Skocz do zawartości

Tomasz N

Użytkownicy
  • Zawartość

    8,066
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Tomasz N

  1. M. v. Richthofen- ''Czerwony Baron''- as wszystkich asów

    Popatrz. Do śląskiej gazety się nie przyznał, że polował. Ciekawe dlaczego ?
  2. M. v. Richthofen- ''Czerwony Baron''- as wszystkich asów

    Ależ nie. Pooglądał.
  3. M. v. Richthofen- ''Czerwony Baron''- as wszystkich asów

    Może to kogoś zaciekawi. M.v. Richthofen przebywał 26 maja 1917 roku w Pszczynie. Spotkał się z księciem i mieszkańcami. Pooglądał żubry.
  4. Nie został rozstrzelany Jak relacjonista myli się co do niego, to do czego jest to punkt wyjścia ?
  5. Mundury żołnierzy

    Raczej południową. Troppau to Opawa
  6. ZSRR - i jego bezlicencyjne kopie

    Silnik może kupili, ale skopiować nie potrafili. Bo nie potrafili zrobić superwytrzymałych łopatek do turbin. I poradzili sobie. Jak RR zbankrutował, to kupili go (część ?) przez podstawioną szwajcarską firmę i technologię dostali.
  7. Skalpel i nóż rzeźniczy

    przyspieszają pracę układu naczyniowo-krwionośnego, powodując zwiększenie siły uderzeń serca i zmniejszenie jednocześnie częstotliwości akcji serca. A to temu księżniczka pocałowała żabę Wiele z tych związków wykazuje miejscowe działanie znieczulające. I stąd żyli potem długo i szczęśliwie.
  8. ZSRR - i jego bezlicencyjne kopie

    No ale z wykradzeniem technologii Rolls Royce'a silników odrzutowych (co dało MIG 21 -M) chyba nie będziesz dyskutował ?
  9. Oj Bruno masz rację. Tomasz bije się w piersi. Ale jak tam kałachy produkowały nawet fabryki zabawek, to temat będzie chyba wyłącznie "militarny".
  10. Jeżeli wszystko to ich pomysł, to jakie "bezlicencyjne kopie" ? (Tomasz się nie wybudził. Tomasz odkrył, że istnieje życie poza siecią i zajął się jego badaniem.)
  11. Reforma, reforma

    Na boazerii pojawił się ciekawy wpis: "Ale na serio - z perspektywy absolwenta gimnazjum nie rozumiem zupełnie po co one były wprowadzane. W podstawówce tak naprawdę od czwartej-piątej klasy nie było wśród uczniów klas trwałych konfliktów, walki o byt lub o pozycję, tak naprawdę wtedy tworzyła się na serio jakaś wspólnota w klasie. Niestety, gimnazjum się nie zgodziła na przejście "w całości" klas z podstawówek i dołączenia do nich pojedynczych nowych uczniów oraz stworzenie klas dla dzieci z okolicznych miejscowości tłumacząc to "wyrównywaniem szans" - klasy całkiem wymieszano, ze swojej starej klasy miałem w gimnazjum dwie osoby, każda klasa była tak pocięta. Oczywiście pierwsza klasa to były cyrki, przepisywania się, ale też właśnie od nowa walka o pozycję. Była ona jednak prosta - im jesteś bardziej chamski, brutalny, im więcej palisz i pijesz tym jesteś ważniejszy... Jako że wtedy jeszcze nie korzystałem aż tak z życia, a natura pozbawiła mnie siły fizycznej, to można się domyślać jaką pozycję w klasie przez większość gimnazjum zajmowałem. Nauczyciele kompletnie nad tym bałaganem nie panowali, 90% z nich interesowało tylko wyłożenie swojej lekcji, a 30% albo jej nie potrafiło przekazać, albo też jej nie miało. Po paru razach miałem myśli o doniesieniu na policję o zachowaniu pewnych osób (gro nauczycieli miało to gdzieś), ale ostatecznie wytrzymałem, a kiedy w trzeciej gim zacząłem bardziej korzystać z życia, "elita klasowa" zaczęła mnie tolerować. Poszczególnych akcji z klasy mojej lub ościennych nie będę tu opisywał (chyba że ktoś chce), ale biorąc pod uwagę niski z większości przedmiotów poziom nauczania (pierwsza klasa - pół roku wyrównywania poziomu, trzecia klasa - nauka do lutego, potem robienie tych testów gimnazjalnych, a materiał rozpisany na 3 lata a nie na 2) oraz patologie, jakie miały w nim miejsce stwierdzam jedno - wygaszenie gimnazjów to najlepsze, co można było zrobić. Zwłaszcza, że jak młodsi kuzyni teraz do niego chodzą, to słyszę o różnych ciekawych wydarzeniach i nic na lepsze się nie zmieniło" Gimnazja
  12. ZSRR - i jego bezlicencyjne kopie

    Może moje doświadczenia. Podczas mego jednorazowego pobytu w kraju powszechnej szczęśliwości (nb w listopadzie 1980 r.) dostałem od znajomych i rodziny różne fanty na handel i koncert życzeń co mam im przywieźć. Najoryginalniejsze, według mnie pobożne, było jednego skrzypka, który wręczył mi oryginalny prospekt strunociągu firmy THOMASTIK z takimi śrubkami dokładnej regulacji, bo nie wiedział jak się to nazywa po rosyjsku. I ku memu zaskoczeniu było to jedyne co załatwiłem. Poszedłem w Taszkiencie do sklepu muzycznego, pokazałem prospekt i pani mi z szuflady wyciągnęła dokładnie to to. Ale z ceną w odlewie (coś ponad dwa ruble). Kupiłem od razu kilka. Według zamawiającego jedyną różnicą (poza tą ceną) z oryginałem to było to, że śrubki dokładnego naciągu miały płaskie główki, a w oryginale były sferycznie wklęsłe.
  13. Właściwie to nie rozumiem dlaczego się Bruno tak ogranicza. Za Stalina wyszła książka, według której wszystko wymyślili Rosjanie.
  14. Byłoby miło, ale nie znalazłem nigdzie informacji, że kogoś poza cywilami (obecnie beatyfikowanymi) w Lelowie rozstrzelano.
  15. WYTOP ŻELAZA W PREHISTORII czyli jak mogło to przebiegać Autor chciałby podziękować Puelli za uwagi, które stały się inspiracją do poniższych rozważań. WSTĘP. Proces uzyskiwania żelaza przez naszych przodków jest nadal owiany tajemnicą. Niby wiemy o nim wszystko, ale tak naprawdę współczesne próby jego powtórzenia nie udają się. Był to proces niezwykły, podczas którego w niewielkim piecyku – dymarce wielkości człowieka pojawiał się trudnotopliwy metal, którego produkcja obecnie wymaga ogromnych, ponad tysiąctonowych pieców hutniczych. Żelazo topi się bowiem w temperaturze 1530 st. C, a w tak małym piecyku osiągnięcie takiej temperatury jest praktycznie nieosiągalne. Główną przyczyną tajemniczości jest luka technologiczna, gdyż ten dawny proces, zwany dymarkowym, został ok. 1000 lat temu wyparty przez proces wielkopiecowy, stosowany do dziś. Istota produkcji żelaza w obu procesach była ta sama. Była nią redukcja rudy węglem czyli „wypalenie” węglem tlenu z tlenków żelaza, tak by pozostało samo żelazo. Jako reduktor (i paliwo) z początku stosowano drewno, węgiel drzewny, a obecnie koks z węgla kamiennego. PROCES WIELKOPIECOWY W procesie wielkopiecowym produkcja żelaza użytecznego odbywa się dwustopniowo. Wykorzystuje się tu zjawisko rozpuszczania się węgla w żelazie, któremu towarzyszy znaczne obniżanie się temperatury topnienia z ponad 1500 do ok. 1200 stopni C. W rezultacie doprowadzając żelazo do upłynnienia uzyskuje się rozdzielenie żelaza od większości lżejszych od niego zanieczyszczeń. Proces ten jest procesem ciągłym, zwanym kampanią, trwającym przez kilka lat, aż do wyczerpania surowca lub konieczności remontu pieca. Proces ten przeprowadza się w tzw. wielkim piecu, w którym spalając węgiel z koksu lub węgla drzewnego doprowadza się do uzyskania płynnego stopu żelaza z węglem (i innymi pierwiastkami) zwanego surówką, a następnie w kolejnym procesie w innym piecu - świeżarce z surówki, natleniając, wypala się węgiel uzyskując użyteczne formy żelaza. Bo sama surówka do tego się nie nadaje, gdyż jest bardzo krucha i nie poddaje się obróbce kowalskiej. Podczas tej produkcji w wielkich piecach osiąga się bardzo wysokie temperatury rzędu 1500- 1700 st. C, pozwalające na uzyskiwanie produktów czy półproduktów w postaci płynnej. W wielkim piecu redukcja żelaza głównie odbywa się w procesie redukcji bezpośredniej, odbywającej się w temperaturze 1700 st. C, w której węgiel z koksu czy węgla drzewnego bezpośrednio „odbiera” tlen z rudy. PROCES DYMARKOWY – procesy fizyczne i chemiczne Istnieje jednak inny proces redukcji, zachodzący w niższych temperaturach, zwany pośrednim, w którym reduktorem jest tlenek węgla czyli czad. Czad, zwłaszcza gorący, próbując stać się bardziej trwałym dwutlenkiem węgla, jest gazem wyjątkowo tlenożądnym. Potrafi oderwać go, wyłuskać, praktycznie z wszystkiego, nawet z wody, będącej jak wiadomo wyjątkowo trwałym związkiem. Stąd z tlenków żelaza potrafi wyłuskać go nawet w temperaturze 600 stopni C, czyli bardzo niskiej w porównaniu do temperatur procesu wielkopiecowego. I ten właśnie proces, redukcji pośredniej lub zimnej („zimnej” umownie czyli o temperaturze poniżej 1000 st. C) jest istotą wytopu żelaza w dymarkach. Wytop żelaza w dymarkach nie był procesem ciągłym. Po wykonaniu w ziemi zagłębienia zwanego kotlinką, wyżej wymurowywano cylindryczny, zwężający się ku górze piec, który po wysuszeniu załadowywano szczapami drewna. W dolnej części pieca w ścianie był otwór zwany dyszą, przez który wchodziło niezbędne do spalania powietrze. Po rozpaleniu pieca, na szczapy drewna sypano węgiel drzewny i rudę. Po wytopieniu żelaza i ostudzeniu wodą, piec rozbijano wydobywając z niego „kukiełkę” żelaza wymieszanego żużlem, dalej obrabianą na kowadle. Do kolejnego cyklu produkcji musiano więc wykonać nowy piec. Pułapki procesu zimnej redukcji Jeżeli proces redukcji może zachodzić w temperaturze 600 stopni C, a w dymarce osiągano wyższe temperatury, może się wydawać, że produkcja żelaza w dymarkach nie powinna sprawiać żadnych kłopotów. Tymczasem tak nie jest, bo istotna jest jeszcze forma uzyskiwanego żelaza. Bo proces zimnej redukcji jest bardzo „kapryśny”. Jeżeli będziemy przeprowadzać redukcję w zbyt niskich temperaturach, np. w wspomnianej temp. 600 st. C, to produkt będzie wprawdzie czystym żelazem, lecz w postaci pyłu, proszku, którego nijak nie da się obrabiać na kowadle. Podobnie jeżeli przesadzimy w drugą stronę i doprowadzimy do zbyt wysokiej temperatury, ponad 1200 st. C i będziemy ogrzewać zbyt długo, rozpuszczający się w żelazie węgiel zamieni go w ciekłą surówkę, która jak wspomnieliśmy, po zastygnięciu jest krucha i nie nadaje się do obróbki kowalskiej. Ponieważ procesu przywracania jej kowalności przez świeżenie jeszcze wtedy nie okryto, z punktu widzenia dawnego hutnika otrzymujemy do niczego nie nadający się odpad. Uwzględniając, że dawnym hutnikom udawało się uzyskiwać żelazo kowalne w większych kawałkach, czyli nie w proszku, czy w postaci surówki, możemy wstępnie określić zakres temperatur dawnego procesu dymarkowego. Będą to orientacyjnie temperatury od 800 do 1100 st. C. „Kukiełki” jako duże polikryształy żelaza Jak wspomniałem wyżej, z znanych opisów żelaza uzyskiwanego w dymarkach wiemy, że miało nie miało ono postaci zwartej, odlanej bryły żelaza, lecz miało ono postać tzw. „kukiełek”, gąbek czyli porozgałęzianych siatek żelaza wymieszanego z żużlem. Kruchy żużel usuwano z kukiełki w drodze obróbki kowalskiej na zimno, a następnie czystą „kukiełkę” skuwano (zgrzewając) na ciepło w większe kęsy, odpowiednie do wytwarzanego przedmiotu. Tak duże kawałki żelaza miały niewątpliwie budowę polikrystaliczną I właśnie ten problem, jak i w jakim ośrodku wyhodować tak duże polikryształy żelaza, nadające się do obróbki kowalskiej, stanowi największą tajemnicę procesu dymarkowego! Znamy bowiem dwa główne procesy uzyskiwania polikryształów. Jest to studzenie stopionego metalu lub wykrystalizowywanie go z roztworu. Jeżeli mamy metal w postaci ciekłej, wyhodowanie polikryształów z studzącego się metalu nie stanowi problemu. Metal krzepnie krystalizując od zimnego zewnętrza do ciepłego wnętrza, a sąsiadujący z zakrzepłym żelazem ciekły metal pozwala na nieprzerwane narastanie polikryształów (nie do końca, stąd wady wlewków). Jednakże taki proces może zachodzić jedynie powyżej temperatury topnienia metalu, a jak wspomniałem wcześniej, dla żelaza jest to temperatura 1530 st. C. Zatem ten proces powstawania może zachodzić w procesie wielkopiecowym, w którym temperatury tego rzędu są osiągane. W procesie dymarkowym, o temperaturze poniżej 1200 st. C, nie będzie on zachodzić, gdyż żelazo topiące się w 1530 st. C nie może znajdować się w stanie płynnym ! Musi to być zatem inny proces. Drugi proces czyli wykrystalizowywanie żelaza z roztworu mógłby teoretycznie zachodzić podczas wytopu w dymarce, gdyż jest tam faza ciekła – żużel. Mogłoby to zachodzić na podobieństwo hodowli kryształków soli z roztworu wodnego soli kuchennej (co każdy chyba w szkole wypróbował). W tym przypadku należałoby doprowadzić do przesycenia roztworu żelaza w płynnym żużlu, prowadzącego do krystalizacji żelaza. Jednakże dla uzyskania dużych polikryształów proces ten musiałby przebiegać dość wolno, co niesie ze sobą ryzyko (graniczące z pewnością) uzyskania zamiast żelaza nawęglonej surówki. Poza tym żelazo musiałoby się łatwo rozpuszczać w żużlu, a z tym raczej nie mamy do czynienia. W ten sposób doszliśmy do sprzeczności, gdyż teoretycznie po wykluczeniu dwóch powyższych możliwości nie istnieje w naturze proces w którym mogłyby w dymarce powstać duże kawałki metalicznego żelaza, a tymczasem wiemy, że dawnym hutnikom udało się je wytworzyć. Proces agregacji żelaza w mikroskali Jest to jednak sprzeczność pozorna, gdyż taki proces istnieje, lecz nie w makro- tylko w mikroskali. Jego „siłą napędową” jest ciepło przemiany fazowej podczas przechodzenia żelaza w fazę stałą. Każde ciało stygnąc, by obniżyć swą temperaturę o jeden stopień, oddaje ciepło w ilości odpowiadającej swemu ciepłu właściwemu, będącemu stała materiałową (woda dla przykładu oddaje ok. 4,2 dżula na gram). Ale po osiągnięciu temperatury przemiany fazowej (czyli by przejść z pary w ciecz lub z cieczy w ciało stałe), by stygnąć dalej o jeden stopień, musi pozbyć się wielokrotnie większej ilości ciepła, zwanej ciepłem przemiany fazowej . Jest to energia powstających silniejszych wiązań międzycząsteczkowych i dostarcza ona otoczeniu bardzo dużą ilość ciepła, wielokrotnie większą niż podczas stygnięcia w innych temperaturach. Dla przykładu w przypadku wody ciepło wydzielone podczas zamarzania ok. 2/3 wody w naczyniu zamieniłoby resztę wody (gdyby termodynamika pozwoliła) w wrzątek (dla wody ciepło przemiany fazowej krzepnięcia wynosi ok. 320 dżuli na gram, czyli prawie 80 razy więcej od ciepła właściwego ). Stąd przy dość szybkiej redukcji, łączące się atomy żelaza mogą być z początku wystarczająco długo ciekłe, by przed zestaleniem, na podobieństwo kropel rtęci, „pozgarniać” inne atomy żelaza, rozrastając się w sieć. Na ślad tego procesu możemy natrafić w współczesnym zgłoszeniu patentowym Huty „Pokój” tyczącym produkcji żelaza gąbczastego. Proces dymarkowy został bowiem w ubiegłym wieku ponownie odkryty, jako oszczędna i wydajna metoda produkcji żelaza. Jednakże nie jest już prowadzony w dymarkach, lecz w dużo większych piecach, o ściśle kontrolowanych warunkach redukcji rudy. http://www.google.pl/url?sa=t&source=w...Njm12IlM4Hmw-xA Istotą patentu autorstwa Jerzego Maleckiego jest produkcja w niskich temperaturach żelaza gąbczastego w postaci proszku, który można następnie oddzielić od zanieczyszczeń (wzbogacić) znanymi metodami na mokro lub elektromagnetycznie i przetopić w stal w piecu martenowskim (świeżarce). Uzyskiwany - produkt proszek żelaza - nie jest produktem interesującym dawnego kowala, lecz opis patentowy zawiera opis badań nad zimną redukcją żelaza w szerszym zakresie temperatur, pozwalając rozpoznać istotę hodowli dużych polikryształów żelaza czyli poszukiwaną istotę procesu dymarkowego! Pozwolę sobie podać najistotniejsze fragmenty, wytłuszczając co ważniejsze: „Obecnie stwierdzono, że prowadząc redukcję rudy w pewnych warunkach, dających się ściśle określić, z drobnoziarnistych ubogich rud żelaznych można otrzymywać żelazo gąbczaste, odporne na działanie utleniające wody i zawierające zwiększone cząstki żelaza metalicznego. (…) Stwierdzono również, że w tym celu redukcję rudy należy przeprowadzić w dość wąskim zakresie temperatur, który można określić w odniesieniu do każdego danego gatunku przerabianej rudy. Okazało się mianowicie, że o ile redukcję rudy drobnoziarnistej przeprowadza się w różnych coraz wyższych temperaturach, począwszy od temperatury np. o 300 st. C niższej od punktu mięknięcia rudy, to istnieje pewna temperatura redukcji, charakteryzująca każdy gatunek rudy, powyżej której otrzymane żelazo gąbczaste nie ulega już utlenieniu w wodzie (…) Zauważono, że drobnoziarnista ruda uboga, redukowana w temperaturach około i powyżej tego punktu uodporniania żelaza, wykazuje właściwość znacznego zwiększania wielkości cząstek żelaza metalicznego w porównaniu do wielkości odpowiednich cząstek rudy redukowanej w niższych temperaturach. Kawałki żelaza gąbczastego zachowują przy tym jednak zasadniczy kształt pierwotny cząstek rudy, czyli ruda redukując się pozostaje w stanie stałym, cząstki zaś żelaza metalicznego powiększają się (aglomerują). W miarę zbliżania się temperatury redukcji do punktu mięknięcia rudy proces aglomeracji (zespalania się) rudy jest coraz silniejszy i cząstki żelaza stają się coraz to większe. (…) Ten korzystny przebieg redukcji kończy się jednak powyżej najdogodniejszej temperatury aglomeracji, to jest w miarę zbliżania się do punktu mięknięcia rudy rozpoczyna się silne spiekanie poszczególnych kawałków rudy, utrudniające dyfuzję i pogarszające znacznie stopień redukcji. Wskutek tego oraz wskutek trudności mielenia spieczonego żelaza gąbczastego pogarsza się również stopień oddzielania żelaza metalicznego od złoża.” ZASADY PROWADZENIA WYTOPU DYMARKOWEGO Pozwolę sobie powtórzyć tu jeden fragment patentu, według mnie opisujący warunki dawnego procesu dymarkowego: W miarę zbliżania się temperatury redukcji do punktu mięknięcia rudy proces aglomeracji (zespalania się) rudy jest coraz silniejszy i cząstki żelaza stają się coraz to większe. Jak z tego widać, podstawowy błąd popełniany przez rekonstruktorów, to zakładanie że parametry procesu dymarkowego są uniwersalne i związane z własnościami żelaza. Tymczasem tak nie jest, bo jak wynika z badań J. Maleckiego są związane z rodzajem rudy, a konkretnie z jej temperaturą mięknięcia! Bo redukcję rudy dającą duże polikryształy żelaza - „kukiełki”, gąbki - należy przeprowadzać tuż poniżej temperatury jej mięknięcia. Wyższa temperatura prowadząca do stopienia rudy oznacza słabszą redukcję, niższa daje produkt mniej lub bardziej w postaci proszku. I tu mamy pierwszą zasadę prowadzenia procesu dymarkowego: 1. Podczas redukcji należy osiągnąć ściśle określoną temperaturę, zbliżoną do temperatury mięknięcia rudy. Pojawia się w tym momencie pytanie w jaki sposób pradawnym hutnikom, nie posiadającym współczesnych instrumentów do pomiaru temperatury, udawało się ją tak doskonale ją kontrolować. Wbrew pozorom było to bardzo proste. Maksymalna temperatura osiągana w dymarce ma bowiem związek z jej wymiarami geometrycznymi. W grubszej dymarce, o wyższym kominku, temperatury są wyższe, w chudszej i niższej - mniejsze. Zatem dla rud mięknących w niskich temperaturach odpowiednie będą mniejsze dymarki, dla rud trudnotopliwych - większe. Stąd dla każdego odkrytego złoża rudy budowano najprawdopodobniej kilka pieców próbnych o różnych rozmiarach i dokonując w nich próbnego wytopu ustalano optymalne rozmiary dymarki, powielane następnie w masowej produkcji, aż do wyczerpania złoża. (Nie oznacza to oczywiście, że doświadczeni hutnicy nie mogli temperatur procesu kontrolować w piecu o stałych rozmiarach, zmieniając nadmuch). Istnieje też inny fragment uściślający szczegóły tego procesu: „Ponadto stwierdzono, że jest rzeczą korzystną choć niekonieczną, doprowadzenie rudy do żądanej temperatury redukcji w atmosferze gazów utleniających lub obojętnych, dzięki czemu tlenki żelaza w rudzie podczas podgrzewania, praktycznie biorąc nie ulegają redukcji. Dopiero z chwilą osiągnięcia żądanej temperatury korzystnie jest rozpocząć redukcję rudy gazami redukcyjnymi.” Stąd druga zasada: 2. Rudę do temperatury redukcji należy starać się podgrzewać w atmosferze niederukcyjnej. PRZEBIEG PROCESU WYTOPU W DYMARCE Zgodnie z powyższą teorią proces wytopu był podzielony na trzy fazy. Faza pierwsza – podgrzewanie rudy Dymarkę, po ustaleniu jej optymalnych wymiarów, załadowywano szczapami drewna węglem drzewnym i rudą i zapalano (kolejność tych czynności nie jest autorowi znana, a jej ustalenie nie mieści się w zakresie niniejszego artykułu). Następnie wtłaczano (dostarczano) tak dużą ilość powietrza, by nagrzewanie rudy zachodziło w atmosferze bogatej w tlen. Jest to łatwe do ustalenia, gdyż oznacza, że nad wylotem komina nie powinien pojawiać się płomień. Faza druga – redukcja rudy Po osiągnięciu optymalnej temperatury dopływ powietrza dławiono, doprowadzając do powstania czadu w procesie częściowego spalania węgla. Dławienie było tak dobrane by piec nie stygnął, utrzymując stała temperaturę. Obecność atmosfery redukcyjnej jest łatwa do ustalenia, gdyż oznacza, że nad wylotem komina pojawia się płomień dopalającego się czadu. Faza trzecia – wytopienie żużla Po okresie w którym (według wcześniejszych prób) redukcja jest zakończona, przywracano silny nadmuch, zwiększając temperaturę w piecu ponad temperaturę topnienia rudy. Możliwe też, że ten efekt osiągano przez dodanie topników, lub przez łączne zwiększanie nadmuchu i dodawanie topników. W wyniku tego żużel spływał do kotlinki, odsłaniając kukiełkę, którą po wygaszeniu pieca wodą i rozbiciu dalej przerabiano na kowadle. ZAKOŃCZENIE Autor zdaje sobie sprawę, że powyższy tekst nie wyczerpuje tematu. Ma jednak nadzieję, że pozwoli osobom o większej wiedzy z zakresu metalurgii, lub rekonstruktorom, na jego weryfikację. Pewną wskazówką dla rekonstruktorów może być fakt, iż w teorii proces agregacji żelaza powinien być tym lepszy im twardsza jest ruda. Zalecane byłoby zatem używanie średniozanieczyszczonych rud drobnokrystalicznych.
  16. Prawo w biznesie

    ekonomista z przygotowaniem prawniczym. Zgadza się. Zatem i w nazwie studiów trzeba by to tak określić, a nie mamić młodzież tym prawem na pierwszym miejscu. I o to mi chodzi. osoba dysponująca po studiach podstawami wiedzy ekonomicznej, oraz - dodatkowo - prawniczej może być na rynku pracy czymś więcej niż osobą z typowym wykształceniem ekonomicznym Tylko jak absolwent ma tę wiedzę prawniczą wykorzystać ? Postawiwszy się radcy prawnemu ? Przecież ten go zaraz wypionuje, co najmniej dla zasady.
  17. Prawo w biznesie

    Bruno. Jakim cudem ? Jeżeli nie daje pełnych uprawnień prawniczych, to taki absolwent nie może doradzać z "prawa w biznesie", bo to działalność prawnicza, zastrzeżona dla prawników całą gębą. Przerobiłem to w dziale "budownictwo" i w życiu naprawdę lepiej być "ostatnim w Rzymie niż pierwszym w Hiszpanii".
  18. Książka, którą właśnie czytam to...

    No cóż, po Kopanicy została tylko w języku polskim kopenikiada, (a po Kolnie Jan). Ale ja o innym mieście, bardziej na południe, czyli o Breslau. Zacząłem czytać "Moncka" Krajewskiego i tu zaraz na początku obsuwa. Topią chłopa w płynnym betonie za Wilusia. Tylko że wtedy beton konstrukcyjny był "sztamfowany" czyli taki prawie suchy, ubijany kijaszkiem aż się spoci.
  19. Ile trwała ciąża w średniowieczu

    Żeby liczyć trzeba mieć świadomość związku przyczynowego. Ale z innej beczki. Przywołałem tu taki temat związany z legendą św. Stanisława. Skandal obyczajowy w średniowiecznej Polsce Jest taki epizod z legendy o św. Stanisławie, ukaranie niewiernych żon. Był on jedną z przyczyn zatargu z królem, który podobno ukarał żony rycerzy, które porodziły podczas (wystarczająco) długiej nieobecności mężów na wyprawie wojennej. Kara polegała na daniu im do karmienia szczeniąt, a bękartów do karmienia sukom. Może przyczyną sporu było, że (biskup i król) liczyli inaczej ?
  20. Ile trwała ciąża w średniowieczu

    Bez względu na epokę, ludzie... Orientują się. Może są mądrzejsi od naukowców. To zagadnienie jest prostsze od fizyki kwantowej. Z tego co kojarzę, Malinowski opisywał jedno plemię, które w ogóle nie wyczuwało związku jednego z drugim, więc da się.
  21. U-Booty

    Sądząc z grubości i kształtu okucia ten ster pełnił jeszcze funkcję tylnego odboju.
  22. Jest taki epizod z legendy o św. Stanisławie, ukaranie niewiernych żon. Był on jedną z przyczyn zatargu z królem, który podobno ukarał żony rycerzy, które porodziły podczas (wystarczająco) długiej nieobecności mężów na wyprawie wojennej. Kara polegała na daniu im do karmienia szczeniąt, a bękartów do karmienia sukom. Kara podobno była starosłowiańska (coś dla Tybcia). Ile prawdy w tej słowiańskości kary ?
  23. Co czytali fikcyjni (i nie tylko) bohaterowie książek?

    W kryminale "Groby niewinnych" P. Robinsona zamordowana nastolatka czyta książkę Jeffreya Archera, (co, ciekawostka, ma być oznaką jej złego gustu literackiego).
  24. Książka, którą właśnie czytam to...

    "Psychologia wojny" Leo Murray'a (pseudo). Ciekawa książka, przekrojowa, powinna zainteresować. Dla mnie trochę nieszczęśliwe tłumaczenie pojęć( np. taka "ciągłość"). Ale nie wykluczam, że w języku polskim nie ma jednoznacznych odpowiedników tych anglosaskich pojęć.
  25. Jak wychowywano kobiety na dobre żony?

    Nie dziwota. Żona kompozytora miała zapewne słuch absolutny.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.