-
Zawartość
7,430 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez gregski
-
Bełkot "Siedemdziesiątka piątka" Henschla 129! :wink: :wink:
-
Tak zupełnie offtopowo (proszę o wybaczenie). Na przestrzeni wieków wszyscy niemal wodzowie są pod urokiem Kann. Czy kiedykolwiek, komukolwiek udało się powtórzyć ten numer? Mnie osobiście nic do głowy nie przychodzi. Wątek wydzielony z dyskusji o planie Schlieffena. Offtop wybaczam, ale porządek być musi //redbaron
-
Wiecie, śp. Kazimierz Górski mawiał "Tak się gra jak przeciwnik pozwala". W tym wypadku Francuzi i tak pozwolili na wiele. W pierwszych dniach wojny w ogóle nie prowadzili rozpoznania lotniczego na północy. Zaczęli to robić dopiero 20 sierpnia. gen. Voisin:
-
Wiesz, jeżeli wielu ludzi mogło wtrącić swoje "trzy grosze" to znaczy, że winowajców również jest wielu. W pewnym sensie myślę, że zawiniła wewnętrzna polityka Rzeszy. Następca tronu Bawarii nie mógł pozostać jedynym "pobitym" dowódcą w zwycięskiej (jak podejrzewano) wojnie.
-
Przypisuje mu się słowa: "Rewolucja jest jak rower, jak nie jedzie to się wywraca". Jeżeli rzeczywiście to powiedział to już jest powód żeby go nie lubić. Wizja życia w stanie permanentnej rewolucji nieszczególnie mnie pociąga. A co do jego życiorysu to jeździł po świecie, szukał guza, aż mu go wreszcie nabili. Ale za to w Santa Clara piękną świątynię mu zbudowali. Aż zazdroszczę!
-
Jest jeszcze jedna sprawa, którą Bruno zasygnalizował a która mi jakoś wcześniej umknęła. Otóż oprócz zmian ekonomicznych, technicznych, strukturalnych w samym środowisku nastąpiła fundamentalna zmiana w mentalności marynarzy. Stare pokolenie, którego resztki właśnie odchodzą z zawodu myślało o sobie jako o "Ludziach Morza". Mieli świadomość przynależności do jakiegoś specjalnego klanu i czuli solidarność z innymi marynarzami. Można było nie lubić Szkopów, Ruskich, czy Jankesów, ale rosyjski, niemiecki, czy amerykański matros był jednym z "nas". Dodatkowo w większości ludzie ci najpierw czuli się marynarzami a dopiero potem mechanikami, nawigatorami, elektrykami, kucharzami itp. W tej chwili obserwuje zanik takich postaw. Sam mówię, że przede wszystkim jestem inżynierem a dopiero potem dodaję, że "od statków". W tej chwili jesteśmy specjalistami w swoich dziedzinach, którzy pracują na morzu. Nie widziałem też, żeby ktokolwiek przywoził na statek czasopisma marynistyczne. Matroska legenda umarła.
-
Ależ Bruno, te ponad dwadzieścia postów napisane do tej pory to praktycznie same "hasełka propagandowe". Z czystym sumieniem mogę napisac, że "trzymam poziom".
-
http://wesolyprzemo.blog.onet.pl/Hagiograf...,DA2009-05-05,n
-
Zgadza się. Wydaje się, że jest to wynikiem postępu technicznego. Kiedyś był na statku bar albo w "sali kinowej" jeden telewizor z odtwarzaczem VHS i ludzie się wokół tego integrowali. Teraz telewizor stoi w kabinie razem z DVD, zestawem stereo i laptopem podłączonym do netu. Nie ma powodu żeby wychodzić do ludzi. Ale ja za to nie wiem gdzie jest ZUS i Urząd Skarbowy!
-
To zależy od armatora i stanowiska. Ja osobiście jestem zadowolony z mojego statusu materialnego. Nie Bruno, jest zupełnie inaczej. Dostęp do Internetu czy telefonii satelitarnej sprawił, że mam codzienny kontakt z rodziną. Ów Internet plus telewizja satelitarna daje nam możliwość śledzenia tego, co dzieje się na świecie. Kabiny i wyposażenie socjalne też daje więcej możliwości relaksu. Charakter pracy też jest zupełnie inny. W tej chwili 95% moich zajęć to planowe przeglądy a nie usuwanie awarii. Rejsy zwykle cztero miesięczne Za to praktycznie nie ma portów, w których można by "rozprostować" nogi, operacje przebiegają błyskawicznie a terminale położone są zwykle na "zadupiach"
-
No to wtrącę swoje 3 grosze. Z przemytem wiążą się chyba najgorsze patologie, jakie dotknęły środowisko marynarzy. Jak wspomniał Bruno były linie "biznesowe" i "turystyczne". Jeśli ktoś chciał dostać się na biznesowa to musiał to jakoś załatwić. Z opowieści wiem, że idąc do biura po zamustrowanie trzeba był włożyć "zielony papierek" w książeczkę żeglarską. Wtedy można było liczyć na dobry statek. Oczywiście, że by zwiększyć zysk i ograniczyć ryzyko nawiązywano "współpracę" z celnikami, z tym, że od czasu do czasu dawano im coś "wykryć" żeby też mieli wyniki. Pół biedy, gdy "wykrywali" "bezpański" towar. Znam też opowieści, że potrafiono podrzucić coś trefnego nielubianemu (albo takiemu, co psuł interesy)członkowi załogi. Z tego, co wiem to robili. Handlowali pomiędzy portami i do kraju przywozili goła walutę. Dwóch moich starszych kolegów opowiadało mi jak na rejsie praktykanckim dwa dni po wyjściu z Gdyni jeden z członków załogi zaproponował im udział w "spółdzielni". Ze strachem przekazali mu swoje 150$ (wtedy dla studenta to był majątek). Po 4 miesiącach tuż przed powrotem do Gdyni oddano im prawie tysiąc! Oczywiście nie zaproponowano im udziału z dobrego serca. Chodziło o to, aby wszyscy byli "umoczeni", wtedy można czuć się bezpieczniej. Kumple nie mieli pojęcia, na czym zarobili te pieniądze. Zgadza się, ale to nie znaczy, że w tej chwili poziom życia marynarzy jest lichy. To po prostu zmiana kursu i siły nabywczej dolara zrobiła ludziom brzydki kawał (z resztą nie tylko marynarzom) To już jest chyba nostalgia za "starymi dobrymi czasami". Ja zrobiłem dwa rejsy dla polskich armatorów. Potem dodatkowo jeszcze trzy rejsy dla armatorów obcych, ale za to z załogami całkowicie polskim. Od tego czasu pływam w "koktajlu" narodowościowym (z przewagą Brytyjczyków) i uważam, że atmosfera jest o niebo lepsza! W sumie trochę to smutne, ale nie skusiłbym się na powrót pod polską banderę nawet gdyby oferowane warunki były dobre.
-
Ja wiem, fikcyjne rozwody, dziadkowie itp., itd. Tylko, że ja to odbieram jako coś poniżającego. No tak, ale to znaczy, że mój sąsiad ma ładniejszy widok z okna niż ja! Coś okropnego! Wiesz Bruno, ja nie za bardzo czuje się kompetentny dyskutować o pozycji marynarzy w PRL-u, ponieważ zrobiłem wtedy tylko jeden rejs i to jako praktykant. Na początku lat 90-tych w tej branży zaszły olbrzymie zmiany (i to nie tylko w Polsce). Temat znam właściwie z drugiej ręki.
-
Zapomniałem o jednym: Wtedy nie wolno było posiadać więcej niż jedno mieszkanie lub dom! A jak się wychyliłeś to był jeszcze DOMIAR! (Znam przypadki, kiedy ludzie brali kredyty, chociaż mieli pieniądze tylko po to, aby trzymać na dystans Urząd Skarbowy Teraz mam kilka nieruchomości i nikomu nic do tego! I to jest piękne! Wiesz, w moim systemie wartości są rzeczy, które nie potrafię przeliczyć na dobra materialne. I chwalić Boga! Dzięki temu na rynku istnieje niedobór oficerów, więc mam zapewnioną przyzwoitą pracę i płacę! PS. Sumy, które wymieniłeś to początek lat 90-tych.
-
Cóż, szeregowi marynarze na pewno nie, ale specjalnie nie potrafię się nad tym roztkliwiać, ponieważ w tej branży możliwości podniesienia kwalifikacji są ogólnie dostępne. Wystarczy tylko chcieć. Z resztą temat ten odebrałem jako zachętę do subiektywnej oceny ostatnich 20 lat i tak je oceniam. Jak pisałem w 1989 roku miałem 24 lata i chyba byłem wystarczająco dorosły, aby zakosztować życia w poprzednim systemie, dlatego też bez obaw porównuje "stare dobre czasy" z "obecnymi ciężkimi czasami" i jak bym tego nie robił wychodzi mi, że wolę żyć tu i teraz!
-
A kto pozwoliłby mi na wyjazd? Mogłeś wyjechać tylko przez Polservice i jeszcze jedna firmę z Gdyni (nazwę zapomniałem). Trzeba było mieć zgodę zakładu pracy i urlop bezpłatny. W 1988/89 roku miałem do czynienia z PLO w sprawie praktyk, szlifowałem tamtejsze bruki i oglądałem tablice ogłoszeń z listami osób, którym pozwolono na wyjazd. To nie odbywało się na zasadzie "biorę i jadę", paszportu to człowiek w szufladzie nie miał. Trzeba było sobie zasłużyć! Druga sprawa to fakt, że kurs dolara sprawiał, że te 1000 - 1500$ to były dla nas gigantyczne pieniądze, więc nasi trafiali na takie wraki, że strach o tym nawet myśleć. Brali robotę, na którą żaden cywilizowany marynarz nawet nie chciał spojrzeć. Dodatek dewizowy w naszych firmach był marniutki. W Polsce coś ważył, ale w portach jedyna grupą ludzi "popylającą" 6 kilometrów na statek piechotą byli Polacy (szkoda było tych kilka dolarów). Z tego też powodu przemyt był czymś powszechnym pozwalającym "dorobić" do pensji. Następna sprawa to fakt, że musiałeś być grzeczniutki. Podpadłeś, wywalili z wilczym biletem i mogłeś sobie potem najwyżej popływać z Gdyni na Hel. Teraz, gdy mi się armator nie podoba to mówię "żegnam ozięble" i szukam nowego. Obecnie pracuję dla siódmego pracodawcy i zawsze wymieniałem na lepszego. Co do sfery finansowej to też pozwolę sobie mieć inne zdanie. Jeżeli masz odpowiednio wysokie kwalifikacje i chce Ci się szukać to w sytuacji niedoboru kadr oficerskich możesz znaleźć pracę, która powinna Cię zadowolić finansowo. Ja osobiście nie mam prawa narzekać na Jego Królewską Mość Abdullacha! Oprócz wyżej wymienionych spraw dzięki temu, że komuna padła czuję się naprawdę WOLNY! Czasem bywało trudno, ale zawsze miałem świadomość, że jeśli sam wpadłem w tarapaty to sam tylko mogę z nich wyleźć! I dobrze mi z tym! Jestem beneficjentem prawdziwie liberalnego rynku pracy! Sorry Bruno, ale w mojej sytuacji zyski płynące z obecnej sytuacji są monstrualne w stosunku do tego, co było przed 1989 rokiem.
-
20 lat minęło jak jeden dzień?
gregski odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
W 1989 roku miałem 24 lata. Z mojego punktu widzenia komuna padła w ostatnim akceptowalnym momencie. Gdyby potrwała z 10 lat dłużej to teraz pewnie żyłbym w innym kraju i może robił, co innego. Nie tęsknię za nią, wspominam jako obrzydliwy okres, w którym musiałem żyć a ostatnie 20 lat to najlepsze lata mojego życia, mimo, że nie zawsze było słodko. -
Bruno Racja! O Katyniu dowiedziałem się od pana od śpiewu. O wywózkach ani słowa (Znałem temat z opowieści dwóch przyjaciół mojego dziadka) Wojnę 1920 roku przedstawiono mi tak: Piłsudski zaatakował, zaskoczeni Rosjanie się cofali, robotnicy sabotowali dostawy krzycząc "ręce precz od kraju Rad", Piłsudski został zmuszony zawrzeć pokój a Sowieci miłujący pokój na to przystali. Tylko spokoju nie dawała mi wisząca u dziadka reprodukcja obrazu Kossaka "Cud nad Wisłą"
-
Nie uważasz, że jest to eufemizm zdecydowanie zbyt łagodny dla opisania tego konkretnego przypadku? Wiesz, i tak się bardzo starałem, żeby było jakoś tak łagodnie (przyznam się, że przychodziły mi do głowy takie określenia jak: "ćwoki, chamy i prostaki, jednak opanowałem pokusę i napisałem o burakach, które świetnie opisują naszą scenę polityczną, ponieważ są i czerwone, i pastewne, i cukrowe). Buraki to są same w sobie bardzo pożyteczne rośliny, pod warunkiem, że pozostają we właściwym sobie miejscu. Niestety mam wrażenie, że większość naszych "polityków" znalazła się tam gdzie się znalazła zupełnie przypadkowo (taki korpus Dyzmów). Za moich młodych lat mówiło się "siłą wybuchu od pługa oderwany" (kmieć orał, najechał na minę, wyleciał w powietrze, koń i pług spadli na pole a jego do sejmu wrzuciło). Tyle przydługiej dygresji. I Co do Libertasa (czy jak mu tam?. Zobaczcie, jacy ludzie tam kandydują! II Nie zauważam większych i ważniejszych europejskich interesów. Są tylko partykularne, wąskie interesy (fuj, co za paskudne sformułowania mi wyszły!) Poszczególnych państw, które ciągną to sukno w swoją stronę każde. III Cała ta UE to jedna wielka finansowa afera! (Europejski Trybunał Obrachunkowy od kilkunastu lat nie chce zatwierdzić budżetu Unii ze względu na monstrualne przeklęty) I w tej sytuacji gro kandydatów mówi tylko po polsku (cześć słabo)!
-
Wybory 1989 r. - wasze wspomienia
gregski odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Głosowałem na statku m/s "Hipolit Cegielski". Byłem tam praktykantem. Akurat przepływaliśmy w okolicach Tajwanu i łapaliśmy lokalną telewizję, która serwowała wiadomości z Pekinu. -
Rozumiem Bruno, że to pytanie retoryczne. Oczywiście najlepiej byłoby wysłać cynicznych, sprytnych sukinsynów (coś w rodzaju Talleyranda), tylko skąd ich wziąć? Zadałem sobie trochę trudu i przejrzałem cześć kandydatur. Przykro to pisać, ale wyszło mi, że tak z 90% to są buraki (i do tego pastewne).
-
Trudno myślec w ten sposób w obliczu faktu budowy Rurociągu Północnego.
-
To ładnie brzmi tylko, że gmina w Kastylii ma odmienne problemy i specyfikę niż gmina w Attyce, czy na Żmudzi. Podobnie jest ze wszystkim. Każdy kraj ma odmienne interesy ekonomiczne, polityczne, kulturowe i każdy ciągnie w swoja stronę aż miło nie specjalnie bacząc na europejskie ideologiczne pryncypia. Polskiego wyborcę guzik obchodzi czy za poprzedniej kadencji poprawiło się Portugalczykom, czy Szkotom. On wysyła swoich kandydatów, aby wyrwali coś dla nas zanim inni wyrwą to dla swoich. Dlatego nasi jadą tam szarpać dla siebie (i może troszeczkę też i dla nas).
-
Zdobycie Gibraltaru - realne czy marzenia "ściętej glowy"
gregski odpowiedział FSO → temat → Front Zachodni
Bo Angole startowali z drugiej strony kanału a Niemcy? No właśnie skąd? -
Zdobycie Gibraltaru - realne czy marzenia "ściętej glowy"
gregski odpowiedział FSO → temat → Front Zachodni
Iwan A potrafisz tak konkretniej podąć rejon lądowania? Dostać się na szczyt to praktycznie zdobyć Gibraltar! Chcesz powiedzieć, że półwysep znalazłby się w niemieckich rękach bez wystrzału? Małpy wrzasku by narobiły! -
Zdobycie Gibraltaru - realne czy marzenia "ściętej glowy"
gregski odpowiedział FSO → temat → Front Zachodni
Iwan Mogli, tylko, że musieliby się przedzierać przez brytyjskie pozycje, ponieważ góra była nimi najeżona. Andreas Ok, tylko gdzie mieliby lądować?