Tofik
Moderator-
Zawartość
7,830 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Tofik
-
Cytat z Kuczyńskiego dowodzi tylko tego, że (pomijam czasy piastowskie z wyjątkiem panowania Kazimierza Wielkiego) chłopów wykorzystywano w walkach obronnych, jako element obrony ziemi. O niczym takim nie można mówić w przypadku w 1410 r.
-
Hmm, zastanawiające. Miasta wystawiały chorągwie, ale tak było tylko w wojsku krzyżackim. W polskim wystawiały je ziemie lub możnowładcy. Wieluń mógł więc uczestniczyć (bo sam wystawić nie mógł) w wystawianiu jakiejś chorągwi sieradzko-łęczyckiej tworząc własny oddział - tyle, że chorągwie były konne, a kontyngent miałby być pieszy...
-
Przeczytałem obydwie. Sikory praca bardzo fajna, trochę fizyki się też znalazło (ciekawej niż w szkole ), ale przed lekturą lepiej posiadać jakąś wiedzę na temat opisywanych bitew, bo tła historycznego w "Na skrzydłach" się nie uświadczy. Dużo podobieństw w stosunku do "Fenomenu", trochę to wygląda na nowszą wersję tej pierwszej książki. A Sobieski, hm... Język całkiem całkiem, dość nieźle się czytało, baza źródłowa nawet nawet, faktografia taka sobie (częsty brak datacji), ale niektóre twierdzenia... Np. na s. 9 Sobieski uważa, że armię Samozwańca stanowili prawie wyłącznie rokoszanie (jak pisze A. G. Przepiórka, nie da się tego dokładnie ustalić, bo nie zna się składu i zapatrywań politycznych wszystkich towarzyszy, a wśród oficerów można znaleźć zarówno rokoszan - np. Lisowski - jak i regalistów - np. Aleksander Zborowski), na s. 16, że król chciał podbić Moskwę, a dowodem na to są jego listy do Rzymu (listy takie akurat nic nie znaczą, bo król chciał tylko wsparcia finansowego o czym piszą m.in. Szcześniak, Polak, Wisner... A o planach królewskich można dywagować z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem, ja myślę, że plan z początku 1609 w porównaniu do planu np. z początku 1610 r. był całkowicie różny i do sytuacji w roku 1609 już nie pasował), na s. 19, że jednym z głównych celów ZIIIW było nawracanie Rosji (tylko, że nic ku temu nie czynił), na s. 20 pisze o poparciu króla dla ustawy chroniącej prawosławie jak o jakimś wyjątku (a władca czynił podobnie także w latach 1607, 1618, 1620, 1623, 1627 i 1631), na s. 23, że to cesarz Ferdynand III rozpoczął wojnę trzydziestoletnią (która rozpoczęła się faktycznie w roku panowania cesarza Macieja), na s. 41, że Potoccy dążyli do wprowadzenia w Polsce absolutyzmu (i nie podaje na to żadnego dowodu; szczerze powątpiewam, czy absolutyzmu pragnął jakikolwiek szlachcic, nawet Jerzy Ossoliński), na s. 77, że moskiewscy bojarzy chcieli polskich swobód (i nie podaje na to żadnego dowodu; Maskiewicz podawał, że bojarstwo akurat lekceważyło demokrację szlachecką), na s. 115, że Żółkiewski - wyruszając pod Kłuszyn - powinien otrzymać jakieś instrukcje od króla (rokowania z Rosją nie było zapisane w uprawnieniach żadnego hetmana, a Żółkiewski ruszył, by pokonać odsiecz, a nie prowadzić prounijną politykę), na s. 122, że król był zazdrosny o sukces kłuszyński (ani śladu dowodu; no może poza jednym - cytatem z Chodkiewicza, który nie chciał później odnosić sukcesów pod Moskwą, bo... bał się, że król poczuje się zazdrosny ), na s. 153, że Waza chciał wprowadzać absolutyzm (znowu brak dowodu), na s. 189, że w 1610 r. król nie chciał ruszyć pod Moskwę, bo pozostawienie Smoleńska urażałoby jego dumę żołnierza (może i tak, ale realne powody były inne - źle było zostawiać na swoich tyłach taki silny punkt, a także utwierdziłoby szlachtę w przekonaniu, że Zygmunt wyruszył na wschód w trosce o swoje, a nie krajowe, interesy). No, a na końcu pisze coś o tym, że plan Żółkiewskiego był lepszy (niechby spróbował przekonać do niego sejm i senat...), a sam Żółkiewski stał się pod Cecorą ofiarą... walki Zygmunta III z prawosławiem. Rekapitulując, książka może warta przeczytania, ale naszpikowana nietrafnymi, w świetle nowszej historiografii przestarzałymi opiniami. Obecnie - Wojskowość Sikory i Lisowczycy Wisnera.
-
Co często interpretuje się jako udział służby taborowej w szturmie - m.in. dlatego, że udział regularnej piechoty jest często negowany Co ciekawe, ani Kronika, ani opierający się także na niej Długosz, nie wspominają o ataku piechoty w trakcie bitwy - a to głównie z szybkiego, miażdżącego ataku na dogorywającą jazdę piechota spod Grunwaldu jest znana.
-
Prosiłbym o jakieś konkretne przykłady. Miasta wystawiały kontyngenty w przypadku wyprawy dóbr i miast, jak już pisałem, do tej w 1410 r. nie doszło. Można mówić co najwyżej o wystawieniu dodatkowych oddziałów do obrony miasta. Wieluń - ze względu na swoje położenie geograficzne - mógł wystawić jakąś piechotę, jeśli nie do obrony miasta, to do obrony południowej granicy przed Zygmuntem Luksemburczykiem. I powtarzam, że w przypadku wyprawy powszechnej nie ma mowy o tym, żeby całe miasta wystawiały oddziały na tę wyprawę - bo to nie całe miasta posiadały ziemie na własność, tylko co najwyżej poszczególni mieszczanie. Prędzej się opalali, skoro nikt o nich w bitwie nie informuje.
-
Posiłkując się A. Nadolskim, Grunwald. Problemy wybrane (mogę zapytać, czyjego autorstwa jest powyższe opracowanie) mogę powiedzieć, że o piechocie pod Grunwaldem nie informuje absolutnie żadne źródło. Jedynie kontynuacja Posilge podaje, że zmobilizowano w Prusach także lud pieszy, ale któż inny miałby bronić zamków, jak nie piechota? Tym bardziej, że o piechocie nie słychać już nic w kontekście grunwaldzkim. Oczywiście, bardzo możliwe, że służba taborowa uczestniczyła w obronie obozu krzyżackiego w końcówce bitwy, ale wówczas dojdziemy do wniosku, że w każdej bitwie uczestniczyła piechota - nawet w tych czysto kawaleryjskich, bo taboru nie mogli obsługiwać konni. Przypominam, że expeditio generalis, czyli wyprawa powszechna, mówiła, że posiadacz ziemski ma przybyć zbrojno, ludno i konno - nie ma mowy o służeniu na piechotę, choćby miał przybyć sam, bez kopii. A. Nadolski pisze, że w zebranych z lat 1350-1450 875 aktach nadawczych nie znaleziono żadnego piechura, co dobitnie świadczy o niewielkiej roli piechoty w ówczesnym (zresztą, nie tylko ówczesnym) wojsku polskim. W tychże latach właściwie zawsze, jeśli ogłaszano jakąś mobilizację, to tylko w formie wyprawy powszechnej, nie przypominam sobie w tych latach zorganizowania wyprawy z dóbr i miast bądź obrony ziemi (pominąwszy walki w latach 1431-1435), w których uczestniczyła piechota - także chłopska. W końcu milczą o polskiej piechocie pod Grunwaldem źródła, Długosz o piechocie pisze dopiero przy okazji obsadzania twierdz pruskich jesienią. Podobnie kształtuje się sytuacja w odniesieniu do armii litewskiej - wątpliwe, czy Witold chciałby (mając na karku jeszcze artylerię) obciążać się w czasie marszu z Litwy pod Czerwieńsk piechotą. Wspomniałem już o typowo wschodnim stylu wojny, wg którego piechoty nie używano zbyt często. Co do zaciężnych - ich obecność obok Nadolskiego, odrzuca także badacz piechoty zaciężnej i zaciężnych w ogóle, Tadeusz Grabarczyk. Owszem, byli w dalszej fazie konfliktu, ale nie pod Grunwaldem. Wszystko rozbija się o kwestie źródłowe - można dywagować w sprawie liczebności armii, bardziej lub mniej prawdopodobnie, ale nie można dywagować w kwestii liczebności piechoty - póki nie udowodni się, że ona naprawdę w bitwie uczestniczyła. Argumenty Kuczyńskiego podane są głównie na zasadzie "piechota była w innych walkach, to w 1410 r. też", a kilka przypadków nie czyni kolejnego przypadku (podobnie jest zresztą w kwestii wilczych dołów).
-
To liczba poległych podawana przez Henryka von Plauena, który nie uczestniczył w bitwie. Różnorako to interpretowano - Kuczyński, że oznacza to liczbę poległych wojsk zakonnych, Mikołajczak, że to liczba wszystkich poległych w bitwie, Nadolski - że liczba 18 tys. poległych Krzyżaków nie jest możliwa, bo tych było ok. 15 tys.
-
... i posiadaczami ziemskimi, których do wyprawy powszechnej zobowiązały już statuty Kazimierza Wielkiego Zaś Litwa i Tatarzy bardzo rzadko używali piechoty, nie ma powodów do twierdzenia, że użyli jej w 1410 r.
-
Festyny rycerskie to nie tylko domena XV wieku Ale fakt faktem, jeśli miałeś przyłbicę - to z podobnego okresu co XV wiek. Nie można, źródła o tym nie informują. Jest inna opcja, ktoś zabił w. mistrza, ale walka jeszcze trochę trwała i w końcu ten ktoś także padł. Tylko co z tymi, którzy pokonali resztę starszyzny, bo na pewno nie zginęli... Jakaś dziwna jest ta rezerwa źródeł.
-
Ulrich z pewnością miał na sobie, jak wyżej wspomniano, relikwie, wyróżniała go zapewne również zbroja płytowa, którą nosili zapewne wszyscy mnisi krzyżaccy (skoro dowodzili 9-osobowymi kopiami w kolczugach raczej by nie walczyli) i znikoma ilość pozostałego rycerstwa. Poza tym Polacy widzieli mistrza przewodzącego odwodowi, krzyczącego "herum! herum!", więc pewnie tak łatwo wyglądu jego twarzy by nie zapomnieli - no chyba, że jego twarz była zakryta, w co nie można wątpić, ale pamiętajmy, że nie tylko twarz go wyróżniała. Jakiego typu hełm? Sprawa z hełmami nie jest taka prosta, nie wszyscy używali takich samych, a już na pewno nie takich jak wielki mistrz... Otóż, w tym przypadku można podzielić hełmy na niezalewające oczu i zalewające czyli otwarte (podobne w sumie do kapeluszy i czapek), zamknięte, no i jeszcze przyłbice. Do otwartych zaliczymy przede wszystkim kapaliny (popularne zarówno u Polaków jak i Krzyżaków; inna sprawa to hełmy litewskie, ci podlegali wpływom wschodnim i bałtyjskim - zresztą to samo można powiedzieć o Krzyżakach, jeśli chodzi o wpływy bałtyjskie, choć nie w takim samym stopniu, przecież nie byli Bałtami), ale również zdobywające popularność salady. Do zamkniętych można zaliczyć hełmy garnczkowe (niemające przyłbicy, w XV w. odchodzące już do lamusa, być może to ten właśnie nosiłeś, bo widoczność w nim zapewne nie jest zadowalająca -> http://upload.wikimedia.org/wikipedia/comm..._garnczkowy.jpg ) oraz wszelkiego rodzaju przyłbice, zwłaszcza tzw. "psie [albo żabie] pyski" popularne głównie w wojsku Zakonu. Teraz mi powiedz, czy ten hełm miał zasłonę i czy na pewno był używany w XV w.? Co do meritum. Wątpliwe, by w. mistrz używał: 1) hełmu garnczkowego - bo to staroć 2) hełmów otwartych - bo ogólnie były tańsze, a co tańsze nie było godne tak wysokiego dygnitarza Pozostaje więc któraś z przyłbic, najpewniej "Hundsgugel" (psi pysk), zwłaszcza, że używali go właśnie ci wysoko postawieni. Oczywiście, widoczność mogłaby być ograniczona, ale zasłona jest od tego, by ją obniżyć/podnieść Myślę, że miał ją podniesioną, zwłaszcza w trakcie ruszenia z odwodem na pole walki, gdy musiał go prowadzić, a nie musiał obawiać się o walkę na kopie, bo polskie chorągwie walczące z jego wojskiem miały je już zapewne skruszone (zresztą, odwód też atakował za pomocą sulic). Inna sprawa, że po pewnym czasie do boju mogły się włączyć świeże oddziały, które kopie zachowały. W trakcie walki rzecz jasna w. mistrz mógł obniżyć zasłonę. Ale nie mieli długich płaszczy które tylko przeszkadzały w walce. Mieli za to tzw. "jaki", krótkie, obcisłe, ale przystosowujące się do warunków bitewnych, używane zresztą także przez Polaków (ale już bez krzyży ). Owszem, były takie tarcze, które zakrywały całą posturę wojownika (tzw. pawęże), ale stosowała je piechota, na dodatek raczej w trakcie oblężeń, gdy trzeba było podejść blisko chroniąc się przed gradem strzał i bełtów, na dodatek takie coś było diabelnie ciężkie, jak na przeciętną tarczę i nie nadawało się do używania przez kawalerię (choć istniała wersja pawęży jeździeckich, mniejsza, lżejsza, przystosowana dla jeźdźców - bałtyjski wynalazek, szeroko stosowany przez... Zakon Krzyżacki). Nie zależnie od tego, jakiej tarczy von Jungingen używał, myślę, ze tarcza z pewnością go nie zakryła - nie był taki mały Sądzę, że prędzej Krzyżacy walczący w jego otoczeniu padliby przypadkowo niż sam mistrz. Wokół Ulricha zgromadziła się na pewno poważna ilość osób, co tylko przyciągnęłoby do niego Polaków i to głównie w jego kierunku by mierzyli - nie w kierunku żołnierzy znajdujących się obok niego.
-
https://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=1978
-
A właśnie, najszybsza "wersja" końskiego biegu to galop czy cwał? R. Sikora pisze, że "pełny pęd konia" to cwał. No chyba, że jak na inżyniera przystało, pęd nie równa się prędkości W Wiki też pisze, że cwał był najszybszy...
-
Kilka uwag natury ogólnej: Hę? No, ale jak ma być? Pamiętam swoje początki z serią HB. Jeszcze gdy żadnej książki nie przeczytałem, sądziłem, że to po prostu ot takie książki opisujące krótko daną batalię, niewskazującą co było przed, ani po (wiem, głupi byłem ). Toteż sądzę, że większość czytelników chce wiedzieć jak najwięcej o bitwie, a nie o tle bądź jej skutkach. Zwykle tak w habekach jest - wstęp zajmuje jeden, najwyżej dwa rozdziały, wojskowość jeden bądź dwa (obydwu stron dzielona na jeden bądź dwa rozdziały ), dalej meritum, a podsumowania to już jeden (oczywiście nie musi być dokładnie tak, nie każdemu szkielet książki wychodzi tak idealnie jak R. Dzieszyńskiemu)... Ale P. Gosia jak widzę habeków nie czytuję. Szkoda, to daje do myślenia na temat serii, zwłaszcza, że redbaron chyba trochę naczytał się na historykowym subforum na temat żali nad serią i to go tak nastroiło Jw. Książka nazywa się "Verdun 1916", nie "Rok 1916 na frontach I wojny światowej". Co też się bardziej niż ciekawostki i porównania (które, jak widać na przykładzie m.in. Romualda Romańskiego i Łukasza Ossolińskiego, a czasem i Pawła Jasienicy, potrafią bardzo daleko wybiegać) przydaje "pasjonatom historii", jak to Szanowny Recenzent określił. Bo to dzięki danym liczbowym i parametrom daje się coś pisać, nie dzięki ciekawostkom i porównaniom. To dość ciekawa kwestia, kiedyś się nad tym zastanawiałem. Czy trzeba pisać tak, by przedstawić same fakty bez żadnej oceny, czy fakty z oceną jednocześnie narażając się na (czasem skrajny) subiektywizm, a może i śmieszność? Od ocen nie da się uciec. Tyle, że skoro redbaron napisał, że to książka popularnonaukowa to jakieś luzy pod tym względem powinna dostać (choć nie lubię podziałów popularno-naukowych, to uważam, że są w pewnym sensie uzasadnione), bo z założenia ma ona przyciągnąć czytelnika (kwestia ciekawostek jest już problematyczna) do poznania tego tematu. Być może tenże czytelnik sięgnie po pozycje czysto naukowe, a tam na oceny i przymiotniki natknie się na pewno. A i jeszcze jedno, książki nie czytałem, ale jeśli pozwoli mi na to przyszłomiesięczny budżet to może zrobię dla XX-wiecznych pozycji wyjątek i pewnie kupię...
-
Nie wiem czy było to już poruszane, bo nie śledzę zbyt mocno tego wątku, ale czy nie uważacie, że jednym z prostszych (choć nieczęsto skutecznych) sposobów na husarię było rozstępowanie się przed nią, a później atak na skrzydła (tzn. flanki, nie te na plecach/na siodle husarzy ) nacierających? Zastosowali to bodajże Rosjanie w 1660 r. i Turcy pod Wiedniem w trakcie zwiadu chorągwi królewicza Aleksandra, co skończyło się klęską (choć niepełną, bo Polacy wrócili do swoich). A może to zasługa gigantycznej przewagi liczebnej i faktu, że husarze byli tylko zwiadowcami mającymi na celu ustalić, czy szarża w tych warunkach jest możliwa i wcale nie musieli rozbijać wroga?
-
No oczywiście, że cenię BC i nie narzekam na nie - narzekam na styl w jaki muszę czytać ich materiały
-
Ostatnio z ekranu czytałem dość sporo (źródła i prace przedwojenne) i pomijając poziom tych pozycji, to prawdziwa mordęga... Dopiero teraz człowiek zaczyna doceniać rozkoszowanie się książką leżąc. Jeszcze, gdyby mój laptop był sprawny to jakoś bym lepiej pociągnął z tymi tekstami, ale na siedząco... Jakoś nie mam zaufania do audiobooków i innych takich. Przede wszystkim szybkość "czytania" (słuchania w tym przypadku) zależy od lektora, a nie "czytelnika", a "czytelnik czyta" dla siebie, więc to on decyduje w jakim tempie czyta. Dla mnie to bardzo ważne, bo lubię czasem selekcjonować tekst tzn. dość szybko przelecieć to co nieistotne (robiłem tak zwłaszcza w przypadku Kadłubka ). Oczywiście audiobooki to często jedyna możliwość np. przygotowania się do konkursu (rzecz jasna w przypadku braku czasu), ale to nie dla mnie, nie mam takiej podzielności uwagi (bo przecież nie mam zamiaru tylko siedzieć i przez kilka godzin słuchać).
-
Lektura Kadłubka jest dość ciężka, raz autor pisze o Polakach, potem o starożytnych, w końcu biedny czytelnik nie wie, czy to co mówią (w pierwszych trzech księgach) duchowni wymieniani przez kronikarza, dotyczy Polski czy starożytności. Z wiarygodnością również bywa różnie. Skończyłem także Nadolskiego - dobra lektura, opisująca uzbrojenie polskie w owych wiekach, tyle, że pisana głównie z punktu widzenia archeologa czyli "ten miecz znaleziony w Pacanowie należy do typu X, bo ma nie taki jelec jaki mieć powinien" Bardziej to cenne dla archeologa niż historyka (no chyba, że historyka-archeologa albo odwrotnie), choć stare (prawie 60-letnie). Dziś przeczytałem też: Grabski A. F., Nadolski A., Wojskowość polska w okresie wczesnopiastowskim do roku 1138, (w:) Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864 red. J. Sikorski, Warszawa 1965 - przyjemny tekst, ubogi materiał źródłowy zmusza do analizowania armii polskiej pod kątem trzech wieków naraz, co pozwala zresztą wysnuć wniosek, że wojskowość w tychże wiekach tak bardzo się od siebie nie różniła (można dopiero mówić o różnicach między Słowianami najpóźniej z VII w. n.e., a Polakami od X w. n.e.). Jak najbardziej polecam. Do tego kłuszyńskie artykuły R. Sikory - bardzo fajne, zwłaszcza ten o liczebności obydwu stron, nie tylko wymienione, ale również podane w artykule źródła dotyczące bitwy - to się chwali. Ich ocena bardzo wyważona, choć zapewne duuuużo wody w Wiśle upłynie zanim te dane przenikną do powszechnej świadomości. Opis bitwy nieco kontrastuje się z opisem R. Szcześniaka, gdyż w tym drugim znajdują się typowo popularnonaukowe "chwyty", że tak powiem (marketingowie, hihi ), mające na celu sztuczne wydłużenie knigi. Obecnie - R. Sikora, Na skrzydłach husarii i W. Sobieski, Żółkiewski na Kremlu (grr...).
-
Teoretycznie najlepszym sposobem na rzucenie jest policzenie ile się na papierosy wydaje. Choć może tylko mądruję?
-
Rosyjskie zawsze są najlepsze Bieganie w trzydziestostopniowym mrozie, pod ostrzałem Niemców w Stalingradzie, ma to coś, bez względu na to jaki poziom prezentuje gra...
-
No to zrobiłeś reklamę, chyba zacznę grać... Nic nie wiesz o modzie OiM? To dzięki trailerom dowiedziałem się o tej grze. A żeby było na temat, ostatnio pogrywam w Fifę 07 (mimo wszystkich niedogodności, a zwłaszcza polskiego komentarzu, mam sentyment) i CoD 2 (w sumie fajne, ale zupełnie nie ten klimat co w "jedynce", D-day zdecydowanie słabszy od tego w MoH, absolutnie brakuje misji pokroju takiej jak Stalingrad w "jedynce". No, ale nie można co rusz tworzyć legend).
-
1. Książka Grabarczyka jest znakomita. Nie ma to jak świetna pozycja na temat mało znanej (w XV w.) formacji. Jest tam o niej chyba wszystko co możliwe - proces werbunku, przygotowanie do bitew, udział w nich (opisanie m.in. Wielkiej Wojny 1410, wojny głodowej 1414, wojny trzydziestoletniej itd.), do tego szeroka baza źródłowa. 2. Prochaska napisał całkiem konkretną biografię Ścibora, mnie się podobało. Niezbyt długa (bo ile da się napisać), przejrzysta... 3. Moskwa 1617-1618 - pisałem o niej w innym temacie. 4. Łuk i kusza Wernera - krótka książeczka na temat wspomnianych broni, opis ich konstrukcji i działania, niewiele dało się napisać o ich historii Całkiem szeroka bibliografia, zwłaszcza w porównaniu do książki Nadolskiego o broni rycerstwa polskiego w średniowieczu wydaną jakby w tej samej serii. 5. Kronika Kosmasa - zwięzła, konkretna, niewielka ilość pierdół Choć tematy historii Czech niezbyt mnie kręcą Obecnie czytam kronikę Kadłubka i Studia nad uzbrojeniem polskim w X, XI i XII wieku Nadolskiego.
-
Ano owszem. W Twoje ręce.
-
No to (z miesięcznym poślizgiem) ja zadam: jaka bitwa przypieczętowała koniec panowania Konrada Mazowieckiego w Krakowie?
-
Tytuł: Moskwa 1617-1618 Autor: Andrzej Adam Majewski Wydawnictwo: Bellona Rok wydania: 2006 Ilość stron: 224 ISBN: 83-11-10535-9 IMHO: a) minusy: - rozpoczęcie od XV-wiecznych wojen litewsko-ruskich, - kilka dyskusyjnych twierdzeń typu: 1. Rozpoczęcie wojny moskiewskiej bez zgody sejmu (a sam dalej pisze, że wyrazem poparcia szlachty dla wojny było uchwalenie poborów) - s. 30. 2. Możliwość maszerowania na Moskwę po zdobyciu Smoleńska w 1611 r. (idzie w ślad za J. U. Niemcewiczem i W. Polakiem, z czym nie zgadzają się L. Podhorodecki i H. Wisner, ja osobiście staję za tymi drugimi, bo 1) nie było pewności, że wojsko królewskie dojdzie do Moskwy, 2) nie było pewności, że Moskale ot tak po prostu pozwolą wykorzystać carskie skarby do opłacenia "litewskiego" [jak powszechnie nazywano ogół mieszkańców RON] wojska, 3) tak naprawdę żołdowa sytuacja wojska "smoleńskiego" nie jest pewna i nie wiadomo, czy było tak jak pisze pierwsza grupa wymienionych historyków, iż ci z żołdem problemów nie mieli) - s. 39-40. 3. Posiadanie przez husarzy skrzydeł, które "służyły przede wszystkim jako ochrona przed tatarskimi arkanami" (ale po co husarzom ochrona przed arkanami w Rosji? Jeśli autor pisał o ogóle wojska polskiego, to należało zaznaczyć, że używanie skrzydeł przez husarię nie było wcale takie powszechne, jak by to zdanie sugerowało) - s. 64. 4. Sojusz habsbursko-polski otwarcie mierził sułtana (a przecież nie mówiono o tym w 1619 r., zresztą sam traktat nie obowiązywał przeciw Turcji) - s. 88. 5. Zezwolenie dane przez króla Stefanowi Potockiemu na wyprawy do Mołdawii w 1607 i 1612 r. (nie ma powodów, by pisać o poparciu w odniesieniu do wyprawy w 1607 r., o wyprawie 1612 pisał D. Skorupa lekko optując za cichym poparciem króla dla akcji, ale gdyby tak było, czy Żółkiewski [wg Skorupy mógł wiedzieć to i owo o knowaniach Zygmunta z Potockim] nie wypomniałby tego monarchy?) - s. 90. 6. Wojsko Żółkiewskiego pod Buszą było małe (ciężko określić co się kryje pod terminem; wg Z. Ossolińskiego wojsko liczyło 7 tys., wg J. Wimmera i D. Skorupy kilkanaście tys., wg Podhorodeckiego były znaczne [7 tys. wojsk wystawili sami Zbarascy], podobnie J. Besala) - s. 91. b ) zalety: - chyba pierwsze opracowanie wyprawy Władysława, - opisy wojskowości, - dokładna trasa pochodu wojsk królewicza na Moskwę, - przyjemny styl, - duża bibliografia, - "polityczne" ujęcie sprawy: sejm 1616 i rozejm w Dywilnie były nieodłącznymi składnikami wyprawy królewicza, jeden z nich był początkiem tej kwestii, drugi końcem, nie można ich tak po prostu porzucić, a, że książka traci na swym wojskowym obliczu... Cóż, dla mnie niewielka strata, gdyż wtedy byłaby mniejsza objętościowo, a także zabrakłoby dobrej analizy polsko-rosyjskich pertraktacji i samego traktatu rozejmowego w 1618 r., c) +/-: - mapy: mogłoby ich być co najmniej jedna więcej (szturm Moskwy), są konkretne, ale chyba nie zaznaczono kilku ważnych miejsc np. Monasteru Pafnutiewskiego, - opis samego szturmu: autor przystępuje do niego jakby z miejsca, jest nieco za krótki, choć nie wiem jak wygląda kwestia ze źródłami - ja na ten temat znam tylko relację Ossolińskiego, nie wiem jak jest z polskimi listami i źródłami moskiewskimi. Podsumowując: mocna rzecz, polecam.
-
Buńczuk i koncerz. Z dziejów wojen polsko-tureckich
Tofik odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Czasy nowożytne
Wprawdzie znawcą RON, ani tym bardziej stosunków polsko-tureckich nie jestem, ale jeśli chodzi o wojny z Turcją za RON to istnieją lepsze książki i o Cecorze, i o Chocimiach, o Wiedniu nie wspominając... Tak więc synteza Pajewskiego to nic szczególnego (plus kilka nieprzekonujących twierdzeń...), choć dla mało zainteresowanego tym wycinkiem historii książka może być całkiem dobrym podsumowaniem polsko-tureckich stosunków w wiekach XV-XVII. Czytało się fajnie.