Skocz do zawartości

Tofik

Moderator
  • Zawartość

    7,830
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Tofik


  1. Samo omawianie nie, ale już pisanie różnych wypracowań odnoszących się do tych lektur już tak.

    Wypracowań pisanych pod klucz, który zabija samodzielne myślenie. Wiem, jak to wygląda w mojej klasie - nie chodzi o to, by zintepretować dany tekst po swojemu i przedstawić własne zdanie, tylko o to, by wyuczyć się pewnego schematu pisania konspektów i wypracowań. Mile widziane jest też naszpikowanie pracy fachowymi terminami, bo za to też punkty wpadają. Nie widzę w tym niczego dobrego.

    Zależy w jakim kto się środowisku obraca.

    Owszem, ja jestem pewien, że nigdy nie będę literatem, poetą, pisarzem, czy historykiem literatury, dlatego uważam, że j. polski w LO jest po prostu nieprzydatny. I tak uważa spora grupa moich znajomych, no bo ilu ludzi wybierze teraz takie kierunki jak filologia czy filozofia z myślą, że będą działać dalej w tę stronę? IMHO, jeżeli najbardziej nieprzydatny przedmiot jest traktowany w naszym systemie edukacji jako ten najgłówniejszy, to znaczy, że z systemem jest coś zdecydowanie nie tak.

    Tak samo liczyć się każdy nauczył

    Oczywiście, spora część matmy, m.in. funkcja liniowa, jest raczej nieprzydatna, ale jednak matma w całości uczy logicznego myślenia, a temu nie można odmówić przydatności. Za to po półtora roku czytania różnych tekstów na lekcjach czy lektur (spośród, których jedyną naprawdę ciekawą był chyba tylko "Potop", a powód tego jest dla mnie prosty - to jest konkretna książka, pozbawiona wszelkich metafizycznych itp. przeżyć, które trzeba rozkminiać w ciągu minimum 15 godzin, a poza tym, każdy kto czytał "Potop" ten wie, że to nie jest książka z poziomu przeciętnych - no dobra, malkontenci zawsze się znajdą, ale wyjątki potwierdzają regułę; niemała część lektur jak np. "Dziady" skutecznie zniechęcają do czytania następnych) nie zanotowałem u siebie, czy to większego zasobu słów, czy to jakiegoś szczególnego zainteresowania czy znajomości literatury. Jest tak samo jak przedtem. Dużo lepsze efekty w rozwoju własnej osoby osiągam, gdy czytam to co chcę - ale jako, że szkoła zadaje mi naraz przykładowo: przeczytanie "Nad Niemnem" (jak mniemam, kolejnej fascynującej powieści), zaproponowanie metod otrzymywania chloroetanu z karbidu i kilka zadań z funkcją kwadratową, to niedziwne jest, że na własne zajęcia mam mało czasu - a gdy go znajduję, to zwykle padam na mordę.

    A tymczasem to dzieło Aleksandra Głowackiego jest dzisiaj dla mnie świetną podstawą do poznawania Warszawy XIX wieku.

    I w szkole rozpatrywałeś tę lekturę pod kątem wyglądu XIX-wiecznej Warszawy? ;)


  2. Bez tej literatury nie zrozumiesz kiedy ktoś powie ci, że "przyprawiasz mu gębę", czemu kogoś określa się jako typ "gargantuiczny", a czemu o skąpym człowieku powiada się: "istny Harpagon".

    Nie wymagajmy od każdego, by miał bardzo bogate słownictwo. O tym, co znaczy "przyprawiać komuś gębę" wiedziałem zanim poszedłem do LO, natomiast co do reszty, być może kiedyś wiedziałem, natomiast teraz nie wiem, pomimo tego, że za mną spory kawał nauki tego przedmiotu.

    Poza tym, "Tytus, Romek i A'Tomek" to inna epoka - wyobrażasz sobie sytuację, w której chłopak z dziewczyną (w dyskotece!) rozmawiają o Norwidzie? Tak samo zasób słownictwa nie jest w codziennym życiu jakoś szczególnie ważny.

    Moim zdaniem po gimnazjum każdy w jakimś tam stopniu nauczył się posługiwać językiem i w szkole średniej tego jakoś bardzo nie poszerzy.


  3. Nie wiem, czy obecnie zdecydowałbym się na powrót na takie lekcje plastyki, ale spośród wszystkich przedmiotów najbardziej męczą mnie zdecydowanie biologia (bo nie lubię i już, ciężko mi w tym wszystkim znaleźć jakieś związki przyczynowo-skutkowe) i j. polski (najmniej przydatny przedmiot w życiu, bez dwóch zdań). Chociaż tuż, tuż za nimi fizyka i chemia, w ogóle nie mam do tego talentu, ale niektóre tematy bywały interesujące...


  4. A rząd przestaje popierać ACTA - wystarczy spojrzeć i posłuchać rożne wydania "wiadomości", zatem Tofiku skąd twe informacje o: "a rząd nie przestaje popierać umowy"?

    Być może to faktycznie nadużycie, ale w Polsce rząd do niedawna występował w roli głównego obrońcy umowy, obecnie już na forum europejskim Tusk wzywa do odrzucenia ACTA, więc się pomyliłem. W każdym razie taka pomyłka to mniejszy kaliber niż pomyłka ws. ACTA do jakiej premier raczył się przyznać :rolleyes:


  5. Na ACTA też był do zbicia spory kapitał polityczny, a rząd nie przestaje popierać umowy (choć nie robi chyba tego z taką intensywnością jak wcześniej).

    Kwestia ograniczenia sprzedaży alkoholu jest dla mnie bardzo dziwna. Pomijam już to, że rząd (zupełnie niesprawiedliwie) traktuje wszystkich kupujących alkohol w monopolowych niesprawiedliwie - jako potencjalnych alkoholików groźnych dla społeczeństwa. Nie widzi tego, że istnieje grupa, która lubi wypić po robocie jedno czy dwa piwa, a może chcieć je kupić w godzinach przez rząd zastrzeżonych.

    Chodzi o coś innego, IMHO byłaby to decyzja zła dla rządu i zła dla społeczeństwa (bo ACTA jest przynajmniej korzystne dla rządu). Po pierwsze, to o czym wspomniał gregski - istnieje zagrożenie, że spadną zyski z akcyzy (i z VATu również). Po drugie, to oczywiste, że decyzja spotka się z oporem społecznym. Po trzecie, gdy niższe będą dochody z alkoholu dla budżetu, to pociągnie za sobą kolejny wzrost niektórych podatków.


  6. to nich spoczął obowiązek zakupienia tzw. "gimbusów"

    Teraz gimbusów się nie kupuje, tylko... rekrutuje :P

    Z mej perspektywy "banda idiotów" siedzi w szkolnych ławkach, dodatkowo leni.

    Jeśli - w skrócie - secesjoniście chodzi o to, że sam fakt uczenia się np. chemii nie czyni ucznia nauczonym z tego przedmiotu, a chyba o to chodzi, to zgadzam się z nim w 100%.

    Z biologii - pomimo tego, że przez dwa lata mam dwie godziny tygodniowo - jestem kompletnym idiotą. Szczerze mówiąc moja wiedza z tego przedmiotu bazuje tak w 95% na gimnazjum, to, że jakoś prześlizguję się na sprawdzianach zawdzięczam temu, że to testy, no i nie miałem okazji odpowiadać ustnie. Z chemią i fizyką jest różnie, czasem coś podłapię, a czasem nic z tego nie wiem, no i ostatecznie kończę z dwóją na półrocze :P Więc jeżeli dołożymy każdemu np. po jednej lekcji historii dodatkowo nie oznacza to, że stan wiedzy w społeczeństwie jakoś drastycznie wzrośnie na skutek tego. O dziwo, pomimo tego, że chyba każdy w LO ma 5-6 godzin tygodniowo j. polskiego, Polska nie stoi samymi wybitnymi polonistami. Inna sprawa, że masa tego co się na polskim omawia jest mało potrzebna i poza tym - cholernie nudna.

    Jako, że każdy jest inny, Jarpen wie co chciał robić już w gimnazjum, a ja nie wiem nadal, to wolałbym, żeby o możliwościach mojej edukacji nie decydował jeden minister z paroma podobnymi do siebie, którzy w ogóle mnie nie znają, ergo chciałbym, żeby edukacja była prywatna, ale jeśli nie jest, to pomysł z tym, żeby licea przestały być ogólnokształcące w takim kształcie jakim są, nie jest aż tak bezdennie głupi. Wg mnie, nie istnieje obiektywna granica tego 'co powinno się wiedzieć' z danej dziedziny. Pozostaje problem, co zrobić, gdy ktoś niezdecydowany zmienia swoje zapatrywania w czasie nauki w liceum, ale być może zmiana klasy załatwiłaby problem.

    Nie rozumiem jednego - krytycy reformy mówią, że przestawianie uczniów z dających prowadzić się za rękę na samodzielnych musi trwać latami. Ale chyba kiedyś powinno się zacząć, nieprawdaż?


  7. W porownnaniu Zamoyski vs. Zolkiewski zalezy czy wezmiemy bardziej pod uwage zwyciestwa czy porazki.

    Udycza (?) bym tak nie deprecjonowal - Zamoyski zadnym zwyciestwem w starciu z orda w otwartym polu nie moze sie pochwalic, a o ile pamietam to gdzies w latach 1589-1590 pomimo prob przepuscil jakies wieksze oddzialy tatarskie w kierunku Wegier przez polskie ziemie (chyba, ze cos poknocilem, prawdopodobnie Zolkiewski tez mial w tym swoj udzial).

    Zgadzam sie co do oceny porazek Zolkiewskiego, nie zgadzam sie co do tego, ze Kluszyn da sie tak latwo zrownowazyc czymkolwiek, zadne osiagniecie Zamoyskiego sie z tym nie rowna (choc osobiscie uwazam, ze wieksze pochwaly naleza sie hetmanowi przede wszystkim za to co robil przed bitwa, a nie w jej trakcie). Nie powiedzialbym tez, ze walka z kozackim taborem jest latwiejsza od walki z cesarskimi.


  8. O to wlasnie sie rozchodzi. Na tym polega fart/umiejetnosc Zamoyskiego - w zasadzie nigdy nie byl w powaznych tarapatach, wiec jakies szczegolne umiejetnosci w wygrywaniu tez nie byly mu potrzebne.

    Uwazam tylko, ze uzywanie argumentu 'Zamoyski nie przegral zadnej bitwy' itp. przez co niektorych jest niepowazne - Napoleon kilka przegral, ale nie zaryzykowalbym zdania, ze od Zamoyskiego byl gorszy. Chodkiewicz przegral pod Moskwa, Sobieski pod Parkanami, Zolkiewski pod Cecora, Koniecpolskiemu nie wszystko szlo w Prusach, a np. Krzysztof II Radziwill stracil Inflanty. Ale IMHO zaden z nich od Zamoyskiego nie byl gorszy, bo odnosili wieksze zwyciestwa w trudniejszych warunkach. Zamoyski byl dobrym, ostroznym wodzem i organizatorem, ale nie jestem pewien czy zmiescilbym go w pierwszej piatce najlepszych hetmanow koronnych.


  9. Romku, odnosnie Byczyny, Cecory i Bukowa to chodzi mi o to, ze moze poza Byczyna, niczego szczegolnego w trakcie samych bitew nie dokonal. Obrona w warownym obozie przed Tatarami (za organizacje i zgotowanie sobie pozycji chwala dla niego), walka ze zbieranina Michala to dosc lajtowe warunki w porownaniu do Kluszyna, Kircholmu, wyprawy na czambuly, czy kampanii w Prusach 1626-1629, a skoro nie dokonal niczego wiekszego (badz - nie mial ku temu warunkow) to od Zolkiewskiego, Koniecpolskiego i reszty IMHO lepszy nie jest.

    Kampania inflancka to oddzielna para kaloszy.

    Po pierwsze, byc moze prawda jest, ze azeby pokonac wowczas Szwedow calkowicie trzeba bylo uderzyc na Finlandie. Natomiast dla mnie wielce prawdopodobne jest to, ze odzyskanie Inflant polegalo na uderzeniu na Estonie i odcieciu Inflant od morza, w skrocie zastosowac taktyke Batorego. Utrzymac Ryge, skierowac sie tak jak mowisz wprost na Parnawe (ktora, obok Rygi, byla chyba najistotniejszym portem inflanckim), blokowac twierdze, ktore w realu zdobywano i gdzie trwoniono sily, w koncu zajac Estonie. Byc moze na jednej wyprawie by sie nie skonczylo - ale przynajmniej prowadzone metodycznie dzialania dawalyby nadzieje na pomyslny koniec, a nie oznaczaloby impasu i beznadziei jaka wowczas faktycznie zapanowala.

    Dlaczego uwazasz, ze zwyciestwo nad orda w polu nie jest lepsze od zwyciestwa nad orda w oparciu o oboz?

    Byczyne mozna porownac np. z Rewlem, gdzie odniesiono zwyciestwo w duzej mierze dzieki taktycznym umiejetnosciom owczesnego hetmana polnego koronnego. Co do porownania Inflant z Cecora zgadzam sie.


  10. W każdym zawodzie znajdą się ludzie niekompetentni, nie generalizujemy

    Gdzie tu widzisz generalizowanie? Mówię, że jest możliwość, że trafią się czarne owce, tak samo mówisz, że podobne zagrożenie istnieje w zawodzie przewodnika. I przypadki takich czarnych owiec, zarówno wśród nauczycieli jak i przewodników, znam z autopsji.

    Uwolnienie tego zawodu spowoduje na pewno napływ nowych usługodawców, to powinno wpłynąć na ceny, które i tak nie są wysokie. Prędzej ktoś wypadnie z rynku i to jest chyba obawa obecnych przewodników.

    Prędzej ceny spadną, gdy nie będą sztucznie zawyżane przez państwowe certyfikaty.


  11. Zawód nauczyciela nie jest wolny. Trzeba skończyć studia magisterskie i mieć przygotowanie pedagogiczne. Wreszcie to zawód zaufania publicznego i podlega stałej kontroli.

    Wszystko prawda, ale nauczyciel, nawet jeśli spełni te warunki, to i tak śmiało może wygadywać bzdury, przykładów nie będę podawał, nawet na forum w odpowiednim temacie były podawane.

    Jednak jakbyś był klientem i miałbyś do wyboru przewodnika z certyfikatem i bez za podobną cenę to pewnie wybrałbyś z certyfikatem, bo inaczej nie sprawdzisz - minimalizacja ryzyka.

    Przede wszystkim, to wątpię czy z certyfikatem i bez braliby tyle samo za usługę.


  12. Ja z doświadczenia trafiałem na różnych przewodników zarówno wybitnych i nie do zagięcia jak i chałturników przekazujących w nudny sposób wiedzę książkową. Jedyne zagrożenie to, to że ktoś jako przewodnik może podawać turystom jakieś niepoważne treści lub celowo naciągać historię.

    Zagrożenie jest identyczne jak w przypadku zawodu nauczyciela, który jest chyba wolny i żadnych certyfikatów nie musi uzyskiwać. Nie muszę chyba mówić, że nauczyciel na obywateli ma dużo większy wpływ niż przewodnik.

    Jakiś zakres kontroli tego, co mówią przewodnicy bym zostawił.

    Ależ certyfikat to nie jest forma kontroli. Kontrola istniałaby wtedy, gdyby np. każdemu przewodnikowi przydzielono by urzędnika, który słucha co mówi i recenzuje go - to powiedział dobrze, to źle, ogólnie nadaje się/już nie nadaje się. Certyfikat to świadectwo tego, że przewodnik wykonuje swoją pracę za zgodą państwa - i tyle.

    EDIT mea culpa, z tego co widzę zawód nauczycielski wolny jednak nie jest


  13. Przeciwnicy obawiają się, że nowi będą psuć rynek i mówić głupoty turystom, gdyż będą poza kontrolą.

    Tak jakby teraz nie mówili <_<

    Ostatnio na Wawelu dowiedziałem się, że Zygmunt Waza planował przenieść stolicę do Gdańska.

    Przewodnik bez kursu różni się od przewodnika po kursie tym, że nie skończył kursu - nie ma żadnej gwarancji że ma mniejszą wiedzę. Bo jaka jest gwarancja, że historyk z dyplomem ma większą wiedzą od historyka-amatora?

    Kto chce, to niech sobie robi, dla mnie certyfikat państwowy nie zmienia niczego.


  14. Nie znam dokładnej treści dokumentu nominacyjnego z 1581 r. (w "Sprawach" Batorego go nie wymieniono z tego co widzę), wiem tylko tyle, co napisał o tym Korzon - pojawiają się tam sformułowania w stylu "do ostatnich dni jego [hetmana] życia", jednocześnie Batory zapewnia Zamoyskiego, że ani on, ani jego następcy nie odbiorą mu tego urzędu. Czy nominacje poprzedników Zamoyskiego brzmiały podobnie?

    W chwili pełnienia urzędu umierali:

    1. hetmani wielcy koronni:

    Kamieniecki

    Firlej

    Sieniawski

    Jazłowiecki (choć on oficjalnie wielkim nie był)

    2. hetmani polni koronni:

    Zebrzydowski

    Leśniowolski

    3. hetmani wielcy litewscy:

    Ostrogski

    Jerzy Radziwiłł

    Grzegorz Chodkiewicz

    "Rudy" Radziwiłł (choć ten w 1584 r.)

    4. hetmani polni litewscy:

    Niemirowicz

    Sanguszko

    Jak pisałem - nie wiem dokładnie na jakich zasadach ich nominowano, ale IMHO wyglądało to tak, że dostawali buławę niedożywotnio, ale stawali się dożywotni dlatego, że król za ich życia nie odebrał im buławy... Coś mi kołacze jedynie, że Tarnowski miał być dożywotni, ale ostatecznie sam zrezygnował.


  15. A jak datuje to Korzon, a jak Spieralski ("Geneza hetmaństwa", "Studia i materiały z Historii Wojskowości" t. V. 1960).

    Nie wiem jak Spieralski, ale Korzon pisze, że Batory wydał dokument nominacyjny 11 sierpnia 1581 r. pod Worońcem.

    Czy dożywotność miała aż taki wpływ na realizację działań militarnych?

    To chyba zależy od króla i jego zdecydowania, już wcześniej za Zygmunta Augusta

    Hmm, po 1581 r. król chyba nadal miał dowolność w dobieraniu dowódców - tyle, że i tak przeważnie wybierał tego najwyższego stopniem. "Piorun" po wyprawie Zamoyskiego w Inflantach dowodziłby nadal, gdyby nie jego rezygnacja (1601 r.). W czasie wyprawy smoleńskiej 1609-1611 panowała ostra rywalizacja między hetmanem polnym Żółkiewskim a Potockimi, ostatecznie rozstrzygnięta na korzyść tego pierwszego, ale buławę wielką otrzymał dopiero w 1618 roku .

    Dożywotność była zła niewątpliwie w tym względzie, że np. takiemu Sobieskiemu rządziłoby się o wiele łatwiej, gdyby na wstępie mógł zdjąć Paca ze stanowiska np. za zachowanie spod Chocimia. Niestety, Batory stworzył precedens - skoro dożywotni stawał się hetman wielki, to potem polny i litewscy, wszyscy trzej w czasach Zygmunta III, który jednocześnie próbował zachować większa kontrolę nad urzędem (długie przetrzymywanie buław we własnych rękach, złamanie zwyczaju polny -> wielki po śmierci ostatniego wielkiego).


  16. Przed poślubieniem Anny Habsburżanki (1592 r.) Zygmunt III prowadził rokowania ws. ożenku z Krystyną Hollstein-Gottorp, jednak ostatecznie zarzucił ten projekt. Przyczyny nie są do końca jasne, być może chodziło o to, że król obawiał się o akceptację królowej-protestantki przez poddanych (choć konwersja była całkiem możliwa) albo - co bardziej prawdopodobne - chciał wzmocnić PR Wazów przez związek z powszechnie poważaną dynastią (wszak Wazowie zasiadali na tronie szwedzkim dopiero w trzecim pokoleniu). Jak wiadomo, Krystyna została później żoną Karola IX i urodziła Gustawa Adolfa, którego negatywny wpływ na polską historię jest oczywisty.

    Co, by było, gdyby Zygmunt jednak ożenił się z Krystyną? Proponuję dwa scenariusze:

    1. (mniej prawdopodobny) Zygmunt uzyskuje zgodę sejmu RP na przekazanie korony polskiej Ernestowi, który rozpoczyna rządy w Polsce, Zygmunt wraca do Szwecji i stara się zapoczątkować polsko-szwedzką współpracę głównie przeciwko Moskwie, która wynikała z rozmów jakie prowadzono w latach 1590-1591 między Wazą a Habsburgami.

    2. (bardziej prawdopodobny) Zygmunt nie uzyskuje zgody sejmu RP na wyjazd bądź (tak jak w realu) rezygnuje z tych planów - w każdym razie nie wyjeżdża. Musi dzielić czas między dwa trony i z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że walka z ks. Karolem i jej finał w Szwecji będzie taki jak w rzeczywistości - jednak co z sytuacją po śmierci Karola Sudermańskiego?

    Zapraszam do dyskusji.


  17. Jeśli jakieś gry uczą czegokolwiek, to do głowy przychodzą mi dwie:

    1. EU2. Po pierwsze, w dużej mierze dzięki w niej podstawówce z mapy świata miałem same piątki. Po drugie, wprawdzie mapa nie jest 100% poprawna (Kujawy na zachód od Wielkopolski), ale daje pewne pojęcie jak w danym momencie wyglądała mapa świata (oczywiście, gdy zaczynamy rozgrywkę - po rozpoczęciu to to już jest mało historyczne). Po trzecie, w trakcie gry trafimy na paru historycznych dowódców (np. we Francji napoleońskiej jest ich ogromna ilość), a także historyczne wydarzenia (w Polsce np. unia lubelska, przeniesienie stolicy do Warszawy), które wcale nie muszą wyglądać tak jak wyglądały (ale to już zależy od nas).

    2. Mount&Blade - ale tylko w dziedzinie średniowiecznego uzbrojenia (w modach bywa z tym różnie). Choć trzeba uważać - tam też można trafić np. na miecz półtoraręczny.

    Ale obie nie są dla dzieci, obie nie są łatwe i obie ostatecznie nie mogą być źródłem historycznym, bo opieranie się na grze jest niepoważne.


  18. Chyba to drugie, nie wiem do końca, ale pytań zarówno ze specjalizacji, jak i z podstawy było po ok. 50, więc jeśli nawet nie odkładano, to prawdopodobieństwo, że zostaną wylosowane te same pytania, było bliskie 0.

    U mnie odkładano, ale chyba w ten sposób, że: do sali wchodzi 1 osoba, potem 2 i 3, 1 odpowiada, nr 2 i 3 się przygotowują, 1 kończy odpowiedź i wychodzi, wchodzi nr 4, który może wylosować pytanie nr 1 (a takiej możliwości nie miały nr 2 i 3).

    Tym bardziej, że oprócz mnie z nowożytności były jeszcze tylko dwie osoby.

    U mnie 6. Co ciekawe najwięcej osób przeszło ze starożytności: 8.

    W sumie racja, choć komisja pewnie zakłada, że skoro wybrało się takie, a nie inne książki, to odpowiedź z marszu nie będzie problemem, bo treść tych książek uczeń zna. ;)

    Równie dobrze komisja może zakładać, że uczestnik zna swoją epokę od deski do deski, więc nie musi przygotować się na pytanie ze specjalizacji ;)

    Andrzej, Ty to do Gdańska masz blisko, a Ty, Krzysiek?

    Dla mnie to trochę jak wyprawa za morze, bo mieszkam na Podkarpaciu.

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.