Skocz do zawartości

Wolf

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,822
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Wolf

  1. Tak dla ścisłości-"Burza" nie była ani powstaniem powszechnym ani warszawskim. Kirchmayer (i na mniejszą skalę Tatar)udowadniał przez lata po wojnie że PW nie było "Burzą".A autorzy wojskowych założeń planu "Burza"( głównie 2 wymienieni-szef operacji w KG AK i jego zastępca) czyli ataku na niemieckie straże tylne wycofujących się pod naporem Armii Czerwonej hitlerowców nie przewidywali ani podejmowania walki w wielkich miastach ani samodzielnego atakowania przez słabo uzbrojoną AK jednostek enpla większych od batalionu.W Warszawie złamano te warunki/zasady przyjmowane przez wojskowych planistów "Burzy". Acz owszem co do wygrywania przez generałów poprzednich wojen (z okresu ich młodości)-"Burza" w 1944 w ujęciu KG AK jak ironicznie wypominali endecy miała coś z powstańczych rojeń Piłsudskiego i wielkich a nierealnych planów POW z 1914 roku.Jak to oszołomią nadchodzących Niemców i Austriaków swoją siłą i poparciem społeczeństwa dla POW.Skończyło się tak ,że POW po okresie działalności półlegalnej musiała znowu zejść do konspiracji a niczym Niemców czy Austriaków w 1914-1915 nie oszołomiła i nic istotnego na teatrze działań wojennych nie pokazała. Gnieniegdzie wystąpiła w miastach ale w kilka dni po przejściu frontu trzeba było składać broń.I albo iść do Legionów albo zejść do konspiracji. Nb. załatwili to(formowanie legionów i mozność wstępowania POW do nich) inni polityyc niż Piłsudski a jeśli Daszyński nie załatwiłby w 1914 Piłsudskiemu posady dowódcy 1 pułku-nie dostałby on po fiasku jego akcji "powstańczej" w Kongresówce żadnej funkcji.
  2. Strona 170. To były założenia przygotowywanej od lat akcji w powstaniu powszechnym,które "Monter" utrzymał w mocy dostosowując do powstania w Warszawie.Podobnie jak od lat szykowano listę kilkuset obiektów(przedmiotów) jakie zdobyć mieli powstańcy-wedle tak postawionych zadań 7 obwodów okręgu mialo za zadanie zaatakować i zdobyć jako pierwszoplanowe cele kilkaset obiektów,kilka miast powiatu warszawskiego(obwodu VII)i 2 lotniska(Okęcie i Bielany).I takie mieli zadania 1 sierpnia 1944. Monter przystosował stary plan operacyjny szykowany na powstanie powszechne do walki w samym Okręgu Warszawa-miasto.
  3. Zadaniem okręgu na wypadek powstania wedle szefa sztabu KG AK i komendanta Okręgu było: "1 Zniszczyć niemieckie jednostki bezpieczeństwa ,formacje partyjne i organy administracji niemieckiej znajdujące się na terenie okręgu a przede wszystkim w samej Warszawie. 2.Rozbroić jednostki niemieckich sił zbrojnych znajdujące się na terenie okręgu,a w przypadku gdyby stawiały opór-zniszczyć je na równi z policją,partią i administracją. 3.Opanować magazyny i składy wojskowe ,w pierwszym rzędzie magazyny uzbrojenia i sprzętu bojowego. 4.Opanować miasto i powiat podmiejski ,w pierwszym rzędzie węzeł komunikacyjny,dworce kolejowe,mosty na Wiśle,radiostacje(Raszyn i Babice),centrale telekomunikacyjne i zakłady użyteczności publicznej 5.Zorganizować obronę na dwóch liniach obronnych: -pierwszą w oparciu o wschodnie krańce Pragi -drugą na zachodnim brzegu Wisły,na odcinku od Bielan do Siekierek(...)" Za Kirchamyer"Powstanie Warszawskie". Jak widać mowa była wyraznie o rozbrajaniu jednostek niemieckich sił zbrojnych.Sęk w tym że ani jedna jednostka niemieckich sił zbrojnych w Warszawie nie złożyła broni przed powstańcami -rozbrajać po godzinie "W" to powstańcy mogli na ulicach miasta grupy kilku lub kilkunastoosobowe.A nie zwarte niemieckie jednostki wojskowe.Najsilniejszy oddział enpla jaki kiedykolwiek udało się powstańcom zmusić do kapitulacji (w zdobytym 20 sierpnia po wielodniowym oblężeniu i kilkakrotnych nieudanych szturmach gmachu "Dużej Paście"- 157(155?) hitlerowców (w tym poddało się powstańcom do niewoli 115 ludzi) składał się z plutonu policji niemieckiej(schutzpolizei),kilkunastu żołnierzy Wehrmachtu plus zbieranina pocztowców niemieckich i członków NSKK.
  4. Ponieważ nie wszyscy internauci dysponują wglądem do ksiązki Igora Hałagidy wklejam obszerny fragment artykułu A.Kaczyńskiego o zrzutach grup banderowców przez wywiad brytyjski. Spadochroniarze OUN. Historia desantów z 14 maja 1951 r. Autor: Adam Kaczyński Późnym wieczorem 14 maja 1951 r. sowieckie posterunki nadgraniczne zauważyły lecący na niskim pułapie czterosilnikowy samolot. Choć nadlatywał od strony socjalistycznej Rumunii, to jednak dane wywiadowcze nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Po czterech dniach wyczekiwania na niebie pojawił się wreszcie brytyjski transportowiec z desantem. Wielogodzinny lot z Malty zmęczył załogę. Na szczęście sowiecka obrona przeciwlotnicza nie zareagowała. Po kilkudziesięciu kilometrach samolot zmniejszył wysokość i skrył się w głębokiej dolinie Dniestru. Lot w ciągłym napięciu, zrzut pod Tarnopolem, potem kurs na zachód, kolejna granica i następny zrzut pod Lubaczowem. Szybkie nabranie wysokości i powrót do bazy... Przytoczony powyżej opis na pierwszy rzut oka wygląda jak fragment scenariusza z niskobudżetowego filmu szpiegowskiego, ale przedstawione w nim wydarzenia są jak najbardziej realne. W pierwszej połowie lat 50. XX w. wykorzystujące ukraińskich nacjonalistów wywiady Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych dokonywały zrzutów grup szpiegowsko-dywersyjnych w Polsce i na Ukrainie. Desanty pod Tarnopolem i Lubaczowem były częścią szerszej operacji prowadzonej przez aliantów. W realiach zimnej wojny działania te na pierwszy rzut oka nie różniły się od typowych potyczek szpiegów. Ogromne nadzieje wiązane przez Zachód z ukraińskimi nacjonalistami okazały się daremne. Skuteczna interwencja sowieckich służb specjalnych (przy niemałym współudziale polskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego) doprowadziła nie tylko do wieloletniej dezinformacji aliantów, ale także do likwidacji resztek zbrojnego podziemia i rozłamu w emigracyjnych centrach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Zamiast wstępu W ostatnich latach II wojny światowej nieuchronnie nadciągająca klęska hitlerowskich Niemiec ostatecznie uświadomiła ukraińskim nacjonalistom potrzebę poszukiwania nowych opiekunów. Starania podjęte jeszcze podczas trwania działań wojennych przyniosły zamierzony efekt dopiero po rozpoczęciu zimnej wojny. Zaostrzenie konfliktu pomiędzy dawnymi sojusznikami sprawiło, że stosunkowo nieliczna organizacja, starająca się za wszelką cenę ukryć swoje zbrodnie i konszachty z III Rzeszą, nagle urosła do roli poważnego partnera światowych mocarstw. Wewnętrzne konflikty w ruchu nacjonalistycznym pomiędzy nowym kierownictwem OUN, skupionym wokół Mykołaja Łebedzia (twórcy i szefa ounowskiej Służby Bezpieki), a wypuszczonym z niemieckiego więzienia Banderą doprowadziły do rozłamu. W lutym 1946 r. zwolennicy Bandery utworzyli Zagraniczne Formacje OUN (w skrócie ZCz OUN), a zwolennicy Łebedzia skupili się wokół Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej. Obie frakcje zaczęły szukać nowych opiekunów, którzy nie tylko wsparliby je finansowo, ale - co najważniejsze - zapewnili niezbędne szkolenie oraz środki umożliwiające kontynuowanie walki z Sowietami. Rozłam w ruchu dość skrupulatnie wykorzystali alianci, którzy podzielili pomiędzy siebie poszczególne frakcje - Wielka Brytania zajęła się współpracą z Banderą, z kolei USA postawiły na Łebedzia. Na pierwszy rzut oka układ taki był korzystny dla obu stron. Ukraińscy nacjonaliści otrzymywali niezbędne do przetrwania wsparcie finansowe, a zachodni alianci uzyskiwali dostęp do szerokiej bazy kandydatów na szpiegów. W niniejszym artykule zajmiemy się jedynie brytyjskim wątkiem wywiadowczego wykorzystania OUN. Nim jednak przejdziemy do opisu poszczególnych desantów, należy zrobić jeszcze małą dygresję na temat "atrakcyjności" członków OUN dla zachodnich wywiadów. Po pierwsze większość z nich posiadała bogate doświadczenie konspiracyjne, doskonale znała się na metodach wojny partyzanckiej oraz, co najważniejsze, pochodziła z rejonu, w którym miała działać. Nie bez znaczenia był również fakt dwujęzyczności OUN-owców. Oprócz ukraińskiego wszyscy bezbłędnie mówili po polsku, dzięki czemu z łatwością mogli wtapiać się w otoczenie, nie wzbudzając przy tym podejrzeń co do swojej przynależności narodowej. Wieloletnie życie w Polsce, nauka w polskiej szkole, a często także służba w polskim wojsku sprawiały, że wpadka spowodowana złym akcentem bądź nieznajomością obyczajów była praktycznie niemożliwa. Po dodaniu do tego fanatycznej determinacji, antypolskości i umotywowanej ideologicznie chęci walki z bolszewizmem otrzymywano wymarzonego kandydata, gotowego zgodzić się nawet na najbardziej ryzykowne misje. W tym miejscu trzeba jednak przyznać, że zdecydowana większość skoczków decydowała się na ryzykowną współpracę z Anglikami i Amerykanami z wysokich pobudek. W swoim mniemaniu walczyli o wolność Ukrainy i rzeczywiście gotowi byli poświęcić dla niej życie. Niestety zgodnie z żelaznymi zasadami stosowanymi w brudnych grach wywiadów Ukraińcy zostali cynicznie wykorzystani przez swoich mocodawców, którzy bez zmrużenia oka posyłali ich na niemal samobójcze misje. Cena, jaką przyszło zapłacić za "wsparcie" aliantów, okazała się niezwykle wysoka. Operacje "Zwieno" i "C1" Zaostrzenie sytuacji międzynarodowej wpłynęło również na aktywność służb sowieckich. Dzięki doskonale ulokowanej agenturze, symbolem której stał się Kim Philby, w 1948 r. do Moskwy dotarły szczegółowe informacje o nawiązaniu współpracy pomiędzy Banderą a brytyjskim SIS. Przecieki najtajniejszych materiałów pozwoliły Sowietom poznać nie tylko trasy szlaków łącznikowych pomiędzy centrum OUN w Monachium a podziemiem na Ukrainie, ale także daty wyruszenia poszczególnych kurierów oraz uzyskać dokładne namiary na poszczególne grupy podziemia. Dysponując tak bogatą wiedzą, sowieckie służby1 nie mogły zmarnować okazji - rozpoczęła się trwająca kilkanaście lat operacja "Zwieno"2. Początkowo jej celem była neutralizacja brytyjskiej agentury, jednak umiejętne przechwycenie i "odwrócenie" kilku kluczowych dla operacji agentów umożliwiło rozpoczęcie niezwykle skutecznej radiogry, dzięki której przekazywano na Zachód odpowiednio spreparowane informacje. W kontaktach pomiędzy centralą ZCz OUN w Monachium a strukturami podziemia na Ukrainie (po 1948 r. już mocno osłabionymi) kluczową rolę odgrywała Polska, przez którą wiodły najkrótsze trasy na kurierskim szlaku. Uszczelnienie granic, likwidacja większości zbrojnych grup UPA oraz masowe przesiedlenia ludności ukraińskiej w ramach akcji "Wisła" pozbawiły OUN-owców oparcia w terenie oraz w znaczący sposób utrudniły dotychczasową działalność. Największy cios organizacji zadał jednak jej własny członek - Leon Łapiński ps. "Zenon", który po schwytaniu przez UB zgodził się na pełną współpracę. W ramach prowadzonej przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego operacji "C1" pod jego kierownictwem powstała licząca kilkadziesiąt osób fikcyjna siatka OUN w Polsce3. Przez długie lata działalność "Zenona" nie wzbudzała podejrzeń wśród nacjonalistów, a dostarczane przez niego informacje pozwalały nie tylko neutralizować wszelkie działania OUN w Polsce, ale także rozbijać podziemie na Ukrainie i skutecznie dezinformować Zachód. Przygotowania do zrzutu Na początku lat 50. coraz częstsze naciski Brytyjczyków, domagających się konkretnych danych wywiadowczych, oraz strach przed utratą wpływów w podziemiu na Ukrainie skłoniły Stepana Banderę do wykonania radykalnego kroku - wysłania na wschód swojego bezpośredniego przedstawiciela, zadaniem którego miała być reorganizacja struktur podziemia oraz ich całkowite podporządkowanie ZCz OUN. Ponieważ grupy kurierskie coraz częściej "wpadały" podczas przekraczania granicy bądź po prostu były likwidowane na terenie Czechosłowacji, tym razem zdecydowano się na transport drogą lotniczą. Wszelkie przeloty za żelazną kurtynę były niezwykle ryzykowne, dlatego też zdecydowano się na zrzucenie dwóch grup podczas jednego lotu. W skład pierwszej z nich (skierowanej na Ukrainę) wszedł wysłannik Bandery - szef Służby Bezpieki ZCz OUN Miron Matwijenko ps. "Usmich", szef jego ochrony Eugeniusz Hura ps. "Sławko" oraz czterech dywersantów: Włodzimierz Boźko "Weres", Eugeniusz Pidhirny "Jewhen", Wasyl Horodyński "Paganini" i Roman Bryń "Lew"4. W składzie drugiej grupy, mającej wzmocnić siatkę "Zenona" w Polsce znalazły się cztery osoby: dowódca grupy Mirosław Borsuk "Sokił", radiotelegrafista Dymitr Bahłaj "Hnat", Lew Bahłaj "Dmytro" oraz Jarosław Gałat "Czajka", zadaniem którego było przedostanie się na terytorium ZSRR5. Przygotowania do przerzutu zajęły kilka tygodni, jednakże większość skoczków została wcześniej profesjonalnie przeszkolona na kursach wywiadowczych. Ostatnim etapem szkolenia był kurs spadochronowy na lotnisku Abington w Anglii6. Po jego ukończeniu wszyscy uczestnicy zrzutu zostali przerzuceni na Maltę, skąd późnym popołudniem 14 maja 1951 r. wyruszyli na spotkanie swojego losu. Trasa przelotu przebiegała przez kraje bałkańskie i Rumunię. Po przekroczeniu granicy ZSRR samolot skrył się w głębokiej dolinie Dniestru, następnie pomiędzy Tarnopolem a Lwowem dokonał zrzutu grupy Mirona Matwijenki. Kilkadziesiąt minut później identyczną operację powtórzono po polskiej stronie granicy. Oba desanty odbyły się bez komplikacji... W tym momencie przysłowiową pałeczkę przejęła strona sowiecka. Informacje o mającym nastąpić pomiędzy 10 a 15 maja 1951 r. zrzucie dwóch grup dywersyjno-szpiegowskich strona sowiecka otrzymała bezpośrednio od Kima Philby?ego. Wieloletnie starania o usadowienie własnej agentury w zagranicznych strukturach OUN również przyniosły efekty. W feralnym samolocie znalazło się dwóch sowieckich agentów - po jednym na grupę. Dzięki zaufaniu, jakie zdobyli podczas swojej działalności w organizacji, obydwaj objęli kluczowe stanowiska. Pierwszy z nich - "Bronek" vel "Władek" kierował ochroną Mirona Matwijenki, a "Sokił" dowodził całością grupy zrzuconej w Polsce. W momencie skoku obydwaj agenci doskonale znali poruczone im zadania. Po wylądowaniu wstępnie "zabezpieczyli" swoje grupy, po czym udali się na poszukiwanie kontaktów z miejscowymi członkami podziemia. Choć grupa Matwijenki desantowała się jako pierwsza, to jednak ze względu na przebieg wypadków dużo właściwsze będzie rozpoczęcie opisu od wydarzeń w Lasach Sieniawskich. Zrzut w Lasach Sieniawskich Wieczorem 14 maja około godz. 22.50 posterunek Wojsk Ochrony Pogranicza w rejonie wsi Budomierz odnotował przelot dwóch samolotów (najprawdopodobniej błędnie oceniono liczbę) od strony ZSRR, które następnie w okolicy gromady Cewków wykonały kilka okrążeń na niskim pułapie. W kilkanaście minut po zrzucie meldunek o wtargnięciu w przestrzeń powietrzną Polski dotarł do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, któremu podlegało operacyjne zabezpieczenie granicy7. Na reakcję miejscowych struktur UB nie trzeba było długo czekać. O godzinie 23.45 szef Powiatowego UB w Lubaczowie kpt. Władysław Piątek dostał polecenie, aby w rejon prawdopodobnego desantu wysłać kilku ludzi do zbadania sytuacji. W swoich wspomnieniach mjr Ł. Kuźmicz tak opisuje tamte wydarzenia: "Po przybyciu grupy pracowników do gromady Cewków mieszkaniec tej wsi, Jan W. poinformował, że dzieci jego pasące krowy znalazły ok. 300 m od wsi - na pastwisku - worek z bronią i innymi przedmiotami. Po sprawdzeniu worka stwierdzono, że znajdowała się w nim rozbita radiostacja (dlatego dywersanci nie mogli połączyć się ze swoją centralą), notesy, szyfry, bielizna, pistolet colt z dwoma magazynkami naboi, 5 paczek amunicji itp. Meldunek o tym natychmiast przekazany został do WUBP w Rzeszowie drogą telefoniczną przez WCz8..."9. Po uzgodnieniu zakresu działań z dowództwem w Warszawie zdecydowano się wysłać w rejon zrzutu liczący 260 żołnierzy batalion z 4. Brygady KBW w Rzeszowie pod dowództwem kpt. Tadeusza Zakrzewskiego oraz 3. batalion 3. Brygady KBW w Lublinie dowodzony przez kpt. Emila Piesiura (240 żołnierzy). Wsparcia udzieliła także 26. Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza z Przemyśla, która wysłała w rejon zrzutu jeden pluton. Trudne warunki terenowe oraz rozległość obszaru objętego poszukiwaniami sprawiły, że 15 maja na miejsce wysłano dodatkowo 120 elewów szkoły KBW w Rzeszowie. Sztab całej operacji ulokowano w Sieniawie. Przez pierwsze dni intensywne przeczesywanie nie przyniosło żadnych rezultatów. Początkowo próbowano organizować także prowizoryczne zasadzki, jednakże zrezygnowano z nich ze względu na duże prawdopodobieństwo wpadnięcia w nie osób postronnych10. Brak efektów skłonił dowództwo operacji do zmiany taktyki. Rankiem 19 maja do okolicznych wsi wysłano ok. 60 pracowników Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, ściągniętych z całego Podkarpacia. Skrupulatne poszukiwania przyniosły zamierzony efekt. Dzięki jednemu z donosów ustalono, że podejrzany o kontakty z OUN Wołodymytr Biłozur z przysiółka Grabarze k. Jarosławia kupił 6 bochenków chleba (ogromna ilość jak na potrzeby jednego człowieka) i pojechał z nimi w rejon lasów koło Radawy. Kilkudniowe przesłuchania mieszkańców okolicznych wiosek również dały pożądany rezultat - ustalono, że 19 maja we wsi Wola Mołodycz w GS nieznany mężczyzna kupił papierosy. Dzięki zdobytym w ten sposób informacjom udało się zawęzić obszar poszukiwań do trójkąta pomiędzy miejscowościami Radawa, Surmaczówka i Mołodycz. Rankiem 21 maja ponownie rozpoczęto przeczesywanie terenu. Około godziny 10 rano tyraliera 3. batalionu 3. Brygady KBW z Lublina została ostrzelana z broni maszynowej w rejonie dawnych stawów rybnych. Trzech żołnierzy zostało rannych, a 20-letni szeregowy służby zasadniczej Jan Kmiecik otrzymał śmiertelny postrzał w brzuch. Po pierwszej serii żołnierze błyskawicznie zalegli, a następnie, zabierając rannych, wycofali się na dogodniejsze do otwarcia ognia pozycje. Podczas próby okrążenia "skoczków" jeden z nich próbował rzucić granat w kierunku erkaemu, jednakże jego obsługa okazała się szybsza. Seria dosłownie skosiła całą grupę, a odbezpieczony granat dopełnił dzieła zniszczenia. W chwilę po eksplozji wydzielony pododdział z bagnetami na broni krótkimi skokami zbliżył się do "skoczków". Na miejscu okazało się jednak, że wszyscy nie żyją. Ciało jednego z zabitych zostało rozerwane przez eksplozję granatu. Przy zabitych znaleziono 4 pistolety maszynowe typu sten, 4 pistolety, specjalny tłumik do stena, aparat fotograficzny Minox, 1058 dolarów amerykańskich, 29 tys. nowych złotych polskich, 4 śpiwory, 8 map sztabowych, wojskową lornetkę, szyfry, adresy, chemikalia, trzy paczki plastycznego materiału wybuchowego w kostkach oraz plan zakopania w lesie koło Warszawy radiostacji nadawczo-odbiorczej. Dokładne przeszukanie zwłok pozwoliło ponadto odnaleźć następujące dokumenty: polskie książeczki wojskowe na nazwisko Kiryluk Leon, Szymura Paweł, Bidaluk Władysław, sowiecki paszport na nazwisko Stepan Sacharczuk oraz czechosłowacką legitymację na nazwisko Kralik Wacław11. W tym miejscu trzeba postawić sobie pytanie o przyczynę tak niefrasobliwego i graniczącego z głupotą zachowania profesjonalnie przeszkolonych dywersantów. Liczba popełnionych błędów jednoznacznie wskazuje na to, że grupa została celowo wystawiona "na odstrzał". Pierwszym kardynalnym błędem popełnionym przez "skoczków" było nieopuszczenie miejsca zrzutu. Żelazną zasadą w takich przypadkach jest natychmiastowy odskok na odległość co najmniej 20-30 kilometrów. Drugim błędem było nieskrywanie miejsca swojej dyslokacji przed miejscowymi dostarczającymi żywność. Trzecim, najbardziej zagadkowym błędem był wybór miejsca na tymczasowy postój, podczas którego grupa została wykryta i zniszczona. Jak już wspomniałem wcześniej, grupa była rozlokowana na terenie byłych stawów rybnych. Być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że skoczkowie rozpalili ognisko na samym środku osuszonego stawu. Otwarta przestrzeń, w dodatku w zagłębieniu terenu! Wybór takiego miejsca nie tylko nie dawał jakiejkolwiek szansy na obronę i ucieczkę, ale także ułatwiał przeciwnikowi skryte podejście. Wytłumaczeniem tak nietypowej sytuacji jest fakt wystawienia grupy przez działającego w jej szeregach agenta. Wkrótce po zrzucie od grupy odłączył się Mirosław Borsuk "Sokił", który udał się na spotkanie z członkami siatki "Zenona" Marią Romaniec i jej bratem Emilem. Na winę "Sokiła" w wystawieniu grupy zrzuconej w Lasach Sieniawskich w nocy z 14 na 15 maja jednoznacznie wskazują dane przytoczone przez D. Vedeneeva, który w swojej pracy poświęconej grze sowieckich służb z ukraińskim podziemiem stwierdza, że wśród skoczków znajdował się sowiecki agent o pseudonimie "Kara"12, którego przed likwidacją grupy udało się umiejętnie wycofać z rejonu działań13. Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż przed rozstaniem z pozostałymi członkami grupy "Sokił" zakopał przenoszoną przez siebie pocztę. Po przycichnięciu całej sprawy wydobył ją i przekazał stojącemu na czele fikcyjnej siatki OUN Leonowi Łapińskiemu ps. "Zenon". Łapiński udostępnił pocztę funkcjonariuszom UB, którzy wykonali fotokopie wszystkich dokumentów, po czym ponownie puścili ją w obieg za pośrednictwem swojego agenta14. Zabieg z przekazaniem poczty Łapińskiemu doskonale wpisuje się w metody stosowane przez służby do sprawdzania wiarygodności i lojalności swojej agentury. W przypadku nieudostępnienia przez Łapińskiego przekazanej mu poczty jego opiekunowie śmiało mogliby wysnuć przypuszczenia, że są okłamywani. Przekazanie korespondencji potwierdziło jednak jego pełną lojalność. Na agenturalne zaangażowanie "Sokoła" wskazuje ponadto fakt, że jako kurier kilkakrotnie bez większych przeszkód przekraczał granicę. Zastosowanie taktyki polegającej na wystawianiu grup przez wewnętrzną agenturę również było standardową metodą wykorzystywaną przez sowieckie służby. Operacja w Lasach Sieniawskich miała jeszcze jeden niewielki epizod. Na podstawie znalezionego przy zwłokach skoczków szkicu, na którym zaznaczono miejsce ukrycia radiostacji, UB rozpoczął poszukiwania. W ich rezultacie w lesie pod Wiązowną odnaleziono radio, zakopane najprawdopodobniej przez rezydenturę SIS działającą przy ambasadzie. Prawdziwa radiostacja została zabrana, a na jej miejscu ukryto podobnych rozmiarów skrzynkę, którą następnie zaminowano. Pomimo kilkunastu dni oczekiwania nikt nie złapał się w zastawioną pułapkę i zaminowana atrapa została zdjęta15. Informacje wyciągnięte z notatnika jednego ze skoczków pozwoliły wzbogacić wiedzę UB na temat powiązań siatki. Część z nich została wykorzystana do prowadzenia dalszej gry, a po ich zdezaktualizowaniu posłużyły jako podstawa do przeprowadzenia aresztowań. W maju 1954 r. aresztowano m.in. Władysława Biłozora, którego adres znaleziono przy zabitych skoczkach16. Grupa Matwijenki Zupełnie inaczej potoczyły się losy grupy, w której znajdował się Miron Matwijenko. Przywitanie skoczków zorganizowane przez stronę sowiecką zostało zorganizowane z typowym dla socjalistycznego raju rozmachem. Prawdopodobny teren zrzutu obstawiono 11 tysiącami żołnierzy regularnej armii oraz wojsk MWD, a do prowadzenia obserwacji z powietrza przydzielono 14 samolotów PO 2. Dodatkowo zmobilizowano wszystkich pracowników i agentów bezpieki, którymi szczelnie obstawiono dworce kolejowe w rejonie. O ile zadaniem wojsk było zablokowanie grupy w rejonie zrzutu, to czekiści rozmieszczeni na dworcach mieli się skupić jedynie na odnalezieniu "Władka" - agenta bezpieki, który skakał razem z Matwijenką17. W tym miejscu warto dodać kilka słów o "Władku". Eugeniusz Hura, gdyż tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, został zwerbowany kilkanaście miesięcy wcześniej przez polski Urząd Bezpieczeństwa Publicznego i zarejestrowany pod kryptonimem "Bronek"18. Do przejścia na stronę komunistów skłonił go strach przed niechybną karą oraz motywy rodzinne - w zamian za współpracę obiecano mu zwolnienie siostry z więzienia. Po odpowiedniej obróbce "Bronek" został przekazany sowieckim służbom, z którymi współpracował jako "Władek"19. W kwietniu 1950 r. "Władek" przeszedł z grupą kurierską celowo oczyszczoną z patroli granicę polsko-sowiecką i dzięki kontaktom rodzinnym dotarł wkrótce do dowódcy UPA Wasilija Kuka. Podczas spotkania przekazał przeniesione przez siebie materiały i informacje ustne oraz odebrał pocztę dla Bandery. W drodze powrotnej cała korespondencja została umiejętnie poprawiona - własnym agentom dano najlepsze rekomendacje oraz potwierdzono ich pełną wiarygodność i oddanie sprawie. W spreparowanych pismach zachęcano Banderę do przyjazdu na "okupowaną Ukrainę" i objęcie osobistego przywództwa lub chociaż oddelegowanie ważnego wysłannika. Haczyk został połknięty. Bandera zdecydował się na wysłanie szefa własnej bezpieki Mirona Matwijenki. Agent "Władek" jako jeden z najbardziej zaufanych i posiadających doskonałe kontakty w terenie został jego szefem ochrony20. Penetracja zniszczonej ziemianki przez czekistów (rekonstrukcja). Fot. A. Kaczyński Po udanym skoku spadochronowym grupa Matwijenki zaszyła się głęboko w lesie. Spory zapas konserw pozwalał na kilkunastodniowe ukrywanie się w terenie. "Władek", mający za zadanie zorganizowanie spotkania z miejscowym podziemiem, bez żadnych podejrzeń odłączył się od grupy. Kontakt z sowieckimi służbami został nawiązany 22 maja 1951 r. na dworcu kolejowym we Lwowie. "Władek", który w bufecie zamówił kanapkę oraz setkę wódki, został zidentyfikowany na podstawie fotografii przez agentkę rozpoznania z 7. Wydziału Zarządu MGB Obwodu Lwowskiego. Po kilkudziesięciu minutach rozmawiał już z zastępcą ministra bezpieki USSR gen. O. Wadisem. Podczas rozmowy opowiedział o składzie i uzbrojeniu grupy oraz miejscu jej lokalizacji. Na podstawie jego zeznań następnego dnia wydobyto zakopane przez skoczków: radiostację oraz pakiety z dokumentami. Po dokładnym ich skopiowaniu ukryto je w tych samych miejscach21. Zadanie schwytania Mirona Matwijenki oraz likwidacji grupy powierzono wydziałowi 2N MGB, który etatowo zajmował się zwalczaniem ukraińskiego nacjonalizmu. W tym celu z 19 doświadczonych agentów utworzono fałszywy oddział UPA. Dzięki podrobionym poświadczeniom od dowódcy UPA Wasilija Kuka udało się skłonić Matwijenkę do zorganizowania spotkania. Na jego miejsce wybrano ziemiankę w lesie w pobliżu wsi Kalne koło Zborowa. Matwijenko, który 5 czerwca 1951 r. przybył na miejsce wraz ze swoją ochroną, nie rozpoznał, że ma do czynienia z sowieckimi agentami. Gorące powitanie wkrótce przerodziło się we wspólne picie. Matwijenko z wielką ochotą wypił podany mu miód oraz wodę z preparatem Neptun 47. Gdy środek zaczął działać, padło hasło "Dawaj zakurim!". Agenci rzucili się na Matwijenkę i po krótkiej szamotaninie związali go. Reszta grupy została po cichu zabita. Przy życiu pozostawiono jedynie radiotelegrafistę, który był potrzebny do prowadzenia gry operacyjnej z Anglikami22. Jeden z czekistów biorących udział w operacji po latach wspominał, iż Matwijenko nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że złapali go chłopcy, z którymi skakał z samolotu23. Więzień nr 50 W momencie kiedy Neptun 47 przestał działać, było już za późno. Pierwsze przesłuchania Matwijenki przeprowadzono w Kijowie, a następnie w Moskwie. Ponieważ schwytany wysłannik Bandery niemalże od razu zaczął składać obszerne zeznania dotyczące emigracyjnych struktur OUN, sowieccy śledczy postanowili zmienić sposób jego traktowania. Wbrew swoim najczarniejszym przypuszczeniom nie został poddany wymyślnym torturom, które tak chętnie stosowała OUN-owska Służba Bezpieki. Matwijenko znalazł się w pilnie strzeżonej willi MGB we Lwowie. Oficjalnie nadano mu kryptonim "Więzień nr 50". Sowieccy nadzorcy od samego początku traktowali go nadzwyczaj uprzejmie. W przeciwieństwie do innych więźniów otrzymywał wyjątkowo obfite oraz urozmaicone posiłki, desery z owoców i słodyczy. Prowadzący Matwijenkę oficerowie MGB zadbali również o jego rozwój duchowy. Do celi dostarczono mu odpowiednią lekturę - krótki kurs historii WKP(b)... Warto w tym miejscu zauważyć, że przed wydaniem Matwijence wspomnianego dzieła prewencyjnie zaopatrzono go w spory zapas deficytowego papieru toaletowego24. Więzień nr 50 doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego położenia. Jedyną szansą na uniknięcie kary śmierci była bezwarunkowa współpraca z Sowietami. Groźba wyroku oraz miłe traktowanie przez oficerów prowadzących przyniosły zamierzone efekty. Matwijenko podzielił się ze śledczymi całą swoją wiedzą o OUN. Według uzyskanych zeznań Bandera wysłał go na Ukrainę w celu przejęcia kontroli nad podziemiem. W przypadku oporów ze strony dowodzącego niedobitkami UPA Wasilija Kuka ps. "Lemiesz" miał posunąć się nawet do jego fizycznej likwidacji. Do innych zadań Matwijenki należało stworzenie skutecznych kanałów łączności z Zachodem oraz organizacja sprawnej siatki wywiadowczej25. W toku wielotygodniowych przesłuchań "więzień nr 50" opowiedział także sporo pikantnych szczegółów o życiu Bandery - m.in. o pobiciu przez niego ciężarnej żony czy też próbie zgwałcenia małżonki jednego z ochroniarzy. Wiele opowieści dotyczyło trwonienia organizacyjnych funduszy przez poszczególnych "prowidników". Protokoły z przesłuchań zostały wykorzystane w latach 60. do stworzenia propagandowych prac oraz artykułów podpisanych przez Matwijenkę, zadaniem których było demaskowanie OUN. Najsłynniejszą z prac Matwijenki były Czarne sprawy ZCz OUN26. Porządek dnia przetrzymywanego w luksusowej willi na ulicy Kryłowa 19 we Lwowie Matiwjenki wyglądał następująco: w pierwszej kolejności odbywały się prace z oficerami prowadzącymi, polegające na sporządzaniu radiogramów oraz bieżącym korygowaniu przebiegu gry operacyjnej z Brytyjczykami. W wolnym czasie "więzień nr 50" realizował program studiów wieczorowych wydziału energetyki cieplnej Kijowskiego Instytutu Politechnicznego, studiował marksizm i leninizm oraz oficjalną historię Ukraińskiej SRR. Dwa razy w miesiącu "opiekunowie" organizowali mu wycieczki do przodujących kołchozów oraz zakładów przemysłowych. Pokazy sukcesów i dobrobytu miały przekonać zajadłego nacjonalistę do wyższości ustroju radzieckiego. W podobny sposób wyprowadzano "więźnia nr 50" do opery i teatru. Podczas przedstawień obok Matwijenki siedziało zawsze dwóch konwojentów, a w nieco dalszej odległości w pogotowiu oczekiwała grupa zabezpieczenia27. Na luksusowe warunki, w jakich przetrzymywano "więźnia nr 50", MGB wydawało niebagatelne sumy. Tylko pierwsze dziesięć miesięcy ochrony Mirona Matwijenki kosztowało ponad 90 tysięcy rubli. Na tak niebotyczną sumę (dniówka w dobrym kołchozie wynosiła wówczas ok. 1 rubla) składały się koszty wyżywienia, utrzymania ochrony i obsługi, w tym osobistej kucharki. Miesięcznie na jedzenie wydawano prawie 2 tysiące rubli. Tyle samo wynosił koszt ubrań. Matwijenko dodatkowo za swoje usługi otrzymywał comiesięczną wypłatę w wysokości 3 tys. rubli28. Pieniądze zainwestowane w "więźnia nr 50" przyniosły jednak efekty. Już w czerwcu 1951 r. rozpoczęła się radiogra z brytyjskim wywiadem. Głównym jej celem była dezinformacja zagranicznych struktur OUN oraz przekazywanie Brytyjczykom fałszywych danych wywiadowczych na temat ZSRR. Dla uwiarygodnienia wysyłanych w eter informacji Wydział 2N jesienią 1951 r. stworzył fałszywą grupę konspiratorów, która kręciła się po lasach w rejonie Radziechowa. Przebrani za partyzantów agenci rozsiewali plotki, że jest z nimi ważny emisariusz od Bandery. W okolicach Drohobycza uruchomiono nawet fałszywą radiostację, która nadawała depesze w imieniu lokalnego prowodu OUN. Działalność fikcyjnego podziemia rozwijała się nadzwyczaj pomyślnie. Stworzono rejonowe prowody w Radziechowie, Jaworowie i Dobromyślu oraz linie łączności kurierskiej29. Do marca 1952 r. nadano 29 depesz do Brytyjczyków oraz 32 dezinformacyjne raporty dla Bandery. W depeszach dla Brytyjczyków znalazły się wiarygodnie spreparowane w Moskwie dane wywiadowcze dotyczące sowieckiej armii oraz przemysłu obronnego i infrastruktury transportowej. Raporty dla Bandery zawierały zachęty do przysyłania kolejnych emisariuszy oraz zorganizowania zrzutów zaopatrzenia. Dla wzmocnienia wiarygodności fikcyjnego podziemia w październiku 1952 r. przepuszczono przez polsko-sowiecką granicę grupę kurierów z Monachium. Agent MGB przez pięć dni udawał lokalnego prowidnika OUN. Dzięki jego umiejętnościom kurierzy nie zorientowali się, że mają do czynienia z prowokacją. W trakcie rozmów przekazano im szereg fałszywych informacji, w tym tę o "zdetronizowaniu" Bandery i przejęciu władzy nad podziemiem na Ukrainie przez jego konkurentów z Łebedziem i Ochrymowiczem na czele. Kurierzy ponownie zostali przepuszczeni przez granicę. Dostarczone przez nich informacje zaprzepaściły szanse na osiągnięcie porozumienia w środowiskach ukraińskiej emigracji. Atmosferę podgrzewało dodatkowo sterowane przez Sowietów wzajemne opluwanie się poszczególnych stronnictw w prasie emigracyjnej. Być może zabrzmi to paradoksalnie, ale jednym z głównych zarzutów, którymi starano się zniszczyć konkurentów, było oskarżenie o współpracę z Sowietami...30 Prowadzona przy pomocy Matwijenki gra operacyjna z brytyjskim wywiadem najprawdopodobniej przebiegałaby bez większych zakłóceń, gdyby nie? ucieczka głównego jej uczestnika. Łagodny sposób traktowania więźnia sprawił, że pilnujący go strażnicy całkowicie stracili czujność. W ramach przekonywania Matwijenki do dobrodziejstw systemu sowieckiego strażnicy regularnie grywali z więźniem w siatkówkę, spędzali wspólnie wieczory, nawet pili razem wódkę. Późniejsze śledztwo wykazało, że na kilka miesięcy przed ucieczką Matwijenko dyskretnie podpytywał się o szczegóły dotyczące budowy i obsługi pepeszy. Zaczął się także interesować majsterkowaniem. Niczego niepodejrzewający oficerowie prowadzący kupili mu nawet zestaw podstawowych narzędzi. "Więzień nr 50" zamiast zabawek i przedmiotów codziennego użytku zrobił sobie klucze oraz samodzielny pistolet. 16 czerwca 1952 r., wykorzystując nieuwagę pilnującego go majora Korsuna, Matwijenko wyciągnął z pozostawionej na krześle marynarki klucze od sejfu, z którego wyjął pistolet walter z kompletem amunicji, mapę zachodniej Ukrainy, kompas oraz 10 tys. rubli. Następnie, przez nikogo nie niepokojony, wyszedł głównymi drzwiami31. Zaraz po ucieczce Matwijenko udał się na cmentarz Janowski, gdzie spędził noc w jednym z grobowców. Następnego dnia rozpoczął odwiedzanie wszystkich znanych sobie OUN-owskich adresów konspiracyjnych we Lwowie. Niestety wszędzie mieszkali już obcy ludzie. Brak perspektyw na jakąkolwiek pomoc doprowadził go do załamania nerwowego. Wieczorem 17 czerwca, a więc dzień po ucieczce, Matwijenko na dworcu kolejowym zaczepił przechodzącego obok sierżanta i spytał się, czy ten pracuje w MGB. Gdy otrzymał pozytywną odpowiedź, stwierdził, że jest uzbrojony i że chciałby się poddać. Według ustaleń śledztwa sierżant Tarasiuk zaprowadził Matwijenkę na posterunek milicji, na którym kazano im przyjść później, gdyż akurat trwała przerwa w pracy. Zdesperowany Tarasiuk poprosił o pomoc przechodzącego obok majora, z którym wspólnie odeskortowali Matwijenkę pod właściwy adres32. Trwająca niespełna 24 godziny ucieczka Matwijenki wywołała prawdziwą burzę w sowieckich organach. Sprawa oparła się aż o Politbiuro, które na specjalnym posiedzeniu 7 lipca 1952 r. nakazało wyrzucenie głównych sprawców z partii i organów oraz przekazanie sprawy prokuraturze. Swoje stanowiska stracili także bezpośredni przełożeni nadzorców "więźnia nr 50"33. Ulotka propagandowa skierowana do nauczycieli - "Nauczyciele - Ukraińcy! Sowiecka szkoła ma za zadanie wychowywać janczarów, zdrajców ukraińskiego narodu. Nie przykładajcie rąk do tej haniebnej antynarodowej pracy. Sabotujcie rusyfikacyjne starania sowieckiej szkoły. Śmierć sowieckim okupantom! Ukraińscy rewolucjoniści". Nauczyciele wraz z kierownikami kołchozów i przedstawicielami lokalnej administracji stanowili najliczniejszą grupę wśród ofiar ukraińskich nacjonalistów. Ilustracja z archiwum autora Nieudana próba ucieczki w znaczący sposób odbiła się także na życiu Matwijenki, którego przewieziono do specjalnej willi MGB w Światoszynie pod Kijowem. Ochronę "więźnia nr 50" wzmocniono do 9 osób. Teren willi dodatkowo zabezpieczały psy, a podeszwy butów nasączano specjalnym środkiem zapachowym, pozostawiającym trwałe ślady w terenie. Dla wzmocnienia inwigilacji Matwijence podsunięto również agentkę "Oksanę". Po odpowiedniej obróbce między "Oksaną" a Matwijenką rozpalił się kontrolowany romans, który zakończył się nadzorowanym przez władze małżeństwem34. Po krótkiej przerwie spowodowanej niespodziewaną ucieczką Matwijenki wznowiono radiogrę z Brytyjczykami. W dalszym ciągu przekazywano fałszywe dane wywiadowcze oraz punkty kontaktowe i znaki umowne dla kolejnych skoczków. Nadspodziewanie dobre wyniki osiągane przez Matwijenkę wzbudziły podejrzenia u dowódcy UPA Wasilija Kuka. Wątpliwości co do lojalności Matwijenki zaczęły dochodzić także do Brytyjczyków. Spekulacje na ten temat przerwał jednak sam Bandera, który ślepo wierzył swojemu towarzyszowi. Wszelkie ostrzeżenia o zdradzie traktował on jako dezinformację i prowokacje konkurentów. Wątpliwości rozwiał ostatecznie działający pod kontrolą polskiego UB "Zenon", który wysłał kurierów z informacją o pełnej lojalności Matwijenki35. W maju 1953 r. za pomocą balonu wypuszczonego na Morzu Bałtyckim z brytyjskiego statku do Polski przedostała się kolejna grupa kurierów z Monachium. Po "udanym" przekroczeniu granicy dotarli oni do samego Matwijenki, który w towarzystwie dwóch "ochroniarzy" odbył konspiracyjne spotkanie. Las, w którym się odbywało, został otoczony przez wojsko. Całość rozmowy nagrano. Kurierzy nie zorientowali się, że są manipulowani i po zakończeniu spotkania bez większych przeszkód powrócili na zachód36. Radiogrę kontynuowano... Sytuację Matwijenki zmieniły wydarzenia z lat 1954-1955. Schwytanie dowódcy UPA Wasilija Kuka oznaczało praktyczny koniec zorganizowanego oporu na zachodzie Ukrainy. W 1955 r. Brytyjczycy ostatecznie utwierdzili się w przekonaniu, że Bandera ich oszukuje, a rzekoma działalność wywiadowcza miała na celu jedynie wyciąganie wsparcia materialnego i niemałych funduszy. Współpraca przerodziła się w konflikt. Banderze zakazano nawet wjazdu na teren Wielkiej Brytanii. Próby wykorzystania ukraińskich nacjonalistów podjął jeszcze wywiad włoski, jednakże jego wysiłki poszły na marne. W 1956 r. sowieckie organy bezpieczeństwa uznały, że dalsze pozostawianie na wolności niedobitków ukraińskiego podziemia jest bezcelowe. Rozpoczęły się aresztowania. Jako ostatnich "zdjęto" dwóch emisariuszy przysłanych przez wywiad włoski. Po ujawnieniu im, że cała ich dotychczasowa działalność była kontrolowana od samego początku, jeden z nich popełnił samobójstwo. W kwietniu 1960 r. Matwijenko w radiogramie poprosił o ewakuację łodzią podwodną lub samolotem. Ostatnia depesza w ramach operacji "Zwieno" została nadana 14 października 1960 r.37
  5. Sztab nowego prezydenta Francji F.Hollanda poinformował że na majowym szczycie NATO w Chicago zostanie zakomunikowane pełne wycofanie sił francuskich z Afganistanu do końca bieżącego roku.Szybkie wycofanie z Afganistanu było jedną z obietnic wyborczych Hollanda. Dobra wiadomość dla Polski-rychło "przeskoczy " Francję w liczbie żołnierzy zaangażowanych w "misji pokojowej"w Afganistanie i "umocni sojusznicze więzi" z USA.Polska prześcignie Francję(w ilości dostarczanego do Afganistanu mięsa armatniego). W kolejkach po wizę do ambasady USA Polacy mogą podeliberować o swych przewagach nad Francuzami którzy wiz do USA nie potrzebują.
  6. Ostatnie Mi-24 zgodnie z pomysłami MON odejdą ze służby w 2022 roku. I jeszcze frapująca ciekawostka której jakoś nie upowszechnia się wśród opinii publicznej:otóż w Afganistanie wojuje nawet nie taki sam Mi-24 jakiego używali tam Sowieci ale wręcz ten sam. W latach 80 śmigłowiec Mi-24 o numerze bocznym 956 latał w Afganistanie z poprzednią "misją pokojową". W 1991 wcielony do WP.A teraz-bierze udział w nowej afgańskiej misji pokojowej/stabilizacyjnej/niepotrzebne skreślić.... Tia... W latach 80 niesłuszny sowiecki śmigłowiec niosąc "internacjonalną pomoc" ostrzeliwał bohaterskich mudżahedinów z oddziałów wspieranego przez USA bohaterskiego Hakkaniego .Teraz słuszny już śmigłowiec w "misji pokojowej" ostrzeliwuje talibów niejakiego Hakkaniego zwalczanego przez USA....
  7. Po szczęśliwym uwolnieniu się po wieloletnich zabiegach polskich polityków od tranzytu rosyjskiego gazu przez Polskę na Zachód/roli głównego państwa tranzytowego ,(zbudowany przez morze przez niemiecko-francusko-rosyjsko-holenderskie konsorcjum gazociąg Nord Stream(którego budowę z błogosławieństwem UE i po wpisaniu na oficjalną unijną listę priorytetowych inwestycji energetycznych podjęto gdy Polska ustami swych przedstawicieli oznajmiła że albo gazociąg będzie przebiegał przez Ukrainę albo Polska zablokuje jego budowę) i budowany South Stream) Polska uwalnia się wreszcie także od tranzytu rosyjskiej ropy, zresztą znów z rosyjską pomocą, bo sama nie potrafiła, więc Putin pomógł: "Rosjanie otworzyli terminal w Ust-Łudze, będący końcówką systemu transportowego BTS-2 ("Бaлтийcкaя трyбoпрoвoднaя cиcтемa -2"). Uroczyście, w obecności premiera Putina (...) Daje im to niezależność od państw tranzytowych takich jak Ukraina , Białoruś, Polska. (...) Spółka PERN Przyjaźń, która zbudowała i zarządzała rurociągiem, pompując ostatnio około 50 milionów ton rocznie ropy, odnosiła do tej pory niezłe zyski. W latach 2002 - 2004 między 130 a 147 mln zysku netto, a w 2010 roku 253 miliony zł. Te zyski będą się teraz kończyć. Pozycja polskich rafinerii także będzie się pogarszać (choć to już dzieje się od kilku lat, gdyż rafinerie obawiając się odcięcia kupowały alternatywnie na rurociągu lub na morzu). Przewaga konkurencyjna nad innymi zniknęła. Warto przypomnieć, ze kilka jeszcze lat temu to Rosjanie byli uzależnieni od naszych rurociągów, dlatego sprzedawali ropę w Polsce taniej niż na morzu (...) Widać, że ropa na rurociągu "Przyjaźń" była o 13 $/tonie (ok 2 $/baryłkę) tańsza niż w Primorsku " zródło cytatu szczesniak.pl/2127 Wielki to sukces,wielki sukces niemal na miarę polskiego sukcesu z zakupem Możejek-tylko dlaczego w polskich mediach tak o nim cicho? Nastąpiła wszak dywersyfikacja-dróg dostaw gazu i ropy do Europy Zachodniej. Co sądzicie o ostatnim sukcesie?
  8. Ze strony Szcześniak.pl co wyraznie jest zaznaczone(cytat na początku całego posta. Gros państw UE(jak Niemcy,Francja,Włochy,Hiszpania ale też np Czechy czy Finlandia ) pomaga swoim firmom i podejmuje za granicą interwencje na ich rzecz. Np istotną przyczyną zgody Finlandii na N-S były uzyskane określone koncesje dla ich firm celuozowych i papierniczych. Polska różni się nie tylko od gros państw "starej" UE ale i niektórych państw "nowej)UE. M.in niemal kompletnym brakiem zainteresowania polityków losem swoich/narodowych firm prowadzących działaność za granica -i inwestycji.
  9. W normalnych państwach państwo pomaga biznesowi,istnieją także państwowo-prywatne koncerny o kapitale mieszanym(vide np GdF)realizujące ważne dla państwa inwestycje. Polska nie jest jednak normalnym państwem europejskim/unijnym a biznes na wschodzie podporządkowuje się ideom Giedroycia z połowy ubiegłego wieku zmieszanym z chciejstwem,myśleniem życzeniowym ,fobiami i mesjanizmem. Polska w dużym stopniu na własne życzenie(wskutek własnych wieloletnich działań)utraciła pozycję państwa tranzytowego/korzyści z niej płynącee-zamiast pomostu stała się dyżurnym zawalidrogą i harcownikiem w kontaktach UE ze wschodem. W kluczowych państwach UE wśród establishmentu umacnia się świadomość że Polska w kontaktach ze wschodem (Białorusią,Ukrainą czy Rosją nie mówiąc o dalszym geograficznie)odgrywa rolę przysłowiowego pijanego,nieodpowiedzialnego polskiego szlachciury wrzeszczącego wciąż "Veto!". Żeby przy tematyce surowów naturalnych i traconej roli państwa tranzytowego pozostać-jeszcze w tym roku w grudniu Rosja,Francja,Niemcy,Włochy prawdopodobnie rozpoczną realizację/budowę South Stream celem ominięcia nieprzewidywalnych,nieobliczalnych i niestabilnych państw tranzytowych. Takowym jest Ukraina, do miana takowej po latach usilnych starań awansowała Polska m.in w związku z konsekwentnym blokowaniem dywersyfikacji dróg dostaw gazu i ropy poprzez ominięcie Ukrainy,bieganiną najwyższych dygnitarzy państwowych w ciemności po osetyńskich krzaczorach i rozpoznawaniem akcentu po głosie itp.
  10. Straci Skarb Państwa czyli w efekcie podatnicy.Dodatkowo odczują to w wyższej cenie paliwa. Jeden z analityków rynku paliw ironicznie już skomentował zdanie " "PERN, - właścicielem polskiego odcinka „Przyjaźni" jeszcze nie wie, ile straci. " E, naprawdę, przecież to proste. Ilość ton razy stawka. Analityk rynku paliw pisał 4 lata temu: "Przekreślona "Przyjaźń" 2 grudzień, 2008 - 07:00 Premier Putin podpisał 1 grudnia decyzję o budowie 2 nitki Bałtyckiego Systemu Rurociągowego (Балтийской трубопроводной системы - 2). To decyzja strategiczna dla polskiego sektora naftowego, polskich rafinerii i polskiej polityki bezpieczeństwa energetycznego. Jeśli zostanie wprowadzona w życie (a Rosjanie poważnie traktują swoje deklaracje i decyzje) Polska stanie przed poważnymi stratami z tytułu tranzytu ropy oraz pozycji negocjacyjnej (a więc i wyników finansowych) polskich rafinerii. Jest też efekt ostatnich kilku lat polityka "bezpieczeństwa energetycznego". Projekt BTS jest sukcesem logistycznym, wystarczy przyjrzeć się rozwojowi portu w Primorsku - od zera w 2000 r. do 75 mln ton obecnie. Projekt przewiduje budowę rurociągu między miejscowością Unecza (Унеча - Брянская область) a Ust-Uługą (Усть-Луга - Ленинградская область). Umożliwia on przesyłanie ropy nie przez Białoruś i Polskę, ale do portu Primorsk i stamtąd na rynki europejskie i światowe. Możliwości przesyłowe planowane są w 1. etapie na 30 mln ton rocznie, w 2. etapie - 50 mln. 1. etap ma być zakończony w 3. kwartale 2012 r. Rurociąg ma mieć 1300 km i ma kosztować między 4,3 a 4,7 mld $. Finansowanie projektu ma zostać zapewnione przez emisję obligacji "Transniefti" i państwowe instytucje finansowe. Projekt ten ma dość krótką historię, gdyż powstał tuż o konflikcie między Rosją a Białorusią o ceny gazu i ropy naftowej na przełomie 2006 / 2007 roku. Gdy Białoruś nałożyła podatki na przesył ropy i zaczęła pobierać je w postaci ropy z rurociągu - Rosjanie wstrzymali przesył. Przestój (w tym brak dostaw do Polski) trwał 3 dni. (Więcej: "Energetyczny konflikt Rosji i Białorusi"). Już w maju 2007 r. był omówiony przez rząd, jednak do tej pory był elementem przetargowym między Rosją a Białorusią. W chwilach napięć Rosjanie przypominali o tym rurociągu, by nacisnąć prezydenta Łukaszenkę i przypomnieć mu, że może stracić dochody z tranzytu ropy i uprzywilejowaną pozycję białoruskich rafinerii. Projekt ten był dyskutowany w branży naftowej i rządzie Rosji i nie zbierał zbyt pochlebnych recenzji. Tracił po drodze rynki środkowej Europy (Węgry, Słowację, Czechy), które nie mogły, tak jak Polska, zaopatrywać się z morza. Utrudniał przesył do Niemiec, gdyż port w Rostoku nie był w stanie przesłać takich ilości surowca. Dzisiaj Primorsk (końcówka BTS-1) już przesyła 75 mln ton ropy rocznie, a zwiększenie wolumenu d0 120 - 130 mln ton rocznie rodzi ryzyka ekologiczne i obciążenie Bałtyku. Nie było dla tego rurociągu surowca, o czym mówiło Ministerstwo Energetyki. Realizacja BTS-2 oznacza możliwości całkowitego zastąpienia transportu rurociągiem "Przyjaźń" (przez Białoruś i Polskę) przesyłem przez port w Primorsku. Oznacza gruntowną zmianę logistyki ropy naftowej w Europie Środkowej: http://szczesniak.pl/node/475 Projekt ten oceniałem jako polityczny. Biznesowo - nie wnosi on nic nowego do systemu przesyłowego Rosji oprócz uniezależnienia się od krajów tranzytowych. To czysto polityczne ryzyko. Jednak Białoruś okazała się tak dużym wyzwaniem dla Rosji, że ta postanowiła użyć swoich możliwości (1 grudnia: Reserve Fund = $132.63 mld, National Prosperity Fund = $76.38 mld), by uniezależnić się od kaprysów prezydenta Łukaszenki. Sytuacja Polski wygląda szczególnie źle. Tracimy statut i pozycję negocjacyjną państwa tranzytowego. Rurociąg "Przyjaźń" ma już swoje lata i jeśli nie będzie dużego przesyłu, może się okazać, że nie warto go remontować. Tak jak ocenili Rosjanie z odcinkiem do Możejek. Po co bowiem utrzymywać dublujące się rurociągi. Tracą polskie rafinerie. Dotychczas Rosja była uzależniona od "Przyjaźni", można było więc na rynku kupującego wynegocjować duże upusty. Dzisiaj ten rynek się kończy, a polskie rafinerie tracą uprzywilejowaną pozycję. Odbije się to z pewnością na ich wynikach, wystarczy porównać wyniki rafinerii w Płocku i w Możejkach, żeby wiedzieć, czym jest przewaga ropy z rurociągu (choć nieporównywalnie gorszy wynik Możejek nie zależy tylko do tego, że kupują tę samą rosyjską ropę z morza, a nie z rurociągu). PERN Przyjaźń także traci. Budowa 3. nitki była jedynym, powtarzam jedynym!, projektem służącym bezpieczeństwu energetycznemu Polski, który był realizowany. Pozostałe dalej są jedynie na papierze, a ich realizacja budzi coraz większe wątpliwości (np. przekazanie rurociągu norweskiego i gazoportu dla Gaz Systemu). Ta jedyna realna inwestycja była prowadzona wbrew trendom politycznym, które za cel wzięły sobie "uniezależnienie" się od Rosji. Politycy działali we wręcz przeciwnym kierunku. Kilka razy ("Białoruś czeka, polscy politycy - do dzieła!") wzywałem (wielkie słowo, więc uśmiecham się zażenowany) polskich polityków do działań. Na przykład współpracy europejsko-polsko-białorusko-rosyjskiej, żeby wypracować model bezpiecznego przesyłu ropy i gazu z Rosji do Europy. Żeby Polska mogła wykorzystać swoje położenie geograficzne jako realną przewagę konkurencyjną. Żadnego odzewu. Działania podejmowano wręcz przeciwne. Niezależnie czy rządził PiS czy PO. Polski sektor naftowy był i jest zakładnikiem polskiej polityki zagranicznej, nastawionej na odpychanie Rosji od Europy. Przyjdzie mu za to słono zapłacić"
  11. Ropociąg najprawdopodobniej będzie wegetował na małych obrotach(właściwe jest określenie"wegetacja") -jak wspomniałem według analityków rynku paliw dla Rosji korzystniejsze jest jego utrzymanie jako rezerwowej drogi dostaw(np w zimie),zredukowanie do minimum ilości tłoczonej ropy a koszta utrzymania infrastruktury (przy minimalnych dochodach) i tak poniesie strona polska. Co do obiekcji przy realizacji NS-miały je głównie te państwa ,które w efekcie utraciły /zmniejszyły dochody z tranzytu i zorientowały się nagle że demonstracyjna rusofobia lub kradzież gazu kosztuje(finansowo).Plus tradycyjnie (za kulisami)- USA ale te w pewnym momencie gdy było jasne ze przedsiewzięcia m.in. Francji i Niemiec wpisanego na oficjalną listę priorytetowych inwestycji energetycznych UE nie da się już zatrzymać ani zerwać wycofały sie z obstrukcji. Rosjanie wzięli do tej inwestycji Niemcy,Holandię i Francję ,USA do jej obstrukcji-Polskę i Pribałtykę efekt końcowy jest znany.
  12. "Eksport rosyjskiej ropy przez Gdańsk wstrzymany dzisiaj, 12:15 Naftoport w Gdańsku został wykreślony z listy portów do eksportu rosyjskiej ropy po tym, jak uruchomiono nowy terminal Ust Ługa nad Zatoką Fińską. Skończyliśmy załadunek ostatniego z zakontraktowanych statków – powiedział PAP prezes Naftoportu Dariusz Kobierecki. Gdańska nie ma na opublikowanej przez Transnieft w ubiegłym tygodniu liście portów, którymi w drugim kwartale ma być eksportowana rosyjska ropa i nic nie wskazuje na to, by latem ta sytuacja mogła się zmienić. Koncern Transnieft, który odpowiada za transport surowca najważniejszymi ropociągami w Rosji i ustala szlaki dostaw za granicę - poprzez porty i rurociągi tranzytowe, zakłada, że w kwietniu przez porty nad Bałtykiem na eksport trafi w sumie 7,2 mln t ropy, czyli o 28 proc. więcej niż w marcu. Znacząco wzrosną przeładunki tylko w krajowych terminalach - w Primorsku i Ust Ługa. Z grafiku eksportowego Transnieftu wynika, że w całym drugim kwartale Rosjanie zamierzają sprzedać za granicą 54,8 mln ton ropy, czyli o 4,6 proc. więcej niż w okresie styczeń–marzec 2012 r. Na liście portów nadbałtyckich nadal są tylko Ust Ługa i Primorsk, nie ma Gdańska. Terminal Ust Ługa został uruchomiony dwa tygodnie temu, a wcześniej oddano do użytku wielki rurociąg (tzw. BTS2). Rosyjskie władze zdecydowały się na obie inwestycje, chcąc zmniejszyć uzależnienie od eksportu do Europy drogą lądową i krajów tranzytowych – Ukrainy i Białorusi. Do tej pory to właśnie system rurociągów „Przyjaźń” - istniejący od ponad 40 lat, a biegnący przez Białoruś i Polskę do Niemiec oraz przez Ukrainę, Słowację i Czechy - był dla Rosjan najważniejszym naftowym szlakiem dostaw. Poza tym istotną rolę w tranzycie i eksporcie ropy odgrywał Naftoport w Gdańsku, który ma połączenie z Płockiem, dokąd dociera rurociąg „Przyjaźń”. W ubiegłym roku przez gdański port Rosjanie wyeksportowali 3,8 mln ton ropy. W tym roku w pierwszym kwartale w sumie 1,3 mln ton i – jak przyznał Kobierecki – „kolejnych zleceń nie ma”. W 2011 roku Naftoport przyniósł ponad 11 mln zł zysku netto przy przychodach sięgających 55 mln zł. Eksport rosyjskiej ropy miał w tym 30 proc. udział. „Na pewno sobie poradzimy i wynik finansowy będzie dodatni” – zapewnił prezes. Szef Naftoportu liczy na przychody z przeładunku innych towarów i paliwa. Rekompensatą za utracony eksport rosyjskiej ropy mogą być dodatkowe dostawy na potrzeby polskich i niemieckich rafinerii. Terminal w Gdańsku jest bowiem przystosowany do odbioru ropy i na tym już wkrótce może zarobić. W przypadku ograniczenia dostaw ropociągiem „Przyjaźń” - co już jest widoczne w grafiku Transnieftu na drugi kwartał - Grupa Lotos i PKN Orlen na potrzeby swoich rafinerii w Gdańsku i Płocku będą bowiem część potrzebnego surowca odbierać poprzez Naftoport. Obie firmy mają kontrakty na import ropy tak sformułowane, że nie ponoszą dodatkowych kosztów związanych ze zmianą drogi transportu (z rurociągu na Naftoport), bo te obciążają sprzedawcę ropy. „Wydaje się mało prawdopodobne, by ropa rosyjska do polskich rafinerii płynęła tylko ropociągiem +Przyjaźń+” – powiedział PAP prezes Kobierecki. „Możliwa jest też presja ze strony firm traderskich (handlujących rosyjską ropą), by Gdańsk wrócił na listę Transnieftu, bo jest konkurencyjnym portem w porównaniu z innymi na Bałtyku Północnym” - dodał. Mniej optymistycznie sytuację ocenia branża. Rosjanie mogą bowiem wykorzystywać Gdańsk do eksportu ropy tylko incydentalnie i nie ma szans do powrotu sytuacji z 2010 roku, gdy wynosił ok. 8 mln ton. „Sytuacja jest o tyle poważna, że uruchomienie terminalu Ust Ługa zmieniło trwale drogi eksportu” – powiedział PAP doradca jednej z polskich firm paliwowych, chcący zachować anonimowość. Inny specjalista podkreślił, że Rosjanie nie po to wydali kilka miliardów dolarów na BTS2 i terminal, by z nich nie korzystać. "To polski PERN +Przyjaźń+ i Naftoport są największymi przegranymi i to jest nieuniknione. Gdańsk może wrócić na listę eksportową, lecz dopiero zimą, gdy zamarznie Primorsk, ale to i tak zależeć będzie od wielu czynników, także politycznych” - dodał. Spółka PERN, która kontroluje Naftoport, jest właścicielem m.in. polskiego odcinka „Przyjaźni”. Ograniczenie dostaw z Rosji tym rurociągiem do polskich i niemieckich rafinerii, oznacza spadek jej przychodów. Trudno prognozować, jak duży." Sukces polskiej gospodarki na wschodzie od lat goni sukces. A rychło będą kolejne.Np.w grudniu 2012 międzynarodowe konsorcjum rosyjsko-francusko-niemiecko-włoskie (z pominięciem Polski)rozpoczyna realizację South Stream-ciekawe czy polskie liberum veto będzie równie donośne jak przy poprzednim? Veto! Liberum veto! Bóg,Honor,Ojczyzna! Polska -pomostem na wschód! A że pomost zepsuty to naprawcie sobie. A potem zdziwienie,szczere oburzenie i pretensje do całego świata.
  13. "Mnie logika podpowiada, że wiele biznesowych projektów okazuje się niekorzystnych" Ważna poprawka-Możejki największa inwestycja zagraniczna 3/4 RP od początku nie były projektem biznesowym a politycznym. Podjętym w imię określonych fobii,chciejstwa i rojeń-a nie na podstawie wyliczeń biznesowych/solidnego biznesplanu.
  14. Możliwości przesyłowe planowane są w 1. etapie inwestycji na 30 mln ton rocznie, w 2. etapie - 50 mln. 1. etap ma być zakończony w 2012 .Nastąpi "przekierowanie" ropy przesyłanej dotąd przez terytorium/Polskę.Realizacja BTS-2 oznacza możliwości całkowitego zastąpienia transportu rurociągiem "Przyjaźń" (przez Białoruś i Polskę) przesyłem przez port w Primorsku. "Przyjazń" będzie wysychać a ten ropociąg zostanie pozostawiony jako rezerwowy z kosztami utrzymywania infrastruktury -leżącymi po stronie polskiej. Jak napisał analityk rynku paliw: "Rosjanie nie muszą jednak całkowicie zatrzymywać przesyłu przez Polskę, bo mogą traktować Gdańsk jako port rezerwowy w przypadku złych warunków pogodowych w zimie. Jednak dla Polski to bardzo kosztowna rola - trzeba utrzymać infrastrukturę, a dochody będą bardzo skromne. "
  15. Możejki zostały przywołane w dyskusji-więc przypomniałem parę faktów i ocen sprzed lat.Dotyczących tej największej inwestycji zagranicznej III RP. Temat jest w Polsce obecnie generalnie wspominany rzadko. I odpowiedzią na postawione konkretne pytanie co do szacunkowych kosztów. Rurociąg Przyjazn będzie wegetował(na koszt strony polskiej)ale utraci rentowność. Co do ogłoszenia niepodległości Kurdystanu irackiego(celem przekształcenia związków z Irakiem w konfederację-zwiazek 2 państw) czego miał dokonać prezydent Kurdystanu Irackiego Barzani -to zostało ono odłożone w czasie o czym napisałem dobę wcześniej/tzn pierwotnie zapowiadaną datą.
  16. Nie czytałeś polskiej prasy sprzed lat kilku,nie słuchaleś komentarzy polityków wysokiej rangi W i publicystów -ba,nawet niektórych "menedzerów"? Artykułów "Możejki wzięte,Orlen potęgą Europy !" itp? Dla przypomnienia(za Szczęsniak.pl) "Oto jak politycy popierali zdecydowanie tę "największą inwestycję zagraniczną w historii Polski". " 1. Wizyta marszałka Sejmu Marka Jurka. . . 2. Uroczystość przejęcia rafinerii: Premier Jarosław Kaczyński, premier Litwy Kirkilas i Prezes PKN Orlen Chalupiec. . . 3. Prezydent Kaczyński wielokrotnie deklarował zakup Możejek, pomimo pożaru i odcięcia dostaw ropy rurociągiem: cytuję: Reuters 2006-09-05 "PKN Orlen nie ma zamiaru rezygnować z przejęcia litewskiej rafinerii Możejki Nafta" - zapowiedzieli we wtorek podczas konferencji prasowej w Wilnie prezydent Lech Kaczyński oraz szef PKN Igor Chalupec. - Nie mamy zamiaru wycofywać się - powiedział Kaczyński. 4. Także szef Komisji Zagranicznej Sejmu.... cytuję: 16 grudnia 2006 PAP "Zakup Możejek wielkim sukcesem PKN Orlen i Polski" Zdaniem szefa sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Pawła Zalewskiego (PiS), sfinalizowany w piątek w Wilnie przez PKN Orlen zakup litewskiej rafinerii w Możejkach jest wielkim sukcesem zarówno płockiego koncernu, jak i Polski. Zalewski uważa, że ta transakcja przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. 5. Warto poczytać, co wtedy pisała prasa. Ot takie np. tytuły w "Dzienniku". "Możejki wzięte. Orlen paliwową potęgą Europy" . 6. Atmosferę oddają fragmenty tekstu Antoniego Rybczyńskiego... cytuję: "Gazeta Polska" 5.10.2006 Batalia o Możejki Kupno rafinerii na Litwie to największa w historii polska inwestycja zagraniczna. Dla Orlenu oznacza wzrost prestiżu w regionie i możliwość ekspansji na rynki krajów nadbałtyckich i Skandynawii. Przede wszystkim jednak to wspólne polsko-litewskie zwycięstwo nad Rosją. Pole bitwy: Litwa. Uczestnicy: z jednej strony PKN Orlen, wspierany przez władze RP, z drugiej Kreml i jego "energetyczne dywizje" - Łukoil, Rosnieft", Gazprom. Stawka wojny: największe przedsiębiorstwo w krajach bałtyckich, a w dalszej perspektywie dominacja w sektorze naftowym Europy Środkowej. Wynik pierwszego starcia: błyskotliwe, acz nie przesądzające losów wojny zwycięstwo Polaków. Transakcja stulecia(...) Kupno Możejek to największa zagraniczna inwestycja polska w historii. Dla Orlenu oznacza wzrost prestiżu w regionie, zabezpieczenie płn.-wsch. Polski przed napływem paliw z Rosji i Białorusi, możliwość ekspansji na rynki krajów nadbałtyckich i Skandynawii. Dla Litwy transakcja ma wymiar dużo szerszy. Jak mówi były szef jej dyplomacji Antanas Valionis, "to nie tylko komercyjny projekt, ale też część zmagań o charakterze geopolitycznym". Udało się uchronić strategiczne przedsiębiorstwo przed przejęciem przez Rosjan. Teraz Moskwa będzie miała do czynienia z jednym z największych krajów UE - co innego jest zakręcić kurek z ropą maleńkiej Litwie, a co innego - Polsce. Iwan zakręca kurek 31 lipca rosyjskie władze poinformowały o awarii ropociągu Przyjaźń. "Nie ma mowy o sprzedawaniu udziałów. PKN Orlen nie jest firmą wyłącznie państwową, ale państwo ma tu decydujący udział. Sprzedawanie w ogóle nie wchodzi w grę" - tak na pytanie o ewentualne wycofanie się polskiej strony z transakcji zareagował Lech Kaczyński. 7. Także publicysta Witold Gadomski... cytuję: Gazeta Wyborcza 2006-12-17 Sukces polskiego koncernu paliwowego Przejęcie przez PKN Orlen kontroli nad litewską rafinerią Możejki jest dużym sukcesem polskiego koncernu paliwowego. Orlen, który już ma sieć stacji paliwowych w Niemczech i czeską spółkę Unipetrol, staje się ważnym graczem na rynku paliwowym Europy Środkowej. Rafineria w Możejkach jest zyskowna, nawet jeśli będzie musiała kupować surowiec nieco droższy niż rosyjski i sprowadzać go tankowcami. Inwestycja jest więc dla Orlenu opłacalna, a jej sfinalizowanie jest wielką zasługą prezesa Igora Chalupca, a także rządu Jarosława Kaczyńskiego, który udzielał Orlenowi wsparcia. 7. Ciekawe fragmenty publikacji i zachowań polityków z tamtego okresu... cytuję: Fakt 18.12.2006 autorzy: Marcin Kowalczyk, Karolina Gregorczyk Polska naftową potęgą Kupując wielką litewską rafinerię Polski Koncern Naftowy Orlen utarł nosa Rosjan Jeszcze dziesięć lat temu nikt o tym nawet nie marzył, ale dzisiaj to fakt. Polska stała się europejską potęgą paliwową. Polski Koncern Naftowy Orlen kupił litewską rafinerię w Możejkach. Skutki transakcji to rozwścieczona Rosja, grube miliony dla Polski z handlu paliwami, ale i zmniejszenie niebezpieczeństwa odcięcia naszego kraju od źródeł energii. 6 786 000 000 - to liczba, którą ciężko przeczytać, a co dopiero sobie wyobrazić! To prawie siedem miliardów złotych! Właśnie tyle kosztowała rafineria w litewskich Możejkach, którą kupiła polska firma PKN Orlen. To były historyczne, bo największe jak do tej pory zakupy, na jakie wybrało się jakiekolwiek polskie przedsiębiorstwo. Historyczne też będą skutki tej transakcji, bo odebrała ona Rosji jeden z najważniejszych argumentów w szantażu wobec Polski - groźbę odcięcia dopływu energii do naszego kraju. W ten sposób Polska stała się bardzo poważnym graczem na rynku paliw w całej Europie, z którym rosyjscy politycy po prostu muszą zacząć się liczyć. - To jest wydarzenie wręcz historyczne. Możemy mówić o początku unii energetycznej Polski i Litwy. Od tej pory Orlen staje się poważnym klientem, który odbiera ok. 15 proc. ropy rosyjskiej. Dużych klientów się szanuje i nie może tu być mowy o naciskach politycznych - komentuje Andrzej Maciejewski, ekspert ds. energetycznych z Instytutu Sobieskiego. (...) Imperium Orlenu rośnie w siłę. (...) Premier wypił za sukces Premier Jarosław Kaczyński (57 l.) kupno rafinerii w Możejkach uznał za wielki sukces gospodarczy Orlenu i całej Polski. Transakcja wprawiła premiera w iście szampański nastrój. . . 8. Interesujące są także wypowiedzi z tamtego okresu Igora Chalupca - prezesa PKN Orlen... cytuję: Przekrój 2006-10-26 Igor Chalupec, prezes PKN Orlen, tłumaczy, dlaczego poszedł na wojnę z Rosją, i zapewnia, że nic nie jest w stanie odwieść go od kupna litewskiej rafinerii w Możejkach. Nawet ostatni pożar. Kupno rafinerii Możejki na Litwie już wcześniej przypominało dreszczowiec. Ale po ostatnim pożarze jak w każdym thrillerze napięcie może jeszcze wzrosnąć. Może warto się przy okazji jeszcze raz zastanowić, czy się nie wycofać z kupna? - Gdyby spłonęła cała rafineria, to byśmy się zastanawiali, co robić dalej. Spaleniu uległa ważna, ale tylko jedna z instalacji. To nie jest koniec świata. Czy Litwini w postaci Możejek nie sprzedali nam przysłowiowego kota w worku? Niby mamy rafinerię, ale na końcu wielkiej rury. I nie mamy żadnego wpływu na to, czy Rosjanie nam kurek odkręcą, czy nie. - To jest ropociąg (Igor Chalupec podchodzi do mapy Europy i Azji i pokazuje), który dostarcza ropę do Możejek. Ale jak pan się dobrze przyjrzy, widać, że nitka sięga do samego Bałtyku. I to jest alternatywa. Ale to Rosja decyduje, czy ropa do Możejek popłynie, więc jesteśmy od tych dostaw uzależnieni. - Jest faktem, że dostawy od koncernów rosyjskich przez lata były bardzo korzystne. Ale to wykreowało zjawisko, które ja bym nazwał uzależnieniem mentalnym. Powstał u nas stan mentalnego uzależnienia, które powoduje, że nie rozpatrywano poważnie innych dróg dostaw ropy. Rosjanie przecież odcięli nam ropę. Zakręcili kurki. Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle je otworzą. (...) - Gdyby pan wybrał się na wybrzeże Bałtyku i zobaczył instalacje służące do przeładunku ropy naftowej w Butyndze, to zobaczyłby pan infrastrukturę, która pozwala Możejkom w sposób bezpieczny funkcjonować, opierając się na ropie dostarczanej również drogą morską. Nie ma żadnego zagrożenia dla pracy rafinerii wynikającego z tego, że magistrala, przyjmijmy to, uległa nagle uszkodzeniu. Ale ropa dostarczana tankowcami będzie droższa. Niektórzy twierdzą, że nawet o 10 dolarów na tonie. - To znaczna przesada, a jestem przekonany, że Możejki mogą kupować ropę taniej niż u Rosjan. Bardzo duża część tych dość histerycznych informacji jest zresztą generowana przez Rosjan. Dlaczego miałoby im na tym zależeć? - Dlatego, że wiele osób nie pogodziło się z tym, że to my kupiliśmy Możejki. Jest wiele osób, którym się to nie podoba i które zrobią wszystko, by ta transakcja nie została zrealizowana. Chcą podważyć naszą wiarygodność jako rozsądnego i dobrze działającego inwestora. Chodzi o podważenie zaufania wśród naszych akcjonariuszy, w rządzie litewskim, w opinii publicznej. Taki jest tego cel. (...) Orlen zaoferował najwyższą cenę. Dlaczego wam tak zależało na kupnie? - (...) kupno Możejek wykracza poza zwykłą ekonomikę i biznes. Ta transakcja wpisuje się w koncepcję budowania bezpieczeństwa energetycznego w tej części Europy. Szampański nastrój nie trwał zbyt długo. Politycy i dziennikarze lepiej wiedzieli, jak wycenić rafinerię. Przecież to tak prosto obliczyć. Ciekawe, ile i jak długo przyjdzie nam płacić za "ucieranie nosa Rosjanom" i za koncepcje "bezpieczeństwa energetycznego", " Inwestycja w Możejkach to modelowy przykład Polnische Wirtschaft.I prawdziwości słów kanclerza Bismarcka. Poniżej komentarz po paru latach jednego z zacytowanych już publicystów "Możejki trzeba sprzedać .Witold Gadomski18.07.2010 , aktualizacja: 18.07.2010 21:49 A A A Drukuj 15 lipca, w sześćsetną rocznicę bitwy pod Grunwaldem, obchodzoną wspólnie przez Polaków i Litwinów, litewskie Ministerstwo Energetyki wydało zgodę, by 30 proc. obowiązkowych rezerw paliw mogło być gromadzone za granicami Litwy. Decyzja ta jest korzystna dla rosyjskich koncernów paliwowych, przede wszystkim dla Łukoila, a niekorzystna dla największej rafinerii litewskiej - Możejki, należącej do PKN Orlen Fot. Gazeta Witold GadomskiNiektórzy eksperci są zdania, że Litwini zezwalając na gromadzenie rezerw obowiązkowych poza swoim terytorium łamią prawo unijne. W dodatku rząd litewski pozbawia się części dochodów budżetowych, gdyż ogromny państwowy terminal paliwowy znajdujący się pod Wilnem, żyjący z wynajmowania zbiorników firmom paliwowym będzie częściowo pusty. Ale najwyraźniej lobbyści wspierający rosyjskie koncerny przekonali litewskich polityków, że jest to w ich interesie. Nie jest to zresztą pierwszy krok rządu litewskiego nieprzyjazny wobec PKN Orlen, największego inwestora zagranicznego w tym kraju, dostarczającego prawie 10 proc. wpływów budżetowych. Jakiś czas temu Państwowe Koleje Litewskie rozebrały tory, po których rafineria transportowała surowiec i swoje produkty, zmuszając polską spółkę do korzystania z tras dłuższych i droższych. Krótko mówiąc - nasi sojusznicy spod Grunwaldu robią wszystko, by pozbyć się polskiej spółki. Politycy uczestniczący w rocznicowych obchodach zapewne nie mieli czasu, o tym porozmawiać z panią prezydent Dalią Grybaskauite, obecną na uroczystościach. Powinni jednak poważnie zastanowić się nad rozwiązaniem problemu, gdyż Możejki od lat przynoszą straty, obciążające PKN Orlen, a postawa rządu litewskiego uniemożliwia naprawę sytuacji. Możejki zostały kupione przez Orlen w czasie rządów PiS. W transakcję angażował się prezydent Lech Kaczyński, uważając, że będzie ona zgodna z interesami Polski i Litwy i zgodna z duchem "polityki jagiellońskiej" rozpoczętej przed 600 laty pod Grunwaldem. Politycy litewscy najwyraźniej nie podzielają tych marzeń, które kosztowały PKN Orlen (a pośrednio też polskich podatników) wiele miliardów złotych. Czas rozstać się z marzeniami i wrócić do polityki realnej. PKN Orlen powinien sprzedać Możejki, a polscy politycy powinni w tym pomóc." A tu komentarz jednego z tych nielicznych publicystów(zawoodowego ekonomisty)który już w 2006 potrafił dokonac racjonalnej oceny sytuacji i którego biznes w przeciwieństwie do biznesu W.Gadomskiego(który splajtował gdy próbowłą rozkęcić własny biznes)nie zbankrutował: 17 Gru 2006, 22:41 Robert Gwiazdowski Tagi 0 komentarzy "W Polsce odtrąbiono sukces. Możejki wzięte. Orlen potęgą europejska. Z punktu widzenia ORLEN-u muszą istnieć jakieś przesłanki ku takiemu przejęciu, które trudno ocenić nie znając dokładnych analiz zrobionych przez spółkę. No bo, gdyby ich nie było, to jakiś prokurator, do którego obecny zarząd ORLEN-u składał donosy na poprzedni zarząd ORLEN-u, mógłby w przyszłości postawić zarzuty obecnemu zarządowi ORLEN-u, gdy stanie się on „byłym” zarządem. Więc zakładam, że z punktu widzenia ORLEN-u przesłanki są. Ale mówienie w kontekście tej inwestycji o bezpieczeństwie energetycznym państwa to jakieś nieporozumienie. Od kiedy to posiadanie rafinerii, choćby za granicą, decyduje o bezpieczeństwie energetycznym jakiegoś kraju? Że Rosjanie będą się liczyli z ORLEN-em jako największym odbiorcą ich ropy??? Przecież podobno dlatego grozi nam „niebezpieczeństwo energetyczne” że Rosjanie kierują się kalkulacją polityczną, a nie ekonomiczną. Gdyby to była prawda, to ilość kupowanej przez ORLEN ropy powinna być dla nich argumentem za „zakręceniem kurka” – więcej kupują, więcej mają do stracenia. Oczywiście jak Rosjanie nie sprzedadzą ORLEN-owi ropy, to sami na tym stracą, a ORLEN i tak może kupić ropę w Rotterdamie. Co prawda drożej, ale może. W przypadku ropy, w odróżnieniu od gazu, nie jesteśmy skazani na rosyjski dyktat, bo Rurociągiem Pomorskim między Płockiem i Gdańskiem ropa może płynąć w obje strony. Ale przecież cały wywód dotyczący bezpieczeństwa energetycznego Polski oparty jest na tezie, że Rosjanie mają gdzieś ekonomię. Za to nasi decydenci mają gdzieś logikę formalną. Chyba za trudna. Zgodnie z definicją bezpieczeństwa energetycznego zawartą w prawie energetycznym jest to „stan gospodarki umożliwiający pokrycie bieżącego i perspektywicznego zapotrzebowania odbiorców na PALIWA i energię w sposób technicznie i ekonomicznie uzasadniony” A tymczasem ORLEN uzasadniał inwestycje w Możejki koniecznością obrony własnej pozycji rynkowej przed ewentualnym zalewem rynku tanimi paliwami przez rosyjską konkurencję, gdyby to ona kupiła Możejki. Pozostaje to w ewidentnej logicznej sprzeczności z cytowaną definicją bezpieczeństwa energetycznego jako dostępności paliw. A już zupełny chichot wywołują uzasadnienia dla tej transakcji, jakie padały kilka miesięcy temu. Zakup przez ORLEN akcji Możejek od rządu litewskiego po cenie zdecydowanie przewyższającej oferty Rosjan i Kazachów, miał spowodować budowę nowych relacji politycznych i prawie powrót do Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Litwini mieli zbudować most energetyczny do Polski i dopuścić nas do konsorcjum budującego elektrownie atomową w Ignalinie. Tymczasem w minionym tygodniu okazało się, że na ten most energetyczny to polska spółka PSE ma wydać ponad 1,5 mld zł. A Estończycy i Łotysze nie życzą sobie za bardzo, żeby Polska była akcjonariuszem w Ignalinie. Jaki skutek? ORLEN wywalił furmankę pieniędzy na rury. PSE wywali kolejną furmankę na słupy, dzięki którym będziemy mogli kupować energię z elektrowni wybudowanej głównie ze środków unijnych przez naszych bałtyckich przyjaciół, zostawiając im stosowną marżę. Czysty interes! Jak się mówi „kochający inaczej”, to chyba się też powinno zacząć mówić „liczący inaczej”. Albo „liczący po polsku”." Gwiazdowski był jednym z b.nielicznych publicystów zachowujących racjonalny osad w tej sprawie.
  17. To wejdż na tę stronę: http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_lu_nps2011_wyniki_nsp2011_22032012.pdf Nie potrafię wkleić tej tabelki ze strony 18.
  18. Za danymi GUS Identyfikacja narodowo-etniczna Identyfikacja pierwsza (zadeklarowana w pierwszym pytaniu) Identyfikacja druga (zadeklarowana w drugim pytaniu) Razem – niezależnie od liczby w tym jako jedyna i kolejności deklaracji (w pierwszym lub drugim pytaniu)* w tym występująca z polską w tys. Ogółem 38 501 35 767 871 38 501 x Polska 36 007 35 251 78 36 085 x Inna niż polska 632 516 793 1 388 834 w tym: śląska 418 362(tylko Ślązacy) 391 809(wszystkie kategorie określajacych sie jako Ślązacy) 415 kaszubska 17 16 211 228 212 niemiecka 49 26 61 109 52 przejrzeć tabele można na :Wyniki Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2011 Podstawowe informacje o sytuacji demograficzno-społecznej ludności Polski oraz zasobach mieszkaniowych. W 2002 przy poprzednim spisie powszechnym gdzie było możliwe deklarowanie tyko jednej narodowości jako Ślązacy zadeklarowało się 173 tysiące.Jako Kaszubi-5 tysięcy.
  19. W sumie deklaracji śląskich odnotowano 809 tys., przy czym mniej niż połowę z tego (362 tys.) wyrażono jako identyfikację pojedynczą (tylko śląską). Częściej wskazywano identyfikację śląską łącznie z polską (415 tys) A co tu robią Kaszubi? A są przykładem deklarowania w przygniatającej większosci Polak-Kaszub.Zgodnie z wezwaniem najsilniejszej organizacji kaszubskiej.
  20. Najliczniejsza grupa "śląska" deklarowała się jako Polacy(jako pierwszy wybór gdyż była możliwość 2)-Ślązacy.Czyli duża i mała ojczyzna. Niemniej na Śląsku jest odmienna sytuacja niż na Kaszubach gdzie jako Kaszubi (tylko jako Kaszubi lub jako pierwsza z 2 wybranych Kaszubi-Polacy)zadeklarowała się 16-17 tysięcy gdy przygniatająca większośćKaszubów (ponad 200 tysięcy)jako Polacy -Kaszubi.Traktując to nierozerwalnie. Była i opcja Ślązakjako pierwszy wybór /Polak jako drugi wybór czy Kaszub/Polak. Na Kaszybach znaczna większość wybierała Kaszub -Polak,jako Ślązak -Polak też zadeklarowała się najliczniejsza grupa z tych 809 tysięcy. Ale nie taka większośc jak na Kaszubach gdzie deklaracji tylko Kaszub lub Kaszub-Polak było raptem 16(tylko Kaszubi) -17 tysięcy(tylko Kaszubi plus Kaszubi jako pierwszy wybór) gdy ponad 211 tysiecy zadeklarowłąo się jako Polak-Kaszub. Zgodnie z wezwaniami najsilniejszej organizacj kaszubskiej o 2 płucach(polskim i kaszubskim) ,których rozdzielać nie wolno. To kolejna istotna różnica-najsilniejsza organizacja kaszubska wzywała do deklaracji Polak-Kaszub, gdy najbardziej "słyszalna"śląska -do deklarowania najlepiej tylko śląskości.
  21. ? Co tu niezrozumiałego? 362 tysiące zadeklarowały się na pytanie o narodowość tylko jako Ślązacy. Co sugeruje że uwazają się za nację. Kilkadziesiąt tysięcy osób podało pierwszy wybór Slązacy,drugi wybór-Polacy(była w spisie możliwość "podwójnego" zadeklarowania sie/przynależności narodowej/etnicznej) . Stąd liczba 419 tysięcy. Setki tysięcy zadeklarowało się jako Polacy-Ślązacy.Po zsumowaniu wszystkich tych deklaracji -jest 809 tysięcy. Z najliczniejszą grupą-deklarującą się jako Polacy-Ślązacy. 362 tysiące -to liczba deklarujących się(zgodnie z wezwaniem RAŚ) tylko jako Ślązacy.
  22. Z oficjalnych danych spisowych wynika, że mimo dość histerycznej kampanii proślązakowskiej w wykonaniu RAŚ i niektórych mediów (w tym GW), za przedstawicieli odrębnej od polskiej narodowości śląskiej uznało się 362 tys. ludzi,(deklarujących jedynie narodowość śląską) mniej więcej po połowie z województw śląskiego i opolskiego. Wziąwszy pod uwagę, że ludność owych województw liczy sobie łącznie 5.668 tys. ludzi (dane z 2010), wychodzi na to, że za mniejszość etniczną/narodową? uważa się na tych ziemiach 6,39% mieszkańców. W Czechach jako narodowośći śląskiej w spisie powszechnym 2011 zadeklarowało się 11 tysięcy osób.
  23. Krążą pogłoski że Kurdowie Iraccy w Kurdyjski Nowy Rok(Newroz)) 21 marca 2012 zamierzają ogłosić niepodległość Kurdystanu Irackiego.Prawdopodobnie zawarto już w tej sprawie porozumienie prezydenta Kurdystanu Barzaniego i prezydenta Iraku(także Kurda)Talabaniego oraz irackiego ministra spraw zagranicznych(kolejnego Kurda). Obecną niezależność de facto Kurdystanu Irackiego od władz centralnych Iraku Kurdowie chcą zamienić niepodległoscią de iure i przy okazji definitywnie przejąć sporny okręg Kirkuk. Jaka będzie reakcja na ten krok : 1)Turcji 2)Arabskiego(zasadniczo) Rządu centralnego Iraku zdominowanego przez szyitów z premierem Al-Maliki na czele 3)Iranu 4)Syrii 5)Wspólnoty międzynarodowej z USA na czele. Czy na świecie/na Bliskim Wschodzie powstanie w środę nowe państwo? Jaki będzie status (spornego) roponośnego zagłębia Kirkuk do oficjalnego(nieoficjalnie już go de facto kontrolują,mają burmistrza i policję itp) przejęcia którego/przyłączenia go do Kurdystanu Irackiego aspirują iraccy Kurdowie ? Zapraszam do dyskusji. Moim zdaniem ani Iran ani Syria nie mają obecnie możliwości interwencji militarnej w Kurdystanie irackim m.in. z powodu swojej sytuacji wewnętrznej i sytuacji międzynarodowej. Prawdopodobnie przedsiewzięcie Kurdów będzie miało nieoficjalny patronat"parasol" USA ale raczej nie będzie oficjalnego dyplomatycznego uznania . Kurdowie iraccy mogą wystawić około 100 -180 tysięcy uzbrojonych peszmergów(w połowie 'stali bojownicy" w połowie rezerwiści) z bronią piechoty ale z niewielką ilością broni ciężkiej(tylko kilkaset przestarzałych czołgów i luf artylerii ,brak lotnictwa wojskowego). Zagadką pozostaje reakcja na taki krok sąsiedniej Turcji oraz rządu centralnego Iraku(Arabów irackich). Premier Iraku al-Maliki ma do dyspozycji setki tysięcy słabo wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy i policjantów ale i poważne problemy wewnętrzne a w kraju-nadal dziesiątki tysiący amerykańskich "ochroniarzy" i "doradców". Armia turecka może / Kurdów irackich dość szybko zmiażdżyć militarnie ale zapewne mają oni polityczny "parasol" USA. Na terytorium Kurdystanu irackiego są obecni tak żołnierze USA jak obywatele Izraela. Premier Turcji ma już z nimi/przywódcami Kurdów irackich nawiązane robocze kontakty. Kurdowie iraccy dla swojego projektu państwowego prawdopodobnie mają nieoficjalny patronat USA i niektórych zachodnich koncernów naftowych. Prawdopodobnie dojdzie do walk/eskalacji sporu o Kirkuk który i Kurdowie i Arabowie uważają za własny a przekazaniu go Kurdom sprzeciwia się Turcja. Są jednak mocarstwa które z konsekwentnego stosowania na Bliskim Wschodzie i nie tylko tam zasady "divide et impera" wyciągają wymierne korzyści. A zatem -w środę powstanie twór w rodzaju efemerycznej,rychło zlikwidowanej przez władze centralne Republiki Mahabadzkiej czy Kurdyjski Piemont? A może wszystko rozejdzie się po kościach i Kurdowie nie zaryzykują takiego kroku? 21 marca 2012 okaże się czy Kurdowie iraccy rzeczywiście zdecydują się proklamować niepodległość Kurdystanu Irackiego.I jaka będzie reakcja świata-a zwłaszcza Turcji i irackiego rządu centralnego.
  24. "Jeszcze w tym roku?" Atak lotniczy (izraelski czy amerykański)na Iran nastąpi najprawdopodobniej w ciągu najbliższego roku(w ciągu 12 miesięcy).Kurdowie iraccy wiążą z tym określone rachuby(konfrontacja szyickiego rządu Iraku-z USA i Izraelem,dogodny moment dla Kurdów irackich na ogłoszenie utworzenia kurdyjsko-sunnickiego państwa)analogicznie jak z sytuacją w Syrii. Co do stanowiska wiceprezydenta Kurdystanu to mówił on o tym dla prasy kurdyjskiej. A gdybyś interesował się Kurdystanem Irackim wiedziałbyś że m.in. b.premier Primakow uznany w Rosji znawca Bliskiego Wschodu odradzał Kurdom taki krok(ogłaszanie niepodległosci 21 marca 2012).
  25. Prezydent Barzani(nb. wbrew swojemu zastępcy)odłożył ogłoszenie niepodległości Kurdystanu Irackiego na dogodniejszą chwilę.Stanowisko USA dało się streścić jako "Tak,ale jeszcze nie teraz".Gdy poleca bomby i rakiety na Iran co wywoła antyamerykańskie i antyzachodnie oburzenie Bagdadu/szyitów/premiera al-Maliki czas dla Kurdów będzie bardziej dogodny. Exxon formalnie podpisał jawny kontrakt na poszukiwanie złóż.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.