Skocz do zawartości

Speedy

Użytkownicy
  • Zawartość

    1,097
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Speedy

  1. ZSRR - i jego bezlicencyjne kopie

    Zapewne chodziło ci o Tu-144, naddźwiękowy samolot podobny do Concorde. Wspomniany Tu-154 był poddźwiękowym samolotem pasażerskim. No właśnie nie za bardzo. Oba samoloty nie grzeszyły zasięgiem. Oba miały obszerny kadłub o dużym przekroju, niespecjalnie potrzebny w bombowcu. Z takich militarnych inklinacji, Rosjanie rozważali budowę takiego wariantu Tu-144PP (Postanowszczik Pomiech - dosłownie, coś jakby dostarczyciel zakłóceń) - strategicznego samolotu walki radioelektronicznej. Po pierwszych doświadczeniach z Tu-144, samolotem kapryśnym i awaryjnym, nikt go jednak nie chciał. Wciśnięto go w końcu marynarce wojennej, która w ZSRR w "kolejności dziobania" plasowała się gdzieś tak pod koniec stawki i najwyraźniej nie bardzo mogła odmówić. Marynarze dostali jednego Tu-144 do zabawy (zbudowano 1 egzemplarz z kabiną pasażerską skonfigurowaną pod zabudowę przyszłych urządzeń elektronicznych i stanowisk roboczych operatorów) i latał on sobie przez chwilę we Flocie Północnej. Wyniki jego testów oceniono jednak negatywnie, a że w międzyczasie program pasażerskiego Tu-144 zaczął się zamykać, to z dużą ulgą marynarka też stwierdziła, że ostatecznie i kategorycznie go nie chce. Dodam, że bombowce naddźwiękowe o podobnym zasięgu powstały powstały dużo wcześniej, niż Tu-144 i Concorde. Amerykański B-58 Hustler (1. prototyp) oblatany został w 1956 r. zaś rosyjski Tu-22 (a dokładnie prototyp ozn. "samolot 105") w 1958 r.
  2. Najlepszy ciężki bombowiec II wś

    Mówiąc ściślej, problemem "eskortowym" Mustanga nie był zasięg (ten był ogromny we wszystkich wersjach), ale pułap operacyjny. Wczesne wersje Mustangów wyposażone były w silniki z rodziny Allison V-1710 z bardzo prostą, 1-stopniową sprężarką. Zapewniało to zadowalające osiągi samolotu tylko na małej i średniej wysokości (do 4600 m). Misje eskortowe natomiast wymagały lotów na dużej wysokości, nawet 10.000 m (żeby być powyżej eskortowanych samolotów) . Dlatego dopiero późniejsze wersje Mustangów z silnikami z rodzimy Merlin 61 (produkowany na licencji jako Packard V-1650) z dużo bardziej zaawansowaną sprężarką (2-stopniową i 2-biegową) nadawały się do tej roli. A BTW myśliwec P-50 istniał oczywiście jak najbardziej. A raczej XP-50, bo zbudowano tylko prototyp (jeden). Była to lądowa wersja pokładowego myśliwca XF5F (Grumman Skyrocket).
  3. Broń chemiczna w wojnie krymskiej.

    Bruno, dzięki za linka do artykułu o kakodylu! Są tam m.in. szczegóły tego wypadku u Habera w 1914, okazuje się że przyczyną śmierci ofiary nie było zatrucie, lecz wybuch, o który przy pracy z samozapłonową substancją nietrudno. I wzmianka, że Bunsen podczas prac nad pochodnymi kakodylu też zaliczył taki wybuch, w wyniku którego stracił wzrok w jednym oku.
  4. Broń chemiczna w wojnie krymskiej.

    To możliwe; to jest właśnie kakodyl (dikakodyl), o którym wspomniałeś, cytując Hermanna Büschera. Kakodyl to tak dokładnie jest taki rodnik dimetyloarsenowy *As(CH3)2; dwa takie stwory połączone ze sobą to dikakodyl (ale często się mówi potocznie kakodyl i na niego) czyli tetrametylodiarsyna. Tlenek kakodylu to dwa takie rodniki połączone poprzez atom tlenu. Ów "dymiący płyn Cadeta" to właśnie mieszanina tych dwóch związków (kakodylu i tlenku kakodylu). Jest toksyczny i cuchnący, wydziela silny zapach czosnku powodujący mdłości i wymioty (Bunsen podaje jeszcze zawroty głowy, mrowienie i drętwienie kończyn oraz czarny nalot na języku ). Na powietrzu samozapala się (dlatego "dymiący") i wydziela przy spalaniu tlenek arsenu (arszenik). Pochodne też są trujące, chlorki, bromki, cyjanek kakodylu (otrzymany przez Roberta Bunsena w 1840) chyba najbardziej. Często się spotyka informacje o tym, że to potencjalna broń chemiczna, ale jakichś danych typu LD50 nie znalazłem póki co. Tylko tutaj Chemical Warfare Agents jest mała wzmianka, że w grudniu 1914 jeden z asystentów Habera zatruł się śmiertelnie podczas prac z kakodylem.
  5. Broń chemiczna w wojnie krymskiej.

    W sensie masy ładunku do przewiezienia, owszem sporo. Ja się tylko do tego hektara ustosunkowałem, to wg mnie nie taka duża powierzchnia w kontekście niniejszych rozważań. Na ile się orientuję, w marcu 1855 sprzymierzeni zainstalowali tam sobie kolejkę, ("tramway"), zapewne konną, niemniej o możliwościach przewozowych zapewne znacznie większych od wozów taborowych. Jeszcze co do owego węgla: muszę spojrzeć do książek w wolnej chwili, ale wiem że oblegający dysponowali silną i nowoczesną flotą, z licznymi już chyba jednostkami parowymi, jeśli się nie mylę. A jeśli tak, to musieli zaopatrywać je w wielkie ilości węgla, statki - węglowce musiały kursować non-stop. Może więc załatwić te 2 tys. ton węgla nie byłoby tak trudno...
  6. Broń chemiczna w wojnie krymskiej.

    ...czyli kwadrat 100 x 100 m. Czy to tak znowu dużo?
  7. AK kontra GL

    Powoli, powoli. 1. Nie samą logistyką człowiek żyje, że tak powiem. Taki ogólny terror też ma znaczenie - żeby okupant nie czuł się pewnie nawet w kinie, knajpie czy burdelu. AK przecież też robiła takie akcje - chociażby zamachy bombowe w pociągach czy na dworcach kolejowych w Berlinie i Wrocławiu. 2. Uczciwie mówiąc komunistyczne ideologia nie była w Polsce bardzo popularna. No to skąd GL miała brać ludzi? No to była bardzo bardzo nieliczna. No to coś takiego jak akcja "Wieniec" - jednoczesne przerwanie wszystkich linii kolejowych wylotowych wokół Warszawy (planowano 8 akcji, wykonano 7, udało się 6) - było poza ich możliwościami, nie mieliby kim tego zrobić. Nawet więcej było takich rzeczy. Np. produkowane w konspiracji granaty zaczepne Filipinka miały "bicia" (oznaczenia) cyrylicą ДУГ-40 (DUG-40, co miało oznaczać Desantnaja Udarnaja Granata, może to nie tak do końca po rosyjsku ale co tam :)) aby zasugerować, że to granaty z radzieckich zrzutów. Wspomnianą akcję Wieniec zamierzano skoordynować z jakimś radzieckim nalotem na Warszawę, aby była sugestia że to rosyjscy spadochroniarze - dywersanci zrobili. Ale ostatecznie AK postanowiła nie czekać na taki nalot.
  8. Wojna Krążownicza na oceanach

    Na ten temat trudno mi dyskutować. Rozumiem że oceniasz taki napęd "diesel-elektryczny" za bardziej awaryjny od klasycznego? No i zresztą Kormoran spalił się przecież - w swoim najsłynniejszym pojedynku z HMAS Sydney zakończonym remisem 1:1 rajder zatonął właśnie z powodu olbrzymiego pożaru, którego nie dało się opanować i który spowodował w końcu wybuch magazynu amunicji. Ale tu jakby nie ma dobrego wyjścia. Czy tą adaptację ładowni na cele mieszkalne dałoby się wykonać "w metalu"? Czy nie podniosłoby to np. za bardzo środka masy okrętu? A może to całe spawalnictwo trwałoby znacząco dłużej od stolarstwa?
  9. Mi się jakoś to zawsze kojarzyło ze szczupakiem BTW chyba był tu niegdyś przed laty wątek o Operacji Pike?
  10. Hmm. Na ile wiem, nie było to działanie o charakterze propagandowym, oddziałującym na morale, ale czysto taktyczne. Autor pomysłu zakładał, że w nocnej bitwie umieszczenie za nacierającymi silnych reflektorów utrudni obrońcom celowanie, oślepiając ich - tak jakby mieli przeciwnika pod słońce. W praktyce nie do końca się to potwierdziło. Rzecz w tym, że pozycje obronne projektuje się przede wszystkim do ognia flankowego - tak by ostrzeliwały nadchodzącego przeciwnika z boku (albo i z tyłu, jak się da). Oczywiście trochę stanowisk do ognia czołowego też trzeba zrobić, ale to nie one są najważniejsze. Więc te reflektory aż tak dobrze nie zadziałały - trochę oślepiały, a trochę jednak podświetlały obrońcom cele.
  11. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Bardzo ładne też to ostatnie zdjęcie: czerwony i zielony statek na niebieskim morzu, kolory super i w dodatku widać jakimi dużymi łódkami pływasz Przypomniał mi się oglądany przed laty film czy serial dokumentalny "W 80 dni dookoła świata z Michaelem Palinem". Przez Ocean Spokojny płynął on olbrzymim japońskim kontenerowcem. No i właśnie był taki motyw, że gość mówi coś w tym sensie: "już jutro za oknem kabiny zobaczę błękitny przestwór Pacyfiku". I następne ujęcie z tego okna: szare niebo i kontenery rozciągające się dosłownie po horyzont (kabina pewnie była nisko w nadbudówce) tak że morza nie było widać wcale
  12. Byłem w Rio, byłem w Bajo

    Przypuszczam, że 9,2-calowe (234 mm) Mark X. Ale baterii też mi się nie udało zidentyfikować na 100%.
  13. W uzupełnieniu dodam , że na ile wiem Francuzi przez cały okres międzywojenny pracowali nad karabinem samopowtarzalnym. W 1938 gotowy był prototyp, który po kolejnych zmianach, poprawkach, próbnych seriach, testach, itd. itp. wszedł w końcu na uzbrojenie już po wojnie jako MAS 49.
  14. Reinhard Heydrich

    Na pewno nie, ale też w dużej mierze dzięki "współpracy " samego Heydricha. Gdyby nie kazał kierowcy zatrzymać się, lecz przeciwnie, odjechać z maksymalną prędkością, z zamachu zapewne nic by nie wyszło. Szkolenie szkoleniem, ale sam wiesz że w życiu różnie się zdarza. Jednak jeśli uznać że Gabcik działał prawidłowo i nie spanikował, to przecież niewypał naboju nie powstrzymałby go. Wystarczyłoby przeładować broń, usuwając wadliwy nabój, jak mówię zajęłoby to dosłownie ułamek sekundy, i już można by strzelać. Więc przyczyna zacięcia raczej była inna. To jednak nie jest żaden argument. Tak działa ludzki organizm, człowiek w walce jest znieczulony adrenaliną, w momencie zranienia uwalniane są substancje przeciwbólowe (endorfiny) - bardzo często ranny nie zdaje sobie sprawy ze swego stanu i jest w stanie funkcjonować przez dłuższy nawet czas. Heydrich został też jednak zraniony w nietypowy sposób. Odłamki, które go posiekały nie pochodziły z samego granatu (był poniekąd bezskorupowy) ale z karoserii samochodu, jego tapicerki i wypełnienia obicia z końskiego włosia, które zapewne nie było specjalnie sterylne. BTW wspomniany Pannwitz to ten sam od Kozaków?
  15. Reinhard Heydrich

    No to świetnie. Bo jak mi się zdaje, decyzja o zamachu na Heydricha zapadła wkrótce po mianowaniu go "lordem protektorem" co miało miejsce 23.IX.1941. Wg pierwotnych planów grupa komandosów SOE miała być przerzucona do Czech około 7-10.X.41 (okres nowiu, gdy łatwiej uniknąć wykrycia samolotu w nocy) tak by dokonać zamachu 28.X. (święto narodowe, rocznica proklamowania Czechosłowacji). Z różnych względów obsunęło się to, ekipa jak wiadomo poleciała dopiero w grudniu itd. Moim zdaniem to jest schemat jakiego uczyli w SOE, zamach na kogoś w samochodzie. Potem zmodyfikowano go sobie o tyle, że dodano dosyć kluczowy element, zatrzymanie w jakiś sposób samochodu ofiary. AK najczęściej zastawiała drogę innym samochodem czy coś w tym rodzaju. Czesi mieli mało ludzi i nie bardzo mieli jak to zrobić, poradzili sobie wybierając na miejsce zamachu punkt, gdzie droga skręcała pod kątem prostym, co zmuszało kierowcę do redukowania prędkości prawie do zera. I tak zresztą mogłoby nic z tego nie wyjść, gdyby sam Heydrich nie współpracował ale na szczęście sam kazał kierowcy zatrzymać się, żeby się postrzelać z zamachowcami, z łatwym do przewidzenia skutkiem. Powoli, powoli. Nie do końca wiadomo czemu gabcikowy STEN nie wystrzelił. Z pewnością nie była to tylko wina samego naboju. Gdyby był to tylko jeden niewypał, wystarczyłoby przeładować pistolet - odciągnięcie i zwolnienie rączki zamkowej zajęłoby dosłownie ułamek sekundy. A jakie jest prawdopodobieństwo że i kolejny nabój był wadliwy? I co, cały magazynek tych niewypałów był? Spotkałem się z wersją, że STEN Gabcika zaciął się, gdyż był wcześniej dla zamaskowania przenoszony w torbie z trawą jako pasza dla królików i ta pasza dostała się do mechanizmu. A także z taką, że zestresowany Gabcik (w końcu to była jego pierwsza akcja) zapomniał o odbezpieczeniu broni. A z tym to się już nie zgodzę. Heydrich miał rozerwaną przeponę i przebite płuco, zniszczoną śledzionę, którą trzeba było usunąć. To nie są lekkie rany. I nie możesz też patrzeć na to z puntu widzenia naszych szczepionkowo-antybiotykowych czasów. Wtedy było inaczej, każde zranienie (a jeszcze w obrębie jamy brzusznej) mogło skończyć się śmiertelnym w skutkach zakażeniem. No i tak się stało w danym przypadku, nie trzeba moim zdaniem doszukiwać się tu na siłę czyjejś złej woli, błędu lekarskiego czy celowego zabójstwa przez niewłaściwe procedury medyczne, otrucie, zakażenie itd.
  16. Nie wiem... może przysługiwały im etatowo, może używali ich do szkolenia czy coś...?
  17. Najlepszy pancernik II wś

    A to zależy, jak sobie zdefiniujesz to pojęcie Niewątpliwie od większego pocisku jest większa demolka - większa energia kinetyczna zostaje dostarczona i większa chemiczna takoż (więcej m.w.). Natomiast w przypadku nieopancerzonych celów w rodzaju statków handlowych nie robi to wielkiej różnicy.
  18. Najlepszy pancernik II wś

    Rozumiem. Taki powiedzmy tryb "półautomatyczny". A w tej doskonalszej wersji, np. dla armat 28 cm, dane z przelicznika przetwarzane były od razu na sygnały do elektrycznych czy hydraulicznych napędów, obracających wieże i ustawiających kąt podniesienia dział - tak? Pocisk odłamkowo-burzący 105 mm zawierał ok. 1,5 kg m.w. Pocisk 150 mm - 3,1 lub 3,9 kg.Promień rażenia fali uderzeniowej rośnie wraz z masą m.w. w potędze ok. 1/2,5; dla uproszczenia często przyjmuje się 1/3 czyli pierwiastek sześcienny. Czyli aby podwoić promień rażenia, trzeba zwiększyć ładunek 8 razy. Podwojenie masy ładunku zwiększa promień rażenia o jakieś 25%. Nie jest to całkiem bez znaczenia, ale też powiedzmy sobie nie jakoś dramatycznie duży zysk i można by go poświęcić w zamian za inne korzyści. Graf Spee miał właśnie ten pancerz słaby dosyć. A do South Dakoty strzelano jednak i z poważniejszych kalibrów (Kirishima - 8 dział 356 mm, Atago i Takao po 10 dział 203 mm).
  19. Najlepszy pancernik II wś

    Nie, to Lützow w Świnoujściu. Tallboy trafił w brzeg kanału, w którym stał okręt, czy też w sam kanał między okrętem a brzegiem, pamiętam fotkę na której widoczna jest jakby połówka leja na nadbrzeżu kanału. Wybuch spowodował rozległe zniszczenia części podwodnej i okręt osiadł na dnie. Udało się jednak przywrócić zasilanie, a że większość pokładów pozostała nad poziomem wody, krążownik aż prawie do kapitulacji Świnoujścia służył jako stacjonarna bateria artyleryjska, ostrzeliwując nacierających Rosjan. Dzięki za uściślenia co do kierowania ogniem. Ale mógłbyś trochę rozwinąć, jak to działało w przypadku tych 150-tek? Co do artylerii, pocisk 105 mm waży ok. 15 kg, pocisk 150 mm ok. 45 kg. Niby 3 razy więcej to dużo, ale w przypadku statków niemających opancerzenia ani mocnej konstrukcji, to powiedziałbym że różnica nie jest wielka. I tak zaraz po trafieniu wybuchłby masakryczny pożar i byłoby po herbacie. Hmm 150 były orężem ofensywnym przeciw pancernikom? I co miałyby im zrobić właściwie? Lakier zeskrobać? Toć nawet dziadowski Schleswig - Holstein w czasie bitwy jutlandzkiej "przyjął na klatę" pocisk 343 mm i nic wielkiego mu się nie stało - stracił jedno czy dwa działa średniego kalibru i trochę zabitych i rannych z ich obsady i tyle. To co tu o 150 mówić?
  20. O ile wiem, w przypadku naboju 7,9x57 "ślepaki" z pociskami z drewna były standardem, także w polskiej przedwojennej amunicji. Pocisk był wydrążony i rozpadał się przy strzale, już bodajże 25 m za wylotem było bezpiecznie.
  21. Najlepszy pancernik II wś

    W zasadzie to nawet nie było takiej możliwości. Admiral Scheer został zatopiony przez RAF w nocnym nalocie na Kilonię. Mam wątpliwości czy w ogóle w niego ktoś konkretnie celował, czy tylko w port po prostu. Nie wiadomo jakiego to nie, ale chociaż ze 120 mm na burtach, żeby był jako tako odporny na ogień z lekkich krążowników. Moim zdaniem można by rozważyć rezygnację ze średniej artylerii. Z tego co wyszło z jakiejś dyskusji na forum działa 150 mm nie były tam wpięte w okrętowy system kierowania ogniem czyli praktycznie były bezużyteczne w morskiej bitwie. Strzelały sobie indywidualnie wg własnych celowników, a zainstalowano je głównie do niszczenia statków, by nie marnować do tego pocisków głównego kalibru. No i dobrze, ale do niszczenia nieopancerzonych jednostek armaty plot. 105 mm nadawałyby się prawie tak samo dobrze (można by ewentualnie dodać jeszcze ze 2-4) a masę zaoszczędzoną na 150-tkach można by przeznaczyć na dodatkowy pancerz.
  22. Najlepszy pancernik II wś

    No czy ja wiem... a w jaki sposób właściwie wykazały tę wartość? Niewątpliwie od strony konstrukcyjnej były to bardzo ciekawe jednostki, które na trwałe zapisały się w historii budownictwa okrętowego. Chociażby jako jedne z największych okrętów wojennych z napędem dieslowskim (może i największe, nie chce mi się szukać teraz). Zawdzięczały temu swój ogromny zasięg (ale też swą nie tak już dużą prędkość). Natomiast od strony nazwijmy to taktyczno-technicznej, pancerza, uzbrojenia nie były moim zdaniem dobrze pomyślane. Nic też wielkiego powiedzmy szczerze nie zwojowały. Chyba najistotniejszą rolę odegrały w działaniach na Bałtyku w końcowych miesiącach wojny (od przełomu 1944/45) wspierając swą artylerią niemieckie wojska walczące z Rosjanami i Polakami w pasie wybrzeża, jak również osłaniając operację ewakuacyjną Prus Wschodnich. Ale znowuż, po części wynikało to nie tylko z zalet "kieszonek" ale i ze słabości Rosjan, którzy nie mieli ani środków ani umiejętności radzenia sobie z dużymi okrętami wroga.
  23. Najlepszy pancernik II wś

    Hmm w poprzednim akapicie sam napisałeś, że nie było jasnej koncepcji ich użycia. Więc jak można je uznać za koncepcyjnie udane lub nieudane??
  24. Najlepszy pancernik II wś

    Racja! Jakoś mi się z rozpędu tak napisało. Jak słusznie zauważyłeś, pojęcie wyporności standardowej zostało zdefiniowane na potrzeby Traktatu Waszyngtońskiego podpisanego w 1922, zaś traktat Wersalski podpisano w 1919.
  25. Artyleria

    Tak, tak to wygląda. Niemniej nie mam niestety za bardzo informacji o artylerii z tego okresu, jak coś znajdę to dam znać oczywiście.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.