-
Zawartość
8,067 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Tomasz N
-
Najkosztowniejszym chyba zamachem był zamach na cara Aleksandra II. Zamach w kosztował organizację nihilistów kilka milionów rubli. Najpierw podłożyli bombę w Pałacu Zimowym pod jadalnią. Bomba miała wybuchnąć podczas śniadania. Ale car się spóźnił. Potem podpuszczono męża kochanki cara, Włoszki, podając mu porę i miejsce schadzki. Chłop nie trafił z rewolweru ani razu, nim go zasiekli gwardziści. Następnie do cara w powozie strzelała para udająca przerażonych jeźdźców na spłoszonych koniach, którzy po zbliżeniu się do karocy otworzyli ogień z rewolwerów, chybiając. Kolejna była próba wysadzenia pociągu carskiego jadącego na Krym. Źle oceniono odległość i wyleciała w powietrze jeno kuchnia w ostatnim wagonie. W końcu poszli na całość i wysadzili go w powozie za pomocą oddziału samobójców z 4 bombami. Podobno trzy bomby strzaskały powóz i zabiły prawie wszystkich zamachowców, a car nadal żył i wyszedł zakrwawiony z resztek powozu. Zginął dopiero od czwartej bomby, którą ostatni zamachowiec rzucił pod jego i swoje nogi. Po tym zamachu jeden z przywódców nihilistów rosyjskich miał oświadczyć, że nie będą już robić zamachów na carów, „bo się to nie opłaca. Za sumę wydaną na ten zamach mogliśmy uśmiercić setki gubernatorów i ministrów.”
-
Dziękuję. Uzupełniając zamachowiec przeżył, bo w Szwajcarii już wtedy nie było kary śmierci.
-
Ze względu na narzędzie z kilkunastu zamachów przed I wojną wyróżnia się ten na cesarzową austriacką Elżbietę. Zamachowiec - Luchheni - zadźgał ją wyostrzonym pilnikiem na jachcie spacerowym koło Genewy. Najciekawsze jest jednak co powiedział zaaresztowany. Oświadczył, że jest zupełnie normalnym, anarchistą z przekonania, zbrodni dokonał z kompletną premedytacją a jedynie się obawie by nie zaliczono go lombrosowskich typów. Co to są te lombrosowskie typy ?
-
Tak ma wyglądać stolica
Tomasz N odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Jak widziałem w TV na Pałacu Kultury wywieszono taką fajną wielgaśną flagę unii europejskiej. I tak to symbol zniewolenia dostał nowy wymiar. -
Lonia, jak go się pieszczotliwie nazywało, walczył w czasie DWS na Małej Ziemi. Wydał nawet książkę pod tym tytułem. Dla analfabetów była też jej wersja na pięciu płytach, tak że żaden obywatel radziecki nie mógł się uchylić od obowiązku poznania dzieła i chwały swego przywódcy.
-
Krzysztof K napisał: 16 kwietnia 1917 r. Berry-au-Bac nad Aisne - czołgi francuskie Schneider CA (ok. 130 sztuk) miały wesprzeć atak 5 armii. Natarcie zakończyło się niepowodzeniem. Grupa Bossuta traci 1/4 czołgów, grupa Chaubesa 32 z 40 wozów. Czyli Sikorski przesunął to najprawdopodobniej o rok wcześniej
-
Niewątpliwie "Mój wiek" Aleksandra Wata będzie jak znalazł. Poza tym Sołzenicyn (Jeden dzień ...). No i będące ostatnio na cenzurowanym ale niezbędne w tym temacie materiały i opracowania IPN.
-
No fakt "nad". Ale tę datę on podaje serio. Zatem pytanie co wtedy mieli Francuzi. Może w przełęczach alpejskich zostały jakieś słonie po Hannibalu ?
-
To co walczyło pod Aisne ?
-
Poza tym ciągnąc wątki literackie Władysław II Opolczyk wpisał się trwale pozytywnie w historię Polski. Ufundował w końcu Klasztor Jasnogórski w 1382 r. Zatem bez niego nie byłoby ks. Kordeckiego, Kmicica i "Potopu" Sienkiewicza
-
No to może małe OT. Mam pytanie czy pod Cambrai użyto po raz pierwszy czołgów ? Bo taki Sikorski pisze, że po raz pierwszy użyli ich Francuzi pod Aisne 16.04.1916 r.
-
No cóż. Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie (jak mawia Fidel wyglądając przez okno). Bo niewątpliwie Jagiełło był pierwszy. Gdyby mnie pozbawiono większości własności podczas nieobecności, próbowałbym ją odzyskać i zabezpieczyć się na przyszłość osłabiając wchodzącego mi w paradę. Bo reakcja Jagiełły była zaskakująco nagła. Nie oponował przeciw poprzednim tego typu transakcjom Władysława z Krzyżakami. Poza tym na korzyść Opolczyka świadczył fakt, iż pomimo zawartego wcześniej z Krzyżakami traktatu sojuszniczego, współpracował z Jagiełłą, działając na niekorzyść zakonu, co mu Krzyżacy zarzucali. Więc wypadało tak nagle, z przyczajki, najeżdżać na lennika starającego się być lojalnym ? A może to był taki wstęp do tego obiecanego panom polskim odzyskania Śląska przez Jagiełłę ?
-
Zalety. Na pewno mniejszy formalizm. Weźmy pod uwagę takie uniwersytety. Jak pisze prof. Myszor: według statutów Roberta z Courson z 1215 r. od każdego, kto nauczał sztuk wyzwolonych, wymagano przynajmniej sześciu lat studiów oraz ukończenia dwudziestu jeden lat.
-
Tytuł tematu i miejsce może wprowadzać w błąd bo trzeba wiedzieć, że Władysławów Opolczyków było dwóch, a ten temat raczej tyczy tego drugiego. Pierwszy zapisał się bardzo dobrze na Śląsku jako dobry gospodarz lokator i fundator. Ciekawe są natomiast ich związki z Krzyżakami (jakoś mi oni dzisiaj siedli). Bo mieli i to ciekawe obaj. Władysław I Opolczyk (1225-1281) objął władzę po Mieszku Otyłym w roku 1246. Tymczasem w 1253 r. papież Innocenty IV wydał bullę w której stwierdził, że miasta Racibórz, Koźle, Cieszyn wraz z przyległymi kasztelaniami należą do Zakonu Braci Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego jako rzekomy zapis testamentowy Mieszka Otyłego. Czyli nie minęło 20 lat, a już próbowali powtórzyć numer wycięty co do Prus i Ziemi Chełmińskiej. Swoją drogą ciekawe jak wyglądałaby historia Polski i Śląska, gdyby im się udało. I trzeba powiedzieć jasno, że nie udało im się to tylko dzięki Przemyślidom, z którymi sojusz Władysława uniemożliwił tego realizację, a czego takiej Polsce się na przykład w stosunku do Ziemi Chełmińskiej nie udało (to taka dygresja na temat powodów hołdowania książąt śląskich koronie czeskiej). Władysław II Opolczyk (1326(-30?)-1408) też miał wątek krzyżacki i to jak literacki. Potrzebując pieniędzy zastawiał wiele, m.in. zastawił Krzyżakom w 1391 r. część Ziemi Dobrzyńskiej co spowodowało, iż Jagiełło, uznając to za złamanie praw lennych, najechał na jego ziemie. Ponieważ WIIO przebywał w tym czasie na Węgrzech, spora część z nich została zdobyta i Władysławowi po powrocie z Węgier nie pozostało nic innego jak próbować je odzyskać włączając się w montowany przez Zygmunta Luksemburczyka sojusz przeciw Jagielle. W związku z tym przybył w czerwcu 1392 r. do Malborka na negocjacje z Wielkim Mistrzem Zakonu Braci Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego niejakim Konradem Wallenrodem. Mickiewicz chyba miał rację, bo Konrad Wallenrod mu odmówił.
-
W rejonie Mikołowa nie atakowały czołgi. Natomiast na przedpolu Pszczyny faktycznie minowanie było dobre, do tego stopnia, że trafiło jako przykład porządnego minowania do opracowania OKH na temat polskich przygotowań obronnych terenu (tzw. Denkschrift).
-
Dlaczego wyginęły mamuty?
Tomasz N odpowiedział ak_2107 → temat → Prehistoria (ok. 4,5 mln lat p.n.e. - ok. 3500 r. p.n.e.)
Jak pamiętam przez mgłę Jacek Kleyf coś na ten temat śpiewał. -
Bitwa pod Raszynem
Tomasz N odpowiedział piterzx → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Harry napisał: Wbrew pozorom nie, bo masz do przerzucenia dokładnie taka sama ilość materiału, a wybierając od środka, musisz go transportować na większą odległość. Efekt jest odwrotny. To prawda z tym transportem, ale wały mogą być niższe o głębokość wykopu. Uwzględniając skarpy, przy niższym wale zmniejsza się też szerokość jego podstawy, więc ilość robót ziemnych, nawet przy płytkim obniżeniu samego stanowiska, w niewielkim stopniu wpływającym na użyteczność artyleryjską, zmniejsza się istotnie. -
Bitwa pod Raszynem
Tomasz N odpowiedział piterzx → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Harry napisał: Tzw, baterie zanurzone "sunk battery", czyli z wybranym środkiem były bardzo rzadkie. Po prostu ograniczony jest zakres stosowanie tego typu dzieła. Jeśli się wybierze grunt z środka to lufa działa znajdzie się na poziomie gruntu. Można tam wsadzić moździerz albo haubicę, ale już nie armatę. Prądzyński o typach baterii pisze: "Co do założenia są baterie wkopane, podwyższone lub w poziomie." Harry napisał: lufa działa znajdzie się na poziomie gruntu To zależy jak głęboko się wkopiesz. Sypiąc z obu stron wału na pewno wykonasz stanowisko baterii szybciej. Poza tym i tak musisz zrobić poziom na stanowisku. Do do mojego wcześniejszego postu, to chciałbym zwrócić uwagę, że potwierdza on cykl trzydniowy budowy szańca w standardowych warunkach, co oczywiście nie przeczy terminom krótszym. Jednakże wtedy kolejność robót jest inna, oni się najpierw skupiają na materiale na odzienie ( i przeszkody), potem dopiero biorą się do łopat. Zatem odzienie jest ważne (stąd na początku), bo zmniejsza ilość robót ziemnych (ostrzejsze skarpy). -
Bitwa pod Raszynem
Tomasz N odpowiedział piterzx → temat → Katalog artykułów historycznych użytkowników
Harry napisał: Stosowanie koszów szańcowych w wypadku fortyfikacji polowych daje dużo korzyści, ale wymaga czasu na zebranie materiału i specjalistów na wykonanie, wydaje mi się że trzy dni to za mało czasu na takie ceregiele. Będąc inżynierem, w tamtych okolicznościach, sypał bym wysokie szańce (ca 1,70 m), działami na gruncie 'zero' i ambrazurą skierowaną w ciaśniny. By usypać szaniec trzeba skądś wziąć ziemi nań, bo bilans objętości gruntu musi się zamknąć, zatem nasyp wymaga wykopu. Najlepiej blisko. Najłatwiej brać ze środka i sypać na przedpiersie i boki. Czyli działo stoi w dziurze. gen. I. Prądzyński w „Umocnieniach polowych” o wydajności pisze tak: „Gdy robota dobrze idzie i gdy jest dostateczna liczba robotników, przedpiersie zwyczajnego szańca może zatem być usypane w dwóch dniach. Dzień jeden więcej rachować trzeba, gdy w dzieło przyjść mają ławy. Materiały na odzianie i na przeszkody przysposobią się w dniu pierwszym, w drugim będą się sprowadzały na miejsce i tegoż dnia zacznie się odziewanie, mogące być w dniu trzecim ukończone. (…) Czasem dzieło konieczne prędzej, w jednym dniu w jednej nocy stanąć musi, zbędzie mu stosownie na doskonałości i robotnicy wysilić się muszą.” -
Wracając do naszego Władysława II Opolczyka. Według Długosza na zjeździe w Sieradzu 28.03.1383 r. zgłosił on własną kandydaturę do tronu Polski. Wiadomo coś więcej na ten temat ?
-
Wprawdzie to nie moja mieścina, ale są tu osoby z tej okolicy i może je to zainteresuje. Relacja z 1 i 2 września: "Dnia 1 września 1939 r. w chwili wybuchu wojny polsko niemieckiej znajdowałem się wraz z III/12 w Kętach. Gdy front pęknął pod Pszczyną i oddziały spod Pszczyny wycofywały się na wschód, III/12 został rzucony pod kopalnię „Brzeszcze” dla umożliwienia oderwania się wycofujących się oddziałów 6.DP i zatrzymania Niemców na linii Wisły. Z Kęt jechaliśmy autobusami linii śląskich, lecz dojechaliśmy tylko za rzekę Sołę, gdyż dalsze posuwanie się autobusów było niemożliwe ze względu na wycofujące się oddziały, które szły całą szerokością drogi a nawet i rowami przydrożnymi. Przybyliśmy pod kopalnię Jawiszowice (skreślone Brzeszcze TN) około 18.00. O godz. 19.00 dostałem rozkaz od dowódcy batalionu ob. ppłk. Warta Romana do ubezpieczenia batalionu dwoma plutonami strzeleckimi i jednym plutonem ckm ze skrzydła w odległości 1800 mtr od batalionu. Przybyłem na wyznaczone stanowiska ok. 20.30. wyznaczyłem stanowiska ogniowe broni maszyn. i plut. strzeleckim. Niemcy przez cały czas strzelali z ckm pociskami świetlnymi. Po północy spadła gęsta mgła, tak silna, że nie było nic widać na odległość pięciu kroków. O godz. 2.00 wysłałem patrol z podoficerem do nawiązania łączności z dowódcą batalionu. Po 20 minutach usłyszałem strzały s kierunku, w którym znajdował się wieczorem nasz batalion. Po dwudziestu minutach wrócił wysłany patrol do nawiązania łączności z batalionem. Dowódca zameldował mi, że tam gdzie wieczorem znajdował się batalion znajdują się Niemcy i strzelali do patrolu. Wysłałem drugi patrol w okolice wysadzonego mostu na Wiśle. Po pół godzinie powrócił ten patrol meldując, że słychać bicie pali w rzekę i wrzaski niemieckie. Nie chciałem wierzyć, poszedłem sam się przekonać i stwierdziłem stuki wbijania pali w dno rzeki i krzyki Niemców. Powróciłem do kompanii i wysłałem jeszcze jeden patrol w kierunku jedynej drogi wycofania się w kierunku wschodnim, obok kop. Brzeszcze. I stamtąd słyszałem pojedyncze strzały. Wrócił patrol meldując, że tam Niemcy mają stanowiska ogniowe. Z prawej strony znajdują się głębokie stawy. Znajdowałem się w sytuacji bez wyjścia. Jedyna nadzieja w mgle. Korzystając z niej postanowiłem przebić się przez pierścień niemiecki na białą broń. Zebrałem dowódców plutonów i szeregowych, przedstawiłem sytuację w jakiej znaleźliśmy się nie z naszej winy. Przedstawiłem plan wyrwania się z okrążenia. Postanowiłem, że korzystając z mgły uderzymy na bagnety na stanowiska niemieckie, gdyby jednak Niemcy otwarli ogień silny to rozdzielić się na dwie grupy i przebijać się samodzielnie; w takim wypadku pluton ckm utopi karabiny maszynowe w stawie, gdyż we mgle byłyby bezużyteczne i jedynie utrudniałyby wycofanie się. Obok naszych stanowisk znajdował się lasek szerokości 60 mtr i długości ok. 500 mtr. Biegniemy wzdłuż tego lasku w kierunku wschodnim z bagnetami na broni, nie widać nic przez mgłę. Wybiegamy na pastwisko i w tej chwili mgła podnosi się do góry i z tych stanowisk gdzie był wieczorem nasz batalion Niemcy otwierają ogień z 6-ciu karabinów maszynowych. Są zabici i ranni, kompania rozdzieliła się na dwie grupy i samodzielnie poszły do szturmu na bagnety na stanowiska hitlerowskie zajmowane na północ od kopalni Brzeszcze. Plutony przerwały się przez stanowiska niemieckie, ja zatrzymałem się chwilę przy rannych, ponieważ to były pierwsze moje straty, więc nie mogłem ich tak zostawić. Ale gdy zobaczyłem że od pocisków broni maszynowej niemieckiej strzępy się rwą z żołnierzy rannych i zabitych musiałem dołączyć do ocalałych żołnierzy. Plutony strzeleckie wpadły do omurowanych rowów melioracyjnych więc Niemcy przerwali boczny ogień ckm. Podrywam się do biegu z przede mną jeden żołnierz. Wtedy Niemcy otwarli ogień całej broni maszynowej na mnie. W pewnej chwili żołnierz przewraca się, lecz znowu się podrywa i woła: „niech mnie pan porucznik ratuje, jestem ranny!” Pocisk przeszył mu nogę nie naruszając kości. Nie mogłem go zostawić bez pomocy i mimo piekielnego ognia broni maszynowej, gdzie pociski bzykały jak pszczoły podczas roju, wziąłem go pod pachę i dowlokłem do rowu gdzie czekał pluton strzelecki i część plutonu ckm. Niemcy zza Wisły otwarli ogień z moździerzy co poznałem po głuchych odgłosach wystrzałów. Poderwałem żołnierzy do wycofania się z zajmowanych stanowisk w stronę stawu na północ od kop. Brzeszcze, by przejść wodą za pagórek, za którym schronilibyśmy się przed ogniem broni maszynowej ich. W tym momencie, gdy wycofywaliśmy się w stronę stawu, padły na to miejsce, na którym przebywaliśmy przez kilka minut poprzednio, trzy pociski moździerzy. Brzegiem wody stawu, idąc po pas w wodzie, doszliśmy do lasu zasłoniętego pagórkiem. Tam przy zabudowaniu gospodarczym spotkałem chłopa zaprzęgającego konie do wozu. Na zapytanie dokąd jedzie odpowiedział: „Do Oświęcimia”. Kazałem mu zabrać ze sobą lżej rannych żołnierzy i zawieźć ich do naszych oddziałów w Oświęcimiu, ponieważ przed Oświęcimiem trwały walki, jak można było wnioskować z silnego ognia artyleryjskiego i broni maszynowej, a sam udałem się na wschód od kop. Brzeszcze, by połączyć się z drugim plutonem, który szturmował bardziej na południe od nas i się oderwał. Podchodzę lasem pod kop. Brzeszcze i spotykam tam jakiegoś cywila stojącego na drodze i pytam: „Gdzie to wojsko, które tu było wieczorem ?” A on odpowiada: poszli na południowy wschód. Spoglądam w stronę rzeki Wisły i w tej chwili pada obok mnie strzał z km. Skoczyłem za drzewo przydrożne i równocześnie obok mnie pada seria ckm do rowu, a przez most przejeżdżają czołgi niemieckie. Więc natychmiast mimo ognia ckm pobiegłem do plutonu i krzyknąłem: Chłopcy! Chować się biegiem w kartofle! Czołgi idą! Żołnierze pobiegli za domy robotnicze kop. Brzeszcze i wpadli w ziemniaki, których wysokie na metr badyle ukryły wszystkich żołnierzy. Nie mieliśmy przy sobie żadnej broni przeciwpancernej, z której moglibyśmy zmierzyć się z czołgami hitlerowskimi. Obserwuję zachowanie się nieprzyjaciela. Pierwsze czołgi niemieckie zatrzymują się koło domków górniczych, wysiadają z nich niemieccy żołnierze i podchodzą pod osłoną swoich dział do okien domków, gdzie wrzucają wiązki granatów. Za chwilę okna wylatują z ramami ze ścian, a Niemcy Pewni, że zniszczyli żołnierzy polskich wycofujących się za te domy górnicze, wsiedli do czołgów i ruszyli na południowy wschód w stronę rzeki Soły. Liczyłem przejeżdżające przede mną czołgi było ich sto siedemdziesiąt. Tak sobie pomyślałem: „teraz to im nie damy rady”. Postanowiłem tych żołnierzy, których miałem przy sobie, wyprowadzić bez niepotrzebnych strat z matni. Zebrałem więc wszystkich żołnierzy, było ich 63 ludzi, drugiego plutonu nie spotkałem po odłączeniu ode mnie. Posiliwszy się nieco gruszkami, które tam rosły, zaszyliśmy się w lasy i groblami między stawami rybnymi ruszyliśmy w stronę rzeki Soły. ..." Dalej to już Łęskie Zasole albo Skidzin. Ale może tak miejscowa młodzież mogłaby w ramach zajęć z historii bądź zainteresowań odtworzyć ich trasę przemarszu ?
-
Youpendi napisał: Korfanty był przeciwny zbrojnym wystąpieniom Ślązaków i może nie potępiał, ale odradzał pomysł o wybuchu powstań. Pierwszych dwóch nie poparł - wolał załatwiać wszystko na stopie pokojowej. Trzecie objął trochę wbrew swojej woli - też powstania nie popierał, ale ugiął się pod naciskiem śląskich działaczy i objął dowództwo nad powstaniem. Generalnie to nie wierzył w sprawność bojowa Ślązaków - sądził, ze będzie to niepotrzebnie przelana krew. To nie jest tak dokładnie z tym brakiem wiary, bo czymże niby Ślązacy różnili się od Wielkopolan. Ale kiedy im to przyszło do głowy, było za późno. W 1919 r. Niemcy się otrząsnęły, stąd brak poparcia dla pierwszego powstania. Drugie pominiemy, bo miało cele taktyczne (stąd ono jest jedyne z trzech skuteczne, bo zostały osiągnięte). Natomiast w trzecim jego postawa wałęsowska: "Nie chcem, ale muszem", była czysto taktyczna. Polska nie mogła reprezentować powstańców, bo to był teren Niemiec w zarządzie międzynarodowym. Z "buntownikami" nikt by nie gadał, stąd ta genialna forma orędzia, w którym on ogłasza, że on się (jako osoba) nie buntuje, lecz jest zmuszony wziąć przywództwo nad buntem, który już się dokonał bez niego, by nie zapanowała anarchia. I choć Anglicy i Włosi wiedzieli, że to lipa, gadali z nim.
-
No to może próbka sprzed 2000 lat: "Królestwo niebieskie podobne jest do pewnego gospodarza, który wyszedł o świcie, by nająć robotników do swojej winnicy. Umówił się z nimi o denara za dzień i posłał ich do swojej winnicy. Gdy wyszedł o trzeciej godzinie, zobaczył innych stojących za pracą na rynku. Tym też powiedział: "Idźcie i wy do winnicy, a co będzie należne, dam wam". Poszli więc. Wyszedł ponownie o godzinie szóstej i o dziewiątej i uczynił podobnie. A kiedy wyszedł o jedenastej, znalazł jeszcze innych stojących. Zapytał ich: "Dlaczego przez cały dzień stoicie tu bezczynnie?" Odpowiedzieli mu: "Bo nikt nas nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy". A gdy nastał wieczór, powiedział właściciel winnicy do swojego zarządcy: "Zwołaj robotników i daj im całą zapłatę, zaczynając od ostatnich do pierwszych". Gdy przyszli ci z jedenastej godziny, otrzymali po denarze. Kiedy zatem podeszli pierwsi, uważali, że otrzymają więcej. Jednak i oni otrzymali po denarze. Biorąc więc narzekali na gospodarza. Mówili: "Ci ostatni pracowali jedną godzinę, a zrównałeś ich z nami, choć dźwigaliśmy ciężar dnia i spiekoty". A on każdemu z nich tłumaczył: "Przyjacielu, nie krzywdzę ciebie. Czy nie umówiłeś się ze mną o denara? Weź swoje i odejdź. Chcę dać temu ostatniemu jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czemu zepsutym okiem patrzysz, że jestem dobry?"
-
Marynarka wojenna Turcji
Tomasz N odpowiedział Andreas → temat → Działania na Kaukazie i na Bliskim Wschodzie
No i przeczytane (staranniej). To nie jest całe tłumaczenie książki wspomnianej wyżej. Thun we wstępie podaje, że pominął działania poprzedzające na Morzu Śródziemnym. Z grubsza wyglądało to tak: Wstęp. Krążowniki „Goeben” (280 mm) i „Breslau” (105 mm) były okrętami stale pozostającymi na wodach obcych. Wybuch wojny zastał je na Morzu Śródziemnym. Nie mogąc ujść przez Gibraltar ani dojść do portów Austro-Węgier, dowodzący eskadrą adm. Souchon upozorował ucieczkę na zachód, poprzedziwszy to bombardowaniem z morza portów na wybrzeżu Tunisu. Po pobraniu węgla w Messynie ruszył do Konstantynopola by przejść na Morze Czarne. Ale Turcja ogłosiła neutralność i zamknęła Dardanele dla obcych okrętów wojennych. Niemcy zaczynają starania dyplomatyczne o ich przepuszczenie, eskadra czeka u wrót, a kiedy pojawia się pogoń angielska, adm. Sauchon wydał rozkaz pogotowia bojowego i wywiesił sygnał "poproszę o pilota". I go dostał, a Anglicy nie. Jednakże nie wiedział, że zostało to dokonane za przejście, razem z załogami, obu okrętów pod flagę turecką. Treść. Bazą ich była zatoka Stenia przy Bosforze. „Breslau” czasami stał pod Złotym Rogiem Poza nimi były też tam niemieckie torpedowce z załogami. Z węglem mieli kłopot, bo ten najbardziej kaloryczny był angielski i oni go przejęli w całości pozostawiając reszcie gorszy. Główna ich przewaga wynikała z faktu, iż byli szybsi od każdego rosyjskiego okrętu (inne tureckie jak „Hamidie” „Medjidie” już nie). 28.10.1914 „Goeben" rusza ostrzelać Sewastopol, „Breslau” Noworosyjsk (składy ropy), a krążownik „Hamidie” Teodozję. Akcja się udaje. W drodze powrotnej „Goeben” topi minowiec „Prut” i przechwytuje parowiec „Olga”. Potem osłaniają transporty wojskowe do Samsunu i Trapezuntu. Ciekawostka: Odległość okrętów rosyjskich ustalają z siły sygnału iskrowego ich radiostacji, co często ratuje im skórę. Ładne opisy pierwszych walk w eterze. Podczas jednej walki w trakcie tej osłony transportu "Goeben" dostaje raz pociskiem 305 mm ( strzelali się z flotą rosyjską m.in. okręty „Święty Eustachy” i „Rościsław”) w kazamatę wieży 150 mm, załoga ginie, okręt ratuje podoficer, który zdążył w tym momencie zalać komorę amunicyjną pod nią, zapobiegając wysadzeniu okrętu. Rosjanie podejmują próbę blokady portów tureckich przez zatopienie statków z kamieniami w kanałach, ale nie udaje się, bo oni je przechwytują. Wspierają z morza atak na Batumi, przerywają kabel telegraficzny pod Krymem. 28 12 1914 r. wpadają na dwie miny, na drugą minę wpadli na swe szczęście po paru minutach drugą burtą i „Goeben” się wyprostował z 30 stopniowego przechyłu, zamiast przewrócić. Dziury były, że dwie fury z sianem mogły do każdej wjechać. Ciekawostka: Miny ruskie cieszyły Turków, bo mieli mało własnych do zamknięcia cieśnin, stąd wyławiali ruskie i ustawiali z powrotem na swoich polach. Z braku doku musieli zrobić takie kesony przyburtowe do naprawy. Sam fakt uszkodzenia „Goebena” trzymano w tajemnicy. Do tego czasu co jakiś czas udawali gotowość bojową grzejąc pod kotłami, a nawet wypływając, ratując w ten sposób np. ścigany przez ruskie kontrtorpedowce „Hamidie” (ruscy mieli dobry wywiad). Łodzie podwodne Angielskie łodzie podw. przedarły się na Morze Marmara, wprawdzie ponosząc spore straty, ale potem siejąc popłoch w cieśninach (zatopiły m.in. okręt liniowy „Barbarossa”). Ale co ciekawe, nie były w stanie sięgnąć „Goebena”, bo prąd w cieśninach był tak duży, że pod wodą się nie dało przejść na Morze Czarne. Ciekawostka: Anglicy działali jak dżentelmeni. Wyławiali rozbitków i odstawiali na brzeg. Wkrótce pod Dardanele przybyły niemieckie Ubooty. Pierwszy UB 21 zatopił ok. 26 maja 1915 r. Anglikom okręty „Triumf” i „Majestic”. Potem przybyły kolejne i były tam dwie półflotylle; jedna w Konstantynopolu operująca na Morzu Czarnym i druga w Pola operująca na M. Śródziemnym. Natomiast po pewnym czasie rosyjskie łodzie podw. tak skutecznie blokowały ruch na M.Cz, że zaprzestano transportów morskich wojska inaczej jak w konwojach. 03.04.1915 r. „Hamidie” i „Medżidie” ruszają zniszczyć stocznie w Nikołajewie. Dla odwrócenia uwagi „Goeben” i „Breslau” ruszają pod Sewastopol. Ale „Medżidie” wpada na minę i tonie, załogę przejmuje „Hamidie” i wszyscy wracają do portu. Potem im ruscy szykują pułapkę. Wysyłają jeden okręt z zadaniem zrobienia desantu, a kiedy „Goeben” z „Breslau” ruszają nań, to 17 okrętów floty czarnomorskiej odcina ich od Bosforu. Po nieudanej próbie przebicia (dostali raz 305 mm) ruszają w stronę Sewastopola, odciągając flotę rosyjską od Bosforu, a następnie zawracają i gubią ich docierając na resztkach węgla do portu. Po drodze „Goeben” topi łódź podwodną przypadkiem się z nią zderzywszy. Ciekawostka:Prien miał poprzednika. Turecki torpedowiec „Muawenet” zrobił 12 maja wypad do zatoki Merot gdzie stała flota czarnomorska. Wszedł do niej niepostrzeżenie o świcie i zatopił okręt „Goliat” i równie niepostrzeżenie z niej wypłynął. (każdy z załogi dostał od sułtana złoty zegarek i sakiewkę złotych monet) Gallipoli Kiedy zaczyna się desant pod Gallipoli z „Goebena” demontują część dział 150 mm na stanowiska ziemne dla zwalczania desantu. 12.06.1915 r. Uboot torpeduje okręt „Palntelejmon”. We wrześniu Rosjanie wprowadzają do akcji świeżo ukończony szybki pancernik „Imperatica Maria” na który „Goeben” nie jest dość silny. Bo ma mniejszy zasięg dział. W bezpośrednim pojedynku „IM” wali do „Goebena” z 24 km, a ten nie jest w stanie nawet podejść na odległość strzału. Więc planują synchronizowaną akcję lotniczo morską: zbombardowanie „IM” przez bombowiec, by dać „Goebenowi” szansę na podejście, akcja nie udaje się gdyż bombowiec ma awarię i musi wodować. Pojedynek pozostaje nierozstrzygnięty, a już wkrótce 20.10.1916 r. „IM” wylatuje w powietrze w porcie w Sewastopolu i mają pół roku spokoju do czasu ukończenia bliźniaka „IM” „Aleksandra III”. W tym czasie „Breslau” zostaje przezbrojony na działa 150 mm. Natomiast Kopp zostaje tłumaczem jakiegoś oficjela i schodzi z okrętu, co mu ratuje życie, bo kiedy dostaje przydział, ale na „Breslau”, to ten tonie na minach podczas powrotu z wypadu na Imbros 20.01.1918 r. „Goeben” wpadł na trzy miny i mimo tego dotarł do zatoki Ismid, po drodze wpadając na mieliznę i będąc atakowanym przez lotnictwo bombowe. Anglicy uratowali 1/3 załogi „Breslau”. Ciekawostka: Już w czerwcu 1917 r. bombowce angielskie zaatakowały „Goebena” w zatoce Stenia; zrzucili dwie bomby pudłując, bomby trafiły w stojące obok „Goebena” torpedowce, niszcząc je. 2 listopada 1918 r. ostatecznie przekazano „Goebena” Turcji, niemiecka załoga odpłynęła parowcem „Corvocado” do Nikołajewa. Turcy wybronili następnie „Goebena” w traktacie lozańskim i wyremontowali po wojnie (do 1930 r.) nadając mu nazwę „Jawus Sułtan Selim”. Koniec. -
Niemieckie archiwalia.