Skocz do zawartości

Tomasz N

Użytkownicy
  • Zawartość

    8,067
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Tomasz N

  1. Czy nie może być tak, że ten cmentarzyk pod Dąbrową krył jeszcze ciała poległych na przyczółkach wiślanych ? Przewiezienie ciał nie nastręczało kłopotu. Czy były jeszcze inne oficjalne zadbane powrześniowe cmentarzyki niemieckie w tamtej okolicy ?
  2. Śmierci, opowiedz nam historię..

    Na „żywioł” nikt nie poszedł bo to jest tak naprawdę wieloletnia operacja w którą ze względu na koszty zaangażowanych jest wiele instytucji. Z przerwami trwała chyba z rok, przymiarki do niej z trzy lata, a sama akcja w sumie z trzy dni. Jak na to patrzę z obecnej perspektywy to może przez to rozciągnięcie w czasie nie budziło to u mnie poważniejszych emocji. Jakiegoś lęku przed mikrobami nie było. Krypta mimo wielu przebudów była wentylowana, miała taki sprytny załamany kominek - zetkę w grubej ścianie nad tym zamurowanym wejściem, więc warunkom w środku było bliżej do piwnicy z kartoflami niż do jakiejś zatęchłej śmierdzącej dziury. A trumienki miały trzy stulecia, więc zapachy dawno wybyły. Poza tym było wiadomo w 1945-ym odwiedzili ją koledzy spod krasnej gwiazdy i nawet tam się ukryli na jakiś czas przed zimnem i nic im nie zaszkodziło (swoją drogą skąd wiedzieli gdzie wchodzić nikt nie wie, a złocone ozdoby z sarkofagów znikły). Stąd „zabezpieczenia” osobiste stosowane przez penetrujących były do zakupienia w lokalnym GS-ie. W całej akcji tak naprawdę to najważniejszy w tym był lęk przez hienami, rabusiami ze względu na to zewnętrzne wejście. Stąd wszystko działo się w wąskim małómównym gronie. Ten pierwszy chłop po odkopaniu wejścia , wszedł, porobił te zdjęcia, a wejście zaraz po tym ze względu na te hieny, zostało zatkane , zasypane i zabrukowane. I nikt nie wiedział, że to jest wejście do krypty. Potem jak z tych zdjęć było wiadomo, że warto i pojawiły się środki, to już się przygotowała zawodowa ekipa: archeolodzy, antropolog i konserwator (oni za darmo nie robią), a która podczas podobnej akcji porządniej spenetrowała kryptę i po ocenie na miejscu stanu sarkofagów podjęła decyzję o ich wydobyciu. I znów zamurowano, zasypano i zabrukowano. I znów cicho sza. Dopiero gdy przygotowano odpowiednie poszerzone wejście nastąpiła kolejna akcja, kiedy to je wydobyto. Oczywiście po wydobyciu zaraz to wszystko gdzieś pojechało i znów po chwili było cicho i czysto na placu.
  3. Przeszukując materiały tyczące września znalazłem taki okólnik z sierpnia 1939 r. w sprawie odbierania obywatelstwa uciekinierom do Rzeszy i tam w dalszej części znalazłem passus tyczący dąbrowszczaków: "W związku ze stwierdzeniem utraty obywatelstwa w odniesieniu do obywateli polskich, których służba w szeregach republikańskiej armii hiszpańskiej została udowodniona, Urząd Wojewódzki wzywa do odpowiednio szybkiego przeprowadzenia formalności związanych ze stwierdzeniem utraty obywatelstwa. (...) Łącznie z tym, mając na względzie, że niezaprzeczona służba w armii hiszpańskiej powoduje automatyczną utratę obywatelstwa polskiego na podstawie art.11 pkt 2 ustawy z dnia 20.01.1920 r. (dz.U.R.P nr 7 poz. 44) Urząd Wojewódzki przypomina dyrektywy zawarte w okólniku z dnia 05.04.1938. w sprawie stwierdzenia utraty obywatelstwa. Biorąc powyższe pod uwagę, wszyscy byli ochotnicy republikańskiej armii hiszpańskiej, powracający do kraju, a których udział w wojnie został udowodniony, bez względu na to, czy powrót nastąpił drogą legalną, czy też nielegalną - powinni być traktowani jako bezpaństwowcy, zgodnie z wymogami odpowiednich przepisów. Dotyczy to zarówno tych osób, co do których odpowiednie formalności związane ze stwierdzeniem utraty obywatelstwa zostały już przeprowadzone, jak również tych osób, co do których odnośne formalności są w toku załatwiania lub też co do których dopiero co uzyskano dowody stwierdzające niezaprzeczalny udział w wojnie domowej hiszpańskiej." Ponieważ wnioski o rentę wojenną naszych dąbrowszczaków stanowią "niezaprzeczalny dowód udziału w wojnie domowej" w Hiszpanii, to osoby te w myśl powyższej ustawy niewątpliwie nie są obywatelami Polski.
  4. Teksty nauczycieli

    Mnie, ścisłowcowi zawsze najbardziej podobało się zadanie mojej pani z fizyki: Pocisk karabinowy został wystrzelony z działa ...
  5. Śmierci, opowiedz nam historię..

    Odbyło się to w sposób absolutnie nie "filmowy". Osoby, które były w środku można na palcach policzyć i ja np. tam nie byłem, bo niby po co. Krypta po obniżeniu sklepienia nad nią podczas którejś z rzędu przebudowy kościoła (by posadzka w kościele była równa) była niska, około metra i jeszcze zawalona gruzem. Wejście do niej od kościoła znikło, a zostało tylko niewielkie zamurowane wąskie "okienko" od zewnątrz, tuż pod ziemią. Więc kiedy pojawiła się idea jej spenetrowania przy okazji kolejnego remontu, jeden z pracowników wczołgał się do środka z lampą i aparatem i porobił zdjęcia. Na ich podstawie została podjęta decyzja o przebudowie tego małego wejścia tak by wydobyć te sarkofagi. Sarkofagi (trumny) były cynowe na podkładzie z desek i wcale nie trzeba ich było otwierać. Chemia i biologia towarzysząca rozkładowi ciała załatwia też trumnę, która na wysokości dna i z 10 cm wyżej jest destruktem. Stąd kości leżały praktycznie na podłodze przykryte jak dzwonem górną częścią trumny. (Na szczęście napisy są na tej górnej części, a konserwatorów mamy wspaniałych i ten dół bez problemu dorobią do stanu "muzealnego".)
  6. Redbaron napisał: Tomasz N napisz, czym się różni komunizm od Raciborza Niczym. W obu przypadkach droga wiedzie przez Nędzę.
  7. Quiz kto to powiedział?

    Jak najbardziej. Miał pecha i nie powiedział tego po angielsku. Pytanie Twoje
  8. Śmierci, opowiedz nam historię..

    Bryśka napisała: Z trumny o człowieku się raczej dużo dowiedzieć nie można ,przynajmniej takie jest moje zdanie... Akurat miałem okazję uczestniczyć ostatnimi czasy w otwarciu krypty i znajdujących się tam sarkofagów (nie w Krakowie). Po odtworzeniu napisów trumiennych, okazało się, że osoba w jednym z nich pochowana zgodnie z źródłami historycznymi leży gdzie indziej, gdzieś na Dolnym Śląsku i zmarła w kwiecie wieku, a antropolog stwierdził po kościach, że zmarła około 60-tki. Jakąś wiedzę więc można uzyskać. Czasami wręcz zaskakującą.
  9. Quiz kto to powiedział?

    Nie przypuszczałem, że z tym będzie taki kłopot. No to sprawa ma wiele wspólnego z kotem. Kraj jest jak but, książka w której pojawiają się słowa: wiele się musi zmienić ... ma w tytule to zwierzę w cętki. A sympatyczny żarłok którego jeden z forumowiczów ma na obrazku, ma w nazwisku z autorem tych (właściwych) słów wspólne aż trzy pierwsze litery.
  10. Pojawił się tu temat według mnie wysoce niebezpieczny czyli przyszłościowe kierunki. Jako absolwent przyszłościowego kierunku wiem, że często powstają one na chybcika, a uczelnie przy ich tworzeniu kierują się wyłącznie własnym prestiżem (inni mają a my nie!), a nie dobrem absolwentów. Bo możliwość wykonywania pewnych zawodów po studiach uzależniona jest jeszcze od spełnienia innych warunków prawnych. Pewne zawody wymagają uprawnień, a te praktyk, których długość uzależniona jest od tego czy kierunek jest dla danej pracy odpowiedni czy zbliżony. Nie są to krótkie okresy, bo najczęściej kilkuletnie, a dla zbliżonych najczęściej wydłużone dwukrotnie i dające mimo to zawężony zakres możliwych prac do wykonywania. Zakwalifikowanie do kierunków odpowiednich lub zbliżonych zależy od rektora uczelni, a oni czasem o tym zapominają. Bo najczęściej w przepisach szczegółowych jest stwierdzenie, że to minister odpowiedzialny na wniosek rektora kwalifikuje dane wydziały i specjalności na nich, jako zbliżone czy odpowiednie dla danego zawodu. Pomija się natomiast zupełnie w tej klasyfikacji istnienie specjalizacji na studiach. I może się okazać, że po długich, ciężkich studiach na elitarnym kierunku, o którym w informatorze dla maturzysty pisało, że możemy wszystko, w rzeczywistości nie możemy nic, bo Pan Rektor o naszej specjalizacji zapomniał wspomnieć Panu Ministrowi. Może się też okazać, że zakwalifikował ją jako zbliżoną, choć na innej może ona być odpowiednia. Zatem przy wyborze uczelni nie należy wyłącznie kierować się poziomem kształcenia ale i tym czy uczelnia przełożyła swój poziom na odpowiednie przywileje prawne dla swych absolwentów. Stąd pierwszą rzeczą jaką należy się kierować przy wyborze uczelni i kierunku powinno być też sprawdzenie tych „dodatkowych warunków prawnych”, które czekają na Cię Maturzysto po studiach. O prawnikach nie trzeba wspominać. Ale na pewno zawodem uzależnionym od uzyskania odpowiednich uprawnień jest archeologia. Może więc ktoś kto to przeszedł przybliży przyszłym kolegom jak to u nich wygląda ?
  11. Komuniści w III RP

    Dzionga napisała: Konstytucja wyraźnie zabrania działania partii komunistycznych, to coś chyba jest nie tak Bo może ona nie działa tylko istnieje.
  12. W pierwszej kwestii musiałbym się powtarzać. W drugiej tyczącej meritum sporu uważam za Tobą, że tego w akademickiej dyskusji wyjaśnić się nie da i trzeba eksperymentu. Takie próby się przeprowadza i trzeba tylko by ktoś porównał różne wersje Kentucky rifle. Jak widać pasjonaci są, może im się zechce. Ale nie wiem czy zwróciłeś uwagę na wcześniejszy post w tym temacie na historykach tyczący wczesnych gwintów: Broń strzelająca kulą (nie pociskiem!) wymaga wolnego i dość głębokiego gwintu. Skok jest podawany w calach i zazwyczaj w ówczesnej broni czarnoprochowej by zawarty w okolicach 1 obrót na 66 cali (1:66). A np. wspomniany przeze mnie Baker Rifle miał skok 1:120 cali co przy lufie długości 30 cali powodowało że kula robiła w lufie raptem 1/4 obrotu. To tak w bardzo dużym skrócie o XVIII wiecznych gwintowanych karabinach. Dla małego porównania, współczesne karabiny o pociskach w płaszczach i dużo większej Vo mają skok gwintu ok 1:10 do nawet 1:8 ... W zestawieniu z Twoim: Gwint (skręcenie), nadaje pociskowi ruch wirowy, przez co jego lot jest znacznie bardziej stabilny dzięki efektowi żyroskopowemu. Główną zaletą stabilnego lotu kuli jest duża celność, jednak ze względu na długi czas nabijania pierwszych egzemplarzy gwintowana lufa stosowana była początkowo jedynie w broni myśliwskiej lub wyborowej. widać, że „kulista” kula obracała się wolno i nie wiem gdzie masz ten „efekt żyroskopowy” i wynikającą z tego „stabilność lotu”. A choćby to, że produkcja takich strzelb przez inne nacje wskazuje, że nie była to strzelba dla Indian. Gdyby te strzelby wytwarzali tylko Amerykanie to owszem byłby to mocny argument, za ale tak nie jest, więc ten argument po prostu nie ma racji bytu. Może też świadczyć, że głupota jest ponad-czasowa i -kontynentalna. A nas interesuje z jakiego powodu sprzedawano je (te długie) Indianom i dlaczego je kupowali za tę kupkę futer.
  13. Capricornus napisał: Jeżeli odpowiednio nasycimy przestrzeń pociskami to mamy 100% pewność trafienia. Ale jak zrealizować to "odpowiednio" ? Akurat probabilistyka nie poddaje się intuicji. Pewności tu nie ma nigdy, choć działa prawo wielkich liczb. Jak w loterii, wykupisz wszystkie losy masz pewność a nie prawdopodobieństwo głównej wygranej. Zły przykład. Właściwszy jest taki: W Dużym Lotku jest 13 983 816 kombinacji. Jeżeli zawrzesz tyle zakładów, każde z inną „szóstką”, (czyli tak jak przypadku wykupienia wszystkich losów, obstawiasz wszystkie możliwe kombinacje) masz pewność. Ale jeżeli zawrzesz 13 983 816 zakładów na „chybił trafił”, to wcale nie masz pewności trafienia szóstki. A lot wielu kul, niezależnych od siebie, podpada pod drugi przypadek. A niby jak posuwają do przodu skoro nie tylko ta nacja produkowała takie strzelby. A co mnie w temacie wymiany flint na futra "podług długości" obchodzi co produkowały inne nacje ?
  14. Capricornus napisał: Tylko jak wcześniej napisałem, żeby mieć pewność trafienia na odległość 200 metrów to trzeba by chyba zasypać kulami całą lufę a to chyba by uniemożliwiło skuteczny strzał. Oj ze statystyki to Ty się musisz podciągnąć. Pewności nie ma nigdy. Każdy pocisk więcej zwiększa tylko szansę, nie zapewniając pewności. On na tej wieży tak czy inaczej miał fuksa. „North West Company sprzedawała gwintowane sztucery skałkowe w cenie 14 skórek bobrowych za sztukę.Za jedną skórkę bobrową dawali prochu i ołowiu na 20 strzałów.” Czyżby to były te dla "białych". Nie wiem czy zwróciłeś uwagę, ale te posty na historykach posuwają nas do przodu. Nie musimy już rozważać "Azteków', bo znamy okres, typ broni, producenta i nację. Wątpliwości dotyczą jedynie faktu czy niektóre partie tych strzelb były długie ze względu na celność czy też ze względu na "korzystną" wymianę na futra.
  15. Capricormus napisał: Jak masz pecha to żaden los nie jest trafny a z odległością prawdopodobieństwo pecha jest coraz większe. No to proponuję kompromis. Z wzrostem odległości szansa trafienia spada, ale ze wzrostem ilości pocisków rośne. Ja nie traktuję tego tekstu z historyków jako dowód w sprawie, lecz przykład tego, iż podobne spory toczyły się i toczą. I nikt problemu nie rozstrzygnął (co wynika z wytłuszczenia).
  16. Capricornus napisał: Kule będą się „rozchodzić” zwiększając pole rażenia, to ma sens, gdy strzela się do kilku obiektów, w tłum, zawsze któregoś któraś kula trafi, ale do pojedynczego celu z dużej odległości lepiej strzelać pojedynczą kulą. Kule się nie "rozchodzą"na skutek oddziaływania na siebie. Po prostu każda się porusza niezależnie od siebie, a ponieważ zaburzenia od trubulencji powietrza są losowe, to w sumie dostajesz Gaussowski rozkład kul w celu. I to jest to "rozchodzenie". Ale szansa trafienia rośnie. Ponieważ każda z kul to niezależne zdarzenie losowe, to strzał wieloma to jest tak jakbyś kupił więcej losów na loterii. Poza tym odkryłem podobny temat dawno temu na Historykach.org czasy nowożytne/ konflikty/ poczciwa Bess: Napisany przez: Ree 20/10/2005, 23:08 budowa kentucky jest faktycznie bardzo prosta. a co do długości lufy to wielu jest zdania że te o tak długich lufach były produkowane wyłącznie dla Indian, jako że oni płacili stosem futer bobrowych tak wysokim jak długość karabinu. i faktem jest że na początku XIX wieku był on bardzo powszechny wśród Indian. a moje pytanie wynika z tego iż dzisiaj w sklepach jest dostępna replika kentucky z oksydą i zamkiem kapiszonowym, ja zaś strzelam z kentucky skałkowego z lufą bez oksydy. a zawsze dobrze jest wiedzieć jak najwięcej o tak dobrej broni wink.gif Napisany przez: PiotrS 21/10/2005, 0:35 QUOTE(Ree @ 21/10/2005, 1:08) ...wielu jest zdania że te o tak długich lufach były produkowane wyłącznie dla Indian, jako że oni płacili stosem futer bobrowych tak wysokim jak długość karabinu. Wg. mnie to bajki. Zmniejszenie kalibru i strzelanie na dalekie dystanse wymusiło konieczność wydłużenia lufy. To jest bardziej logiczne wytłumaczenie.
  17. Ja nie piszę o śrucie tylko o woreczku kul do muszkietu. Do półtoracalówki wejdą. Może to literacki przykład, ale Defoe tak opisuje nabijanie muszkietu w "Przypadkach R. C.": "W zawiązku z tym przygotowałem dwa muszkiety, do każdego włożyłem po dwa naboje i po cztery pięć mniejszych kulek jakich używa się do pistoletu" A większa ilość kul zwiększa szansę trafienia.
  18. Kryterium jest współczesne. Ale bardzo wygodne, bo mniej więcej oddaje istotę strzelby, tzn możliwość oddania strzału z wolnej ręki. A tu mamy: Kula z ołowiu fi 4 cm waży jakieś 370 gramów, z 50 razy więcej niż kula do muszkietu. Tyle też większy był „kop”. Strzał był oddany z wieży kościoła, z ręki, z lufą podpartą, kolba oparta o ramię (nie wiem jak on to utrzymał, ale kopa musiało mieć potężnego). Zatem nie utrzymał, bo nie miał szans. Chyba, że ją o coś oparł lub zaczepił. Ale na pewno nie kolbą o ramię, bo by mu go urwało. Bo to było działo. Poza tym on moim zdaniem nie strzelił jedną kulą tylko pakietem kilkunastu kul z muszkietu, z których tylko jedna trafiła lorda w oko. (kop był również znaczny, bo większy od „muszkietowego” proporcjonalnie do ilości kul). Bo rozrzut broni gładkolufowej na 200 m był jak wrota stodoły.
  19. Od 20 mm wzwyż to już są działka. Poza tym to nieadekwatny przykład gdyż w kalibrach ta lufa jest krótka (50 kalibrów). Dla porównania zwykły muszkiet to ok 80 - 100 kalibrów, a interesujące nas flinty XXL to ze 120-150. ustrzelił z odległości 200 metrów w lewe oko lorda Brooke"a ,a działo się wszystko w roku Pańskim 1643. Przy 4 cm kuli skąd wiedzieli w które oko trafił ?
  20. A o kupkach foczych futer na wysokość flinty tam nie napisano ?
  21. Capricornus napisał: "Kompania Zatoki Hudsona w XVII i XVIII wieku miaLa w magazynach strzelby na foki - oczywiście skałkowe, lufa gładka o długości pięciu stop - 150 cm". Lufa, jeżeli dodamy do tego kolbę to będzie podchodziło pod 2 metry. Rozmawiałem dziś z pewną osobą, która okazała się kuśnierzem z dziada, pradziada. I on to wyśmiał. Na foki poluje się pałką, by nie uszkodzić futra. Więc po co te strzelby miała HBC ?
  22. Sanacyjna Polska a PRL

    Jeszcze był pierwszy Ślązak PRL-u czyli Jorg Ziętek. Przed wojną burmistrz (chyba) Radzionkowa z namaszczenia Grażyńskiego.
  23. Sanacyjna Polska a PRL

    PRL odziedziczył po Sanacji klasę urzędniczą, która w nowych warunkach czuła się jak ryba w wodzie. Oczywiście patrzę na to przez pryzmat Górnego Śląska, gdzie Grażyński - etatysta i socjalista - wychował spore grono "czerwonych" współpracowników, jak chociażby nieśmiertelny doc. dr Henryk Rechowicz.
  24. Ułani

    Jaki związek z ułanami ma terminologia niemiecka. Te ulanki, Tschapki i litewki ?
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.