Tofik
Moderator-
Zawartość
7,830 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Tofik
-
Hm, no nie wiem. Pozostawało liczyć, że w. mistrz dowie się o spaleniu Dąbrówna zbyt późno. Tak czy inaczej, pewnie gdzieś pod Iławą by nas dopadł. No chyba, że marsz armii królewskiej wyglądałby zupełnie inaczej.
-
Powątpiewam, czy udałoby się uzyskać większy sukces w samej bitwie, co innego poza nią. Tak czy inaczej, kilka setek żołnierzy w tę czy we w tę nie miało większego znaczenia.
-
Żeby zaskoczyć przeciwnika i realizować swój plan wojny na prawym brzegu Wisły? No tak, tylko w jaki sposób przeszkadza to mojej teorii? A kto tu mówi o braku pośpiechu? Po prostu Władysław i Witold maszerowaliby na Malbork własnym rytmem, takim jakim się dało, nie ma mowy o niechęci do zdobywania Marienburga. Oczywiście, plan brzeski mówił (zapewne), że rozstrzygnięcie przyjdzie wraz z walną bitwą, ale nie mówił, że ma się ona odbyć przy samej granicy
-
Ostatnio doszedłem do wniosku, że dla strony polsko - litewskiej jak najpóźniejsze odbycie się rozstrzygającej bitwy było jak najbardziej w jej interesie. Ciekawi mnie, jak prawdziwe wydaje się Wam takie twierdzenie? IMHO jest słuszne, bo: 1. Świadczą o tym działania obydwu stron - Jagiełło maszerował na Malbork, a wielki mistrz go szukał, nie odwrotnie, ergo: to dla zakonu jak najszybsze rozegranie bitwy (czyt. jak najbliżej polskiej granicy i jak najdalej od Malborka) było błogosławieństwem. 2. Zwycięstwo bliżej Malborka = mniej czasu na przygotowania do obrony. 3. Wycofywanie się bądź niemożność zatrzymania króla polskiego przed marszem na północ oznaczało spadek autorytetu zakonu na zachodzie, a zwłaszcza wśród swych pruskich poddanych, co oznaczało może wczesne uaktywnienie się niezadowolonych z rządów zakonnych. 4. O ile z polskimi zaciężnymi mógł być problem, to na narodowe wojska z pewnością działałby czynnik istnienia groźnego przeciwnika, tak więc może pospolitacy i reszta nie rozsypaliby się zbyt szybko. 5. W ślad za marszem ku Malborkowi poszłoby może zdobywanie twierdz - choćby kilku. Być może część z nich poddałaby się bez walki (choć nie miało to miejsca przed 15 lipca, ale to inna sytuacja). Jeśli Jagiełło by je obsadził - zyskałby zaplecze, ale osłabiłby siłę główną. Jeśli by je pozostawił bez załogi - zachowałby całą siłę swojej armii. Co sądzicie?
-
Faktycznie nie zauważyłem. Z obrazu wynika, ze Polacy mieli gród po swojej prawej stronie, tymczasem wiadomo, że Mieszko uciekał w stronę grodu - tak więc miał go za sobą. Niemniej, rozumiem Cię, że ciężko ukazać bitwę "z profilu" i narysować gród za walczącymi, więc tu jesteś rozgrzeszony No faktycznie, kłębowisko w oddali jest. Nie wiem zbyt dużo o taktyce piechoty niemieckiej w X w. Uważam jednak, że zastosowanie falangi przez Niemców pod Cedynią było niemożliwe, gdyż: 1. Prawdopodobnie tam nie dotarła (falanga) i nie była im znana. 2. Część piechoty rekrutowała się z ludności słowiańskiej - ci atakowali masą i raczej nie mieli pojęcia o jakimś poważniejszym szyku, zwłaszcza falandze. 3. Można przypuszczać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że atak polski był nagły i na sformowanie takiego ustawienia obronnego zwyczajnie nie było czasu. Choć przekazy źródłowe na temat bitwy są skąpe i dają podstawę do różnych dywagacji (np. L. Ratajczyk twierdził, że nie ma dowodów na to, że bitwa nie mogła toczyć się w zabudowaniach grodowych), to uważam, że sama znajomość falangi przez Niemców jest mocno wątpliwa. W źródłach nie napotkałem na zdania mówiące o sformowaniu jej (ewentualnie, natknąłem się, nie zwróciłem uwagi i zapomniałem ). Póki co, nie rozgrzeszam Cię Cóż, szkoda, Niemcy mogą się przynajmniej Zygfrydem pochwalić Stworzyłeś alternatywę dla obrazu Michała Byliny, gdzie ukazany został tylko Mieszko Co do Koronowa - ciekawy pomysł, nie pamiętam obrazu przedstawiającego tę batalię. Interesuje Cię walka czy raczej pogoń za Krzyżakami? Czekam na efekty ;]
-
Mieszczanie ich postawa wobec króla
Tofik odpowiedział JASNY CELSTYN → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Ci pruscy tak, bo mieli duży interes w wyzwoleniu się spod buta krzyżackiego. Reszta - niespecjalnie, choć może to wina obydwu stron. -
Największe Polskie zwycięstwo podczas panowania Jagiellonów
Tofik odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Polska Andegawenów i Jagiellonów (1386 r. - 1572 r.)
Inną kwestią jest, czy bezbłędność (bo, że Jagiełło po Grunwaldzie popełniał błędy albo, że działał gorzej niż przed bitwą, w to nie wątpi zdecydowana większość historyków, na czele z naczelnym panegirystą pierwszego Jagiellona - Stefanem Kuczyńskim) by coś zmieniała. Nie mieliśmy szans na zatrzymanie koncentracji licznych odsieczy dla Marienburga, król nie miał szans na zatrzymanie rozsypującego się pospolitego ruszenia, nieopłaconych zaciężnych, Witolda zatroskanego o granice WKL. A von Plauen mógł mądrować jakiś czas później - inna sprawa, czy w trakcie oblężenia myślał to samo? Jeśli pod pojęciem współczesnych rozumiemy Długosza to tak: A lubo wygrana, pod Koronowem była rzeczywiście mniejsza, niż pod Grunwaldem, wszelako ze względu na niebezpieczeństwo, wytrwałość i zapał walczących, można ją wyżej kłaśdź nad Grunwaldzką.. Długosz ma całkowitą rację. Koronowo: 1. Było mniejszą bitwą (ok. 6 tys. walczących przy co najmniej 45 tys. żołnierzach walczących pod Grunwaldem). 2. Niebezpieczeństwo prawdopodobnie było większe niż 15 lipca, bowiem klęska polska znacząco przyspieszała lub wręcz uniemożliwiała wejście wojsk zakonnych na tereny należące do Korony. Klęska pod Grunwaldem oznaczała załamanie planów ofensywnych, ale pamiętajmy, że mieliśmy jeszcze rezerwy w kraju, a także klęska może nie byłaby aż tak zupełna jak w przypadku krzyżackim. 3. Jeśli pod terminem wytrwałości i zapału rozumiemy "trudność" walki to też się zgodzę - pod Grunwaldem mieliśmy przewagę liczebną, może nawet dwukrotną, tym razem nas było dwa razy mniej. Dodam, że batalia dowiodła wyższości rycerstwa polskiego nad krzyżackim (przynajmniej wówczas). Tylko dowództwo nie ma jak wyróżnić, bo bitwa składała się w zasadzie dwóch faz (druga podzielona na kilka mniejszych): pogoni za uciekającym Kuchmeistrem i walką (przerywaną odpoczynkiem). Zero taktyki. Bardzo Długosz cenił też zwycięstwo pod Wiłkomierzem (1435): Sam książę Świdrygiełło z małą garstką Rusinów, którzy znali błędne po lasach drogi, zdołał ujść pogoni; wszystko zaś wojsko Krzyżaków i Inflantczyków, nieświadome gościńców prowadzących przez bory i pustynie, częścią padło pod mieczem, częścią więzy przyjęło. Przez dni piętnaście chwytano ciągle błąkających się po lasach Krzyżackich i Inflantskich zbiegów. Odwodowe na koniec wojsko Inflantczyków, które jeszcze było nie zdążyło swoim na pomoc, posłyszawszy o ich klęsce, w niepewności, co miało czynić i dokąd się udać, na pomostach usłanych z szerokich drzew schroniło się na przyległe jezioro, mniemając, że tam zupełne znajdzie bezpieczeństwo: ale skoro się o niem Litwini dowiedzieli, natychmiast pobiegli w tropy, i wszystek ów gmin wraz z całym zasobem i taborami bez walki w plen zagarnęli. Poległ w tej bitwie mistrz Inflantski Bartor v. Lo, rodem Hes, i Teodoryk Kroe, marszałek Inflantski, którego był król Władysław starszy przez lat kilka więzionego w Krakowie z niewoli wypuścił. Wyginęli wszyscy prawie komturowie i wszystko czoło rycerstwa Inflantskiego, tak iż zamki Inflantskie przez długi czas pustkami stały, i łatwo nieprzyjaciel mógł je pobrać, nim potem mistrz Pruski nowe do nich powprowadzał załogi. Zabrano w tej wojnie znaczną liczbę chorągwi nieprzyjacielskich [...]. Od tego bowiem czasu wszystkie miasta i zamki Ruskie odstąpiły książęcia Świdrygiełły, a przeszły pod władzę i panowanie wielkiego książęcia Zygmunta. Sam zaś wielki książę Zygmunt, pomny na dobrodziejstwa od Boga otrzymane, w miejscu stoczonej bitwy zbudował kościół parafialny i nadaniem dóbr pewnych uposażył. Zwycięstwo to zbogaciło wielu Polaków i Litwinów zdobytemi na nieprzyjaciołach skarbami, bronią, końmi i najszacowniejszemi klejnotami. -
Bardzo podoba mi się Cedynia, resztę nie mnie oceniać. Słusznie zrobiłeś, że nie ukazałeś jakiś nazbyt poważnych różnic w uzbrojeniu piechura niemieckiego i polskiego. Dobrze ukazałeś kierunek odwrotu wojsk Hodona, wg Rochali tylko niewielkie grupy uciekinierów mogły uciekać równolegle do Odry, reszta wycofywała się "prostopadle". Teren bitwy bardzo dobrze ukazany, wizualnie rysunek świetny. Niemniej, kilka uwag mam: 1. Ten oddział w prawym górnym rogu to oddział pod osobistym dowództwem Mieszka I? Przydałoby się tam jakieś grodzisko w oddali (albo i bliżej) machnąć Dla pewności, że to Cedynia (choć wiele wskazuje na to, że to ona, ale to tak dla niedomyślnych). 2. Gdzie się podziała jazda niemiecka? To ci co uciekają w głębi obrazu? W takim razie, gdzie jazda polska? 3. Hodon to kawalerzysta wśród piechurów? IMHO wątpliwe, by nie stał on z jazdą w czasie bitwy. Chyba, że wśród piechoty stoi graf Zygfryd, a Hodon zwiewa wraz z kawalerią 4. Na czym opierałeś się przedstawiając taką taktykę (mocno przypominającą falangę) piechoty niemieckiej w środku obrazu? 5. Pamiętajmy, że Niemcy zostali zaatakowani z różnych stron - oczywiście nie od strony Odry, ale do ich oskrzydlenia prawdopodobnie doszło. 6. Gdzie Mieszko i Czcibor? Ale to tylko takie historyczne przyczepki, rysuj dalej, czekam na następne prace (może Grunwald? ).
-
DNiPP Labudy przeczytany, zadowolony jestem, bo zawsze dobry opis dziejów polskich i sytuacji Polski w wiekach X-XI jest dobry ale... - s. 15: wg Labudy, Bolesław Chrobry urodził się w 966 r., wg biografisty Chrobrego, A. F. Grabskiego stało się to rok wcześniej i podaje na to przekonujące dowody, a więc jemu uwierzę, - s. 18: wg autora Niemcy nie mieli zamiaru przymusowo chrystianizować zachodnich Słowian - zapewne ma rację, tyle, że chętnie tak przedstawiali swoje cele, bądź używali wiary do wzmocnienia zależności Słowian. Niemniej, książka jest ok. Kujot S., Rok 1410. Wojna, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, R. 17, Toruń 1910
-
Taka mała ciekawostka, Długosz pod rokiem 1461 zanotował fakt napaści na jego dom dokonanej przez Kurozwęckich. Kronikarz poszedł ze skargą do króla, na którą ten pozostał "głuchym", bo w jego opinii Długosz zasługiwał na dużo cięższe kary za uznanie wyboru Jakuba Sieneńskiego na biskupa krakowskiego
-
Otóż to, z tego co pamiętam, o latach 1630-1632 napisał chyba więcej niż o latach 1617-1629.
-
Feldmana przeczytałem, fajna, chyba najkrytyczniejsza jaką czytałem, choć boli brak przypisów, a także nieco szerszy, bardziej poukładany chronologicznie opis dziejów "rządów' Leszczyńskiego w Lotaryngii. G. Labuda, Pierwsze państwo polskie.
-
Tytularnego... Hm, co by tu napisać? Jest to moja ulubiona książka w ogóle, dlatego, że... hm... no, tego... eee... jest najlepsza ;) Bardzo często autor cytuje źródła rękopiśmienne, opisuje każdą kwestię rządów Zygmunta, szuka odpowiedzi na trudne pytania, gdy ich nie znajdzie, neguje te, które są nieprawdziwe. Fakt faktem język może nie jest najmocniejszą stroną, ale nie po to się książki na temat historii czyta
-
Trzyma poziom - nie jest ogromnie szczegółowa, ale bardzo dobrze przedstawia życie i rządy Zygmunta Augusta, chyba wszystkie aspekty jego panowania i żywota zostały tam opisane. Polecam.
-
Władysław II Jagiełło - Jadwiga Krzyżaniakowa, Jerzy Ochmański, Biografie Ossolineum
Tofik odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Średniowiecze
Nie jest przeogromnie wybitna (może by była, gdyby była dłuższa ), ale na pewno jest podstawową pozycją do poznania dziejów rządów Władysława Jagiełły (ważnym uzupełnieniem jest "Jadwiga król Polski" Jarosława Nikodema). To chyba jedna z moich ulubionych biografii Ossolineum, bardzo fajnie się czytało, zwłaszcza opis litewskich rządów Jagiełły i ostatnich jego lat zasługuje na uwagę. Jak najbardziej polecam. -
Autor nie kryje stronniczości, nie krytykuje Piłsudskiego, nawet, gdy jest za co, czyta się to całkiem całkiem, ale momentami wygląda to tak jakby Suleja starał się udowodnić, że Piłsudski nigdy nic źle nie zrobił i nigdy się nie mylił...
-
Dla mnie taka sobie, spodziewałem się dużo więcej, wiele stron o wojnie trzydziestoletniej, za mało o wojnie z Rzeczpospolitą.
-
"Trzy powstania" to jak dla mnie świetna praca, dogłębnie opisująca trzy powstania, bardzo mi się podobało. Od wczoraj - J. Feldman, Stanisław Leszczyński.
-
Faktycznie, ale Tarnowski później pisze o Ich Mościach Zasławskich i ich 1200 żołnierzy...
-
Odgrzewam. Wprawdzie są wakacje i siedzenie przed blaszakiem nie jest tak zalecane, ale akurat dopadła mnie mania grania... Ostatnio grałem w: 1. Jedi Academy - od czasu do czasu lubię spowodować małe przegrzanie w środku kombinezonu kilku szturmowców albo pościnać parę rączek kultystów... Pamiętam pierwsze zetknięcie z grą, możliwość wybrania koloru i rękojeści miecza było dla mnie czymś niesamowitym W porównaniu do JK II poszerzono zakres mocy, zwiększono ilość przeróżnych "tricków" (czy to ciałem naszego Jedi czy jego mieczem), a co najważniejsze, jest możliwość przejścia na Ciemną Stronę, ale to powszechnie wiadomo... Grałem w to kilkaset razy, czasem się nudzi, ale i tak to do mnie wraca :] 2. Knights of the Force - (nie)sławny mod do Jedi Academy autorstwa zespołu Osmana Gunyaza ps. Tim. Miała być cała saga do przejścia, są 4 misje... Wprawdzie daleki jestem od rzucania przekleństw na Tima i wyzywania go od oszustów, ale smród pozostaje. A czemu nie jestem, bo dopracowanie takich detali jak rękojeść miecza Aurry Sing czy Aayli Secury zasługuje na poważny szacunek. Nie wspominam o tym, że kampanię w zwykłym Jedi Academy można przejść np. Darth Vaderem Świetny jest też system Kotf Add/Load System, gdzie zrobiłem sobie małą bitwę o Geonosis i częściowo zrekompensowałem zawód. Twórcom JA często się zarzucało, że gra jest za prosta, patrząc na Kotfa, powiedziałbym, że tym razem z tą trudnością przesadzono... Gdy patrzę na klonów fikających jak kultiści, to myślę, że Tim chyba zbyt sobie wziął do serca te argumenty i za dużo filmów z Bruce'em Lee i Jacky Chanem się naoglądał... 3. Knights of the Republic - wiele dobrego się o tej grze już dawno nasłuchałem, ale odpychało mnie jedno - historyjka z gry jest całkowicie niepowiązana z wydarzeniami przedstawionymi w filmach i grach JK. Odpychał mnie też fakt, że to RPG, a rpgów, że tak powiem, nie uwielbiam... No i szkoda, że to RPG, bo gdyby połączono wszystko co jest w Kotorze z modelem walki w JA to wyszedłby niemal ideał... Ale to jedyne wady. Fabuła, mimo wszystko, jest świetna, liczba zadań pobocznych ogromna, fakt pięcia się po "drabinie" gdy niesamowity, a co najważniejsze, gra nie jest wcale taka trudna jak się mogło wydawać. Nie przeszedłem jeszcze nawet poziomu na Taris, a już jestem zachwycony... Trochę StarWarsowo, ale co mi tam.
-
Stanisław Tarnowski w liście do Zbigniewa Ossolińskiego (Zynków, 8 października 1618) pisze, że pod Oryninem znalazły się: oddziały Ks. Imci Ostrogskiego Janusza z Imć P. Starostą sendomirskim [stanisławem Lubomirskim] po społu. Tych przeszło trzy tysiące. Imci Wojewody Podolskiego [Tomasza Zamoyskiego] przez półtora tysiąca, a ludzi Ks. Imć Pana Krakowskiego, jak od nich wiem, na tysiąc się rachowali. I tu moje pytanie, kim jest ten "Pan Krakowski"? Zwykle pan = kasztelan, ale ówczesnym kasztelanem krakowskim był Janusz Ostrogski, ten zaś, został już wymieniony. Wojewody wówczas Kraków nie miał. A może źle rozumuję i Tarnowski wymienia tutaj liczbę wojska Ostrogskiego oddzielnie (czyli oddziały Lubomirskiego liczyłyby 2000)?
-
Dla wielu, utrzymywanie się w pierwszej 10 - tce na listach przebojów przez 80 tygodni to największy sukces w życiu.
-
Malewska opracowała fajny zbiór listów, szkoda, że nie zawsze podanych w całości albo tych, które są już ogólnodostępne (np. w korespondencji Chodkiewicza w opr. Chomętowskiego, "Pamiętnikach o Koniecpolskich", czy "Sprawach Krzysztofa Radziwiłła"), ale poza tym ok. S. Kieniewicz, A. Zahorski, W. Zajewski, Trzy powstania narodowe.
-
Cóż, wyjaśnienia zagadki się raczej nie doczekamy, a więc kto pierwszy ten lepszy.
-
H. Malewska, Listy staropolskie z epoki Wazów.