-
Zawartość
5,088 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Andreas
-
Na Historykach padło zdanie, że Lucas i tak nie miałby szans na zwycięstwo przy posiadaniu tak niewielkich sił(4 dywizje + 3 brygady). Trudno mi to trochę ocenić, ale w takim razie zadam pytanie: po co było lądować? Uderzenie na tyły niemieckie byłoby w rzeczy samej banalnie proste, bo, jak już wspomniałem, w styczniu tego rejonu bronił zaledwie jeden słabiutki batalion. A Alianci posiadali takie siły, że mogli Niemców zmieść bez kłopotu. Co do samego Clarka: nie wiem, czy dobrze rozumuję, ale.... generał chciał zdobyć Rzym i zgarnąć laury za to. A nie chciał oberwać za niepowodzenie operacji, bo miał już trochę na sumieniu(vide Salerno). To by tłumaczyło jego zachowanie. Sam Lucas przetrwał wojnę, został doradcą w Chinach, a w 1948r. objął dowództwo nad 5. Armią. A sam o operacji tak się wypowiedział: Ta operacja z daleka śmierdzi Gallipoli, a ten sam amator, który planował tamtą operację, nadal siedzi na ławce trenera
-
Moje spojrzenie na ROA dotyczy głównie tematu Pragi i wsparciu 'powstańców' przez 1. DP ROA gen. Buniaczenki(ex-600. DP). Temat tych walk jest, niestety, dość nikły. Własowcy uderzyli 5 maja wieczorem na niemieckie pozycje, dnia następnego 3. pp zablokował drogi dojazdowe do lotniska Ruzyne i zajął je następnego dnia, 7 maja 1 pp podjął walkę z Kampfgruppe SS ''Wallenstein'' na Pankracu, 4. pp opanował wzgórze Petrin, gdzie znajdowały się stanowiska artylerii niemieckiej. Po drugiej stronie Wełtawy 2. pp zatrzymał Kampfgruppe SS ''Klein''. Tego samego dnia wieczorem własowcy opuścili Pragę, tracąc w dwudniowych zmaganiach 300 ludzi oraz bliżej nieokreśloną wziętych do niewoli przez Niemców, a później przez Armię Czerwoną.
-
Proszę wybaczyć, pisze nie na temat, bo to jest prośba o informację. Chcę przeczytać książkę autorstwa Manfreda von Richthofena znanego jak Czerwony Baron, gdzie jej szukać ? Czy ktoś wie, czy była tłumaczona i wydana w Polsce ? Proszę o kontakt bezpośredni, jeśli ktoś wie :-) i może mi pomóc w tych poszukiwaniach. leszkaorlowska@wp.pl Leszka Tu tworzymy tematy pomocowe.
-
9. Pz.-Div. ''Hohenstaufen''
-
http://www.lexikon-der-wehrmacht.de/Soldat/Besoldung.htm
-
Losy Polaków na Wschodzie po 17 września 1939 - 2009/2010
Andreas odpowiedział Don Pedrosso → temat → Olimpiady i konkursy przedmiotowe
Owszem, pisały z tego Forum trzy osoby. Słucham więc? -
Verwundetenabzeichen(Odznaka za Rany, zdaje się Srebrna, lub Złota) i Infanteriesturmabzeichen(Odznaka Szturmowa Piechoty, również zdaje się Srebrna). Plus oczywiście wstążka od Krzyża Żelaznego(Eisernes Kreuz) przewleczona przez dziurkę od guzika. Zdjęcie wykonano najpewniej po 1940r.
-
Prof. Ludwik Eberman
-
Jarpenie, a mogę zapytać, gdzie ujrzałeś moją wypowiedź, w której napisałem, że wierzę Kaczyńskiemu? Naprawdę zaczynam się bać, że mam jakieś omamy. Ostatnio dokucza mi to ciągle na Historykach.Org. Napisałem wyłącznie, że ''poseł'' Palikot(tak, tak - bo dla mnie zachowuje się gorzej niż najgorszy cham małorolny i traktowanie go na równi z porządnymi posłami, jakimi są - nie przymierzając - Gowin, Mężydło czy - z innej nieco bajki - Pawlak albo Kalisz(czy ś.p. Szmajdziński albo Putra), jest obraźliwe dla tych ostatnich) jest osobą kłamliwą, cyniczną, bezczelną - i w żadną jego przemianę nie wierzę. Jest to prostak, który nikogo nie szanuje. I proszę mi teraz nie wyjeżdżać z nikim z PiS-u, bo o nich nie mówię i bardzo nie lubię taktyki: 'A u Was murzynów biją!''. Kaczyński jest jaki jest i każdy to wie. Ale nigdy nie słyszałem, by wytknął Kwaśniewskiemu podczas jego kadencji, że jest alkoholikiem i że kompromituje Polskę.
-
345. Bardzo dobrze! Musiałem coś na gorąco wymyślić. Twoja kolej, Żniwiarzu!
-
Łups, przepraszam! Znów quiz wisi przeze mnie! Kto to taki?
-
Otworzyłeś link, który przysłałem? I przeczytałeś uważnie?
-
Jesteś pewien, Pedrosie? Oto słowa tego człowieczka(tak, tak - człowieczka), zacytowane w ''Rz'' bieżącego weekendu, które wypowiedział w wywiadzie dla ''Polska The Times'': Zachowania Jarosława Kaczyńskiego przed 10 kwietnia na pewno były dziełem szatana. zniszczył zaufanie do ludzi (...), ma w sobie gen agresji. (...) Rydzyk cały czas jest największym szatanem. Dodatkowo podkreślał, że to wina Kaczyńskiego, że był ''stary Palikot'', że Kaczyński i inni kandydaci powinni przedstawić zaświadczenie o stanie zdrowia. Jego przemiana znaczy tyle dla mnie, co zeszłoroczny śnieg. Cham chamem być nie przestanie. http://www.fronda.pl/news/czytaj/palikot_j...z_jest_chrystus Jego porównywanie się do Chrystusa jest dla mnie wyjątkowo niesmaczne. Co do jedynowładztwa: akurat rząd z Premierem z PO i Prezydent z PO nie brzmi dobrze. Gdy całą władzę w Polsce miał PiS, też dobrze nie było. Siły powinny być rozłożone równomiernie.
-
Mam dziwne wrażenie, że marsz. Komorowski powoli wymyka się spod kontroli premiera Tuska. Poza tym, jednowładztwo PO nie będzie dobrym wyjściem - moim zdaniem powinna być jakaś przeciwwaga w postaci osoby Prezydenta(niekoniecznie musi być z PiS-u). Co do wspomnianego przez secesjonistę osobnika się nie wypowiem, bo człowiek ten już niejednokrotnie dał przykład swojego braku kultury politycznej i zerowej odpowiedzialności za słowo. 10 kwietnia rozsyłał SMS-y obrażającego Kaczyńskiego, teraz atakuje jego brata. Do tego człowieka nie mam żadnego szacunku i życzę mu oraz jemu podobnym by do końca życia prześladowały ich wyrzuty sumienia za to co robią. Z prof. Niesiołowskim na czele.
-
Gdybym miał prawo głosu, oddałbym je na Jarosława Kaczyńskiego. Rząd i głowa państwa z jednej partii zbyt silnie przypominają autorytaryzm. Pomijając to, że Komorowski wymknął się już z rąk Tuskowi. Przykro mi, Panie Premierze.
-
HB-ki mi zupełnie nie podchodzą. Trudno, przykro mi Panie Szlanta. A. Drabkin Podwójny żołd, potrójna śmierć
-
Czyli my mamy je napisać Ci?
-
Czołem! Mam pytanie do Was, a właściwie kilka. Po pierwsze: czy znacie jakąś ciekawą polsko- i anglojęzyczną literaturę o kampanii na Okinawie? Tylko, błagam, pomińmy HB-ka Wolnego. Po drugie: kiedyś wydano książkę, bodaj z Bellony, która była wspomnieniami spadochroniarza z Pacyfiku - czy może ktoś kojarzy tę książkę? Tytuł, autora, wydawnictwo? Po trzecie: czy znacie jakąś ciekawą filmografię o bitwie o Okinawę? Bardzo bym prosił o pomoc!
-
A fuj! Papierosy są paskudne! Rzuć to natychmiast!
-
Jestem dość zawiedziony kilkoma odcinkami, jednak ostatnie osiem minut odcinka 8. zrobił na mnie dobre wrażenie. Odcinek 9. też był całkiem ciekawy, ponieważ traktował o czymś, czego do tej pory nikt nie poruszył: o Okinawie. Jednak bardzo nie spodobało mi się to, co u Amerykanów jest notoryczne: odruchy litości - czyli zawsze, w każdym filmie musi być scena, w której dobry Amerykanin daruje życie wrogowi, po czym ktoś tego wroga zabija. Oprócz tego wielkie bohaterstwo Jankesów i głupota Japończyków. ''Kompanii...'' nie trawiłem, bo był mit o ''najlepszej'' jednostce, 101. DPD, która np. 82. DPD nawet do podeszew nie dorasta.
-
A dziś jestem po obejrzeniu kanadyjskiego filmu ''Passchendaele: trzecia bitwa'' w reżyserii Paula Grossa. Mamy 1917r. Dramat opowiada o przeżyciach rannego żołnierza Kanadyjskiego, cierpiącego na neurastenię oraz problemach rodzeństwa niemieckiego mieszkającego w Kanadzie. Cała trójka spotka się w końcu niedaleko tytułowego Passchendaele, gdzie w październiku 1917r. rozegrała się jedna z najkrwawszych(i najbardziej bezsensownych) bitew I WŚ, w której niemałą rolę odegrali kanadyjscy żołnierze. Pierwsze wrażenie: doskonałe. Pierwsze pięć minut filmu zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie: scena walk kanadyjskich żołnierzy w ruinach kościoła z obsługą niemieckiego karabinu maszynowego, doskonale zachowane realia epoki, mające odzwierciedlenie w umundurowaniu, oporządzeniu i uzbrojeniu, aktorzy mówiący w swoich językach(a więc nie ma paskudnego nawyku Zachodniego, w którym wszyscy aktorzy mówią po angielsku), dobra muzyka. Potem jest już tylko gorzej. Sądziłem, że sceny w Kanadzie będą krótkim przerywnikiem, po którym znów trafimy w błotniste okopy Flandrii. Niestety, melodramatyczny, nudny wątek problemów rodzeństwa Mannów ciągnie się niemiłosiernie, jak ostrzał artyleryjski, przez bitą godzinę. Dowiadujemy się o niechęci miejscowych, o heroizmie tytułowego bohatera(czyli samego reżysera i scenarzysty), sierż. Dunnego, o dwulicowości brytyjskiego oficera. Oczywiście, między Sarah Mann(Caroline Dhavernas), a Dunnem musi wywiązać się romans. Zniesmaczyło mnie to już do końca, bo zamiast porządnego kina wojennego otrzymałem powtórkę, wręcz jeszcze nędzniejszą imitację ''Pearl Harbor''. Jest nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Sama bitwa to ostatnie 20 minut filmu, w deszczu i słońcu. Natarcie Niemców na pozycje 60 Kanadyjczyków przypomina mi jak żywo natarcia Japończyków na Guadalcanal w ''Pacyfiku'' czy natarcia Sowietów podczas II WŚ. Niemcy idą wyprostowani, nie strzelają, wprost na stanowiska Lewisów i Enfieldów. W efekcie ginie kilku Kanadyjczyków, a natarcie Niemców załamuje się przy stracie kilkudziesięciu zabitych. Wygląda to maksymalnie badziewnie(masakra żołnierzy wyłącznie jednej ze stron...) i tanio, że tylko z litości obejrzałem do końca. I wreszcie - na końcu mamy patos: dzielny Dunne ratuje Davida Manna(Joe Dinicol), niosąc go na krzyżu do własnych pozycji, podczas obserwacji go przez żołnierzy niemieckich i kanadyjskich. Ogólnie rzecz biorąc - zapowiadało się fajnie, było nawet interesująco. Ale potem Gross zniszczył wszystko. Jestem potwornie zawiedziony, że po raz kolejny zmarnowano dobry temat na porażającego gniota. Zrobiono romans wojenny, mimo, że reżyserzy powinni wbić sobie do głów, że romans i wojna nie idą w parze, i robi się albo jedno, albo drugie. Można zrobić porządne kino wojenne z miłością - jeśli to jest w umiarze - vide ''Ślicznotka z Memphis''. Ale nie można zrobić romansu z filmu wojennego. Ocena: 2/10.
-
Ja dobry tydzień temu skończyłem Maagera. Muszę stwierdzić, iż jestem wybitnie zawiedziony i rozczarowany jego wspomnieniami. Po pierwsze, już na wstępie uderzył mnie mocno krytyczny stosunek autora do LSSAH i generalnie do wszystkiego. W toku książki staje się to niestety normą i musiałem uznać autora za malkontenta, ponieważ krytykuje on wszystko, od początku do końca. Nawet zabudowa Berlina mu się nie spodobała. Po kilkudziesięciu stronach odkryłem tego przyczynę - autor wstąpił do LSSAH pod przymusem aresztowania jego matki. Wszystko jest do przełknięcia, jednak nie w takiej ilości. Bardzo to uderza w porównaniu z np. Allerbergerem, czy osobą bliższą mentalnie autorowi - Bruneggerem, którzy nie podejmują się krytyki niczego, lecz notują swoje przeżycia i odczucia w danym momencie, co jest znacznie bardziej wartościowe. Po drugie, Maager stara się spojrzeć na swoje wspomnienia w szerszym kontekście historycznym. Może jest to dobre dla osób, które nie znają dobrze II WŚ, jednak mnie to wybitnie rozczarowało. Liczyłem na suche fakty z jego przeżyć wojennych. Po trzecie: autor przejawia swoją hipokryzję. Nazywa wszystkich naokoło ''dekownikami'', podczas gdy sam na froncie spędził łącznie może z 10 - 12 miesięcy na trzy i pół roku służby w Waffen SS.. Przybył na front 7 grudnia, jednak już pod koniec tego miesiąca zwolniono go na pół roku(!!!) do szpitala, wrócił do jednostki w lipcu, po czym zaraz po tym wyruszył do Francji, skąd wrócili 26 lutego 1943r. Do 17 lipca był na froncie, po czym został skierowany wraz z jednostką do Włoch, a potem do Chorwacji, następnie znów zwolniony do szpitala, gdzie przebywał do końca stycznia 1944r. Potem skierowany do szkoły junkierskiej w Pradze, a następnie do Austrii na szkolenie medyczne. Na front trafił do 36. Dywizji ''Dirlewanger'', na dwa miesiące, do szpitala polowego. Generalnie - nie polecam, a wręcz odradzam. Aktualnie na tapecie Piotr Szlanta i jego Tannenberg 1914, z HB-ków ocyzwiście.
-
Najlepszy karabin snajperski II wojny światowej
Andreas odpowiedział Iwan Iwanowski → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Zgaduję, że luneta to Zeiss Zielver? -
Jeśli byłoby tak, jak mówisz, to Amerykanie nie dodawaliby do Winchestera osady do bagnetu. A jednak ją dodali, czyli była przydatna. Zresztą, wymiatanie nie wyklucza także starcia bezpośredniego.
-
Nie wiem dlaczego, ale ten temat mnie ekscytuje. A oto kolejny przykład broni okopowej: pistolety z długą lufą. http://img228.imageshack.us/i/p17gx4.jpg/ http://www.wmasg.pl/fotki/zbrojownia/197/luger_full_set.jpg Oto Parabellum P'08 Artillerie Pistole. Broń ta w zasadzie od standardowego P'08 różniła się dłuższą lufą, szczerbinką karabinową i często magazynkiem na 32 naboje. Miała być uzbrojeniem lotników i - właśnie - artylerzystów(ale to już nie wiem dlaczego - możecie wyjaśnić?). W celu zwiększenia celności dodawano drewnianą kaburo-kolbę, dołączaną do uchwytu. Pistolet wówczas mógł pełnić rolę karabinka i ponoć bardzo dobrze strzelał na dystans do 100 metrów. Inny przykład, to oczywiście nieśmiertelny Mauser C96, zasilany z 10-nabojowej łódki bądź 20-nabojowego magazynka. http://www.mts.org.pl/c96_red9.jpg