański. Natomiast o fiasku planów Murawjowa, który widział w chłopach litewskich łatwy obiekt rusyfikacji - Łossowski. Oczywiście, dodatkowym jeszcze wątkiem jest rozgrywanie narastającego antagonizmu polsko-litewskiego przez władze carskie. -
Zjawisko nie jest może stricte zero-jedynkowe, albowiem występuje jednak w różnych odmianach. I różnym natężeniu. Nie mam najmniejszego zamiaru stygmatyzować Kolegów z forum, albo reklamować polityków, czy historyków spoza forum. Jeżeli to Cię tak bardzo interesuje, to sugeruję przejrzenie kilku odpowiednich dyskusji na forum, bardzo szybko można się na ich podstawie połapać, czy ktoś PRL uważa za państwo totalitarne, bezprawne niejako in statu nascendi, a ZSRR za oparty na kłamstwie "kraj bandytę". A np. martwi się o zakres kompetencji decyzyjnych Rady Państwa i Sejmu PRL, a może "walczy Anoszkinem". Ewentualnie wpisać można zawsze do "Google" coś w stylu "legalność PRL".
-
Kraj Północno-Zachodni, polonizacja ludności litewskiej
Bruno Wątpliwy odpowiedział vanbrovar → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Wydaje mi się, że problem jest bardziej złożony. O ile dobrze odczytałem sens Twojej wypowiedzi - tzn., że chodzi o asymilację ludności Litwy, a nie asymilację w rozumieniu przynależności państwowej. Brutalna rusyfikacja paradoksalnie nie zahamowała procesów polonizacyjnych, które trwały nadal, a nawet niekiedy narastały, w ostatniej ćwierci XIX wieku. Tyle, że spotkały się one ze zjawiskiem narastającego litewskiego odrodzenia narodowego. Rusyfikacja, rozumiana jako przejmowanie rosyjskiego języka i kultury, na tym obszarze nie odniosła większych sukcesów, aczkolwiek oczywiście nie można negować faktu, że wieloletnie panowanie rosyjskie pozostawiło tam pewne (i złożone) ślady. W mojej opinii najbardziej trwałą zmianą na mapie językowej historycznej Litwy, implikowaną przynależnością obszaru do Rosji, było upowszechnienie się języka rosyjskiego wśród tzw. Litwaków (Żydów), którym posługiwali się jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym. I - być może - jakieś ograniczenie procesów polonizacyjnych, które pewnie byłyby szybsze i powszechniejsze, gdyby obszar ten pozostawał nadal częścią Rzeczypospolitej. Ale to drugie to już historia alternatywna. -
Byłbym wdzięczny, jak już mam służyć za źródło cytatu (bardzo politycznej wypowiedzi), aby nie zapominać o jej dalszej części, gdzie co nieco nadmieniłem o opinii drugiej strony w tym sporze. Również politycznie imputując - tym razem akurat samemu sobie. A co tam, sam się zacytuję: Tak sobie politycznie wówczas "dowaliłem". A stan poglądów części moich Rodaków tej materii nadal mnie będzie zastanawiał. Chyba może mnie zastanawiać? Albowiem - z jednej strony PRL zdaniem niektórych był zniewolonym państwem totalitarnego bezprawia, ale - z drugiej - ewentualne złamanie prawa tego państwa jest bardzo istotne. Z jednej strony, ZSRR był państwem bandytą, opartym na kłamstwie, ale zeszyt Anoszkina, czy protokół z 10 grudnia są krynicą prawdy najprawdziwszej. A, że to raczej prawda. Powyższemu jakoś nie przeszkadzały lata całe obowiązywania "niestimingowanego" (ładne słowo wymyśliłem, ale główną zasługę ma Gregski) dekretu o stanie wojennym w III RP. Tylko, że z nielegalnym stanem wojennym nadanie "Krzyża Wolności i Solidarności" jakoś ładniej się komponuje. Podobnie, jak z Jaruzelskim, który nie miał żadnej racji. Ergo - 100%, a może i więcej racji miała ówczesna "S". Ja tej stuprocentowej wersji "nie kupuję", zgodnie z przypowieścią pewnego Żyda z Podkarpacia, przytoczoną ongiś przez Miłosza. Mogę?
-
Zostaw artykuł 87 w spokoju. Nie ma znaczenia, bo konstytucja PRL posługiwała się w nim pojęciem ustawy w rozumieniu "aktu ustawodawczego" (czyli ustawy lub dekretu z mocą ustawy). Jakby coś było na rzeczy, śp. Rzecznik Kochanowski i Trybunał by to znaleźli. Kwestionuje się te dekrety, sięgając do art. 7 i art. 31 ust. 1 Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oraz na art. 15 ust. 1 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych z 1966 r. Art. 87 pojawia się tylko "wspominkowo" w jednym miejscu orzeczenia TK. Uchwała Rady Państwa tylko wprowadzała stan wojenny. Uchwała nie mogła sama w sobie naruszać art. 87, bo była po prostu decyzją, właściwie bez treści normatywnej. Realizacją tzw. uprawnienia dyskrecjonalnego. Zawierała raptem trzy paragrafy. Dopisek I - trochę zmieniłem przypowieść o Tomaszu (i z góry przepraszam za niestosowne ustawienie nas w rolach): Problem polegał mniej więcej na tym, jakby kodeks cywilny w jednym miejscu mówił Tomaszowi: Tomasz może zawrzeć umowę sprzedaży swojego samochodu kiedy chce, komu chce, na warunkach, jakie chce, zaś w drugim - generalnie sam tekst umów sprzedaży zawieranych przez siebie może Tomasz sporządzać tylko wówczas, gdy Bruno jest pijany. A, gdy Bruno wytrzeźwieje - musi tekst każdej Tomaszowej umowy zatwierdzić. Tomasz, nagle potrzebując pieniędzy, decyzję o sprzedaży własnego samochodu podjął, a odpowiednią umowę napisał sam, mimo że Bruno przypadkowo był wówczas trzeźwy. Chwilkę później Bruno powiedział: "Chłopie, zrobiłeś super, nie mam do Ciebie nic, choć teraz napijemy się razem, aby Twą jakże słuszną decyzję uczcić". Ktoś, oceniający te działania (np. po 30. latach, co byłoby zapewne bardzo niezbędne i pożądane), ma do wyboru: 1. Uznać, że umowa sprzedaży samochodu była w stosunku do innych umów sytuacją szczególną (lex specialis), odstępstwem od reguły. Uznając, że prawodawca był racjonalny, trudno bowiem uznać, ze dał Tomaszowi całkowitą swobodę odnośnie do samego zawierania umów sprzedaży samochodu, bez prawa ustalania ich treści. 2. Uznać, że skoro Bruno i tak tekst umowy zatwierdził, to sprawy nie ma. 3. Uznać, że Tomasz sprzedał samochód zgodnie z prawem, ale umowę sprzedaży tego samego samochodu napisał niezgodnie z prawem. Powyższe trzy rozstrzygnięcia można w miarę sensownie bronić, aczkolwiek ostatnie jest nieco, hmmm specyficzne. A i tak dużo zależy od tego, czy Tomasza po 30. latach darzymy sympatią, czy raczej wręcz przeciwnie. Dopisek II - Zaprawdę powiadam Ci i zaklinam Cię - nic nie przestawiaj, bo potępion będziesz. Weź na wakacje papirusy Siemieńskiego, Burdy albo li samych Jarosza i Zawadzkiego, a słowa PRL-owskich przykazań - przez ówczesnych proroków opisane - w pokorze zgłębiaj. A dnia następnego po zgłębieniu onych męcz dopiero Brunona, sługę Twego marnotrawnego.
-
Tomaszu, aż tak bardzo nie przechodź na moje pozycje, bo jakoś dziwnie mi się robi . Trochę nie tak. Uchwałę o samym wprowadzeniu stanu wojennego Rada Państwa mogła wprowadzić kiedy chciała, niezależnie od sesji Sejmu. Natomiast odnośnie do dekretów - określających szczegóły tego stanu - nie było jednak wyraźnego wyłączenia ogólnego wymogu wydawania dekretów poza sesją parlamentu, akurat na potrzeby stanu wojennego. I zatem w kwestii legalności dekretów wówczas uchwalonych (ale nie samego stanu wojennego) można mieć tu - mniej więcej - trzy opinie prawne (o których wcześniej pisałem). Od pozytywnej do negatywnej. Obronić można każdą i podlać to wszystko czym się chce z kuchni politycznej. W zależności o potrzeby chwili. A generalnie chodzi mi o to, że uchwała Rady Państwa to nie to samo co dekret Rady Państwa. Choć Rada Państwa dekrety uchwalała.
-
W Tallinie (czy raczej Rewlu) jeszcze w końcu XIX w. Niemcy stanowili 30% ludności. Ale temat zdaje się, że traktuje bardziej o skandynawskich wpływach. Ale masz świętą rację, faktycznie, przesadą jest wyciąganie zbyt daleko idących wniosków np. z wyglądu herbów prowincji, czy flag miast.
