Skocz do zawartości

Tomasz N

Użytkownicy
  • Zawartość

    8,145
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Tomasz N

  1. Według tych historyjek u Kutery, wiadomość Niemcom o miejscu ukrycia zwłok, przekazał Zuba. Samą opis zdarzenia opowiedział jednemu z mieszkańców żołnierz, który się nocą przebrał w cywilne ubranie. Więc kiedy się dowiedzieli ? Jak tych 80 wyszło z lasu ? Czy może po przeczesaniu lasu ? Jeżeli w nocy to raczej na drugi dzień. Do tego czasu był vermisst
  2. Polska powojenna

    Ak_2107 napisał: Ten pawlowski odruch to lata 80 - te...... Ja, ździebko zwapniały, pamiętam jeszcze Gomułkę. Jak myślisz, dlaczego tak dobrze pamiętano Gierka ? Chyba musiało się polepszyć ? Polecam jakas lekture na temat gospodarki w prl. Jaką ?
  3. Vissegerd napisał: O! To nowa informacja. Jeśli prawdziwa (czyli starszy pan miał dobre informacje i nic nie pomylił), to mogłoby to tłumaczyć w dużym stopniu wściekłość mjr. Wessela. To by wiele tłumaczyło... To nowa informacja na tym forum, ale w książce Kutery występuje kilka razy w różnych wariantach osobowych, z nazwiskiem tego który to zrobił włącznie. Tu chodzi najprawdopodobniej o epizod z żołnierzem, który zaskoczony podczas schodzenia z drzewa, zasztyletował jednego Niemca i ukrył ciało. Informację o tym i miejscu ukrycia zwłok przekazał komuś z okolicznych mieszkańców, a ten później przekazał ją Niemcom. Wyklucza to to zdarzenie jako powód wściekłości Wessela, gdyż zaraz po bitwie nie mógł o tym wiedzieć.
  4. No to pozwalam sobie podać czasówkę relacji Zuby z 1967 r. Ponieważ podaje godziny, można łatwiej niż w przypadku relacji z 1969 r. wstawić czasy. Oczywiście w nią też nie wierzę. Ale może komuś będzie pomocna. Relacja Zuby z 1967 - czasówka 4.00 - Oddział Pelca dociera do lasu jeszcze prawie po ciemku 5.00-600 - Żołnierze polscy robią trzy zawały na drodze [7.00] - Niemcy przybywają około 7.00 i zaczyna się bitwa [12.00] - koniec bitwy [12.00 -14.00] - Niemcy chodzą po lesie tyralierą i dobijają rannych, Już po bitwie dwa wozy wyjeżdżają z lasu i zostają ostrzelane 14.15 - Wzywają Zubę do niem. dowódcy, który przyjeżdża autem 14.20 – dowódca rozmawia z Zubą i każe mu iść do lasu wzywać do kapitulacji 14.25 - Dowódca wydaje rozkaz zaprzestania ognia (i dobijania) 14.50 - Zuba idzie do lasu i wzywa 15.00 - Wychodzi 80 żołnierzy 15.15 - Rewiduje ich się i prowadzi do szosy. 15.40 - Dochodzą do szosy 16.00 - Niemcy po jakimś czasie strzelają nadal 16.00-20.00 - Niemcy znów dobijają rannych, a mieszkańcy wsi próbują ich chować po wykrotach 20.00 -> - Wieczorem i w nocy mieszkańcy ratują rannych
  5. Czeskie zbrodnie wojenne na polskich jeńcach

    Polecam piękny artykuł w najnowszej "Karcie". Już gdzieś o nim pisałem na forum. Co do pozostałych spraw - 1938, 1968, nie miała żadnego. Ale jak czytam na historykach.pl takich różnych polskich szowinistów, to mi się nóż w kapsie otwiera.
  6. Polska powojenna

    Z tą niepewnością jutra. Cóż, kwestia doświadczeń. Choć niewidoczna i nieujawniana , to wbrew pozorom była, taka podskórna, i wywoływała ten wręcz pawłowowski odruch zdobywania czegokolwiek na zapas. Niekoniecznie potrzebnego. Ja pamiętam tę radość, gdy kupiłem przypadkiem bez kolejki muszlę klozetową w Krakowie i wiozłem ją tramwajem, pociągiem do domu, dumnie na niej siedząc, zewsząd zazdrośnie zapytywany jak i gdzie ją zdobyłem. Jaki człowiek w normalnym społeczeństwie, wracając z pogrzebu kupuje (na razie) zupełnie mu nie potrzebną muszlę do klozetu ? Ak_2107 napisał: dopatrywanie sie jakichs zamiarow w miejscu gdzie ten system po prostu nie funkcjonowal i funkcjonowac nie mogl. Można więcej szczegółów ?
  7. Polska powojenna

    Ak_2107 widzę, że nie czytałeś Wata. Aleksandra. Ten opis jest z perspektywy bardzo głęboko sowieckiej. My, jak wiadomo, byliśmy (naj)weselszym barakiem w obozie. Więc było to mniej drastyczne, ale zasada była ta sama. [ Dodano: 2008-09-25, 15:14 ] Ak_2107 napisał: W PRL - u nikt zreszta sie nie czul winny. Panstwowe = niczyje. Pewnie z takiej kradziezy nikt sie nawet nie spowiadal. Za dużo tych pewnie. Akurat tym z resztkami godności, najbardziej skorym do nieposłuszeństwa, to przeszkadzało. Poza tym ryzyko było. W aferze mięsnej, jak w CCCP, nawet dano czapę, choć był to jedyny taki przypadek. Ludzie strajkowali, wychodzili na ulice najpierw z powodu kielbasy. Zgadza się. Kiełbasa über alles. Nie widzę w tym nic nagannego czy dezawuącego. Nie liczy się powód buntu, tylko sam fakt pomyślenia o tym, że można. Potem gdy wie się, że można, chce się dalej i więcej. Czy nie taki był mechanizm tych wydarzeń ? Walenie budynku zaczyna się od cienkich rys. Tomaszu, teza "komuna chce ludzi zaglodzic" - byla i jak widac jest dyskutowana. Kiedys na laweczce pod gieesowskim sklepem, z obowiazkowym TW, albo dwoma wsrod dyskutantow - chlopskich filozofow.... Dzisiaj w oparciu o "autorytety" klasykow .....)) Przerysowujesz. To nie tak, że chciała zagłodzić, ale zapewnić niepewność jutra przez tą codzienną walkę o wszystko. I dać satysfakcję przez niezrozumiałą obecnie radość ze zdobycia czegoś, co teraz jest normalnie w sklepie. A co do wizyt w barze, to obecnie nie mogę się ich wyprzeć. A pod GS-em nie piłem. Zbyt ranczowskie. Ale piłem na ławeczce przed hotelem w Taszkiencie z agentami KGB. Wódka smakowała tak samo.
  8. Polska powojenna

    Vissegerd napisał: I jeszcze jedno, jak wiadomo z ówczesnego dowcipu, w minionej epoce ludzie do pensji "dokładali", kombinowali, "podkradali", itd. Generalnie rzecz ujmując, "zaradni byli". Interesujące, jaka była skala tego zjawiska w PGR'ach, czy miało to duży wpływ na efektywność produkcji rolnej? W obecnym kapitaliźmie byłem świadkiem upadku zakładów mięsnych, które... rozkradli pracownicy... Kiedy rozmawia się o PRL, należy obowiązkowo przeczytać „Mój wiek” Wata, a zwłaszcza appendix czyli rozmowy z Tajcem. Ja to robię minimum raz na rok, bo to ustawia właściwą perspektywę. Gdy się dojdzie do dna (oczywiście nie moralnego) do jakiego go doprowadzono, to się ma właściwą perspektywę. My nigdy tego nie doświadczyliśmy. No to fragmencik: „Natomiast utrzymanie kołchozów, gdy chłopstwo zostało spacyfikowane, zmierzało właśnie do utrzymania ogółu ludności w biedzie. Bo: a/ obywatel nieustająco zatroskany o chleb codzienny nie ma energii ani czasu by myśleć o swojej egzystencji, o czymkolwiek, zdaje się na to co władza za niego myśli; b/ nędzne uposażenie, poniżej reprodukcji siły roboczej, sprawia, że każdy, kto może, kradnie, co może, a tym sposobem wszyscy czują się winni, ludzie się jakoś wyżywią, a państwo ma możliwie najtańszą robociznę; c/ zamożność, dobrobyt, osłabia poczucie zależności i poniżenia, amortyzuje strach i pobudza apetyty do swobód, do swobody wyboru zawodu, myśli, ubrania, rozrywki itd. Natomiast na tle powszechnej nędzy, i pod stała groźbą upadku na jej dno, dodatkowa para obuwia, czy kotlietka jest dostatecznym bodźcem ekonomicznym do wysiłku, do awansu bądź pracą bądź donosem.” Kiedy czyta się o takich przeciętnych TW, za jakie marne fanty donosili, to widać to ogólne upodlenie za PRL-u. Z drugiej strony obecna młodzież słysząc o koniaku itd. nie rozumie ich znaczenia i wartości w ówczesnym (towarowym nie pieniężnym) obiegu. Natomiast prawdziwość c/ potwierdzają wybuchy z lat 1976 i 1980. Buntowały się nie branże na dole hierarchii, lecz te, którym się w miarę powodziło. Oni odczuwali pogorszenie, a zarazem byli wystarczająco zamożni, by się mniej lękać. Co do PGR-ów, to od tego tła nie odstawały. Mój brat był na takiej praktyce w PGR-rze, gdzie go odwiedziłem. Smród na kilometry, bo świniarnia była na tysiące sztuk i to się kumulowało w jednym miejscu. A pracownicy PGR-u uważali się za klasę robotniczą, nie za rolników, i po ośmiu godzinach pracy szli do domu, nieważne czy świnie ryczały z głodu, a w polu zboże gniło. Jeszcze ciekawiej było w spółdzielniach, gdzie później trafił, a które były przykrywką dla brygad remontowych, działających w miastach i fabrykach. Pola, krowy i świnie, to był tylko taki dodatek. Kiedy brat zwrócił się do prezesa, by wyremontować kojce w chlewni, bo knur, taki 3-metrowy, ma przerdzewiałą klatkę i w każdej chwili może uciec, a wtedy nie daj Boże, to prezes go wyśmiał i kazał sobie samemu pospawać. W końcu po to brali praktykantów. Ciekawy napisał: Nie - nie wierzymy. Oczywiście - zły i nieefektywny był centralny system dystrybucji, ale nie na taką skalę - gdzie podziewały się tony wyprodukowanego mięsa ? Istniała "dziura" ... Nie istniała. Głód rzeczy, nawyk posiadania, wytwarzania rezerwy powodował, że mięso, kartkowe czy nie, było w zamrażarkach. Prywatnych. Kiedy za komuny zaczęło ich brakować na Śląsku, pojawili się dla przykładu spryciarze, przerabiający na nie zwykłe stare lodówki. Montowano dwa zespoły (agregaty) chłodnicze, a samą lodówkę (komorę) zgodnie ze sztuką ustawiano poziomo, drzwiami do góry. Prądu żarło co niemiara, ale działało. Co do innego towaru, to gdy zmarł mój samotny wujek i pojechaliśmy posprzątać, to w tapczanie było z 200 kg cukru, stwardniałego, ale do kompotów w sam raz. A papier w rolkach liczni spadkobiercy zużywali jeszcze przez dwa lata.
  9. Polska powojenna

    Ak_2107 napisał: Od 1974 zaczelismy (chyba po raz pierwszy w historii Polski) importowac zywnosc. Import był skutkiem umów pożyczkowych. Zdesperowany Gierek, chcąc dostać cokolwiek kasy, musiał brać część w produktach żywnościowych, stąd ten ówczesny nagły zachodni dobrobyt w sklepach. Och ta czekolada. Do teraz pamiętam. Ale na codzienność żywnościową nie miało to dużego wpływu. [ Dodano: 2008-09-24, 17:36 ] Ak_2107 napisał: Rolnicy indywidualni gospodarowali wtedy na 81 % gruntow rolnych. "Polskie kolchozy" na 19 %. Przy czym ich udzial w ogolniej produkcji rolnej wynosil ok. 23 %. Chlop mial jeszcze kanal dystrybucyjny w postaci "baby z cielecina" i inne tez. Uwzględniając ten kanał, oficjalne 23 % należałoby sporo zmniejszyć. Więc rzeczywisty udział kołchozów byłby poniżej 19 %, (czego, przy ich marnotrawstwie, należałoby oczekiwać). Co to są te "inne też" ?
  10. Polska powojenna

    Właśnie. A dlaczego miał tylko 600 zł w kieszeni ? Według mnie przez mentalność parobczańską, a z nią nigdy nie będziesz właścicielem.
  11. Polska powojenna

    Ak 2107 napisał: Mit o wywozie zywnosci do CCCP ciagnie sie przez cala historie PRL-u. Kazdy mial, znal " Antka tescia szwagra brata", ktory osobiscie potwierdzal - przysiegnac na Matke Boska Czestochowska i te z Piekar tez bedac gotow, ze osobiscie widzial jak w polskich zakladach miesnych pakowano szynke do puszek, dla niepoznaki owe puszki jako farbe etykietujac. Ja słyszałem jeszcze o cukrze w workach zamiast cementu. Wypada się więc zgodzić, lecz był to mit, jakby to powiedzieć, symetryczny. Kiedy byłem na wycieczce w CCCP, to tam również opowiadano nam, że braki w sklepach są ze względu na braterską pomoc dla Polski. Ak 2107 napisał: Moim zdaniem produkowalismy po prostu za malo....archaiczne gospodarstwa wiejskie, niedoinwestowane, ale za to z obowiazkowym konikiem plus niska kultura agrotechniczna plus socjalityczny bajzel w skolektywizowanej czesci robil swoje. Akurat z tym się nie zgodzę. Po prostu ze względu na fikcyjność cen, nikt tej żywności nie widział (za długo) na półkach. Jednakże nie było umierania z głodu, więc bilans się zgadzał. I to nawet w stanie wojennym, kiedy to nie tylko rząd się wyżywił. Formy dystrybucji już nie bardzo się zgadzały, bo w mięsnym było pusto, a „baba z cielęciną” ją miała.
  12. Polska powojenna

    Ak_2107 napisał: "Pegeerowska nędza" - szczególnie z lat 90 (teraz już to powoli się rozładowuje) - jest produktem III RP. Wynikiem politycznej decyzji o likwidacji "zaszłości" socjalizmu bez względu na koszty społeczne. To był błąd, do którego wielu nie boi się w tej chwili przyznać. Wypada się zgodzić, że jest to produkt III RP, ale co do kosztów społecznych, to wprost przeciwnie. Właśnie te durne „kuroniówki” mające na celu osłabić skutki społeczne utrwaliły patologię PGR-ów, tę mentalność w której praca była dyshonorem. Gdyby nie te durne litościwe osłony, ci sami ludzie zabraliby się do pracy lub jej poszukaliby, bo nie byłoby z czego nawet coś napędzić. A tak utrwalono ich wegetację. Obecne zanikanie zjawiska wynika z wymierania i wyjazdów, nie zmiany mentalności.
  13. Rytuał i wojna

    Mam pytanie. Był taki zwyczaj wojenny, może późny, polegający na kapitulowaniu przynajmniej przed równym stopniem. Czy znacie jakieś tego szczegóły ?
  14. Złote Lwy Forum 2008 - wyniki

    Zamiast kwiatków (w płynie) O sąsiedzie z Glasgow (limeryk szkocko-śląski) Pewien mieszkaniec Glasgow Jak społ, to nogami wierzgoł Kołdra zjechała Na widok ciała Sąsiadka wpadła - Oh! Let’s go!
  15. Pozwoliłem sobie opracować wstępnie relację Zuby (zeznanie). Czasy może by wstawił ktoś, kto w nią wierzy, bo ja uważam, jak wiadomo, ją za zmyślenie. Odległości w nawiasach są z mapy, pozwalają określić czasy trwania zdarzeń. ZUBA 1969 fakty i zdarzenia (Czasy do wstawienia) - Zaciekawiony poszedłem do lasu [ok. 2 km TN] i zobaczyłem, że polscy żołnierze kopali stanowiska i robili zawały z drzew od zachodu i północnego-zachodu na szosie do Ciepielowa. - Nad lasem zaczął krążyć niemiecki samolot. - W krótkim czasie potem z przeciwnego kierunku bo szosą od Lipska nadjechała długa kolumna niemieckich wojsk zmotoryzowanych. - Gdy czoło kolumny dojechało do lasu, rozległa się strzelanina. - Kolumna niemiecka stanęła i Niemcy rozwinęli się do natarcia na las koło Strugi na wschód od szosy. - Gwałtowna strzelanina trwała dość krótko. - strzały było słychać długi czas ale już dużo rzadsze. - W jakiś czas po rozpoczęciu strzelaniny przyjechał samochodem pod mój dom jakiś oficer niemiecki z monoklem w oku. Kazał mi wsiąść do swego samochodu i zawiózł mnie na skraj lasu, tam zatrzymał się na wzniesieniu i kazał mi krzyczeć w las, żeby nasi żołnierze poddali się i wychodzili z lasu. - Wykonałem polecenie i po moich nawoływaniach - wyszło [500 m TN] z lasu około 80 polskich żołnierzy z rekami poniesionymi do góry i bez broni. - używając mnie jako tłumacza niemiecki oficer kazał tym żołnierzom ustawić się na drodze. Było to koło Dąbrowskiej Poręby przy narożniku lasu. - Niemieccy żołnierze popędzili [3 km TN] następnie tych jeńców do szosy prowadzącej do Lipska. - W lesie tymczasem rozlegały się strzały. - Potem Niemcy kazali mnie i innym mężczyznom z Anusina wyciągać dwa niemieckie samochody które ugrzęzły na łące. - Nadmieniam, że po wyciągnięciu samochodu poprosiłem jakiegoś starszego wiekiem niemieckiego oficera bez monokla o pisemne zezwolenie na pozbieranie rannych. - Wróciłem do domu Y - pod wieczór tego dnia zorganizowałem grupę mężczyzn z Anusina i dwie furmanki. - Wraz z furmankami i ludźmi udałem się do lasu. Rannych zbieraliśmy i woziliśmy całą noc aż do godziny 8-mej rano w sobotę. Składaliśmy ich w Anusinie w stodole Serafina. Razem zabraliśmy 84 rannych polskich żołnierzy przeszukując bardzo dokładnie cały las. - Od 8-mej rano zobaczyłem, że niemieccy żołnierze chodzą po lesie i dobijają rannych polskich żołnierzy. - Rannych szukaliśmy również w dzień następny, ale znajdowaliśmy przeważnie zwłoki .
  16. No kolego Atrix pełny respekt. Wiele się spodziewałem, ale to jest to. [ Dodano: 2008-09-22, 21:47 ] Zastanawiałem się nad relacją pana Wrzochala. Czy nie próbowałeś uściślić czasów, tzn dokładniej co znaczy po południu i pod wieczór. Chodzi mi kiedy chodził do jeńców i kiedy ich odwieźli. pozdrawiam A relacje, jeszcze raz, są super.
  17. Kawa czy herbata?

    Zgadzam się. Nie ma jak granatowa Tchibo. Oczywiście nie ta rozpuszczalna tylko taka fusiasta
  18. 1939 - Obrona mostu w Solcu n/w

    W książce „Armia Lublin” P. Saji jest taki tekst na podstawie „meldunku Horodyskiego” str. 80: „Rano 8 września patrol kompanii rozpoznawczej 1. pspzmot składający się z sekcji motocyklistów i drużyny kolarzy sprawdzał kierunki prowadzące na Zwoleń, Bartodzieje, Pieńki Kazanowskie, Ciepielów i Lipsko. Po przyjeździe do Lipska na rynku napotkał 3 samochody pancerne i 2 czołgi niemieckie i po krótkiej potyczce odjechał przez Puławy, Kurów do Moszczanki.” Ja to przeliczyłem i z Lipska do Zwolenia jest 26 km do Puław 28, do Kurowa, 15, do Moszczanki pod Dęblinem 31 km. Razem równe 100 km. Uwzględniając minimum 60 % z tego na dojazd, mamy 160 km trasy dla drużyny kolarzy. Czyli taki Tour de Pologne, ale na zipach z torpedem i jeszcze z giwerą i plecakiem. Czy on dotarł do Lipska ? Według mnie nie. Chyba, że same motocykle.
  19. Już poprawiamy. Działania bojowe w szczególnych warunkach Atak III batalionu 15. pułku piechoty w lesie, na południe od Ciepielowa Dzień i noc huczą silniki pojazdów swe monotonne arie. O śnie nie ma mowy. Kurz i pył pokrywają ludzi i pojazdy, podczas gdy słońce niemiłosiernie praży. Chmury pyłu i piasku spowijają grupy marszowe. Nieustannie przemy do przodu. Czołówka na motocyklach depcze nieprzyjacielowi nieustannie po piętach. 8 września osiągnięto Lipsko. Stamtąd, po krótkiej przerwie idziemy dalej w kierunku Ciepielowa. W lesie około 3 km szerokim i 2 kilometry długim, leżącym po obu stronach drogi, około 4 kilometrów na południowy wschód od Ciepielowa, czołówka pancerna i motocykliści dostali się pod ogień przed znajdującą się tam zaporą drogową, prowadzony z gęstwiny jak również przez strzelców z drzew. Postępujący z tyłu III batalion strzelców zatrzymuje się. Dowódca batalionu daje rozkaz do ataku. 11. kompania ma nacierać z prawej strony szosy, 10. kompania po lewej stronie. 9. kompania pozostaje początkowo w odwodzie, plutony z 12. – tej przydzielono do pozostałych kompanii. Jest około 13 – tej. Atak przeprowadzany zgodnie z rozkazem napotyka na silny ogień nieprzyjaciela. Dowódca, adiutant i oficer ordynansowy są wśród pierwszych zabitych. Wszyscy oficerowie mają karabiny. Poruszanie się w trudnodostępnym terenie leśnym z młodnikami bukowymi i świerkowymi sprawia trudności. Drużyny tracą częściowo kontakt ze sobą. Z rożnych miejsc rozbrzmiewa „Görra” i „Görra Germanski“ ( autor ma na myśli polskie“hurra“) kontratakujących Polaków. Atak strzelców w gęstwinach komplikuje się coraz bardziej, dowódca batalionu decyduje się na ponowne przegrupowanie. Pozostająca w odwodzie 9. kompania zostaje przesunięta do przodu w celu flankującego ataku z lewej. Oficer ordynansowy batalionu idzie od drużyny do drużyny i informuje o dalszym postępowaniu w czasie ataku, według umówionych znaków. Szczególną uwagę przykłada się na zachowanie kontaktu ze sąsiadami i równoległe poruszanie się naprzód. Hasłem bojowym i środkiem do utrzymania kontaktu jest okrzyk “Horrido”. Tymczasem nie ustaje ogień pojedynczy i karabinów maszynowych. Na gwizdek dowódcy rusza atak na bagnety i ręczne granaty. Las jest oczyszczany jak podczas polowania z nagonką. Rozlegające się wokoło okrzyki “Horrido” tworzą atmosferę tego polowania. Pod wrażeniem tak zorganizowanego ataku przeciwnik powoli, prawie wszędzie, zaprzestaje ognia. Polacy całymi grupami opuszczają gęstwiny z podniesionymi rękami i są odprowadzani na tyły, często po 20 przez jednego naszego żołnierza. Walka jest właściwie zakończona wraz z osiągnięciem północnej krawędzi lasu. Prawie jednocześnie osiągnęła te pozycje flankująca z lewej 9. kompania, tak, iż praktycznie cały obszar leśny jest pod kontrolą batalionu. Ostatni, uciekający przez pole Polacy są zlikwidowani ogniem pojedynczym. Jedna bateria skutecznie okłada ogniem wieś Dąbrowa, skąd jeszcze jesteśmy ostrzeliwani.
  20. Pozwoliłem sobie wprowadzić polskie znaki do tłumaczenia Ak, by użytkownikom było łatwiej. Myślę, że się nie obrazisz. Wprowadziłem też niewielkie zmiany. Zamiast rezerwa – odwód. Ordonanzoffizier można tłumaczyć jako goniec oficerski, u nas to była funkcja - oficer sztabu, bez przydziału funkcji. Więc za najbardziej adekwatne uznałem: - goniec oficerski sztabu -, bo zgrabniejsze pojęcie - oficer łącznikowy - ma inne znaczenie. Działania bojowe w szczególnych warunkach Atak III batalionu 15. pułku piechoty w lesie, na południe od Ciepielowa Dzień i noc huczą silniki pojazdów swe monotonne arie. O śnie nie ma mowy. Kurz i pył pokrywają ludzi i pojazdy, podczas gdy słońce niemiłosiernie praży. Chmury pyłu i piasku spowijają grupy marszowe. Nieustannie przemy do przodu. Czołówka na motocyklach depcze nieprzyjacielowi nieustannie po piętach. 8 września osiągnięto Lipsko. Stamtąd, po krótkiej przerwie idziemy dalej w kierunku Ciepielowa. W lesie około 3 km szerokim i 2 kilometry długim, leżącym po obu stronach drogi, około 4 kilometrów na południowy wschód od Ciepielowa, czołówka pancerna i motocykliści dostali się pod ogień przed znajdującą się tam zaporą drogową, prowadzony z gęstwiny jak również przez strzelców z drzew. Postępujący z tyłu wzmocniony (Jäger) III batalion zatrzymuje się. Dowódca batalionu daje rozkaz do ataku. 11. kompania ma nacierać z prawej strony szosy, 10. kompania po lewej stronie. 9. kompania pozostaje początkowo w odwodzie, plutony z 12. – tej przydzielono do pozostałych kompanii. Jest około 13 – tej. Atak przeprowadzany zgodnie z rozkazem napotyka na silny ogień nieprzyjaciela. Dowódca, adiutant i goniec oficerski sztabu są wśród pierwszych zabitych. Wszyscy oficerowie mają karabiny. Poruszanie się w trudnodostępnym terenie leśnym z młodnikami bukowymi i świerkowymi sprawia trudności. Drużyny tracą częściowo kontakt ze sobą. Z rożnych miejsc rozbrzmiewa „Görra” i „Görra Germanski“ ( autor ma na myśli polskie“hurra“) kontratakujących Polaków. Atak strzelców (Jäger) w gęstwinach komplikuje się coraz bardziej, dowódca batalionu decyduje się na ponowne przegrupowanie. Pozostająca w odwodzie 9. kompania zostaje przesunięta do przodu w celu flankującego ataku z lewej. Goniec oficerski sztabu batalionu idzie od drużyny do drużyny i informuje o dalszym postępowaniu w czasie ataku, według umówionych znaków. Szczególną uwagę przykłada się na zachowanie kontaktu ze sąsiadami i równoległe poruszanie się naprzód. Hasłem bojowym i środkiem do utrzymania kontaktu jest okrzyk “Horrido”. Tymczasem nie ustaje ogień pojedynczy i karabinów maszynowych. Na gwizdek dowódcy rusza atak na bagnety i ręczne granaty. Las jest oczyszczany jak podczas polowania z nagonką. Rozlegające się wokoło okrzyki “Horrido” tworzą atmosferę tego polowania. Pod wrażeniem tak zorganizowanego ataku przeciwnik powoli, prawie wszędzie, zaprzestaje ognia. Polacy całymi grupami opuszczają gęstwiny z podniesionymi rękami i są odprowadzani na tyły, często po 20 przez jednego naszego żołnierza. Walka jest właściwie zakończona wraz z osiągnięciem północnej krawędzi lasu. Prawie jednocześnie osiągnęła te pozycje flankująca z lewej 9. kompania, tak, iż praktycznie cały obszar leśny jest pod kontrolą batalionu. Ostatni, uciekający przez pole Polacy są zlikwidowani ogniem pojedynczym. Jedna bateria skutecznie okłada ogniem wieś Dąbrowa, skąd jeszcze jesteśmy ostrzeliwani.
  21. Atrixie. Bogata twórczość i nerwowe pisanie nie zakryje pustki archiwalnej za tobą. Ja źródła wprowadzam w sieć i każdy może mnie sprawdzić. U ciebie, poza początkiem Zuby 69, nie ma nic. A brakuje: Relacji: 1. J. Gorczycy, 2. S. Wrzochal, 3. C. Kowalskiej oraz 4. meldunku Horodyjskiego W przypadku relacji rozumiem, że możesz ich nie mieć spisanych, ale to wcale nie muszą być takie rozbudowane rzeczy jak Zuby czy innych. Bardzik jedną ze swych relacji spisał na recepcie. Tu wystarczy, że dasz kilkuzdaniową własną notatkę, streszczenie rozmowy, pozwalające nam zapoznać się z tym co usłyszałeś. Pozdrawiam
  22. Atrixie. Nie jeż się. Nic w tej sprawie nie jest na 100 % z wyjątkiem tych sześciu godzin "astronomicznych". Ale to nie oznacza, że mamy tu stosować słowa: wydaje się, wynika z tego, prawdopodobnie. itd., bo to już wyciąganie wniosków. A my tu chcemy na razie zestawić suche fakty z relacji, bez oceny ich wiarygodności. Godziny bez nawiasów są pomocnicze, każdy je wstawia jak uważa, pozwalają ustalić porządek, szyk czasowy. Potem jak uznamy listę za wiarygodną i zamkniętą czasy też się dopasuje. Jest jeszcze do uwzględnienia czynnik "przestrzenny" bo ludzie i pojazdy poruszają się ze skończoną prędkością.. Na marginesie, mógłbyś wprowadzić do sieci relacje na które się powołujesz.
  23. Quiz kto to powiedział?

    Pewnie S. King. Ale horror młodym tu zadajesz.
  24. bardzo to fajnie, ale mam uwagi. [6,00-7,00] J.Gorczyca i Szwaja(imie nie ustalone)zanoszą żołnierzom prawdopodobnie jedzenie ( J.Gorczyca) Atrixie mam prośbę. Przeeedytuj to, żeby nie było słowa „prawdopodobnie” i to wszędzie. Chyba wiedziała z czym szła. Bo tak wychodzi, że chciały im dać coś innego (prawdopodobnie). [13,00] atak III/15 odparty przez polaków. Wychodzi na to że przy pomocy L.Podreza i szwadronu motocyklistów. Giną wszyscy w czasie odwrotu w kierunku Lipska. Żadnych przypuszczeń !, tylko fakty z relacji. Więc „wychodzi na to” również wylatuje. Poza tym te godziny są w relacjach ? Bo tylko takie dajemy w nawiasach prostokątnych. I to niechlujstwo językowe. Co z Zubą ?
  25. Trzy najważniejsze daty w historii Polski

    Teraz głównie od banków.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.