Skocz do zawartości

Bruno Wątpliwy

Moderator
  • Zawartość

    5,677
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Bruno Wątpliwy

  1. Jak upamiętniają inni? Pomniki, baseny i ....

    Dziękuję za przypomnienie tej prawdy - skądinąd oczywistej. Dla porządku przypomnę tylko, że Zjednoczone Królestwo nie jest jednak odpowiednim przykładem kraju, do którego wojna (światowa) sama nie przychodziła. Nie była to oczywiście skala, która spotykała Polskę, ale już podczas pierwszej wojny krążowniki Bödickera, sterowce i Gothy - sprawiły, że wojna przyszła jak najbardziej sama i do Brytyjczyków. A w drugiej był Blitz, rakiety V itp. itd. Tak, czy inaczej, nie zmienia to ogólnego faktu, że - przynajmniej zgodnie z moją wiedzą - na świecie dominuje raczej upamiętnianie ofiar, niż szczęśliwych powrotów z wojny. I w tym kontekście można chyba zaciekawić się brytyjską instytucją "Błogosławionych wiosek". Zwracam uwagę, że rzuciłem już kilka postów wyżej propozycję "100 szpitali geriatrycznych na stulecie niepodległości". Nikt - oprócz Gregskiego - się tym nie zainteresował. Dzisiejsi decydenci preferują jednak ławeczki. Smutne.
  2. Jak upamiętniają inni? Pomniki, baseny i ....

    Trafiłem na coś, czego wcześniej nie znałem. Choć nie ukrywam, że brytyjskie formy upamiętniania (i ogólnie - celebrowania) uważam za bardzo interesujące. I nie chodzi tu tylko o typową obrzędowość kultywowaną chociażby z okazji 11 listopada: z Królową, koncertem w Royal Albert Hall, cenotafem (przed którym pokłonił się nawet Corbyn), makami itp., ale np. o wspaniałą instalację: "Blood Swept Lands and Seas of Red". Jeszcze tylko pro forma pomarudzę, że "wiertłowa" rocznica Bitwy Warszawskiej zostanie pewnie równie zmarnowana, jak "ławkowe" Stulecie Niepodległości. Poduczyć języka i posłać ich na parę lat do UK, może chociaż tego trochę by się nauczyli, ultra-patryjoty werbalne jedne... A, jeszcze nadmienię, że owe pomnikowe "wiertło" to jeden, jedyny punkt, odnośnie którego (tzn. krytyki) pozostaję w zgodzie z p. prof. Pawłowicz i J. Pietrzakiem (z tym ostatnim - w jego wcieleniu po zmianie ustroju, bo wcześniej tych punktów zgodności byłoby pewnie więcej). A wracając do tematu. Odkryłem pojęcie Thankful Villages (Blessed Villages). Są to wioski ("parafie" itp.) w Anglii i Walii, do których z pierwszej wojny światowej wrócili żywi wszyscy żołnierze z nich pochodzący. Co się oczywiście w odpowiedni sposób upamiętnia. Jak można się domyślić, lista nie jest przesadnie długa. Znane jest także pojęcie Doubly Thankful Villages (do których wszyscy wrócili żywi z obydwu wojen światowych). Zob. https://en.wikipedia.org/wiki/Thankful_Villages Kiedyś Grupa Rafała Kmity przedstawiała skecz: "Relacja na żywo z miejsca gdzie nic się nie dzieje!". W sumie, tak się zastanowić, to takie miejsca są rzeczywiście często bardziej błogosławione od tych, gdzie się dzieje dużo...
  3. Dlaczego NATO przegra w Afganistanie?

    Administracja Trumpa chyba próbuje właśnie takiego rozwiązania. Jakiegoś modus vivendi z: "The Islamic Emirate of Afghanistan which is not recognized by the United States as a state and is known as the Taliban". Zob.: https://en.wikisource.org/wiki/Agreement_for_Bringing_Peace_to_Afghanistan
  4. Góry są karą za grzechy - debata w XVII Anglii

    Podrzucam małą ciekawostkę. Mocno z pobocza tematu, ale dobrze ilustrującą to, jak inteligentny, ciekawy świata człowiek mógł postrzegać "góry" jeszcze wiek później. Zanim zobaczył prawdziwe góry. Niejaki Robert Marsham (1708-1797), który jest uważany za pioniera fenologii. "At the age of 22 he undertook one of many journeys in the British Isles to admire the scenery, and especially the trees. As a Norfolk boy his first sight of the Cotswolds produced a description as, >>mountains so high that we could see the top of one of them above the clouds<<". Cytowane za: https://www.robertmarsham.co.uk/about-robert-marsham/a-jewel-in-the-wilderness/ Najwyższe ze wzgórz Cotswolds ma raptem 330 metrów... Cóż się zatem dziwić, że jak ktoś wiek wcześniej zobaczył takie, trochę wyższe góry (zresztą tradycyjnie w wielu kulturach traktowane jako siedziby różnych dziwnych sił i postaci - vide nasz rodzimy Liczyrzepa/Rübezahl) - to mu różne myśli przychodziły do głowy. Także religijne.
  5. "Dunkierka"

    Moja diagnoza odnośnie do zagadnienia: "Dlaczego ten film mnie irytuje?" jest następująca: Autor chciał prawdopodobnie nakręcić oryginalny obraz psychologiczny na temat "osamotnienia w warunkach wojennych". Uznał jednak, że jeżeli nakręci film np. o dwóch żołnierzach chodzących po pustej plaży, patrzących smętnie i wymieniających co pół godziny uwagi na temat okropności wojny, czy o samotnym myśliwcu prowadzącym przez cały film niezwykle samotne operacje wymiatające nad Dunkierką - to jednak ludzi do kin nie przyciągnie. Dorzucił więc trochę realizmu i batalistyki. W związku z tym, np. myśliwiec nie tylko "wymiata" i lata (z paliwem lub bez), ale także angażuje się w walki powietrzne. Tyle, że cokolwiek kuriozalne. Właśnie ta połowiczność filmu dla mnie jest najbardziej denerwująca. Mógł powstać dobry film psychologiczny lub dobry film batalistyczny. Powstała dziwaczna hybryda.
  6. Wczoraj, zupełnie przypadkiem "wpadł mi pod oczy" film "Dunkierka". Nie oglądałem wcześniej, zatem - choć nie jestem namiętnym oglądaczem telewizora - usiadłem i konsekwentnie obejrzałem. Obejrzałem - w mojej ocenie - jakieś kuriozum. Poetycką opowieść o ewakuacji. Spacery grupek żołnierzy po plaży, samoloty bujające się w czasie i w przestrzeni. Bardzo rozciągniętej... Może nie nasza nieoceniona inaczej "Tajemnica Westerplatte", bo muzykę i parę scen można docenić, ale... Film obsypany nagrodami, uznany za ważny, zatem jak to jest? Bruno W. ma już tak wypaczony gust filmowy?
  7. Felicjan Sławoj Składkowski - ocena

    Ja ongiś coś takiego znalazłem na Litwie. Zarządzenie naczelnika miasta i powiatu kowieńskiego z okresu międzywojennego określające pożądaną częstotliwość mycia obywateli. P. Łossowski, Kraje bałtyckie na drodze od demokracji parlamentarnej do dyktatury (1918-1934), Ossolineum 1972, s. 151-152
  8. "Dunkierka"

    A Secesjonista widział na tym filmie te 56 niszczycieli? Akurat Bruno uważa, że omawiana tu "Dunkierka" jak najbardziej kultywuje mit "małych, cywilnych stateczków". Tyle, że robi to nieudolnie. To żaden Tennant, tylko Bolton. Jakby scenariusz pisali "Pythoni" byłby Notlob. Tennant miał w Dunkierce co robić, Bolton mógł sobie pozwolić na uprawianie "poezji samotności". Dobrze, że reżyser nie poszedł za ciosem i nie kazał biednemu Boltonowi mieć wizji (jak major Sucharski w "Tajemnicy Westerplatte"). Inna sprawa, że rzeczony Bolton - jeżeli już szukać na siłę jego pierwowzoru kręcącego się na plaży podczas ewakuacji - to raczej Clouston, a nie Tennant. Moja wypowiedź miała charakter ogólny, nie dotyczyła tego konkretnego filmu ("Dunkierki"). Akurat chyba w "Szeregowcu Ryanie" (w którym naprawdę dbano o szczegóły) znawcy dopatrzyli się, że "Tygrys" ma radzieckie podwozie. W Dunkierce w roku 1940 "Tygrysów" nie miało prawa być, chyba że uciekły z jakiegoś ZOO w okolicy. Swoją drogą zaczęli o tym dziele nawet już książki pisać i z Brexitem łączyć. Na dobry temat trafiłem. Czasami warto włączyć telewizor. Zob. https://books.google.pl/books?id=hOxzDwAAQBAJ&printsec=frontcover&hl=pl#v=onepage&q&f=false
  9. "Dunkierka"

    Oj tam, oj tam. Zawsze można powiedzieć, że to stwierdzenie "jest przesadne", gdy film nie zgarnął wszystkich Oskarów. Jakbym był reżyserem to specjalnie bym nie marudził, gdyby mój film dostał tyle nominacji i samych Oskarów. Nie należę do osób, które dostają spazmów, gdy okazuje się, że filmowy "Tygrys" ma podwozie T-55. Choć też trzeba przyznać, że "Szeregowiec Ryan" ustawił wysoko poprzeczkę, jeżeli chodzi o oddanie realizmu wojny i dziś filmy kompletnie dowolnie przedstawiające wojenną rzeczywistość są traktowane nieco bardziej krytycznie, niż np. w latach 60. Ale nie o to chodzi. Można nakręcić dobry film o wojnie mając do dyspozycji dwa mundury i kawałek umownego okopu. W omawianym tu przypadku nie wiadomo o co reżyserowi chodziło. Z jednej strony mamy próby oddania realizmu, z drugiej owa "poezja osamotnienia". W efekcie samolot jak najbardziej z epoki, ale cokolwiek osamotniony poezją, lata sobie godzinami, z paliwem, czy bez (z przerwami na przebitki na inne, porywające sceny), a skromny widz, nieczuły na poezję - czyli taki jak ja - wyje: "weź do cholery wreszcie spadnij!". A wojsko zamiast zająć się czymkolwiek - wymienia smętne spojrzenia. Aktorzy grający w tym arcydziele (zresztą niektórzy fajni, jak Kenneth Branagh) działają według znanego schematu: "I proszę pana patrzy tak: w prawo… Potem patrzy w lewo… Prosto… I nic…". A potem mówi, że musi jeszcze pomóc jakimś Francuzom. Fajnie, że niezidentyfikowany, samotny poezją osamotnienia komandor (ów Kenneth Branagh) jest taki pomocny. Czyli, wypisz, wymaluj: "Dłużyzna proszę pana… To jest dłu… po prostu dłu… dłużyzna, proszę pana. Dłużyzna… Proszę pana, siedzę sobie, proszę pana, w kinie… Pan rozumie… I tak patrzę sobie… siedzę se w kinie proszę pana… Normalnie…". Ale się nie upieram, zacząłem dyskusję od stwierdzenia, że gust mogę mieć cokolwiek wypaczony. I tak mi będzie przyjemnie, że Gregski wypaczył się równolegle wraz ze mną.
  10. "Dunkierka"

    To jest nas już dwóch. Trochę to mało wobec Akademii Filmowej.
  11. 1. Praca wówczas ciężka, do tego mało prestiżowa. Chętnych było pewnie niewielu (szczególnie, jak można było kopać złoto, a przynajmniej mieć nadzieję wykopania), a Chińczycy zajmujący się nią nie budzili aż tak szczególnej zazdrości i nie rzucali się w oczy (co w przypadku dyskryminowanej mniejszości było dosyć ważne). 2. Praca bardzo potrzebna, bo nawet przeciętny kopacz miał pewnie jakąś swoją odporność na brud. 3. Praca tradycyjnie kobieca, czyli wg. ówczesnych standardów - dla mężczyzn upokarzająca. A na kolonizowanych obszarach często kobiet (szczególnie gotowych nosić wiadra z wodą) trochę brakowało. 4. Praca zapewniająca jednak jakiś stały, w miarę pewny dochód. 5. Jak rugowano per fas et nefas Chińczyków z bardziej atrakcyjnych zawodów - to co pozostawało? 6. Często zbyt słaba znajomość języka angielskiego wśród Chińczyków, aby zajmować się czymś innym. 7. Brak kapitału, aby zająć się czymś innym. 8. Wcześnie powstała tradycja i stereotyp - gdzieś czytałem, że w Kalifornii kopacze już dosyć wcześnie preferowali wysyłać pranie do Hongkongu niż się sami nim zająć (czy wysłać gdzie indziej - na Zachodnie Wybrzeże - gdzie pewnie było drożej). 9. W sumie, powstawał stereotyp wygodny dla obydwu stron - przynajmniej do czasu. Dla Chińczyków była to oczywiście "wygoda" przymusowa. Chińczycy uzyskiwali swoją "niszę ekonomiczną", gdzie ich jakoś tolerowano, a biali byli zadowoleni, że to nisza brudna i nieciekawa.
  12. Pius XII, a wojna

    Jak to przebiegało w przypadku Franka - widać zatem z powyższego tekstu. Interesujące jest natomiast, jakimi kanałami prośby o interwencję w sprawie Greisera (i Forstera) trafiały z Polski do Watykanu (zakładam, że Pius XII chyba nie działał całkowicie z inicjatywy własnej)? Ciekawe też, czy ma to (tzn. wzmożone zainteresowanie Watykanu procesami Niemców w Polsce) jakiś związek z wcześniejszym procesem Spletta. Relacja z jego procesu i wyroku miała się pojawić w "L'Osservatore Romano" z 2 i 3 lutego 1946 r., czyli przed wyrokiem Greisera. Zob. T. Balicki, Karol Maria Splett - biskup Wolnego Miasta Gdańska, "Saeculum Christianum", 12 (2005), nr 1. http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Saeculum_Christianum_pismo_historyczne/Saeculum_Christianum_pismo_historyczne-r2005-t12-n1/Saeculum_Christianum_pismo_historyczne-r2005-t12-n1-s97-119/Saeculum_Christianum_pismo_historyczne-r2005-t12-n1-s97-119.pdf
  13. Pius XII, a wojna

    "W dniu ogłoszenia wyroku Greiser napisał do Bolesława Bieruta list z prośbą o łaskę. Bierut prośbę odrzucił. Co ciekawe, za ułaskawieniem Greisera opowiedział się publicznie papież Pius XII, co wywołało niemały skandal polityczny. Wyrok wykonano niecałe dwa tygodnie później – 21 lipca 1946 r., w niedzielę o godzinie siódmej rano na stokach poznańskiej Cytadeli. Greiser zginął przez powieszenie". Cytowane za: B. Rudawski, Proces Arthura Greisera przed Najwyższym Trybunałem Narodowym, Z Archiwum Instytutu Zachodniego. Dokumenty, Nr 5/2016, 07.07.16, s. 7. https://www.iz.poznan.pl/plik,pobierz,1607,35532af49d539f7dc70067b5d5e40c73 "The day following his execution, the Vatican city newspaper, L'Osservatore Romano, confirmed previous media report that Pope Pius XII had agreed to Greiser's appeal and had interceded with the Polish government urging that the German war criminal's >>life be spared<<. The paper emphasized the pope's full awareness of Greiser's waritime atrocities, including his ruthless anti-Catolic persecution, but nevertheless Pius had followed the example, the paper claimed, of the >>Divine Master who on the cross prayed for those who had crucifided Him.<<" Cytowane za: D. M. McKale, Nazis afer Hitler. How Perpetrators of the Holocaust Cheated Justice and Truth, Lanham-Boulder-New York-Toronto-Plymouth,UK, 2012, s. 196. https://books.google.pl/books?id=w-KW9aMmQ9MC&printsec=frontcover&hl=pl#v=onepage&q&f=false Dlaczego akurat Greiser? Czy było to jednostkowe działanie Papieża?
  14. Felicjan Sławoj Składkowski - ocena

    A czy znasz może jakieś plakaty/ulotki z epoki? Bo ja - szczerze mówiąc - nie spotkałem. A plakat "wychodek w każdym obejściu" miałby przecież niewątpliwy urok.
  15. Felicjan Sławoj Składkowski - ocena

    Przy okazji innej dyskusji: https://forum.historia.org.pl/topic/17753-cholera-lat-18301831/ zaciekawiło mnie - jaką Sławojowe akcje dotyczące higieny miały otoczkę "uświadamiająco-informacyjno-propagandowo-szkoleniową" (kursy, szkolenia, pogadanki, plakaty, ulotki informacyjne itp.)? Czy raczej polegano na administracyjnym nacisku?
  16. Cholera Lat 1830/1831

    Nawet nie była konieczna specjalna "akcja uświadamiająca", choć takowe na pewno przetaczały się nie raz przez Polskę. I być może dotarły i do wioski Twojej Babci. Zakładam, że opisywane przez Ciebie sytuacje miały miejsce w latach 70., może w końcu 60. Babcia, jak przypuszczam, posiadała już telewizor, a na pewno - radio. Pozyskanie - dzięki nim - wiedzy na temat potencjalnej szkodliwości wody pitej bez przegotowania nie było czymś nadzwyczajnym. Co by też nie mówić, elementarna opieka zdrowotna na wsiach wyglądała w latach 60., czy 70. dużo lepiej niż przed wojną (co oczywiście nie oznacza, że była fenomenalna). Czyli - mógł coś powiedzieć lekarz. Itp. itd. Z całym szacunkiem - nie traktuję zatem zachowania Twojej Babci w latach 70. XX wieku jako czegoś nadzwyczajnego. Takowe - powiedzmy sto, sto pięćdziesiąt lat wcześniej, budziłoby zdecydowanie większe zastanowienie. Dopisek: Dopiero teraz się zorientowałem - mieliśmy Babcie urodzone dokładnie w tym samym 1911 roku (moja akurat ze strony Mamy). Tyle, że moja pewnie bardziej błąkała się po świecie. Ze spolonizowanej, niemieckiej rodziny hutników szkła, co to w kolejnych hutach się zatrudniali. Urodziła się w Siedmiogrodzie - poprzez m.in. Austrię, Żółkiew i Inowrocław - trafiła w końcu do Poznania. Też zawsze radziła, aby ręce myć i wodę gotować, a słowo "bakterie" przywoływała dosyć często. Przynajmniej, gdy udzielała rad wnuczkowi. Była niezwykle oczytana, z tego pokolenia, które "Pana Tadeusza" znało na pamięć, ale z formalnymi szkołami było u niej raczej kiepsko. Trochę smutno mi się zrobiło... Mam nadzieję, że wybaczone mi zostanie odbiegnięcie od tematu.
  17. Cholera Lat 1830/1831

    A ja bym stawiał na najprostsze rozwiązanie - wiedza szanownej Babci Gregskiego mogła pochodzić z okresu akcji uświadamiających czasów powojennych lub/i Sławojowych.
  18. Czy można było zapobiec II Wojnie Światowej?

    Regionalizmy, odrębności (także językowe), niesnaski (nawet w obrębie jednego landu - vide "szorstka przyjaźń" Bawarii i Frankonii) były i są czymś oczywistym, o czym zresztą pisałem: Natomiast - w mojej ocenie - niemiecki wariant zastosowania maksymy "E pluribus unum", podlany sosem XIX-wiecznego ogólnoniemieckiego nacjonalizmu, był na tyle silny, że wszelkie (teoretyczne) poprzedniczki planu Morgenthaua z lat po I-ej wojnie światowej nie miały szans na długotrwałość.
  19. Pod Ulm ...

    Tu akurat Bruno nic nie rozjaśni, gdyż autor tej pięknej (w każdej wersji) pieśni jest mu nieznany. Nie spotkałem się z nią także przy okazji czytania dzieł Haszka, czy też różnych wykazów tego, co w jego dziełach śpiewano. Np.: https://www.svejkmuseum.cz/Pisnicky/zpevnik.htm. A przynajmniej - nie pamiętam takiego spotkania. Jest jednak oczywiste, że mogłem coś przeoczyć, a znając tryb życia i pracy Haszka - niczego przecież wykluczyć nie można.
  20. II WŚ - ciekawostki

    Starszy o 10 lat był Дзед Талаш, ale akurat w jego przypadku dosyć trudno odróżnić prawdę od fikcji (i propagandy). Zob. https://ru.wikipedia.org/wiki/Талаш,_Василий_Исаакович
  21. Czy można było zapobiec II Wojnie Światowej?

    To oczywiście - w wymiarze temporalnym - święta racja. Gdy będziemy datować powstanie Republiki Weimarskiej od konstytucji, a nie od zebrania Weimarer Nationalversammlung - to możemy nawet bronić opinii, że jej jeszcze wówczas nie było. W mojej ocenie, nie zmienia to jednak zasadności i sensu moich uwag. Chciano "jeszcze bardziej na lewo lub na prawo" od tego co w bólach powstawało, a potem próbowało istnieć. Separatyzm nie był tu zasadniczym problemem.
  22. Czy można było zapobiec II Wojnie Światowej?

    Powyższe (oraz inne) pomysły i działania są dla mnie raczej dowodem na dosyć silną skrajnie prawicową i skrajnie lewicową kontestację Republiki Weimarskiej (na którą to kontestację oczywiście nakładała się specyfika federalnego przecież - aż do 1933 roku - charakteru państwa), a nie na jakąś eksplozję tendencji separatystycznych.
  23. Czy można było zapobiec II Wojnie Światowej?

    No właśnie. Historia alternatywna, choć chyba większość z nas stara się w dyskusjach na jej temat zachować element racjonalności, ma to do siebie, że obiektywnie jej przebiegu w żaden sposób potwierdzić się nie da. A historia realna ma znowu to do siebie, iż potrafi nas straszliwie zaskakiwać. Vide - teoretycznie nieprawdopodobna kariera pewnego dziwaka-samotnika z Braunau, który miał olbrzymie problemy z "ogarnięciem" własnego życia, a koniec końców słuchały go i ekstatycznie wielbiły miliony Niemców, oddając swój los w jego ręce. Zatem - niczego pewnie wykluczyć w alternatywnej historii nie można. W końcu chociażby, wzmiankowani na tym forum wielokrotnie Austriacy, gdzieś tak po Stalingradzie zaczęli się zastanawiać, czy są Niemcami (gdy wcześniej - nie mieli odnośnie do tego żadnych wątpliwości). Zatem, tworzenie się nowych narodów w obrębie "pnia niemieckiego" nie było zjawiskiem aż tak totalnie nieprawdopodobnym. Ale - kończąc już moje wypowiedzi w tym wątku, ja akurat uważam, że podział Niemiec po pierwszej wojnie światowej raczej nie wykluczyłby drugiej. Ja raczej widziałbym taką możliwość: Straszliwą klęskę Niemiec w 1918 (porównywalną do tej w 1945 roku). Nie żaden rozejm i spokojne odchodzenie "niepokonanej" armii z frontów, któremu towarzyszyły bajeczki o "ciosie w plecy". Ale gigantyczną klęskę, bardzo odczuwalną - z obcymi żołnierzami walącymi w drzwi niemieckich domów, ze spotkaniem obcych armii nad Łabą itp. itd. Klęskę, która by zweryfikowała w świadomości niemieckiej poglądy na skuteczność wojny jako środka "zapewnienia sobie miejsca pod słońcem". Tak, jak to zrobiła klęska w 1945.
  24. Czy można było zapobiec II Wojnie Światowej?

    Nie uwzględniasz okoliczności, że w nieco "wcześniejszym międzyczasie" powstało bardzo istotne zjawisko. Niemcy wzięli sobie bardzo do serca tekst pieśni "Was ist des Deutschen Vaterland?" i pojawił się ogólnoniemiecki patriotyzm, tudzież nacjonalizm oraz szowinizm. Partykularyzmy "lokalne" w Niemczech oczywiście pozostały, ale trudno sobie wyobrazić jakieś czynniki, które w dwudziestoleciu (i później) spowodowałyby to, iż owe partykularyzmy pokonałyby wyżej wymienione zjawisko. Czyli pewnie nie zaczęłoby się od remilitaryzacji Nadrenii, ale od łączenia lokalnych państw niemieckich. Pewnie w atmosferze frustracji wielkim kryzysem i fascynacji brunatną, ogólnoniemiecką alternatywą. Nawiasem mówiąc, Twoja koncepcja ma jednak pewne elementy racjonalności, które uwzględnili Niemcy pisząc swoją ustawę zasadniczą z 1949 roku. W niemieckiej konstytucji federalizm (oprócz kilku innych, podstawowych dla demokratycznego państwa prawa rozwiązań) są tzw. przepisami relatywnie niezmiennymi. Czyli legalnie zmienić ich nie można. Myślę, iż to właśnie po to, że gdyby np. neonaziści wygrali w jednym landzie, to zawsze pozostałyby inne. Inna sprawa, że jeżeli kiedykolwiek brunatnawe towarzystwo urośnie w siłę w całych Niemczech i zdobędzie przynajmniej takie poparcie społeczne, które pozwoli przejąć resorty siłowe i uczynić z Bundestagu maszynkę do głosowania, to jest jasne, iż nawet najlepsze przepisy konstytucji niestety nie pomogą. Zresztą - podobnie, jak gdzie indziej na świecie.
  25. Totalitarna Architektura Trzeciej Rzeszy

    Googlowanie "Hitler Müritzsee Hauptstadt" daje całkiem ciekawe rezultaty.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.