-
Zawartość
7,422 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez gregski
-
A to nie czytaj bron Boże wspomnień tow. Edwarda Gierka Przejechał się po Twoim idolu jak stary Kacper po burej suce. Jeszcze biedaku dostaniesz jakiego rozdwojenia jaźni albo się w ocenach zapętlisz bo to czasem trudno się zdecydować który towarzysz bardziej prawomyślny.
-
Od ostatniego wpisu „łyknąłem” Bieszanowa „Twardy Pancerz” i „Latające Trumny Stalina”. Człek czyta i się dziwi, że mimo takiego podejścia Sowietom w ogóle udawało się coś zaprojektować, potem wyprodukować i jeszcze tego użyć. Potworne marnotrawstwo wszystkiego oraz zbrodnicze podejście do własnych ludzi. Przeczytałem też bajeczkę „Rzeczpospolita Zwycięska” której autorem jest Ziemowit Szczerek. Autor wychodzi z założenia, że z zachodnimi Aliantami wygrywamy wojnę w 1939 roku na tyle szybko, że Stalin się do niej nie przyłącza. Jak sam autor przyznaje, założenie karkołomne ale nie o wojnę tu bynajmniej chodzi a o losy naszego kraju po ewentualnym szybkim zwycięstwie. Rozpatruje jakie mielibyśmy szanse na rozwój, jakie zagrożenia. Obraz jaki rysuje wcale nie jest zbyt optymistyczny. Ostatnia to niewypał. „Sekrety archiwów XX wieku” Alain’a Decaux. Zgarnąłem ją w kiosku na lotnisku tuż przed wylotem bo skojarzyła mi się przychylna recenzja jaką przeczytałem w jakiejś gazecie. Po pierwsze staroć bo pierwsze francuskie wydanie miało miejsce 1966 roku. Wliel usaleń nieaktualnych a poza tym to takie płyciutkie plotki sensacyjki.
-
No lepiej późno niż wcale. A swoją drogą przewiduję niezły cyrk z pochówkiem. Bo z jednej strony jak by nie było to były prezydent III RP a z drugiej no to jednak komuch. Na bank się wezmą za łby. Będziecie mieli niezłą rozrywkę.
-
A co za różnica czy to wersja rozwojowa czy nowy typ? Ważne, że ktoś chciał kupować tego klamota. Dzięki temu PZL utrzymał się na powierzchni. Zresztą jaka normalna firma zbrojeniowa nie chciałaby eksportować swoich produktów? A polskie lotnictwo w 1939 roku znalazło się w tym miejscu w którym się znalazło nie z powody eksportu przestarzałych maszyn a między innymi z tego powodu, że zmarnowaliśmy czas i zasoby na konstrukcje samolotu który do niczego nie był potrzebny.
-
W czasie wojny okazało się, że odrzucenie projektu bombowca Tu-2 było błędem. Towarzysz Stalin wyrzucał to Ludowemu Komisarzowi Przemysłu Lotniczego Aleksiejowi I. Szachurinowi. Ten odważnie zauważył ze stało się to na wniosek samego Stalina. Stalin zmrużył oczy i wycedził: - „To i tak wasza wina. Powinniście byli poskarżyć się na mnie Komitetowi Centralnemu.” Bieszanow nie pisze jak zareagował towarzysz komisarz. W każdym razie dotrwał na stanowisku do końca wojny (dopiero w 1946 roku zapuszkowano go na siedem lat).
-
Atrakcje archeologiczne? Będziecie kogoś wykopywać?
-
Prywatna, bo Cezar rozpoczął tą wojnę bez upoważnienia senatu. Co prawda był namiestnikiem prowincji, używał armii republiki a nie swojej prywatnej ale robił to tylko ze swojej własnej inicjatywy a dzięki łupom napełnił swoja szkatułę. Można w sumie stwierdzić, że nadużył władzy . Po zakończeniu kadencji właśnie z powodu tej samowoli Cezar znalazł się w niebezpieczeństwie. Jego wrogowie chcieli go za to postawić przed sądem. Wywinąłby się pewnie jakimś wygnaniem i konfiskatą dóbr ale z karierą też musiałby się pożegnać. Tak więc to też był jeden z czynników który pchnął Cezara do marszu na Rzym.
-
Serce mówi historia, rozum wskazuje że może być ciężko po takich studiach...
gregski odpowiedział grzesiu96 → temat → Studia historyczne
Nie żebym ci kadził Tomaszu ale pewnie kolega zaliczył Cie do grupy BARDZO MĄDRYCH. A swoja droga to aż płakać się chce, że nie ma już dzielnych, pracowitych zdolnych i odważnych młodych ludzi którzy chcieliby pracować na morzu! Ot, tak jak ja... . -
Dodałbym jeszcze, że nie tylko odzyskali orły ale również dotarli na pobojowisko i urządzili pogrzeb szczątkom poległych legionistów.
-
Jeździcie tu po Cezarze, że taki bezwzględny i cyniczny a on przecież z natury szlachetny nad podziw! Gdy za czasów Sulli był zmuszany aby z powodów politycznych rozwieść się ze swoją pierwszą żoną Kornelią to stanowczo odmówił. A przecież wiadomo było powszechnie, że Sulla jest człowiekiem szalenie wrażliwym i taka odmowa może mu sprawić przykrość a nawet może go zaboleć. A na osoby sprwawiające przykrość wyżej wymieniony Sulla miał swoje wypróbowane metody. Zdarzenie to świadczy więc jak najlepiej o Cezarze. A później… cóż później życie go zmieniło… . Co do tych nieszczęsnych Gallów. No wziął ich i najechał i to w prywatnej wojnie. No ale Gallowie byli politycznie podzieleni. Walczyli pomiędzy sobą. Mało tego, w tej walce niektóre plemiona szukały sprzymierzeńców zewnątrz świata celtyckiego. U Germanów na przykład. Ci oczywiście z wrodzonej dobroci serca pomagali swoim sojusznikom i już byli po zachodniej stronie Renu. Arowist (czy jak mu tam było) buszował w Galli jak u siebie. Cezar nie tylko podbił Galię ale i wyrzucił Germanów za Ren. I teraz pomyślcie! Dzięki podbojowi Galii przez Cezara mamy tam dziś Francję. A gdyby jej nie podbił? Gdyby zrobili to Germanie? No to pewnie było by tam kilka dodatkowych landów Bundesrepublik! A komu to by było potrzebne do szczęścia? Lepiej, że stało się tak jak się stało.
-
Tortury w starożytności
gregski odpowiedział puella → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Co do krzyżowania to wiele rzeczy nadal jest niejasnych. Najpierw techniczna strona krzyżowania. Owszem znany jest tylko jeden przypadek przebicia stopy gwoździem ale ten gwóźdź był zgięty. Przebił on stopę ale nie tak jak to możemy zobaczyć na większości obrazów ale wbity został z boku stopy. Obie nogi niejako obejmowały słup krzyża z obu stron. Prawdopodobnie wykonany z miękkiego żelaza zagiął się na sęku. Dlatego też przy składaniu zwłok do grobu rodzina nie mogła go wyciągnąć. Możliwe, że były inne przypadki ale po prostu z braku gwoździ nie rzuciły się w oczy archeologom. Możliwe… Acha, podobno gwoździe były zaopatrzone w drewniane podkładki aby się nie wyrwały. Znam kilka opisów jak mogło odbywać się samo krzyżowanie. Wszystkie one rodzą u mnie wątpliwości natury technicznej. Większość zgadza się, że pionowa belka była wkopana na stałe i wieszano na niej poziomą belkę wraz ze skazańcem. Słyszałem o dwóch technikach. Pierwsza mówi, że pionowa belka miała zaciosany trzpień a pozioma wycięty wpust. Po przymocowaniu ramion do poziomej belki podnoszono ją za końce przy pomocy dwóch rozwidlonych podpór i zakładano na trzpień. Potem tylko przymocować nogi i po robocie. Krzyż wtedy będzie miał kształt litery T Druga twierdzi, że pionowa belka to był zwykły pień w którym zostawiono nie do końca obciętą jedną gałąź. Ot taki kilkucentymetrowy sęk. Pozioma belka to też nieobrobiona grubsza gałąź, na tyle gruba aby spokojnie wytrzymać ciężar ciała. Na szczycie pionowej belki umieszczano zblocze i podciągano na nim poziomą belkę ze skazańcem aż wskoczyła w hak który tworzył sęk. Wtedy liną na okrętkę wiązano obie belki i skazaniec konał na krzyżu o „klasycznym” kształcie. Obie te techniki podobno wymagają mniejszej liczby „personelu” niż w przypadku gdyby krzyż był zbity w pozycji leżącej i w tej pozycji przymocowano by skazańca a potem stawiano całość do pozycji pionowej. Podobno pierwsza opcja wymaga trzech oprawców a druga aż sześciu. Czyżby? Przecież trudno wymagać od skazańca aby podczas tego procesu współpracował z katami. Człowiek wiedział, ze za chwile będzie konał straszną śmiercią. Przecież większość będzie wierzgała i kopała. Nawet jeśli mu się skrępuje nogi to i tak wiele nie da. Cała belka będzie latała „w te i we w te”. Umocować ją to ekwilibrystyka. Do tego dochodzi kwestia przybijania nóg (jeśli rzeczywiście czasem tak czyniono). Próbowaliście kiedyś wbić gwóźdź we wkopany kołek? On zwykle poddaje się uderzeniu odbierając energię młotka i gwóźdź wchodzi kiepsko. A przerażony skazaniec wierzga z całych sił… . Gdy krzyż leży o wiele łatwiej przymocować do niego delikwenta. Tyle, że potem trudniej krzyż postawić do pozycji pionowej. Dochodzi do tego czynnik czasu. Czasem krzyżowano masowo. Po upadku powstania Spartakusa, czy podczas oblężenia Jerozolimy. To nie mogła być ślimacząca się procedura. Rach ciach i następny! Tak więc mam swoje wątpliwości co do tych opisów. -
Ooo! To tak jak u nas! Tyle, że alkomat ma Chief Mate. Znienacka z biura przychodzi depesza, że należy zrobić test załogi i wszyscy od Starego począwszy dmuchają w rurkę. (A w portach to bywa, ze tez znienacka przychodzą tacy goście z walizeczką. Mają w niej kubeczki i każą do nich siusiać!
-
Secesjonisto niestety nie wiem nic na temat pytan które zadałeś ale naszła mnie pewna refleksja którą chcę się podzielić. Pomyślałem sobie, że w sumie patrząc z perspektywy czasu to bitwę wygrały obie strony. Po morderczej walce zaistniało u dotychczasowych wrogów chyba coś na kształt wzajemnego szacunku. Oczywiście małżeństwo Ramzesa o którym wspomniał Amon było posunięciem czysto politycznym ale jak można wywnioskować z bogatej korespondencji z czasem oba dwory połączyła nić sympatii. Przesyłano sobie życzenia, gratulacje. Posyłano sobie lekarzy. No i tak długo utrzymywał się w tym rejonie pokój. Nie byłoby to chyba możliwe gdyby jedna ze stron została upokorzona i dyszała rządzą zemsty. Imperium Hetytów rzeczywiście długo nie przetrwało ale jego upadek nie miał wiele wspólnego z samą bitwą pod Kadesz i nie można tego traktować jako jednego z jej rezultatów.
-
Drogi Adamiehistoryku nie sądzę, żeby pomysł stworzenia encyklopedii wypalił. I to z wielu powodów. Jednak rzeczywiście w tym roku mija sto lat od wybuchu tego konfliktu. Nic nie stoi na przeszkodzie abyś ruszył któryś z wielu tematów dotyczących I WS już istniejących na forum. Może ktoś się przyłączy i dyskusja chwyci? Ja sam gdy uświadomiłem sobie ze to już wiek minął nie moglem wyjść ze zdumienia, ze to tak dawno. Doskonale pamiętam jak mój dziadek opowiadał mi o carskim i o niemieckim wojsku. Opowiadał o realiach życia, o niedowierzaniu, ze tu jakaś Polska będzie, o strachu przed Bolszewikami. Aż mi się nie chce wierzyć, ze to co dla mego dziadka było częścią życia teraz staje się dla nas tak "zamierzchłą" historią.
-
Ręczna Rusznica Przeciwpancerna - Polska Wunderwaffe?
gregski odpowiedział marcnow92 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Właśnie doczytałem że żywotność lufy szacowano na 300 strzałów. W związku z tym do każdego karabinu dodawano trzy lufy zapasowe i klucz do ich wymiany. W sumie następne obciążenie. -
Prawdopodobnie to: Oczywista pomyłka! Powinno być "...za jeden Megabajt transferu..." Jak to dobrze, ze mamy takiego wnikliwego usera który czuwa nad poprawnością. Jest drogo ale przyjemność przebywani na forum warta jest każde pieniądze! Jeśli nie zaczną się w wątku pojawiać jakieś sensowne wpisy ad rem temat zostanie czasowo zamknięty, mam nadzieje, że ten był ostatni - Furiusz
-
Mój drogi i wielce szanowny interlokutorze proszę o konkretne zarzuty do moich bajd. Wtedy odpowiem. Furiuszu to że system wymyślony przez Dioklecjana nie mógł działać to "oczywista oczywistość". Ilu władców jest w stanie dobrowolnie oddać władzę i przejść na spoczynek? Ilu teoretycznie równorzędnych władców jest w stanie darzyć się zaufaniem i współpracować bez zastrzeżeń? W końcu co zrobić z takim sędziwym, obdarzonym niepoślednim autorytetem emerytem? Toż on zawsze będzie postrzegany jako potencjalne zagrożenie. System nierealny, nieprzystający do rzeczywistego świata. No i dochodzi sprawa rozrastającej się biurokracji Imperium. Moim zdaniem to jeden z gwoździ do jego trumny. Karierę nie robiło się już jako dzielny żołnierz czy sprawny lokalny polityk. Kariera (czyli dochody wpływy i przywileje) to droga awansu w strukturach administracyjnych. Definitywny koniec społeczeństwa obywatelskiego.
-
Drogi Amonie ja płace prawie dolara za jeden Mbit transferu wiec Internetem się nie podpieram. Nie stać mnie. Kto wygrał? Jak w wielu bitwach można dywagować kto odniósł sukces taktyczny, kto operacyjny a kto strategiczny. Wszak wcale nie musza być tożsame. Myślę, że odpowiedz leży w zdaniu które napisałeś w swoim poście: Wygląda, że obie strony uznały, ze dalsza walka będzie zbyt kosztowna i uznały ze lepszy jest z trudem wypracowany kompromis.
-
Masło nie masło na nabiale się nie znam-. W każdym razie Dioklecjan ma swoje miejsce i w historii i w szeregu przegranych mężów stanu. Przegrał próbując zreformować system sprawowania i przekazywania władzy. Porażka bolesna bo był jej świadkiem. Przegrał w walce z nową religią. Porażka mniej bolesna bo przyszła znacznie później i jej nie doczekał (no chyba, że Belzebub wypuścił go na chwilę z kotła aby biedak się zorientował jak się potoczyła historia Chrześcijaństwa). Przegrał też swoje miejsce w Historii. Mamy na statku serię BBC„Ancient Rome, the rise and the fall of empire”. Pięć albo sześć odcinków a każdy o przełomowych momentach w historii Rzymu. Mamy też serię zrealizowaną przez kanał „History” o nazwie „Rome – Rise and fall of empire” ta składa się z bodajże szesnastu odcinków. W żadnej z tych serii nie uznano za stosowne poświęcić Dioklecjanowi nawet pół odcinka. Chyba wydawał się im zbyt mało ważny (moim zdaniem niesłusznie). Dobrze, że choć pobudował ten pałac nad Adriatykiem. Dzięki niemu turyści zwiedzający Split mogą się dowiedzieć, że ktoś taki w ogóle istniał. Acha! Byłbym zapomniał! Były i sukcesy. Głównie w zakresie mody monarszej. Diadem i purpura jak najbardziej się przyjęły. Zawsze to coś...
-
Według wersji którą ja pamiętam To Hetytów miało być około 30 tysięcy i mieli ponad 3 tysiące rydwanów. Egipcjan miało być 20 tysięcy. Liczby egipskich rydwanów nie pamiętam. Rydwany Hetytów były większe i solidniejsze dzięki temu, że ich osie znajdowały się blisko środka ciężkości pojazdu. Przez to konie nie były tak obciążone jak w przypadku rydwanów egipskich. Skutkowało to tym, że były pewniejszą platformą dla łuczników oraz mogły zabierać trzy osoby. Dlatego załoga miała w składzie dodatkowego wojownika.’ Ramzes szedł na czele czterech „dywizji” . Jednak w marszu Egipcjanie się rozciągnęli i dwie pozostały w tyle. Egipcjanie zdobyli „języka” w osobach dwóch Beduinów (jak się okazało hetyckich agentów). Ci wyśpiewali, że Hetyci przestraszeni egipską armią wycofują się w stronę stolicy. Następnego dnia Ramzes z „dywizją” Amon podszedł pod miasto i założył obóz. „Dywizja” Seth podążała spóźniona. Wtedy zaatakowali ją Hetyci.Została pobita a niedobitkom udało się dotrzeć do obozującego z „dywizją” Amon Ramzesa. Hetyci ich ścigali. Wywiązała się walka którą by pewnie Ramzes przegrał ale część sił hetyckich zajęła się plądrowaniem obozu. Obrona trwała wystarczając długo by zdążyły nadciągnąć pozostałe jednostki egipskie. Pod koniec dnia obie strony były na tyle wyczerpane, że następnego dnia nie podjęły działań zaczepnych. Egipcjanie odeszli do siebie a Hetyci ich nie ścigali. W sumie Egipcjanie byli przegrani bo nie zdobyli Kadesz chociaż z drugiej strony wydobyli się z tarapatów. Hetyci też nie mieli powodów do zadowolenia. Co prawda obronili się prze inwazją ale Ramzes wymkną im się z tak zręcznie zastawionej pułapki. Ponoć bitwa ta skutkowała traktatem którego tekst w XIX wieku odkryto w ruinach hetyckiej stolicy a który został przetłumaczony dzięki temu, że jakiś czeski zdolniacha był w stanie odczytać pismo Hetytów. Nie wiem czy to prawda ale kopia tych tabliczek ma się znajdować przy wejściu do siedziby ONZ (że to niby jeden z najstarszych traktatów międzypaństwowych. Ramzes zaś załatwił sprawę po swojemu przedstawiając w Egipcie wyprawę jako wielki sukces. Tyle co zapamiętałem. Niestety nie mam przy sobie niczego o tej bitwie żeby zajrzeć i coś jeszcze sobie przypomnieć.
-
Bo to ironicznie było! - A podobieństwo? Proszę bardzo! I tu i tu dywizje były! Co do samej bitwy o Kadesz to czytałem ze trzy notki i oglądałem jeden film dokumentalny. Każde opowiada inaczej. Jak było naprawdę raczej trudno udowodnić.
-
Ależ oczywiście. Takie kolegialne sprawowanie władzy zwykle się nie sprawdza, bo każdy z współrządzących napędzany jest własnymi ambicjami i nikt nikomu nie ufa. No chyba, ze jeden kontroluje sytuacje a pozostali zgadzają się być figurantami. Tetrarchia działała tak długo jak długo aktywny był Dioklecjan. Człowiek musiał być na tyle nietuzinkowy, ze swoim autorytetem utrzymał bandę wilków na wodzy. Tyle, ze system stworzony pod jednego człowieka nie jest wydajnym systemem sprawowania rządów. A przed-przedmówca pisał o okresie kiedy to Dioklecjan zamiast cieszyć się swoja rodzinną Dalmacją powrócił na pewien czas do polityki. (To , że w ogóle mógł to uczynić też świadczy o jego niepospolitym autorytecie). - wszystkie wycieczki personalne będą usuwane - Furiusz
-
Tak mi się przypomniało, że nie tylko partner Dioklecjana nie potrafił wytrwać na emeryturce. Sam Dioklecjan zamiast dłubać w ogródku, łowić ryby i wypoczywać w swoim domku letniskowym (oczywiście należy tu zastosować cesarskie proporcje) położonym malowniczo na brzegu morza też nie wysiedział spokojnie i objął konsulat. Czyli sam niejako zaburzył własny system, chociaż tak naprawdę to nie bardzo miał co zaburzać bo system zanim zaczął działać już się rozsypał. W każdym razie Dioklecjan jak każdy rasowy „samiec alfa” poczuł przymus działania. Możecie powiedzieć, że czas był niespokojny i czuł się on zobligowany by działać. Może… A może miał poczucie klęski i pragnął coś tam ze swego dziela uratować?
-
No z tą wojną Włosko Turecką może przesadziłem. Zmyliło mnie to, że wtedy Turcja geograficznie była bardziej europejska niż dziś. No właśnie. Aleksander tez lubiał z flanki zachodzić. W zasadzie to może powinniśmy zacząć tą encyklopedię od bitwy o Kadesz?
-
Temat co prawda o nieboszczyku Chavezie a ja chciałem przekazać Wam kilka refleksji z naszego pobytu w Wenezueli no ale to co tam się teraz dzieje jest w prostej linii efektem działalności tego pana. Faktem, że materiału do refleksji nie aż tak dużo bo zejście na ląd zakazane (tylko kapitan zszedł, ale o tym później). Zejścia nie ma bo raz, zbyt niebezpiecznie, a dwa nie bardzo jest po co. Wszystko co do mnie dotarło to z obserwacji tych Wenezuelczyków którzy przebywali na naszym statku i z ich opowieści. Pierwsze co rzuca się w oczy to jak zwykle bałagan. Zajechaliśmy na miejsce 19 kwietnia, Laycany mieliśmy 21-23 a pod załadunek poszliśmy 28. W między czasie kilka razy nas podrywano i odwoływano cumowanie. Nie jest to jednak nic dziwnego. Bajzel to tu był od zawsze. No może nieco się pogłębił. Pogłębił się na tyle, ze nikt nie zdąża na czas do tego stopnia, że nikt konkretnego czasu nie wyznacza. Pytaliśmy oczywiście dlaczego tak się dzieje. Okazuje się, że w całym porcie są tylko dwie motorówki. To znaczy motorówek jest więcej ale ostatnie dwie są sprawne. Dlatego też shipchandler i owszem przyjął nasze zamówienie na świeże warzywa i owoce ale po tym oznajmił, że i tak nie dostarczy bo nie ma jak. Nie dopcha się do łódki. Zasadnicza różnica w tym jak ludzie się zachowują. Jeszcze kilka lat temu nikt głośno na sytuację nie narzekał. Ot może gdzieś na osobności czasem coś bąknął. Teraz jest inaczej. Jeden przez drugiego wylewają swoje żale. Przede wszystkim na warunki życia. Na brak w sklepach podstawowych produktów żywnościowych (mąka, ryż, cukier). Na spadek wartości pieniądza. Na upadek infrastruktury (to akurat sami zauważyliśmy, oprócz cyrku z motorówkami port był w stanie dawać nam najwyżej 30 tyś. baryłek na godzinę, a powinni dwa razy tyle). Na bezprawie. Na marnotrawstwo. Zdecydowanie coś w tych ludziach pękło. Opowiadałem im jak 20 lat temu w Puerto la Cruiz chodziłem z kumplami na drobne zakupy i na kolację w którejś z licznych knajpek nad brzegiem morza. Zwykle jakieś kalmary, krewetki czy homary popijane czasem białym winem albo „białym misiem” (piwem „Polar” sprzedawanym w buteleczkach 0.25 l z białym misiem na etykietce). Oni zaś opowiadali mi, że sklepików już nie ma. Zostały zlikwidowane w związku z walką z paskarzami i spekulantami. Knajpek też już nie ma. Zejścia na ląd też nie ma. Przestępczość (szczególnie wobec cudzoziemców którzy potencjalnie mają parę „zielonych” w kieszeni) nie do opanowania przez policję. Ogólnie rzecz biorąc degrengolada. Teraz o naszym kapitanie. Jechał chłop na statek gdy Luftwaffe strajkowała, miał zamienne loty. Jego walizka też, …tyle że inne… . W końcu walizek dojechał do Stanów ale my już byliśmy w drodze do Wenezueli. Tak więc agent przekierował ja do Barcelony. Zjawiła się tam ona na dwa dni przed nami. Przez ponad trzy tygodnie nie było takiej siły, żeby ją wydostać od celników. Na koniec okazało się, że nie można jej nawet przesłać dalej (czyli do Singapuru). Konieczna jest obecność właściciela. Nasz biedny zdesperowany „Stary” załatwił sobie zjazd na ląd aby podpisać odpowiednie kwity. To że agent spóźnił się raptem cztery godziny (byliśmy pełni podziwu, że załatwił motorówkę) nikogo nie dziwiło. Starego tylko zdziwiło, że po mieście przemieszczał się w eskorcie trzech uzbrojonych ochroniarzy. Podpisał co trzeba, kupiło po drodze trochę bielizny i jakichś badziewianych ciuchów i z ulgą wrócił na statek. Na zakończenie po załadunku czekaliśmy 23 godziny na papiery i na inspekcję narkotykową. Inspekcja to pies i nurek plus tak na oko kompania gwardzistów (ale bez broni ciężkiej). Pies nas miał obwąchać a nurek od dołu obejrzeć. Pies nie dojechał bo miał gdzieś inną robotę. I teraz najlepsze! Inspektorzy robią wszystko aby nic nie znaleźć! Dlaczego? A bo jak wydłubią nie daj Boże jakieś narkotyki to praktycznie stają się takimi samymi podejrzanymi jak załoga. Też są obiektem śledztwa. Dla mnie bomba! Tak więc przypłynęli. Pogadali. Ponarzekali. Zjedli kolację. I pojechali w swoją stronę, a my w swoją. Według naszych pobieżnych obliczeń ten przestój kosztował Wenezuelę około półtora miliona dolarów kar. Eee! Co to dla nich? Drobiażdżek!