Skocz do zawartości

atrix

Użytkownicy
  • Zawartość

    2,407
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez atrix

  1. Na forum pisałem że list mógł się również pojawić z przyczyn Katynia. By odwrócić uwagę Polski i polaków od sprawy wschodniej. Około roku 1950 została powołania tzw komisja katyńska izby reprezentantów kongresu USA. KOMISJA 'KATYŃSKA' IZBY REPREZENTANTÓW KONGRESU USA, 1951-1952 Witold Wasilewski [the contents of any particular reference in the text of this article may be accessed by 'clicking' on the number of that reference provided in square brackets] W roku 1951 Izba Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych powołała do życia komisję do zbadania okoliczności zbrodni katyńskiej. Od popełnienia przez Sowietów w roku 1940 mordu na oficerach polskich minęło jedenaście lat, od jego ujawnienia przez Niemców w roku 1943 lat osiem. Przyczyny podjęcia, w tym właśnie momencie, przez jeden z najwyższych organów władzy USA kwestii zbrodni należy upatrywać w ówczesnej sytuacji międzynarodowej. Jeszcze w czasie II wojny światowej otrzymywały mocarstwa anglosaskie: USA i Wielka Brytania, wiarygodne informacje o charakterze, rozmiarze i co najistotniejsze sprawcach straszliwego mordu na polskich jeńcach wojennych. Obawiając się jednak wyjścia ZSRS z koalicji antyhitlerowskiej wolały w tej sprawie milczeć, co faktycznie oznaczało akceptację szerzonej przez propagandę sowiecką kłamliwej, spreparowanej przez sowiecką Komisję Specjalną Nikołaja Burdenki w roku 1944, wersji o odpowiedzialności niemieckiej za zbrodnię. Franklin D. Roosevelt osobiście pilnował, by informacje o Katyniu nie psuły atmosfery stosunków amerykańsko-sowieckich. Również po drugiej wojnie podejmowanie sprawy Katynia, wobec chęci szukania modus vivendi ze Stalinem, uznano w Anglii i odgrywających wiodącą rolę w świecie zachodnim Stanach Zjednoczonych za 'zbędny luksus'. Jednak rozwój wydarzeń na świecie: rozwianie się wiary Anglosasów w pokojowe współistnienie z blokiem sowieckim i początek 'zimnej wojny" sprawiły, że w Waszyngtonie uznano niepisany, respektowany od procesu norymberskiego 1945-1946 do końca lat czterdziestych, układ o niepodejmowaniu kwestii sowieckich zbrodni z czasów wojny, za niebyły. Przy czym, co stanowi ironię historii, podjęcie w Waszyngtonie sprawy mordu dokonanego pod Smoleńskiem zdecydowało się na Dalekim Wschodzie. Tak, jak zdecydowane przejście do polityki powstrzymywania komunizmu i rywalizacji z ZSRS, rozpoczęło się w USA nie w związku z sowietyzacją Europy Środkowej, a po szokującym Departament Stanu i większość polityków zwycięstwie komunistów w Chinach w roku 1949, tak przejście w fazę ostrej konfrontacji i determinacja do użycia szerokiej gamy środków dla zwalczania komunizmu pojawiła się po inwazji komunistycznej na Koreę, w połowie roku 1950 [1]. Sygnałem zmiany atmosfery w USA w kierunku umożliwiającym podniesienie sprawy katyńskiej było powołanie w roku 1949 przez Arthura Bliss Lane komitetu do sprawy zbadania mordu katyńskiego (The American Committee for the Investigation of the Katyn Massacre, Inc.), ale była to cały czas tylko inicjatywa grupy obywateli amerykańskich - można by powiedzieć komitetu społecznego - a nie władz USA. Znamiennym jest, że jeszcze w roku 1950, z audycji Józefa Czapskiego dla Głosu Ameryki, Departament Stanu (amerykański odpowiednik ministerstwa spraw zagranicznych), za pośrednictwem urzędników rozgłośni polecił usunąć wszystkie wzmianki o Katyniu, włącznie z samym słowem Katyń [2]; rok później działała już oficjalna komisja najwyższej władzy ustawodawczej USA do sprawy Katynia! W arsenale działań, towarzyszących otwartej wojnie w Azji, kluczowe zadanie przypadło bowiem propagandzie, stąd rozwój rozgłośni nadających do bloku sowieckiego, stąd też wydobycie na światło dzienne treści niewygodnych dla stojącego za komunistami chińskimi i koreańskimi Związku Sowieckiego. Taki, uwikłany w politykę chwili, był kontekst ustanowienia Komisji Katyńskiej Kongresu, co jednak nie przeszkadzało jej autentycznemu dążeniu dojścia do prawdy i rozgłoszenia jej w świecie. Szczególnie, iż dla szeregu jej członków, niezależnie od celów politycznych, wyjaśnienie prawdy materialnej i napiętnowanie winnych, stało się niewątpliwie, zwłaszcza w toku wychodzenia na światło dzienne straszliwych faktów, motywem zasadniczym, samym w sobie i nie potrzebującym innych uzasadnień. Podstawa prawna, zasady procedowania i skład osobowy Komisji KOMISJA SPECJALNA DLA ZBADANIA FAKTÓW, DOWODÓW I OKOLICZNOŚCI ZBRODNI W LESIE KATYŃSKIM (SELECT COMMITTEE TO CONDUCT AN INVESTIGATION OF THE FACTS, EVIDENCE AND CIRCUMSTANCES OF THE KATYN FOREST MASSACRE), jak brzmiała oficjalna nazwa organu, określanego z reguły skrótowo mianem Komisji Katyńskiej Kongresu, została powołana przez Izbę Reprezentantów (czyli niższą) 82 Kongresu na mocy rezolucji nr 390, w roku 1951. Czynności miała rozpocząć na początku roku 1952. Podstawy formalne jej działań oraz zadania przed nią postawione zostały określone we wspomnianej uchwale izby niższej amerykańskiego parlamentu. Konstrukcja prawna Komisji wpisywała się w tradycję funkcjonowania podobnych, wkraczających śmiało w domenę władzy sądowniczej, ciał śledczych, powoływanych przez najwyższą władzę ustawodawczą Stanów Zjednoczonych i zadających kłam rzekomo wzorcowemu trójpodziałowi władzy w ojczyźnie demokracji. Komisja (Committee) była ciałem o uprawnieniach prokuratorskich - nie stawienie się na jej wezwanie (subpena), czy w inny sposób utrudnianie jej działań, podlegało sankcji prawnej. Wynikiem jej działania nie był wykonywalny w świetle prawa wyrok, a raport końcowy, którego treść zawierały: orzeczenie o prawdzie w materii podlegającej jej badaniu oraz wnioski do Kongresu, co do dalszego postępowania w obszarze stanowiącym pole zainteresowania komisji. Czytelnik polski najprościej może uzmysłowić sobie charakter amerykańskich komisji Kongresu tego typu przez odniesienie do działań współczesnych komisji śledczych Sejmu RP, wzorowanych na komisjach zza oceanu. Pamiętać jednak należy o niepodważalnym dla nikogo autorytecie odpowiednich komisji Kongresu i głęboko, już w czasie funkcjonowania Komisji Katyńskiej, ugruntowanej praktyce ich działania. Przykładem komisji o uprawnieniach śledczych mogły być: Komisja Izby Reprezentantów do spraw Działalności Antyamerykańskiej oraz Senacka Stała Podkomisja Bezpieczeństwa Wewnętrznego McCarthy'ego [3]. Konkretny cel działania, mogący dotyczyć bardzo szerokiej gamy zagadnień, przede wszystkim wewnętrznych, ale jak widać na przykładzie katyńskim, również międzynarodowych, każdorazowo określała Izba rezolucją. W sumie zapewniało to dużą sprawność i skuteczność tych instytucji. Zgodnie z praktyką parlamentarną USA, Kongres ma pełną swobodę w formułowaniu komisji i zlecaniu im wyznaczonych zadań; pamiętać należy, iż komisje są każdorazowo zapisywane w regulaminie, a stałość ich zadań, jeśli zachodzi, jak w wypadku, na przyklad, komisji budżetu lub obrony, wynika z tradycji i przyzwyczajenia. Regulamin, inny dla Izby Reprezentantów, inny dla Senatu, ustalają dowolnie kongresmani. Formy działania Kongresu, czego nie należy mylić z miejscem w systemie demokracji, nie są nawet w części tak dokładnie opisane, jak przyzwyczajeni są do tego Europejczycy. Kongres USA stosuje takie, nie naruszające konstytucyjnego porządku, metody w swoim działaniu, jakie sam uzna za stosowne dla rozwiązania stojącego przed nim zadania. W wypadku sprawy katyńskiej uznał za właściwe powołanie Komisji Specjalnej, której cel działania jasno precyzowało stwierdzenie o jej przeznaczeniu do przeprowadzenia dogłębnego śledztwa nad faktem i okolicznościami masakry tysięcy polskich oficerów, których zwloki odkryto w nieoznakowanych wykopach ziemnych w lesie katyńskim pod Smoleńskiem (o Miednoje i Charkowie nadal w tym czasie nie było jeszcze wiadomo), na terenie okupowanym w chwili ujawnienia zbrodni przez Niemców, a wcześniej przez ZSRS. Dochodzeniem miały być też objęte wypadki mające miejsce bezpośrednio przed, jak i po dokonaniu zbrodni, której sprawcy w samej rezolucji nie wymieniano, pozostawiając to ustaleniom Komisji. Reszta była szablonem. Całość postanowienia zwykle była zwięzła i komunikatywna, odbiegając od europejskiego bełkotu prawno-administracyjnego, co pozwało postronnym obserwatorom łatwo zrozumieć motywy powołania Komisji. Lapidarna była też Rezolucja (Resolution) 390, ustanawiająca Komisję Katyńską. Członków Komisji Katyńskiej, na mocy Rezolucji i zgodnie z praktyką, powołał Przewodniczący (Speaker) Izby Reprezentantów, opierając się o wcześniejsze konsultacje z liderami demokratów i republikanów w Izbie, co miało zapewniać reprezentatywność organu i pomóc w selekcji przydatnych dla jego działań członków. W przypadku Komisji Katyńskiej, nie zatrącającej działaniami o najżywotniejsze interesy głównych sił politycznych kraju, kluczowe znaczenie dla włączenia do niej miała niewątpliwie chęć kandydata do uczestniczenia w jej pracach. Jak się zdaje, w tym wypadku, na co może wskazywać dublowanie się reprezentantów z jednego stanu, sporów o miejsca nie było. Motywami mobilizującym do zgłoszenia chęci pracy w Komisji Katyńskiej mogły być: znajomość i wcześniejsze zaangażowanie w propagowanie wiedzy o zbrodniach sowieckich, czy szerzej działalność antykomunistyczną oraz osobiste kalkulacje danego kongresmana na osiągnięcie korzyści politycznej, na przykład poprzez przychylne nastrojenie elektoratu antykomunistycznego i polskiego. W skład Komisji Katyńskiej weszli: Daniel L. Flood z Pensylwani (demokrata), Thaddeus M. Machrowicz z Michigan (demokrata), George A. Dondero również z Michigan (republikanin), J. Foster Furcolo z Massachusetts (demokrata), Alvin K. O'Konski z Wisconsin (republikanin), Timothy P. Sheehan z Illinois (republikanin) oraz Ray J. Madden z Indiana (demokrata). Ostatni z wymienionych został powołany przez uprawnionego do dokonania nominacji w rezolucji inicjującej Przewodniczącego Izby, na przewodniczącego komisji, nazywanej potem od jego nazwiska często Komisją Maddena. Rola przewodniczącego, dysponującego jak pozostali członkowie jednym głosem, była w pracach Komisji najistotniejsza; dla innych jej członków - działających przecież w wielu komisjach Izby i na jej posiedzeniach plenarnych oraz pracujących na rzecz reelekcji w terenie - Komisja Katyńska była jednym z wielu obowiązków do wypełnienia. Przewodniczący Ray J. Madden, odpowiedzialny za organizację jej prac, de facto decydował o dynamice i sprawności działań całego organu, ustalając daty i porządek posiedzeń, prowadząc je, a tym samym i odbywające się na nich przesłuchania. Komisja pracowała również z dokumentami i opiniami biegłych, korzystając oczywiście z zaplecza eksperckiego. Kierował nim, również uprawniony do zadawania pytań świadkom, szef jej biura i zespołu ekspertów (Chief Councel), John J. Mitchell [4]. Uchwały Komisji, w tym Raport Końcowy (Final Report - House Report No. 2505), zapadały, jako nie regulowane żadnymi specjalnymi zasadami, zwykłą większością głosów, przy zwykłym kworum, co w praktyce oznaczało konieczność oddania trzech głosów ZA w obecności czterech członków komisji. Nie miały jednak te wyliczenia znaczenia w wypadku prac komisji, w której tak ze względu na jej specjalny charakter, jak i nie traktowanie zagadnienia, jako powodującego wewnątrzamerykańskie napięcia, na przykład na linii demokraci-republikanie, dążono, z sukcesem, do jednomyślności, jeśli widząc jakiś arytmetyczny problem, to raczej w gromadzeniu kworum (vide posiedzenie inauguracyjne), niż w gromadzeniu większości dla przegłosowania swojego wniosku. W tej komisji do sprawy 'polskiej' poglądy ucierano, jak na wyjątkowo spokojnym sejmie w szesnastowiecznej Polsce, jeśli by użyć takiego 'polskiego' porównania. Sam skład Komisji był bardzo znamienny i bardzo... polski. Może przesadą byłoby stwierdzić, że wnikliwy obserwator ówczesnego życia politycznego Ameryki, nawet nie znając jej nazwy, mógłby zgadnąć jakim obszarem tematycznym zajmują się członkowie Komisji, ale po zestawieniu ich nazwisk z jej tytułem, wnioski co do przyczyn takiego jej składu musiały nasuwać się od razu. Był on nie przypadkowy. Thaddeus (Tadeusz) Machrowicz z Michigan był kongresmanem polskiego pochodzenia, korzeni polskich można doszukiwać się także u Alvina O'Konski'ego (Okońskiego?) z Wisconsin, którego nazwisko złośliwie komentowała następnie prasa PRL. Timothy Sheehan był kongresmanem ze skupiającego ówcześnie absolutnie najliczniejszą Polonię w USA stanu Illinois, w którym położone jest najbardziej 'polskie' miasto Ameryki - Chicago (szczególnie wyraźne było to wówczas, kiedy nowojorski Greenpoint nie mógł jeszcze konkurować z chicagowskim Jackowem). Kolejnym stanem o bardzo dużej Polonii był Michigan z wielkoprzemysłowym Detroit, wspomnianego już Machrowicza. Dla występującego jako polityk pochodzenia polskiego Machrowicza i startującego z Illinois Sheehan'a pozyskanie Polonii i jej głosów w wyborach było niewątpliwie sprawą kluczową z punktu widzenia szans na reelekcję. Wytknęła im to prasa komunistyczna w Polsce suponując, iż ich zaangażowanie w sprawę płynęło wyłącznie z właściwego zgniliźnie zachodniej demokracji karierowiczostwa i chęci pozyskania głosów w kolejnych wyborach. Warto zauważyć, na co nie zwrócili uwagi warszawscy propagandyści, że faktycznie również cała reszta członków Komisji pochodziła z obszaru Ameryki zamieszkiwanego przez znaczącą liczbę ich współobywateli pochodzenia polskiego, a mianowicie: północnego wschodu i rejonu Wielkich Jezior z Detroit i Chicago; nawet mniej 'polska' Indiana Maddena była stanem rejonu Wielkich Jezior, graniczącym z Illinois, Michigan i Ohio. Nadreprezentacja osób pochodzenia polskiego, w tym najświeższej wówczas emigracji wojennej, w stanach kongresmanów wyznaczonych na członków Komisji, była uderzająca; żaden nie wywodził się z głębokiego Południa i Zachodu, gdzie tradycyjnie żyło bardzo mało Polaków. Stwierdzić jednak należy, że geograficzno-etniczny aspekt składu Komisji, jak i inne, stricte amerykańskie uwarunkowania jej działań (włącznie z relacjami pomiędzy kongresmanami a Administracją) nie odegrały podczas samych jej prac istotnej roli. Dla sprawy Katynia najważniejsze było, że została podniesiona w bezpośrednim związku z polityką światową, uwarunkowana w składzie wewnątrzamerykańskimi stosunkami, Komisja Katyńska uzyskała w roku 1951 roku zadania, uprawnienia i kształt, których właściwe wykorzystanie mogło uczynić bardzo wiele dla ujawnienia prawdy o sowieckim mordzie na polskich oficerach. Działalność Komisji Katyńskiej Kongresu USA, 1951-1952 Wedle pierwotnego planu, Komisja miała rozpocząć przesłuchania dopiero w roku 1952. Jednak ze względu na nadzwyczajne okoliczności Madden zwołał pierwsze posiedzenie już na 11 października 1951 roku, o godzinie 9:30. Oprócz przewodniczącego, spośród członków Komisji obecni byli: Machrowicz, Dondero i Furcolo, co dawało kworum; pozostali nie mogli, bądź nie zdążyli, przybyć do Waszyngtonu na nieoczekiwane wezwanie. W posiedzeniu wzięli natomiast udział kongresmani o polsko brzmiących nazwiskach: John C. Kluczynski z Chicago (Illinois); Alfred D. Sieminski (New Jersey); Antoni N. Sadlak (Connecticut); Edmund P. Radwan (New York) [5]. Nagłość decyzji była spowodowana koniecznością przesłuchania świadka, który za dwa tygodnie miał udać się na front koreański, co można uznać za swoiste memento okoliczności politycznych, w jakich została powołana Komisja. Tym pierwszym świadkiem był amerykański podpułkownik, Donald B. Stewart, który w lutym roku 1943 dostał się do niemieckiej niewoli w Afryce Północnej i w końcu kwietnia tegoż roku został zmuszony przez Niemców do wzięcia udziału w wyjeździe grupy oficerów alianckich - jeńców wojennych - do Katynia i uczestniczenia w wizji lokalnej miejsca ekshumacji zwłok pomordowanych [6]. Teraz zeznawał pod przysięgą o tym, co widział, a jako oficer amerykański, znany kongresmanowi Dondero od roku 1936 z West Point (co zostało zgłoszone do protokołu przesłuchania), był dla Komisji niewątpliwie świadkiem o szczególnie dużym stopniu wiarygodności. Stąd wezwanie go i zwołanie Komisji w trybie pilnym, mimo, iż nie działało jeszcze jej biuro i zaplecze eksperckie. Przesłuchanie Stewarta wypełniło całą pierwszą sesję Komisji, inaugurując jej prace, które od początku kolejnego roku potoczyły się już planowym i dynamicznym trybem, obejmując dziesiątki przesłuchań oraz prezentacji: pisemnych zeznań, relacji, dokumentów i dowodów rzeczowych (exhibits). Drugą sesję rozpoczęto 4 lutego 1952 przesłuchaniem płk. Johna H. Van Vliet [7]. Zakończono ją, formalnie finalizując część śledczą działań Kongresu w sprawie katyńskiej, przesłuchaniem gen. Claytona Bissell 14 listopada tegoż roku [8]. Równolegle prezentowano przed Komisją dowody rzeczowe, które po uznaniu za wartościowe, numerowano i włączano do akt sprawy. Dotyczyły one samej zbrodni, bądź świadków. Dokumenty, listy, memoranda, zdjęcia etc., przedkładane niezależnie od konkretnych przesłuchań, przygotowywał dla Komisji John J. Mitchell - na przykład w początkowej (4-7 lutego) części drugiej sesji, na jego wniosek załączono do protokołu korespondencję Tadeusza Romera z Wiaczesławem Mołotowem [9]. Poważną ilościowo, ale i niewątpliwie jakościowo, część dowodów rzeczowych stanowiły materiały dostarczone przez Rząd RP na wychodźstwie [10]. Niektóre dowody rzeczowe dostarczali sami przesłuchiwani; ostatnimi, uzyskanymi tym sposobem, były dokumenty dotyczące drogi życiowej i kariery gen. Bissell, a wśród nich nadający mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski z podpisem gen. Sosnkowskiego. W sumie Komisja przesłuchała osiemdziesięciu jeden istotnych dla sprawy, wzywanych czasem parokrotnie, świadków oraz przyjęła zeznania około dwustu kolejnych, których wyjaśnienia miały dla sprawy poboczne znaczenie. Ponadto zebrano około sto pisemnych oświadczeń i relacji od świadków oraz zbadano sto osiemdziesiąt trzy dowody rzeczowe, uzyskując przy tym wgląd do dokumentacji Departamentów: Stanu (spraw zagranicznych) i Wojny (obecnie Obrony). Poza Stanami Zjednoczonymi przesłuchania Komisji prowadzone były w: Londynie, Frankfurcie nad Menem, Berlinie i Neapolu, gdzie na miejscu przebywali świadkowie, głównie polscy, istotni dla sprawy. Czynności prowadziła również, w mającym od zakończenia wojny specjalny status Berlinie, podkomisja Komisji Maddena. W samych Stanach Zjednoczonych poza stolicą, posiedzenia odbywały się jeszcze w Chicago, co w kontekście znanych już faktów jest zrozumiałe. Wśród świadków Komisji był na przykład Ferdynand Goetel, uczestnik słynnej misji do Katynia w roku 1943 i autor raportu o mordzie dla Międzynarodowego Czerwonego Krzyża; osoba tyleż zasłużona dla wyjaśnienia sprawy Katynia, co budząca kontrowersje w związku z niesprawiedliwym zarzutem kolaboracji z Niemcami. Listę interesujących świadków można ciągnąć długo, należy jednak wspomnieć przynajmniej dwa, wiele mówiące nazwiska: byłego premiera rządu polskiego, Stanisława Mikołajczyka i byłego ambasadora USA w Moskwie, W. Averell'a Harrimana, zeznających w drugiej, wyznaczanej datami 3 czerwca i 14 listopada, fazie działań Komisji, gdy koncentrowała się ona na naświetleniu kontekstu zbrodni, której anatomię poznała już i solidnie udokumentowała. Znanym stał się też, tyle że nie ze względu na (wątpliwą) wartość merytoryczną składanych zeznań, a sposób ich złożenia, świadek występujący incognito jako John Doe 1 [11], który stanął przed Komisją zamaskowany, co propaganda peerelowska usiłowała wykorzystać do ośmieszenia, a przez to zdeprecjonowania Komisji, jej działań i ustaleń. Całość zapisu przesłuchań świadków przez Komisję i załączone do nich dowody rzeczowe (co nie jest równoznaczne wszystkim materiałom ze śledztwa), rozpoczęto na podstawie protokołów wydawać już od stycznia roku 1952, jako oficjalny druk kongresowy, na użytek członków Komisji i innych kongresmanów. Edycja, składająca się z siedmiu części i licząca przeszło dwa tysiące stron, nie została dotychczas w Polsce przyswojona; w okresie PRL w drugim obiegu fragmenty protokołów wydał podziemny Instytut Katyński z Krakowa (tzw. Macedońskiego), zeznanie Ferdynanda Goetla przypomnieli niedawno, całkiem słusznie jako sporą ciekawostkę, Stanisław M. Jankowski i Ryszard Kotarba [12]. Wydawnictwo Kongresu, z zapisem tak istotnego dla wyjaśnienia sprawy katyńskiej dochodzenia, nie znalazło się w zasobach bibliotecznych Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (KŚZPNP), a tym samym obecnie Instytutu Pamięci Narodowej (IPN). Jeden z nielicznych przekazanych do Polski egzemplarzy znajduje się w Bibliotece Sejmowej, opatrzony pieczęcią kongresmana Ray'a Maddena, wskazującą go jako darczyńcę [13]. Konkluzją, wynikającą z prac Komisji w latach 1951-1952, było jej jednomyślne i bezwarunkowe stwierdzenie odpowiedzialności sowieckiego aparatu bezpieczeństwa za wymordowanie polskich oficerów w 1940 roku. Raport Końcowy (Final Report) przyjęty został przez Izbę i skierowany do druku z datą 22 grudnia 1952 roku, jako Raport Izby Reprezentantów nr 2505 [14]. W stanowiącym jego załącznik wyciągu z Raportu Preliminaryjnego (Interim Report) jednoznacznie stwierdzono: ... Komisja jednomyślnie i ponad wszelką wątpliwość [beyond any question of reasonable doubt] stwierdza, że sowieckie NKWD (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych) popełnił masowe morderstwo na polskich oficerach i przywódcach intelektualnych [intellectual leaders] w Lesie Katyńskim koło Smoleńska, Rosja. [15] W dalszej części konkluzji liczbę zamordowanych określono na piętnaście tysięcy jeńców z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa [16]. Wbrew wcześniejszym twierdzeniom niemieckim i sowieckim, zgodnie ze słuszną konkluzją kongresmanów: - w Katyniu zostali zamordowani (massacred) tylko jeńcy z Kozielska; - jeńcy ze Starobielska i Ostaszkowa zostali straceni w podobny, brutalny sposób (executed in a similar brutal manner); - jeńców ze Starobielska unicestwiono (disposed of) niedaleko Charkowa; tych z Ostaszkowa spotkał podobny los ([they] met similar fate). [17] Brak precyzji w określeniu liczby ofiar wśród których nie uwzględniono Polaków z więzień na okupowanych Kresach RP oraz wątpliwości co do innych niż Katyń miejsc kaźni i pochówku nie zmieniają faktu prawidłowego uchwycenia przez kongresmanów skali mordu i podsumowania go w istocie, jako zbrodni masowej, dokonanej przez instytucję państwa sowieckiego. Tym samym zbrodnia obciążała Związek Sowiecki, którego rząd kongresmani napiętnowali w tekście jako odmawiający współpracy przy wyjaśnianiu całej sprawy, niedwuznacznie sugerując jego winę, a równocześnie kilkukrotnie używając przy opisie sprawy ogólnego terminu "Russians", czyli, po prostu - Rosjanie [18]. Pamiętać przy tym należy, iż Raport nie był wyrokiem wskazującym i skazującym winnych, a konkluzją o stanie faktycznym zleconej przez Izby Reprezentantów sprawy. Wraz z opisem prawdy materialnej Komisja przedstawiła Kongresowi wnioski, co do dalszego postępowania - czyli sugestie, jak dalej należy postępować z poznanymi w trakcie czynności faktami, którymi w tym konkretnym wypadku była straszliwa prawda o mordzie katyńskim. Komisja zaproponowała przekazanie Zgromadzeniu Ogólnemu Narodów Zjednoczonych pisemnych zeznań, wraz z innymi materiałami dowodowymi i wynikami jej dochodzenia, celem wniesienia do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości pozwu przeciw ZSRS o popełnienie zbrodni, stanowiącej pogwałcenie praw wszystkich cywilizowanych narodów. Rekomendację tę w trakcie dalszych prac w Kongresie uzupełniono zapisem, aby w sytuacji nie podjęcia przez Narody Zjednoczone proponowanych działań, Prezydent USA zwrócił się o pomoc do międzynarodowej komisji, złożonej z przedstawicieli innych niż Niemcy i Związek Sowiecki państw, która spełniając rolę przysięgłych, zapoznałaby się z zeznaniami świadków i materiałem dowodowym, tyczącym zbrodni katyńskiej, a po zaprotokołowaniu swoich ustaleń wydała zalecenia zgodne z wymogiem sprawiedliwości [19]. Była to w istocie propozycja przeprowadzenia na arenie międzynarodowej dochodzenia podobnego amerykańskiemu. Skutki i ocena działań Komisji Maddena Wypracowane przez Komisję Maddena propozycje nie zostały zastosowane w praktyce. W życie nie weszła koncepcja postawienia sprawy katyńskiej na forum ONZ i osądzenia jej przez Międzynarodowy Trybunał. Mimo funkcjonowania w latach pięćdziesiątych, przy przeprowadzaniu niektórych spraw, prozachodniej większości w ONZ, działanie na jej forum wprost przeciwko interesom sowieckim było w praktyce niemożliwe. Pamiętać należy, że nie zawetowanie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ korzystnej dla USA rezolucji koreańskiej nastąpiło tylko dzięki opuszczeniu obrad Rady przez delegację sowiecką [20]. Narody Zjednoczone, targane sprzecznościami dwóch bloków, a równocześnie determinowane wolą części reprezentowanych państw do rozładowywania, wywołanego napaścią na Koreę, skrajnego napięcia w świecie, nie były absolutnie zdolne do przeprowadzenia godzącego w interes Sowietów i ich satelitów działania; nawet w imię prawdy. Nie przeprowadziła też Administracja amerykańska inicjatywy wysuniętej przez najwyższe ciało prawodawcze Ameryki, czyli sformowania specjalnej komisji międzynarodowej. Przy czym w tym wypadku, mniej uczulona na uwarunkowania polityki międzynarodowej, legislatywa zobligowała władzę wykonawczą do aktywności, której charakter nie był jasno określony i której precyzyjnej wizji nie miał chyba sam uchwałodawca. Wprowadzona jako poprawka (zapewne wobec przewidywanego fiaska w ONZ) propozycja bazowała wyraźnie na doświadczeniu samej Komisji Katyńskiej, które miano przenieść na grunt międzynarodowy. Stworzenie jednak podobnego ciała, z założenia poza strukturami Narodów Zjednoczonych, było zadaniem ze wszech miar politycznie i prawnie karkołomnym, trudno się więc dziwić, że nie zostało przez Prezydenta i Departament Stanu przeprowadzone. Nie wcielenie w życie propozycji Komisji można również wyjaśnić dojściem do głosu różnic w podejściu do sprawy katyńskiej i zagadnienia walki ze Związkiem Sowieckim pomiędzy poszczególnymi instytucjami i postaciami amerykańskiego życia publicznego. Duża grupa kongresmanów, wojskowych, nie tworzących co prawda na gruncie amerykańskim polityki, ale mających wśród siebie, na przykład, nie pozbawionego ambicji politycznych gen. Douglasa McArthura, a nawet sterników Departamentu Obrony, było skłonnych nagłaśniać prawdę o Katyniu i używać jej jako ostrego narzędzia w wojnie politycznej i propagandowej z komunizmem. Ale już bezpośrednio odpowiedzialny w administracji prezydenckiej za politykę zagraniczną Departament Stanu był wyraźnie odmiennego zdania. Interesujące może być tutaj zestawienie, wspomnianego już, sprzeciwu Departamentu Stanu z roku 1950 wobec nagłaśniania sprawy katyńskiej z ostentacyjnie przychylną postawą Departamentu Obrony w początkach samego śledztwa, która umożliwiła przesłuchanie płk. Stewarta, przed jego służbowym wyjazdem do Korei, za co solennie podziękował przewodniczący Komisji, Ray Madden [21]. Wskazywałoby to na dysonans w podejściu do sprawy Katynia pomiędzy jastrzębiami z Departamentu Wojny a gołębiami z Departamentu Stanu. W ostatecznym rozrachunku, w ramach Administracji arbitrem w sporach pomiędzy departamentami był Prezydent. Trudno powiedzieć coś bliższego na temat osobistego stosunku prezydenta Harry'ego Trumana do prac Komisji. Raport Końcowy Komisji, przyjęty przez Kongres, wraz z wnioskami, został przekazany do Białego Domu. Pamiętać jednak należy, że wedle zgodnej opinii amerykanistów, Prezydent nie czyta tekstów, wybiegających poza jedną, góra półtorej, strony tekstu. Kwestii dotarcia z omawianą sprawą 'do ucha' Prez. Trumana nie sposób tu rozstrzygnąć. Można natomiast stwierdzić, że ostatecznie ani demokrata Truman, ani żaden inny prezydent nie podjął decyzji eskalowania sprawy katyńskiej wykorzystując, formalnie mu przekazane, ustalenia i postulaty Kongresu. Problemem, który zaważył niekorzystnie na podjęcie przez Administrację sprawy katyńskiej, mógł być również koniec kadencji prezydenckiej. W 1952 roku przypadły w Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie i w czasie prac Komisji trwała kampania wyborcza, a w momencie gdy prace Komisji dobiegły końca miały miejsce wybory. Po wyborach ustąpujący prezydent sprawował jeszcze formalnie urząd do końca roku, ale jest oczywiste, jakkolwiek cynicznie by to zabrzmiało, że miał już na uwadze inne, niż inicjowanie nowego tematu w polityce zagranicznej, sprawy. To samo tyczyło dużej części urzędników, szczególnie, że wybory wygrał przedstawiciel konkurencyjnej partii, republikanin Dwight Eisenhower. W systemie 'podziału łupów' oznaczało to dla wielu z nich konieczność szukania nowej pracy. Faktycznie, ani Prez. Truman, ani jego urzędnicy nie mieli czasu na wdrożenie działań postulowanych przez Komisję. Zajęcie się tą kwestią przez nową Administrację, tuż po wyborach, było ze zrozumiałych względów jeszcze mniej realne. Nowa ekipa musiała przejąć Administrację przed podjęciem się realizacji ryzykownych inicjatyw; jak zwykle też preferowano te, zrodzone już w nowej kadencji. Prez. Eisenhower, niezależnie od wskazanych ograniczeń, przystąpił do realizacji, wyznaczających priorytety rządu, obietnic wyborczych. Była wśród nich walka z komunizmem - tu kwestia katyńska mogła wydawać się użytecznym narzędziem. Prezydent-elekt obiecał jednak także zakończenie konfliktu koreańskiego. Tymczasem o ile w wypadku działań Kongresu sprawa miała przede wszystkim wymiar propagandowy na gruncie amerykańskim, to podjęcie sprawy przez Administrację wyprowadzało ją na areną międzynarodową, powodując ostry konflikt dyplomatyczny z ZSRS. Eisenhower zaś bezpośrednio po wyborze dążył do zakończenia konfliktu w Korei. Dążenie to było zgodne z zamierzeniami politycznymi Moskwy i w 1953 roku doszło do ustalenia linii demarkacyjnej między walczącymi stronami i ustania otwartych działań wojennych na froncie koreańskim. Nie był to zatem moment, w którym USA byłyby zainteresowane podjęciem sprawy takiej, jak zbrodnia sowiecka z czasu drugiej wojny. W roku 1954 skończyła się kadencja Kongresu, z którego demokratyczną większością w Izbie Reprezentantów zmagał się Prezydent; w nowej Izbie demokraci zachowali przewagę, co nie sprzyjało podejmowaniu jej inicjatyw, tym bardziej tych starych, które przykrywał już kurz. W sumie, czynniki te sprawiły, że postulaty Komisji Katyńskiej trafiły do lamusa historii. Nie zrealizowanie wytycznych Kongresu co do postępowania z ustaleniami Komisji nie oznaczało jednak, że praca zespołu kongresmanów poszła na marne. Zaryzykować można wręcz twierdzenie, że postulaty Komisji co do rozstrzygnięcia sprawy przed instytucjami międzynarodowymi, nie należały do najistotniejszych wyników jej prac. Koncepcje zaangażowania ONZ i tworzenia komisji międzynarodowej były od początku mało realne. Pozostało coś ważniejszego - dorobek Komisji w zakresie wyświetlenia i rozpropagowania prawdy o zbrodni na oficerach polskich w Katyniu. Ustalono ponad wszelką wątpliwość masowy charakter zbrodni, 1940 jako rok jej popełnienia i prawdziwych jej sprawców - Sowietów. Ustalenia te potwierdzały, oczywiście, znaną już wcześniej Polakom prawdę, ale o ich wielkiej wadze nie zdecydował fakt potwierdzenia tej prawdy. Istotne było, że werdykt, choć nie prowadził do wyroku, został wydany przez instytucję państwa nie będącego stroną, ani nawet uczestnikiem, tragicznych wydarzeń sprzed dwunastu lat, a równocześnie państwa o olbrzymim znaczeniu i autorytecie międzynarodowym. Autorytet ten, nawet jeśli usilnie podważany zza żelaznej kurtyny sprawiał, że od tego momentu nie mogło być już mowy o niepodzielnym panowaniu sowieckiej wersji wydarzeń. W Stanach Zjednoczonych, w Wielkiej Brytanii, w całej tak zwanej anglosferze, a do pewnego stopnia i w całym niekomunistycznym świecie, prawda nie mogła być już od tej pory zagłuszona. Mogła być ta prawda nadal dla Zachodu mało interesująca, mogła podlegać świadomemu przemilczaniu, ale od momentu, w którym została zaprotokołowana w dokumentacji Komisji Kongresu USA Ray'a Maddena, była faktem politycznym i prawnym. Najlepszym zaś chyba świadectwem znaczenia działań Komisji w walce z kłamstwem katyńskim było rozpętanie, w reakcji na jej prace, największej w dziejach fałszerstwa, mającej na celu podtrzymanie kłamstwa, kampanii propagandowej Moskwy i Warszawy." Cytat pochodzi ze strony - http://www.electronicmuseum.ca/Poland-WW2/katyn_memorial_wall/madden_committee/wasilewski_pol.html
  2. Tomasz N napisał Bo nic się nie dzieje i tak jest przez 6 lat, więc jaki to łakomy kąsek ? Jak się nic nie działo, coś się działo. Śledztwo było, a że bez rozmachu i efektów to inna sprawa. Tak w 1955 roku kiedy powstawała Bundeswehra nie wykorzystano listu. A kiedy go zaczęto wykorzystywać propagandowo pod koniec lat 60' Bundeswehra już istniała tak samo jak EWO. Którego umowa została zawarta na 50 lat. Tak więc teza polityczna o spreparowaniu listu na w/w wydarzenia na niewiele się zdała.
  3. Tomasz N napisał Ja na ich miejscu bym założył, że konsul wrzucił np to do kosza. Skąd taki domysł? To był niezły kąsek dla władz. Z reguły takich rzeczy się nie wyrzuca , lecz weryfikuje. I tak tez zrobiono, Nie przykładano się zbytnio do tego. Czego efektem było że sprawa znalazła się w szufladzie. Co ciekawe że mogiła zbiorowa pomordowanych żydów jest w Lipsku do dzisiaj. Nie ma żadnych wzmianek o ekshumacji szczątków. Początkowo po 1945 roku interesowano się sprawą Lipska i Cukrówki, lecz później widocznie zaniechano dalej śledztwa.
  4. Tomasz n napisał Na wschodzie być nie mógł bo nie miałby dostępu do konsulatu w Monachium. Na zachodzie też nie mógł być, bo wtedy nie dałby tego do polskiego konsulatu. I tu można było, i tu też. Dalej widzę nie kumasz o co biega. Nie koniecznie chodziło o autora listu. Przypomnij sobie sprawę WOLF ( czterej pancerni ) Tak jak pisałem wcześniej , chodziło zmianę kierunku śledztwa. Podano w liście jednego winnego z nazwiska, w dodatku dla pewności że to ten Wessel a nie inny podano miejscowość ( gdzie został pochowany) Tylko że człowiek ten już nie żył, więc nie mógł ponieść odpowiedzialności. List wyglądał na przynętę dla władzy. Komuś zależało na śledztwie własnie tam gdzie trudno cokolwiek wykazać, swego rodzaju stanowił dupochron. List redagował ktoś kto był przełożonym Wessla, lub znajomym z innego pułku. Znał lub znano osobę ppłk Wessla lecz nie dokładnie. W liście podano błędy o osobie Wessla. Jak stopień i czego był dowódca. Podano stopień pułkownik i jako dowódca 15 pułku. Co miało miejsce później, jednak nie 8 września 1939r. To tak jak by przełożony mówił z pamięci o podwładnym: no był taki, chyba pułkownik, dowodził 15 pułkiem i zginął we Włoszech. Czy uczestnik bezpośredni walk, zakończył by walki, wtedy kiedy atak się nie udał? Czy żołnierz batalionu, nie wiedział kto był dowódcą pułku i jaki stopień miał jego dowódca batalionu. Czy służby specjalnie preparując dokument popełniły by tak zauważalne błędy? Czy nie pojawiły by się inne nazwiska? czy głównego sprawcę zbrodni na jeńcach przedstawiono by nieboszczyka?
  5. Tomaz N napisał No to wracając do wiedzy. Śledztwo było przeciwko szychom: Rundstedtowi, Straussowi i Mansteinowi. Więc czego się miał obawiać jakiś tam robaczek ? Nie koniecznie musiał być fedfeblem. A obawiał sie o to inni, by nie być oskarżonym o zbrodnie. A może już był i ktoś mu tyłek ratował własnie listem. To ppłk Wessel wydał rozkaz rozstrzelania jeńców. A jemu można było na.......... A co do możliwości wydania. Od 1949 r. nie dochodziło do tego. Może już był w obrotach wymiaru sprawiedliwości. Czy to na zachodzie czy na wschodzie. A chodziło by inne śledztwa nie były prowadzone, by Ciepielów znalazł się w głównym celowniku. Nie jest to dziwne że strona Izraelska nie dochodziła kto wymordował ich ziomków w Lipsku?
  6. Tomasz N napisał A druga część pytania, czy mógł się obawiać wydania ? Bardzo możliwe. A mogło chodzić o kogoś innego, którego nazwisko pojawiło się w dokumentach śledztwa. Jest też zastanawiające że w liście monachijskim pada tylko jedno nazwisko - ppłk W. Wessel
  7. Tomasz N napisał Czy weteran WH zamieszkały w RFN w roku 1950 mógł wiedzieć o śledztwie w Polsce tyczącym Cukrówki i obawiać się wydania polskiemu wymiarowi sprawiedliwości A dlaczego mógł nie wiedzieć? Mógł nie wiedzieć on sam, ale mogli wiedzieć inni. Myślę że nie działał sam. I nie koniecznie musiało chodzić tylko o Cukrówkę, a może bardziej o mord na żydach w Lipsku. Zamordowano około 70-80 osób. W tym samym czasie w Solcu n/w też kilkanaście osób pochodzenia żydowskiego. Do lat 70 nikogo nie oskarżono o te zbrodnie. Praktycznie po 1960 roku sprawy żydowskie przestały być istotne. Straciło stanowiska sporo osób w PRL pochodzenia żydowskiego. I sprawa Ciepielowa tez ucichła. Nie jest to dziwne? kto z polskich pracowników KBZH pochodzenia żydowskiego zajmował się sprawa Ciepielowa i Lipska? zginęli z rąk okupanta 9.09.1939 Popełniłem błąd - powinno być zginęli z rąk okupanta 8.09.1939
  8. Lolejne nazwiska ofiar 29 Dzmot; Antoni i Stanisław Teklak ( Prawdopodobnie ojciec i syn) zgineli z rąk okupanta 9.09.1939 Cmentarz parafialny Lipsko (lokalizacja przy mogile szer. Konecznego, poległ 8 września 1939 pod Dreznem) Tomasz N napisał Wracając do naszych MP. Mogły to być MP18 i MP38. Te pierwsze miały też magazynki na 20 naboi. Jaka jest szansa na te drugie na wyposażeniu 29 DOZ ? Muszę poszukać , gdzieś na forum DWS pisałem taki temat - wyposażenie w broń automatyczną 29 Dzmot, Coś w tym stylu.
  9. Tomasz N napisał co do argumentsacji pozostanę przy swoim. W 1950 r Nie zmuszam byś zmieniał pogląd. Chciałem tylko usłyszeć jakieś sensowne argumenty w sprawie Twojejtezy. Myślę że coś się nowego pojawi w sprawie niebawem.
  10. Tomasz n napisał Co do 1 i 3, zakładasz że "to" wyszło z Niemiec. Hipotezy te mają jedną wadę, taka historia jak mord na trzystu przyciąga uwagę, a nie ją odwraca. I o to własnie moim zdaniem chodziło by mord na trzystu przyciągnął uwagę i śledztwo potoczyło się właśnie w tym kierunku. Podaje się głównego winowajcę czyli ppłk Wessla. Który od 1943 roku nie żyje. To sposób odwrócenia uwagi od innej sprawy - mord na żydach w Lipsku i jeńcach pod Cukrówką.Lepiej wymyślić nie można było . Z moich hipotez np trójka nie mogła być głównym czy samoistnym celem, bo wtedy sprawa medialna Unsere zaczęłaby się w 1950 r. Medialnie w tamtym okresie można było tylko po komunistycznej stronie. Potrzebne było jeszcze śledztwo. I jeszcze mała sprawa dotycząca gen J. Lemelsena - generał wysłał protest do Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu w sprawie mordów w Rosji. Jednak protest był bez odpowiedzi z NDW. Wkrótce potem znalazł się we Włoszech jako dowódca X Armii. Występował jako świadek przeciwko Kesselringowi oskarżonemu o zbrodnie wojenne. protest Lemelsena w tłumaczeniu - "ciągle dowiaduje się o rozstrzeliwaniu więźniów, zbiegów albo dezerterów, zrealizowany w nieodpowiedzialny, bezsensowny i przestępczy sposób. To jest morderstwo. Niedługo Rosjanie usłyszą o niezliczonych zwłokach leżących wzdłuż tras zajętych przez naszych żołnierzy, bez broni i z rękami podniesionymi, zabitych z bliska przez strzały w głowę. Skutek będzie że wróg ukryje się w drzewach i polach i będzie kontynuować walkę. zginie niezliczona liczba naszych żołnierzy ". Cytat z M. Hastings, Inferno - str 146
  11. tomasz n napisał Pokazywać mordy na Żydach można było wykorzystując Auschwitz Birkenau. Ale Auschwitz to SS. Wehrmacht miał nie mordować, tak też go przedstawiano. Mord na ludności cywilnej z jego udziałem byłby jak najbardziej na miejscu by obalić tezę kryształowego Wehrmachtu. Ja myślę że należało by zbadać takie wątki; 1 - komuś palił się grunt pod nogami, lub chodziło o zmylenie śledczych w kwesti mordu na żydach w Lipsku i mordu na jeńcach pod Cukrówką. Co za tym idzie by winni tych zbrodni nie ponieśli konsekwencji. Czyli teza która przedstawiłem już wcześniej. 2 - sprawa Katynia, czyli nic innego jak zabieg odwrócenia uwagi polaków. Pokazanie miejsca mordu gdzieś w kraju, blisko obywateli. Można powiedzieć miejsca kultu, miejsca kaźni polskiego żołnierza. Należy badać czy w latach 50, podobne sprawy miały miejsce jak sprawa Ciepielowa. 3 - Kto z oficerów Wehrmachtu, pochodzących z Grupy Armii Południe Wehrmachtu, zajął stanowisko w Bundeswehrze. A w szczególności z 29 Dzmot.
  12. Tomasz N napisał Jeżeli jest narada Komitetu Doradczego w/s powstania Bundeswehry i dokładnie w tym samym czasie znikąd pojawiają się materiały monachijskie, to to nie jest przypadek. Jednak nie wykorzystano materiałów monachijskich w 1955 roku, kiedy to powstała oficjalnie Bundeswehra.Ani też przed ta datą. Czas narady w/s powstania Bundeswehry i dostarczenie listu do polskiego Konsulatu mogły być przecież czystym zbiegiem okoliczności. 29 Dzmot to nie tylko Ciepielów, to również Lipsko ( mord na żydach ) i Cukrówka ( mord na jeńcach). A dokumenty w tej sprawie już znano wcześniej, przed pojawieniem się listu. Można było zatem wykorzystać te dokumenty, zgodnie z Twoją tezą. Jednak tego nigdy nie zrobiono. Można by analogicznie - zachód przedstawia sprawę Katynia. czy z tego powodu nie powstał by UW, czy coś by w tym przeszkodziło. raczej nie, i na pewno nie. Jeżeli kolejne zainteresowanie materiałami pojawia się po paru latach, gdy pojawia się kwestia być albo nie być Europejskiej Wspólnoty Obronnej, to to też nie może być przypadek. Jednak kwestia mordu pod Ciepielowem i mówienia o nim głośno nijak się nie ma dla EWO i tego czy ratyfikuję się układ Paryski czy nie. EWO powstało w 1952 roku i miało ograniczyć militaryzacje Niemiec przez USA. jednak w tym czasie to USA rozdawała karty. Sam zastanawiam się nad różnymi tezami, które miały by związek ze sprawą. Jednak z całym szacunkiem ale teza pojawienia się listu z powodu okoliczności powstania Bundeswehry moim zdaniem nie ma jakiegoś konkretnego umocowania.
  13. Tomasz N napisał 32 ? A ja słyszałem coś o dwudziestu nabojach. Tutaj znajdziesz chyba wszystko na ten temat - http://odjechani.com.pl/Thread-Uzbrojenie-i-wyposa%C5%BCenie-wojsk-niemieckich-z-czas%C3%B3w-II-Wojny-%C5%9Awiatowej Mnie jednak zastanawia zupełnie co innego, a mianowicie Twoje opracowanie - Mord pod Ciepielowem w relacjach i dokumentach W opracowaniu stawiasz hipotezę że list monachijski pojawił się w celu jako by pokazać jaki był Wehrmacht w okresie II SW w obliczu powstania Bundeswechry w 1955r. W większości dowództwo Bundeswechry składało się z byłych oficerów Wehrmachtu. I list miał być dziełem służb specjalnych. Jednak mnie ta teza nie przekonuje. A dlaczego: Lit\st pojawił się w 1950 roku. Czyli był by czas na śledztwo i pokazanie jak postępowała 29 Dzmot i jej dowództwo. Jednak ani ppłk W. Wessel nie znalazł się w Bundeswechrze ( nie żył od 1943r ), ani gen J. Lemelsen który był już w latach 50 chory. Ponadto był bodajże skazany przez anglików na więzienie, zwolniony ze względu na stan zdrowia. W Bundeswechrze nie znaleźli sie też inni dowódcy ( przełożeni Lemelsena) tak jak chociażby gen Walter von Reichenau. Dowódca X armi w którego skład wchodziła 29 Dzmot jednak do roku 1955 śledztwo nic nie wykazało, praktycznie utknęło w miejscu. Dopiero nabrało rozmachu w 1969 roku, kiedy to Bundeswechra miała sie już dobrze. A większość niemieckich zołnierzy i oficerów już nieżyła. Tych co mogli coś wiedzieć co Dąbrowie. Gdyby nawet teza była zasadna, zachód mógł odbić łatwo piłeczkę sprawą Katynia.jakby nie było Niemcy w okresie wojny prowadzili śledztwo w tej sprawie, więc argument przeciw mieli o wiele mocniejszy.
  14. Tomasz N napisał A nie ma sprawy. Unsere to opis czterech zdarzeń: zastrzelenie dziadka, rannego, walka, rozstrzelanie. Wiarygodność nadaje całości opis walki, faktycznie zgodny. Więc tak się zastanawiam jak wygląda wiarygodność pozostałych. Czyli bierzemy aktorów, rekwizyty, aranżujemy scenerię i próbujemy to odegrać. Według mnie pierwszego wydarzenia nie da się zrealizować zgodnie z opisem, stąd to zmyślenie. Gdyby autor naprawdę to widział, opisałby to inaczej. A tak na marginesie. Ile nabojów w magazynku miały niemieckie pm-y w 1939 r ? Nie tak do końca opis walk w lesie pod Ciepielowem jest wiarygodny. Pisałem już co tam nie gra. MP 28 i MP 38 posiadały magazynek na 32 naboi.
  15. Tomasz N napisał Ma znaczenie dla oceny materiału dowodowego jakim jest Unsere. Potraktuj go jak Jankowski jako zeznanie nie nowelkę, spróbuj zrobić wizję lokalną i zobacz co Ci wyjdzie. możesz rozwinąć myśl?
  16. Tomasz N napisał Ależ jak najbardziej chodzi o dynamikę. Z pistoletu standardowo strzela się na 25 m, więc jeżeli się pysznił tym strzałem z dwunastu, musialo być trudno, więc kolumna nie mogła posuwać się wolno. Przyjmijmy ok 30 km/h. To z 8 m/s. W kilka sekund to dystans 30 - 40 m. Poza zasięgiem możliwości. Więc hamowanie musiało być zaraz. "Zaraz" nie "wkrótce" to chyba jest jakaś dynamika. Ale jakie znaczenie ma dynamika i sposób jej przedstawienia, do informacji o rozstrzelaniu 300 jeńców w przydrożnym rowie. Na wyraźny rozkaz dowódcy III batalionu ppłk w. Wessla? Czy sposób przedstawienia dynamiki do opisu wydarzeń coś zmienia?
  17. Tomasz N napisał Dotychczasowe wydarzenia nie zdają się wróżyć niczego dobrego. Przedwczoraj nasz starszy sierżant z jadącego powoli samochodu zastrzelił ze swej "ósemki" jakiegoś 60- czy 70-letniego chłopa, który chciał zaprowadzić do obory swoją krowę, prawdopodobnie po to, by nie wałęsała się po szosie. Był bardzo dumny z tego wyczynu strzeleckiego, dokonanego - należy o tym pamiętać - z jadącego samochodu z odległości 12 metrów. Nie mogę po prostu tego zrozumieć. Zaledwie przed kilkoma tygodniami ożenił się i był taki czuły dla swojej żony, tak miły dla starych teściów. A może chciał trafić tylko w krowę? Niestety, pycha nie pozwoliła mu zamilczeć o tym strzeleckim wyczynie, nie można więc dojść do tego wniosku. Poza tym jako doświadczony starszy sierżant, który chce się dosłużyć stopnia oficerskiego, nie ryzykowałby w czasie marszu zastrzelić krowę, której nie mógłby oddać na zaopatrzenie wojska. Byłaby to przecież kradzież "własności wojskowej". Wobec tego, że kolumna wkrótce po strzale zatrzymała się, można było jeszcze ujrzeć, jak jakaś stara, szpakowata kobieta rzuciła się z płaczem na martwe ciało. Przypuszczalnie "bohater" zastrzeliłby również i tę kobietę, gdyby samochód akurat się nie zatrzymał, co oczywiście nadwerężyłoby jego "strzelecką sławę". Tu nie chodzi o dynamikę, lecz zupełnie o co innego. A dynamika jest zgodna z wydarzeniami. On strzelał na wprost - szosa -> cel = 12m, czyli cel był na wprost strzelca. To dosc blisko. kolumna posuwała się wolno, więc nikt nie musiał dawać ostro po hamulcach by wychamować. Zwróc uwagę sposób opisu i cel jaki chce osiągnąć autor: Był bardzo dumny z tego wyczynu strzeleckiego, dokonanego - należy o tym pamiętać - z jadącego samochodu z odległości 12 metrów. Dumy ze swojego wyczynu. Dlaczego dumny?, bo strzelał do celu z jadącego pojazdu i trafił. To opis pokazania negatywnej postaci. Zaledwie przed kilkoma tygodniami ożenił się i był taki czuły dla swojej żony, tak miły dla starych teściów. Zastrzelił starszego polskiego chłopa, a sam dla swoich starszych teściów był miły itd. Gdyby nie to że kolumna zatrzymała się, zastrzelił by i kobietę. Kolejny argument by pokazać negatywną postać , bez skrupułów. Przypuszczalnie "bohater" zastrzeliłby również i tę kobietę, Określenie " bohater" tym bardziej przedstawia złego człowieka. Autor chce czytelnikowi powiedzieć - wszyscy byli źli. Nie mogę po prostu tego zrozumieć. Jak to możliwe by strzelać do bezbronnego cywila.Jakie to nieludzkie i złe. Autor kreuje siebie za postać pozytywną w całym tego znaczeniu. W całym opisie z listu robi to kilka razy. To ma cel jeden - rozstrzelano jeńców, zabito chłopa. A mnie sie to nie podobało, nie mogłem z tym żyć. Poinformowałem was polaków o tych strasznych nie ludzkich wydarzeniach. Musicie mi uwierzyć. A co by było gdyby jakiś polski urzędnik doszedł do wniosku - a to ciekawe. Sam jest świadkiem wydarzeń, sam walczy z naszymi żołnierzami. Jest uczestnikiem rozstrzelań. Robi zdjęcia zamordowanym I na koniec donosi nam o tym. Albo bujda na resorach, albo człowiek ten trzęsie portkami.
  18. szpakowata kobieta rzuciła się z płaczem na martwe ciało. Kobiety na wsi zwykle chodziły z nakryta głową ( husta, hustka ). nie można było raczej dojrzeć u takiej wiejskiej kobiety koloru włosów. A autor zaznacza że była to starsza kobieta, tym bardziej miała hustkę na głowie. Jak więc mógł widzieć że była szpakowata? Chyba że miała bujny zarost
  19. nasz nieznośny feldfebel strzelał ze swojej " ósemki" czyli parabellum luger 9mm. Magazynek 8 naboi, stąd nazwa " ósemka". Nie był to napewno Walher 38, bo ten wszedł na uzbrojenie Wehrmachtu dopiero w 1940 roku. To raczej opis psychologiczny, coś w rodzaju wstępu. Czyli autorowi nie podoba się zachowanie niektórych żołnierzy. To on jest ten dobry, ten który powie po wojnie polakom - oni rozstrzelali waszych żołnierzy wziętych do niewoli. Ja tutaj nic nie zawiniłem. porównaj z opisem walk z dziennika innego żołnierza tej 29 Dzmot - http://www.strony.com/1%20a%20Miedzy%20Ilza%20a%20Ciepielowem.%20%209%20wrzesnia%201939%20roku/Miedzy%20Ilza%20a%20Ciepielowem.%20%209%20wrzesnia%201939%20roku%20.htm
  20. Ciewe kto to był Stefan Wlazło, nikt takiego nazwiska nie słyszał w Cukrówce.
  21. Wszystko wskazuje na to że Pelc i Podrez spotkali się. Datner powołuje się na AGK i akta dochodzeń przeciwko Rundstedtowi i innym. To jest strona 5, dochodzenie przeciwko Manstein, Rundstedt, Stauss tytuł zestawienia - Większe zbrodnie Wehrmachtu . Czyli ten sam dokument.
  22. Tomasz N napisał Według mnie do tego nie trzeba nawet Podreza. Jeżeli rano w Ciepielowie były niemieckie wozy bojowe, to Pelc mógł sam od siebie zabezpieczyć las i Lipsko od tej strony. Po co miał zabezpieczać szosę, skoro wybierała się do Solca. Po co miał wdawać się w walkę mając tylko ręczne karabiny? Ale........ właśnie, zobacz czym dysponował szwadron rozpoznawczym - karabin UR, jeden CKM, kilka RKM, możliwe że materiały wybuchowe ( pionierzy). Przypomnij sobie fragment o butelkach z benzyną. Pelc miał tylko owies dla koni, szwadron motocyklowy benzynę. I na dodatek po co przybyły TKS-y w okolice lasu po południu 8 września? To raczej Podrez dostał zadanie przygotowanie zasadzki i powstrzymania marszu 29 Dzmot. I bardzo możliwe że na rozkaz płk. Roweckiego ( taki nigdzie nie zapisany)
  23. Tomasz N napisał Kolega Ciekawy poruszył ciekawy problem na historykach, mianowicie czy mjr Pelc był zorientowany w sytuacji i świadomie czegoś bronił jak "Spartanie pod Termopilami". Ostatnie to akurat cytat z mego opracowania i moje stanowisko jest znane. Ale w świetle kroniki ks. Barskiego trudno według mnie podważać ewidentną wolę Pelca osłony w oparciu o las węzła drogowego w Lipsku (przez który wiodła droga do mostu w Solcu). Moim zdaniem walki pod Ciepielowem nie były zaplanowane. Była to raczej decyzja chwili. Nawet nie wiemy kto tak właściwie pod Ciepielowem dowodził. Wróćmy jednak dzień wcześniej do 7 września. Tego dnia zwiad lotniczy dla WBP-M zauważył że na Tarłów kieruje się duża kolumna Niemiecka.8 września zwiad rozpoznawczy wysłany z Puław w okolicy Zwolenia natknął się na Niemieckie wozy pancerne. Niedługo potem tego dnia, do Lipska zostaje wysłany szwadron rozpoznawczy rtm Podreza. Wobec tego w WBP-M wiedziano że niemiecka kolumna będzie się kierowała z Tarłowa na Zwoleń. Będzie chciała odciąć gen Skwarczyńskiego pod Iłżą od przepraw w Solcu i Puławach. W szwadronie rozpoznawczym rtm Podreza znajdował się pluton pionierów por Laskowskiego, tylko po co? Czy to może ci pionierzy przygotowali zasadzkę na szosie Lipsko Ciepielów? Dlaczego szwadron rozpoznawczy rtm Podreza składał się z większej liczby oficerów? Czy szwadron wysłano celowo do przechwycenia gdzieś w terenie jakiejś grupy rozbitków i stworzenia jakiegoś punktu oporu na trasie marszu niemieckiej kolumny? Trzeba tutaj dodać że z taką propozycją nosił się płk Rowecki dowódca WBP-M, niestety nie pozwolono mu na taki manewr po zachodniej stronie Wisły. Myślę że pomysł zagrodzenia drogi Niemcom pod Ciepielowem wyszedł od Podreza.
  24. Tomaszu N, by wiedzieć na ile wiarygodne są źródła trzeba by postępować tak jak zrobiliśmy w przypadku Ciepielowa. Wtedy można by coś powiedzieć czy ekshumowano 434 czy 43.
  25. Ja tu widzę powielanie informacji i to czasami niezweryfikowanych lub z błednymi datami 7 września 1939 - Cukrówka - niemożliwe z prostego powodu, nie było niemieckich oddziałów w okolicy 9 września 1939 - Ciepielów - również bład walki miały miejsce 8 września a nie 9 września Tak to wygląda w praktyce - wieś Wielgie ( stara nazwa Marianki), mogiła Jana Olejnika. Na niedawno postawionej tablicy na mogile, wyryto datę 8 września 1939 roku. Właściwie w/w został ranny 9 września 1939r, Ukrywał się jakieś może dzień lub trzy dni i został rozstrzelany przez Niemców. Data 8 września 1939 na pomniku pochodzi od walk pod Ciepielowem. Czyli najprościej- zabity w okolicy Ciepielowa to data śmierci 8 września 1939.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.