-
Zawartość
5,088 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Andreas
-
Snajperzy podczas I wojny światowej
Andreas odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
No, dziś jestem bardziej rozumny niż wczoraj, więc kontynuujemy. SMLE był bronią bardzo udaną, jednak jak już wspomniałem, jego o 123 mm krótsza lufa powodowała, że celne strzelanie było możliwe na odległość 400 jardów, dlatego też używanie go jako etatowego karabinu snajperskiego było dość problematyczne. Problemem było także całkowite obłożenie lufy drewnem, co nie pozwalało swobodnie wibrować jej po strzale. Major T. Fremantle, dowódca Szkoły Snajperów 2. Armii obliczył, że odchylenie o zaledwie jedną tysięczną cala wywołane naciskiem na lufę spowoduje przesunięcie punktu trafienia na dystansie 500 jardów o 22,5 cm(9 cali). Nie trzeba być ekspertem, by wiedzieć, że całkowicie to wystarczy, by chybić celu. Jak już wspomniałem, w niektórych oddziałach kanadyjskich karabinom Ross obcinano przednią część łoża, co znacznie poprawiało celność, jednak brytyjskie wojsko, pompatyczne i staroświeckie, bardzo nieprzychylnie wyrażało się wobec takiego ''świętokradztwa''. W wielu wypadkach jednak, Brytyjczycy nie mieli pojęcia jak używać karabinów wyborowych, ani nie mieli ku temu przeszkolenia, ani nie znali możliwości swoich karabinów i często było to przyczyną wydawania bezsensownych rozkazów. Herbert McBride, kanadyjski strzelec wyborowy podziwiał entuzjazm kolegów z Wielkiej Brytanii, ale na początku wojny oceniał krytycznie ich wyniki. Widząc, jak para brytyjskich snajperów prowadzi ogień do oddalonych celów, skomentował: ''Najbliższy nieprzyjacielski cel był oddalony o przynajmniej tysiąc sto, tysiąc dwieście jardów [...] z własnego doświadczenia wiem, że oddawanie pojedynczych strzałów do indywidualnych celów znajdujących się w odległości przekraczającej tysiąc jardów, jest marnowaniem czasu i amunicji. Podziwiałem ich ducha walki, mimo że ich ocena sytuacji była zła. Zapytałem oficera, czy jego zdaniem warto ostrzeliwać cele znajdujące się w odległości mili lub więcej, on zaś odpowiedział, że robią to, bo otrzymali rozkaz.'' Podobną sytuację opisuje major Hesketh-Pritchard ''Przyszedłem objąć służbę [...] i zastałem szeregowego, który ze zdziwioną miną trzymał piękny, nowiutki karabin z celownikiem optycznym typu Evans. Sprawdziłem bęben odległościowy i zobaczyłem, że jest ustawiony na 100 jardów. - Posłuchaj - powiedziałem. - Masz celownik ustawiony na setkę. Szwabskie okopy są w odległości czterystu jardów. - Szeregowy nadal sprawiał wrażenie zdezorientowanego. - Czy kiedykolwiek strzelałeś z tego karabiny? - zapytałem. - Nie, sir. - Znasz go? - Nie, sir. - Skąd go masz? - Wydano mi ze składu w okopach, sir. - Kto ci go wydał? - Kwatermistrz, sir.'' Były także trudności z obserwacją. Doskonały strzelec pewnej kompanii, lecz bez przeszkolenia i specjalistycznego sprzętu, tak opisał te problemy: ''Stoję w dołku strzeleckim z głową i ramionami nad przedpiersiem i patrzę na niewyraźne cienie. Nagle coś zwraca moją uwagę. Z całą pewnością jest to człowiek [...]. Chwytam karabin [...] chociaż oddałem wiele strzałów, kiedy tej nocy nasz patrol poszedł w to miejsce, nie znalazł śladu martwego Niemca.'' Kolejnym problemem była konstrukcja zamka i komory nabojowej, która uniemożliwiała w dużym stopniu umiejscowienie jakichkolwiek punktów montażowych dla celownika. Natomiast Pattern P14 Mk. I był bronią stricte nowiutką bronią opartą na systemie Mausera, przypominającą nieco amerykańskiego Springfielda. Opracowany pod nowy nabój 0,276 cala (6,9 mm). Uznano jednak, że karabin ten nie nadaje się do walk na froncie, ponieważ nie jest wystarczająco niezawodny. W momencie wybuchu wojny tworzenie zakładów, które mogłyby produkować masowo nową broń, uznano za niepraktyczne. Cóż - brytyjscy krótkowzroczni sztabowcy drogo za to zapłacili. Karabin znalazł się na bocznym torze i wylądował we wzorcowni, a jego produkcja nigdy nie została już uruchomiona. 26 lat później Brytania odczuła po raz kolejny ten sam brak. Jak już wyżej wspominałem, Brytyjczycy musieli zadowolić się celownikami Galileusza ze względu na kompletny brak celownika optycznego. Ruszono więc inną drogą i rozpoczęto montowanie cywilnych celowników na karabinach, takich firm jak BSA, Parker Hale, Westley-Richards i Alex Martin. Armia zakupiła pod koniec roku 1914 i na początku 1915r. 2914 sztuk, wśród nich także niemieckie celowniki Zeiss, Voigtlander i Goerz. Wykorzystywano także zdobyczne celowniki niemieckie. Powoli, powoli sytuacja się polepszała. Na początku 1915r. co najmniej 19 firm zajmowało się montowaniem na SMLE celowników optycznych, a 4 maja 1915r. dostarczono specyfikację na karabin wyborowy. Rząd zgłosił zamówienie na celownik, który łatwo dałoby się montować na SMLE. Na początku zgłosiły się dwie firmy: Periscopic Prism Company oraz Aldis Bros. z Hall Green w Birmingham. Karabiny dostarczano na strzelnicę w Bisley, gdzie starannie je przestrzeliwano. Zgodnie z założeniem, na dystans 100 jardów skupienie powinno nie przekraczać 5 cm. Następnie na bębnie odległościowym grawerowano odpowiednie podziałki, a na korpusie celownika - numer seryjny karabinu. Karabiny dostarczano ze skórzanym futerałem na celownik, zestawem czyszczącym i ściereczką, i dopiero potem dostarczano na front w drewnianej skrzynce. Porażające jest tutaj skąpstwo rządu - wszelkie koszty transportu miały być pokrywane przez dostawców. Kontrakt ostatecznie realizowany był przez PP. Co., która do końca wojny dostarczyła 4830 zestawów, Aldis Bros., który dostarczył 3196 zestawów i Winchester, który dostarczył 907 lunet Winchester A5 z zestawami. Biorąc pod uwagę, z jaką starannością dobierano karabiny, montaż lunety wydaje się paradoksalny. Celowniki bowiem montowano decentrycznie, z lewej strony. Stało się tak, ponieważ Ministerstwo Obrony żądało, by karabin można było ładować z łódki, po to, by snajperzy mogli samotnie odpierać ataki Niemców. Stwarzało to szereg problemów, jak niemożność oparcia policzka na kolbie, co było niezbędne w celnym strzelaniu. Decentrycznie położony celownik zmuszał strzelca do celowania lewym okiem, lub do odrywania policzka od kolby. Wielu robiło sobie prowizoryczną poduszkę policzkową z opatrunku osobistego, inni narażali się na karę, przyśrubowując dopasowany kawałek drewna do kolby. Major Hesketh-Pritchard podzielał uwagi wobec położenia celownika: ''Używając umieszczonego z lewej strony karabinu celownika optycznego rządowego wzoru, nie sposób było celować przez otwory strzelnicze w stalowych płytach [...] ponieważ z oczywistych względów otwory te są małe i patrząc przez celownik optyczny [...] miało się jedynie doskonały widok wewnętrznej strony płyty stalowej i krawędzi strzelnicy. Jestem przekonany, że decyzję podjęto w Ministerstwie Wojny [...] gdzie człowiek za to odpowiedzialny nie miał bladego pojęcia, jak jest używany celownik optyczny.'' -
Dokładnie, redbaronie. Najważniejszy był efekt psychologiczny. Odtąd U-Booty nie mogły sobie pozwolić na takie ''luksusy'', jak zatapianie statku z działa czy obsadzaniem go załogą pryzową i musiały marnować bardzo drogie torpedy na małe cele, a większe cele, często dzięki temu umykały całe do portów.
-
We wspomnieniach pasażerów, zachowało się, że o pierwszej eksplozji nastąpiła kolejna, znacznie silniejsza. Tymczasem członkowie załogi Schwiegera, którzy zeznawali po wojnie, twierdzili, że Schwieger kazał odpalić jedną torpedę. Najprawdopodobniej doszło do eksplozji części amunicji przewożonej przez statek. Jednak po przebadaniu wraku, stwierdzono, że żaden z ładunków nie eksplodował(ani zapalniki, ani pociski). Stwierdzono, że były dwie opcje: albo Schwieger kazał odpalić drugą torpedę(co jest faktem absurdalnym, ponieważ nikt tego nie potwierdził - ani Rikovsky, ani żaden z eksczłonków załogi Schwiegera), a z drugiej strony mogło dojść do eksplozji aluminium. Jednak, jak wspomniał Speedy, sproszkowane aluminium daje dość spektakularny efekt przy wybuchu. Z tym że, do tego efektu mogło dojść wewnątrz ładowni statku. Tak czy owak, zatopienie statku, podobnie jak 30 lat później ''Gustloffa'', było jak najbardziej zgodne z prawem wojennym.
-
Snajperzy podczas I wojny światowej
Andreas odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie
Dziś, jako, że nie bardzo mogę skorzystać z książek o snajperach(bo dziś mam obniżoną zdolność logicznego rozumowania ), mogę zarzucić drogim Czytelnikom garść wspomnień alianckich snajperów. Relacja anonimowego strzelca wyborowego: ''Nabywałem doświadczenia w posługiwaniu się lunetą, kiedy pewnego dnia zwróciła moją uwagę niewielka, trójkątna, ciemna plama na ziemi w odległości niemal 300 jardów przede mną. Wpatrując się w nią przez jakiś czas, nie mogłem się zorientować, czym jest jasna okrągła plama w jej środku, kiedy z ogromnym zaskoczeniem ujrzałem bok twarzy Niemca o jasnobrązowych włosach. Obserwowałem i zastanawiałem się nad tym, kiedy ujrzałem obłoczek dymu i instynktownie pochyliłem się, gdy jego pocisk przebił worki z piaskiem nad moją głową.'' Mjr Hesketh-Pritchard ''Obłoczek kurzu pokazywał dokładnie, gdzie uderzył pocisk. System ten przynosił przy szkoleniu snajperów dodatkową korzyść, bo pokazywał, jak wygląda odcinek dwóch stup z odległości trzystu jardów. Ale indywidualne szkolenia były jedynym sposobem nauczenia się oceny siły wiatru.'' -
Niczego nie sugerowałem w stylu ''utrzymania kolonii''. Sugerowałem ''utrzymanie się Vorbecka''. Gdyby się nie utrzymał, znaczyłoby to, że nie walczył do 1918r. A jednak walczył i nie dał się na dokładkę rozbić. Hubal nie podlegał żadnej organizacji partyzanckiej i prowadził własną wojnę. Sam sobie zaprzeczyłeś słowami, iż Vorbeck utrzymał swój oddział. Czyli mimowolnie przyznałeś mi rację.
-
Nic złego. Przypomina mi się jedna sytuacja. Na torbie noszę naszywki 82. i 101. DPD i wiecznie słyszę komentarze w stylu ''Naszyłeś je sobie, bo obejrzałeś Kompanię Braci''. I na dobrą sprawę ludzie zaczynają ''świrować'' w tych tematach, robią się z nich ''znafcy'', a jak czytam czasami wypowiedzi takich specjalistów, to płakać się chce. Ludzie zaczynają się czymś pasjonować, bo to jest modne. A nie dlatego, że zafascynowała ich historia danej jednostki. Owszem, są tacy, którzy dzięki temu zwrócą uwagę, zainteresują się, ale nie ma ich zbyt wielu. W wielu wypadkach było tak, że po obejrzeniu ''Kompanii Braci'' widz myśli, że wszystko już wie o 101. DPD. A dla mnie jest śmieszna ta mania(ja naszywkę noszę zanim jeszcze powstał w ogóle scenariusz do ''Kompanii Braci'').
-
Czytałem o tym u rekonstruktorów z GRH ''101 DPD Screaming Eagles''. Brzmi fajnie, zależy mi w sumie głównie tylko na odcinku 8. i 9. Ma powstać 10 odcinków: odcinek 01 Guadalcanal/Leckie odcinek 02 Basilone odcinek 03 Melbourne odcinek 04 Gloucester/Pavuvu/Banika odcinek 05 Peleliu Landing odcinek 06 Peleliu Airfield odcinek 07 Peleliu Hills odcinek 08 Iwo Jima odcinek 09 Okinawa odcinek 10 Home http://101.reenacting.eu/viewtopic.php?f=10&t=1900 A potem niestety, znów zapanuje mania, tym razem na USMC...
-
Pytam jeszcze raz: co z Royal Navy ?
-
Referendum Ludowe i Mała Konstytucja
Andreas odpowiedział 91patii → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Tak, Koleżanko, ale 99 % ludzi, którzy tu piszą, a chcą, żeby za nich coś zrobić, to piszą: ''pomóżcie''. Sorry, wpisz w google. Znalazłem te odpowiedzi w ciągu 30 sekund. Poza tym, warto wiedzieć, co znaczy słowo ''bynajmniej''. Będę Cię oceniał, bo ja tak uważam i mam takie prawo. -
Referendum Ludowe i Mała Konstytucja
Andreas odpowiedział 91patii → temat → Polityka, ustrój i dyplomacja
Ah, te google, znów się psują... Wyniki 1 - 10 spośród około 17,900 dla zapytania referendum 3x tak. (Znaleziono w 0,28 sek.) ''Pomoc'' nie jest równoznaczne z ''zróbcie to za mnie, bo mi się nie chce''. -
Może marines powinni się zając zdobywaniem Niemiec. Antagonizmów by nie było.
-
A wiesz na co ja liczę? Najpierw takie pytania do działu pomocowego. To jest Springfield M1903 30.-03, z celownikiem optycznym Unertl 8x. A broń Pawlaka to Mauser K98.
-
Robin Hoodzie - radziłbym posiłkować się jakąś fachową literaturą, bo to co piszesz teraz, jest dla mnie - mówiąc uprzejmie - śmieszne.
-
Owszem, Han-Dieter Otto także wspomina podobną sytuację, iż Niemcy się wycofali przed ostrzałem. Podobnie pisze Ryan(?) i Beevor(?). Inne pomysły Żukowa były też nietrafione - jak wykorzystanie wielkich reflektorów do oślepienia obrony niemieckiej. Przyniosło to ponoć odwrotny skutek, ponieważ światło reflektorów odbijało się od chmur pyłu i dymu, oślepiając atakujących. problem jest taki, iż wykorzystanie sił pancernych na terenie zalesionym jest bezcelowe. Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy się o tym przekonali. Później przekonali się o tym Amerykanie w Wietnamie. Las wymusza żmudne wykorzystanie piechoty, przy wsparciu artylerii i lotnictwa(w miarę możliwości - lasy Hurtgen i Quennay pokazały, że pomoc lotnictwa na takim terenie może okazać się bardzo nieprzydatna). Oczywiście, taki teren to idealne miejsce na zasadzki i obronę - minowanie dróg, wykopywanie rowów przeciwczołgowych, tworzenie zapór przeciw pojazdom, duża ilość stanowisk moździerzy, broni ppanc i ciężkiej broni maszynowej. Niemcy starali się robić to w miarę możliwości - ale gonił ich czas. Nie mieli rezerw(dla mnie do dziś jest niezrozumiałe - w Norwegii stacjonowało 220 tys. wypoczętych żołnierzy, w Kurlandii było ich ponad 510 tys. Te siły całkowicie by wystarczyły na rezerwy Frontu Wschodniego i uzupełnienie wyczerpanych jednostek. Być może - nawet na zatrzymanie Iwana).
-
Hm... wzgórza Seelow wydają mi się takim ''sowieckim lasem Hurtgen'', oczywiście ze złamanym oporem po 3 dniach ze względu na gigantyczną przewagę materiałową, sprzętową i ludzką Sowietów. Co Wy o tym sądzicie? Lotnictwo i tanki na zalesionym terenie za wiele nie pomogą. Wyborną próbkę tego mieli Amerykanie w lesie Hurtgen, a Brytyjczycy i Kanadyjczycy w lesie Quennay(później dodatkowo Brytyjczycy dostali Diersfordterwald). Mimo to, Sowieci powinni się tego nauczyć po walkach na Pomorzu, jednak jak widać, Żukow był jednostką niereformowalną pod tym względem.
-
Owszem, zaistniała zaciętość, bo tylko to mieli do dyspozycji Sowieci. Żukow dysponował zbyt słabymi danymi wywiadu, zresztą jego strategia polegająca na pchaniu mas sprzętu i wojska na niekorzystny dla nich teren była bardzo, mówiąc delikatnie, nierozważna. Sprawdziło się to w Kostrzynie, na wzgórzach Seelow, a potem i w samym Berlinie. Za te bitwy Żukow przypłacił życiem prawie 150 tys. ludzi i 2, 5 tys. czołgów.
-
Może Kolega potrafi zakrzywiać czasoprzestrzeń? O tak, bardzo by mi się to przydało, szczególnie w weekendy...
-
Secesjonisto, lepiej takie uwagi zostawić FSO. Albo na privie, bo powyższy post też jest niepotrzebny,. Sam temat walk o wzgórza Seelow jest bardzo ciekawy. Same wzgórza stanowiły część II pasa obrony Berlina, więcej, stanowiły jego kluczową pozycję. Otóż z tego powodu, że wzgórza górują nad doliną na 80 m. Zadaniem obrońców było zatrzymanie Sowietów i niedopuszczenie do przecięcia głównej drogi Rzeszy - Reichstrasse 1. Drogi zostały zaminowane, wykopano okopy, przecinające wzgórza na całą szerokość. Żukow zakładał, że po 6 dniach żołnierze I. Frontu Białoruskiego znajdą się na ulicach Berlina. Pomylił się strasznie.
-
Stosunek sił, wg Hansa Dietera Otta, wynosił: -w ludziach - przewaga Sowietów 5:1 -w artylerii - Sowieci 7:1 -w broni pancernej - Sowieci 6:1 -w lotnictwie - Sowieci 10:1 Sowieci dysponowali: - 20 armii ze 150 dywizjami - liczebność 2, 5 mln ludzi - 6300 czołgów i dział pancernych - 41 600 dział - 7500 samolotów Niemcy dysponowali w rejonie Berlina zaledwie 35 dywizjami, z czego 15 posiadała nieszczęsna 9. Armia Theodora Bussego. PS. - Ciekawe co tym razem recenzowało CD-Action... Czyżby Call of Duty: World at War?
-
''Snajper na Froncie Wschodnim'' Sepp Allerberger(spisane przez Albrechta Wackera). ''Utracony honor, zdradzona wiara.''Herbert Maager ''Festung Breslau w ogniu'' Hermann Niehoff, Hans von Ahlfen ''Wielka ucieczka'' Jurgen Thorvald
-
Ciekawe, jak Rosjanie by doszli to Seelowe, gdyby nie Alianci Zachodni. I jakby bez nich tam zwyciężyli.
-
Tankfanie - lepiej bym tego nie ujął. 1941 i 1942r. udowodniły, że Sowieci swoją taktyką pchania wszystkiego naprzód niczego nie zdziałają. Wzgórza Seelowe były tego podkreśleniem Co do samych wzgórz, polecam ''Czerwony szturm na Rzeszę'' i ''Leksykon fatalnych decyzji w II WŚ''
-
W Berlinie poszła kolejna Armia Pancerna: 1250 tanków i dział pancernych zostało zniszczonych(z 1500). Środków do niszczenia czołgów mieli Niemcy aż nadto: działa ppanc, wiązki granatów ręcznych, ładunki wybuchowe, ładunki kumulacyjne na magnesy, miny, butelki z benzyną, Panzerfausty, Panzerschrecki, moździerze... A tu się nie zgodzę. Gdyby nie Alianci zachodni, ZSRR by padł. To więcej niż pewne. Począwszy od Lend-Lease'u, co wybitnie wzmocniło sowiecki potencjał militarny. A potem poprzez operacje wojskowe: desanty alianckie w czasie wielkich operacji sowieckich, co powodowało rozstrzelenie frontu i wysyłanie sił w wielu różnych kierunkach. Np. Norwegia. Dzięki Aliantom, sowiecka ofensywa zimowa wbiła się głęboki klinem, bo jednostki, które miały jej bronić, dostawały cięgi na zachodzie...