-
Zawartość
7,422 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez gregski
-
Myślał o pozbyciu się min przed walką ale bał się, że Australijczycy to zauważą i będą podejrzliwi. Później, bez energii elektrycznej i możliwości uruchomienia dźwigów wątpię czy by mu się udało. W całej opowieści o tym co się działo po walce nie ma ani słowa na temat prób ograniczania albo chociaż spowalniania pożaru. Myślę, że po prosu nie mieli środków. Nie ma też najmniejszej wzmianki na temat prób chłodzenia pomieszczenia z minami. A przecież taką rzecz powinno się robić w sytuacji gdy część załogi walczy z czasem by zwodować pozostałe dwie łodzie. Myślę, że po prostu nie było czym tego robić. Co do tłumaczeń, że chciał zatopić okręt bo i tak nie nadawał się do żeglugi to zupełnie mnie nie przekonuje. W swoich wspomnieniach pisze, że nie mieli szansy by dotrzeć do jakiegokolwiek neutralnego lądu (tym bardziej, ze sprzęt ratowniczy był w kiepskim stanie). Dowódca raczej liczył, że może podejmie ich jakiś neutralny statek. Jeśli tak to na wybawienie bezpieczniej było czekać na okręcie i ewentualnie zatopić go w przypadku napotkania nieprzyjacielskiego okrętu. Płonęła siłownia. Tego nie da się ugasić paroma sikawkami, nawet jeśli byłoby ciśnienie w systemie p-poż. To właściwie wszyscy wiedzą i dlatego na współczesnych jednostkach oprócz tradycyjnych hydrantów mamy instalacje p-poż CO2, pianowe czy.proszkowe do gaszenia najbardziej trudnych przestrzeni (maszynownie, pompownie, pomieszczenia rozdzielnic itp). Gdy czytam te wspomnienia wydaje mi się, że koniec Kormorana był bardziej żywiołowy niż wynika to z opisu i dowódca nie panował nad sytuacją (albo popełnił kilka podstawowych błędów).
-
Rozważał ale nie sadzę by się udało. Mógł zalać przedziały znajdujące się pod linią wodną. Jeśliby oczywiście ktoś dotarł do zaworów znajdujących się zwykle w tych pomieszczeniach. Pytanie co zrobiłby z pożarem w pomieszczeniach ponad linią wodną. Zostawały mu tylko wiaderka. W momencie gdy stracił w pożarze maszynownię jednostka była skazana na zatopienie. Nie wiem, czy miał do dyspozycji jakąś awaryjną pompę ppoż znajdującą się poza maszynownią (teraz posiadanie takiej pompy i generatora awaryjnego jest ogólnym wymogiem). Chyba jednak niczym takim nie dysponował bo we wspomnieniach napisał, ze kazał monitorować stan przedziału z minami a nie kazał go chłodzić. Załoga pozostawała na płonącym okręcie tak długo jak tylko było to możliwe. I słusznie. Nawet dryfujący wypalony wrak jest bezpieczniejszy niż odkryta szalupa.
-
Nadbudówka stalowa. Kabiny wyłożone panelami. Panele trzywarstwowe. Stal (tak z 1 mm) prasowana wełna mineralna (ze 20 mm) i znowu milimetr stali, tyle, że oklejone okleiną ozdobną (czyli jakiś kolorek albo drewnopodobne. I już jest miło.
-
W puszkach z blachy spędzam pół życia! A ponoć na Kormoranie była dobra wentylacja. Nie, teraz jest to dosyć popularna i w pewnych sytuacjach wygodna kombinacja. Tyle, że wtedy to dopiero raczkowało. No i jak się czyta wspomnienia to odnosi się ważenie, że sieć elektryczna nie do końca była przemyślna. Na morzu improwizowali modyfikacje. No tak ale to był pożar siłowni. Tu dotykamy następnej słabości krążowników pomocniczych. Statki handlowe z których takie jednostki powstały mają jedną wielką siłownię. Okręty wojenne swoją siłownię maja podzielona na kilka przedziałów. Utrata jednego przedziału aczkolwiek bolesna nie musi być katastrofalna. Kormoran oberwał w siłownię. Zamieniła się ona w prawdziwe inferno. Obsada zginęła. Okręt stracił zasilanie a co za tym idzie możliwość walki z pożarem. A okręt palił się powoli i pewnie byłaby szansa go uratować. Tyle, że czym nie było.
-
Towarzysz Stalin nie wznowił stosunków bo mu to było nie na rękę. Utarczki pomiędzy partyzantami miał gdzieś. Nawet gdyby akowcy codziennie miziali się do GL to i tak okazałoby się, że na przykład zębów nie myją i im z ryjów wali. Prawdziwym powodem było to, że do Polski szły ogromne wojska jednego z największych bandytów na świecie i ten bandyta chciał zagarnąć nasz kraj. Tylko to się liczyło. W takim Wilnie współpraca pomiędzy AK a Armią Czerwona była niemal wzorcowa. A skończyło się tak jak musiało. Zresztą Czesi nic złego Sowietom nie zrobili a i tak stracili niepodległość. I druga sprawa. Ci goście którzy stuknęli tego politruka chyba nie dostali takich rozkazów prosto z Londynu. To była raczej oddolna inicjatywa. Można ją zrozumieć. Wystarczy tylko wejść w ówczesne ramy czasowe. Dwadzieścia parę lat wcześniej Polska biła się na śmierć i życie z Sowietami. Stawką było istnienie naszego państwa. Dwadzieścia kilka lat to tak jak dziś byśmy rozmawiali o końcówce lat 90-tych. Całkiem świeże wspomnienia. I ten facet jeszcze z czasów przedwojennych był znany osobiście jako działacz organizacji idącej na pasku Moskwy. Kilka 4-5 lat wcześniej ZSRR w sojuszy i współpracy z Niemcami zdradziecko napadł na nasz kraj. Dla większości ludzi ZSRR to był jeden z dwóch naszych wrogów. Okupacja była brutalna naznaczona morderstwami i deportacjami. Pamięć o tym musiała być bardzo żywa. To tak jak dla nas ostatnie wybory parlamentarne. Taki odstęp czasowy. I w takiej sytuacji pojawia się gościu o reputacji sowieckiego agenta i przedstawia się jako politruk prosowieckiej organizacji bojowej. Nie dziwię się, że ludzi ręka świerzbiła...
-
Oj, tam żołnierza. Politruka. Z drugiej strony, czy każdy kto wziął broń do ręki był od razu kombatantem? A z trzeciej strony to jakoś tego dylematu w stosunku do żołnierzy AK Sowieci nie mieli. Problem z nim jest taki, że jeszcze przed wojna powinien był czmychnąć do Ojczyzny Światowego Proletariatu. Tam gdzieś w latach 37/38 Stalin by go wykończył i chłop nie obciążałby sumienia polskich żołnierzy. A tak przez niego jest tylko kupa gadania.
-
No właśnie pośpiechu. Na to drewno mocno zżymał się dowódca okrętu. Wiesz, takie nagromadzenie łatwopalnego materiału może się zemścić nawet w przypadku pojedynku z uzbrojonym frachtowcem. Pechowe trafienie z czterocalówki i palimy się aż miło. A że uzbrojone statki mogą być groźne przekonał się "Stier" napotykając 27 września 1942 roku frachtowiec "Stephen Hopkins".
-
Czyli zlikwidowali przedstawiciela sowieckiej agentury...
-
Tak sobie czytam "Krążownik Kormoran" Theodora Detmersa i kilka rzeczy mnie zaciekawiło. Wybrano statek o bardzo eksperymentalnym napędzie. Decyzja mocno ryzykowna. Szczególnie, że przewidywano miesiące a może i lata na morzu bez możliwości zawinięcia do portu w celu przeprowadzenia remontów. Dla załogi zaadaptowano ładownie. Podzielono je na pokłady i zabudowano w ten sposób, że każdy miał własną kabinkę. Biorąc pod uwagę długie rejsy pomysł godny pochwały. Jednak szoty i pokłady były drewniane. Taka ilość łatwopalnego materiału na okręcie idącym do boju? W całych Niemczech nie można było wyprodukować żyrokompasu dla tej jednostki. Trzeba było zdemontować takowy ze statku badawczego "Panther". Zamontowano na okręcie radar. A jakże. Tyle, że nie działał i nie dało się go uruchomić przed wyjściem w rejs bojowy. Radar ten zdemontowano ma morzu i odesłano do III Rzeszy na pokładzie spotkanego na oceanie pancernika kieszonkowego "Admiral Scheer". Tuż przed wyjściem w bojowy rejs na okręcie wybuchł pożar powstały w wyniku wadliwie zaprojektowanej instalacji elenktycznej. Nigdy tego nie przeprojektowano i naprawiono. Okręt poszedł do walki ze świadomością, że nie da się wykorzystywać jednej rozdzielnicy. Jak dla mnie całość pachnie bardziej jakąś badziewianą improwizacją niż przysłowiowa niemiecką solidnością.
-
Nie wierzę, nie bylo tego, klamiecie...!
gregski odpowiedział FSO → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Właśnie czytam "Wojna Niemców. Naród pod bronią 1939-1945". Autor Nicholas Stargardt. Autor cytuje raporty SD na temat morale ludności po dywanowych nalotach na Hamburg. Ponoć powszechne było przekonanie, że naloty tej skali są karą"za to cośmy zrobili Żydom". Czyli jakaś świadomość zbrodni popełnionych na Żydach w społeczeństwie niemieckim istniała. -
Miałem okazję zwiedzić USS "Interpid". Niestety najciekawsza część okrętu, czyli maszynownie i kotłownie są wyłączone ze zwiedzania. Jedna z ekspozycji pokazuje szczegóły konstrukcji pokładów: Ciekawy był przykład łączenia płyt kadłuba. Nitowanie a potem spawanie. Wygląda mi to na przejściową technologię.
-
No może i tak. To ja kończę serię "indiańską". Przyznam się że mnie te amerykańskie zbiory nieco rozczarowały. Małe. Dwie czy trzy sale w Metropolitan plus małe Muzeum Indian. Może w innych miastach jest coś więcej. No w każdym razie na koniec mam tomahawk-fajkę samego Tecumseha. I ostatnia fotka. Bluza która miał posiadać Crazy Horse.
-
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
gregski odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Ja zaś nie mogę jednego zrozumieć. O ile policjanci protestując muszą uciekać się do różnych tricków bo maja w "job description" wpisane pewne ograniczenia to dlaczego taki sam cyrk robią nauczyciele? Jeśli uważają, że łamane są ich prawa albo, że należy im się większa kasa to dlaczego nie wejdą z pracodawcą w spór zbiorowy i nie przeprowadzi normalnego regularnego strajku poprzedzonego wszelkimi niezbędnymi "szykanami"? Dla mnie to nie do pojęcia. -
Przedostatni "indiański" post. Nie wiem czy zauważyliście, ale Capricornus który zwykle surowo ocenia zamieszczone zdjęcia tym razem w ogóle ich nie komentuje. A przecież strona techniczna tych fotek pozostawia wiele do życzenia... ...dziwne... Taka fajka A to był jej właściciel. Zdaje się, że sławny, ale ja o nim nie słyszałem. I jeszcze kurteczka z miseczką cdn...
-
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
gregski odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
No w sumie to masz rację. Czyli można liczyć tylko i wyłącznie na przyzwoitość "pacjentów"... -
Aby nadzieja nie czasem umarła: Najciekawsze (jak mniemam) jeszcze przed nami.
-
Może i podświadomość bo zamieszczam je razem z dużą ilością tarcz, czyli elementem ochronnym... cdn...
-
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
gregski odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
To wtedy rzucą się "rejtanem" obrońcy praw wszelkiej maści bo to będzie kolejny dowód na upadek demokracji w Polsce a może nawet i na początek rządów autorytarnych, dowód na dręczenie ludzi walczących o swoje prawa i co tam jeszcze dałoby się wymyślić. A tak na magnesie tego tematu. Wczoraj podczas słuchania audycji w Trójce nasunęła mi się refleksja, że w naszej mentalności dojenie państwa lub dużych firm jest okay ponieważ to są takie byty bezosobowe i nie istnieje poczucie, że kogoś okradamy. W tym konkretnym przypadku chodziło o wywiad z bezdomnym. Pan bł pod wpływem i użalał sie, że mieszkanie zabrał mu bank bo ktoś namówił go na kredyt. Kredyt miał być ubezpieczony więc według tego pana po spłacie trzech rat mógł on przestać go spłacać. Jakież było jego zdziwienie gdy po pewnym czasie pojawił sie komornik i zabrał mu mieszkanie. Moje największe zdziwienie budziło współczucie z jakim spotkał sie ze strony woluntariuszek organizujących organizujących przedświąteczną pomoc. Osobiście nie mam nic przeciwko takiej pomocy udzielanej takim ludziom, jednak użalanie się nad losem oszusta, losem który sam sobie zgotował jest nieco za daleko idące. przynajmniej moim zdaniem. -
Jak to się nam rozchorowali nauczyciele - granice kłamstw?
gregski odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, kultura i społeczeństwo
Moim skromnym zdaniem to ZUS w podejrzanych przypadkach powinien zgłaszać sprawę do prokuratury. Jak dla mnie takie nienależące się zwolnienie to lekarskie po prostu wyłudzenie pieniędzy z ZUS-u. -
O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.
gregski odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Jenot mi się przypomniał. W zasadzie jest to zwierzątko dalekowschodnie. jedna przed II wojną Sowieci zainstalowali go w europejskiej części swojego imperium. Tu jenot poczuł sie dobrze i zaczął się rozłazić. Gdy w latach 80-tych jeździłem na wakacje w suwalskie to słyszałem opowieści o pojawiających się jenotach. Dziś występują w całej Polsce. UWAGA! Jenot jest ponoć konkurentem Szopa Pracza (co może zainteresować niektórych forumowiczów). -
O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.
gregski odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Dąb jak dąb, ale borowik wysmukły zwany również amerykańskim wypiera nasze rodzime prawdziwki. Nie wiem czy to dobra wiadomość czy nie ponieważ jeszcze nie sprawdzałem jak smakuje. -
Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków
gregski odpowiedział jancet → temat → Historia ogólnie
Otóż jeden kapitan z którym pracowałem twierdził, że w jego rodzinnej Galicji dzik tak sie rozmnożył że są z nim problemy. -
O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.
gregski odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Co tam park? A kuchnia włoska bez pomidorów? Węgierska bez papryki? Polska bez ziemniaków? -
National Museum of the American Indian. Co ważne, wstęp na za darmochę. Powiem tak, jak na muzeum dedykowane tylko Indianom, w kraju gdzie byli oni rdzenną ludnością to zbiory moim zdaniem skromne. No ale coś niecoś tam było. c.d.n.
-
O wprowadzaniu (i usuwaniu) gatunków.
gregski odpowiedział Bruno Wątpliwy → temat → Historia ogólnie
Moi brytyjscy koledzy nie wiedzieć dlaczego są bardzo przejmują konfliktem wiewiórek. Ponoć jest linia której szara wiewiórka jeszcze nie przekroczyła. Szkoci z dumą twierdzą, że leżą na północ od tej linii i u nich wszystkie wiewiórki są rude. Jeśli chodzi o Brytanię to słyszałem, że tam nie było ślimaków więc Rzymianie je sprowadzili bo to był dla nich przysmak. A na jakiś wyspach należących do Hebrydów walczą z jeżami które jakoś się tam dostały.