-
Zawartość
5,693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy
-
Wyjazdy zagraniczne w czasach PRL
Bruno Wątpliwy odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Powody "popaździernikowego" wzrostu, zostały mniej więcej już wyżej podane. Do 1956 r. niewiele było możliwości, poza ucieczką przez zieloną granicę, po 1956 r. wzrósł odsetek "odmawiających powrotu do kraju" (z legalnego wyjazdu). Warto może także wspomnieć, że w wyniku "drugiej (gomułkowskiej) repatriacji" do Polski powróciło z ZSRR także ok. 18.000 Żydów, z czego 2/3 bardzo szybko nasz kraj opuściło. Część zapewne legalnie, część zapewne nieco mniej. Rokossowski wyjechał jak najbardziej legalnie, choć w trybie dosyć przyspieszonym, poza tym zachował w okresie pobytu w Polsce obywatelstwo ZSRR. -
Łagodzenie przez ONZ konfliktów współczesnego świata.
Bruno Wątpliwy odpowiedział histeryczka → temat → Archiwum
Na dobry początek można zacząć od poczciwej Wikipedii. A potem iść dalej, korzystając z tamtejszych wskazówek. Zob. np.: http://pl.wikipedia.org/wiki/Misje_pokojowe_ONZ http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_United_Nations_peacekeeping_missions http://en.wikipedia.org/wiki/Timeline_of_UN_peacekeeping_missions -
Reformy prawa wyborczego
Bruno Wątpliwy odpowiedział Andrzej → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
I tak naprawdę jesteś przekonany, że wprowadzenie jednomandatowych okręgów ograniczy znaczenie koleżeństwa, znajomości prezesa, funduszy wyborczych itp.? Praktyka raczej tego nie potwierdza. Znajomości i pieniądze liczą się wszędzie. Subiektywizm - ładne słowo. Czy mniej "subiektywna" jest chęć pozostawienia np. 40, 50, 50% społeczeństwa bez reprezentacji w parlamencie, za pomocą większościowego noża? To ja tam już wolę swój subiektywizm. Nie chcę wypływać na wody ścisłej teorii, bo w kwestii istoty trójpodziału władzy jest dużo sporów w nauce, ale zwracam uwagę, że trójpodział władzy wprowadza i nasza konstytucja. Fajnie i prosto, ale - powiedzmy - dobrze (w miarę dobrze i długo) działa to w USA. W warunkach specyficznej tradycji i określonej kultury politycznej. Gdzie indziej = od Filipin, przez Liberię do Ameryki Łacińskiej, działa to (działało) nader różnie. W Europie działa natomiast (i czasami nieźle) system parlamentarno-gabinetowy i jego odmiany (kanclerska, czy pół-prezydencka). Także - polski eksperyment byłby dosyć ciekawy (i potencjalnie niebezpieczny). No dobra, a teraz zamykamy oczy i próbujemy wyobrazić sobie, jak funkcjonuje system prezydencki, według wizji Gregskiego, w warunkach kiedy prezydentem jest np. J. Kaczyński, a premierem D. Tusk (i na odwrót). No nie, skąd, na pewno parlament nie uchwali ustaw uniemożliwiających prezydentowi normalne funkcjonowanie, a prezydent nie będzie wetował, co popadnie. Wykluczone, gdzież tam. To co proponujesz? Uzdrowienie systemu partyjnego za pomocą silnego człowieka? Takiego Piłsudskiego, który wskaże błędy i wypaczenia, przeprowadzi zamach, ale z rzeczywistą sanacją to już będzie gorzej? Nie ma innego wyjścia, niż aktywność samych obywateli, ich udział w życiu publicznym, świadome głosowanie itp. Orientowanie się w trikach polityków. Czyli długotrwałe budowanie tego, co się kulturą polityczną zwie. -
Gwałty radzieckie. Gwałty polskie
Bruno Wątpliwy odpowiedział margala → temat → Polacy na wojennych frontach
Mój Boże, nihil novi sub sole, ileż tego jest w relacjach, opracowaniach wszelakich i różnych stron... Jak "nasza" - i zarazem słuszna - partyzantka, to takowa wykonuje akcje ekspropriacyjne, ostatecznie rekwiruje, a przy tym wykonuje wyroki. Jak "ich" partyzantka - to rabuje i morduje. Także "nasi" żołnierze raczej współżyją z lokalną ludnością, niż ją gwałcą. Jednakże Kotowicz w swojej książce, choć napisanej dawno temu, daje dosyć prawdziwy, nie przesadnie kolorowany obraz wojny. Nie mam zatem specjalnego powodu uznawać, że w ww. przypadkach dochodziło do gwałtów. Inna sprawa, że - jak już pisałem - jest szereg "sytuacji pośrednich", pomiędzy typowym gwałtem - a typowym romansem. Np. kontakty seksualne w zamian za "opiekę" przed innymi, jakieś korzyści, żywność, spokój swój lub bliskich... Gotowość dziewczyn z BDM pod nadzorem hitlerowskiego burmistrza do pucowania mundurów i czołgów (i może czegoś więcej) może wynikała np. z tego ostatniego (bo pan burmistrz powiedział - "bądźcie miłe, to dadzą nam spokój"), a nie fascynacji urokiem Polaków w mundurach. Bo od paru lat nie uczestniczy w wojnach. Drzewiej pewnie różnie bywało. Nie słyszałem, aby najemnicy szwajcarscy wykazywali się w historii wojen jakąś szczególną wstrzemięźliwością seksualną. Teraz chyba też nie są wstrzemięźliwi w "tych sprawach" z natury (vide chociażby sprawa: Aloisa Estermanna i Cédrica Tornaya), ale - fakt gwałty podczas kampanii wojennych już w przypadku tej formacji chyba nie wchodzą w rachubę. -
Gwałty radzieckie. Gwałty polskie
Bruno Wątpliwy odpowiedział margala → temat → Polacy na wojennych frontach
Jak już pisałem wyżej, przynajmniej ja osobiście z takowymi oskarżeniami w jakieś zauważalnej skali się nie spotkałem. Natomiast nie wątpię, że zjawisko "polskich gwałtów" występowało. Bo występuje w każdej amii. Występowało wśród żołnierzy Maczka (zob. relację F. Skibińskiego o czterogodzinnym gwałcie zbiorowym na nastoletniej Francuzce http://imageshack.us/photo/my-images/53/001162qi7.jpg/, podano za postem usera Mrozila ze strony internetowej: http://dws.kei.pl/phpbb3/viewtopic.php?f=44&t=11441&st=0&sk=t&sd=a&sid=3f3dff62542482e561b512bfe654433b&start=500), dlaczego nie miało występować w wykonaniu żołnierzy Świerczewskiego, czy Popławskiego? To był koniec wojny na najbardziej krwawym froncie, po latach okupacji itp. Nie sprzyjało to przesadnie zachowaniu hamulców moralnych. Tym bardziej cieszyć się wypada z poniższego: Czy skala zjawiska wśród żołnierzy (l)WP była wielka? Sądzę, że nie, czy nie "aż tak", bo relacji na ten temat byłoby więcej. -
Gwałty radzieckie. Gwałty polskie
Bruno Wątpliwy odpowiedział margala → temat → Polacy na wojennych frontach
Poboczny wątek polsko-niemieckich relacji seksualnych pod koniec wojny pojawił się w znanej (i dobrej) książce W. Kotowicza, "Żołnierskie drogi". Pierwsze wydanie bodajże z 1958 r., ja mam gdzieś schowane wydanie z lat 70. Beletrystyka, ale niewątpliwie oparta na własnych doświadczeniach, żołnierza II Armii. Choć oczywiście trudno ustalić niekiedy o jakie konkretne wydarzenia chodzi i czy rzeczywiście tak one przebiegały, jak opisał autor (zob. niżej). Na jej podstawie nakręcono film "Jarzębina czerwona" (przy czym nastąpiła zmiana miejsca akcji - na walki I Armii na Pomorzu i oblężenie Kołobrzegu). Relacjonuję z pamięci: Kotowicz wspomina, jak po zajęciu jakiegoś miasteczka na Łużycach Niemki z BDM, pod kierunkiem dotychczasowego niemieckiego burmistrza, czyściły polskie czołgi, a żołnierze szukali "ustronnego miejsca" na "te sprawy". Z tym, że z kontekstu wynika, że chodzi raczej o dobrowolne oddawanie się zwycięzcom. Podobnie w innym miejscu jest relacja o seksualnych (dobrowolnych) kontaktach niemieckiej hrabianki (?) i jej córki z polskimi żołnierzami. Autor (inaczej niż koledzy) na to "nie idzie", bo jako zmęczonemu wojną, nie chce mu się prezentować kulturalnego, cywilizowanego polskiego zachowania wobec tych kobiet. Przy czym tenże autor nie szczędzi drastycznych szczegółów w innych sprawach - np. zabójstwo przez Polaków niemieckiego właściciela sklepu (fakt, że w specyficznych okolicznościach), ostrzelanie w akcie zemsty za wymordowanie polskiego szpitala (odniesienie do zbrodni pod Horką?) niemieckiego miasteczka itp. Sprawa gwałtów pojawiła się także w książce A. Rowińskiego, "Tamci żołnierze". KAW 1979. Niestety, także "zakopałem" ją gdzieś głęboko. Książka opiera się na wywiadach z niemieckimi żołnierzami, mamy też dosyć poboczny wątek oskarżeń o gwałty. I - chyba - "ostateczne wyjaśnienie sprawy" przez jednego z Niemców, iż miało to - w przypadku Polaków - charakter dobrowolny. Z pamięci - Polacy proponowali Niemkom "chodźcie skrobać marchewki" (sic!), te chodziły, a potem w okolicy doliczono się sporo dorodnych dzieci. Dosyć idylliczne. I w mojej prywatnej opinii. Nie ma chyba armii, która nie gwałci. Podobnie nie ma chyba armii, której żołnierze stacjonujący w jakimś rejonie nie nawiązują w miarę normalnych kontaktów z żeńską populacją. Wreszcie jest cała sfera relacji seksualnych nie wyczerpujących znamion typowego gwałtu, ale też nie stricte dobrowolnych. Zagadnieniem jest skala tych zjawisk. Biorąc pod uwagę ilość oskarżeń np. ze strony niemieckiej, domniemywać chyba wypada, że polscy żołnierze z (l)WP zachowywali się relatywnie przyzwoicie. Jak na koniec straszliwej wojny, oczywiście. Więcej oskarżeń niemieckich na zachowanie Polaków można znaleźć odnośnie do akcji wysiedleńczej z Ziem Odzyskanych. Na przykład na stronach niektórych ziomkostw i pokrewnych. Oczywiście, problematyka seksualna nie dotyczy tylko żołnierzy. Na przykład: "Ale wojna się jeszcze nie skończyła. Polacy oswobodzeni z obozów pracy, uczynili okolice niebezpieczną. I pewnego dnia zjawili się także i w naszym domu ze złymi zamiarami, spragnieni kobiet, alkoholu i różnych rzeczy ze dworu, które miały im wynagrodzić lata niewolnictwa". Przy czym tu polska furia ma charakter dosyć łagodny, bo rzecz kończy się zaproszeniem Polaków na kiełbaski i piwo (sic!). K. von Bismarck, "Wspomnienia", Warszawa 1997, s. 141, 142. -
Służby wszelakiego rodzaju mają zawsze skłonności do życia własnym życiem i unikania kontroli, czy nawet wyrastania ponad ową kontrolę. A już w państwie autorytarnym, czy totalitarnym szczególnie. Oczywiście, Biuro Specjalne, czy X Departament (Fejgin, Światło) zajmowały się nawet inwigilacją kierownictwa. Znaczenie niektórych członków kierownictwa Ministerstwa Publicznego (Radkiewicz, Romkowski) było nie mniejsze, niż zasiadających w ścisłym kierownictwie partyjnym. Natomiast jest druga oczywistość, polegająca na tym, że trudno Bieruta, notabene wraz Radkiewiczem i Romkowskim członkiem Komisji Biura Politycznego do spraw Bezpieczeństwa, zajmującego się osobiście przebiegiem niektórych śledztw (studiował protokoły), uznać za nieodpowiedzialnego za terror stalinowski w Polsce. Rzeczywiście - początek odwilży w Polsce przypada na okres życia Bieruta. Przekształcenie MBP, wysłanie Radkiewicza "w PGR-y", pozbycie się Różańskiego, Fejgina, czy Mietkowskiego. Z tym, że miało to charakter częściowy, z wykorzystaniem X Departamentu jako kozła ofiarnego. Katalizatorem były tu niewątpliwie relacje Światły (agenta amerykańskiego, który z rozmysłem prowadził w MBP akcję prowokacyjną, polegającą na oskarżaniu niewinnych - tak to pierwotnie relacjonowano). W jakimś sensie przypominało to działania Stalina, który w pewnym momencie przypominał sobie, że trzeba od czasu do czasu zganić nadmierne represje ("zawrót głowy od sukcesów", pozbycie się Jeżowa). W każdym razie nie miało to wymiaru popaździernikowego, kiedy weryfikacja objęła ok. 40% funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Podobnie - wówczas zaczęli wychodzić ludzie z więzień, czy aresztów. Na początku niekiedy na podstawie postanowień o "zmianie środka zapobiegawczego" (zob. J. Kuropieska, "Nieprzewidziane przygody", Kraków 1988, s. 311, tekst postanowienia S. Zarakowskiego z 10 grudnia 1955 r.), później już definitywnie. Nie miało to jednak charakteru tak masowej rehabilitacji, jak w 1956 r. Następuje także pewna liberalizacja w środkach masowego przekazu - krytyczne reportaże w "Po prostu" to już 1955 r. Z drugiej strony - to przecież dopiero po śmierci Stalina mamy do czynienia z internowaniem kardynała Wyszyńskiego. Reasumując - rzeczywiście śmierć Stalina, rewelacje Światły, czy nawet V Festiwal Młodzieży i Studentów wywołały we władzach (i generalnie w partii, czy społeczeństwie) pewien ferment, który później owocował Październikiem. Trudno jednak Bieruta uznać za jego inicjatora, raczej starał się nader ostrożnie reagować na zmieniające się okoliczności, oddolne pragnienie zmian. To określenie bym sobie darował, z racji kontrowersji, które może wzbudzić i niejednoznaczności tego terminu. Gdzieś zresztą mamy dyskusję o tym, czy komunistyczne przekonania (np, członków przedwojennej KPP) automatycznie wykluczały patriotyzm, czy nie. Bierut niewątpliwie miał poczucie związku z narodem polskim. Można pewnie mówić w jego przypadku (czy jego ekipy) o pewnych zasługach dla polskiej "substancji kulturowej" (np. odbudowy zabytków, czy upowszechnieniu klasyki literackiej). Z drugiej strony - o nader istotnych tej "substancji" ograniczeniach, wówczas wprowadzonych (np. socrealizm). Natomiast czynnikiem w największym stopniu determinującym jego zachowanie nie była jednak przynależność do narodu polskiego. Przypuszczam, że wykonałby (z większą, czy mniejszą ochotą) każde polecenie Stalina, z przyłączeniem Polski do ZSRR włącznie. Powody takiego serwilizmu Bieruta (identyfikacja ideologiczna, strach, świadomość geopolitycznej sytuacji Polski) stanowią temat ciekawej dyskusji. Rzeczywiście, można mówić o terrorze, represjach, ale nie spełniało to definicji ludobójstwa. Inna sprawa, że definicja ta jest często naciągana, dla spotęgowania wymowy argumentacji. Znowu ciekawy temat do dyskusji - na ile Bierut był niebezpiecznym, przebiegłym i inteligentnym rozgrywającym, a na ile "Forrestem Gumpem polskiego komunizmu", bezbarwnym figurantem. Interesująca moim zdaniem jest w tej materii wypowiedź Krzysztof Teodor Toeplitza odnośnie do książki P. Lipińskiego z 2001 r., "Bolesław Niejasny. Opowieść o Bolesławie Bierucie, Forreście Gumpie polskiego komunizmu": http://www.piotrlipinski.pl/Piotr_Lipinski/Boleslaw_recenzja.html Nie chcę tu bawić się w ocenę Edena, ale faktycznie nie miał on przesadnej legitymacji (jak i sam Churchill) do oceniania Polaków, niezależnie od ich poglądów politycznych. W każdym razie istnieją relacje o tym, że Bierut potrafił robić bardzo sympatyczne wrażenie. Nawet na M. Dąbrowskiej, której prawił komplementy. Wszakże, nie ma to wielkiego wpływu na generalną ocenę tej postaci. I jeszcze jeden link o Bolesławie Niejasnym (w ramach ciekawostek zwracam uwagę na relację o skłonności Bieruta do rumienienia się): http://www.piotrlipinski.pl/Piotr_Lipinski/Boleslaw_Niejasny.html
-
Reformy prawa wyborczego
Bruno Wątpliwy odpowiedział Andrzej → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Fakt, na liście kandydatów w okręgu nie może być mniej osób niż wynosi liczba posłów wybieranych w danym okręgu wyborczym i większa niż dwukrotność liczby posłów wybieranych w danym okręgu wyborczym. Tudzież, zachowana powinna zostać określona prawem proporcja płci. Czyli jeden, jedyny kandydat do sejmu w okręgu wyborczym odpada. Zresztą i tak nie miałby żadnych szans, chyba, żeby korzystał ze zwolnienia z ogólnopolskiego progu wyborczego (dla mniejszości narodowych). Oczywiście, jest do poważnego rozważenia model stosowany w niektórych państwach (tzw. mieszany), czyli część posłów wybierana według systemu proporcjonalnego, a część w systemie większościowym (np. w okręgach jednomandatowych). I z tej drugiej puli do sejmu mogliby wchodzić charyzmatyczni "wolni strzelcy". Narya, idealnego systemu wyborczego nie ma (i nie będzie). Dla mnie ważne jest to, co chcemy osiągnąć, stosując jakieś rozwiązanie. Czy kodeks wyborczy ma służyć temu, by sejm był zbiorem charyzmatycznych przywódców lokalnych, którzy być może nigdy nie dogadają się w sprawie tworzenia rządu, czy może ma służyć wyrzuceniu poza obręb sceny politycznej wszystkich z wyjątkiem najsilniejszych partii, czy może utorowaniu drogi do władzy populistom, którzy dostaną jakieś 30% głosów, ale pełnię władzy? Temu może sprzyjać system większościowy, a moim zdaniem nie tędy droga. Także jakieś mityczne (i bardzo hipotetyczne) osłabianie partii politycznych za pomocą systemu większościowego nie ma sensu. Partie to normalny element gry politycznej. I system większościowy nie zakończy ich istnienia, ani nie doprowadzi do automatycznej ich "sanacji". Moim zdaniem, system wyborczy powinien służyć w miarę dobremu odzwierciedleniu w sejmie rzeczywistych preferencji politycznych społeczeństwa, jednak nie prowadzić do nadmiernego rozdrobnienia w parlamencie (tak, jak np. po wyborach 1991 r., kiedy do sejmu weszli bodajże przedstawiciele 30 sił politycznych, a 18 z nich było na tyle silne, by utworzyć kluby poselskie). W związku z tym jestem za systemem proporcjonalnym, ale jednocześnie zgadzam się na pewną deformację wyników, którą niosą za sobą progi wyborcze. A za sanację systemu partyjnego powinni zabierać się sami wyborcy. -
Rada jest prosta - jeżeli ktoś nie chce o kimś, czy z kimś dyskutować, to niech nie dyskutuje. Jeżeli natomiast zdecyduje się dyskutować, to sugeruję utrzymywanie minimalnego poziomu merytorycznego i kultury wypowiedzi. I przypominam, że jak na razie na razie merytoryczne wypowiedzi dot. niejakiego tow. Minca sprowadzają się do wspominek o karpiu.
-
Usunąłem ostatnie cztery posty, pozostające bez większego związku z postacią B. Bieruta.
-
Nadmieniam, że jestem bliski podjęcia decyzji o wyrzuceniu dokładnie wszystkich dotychczasowych postów dotyczących, a raczej bardzo mało dotyczących, postaci Hilarego Minca. Przypominam, że na tym forum lubimy dyskusję na jakimś poziomie merytorycznym, a nie dowolne dywagacje - kto i jak mocno był obrzydliwy, sensie pojęcia "żydokomuna", tudzież jakie są polskie rodziny z dziada pradziada i - wreszcie - kogo doceni (lub nie) Samuel. Zatem, jeżeli ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia - zapraszam, jeżeli natomiast ktoś chce tylko "dać wyraz" - to sugeruję np. swobodną wymianę myśli i wrażeń na forum Onetu, a stąd posty zaczną znikać.
-
Oczywiście, zastanawiać się można, na ile tajny referat Chruszczowa - wygłoszony 24 i 25 lutego 1956 r. (fakt, że w Polsce niezwykle szybko rozpowszechniony), był powszechnie znany pielgrzymującym niecały miesiąc później do trumny Bieruta. I tym samym, jaka była ich orientacja, że na Kremlu narastają tendencje odwilżowe - i jaki jest stosunek do nich Bieruta. Inna sprawa, że legendy rodzą się także wbrew oczywistym faktom. Warto nadmienić, że do dziś w popularnym obiegu funkcjonuje i druga legenda, że został zamordowany dlatego, iż był przeszkodą na drodze destalinizacji.
-
Niewątpliwie jest to ciekawe zagadnienie - z zakresu m.in. psychologii społecznej. W tym kontekście przypomniał mi się jakoś Mussolini, który w grudniu 1944 r. wywołał entuzjazm tłumów w Mediolanie, a w kwietniu 1945 r. nieco inny entuzjazm - w tymże samym Mediolanie - wywołały jego zwłoki (zob. np. P. Monelli, Mussolini, Warszawa 1973, s. 269 i 301). I warto może jeszcze zacytować A. Garlickiego, wypowiadającego się także w sprawie śmierci i pogrzebu Bieruta (A. Garlicki, Historia Polska i świat. 1815-2004, Warszawa 2005, s. 540): "(...) Umarł w sam czas. Jego śmierć umożliwiła eliminację polityczną Bermana i Minca. Pogrzeb miał wspaniały. Przywieziona z Moskwy trumna została wystawiona w gmachu KC. Przez dwa dni dziesiątki tysięcy ludzi przeszło przed nią. W większości przyszli z własnej woli. To, że Bierut umarł w Moskwie, bardzo mu pomogło w opinii publicznej. (...)" Oczywiście masowe stawiennictwo na pogrzebie Bieruta musiało mieć rozmaite źródła, od chęci zobaczenia trumny wroga politycznego - po wyrażenie niekłamanego szacunku dla "ojca narodu". Rację przy tym ma zapewne Garlicki, że śmierć w Moskwie wytworzyła wokół Bieruta - przynajmniej na chwilę - aurę męczennika za sprawę polską. Aurę dosyć absurdalną, ale absurdalność w dziejach nie jest bynajmniej zjawiskiem odosobnionym.
-
Usunięto posty bez wartości merytorycznej, a zawierające wulgarne określenia (i dalszą reakcję na nie). Kontrowersyjność postaci B. Bieruta uzasadnia - moim prywatnym zdaniem - bardzo krytyczne o nim wypowiedzi, ale z zachowujmy jednak pewną formę. Może, nie stricte dyskusji naukowej, ale przynajmniej nieco do niej zbliżoną. Zatem - każdy następny post z użyciem obelżywego słownictwa zniknie z tej dyskusji. I bardzo proszę wziąć pod uwagę, że taka terminologia nie dodaje powagi argumentom stron sporu, a nasze forum zbliża niepokojąco do niepożądanych standardów "dyskusji" na wielu polskich ogólnodostępnych forach internetowych. A tego nie chcemy. Zapewniam, że nawet skrajną niechęć da się wyrazić z użyciem słów uważanych za przyzwoite (i zgodnie z regulaminem naszego forum).
-
Jak dzisiaj można uzyskać herb?
Bruno Wątpliwy odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Nauki pomocnicze historii
Jeżeli jest to takie istotne dla Ciebie, to sugeruję konsultacje ze Związkiem Szlachty Polskiej. Znajdziesz tam wielu entuzjastów, którzy zapewne wyjaśnią Ci co i jak. A gdzieżby tam, szereg możliwości stoi przed Ulanem. Od polskich organizacji i osób, uznawanych przez inne organizacje i osoby za uzurpatorów, po szlachectwo Hutt River Province. -
Reformy prawa wyborczego
Bruno Wątpliwy odpowiedział Andrzej → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Pozwoliłem sobie zmienić temat niniejszej dyskusji. Z dotychczasowego: "Obowiązek głosownia", na szerszy: "Reformy prawa wyborczego" (z odpowiednim podtytułem). -
Reformy prawa wyborczego
Bruno Wątpliwy odpowiedział Andrzej → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
I tak Cię lubię. Narya, ale problem jest w tym, że sejm nie ma być zbiorem reprezentantów wspólnot lokalnych, tylko całego narodu. Stanowić prawa, nawet w oderwaniu od interesów poszczególnych wspólnot, ale dla dobra całości. System jednomandatowych okręgów wyborczych - dzięki, że mi przypomniałeś - grozi także tym, że parlament stanie się zbiorowością regionalnych liderów, załatwiających na szczeblu ogólnokrajowym wyłącznie sprawy swego regionu i wyborców. Czyli będziemy mieli powrót do tzw. mandatu związanego (imperatywnego), a nie o to chyba chodzi. Jeżeli już - to ewentualnie rozważałbym reformę senatu i przekształcenie go w izbę samorządową, gdzie właśnie zasiadaliby sprawni lokalni liderzy. (Inna sprawa, że jestem zasadniczo za zniesieniem senatu, jako takiego). Trochę sprawę upraszczasz. Głosując do sejmu, masz wpływ zarówno na to, który kandydat wejdzie do parlamentu, jak i na globalny wynik partii, który decyduje m.in.o przekroczeniu progu wyborczego. Ja akurat jestem za proporcjonalnym systemem wyborczym do sejmu. Przy swoich rozmaitych wadach jest najsprawiedliwszy, zapewnia dobrą reprezentację społeczeństwa. Z tym, że popieram także ideę progów wyborczych (i to, że liczymy wg. systemu d'Hondta), co ogranicza nadmierne rozdrobnienie parlamentarne. Czyi - w sumie - popieram mniej więcej to co jest. A - potrzebna skądinąd - kuracja systemu partyjnego, naszej klasy politycznej, "elity" itp. jest moim zdaniem zależna od aktywności społeczeństwa, umiejętności wychowawczych tegoż, a w zdecydowanie mniejszym stopniu od systemu wyborczego. Gregski, wystarczy jeden charyzmatyczny lider w skali kraju (zresztą, jak piszesz powyżej). I odpowiednia sytuacja. To, że nasze partie są, jakie są, nie oznacza, iż głosowanie "na partie" jest czymś złym. Partie są normalnym elementem gry demokratycznej i głosowanie na nie jest czymś oczywistym (zresztą nasz głos w wyborach sejmowych ma dziś w sumie charakter dualistyczny - na partię i na konkretnego kandydata, o czym zapominamy). Wybory ogólnokrajowe to nie konkurs lokalnych piękności, tylko opowiedzenie się za jakimś programem dla państwa. Przynajmniej tak powinno być. W sumie interesujące będzie przetestowanie w praktyce nowych rozwiązań wyborczych do senatu. Myślę, że po tych wyborach będziemy trochę mądrzejsi. Inna sprawa, że senat to nie miejsce gdzie wije się główny nurt polityki. -
Reformy prawa wyborczego
Bruno Wątpliwy odpowiedział Andrzej → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
A co to zmieni, jeżeli chodzi o odzwierciedlenie rzeczywistych sympatii społeczeństwa w jego emanacji - parlamencie? Poza masowym zastanawianiem się nad istotą mniejszego zła? Instytucji uprawnionej do wiążącej wykładni, kto jest populistycznym demagogiem raczej nie mamy. Chyba, że myślimy o TK, który ma prawo oceniać zgodność działań partii z konstytucją. Ale ów demagog, autokrata, czy inna "ciekawa" postać może dojść do władzy, nawet w zgodzie z demokratyczną konstytucją. Bywały takie sytuacje. Zatem wypada przewidywać, że na własnej skórze przekonamy się, kto zacz. Kto Mussolini, a kto tylko Peron. Tyle, że warunkach okręgów jednomandatowych przekonanie może nastąpić szybciej. Bez przesady, system proporcjonalny z progami wyborczymi także umożliwia polityczną zmianę warty. Śmiem nawet twierdzić, że scena partyjna w systemie większościowym będzie dużo bardziej "zabetonowana". A, jeżeli w warunkach ostrego kryzysu ekonomicznego w Polsce, np. jakaś partia "reaktywatorów PRL", albo - drugiej strony barykady - "towarzystwo permanentnej walki z żydokomuną" zdobędzie 25% głosów, a dzięki okręgom jednomandatowym 60% miejsc w Sejmie, czyż Gregski nie będzie czuł lekkiego zaniepokojenia? Najbardziej podoba mi się, co w tej materii twierdził bodajże Jaroslav Hašek i jego "Strana mírného pokroku v mezích zákona" - "to co obiecują wam politycy, mogę obiecać wam i ja". Kubuś Puchatek byłby niezły, obiecywałby zapewne w ciepły, przystępny sposób, ale ponieważ występuje u niego brak permanentny osobowości fizycznej, to ciężko byłoby z rejestracją itp. Niestety. -
Reformy prawa wyborczego
Bruno Wątpliwy odpowiedział Andrzej → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
A najlepiej pomiędzy trzecim a czwartym dopisać Kubusia Puchatka. Naiwne to trochę i jakieś bardzo "akcyjne". Już chyba lepiej wybierać z zasady świadomie, nie kierując się w ogóle miejscem na liście, lub wyrazić generalny sprzeciw wobec jakości kandydatów, bojkotując wybory. Odnośnie do obowiązku uczestniczenia w wyborach już się krytycznie wypowiedziałem (# 15), zatem nie będę się potarzał. Teraz tylko kilka słów krytyki odnośnie do okręgów jednomandatowych: 1. Ich wprowadzenie może pozostawić olbrzymią część, może nawet większość społeczeństwa bez reprezentacji w parlamencie. Wybory w okręgach jednomandatowych muszą być większościowe. Załóżmy, że w odmianie jednej tury (decyduje już w pierwszej turze większość względna). No i co? W skrajnej sytuacji może okazać się, że siła polityczna, która ma 15 % poparcia w skali kraju, posiada większość w parlamencie. Reszta może się przyglądać. 2. Powyższe może sprzyjać obejmowaniu pełni władzy przez partie skrajne (np. w sytuacji kryzysu politycznego). Populistyczny demagog może zebrać wówczas z 30%. W warunkach dotychczasowych mógłby zostać wymanewrowany od władzy podczas ustaleń koalicyjnych, przy systemie większościowym może objąć całą władzę. 3. Patologii związanych z niewłaściwym działaniem partii politycznych system większościowy sam z siebie nie zmieni. Kandydaci i tak będą afiliowani przy partiach politycznych i będą zabiegali o ich poparcie, finansowe, propagandowe it. Zresztą partie to normalna i pożądana struktura w ramach państwa demokratycznego i chyba chodzi raczej o to, aby działały lepiej, a nie sobie zanikały? -
Czy mógłbyś co nieco doprecyzować zakres tematyczny wątku dyskusji, który proponujesz? Co oznacza, że temat jest "nieobecny w historii polskiej"? Historii, jako takiej, czy rozumianej, jako przedmiot nauczania? Jeżeli to drugie - to dziś wykładanej, czy w czasach Polski Ludowej? Jeżeli chodzi o losy Śląska, to oczywiście były one przedmiotem zainteresowania nauki i zajęć na lekcjach historii w czasach PRL. W wielkim uproszczeniu, można powiedzieć, że losy Górnego Śląska (szczególnie okresu powstańczego) przedstawiano w bardzo patriotycznym odcieniu, natomiast w przypadku Dolnego Śląska akcentowano mocno jego historyczne związki z Polską.
-
Wojsko Polskie zjednoczenie i ujednolicenie
Bruno Wątpliwy odpowiedział FSO → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Wyszukałem trochę danych, jak to wyglądało w świetle regulacji prawnej. I na przykład: 1. Ustawa z dnia 18 lipca 1924 r. o podstawowych obowiązkach i prawach szeregowych Wojska Polskiego (Dz.U. 1924 nr 72 poz. 698) - nb. pisownia ówczesna zachowana: "(...) Art. 15. Ustanawia się następujące stopnie szeregowych: a) szeregowcy: 1) szeregowiec (strzelec w strzelcach podhalańskich i strzelcach konnych, ułan w ułanach, szwoleżer w szwoleżerach, kanonier w artylerji, saper w saperach). (...)" 2. Potem było kilka zmian do tej ustawy, z czego najważniejszą dot. stopni wojskowych była wprowadzona ustawą z dnia 28 stycznia 1932 r. o zmianach i uzupełnieniach niektórych postanowień ustawy z dnia 18 lipca 1924 r. o podstawowych obowiązkach i prawach szeregowych Wojska Polskiego (Dz.U. 1932 nr 25 poz. 213) i od tego momentu odpowiedni fragment art. 15 brzmiał: "(...) szeregowiec (strzelec w formacjach piechoty, broni pancernej i strzelców konnych, ułan w ułanach, szwoleżer w szwoleżerach, kanonier w artylerji, saper w saperach). (...)". Upoważniono też Ministra Spraw Wojskowych do nadawania innych nazw stopni wojskowych w poszczególnych rodzajach służby wojskowej w razie potrzeby. 3. I wreszcie mamy rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 7 października 1932 r. o służbie wojskowej podoficerów i szeregowców (Dz.U. 1932 nr 89 poz. 747), gdzie po prostu w art. 10 mamy stopień "szeregowiec", ale Minister Spraw Wojskowych ma prawo do nadawania innych nazw stopni wojskowych, w razie potrzeby. I tym samym tajemnicę starszego strzelca Dolasa mamy chyba rozwiązaną, najpierw sama znowelizowana ustawa z 1924 r. nakazywała nazywać generalnie szeregowców w piechocie strzelcami, później zapewne Minister Spraw Wojskowych ustalił takie nazewnictwo - na podstawie rozporządzenia prezydenta z 1932 r. Na pytanie - na ile w codziennym użyciu występowały obydwie formy szeregowiec i strzelec nadal trudno mi odpowiedzieć. -
Wojsko Polskie zjednoczenie i ujednolicenie
Bruno Wątpliwy odpowiedział FSO → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Z tego co pamiętam, w piechocie odpowiednikiem stopnia szeregowca był właśnie strzelec, tak, jak w przypadku artylerii kanonier, kawalerii - ułan, ew. strzelec konny, "u saperów" - saper, w dywizjach legionowych 1939r. - legionista itp. To z pamięci, chwilowo nie mam możliwości poszperać w literaturze, zatem trudno odpowiedzieć mi na pytanie, czy "w realu" stosowano np. stopnie szeregowiec-strzelec zamiennie. -
Odnawiając temat, można wspomnieć o uniwersalnej karierze rosyjskiego marsza wojskowego (sybirskiego pułku z 1915 r., z tym, że genezy pieśni doszukuje się już w 1828 r.). Występował w wariantach podczas I-ej wojny, był hymnem machnowców, by ostatecznie utrwalić się w pamięci, jako pieśń czerwonych partyzantów znad Amura ("По долинам и по взгорьям"). Dziarską melodię adaptowano w czasie następnej wojny dla potrzeb wielu języków. Najbardziej znana jest chyba wersja partyzantów Tito: "Po šumama i gorama". Zob.: http://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9F%D0%BE_%D0%B4%D0%BE%D0%BB%D0%B8%D0%BD%D0%B0%D0%BC_%D0%B8_%D0%BF%D0%BE_%D0%B2%D0%B7%D0%B3%D0%BE%D1%80%D1%8C%D1%8F%D0%BC http://en.wikipedia.org/wiki/Po_%C5%A1umama_i_gorama
-
Życie tej pięknej pieśni o Alzacji i Lotaryngii było długie, śpiewali ją żandarmi z Saint-Tropez podczas pobytu w Nowym Jorku. :thumbup: I gwoli przypomnienia: 1. Dla zainteresowanych jest temat o muzyce podczas II-ej wojny światowej: https://forum.historia.org.pl/topic/2096-ulubione-marsze-i-piesni-wojenne-ii-ws/page__p__49022__hl__%2Bpiosenka+%2Bwojskowa__fromsearch__1#entry49022 2. Swego czasu założyłem temat o podobnych melodiach w muzyce wojskowej: https://forum.historia.org.pl/topic/9305-podobna-melodia-inny-tekst/ Szczególnie polecam uwadze Dyskutantów (w kontekście muzyki I-ej wojny, oczywiście) rumuńską pieśń "Treceti batalioane romane Carpatii", o nader znajomej melodii - pierwszy link w ww. temacie.
-
O 12 godzinach podpułkownik Sobociński powiedział po obiedzie z udziałem kadry oficerskiej Westerplatte w dniu 31 sierpnia. Zatem wiedział o tym nie tylko Dąbrowski, ale nawet najmłodszy - Kręgielski. Natomiast o tym, że żadnej pomocy nie będzie wiedział - według mojej wiedzy - z oficerów jedynie Sucharski. Co mogło mieć oczywisty wpływ na zachowanie poszczególnych uczestników dramatu 2 września. Nadzieja na pomoc jest oczywistą dodatkową motywacją do dalszej walki. [informacją o braku nadziei na pomoc Sucharski się nie podzielił, a nawet wyrażał pierwszego dnia obrony zdziwienie wobec Dąbrowskiego, że Gdynia, czy bojówki polskie z Gdańska jeszcze nie pomagają - co jest niezwykle ciekawe, bo świadczy, że stosował wobec zastępcy trik psychologiczny zachęcający do dalszej obrony. W stylu "jest szansa na pomoc, tylko na razie...". Jest to skądinąd dobry argument dla zwolenników tezy, że Sucharski nie był żadnym tchórzem, czy defetystą. A rzetelnie, nawet z "dodatkiem", chciał wykonać dany mu rozkaz i stosował w tym celu swoiste zachęty wobec podwładnych.] Fantazja Tomaszu. I Ty uważasz, że "wojsko na rozkazie stoi"? Jedyną siłą, która mogła zorganizować bunt 2 września był Dąbrowski, ewentualnie przy współudziale kogoś jeszcze ważnego z koszar. Przy całym szacunku dla męstwa szeregowych żołnierzy, po zmorze bombardowania, rozkaz kapitulacji by wykonali. Poza tym dyscyplina. Rozkaz majora, to rozkaz majora. Takiej - wedle Twojej wersji - "dobrej rady" Dąbrowskiego Sucharski nie musiał się obawiać. Zatem, mamy dwa wyjścia - albo Sucharski tak naprawdę nie chciał poddać placówki 2 września (ewentualnie tylko wstępnie sondował w tej sprawie), albo starcie Dąbrowski-Sucharski miało o wiele bardziej dramatyczny przebieg. Tu zgody między nami nie będzie. Chociażby dlatego, że armia polska roku 1945, czy 1946 to nie spetryfikowana struktura armii po 20-latach pokoju, to armia przełomu ustrojowego. Kipiący kocioł karier, przesunięć kadrowych itp. itd. Uznanie Sucharskiego za sanacyjnego tchórza, szukającego schronienia u Andersa, a Dąbrowskiego za bohatera, było zgodne z ówczesnym zapotrzebowaniem politycznym i otwierało Dąbrowskiemu drogę do kariery. Wojskowej, czy innej. Dąbrowski z tej szansy nie skorzystał, do końca pozostawał skromny. Jak już pisałem wcześniej, charakterystyczne jest także, że Sucharski zachował się również skromnie i nie deprecjonował Dąbrowskiego. Tak, jakby obydwaj podświadomie czuli, że nie mieli stu procent racji, czy zasług, albo, że obydwaj popełnili błędy.
