-
Zawartość
5,088 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Andreas
-
Secesjonisto, dobrze wiesz, jaki był mój zamiar. Etiopczycy nie byli uzbrojeni wyłącznie w dzidy, jak próbuje się to przedstawiać. Ustępowali armii włoskiej, to prawda, ale poziom Zulusów spod Isandlwany to nie był. Myślałem, że wyjaśniłem to dostatecznie powyżej.
-
Już podaję wszelkie szczegóły, pochodzące z książki Herberta Southwortha ( Guernica! Guernica!, University of California Press, Los Angeles 1977, tłumaczenie moje), którego trudno posądzić o sympatie propowstańcze. Str. 127: Jeden ze świadków przysiągł, że ''pomiędzy dziesiątą, a jedenastą w nocy strażacy przybyli z Bilbao z trzema ciężarówkami.'' Niektórzy ze świadków protestowali później, że strażacy nie zrobili wszystkiego, co mogli, by ugasić pożar. Str. 298 Architekt miejski, po zakończeniu bombardowania, pojechał do Mugica [ok. 6 km od Guerniki - przyp. Andreas], skąd zadzwonił do Bilbao po strażaków. Ci przybyli dwie godziny później. Przypis na str. 446-7: Bibliotekarz powiedział, że ''...słyszał, że strażacy z Bilbao odmówili służby''. Piekarz stwierdził, że ''ludzie nie zdecydowali się gasić pożarów'' i ''to samo stało się ze strażakami, kiedy przybyli z Bilbao''. Inżynier przemysłowy powiedział, że policja i straż pożarna przybyły z Bilbao, ''ale nikt z nich nic nie zrobił, by ugasić pożar'' (...) Biznesmen powiedział, że strażacy polewali jego dom przez piętnaście minut, potem otrzymali rozkaz przeniesienia pompy. Próbował ich przekupić, by kontynuowali, ale odmówili. Co ciekawe, ten sam Southworth przyznaje, że woda była, ale ciśnienie było obniżone przez uszkodzone wodociągi (str. 127). Wypowiedź sir Jamesa z 21 października 1937 r. w Parlamencie.
-
E tam, monarchia. Nadmieniam tylko, że ''spory'' nie oznacza, że przez większość czasu. Być może było tak monotonnie tydzień, dwa, trzy - a to już są dość długie okresy czasu. PS Kwestię Guerniki już edytuję i poprawiam.
-
Przecież to od początku wskazuję, a Ty zaprzeczasz. On stwierdził prosty fakt, że pożar zachowywał się nienaturalnie. Tuż po zakończeniu bombardowania, około 19:30. Strażacy niezbyt solidnie przystąpili do dzieła, np. polewając jeden dom przez całe 15 minut, po czym się zwięli. Świadkowie mówią, że pierwsi strażacy przybyli do Guerniki o 22:30. Nawet miesiące, podobno do Guerniki przybył dopiero w październiku 1937 r. (ale pochodzi to od raczej stronniczego Southwortha, inne publikacje wskazują, że był on tam kilka dni po zdarzeniu). Niewybuchy były na pewno, potwierdzają je niezależne od siebie źródła, że bomby były niemieckiej produkcji. Ciekawa hipoteza i dość prawdopodobna, ale ma jeden bardzo słaby punkt. 1/4 miasteczka pozostała nietknięta. O ile wiem, Guernica miała dość gęstą zabudowę i wąskie uliczki, więc burza ogniowa mogła się wytworzyć, ale chyba niemożliwym jest, by przy wytworzonym efekcie kominowym ominęła w zupełności dzielnicę historyczną. Samo to, że pożar przebiegał dość regularnie, wygląda dość podejrzanie.
-
Subiektywna ocena nie jest przeinaczeniem Podawanie nieprawdziwych danych nie jest przeinaczeniem. Podawanie nieprawdziwego przebiegu nie jest przeinaczeniem. Zatajanie informacji i rozmywanie innych nie jest przeinaczeniem. Masz rację, secesjonisto. To są ordynarne kłamstwa w goebbelsowskim stylu. Bruno Sam zalecałeś mi skorzystanie z Wikipedii anglojęzycznej. Założyłem, że znasz ten fragment, ale fakt, powinienem był podać źródło, mój błąd. A od 14 sierpnia do przynajmniej końca miesiąca (czyli przez większość sierpnia) już nie przypominała, ale Beevor nie uznał za stosowne wspomnieć o tym. Stwierdzenie, że bitwa była umiarkowanie zacięta/krwawa tylko na podstawie strat obrońców, mówiąc delikatnie, rozmija się z celem. Jestem w stanie podać Ci od ręki kilkanaście bitew i epizodów z nich - od Summa 1939 po Arnhem 1944 - w których obrońcy ponieśli zerowe, bądź minimalne straty, a atakujący zostali rozniesieni w pył. I nikt nie waży się powiedzieć, że bitwy te były ''umiarkowanie zacięte''. A o stratach oblegających nie wiemy praktycznie nic, hiszpańska Wikipedia podaje tylko ogólnikowo, że były ''wysokie'', cokolwiek to znaczy. Ale ja o tym doskonale wiem, nawet wiem, o które zdjęcie Ci chodzi. Co więcej, ja nie zaprzeczam, że przez spory okres czasu tak to mogło wyglądać. Ja jedynie wskazuję, że Beevor przedstawił nieprawdziwy obraz tej bitwy, prezentując tylko fragment walk z sierpnia (w dodatku nawet nie całego tego miesiąca), pominął kwestię owych 11 szturmów, kolejnych prób wysadzenia murów, notorycznych bombardowań. Nie zapomniał jednak podać wzruszającej historyjki o używaniu ciał zamordowanych zakładników jako prowizorycznych kulochwytów w dziurach murów. Już widzę, jak funkcjonariusze Guardia Civil mordują 100 zakładników, niosą ich ciała i tworzą z nich mur. Taki smutny problem, że tych murów z ciał nigdzie nie widać na zdjęciach z Alkazaru, nie potwierdza ich żaden szanujący się autor, a historyjka ta pochodzi od komunisty, w którego interesie było maksymalne oczernienie obrońców. Szkoda, że tak chętny do cytowania Quintanilli Beevor nie raczył wspomnieć o jego pomyśle zagazowania obrońców. Euklides Oczywiście, 1300 obrońców to więcej, niż 8000 oblegających milicjantów. Problem w tym, że moros w Alkazarze pojawili się dopiero 28 września. Poza tym, że PSOE i Caballero dążyli do stworzenia państwa na wzór sowiecki, poza rozlicznymi zbrodniami na ''reakcji'' i klerze, poza dniami majowymi w Barcelonie - nie, absolutnie.
-
Nie mnożę oczekiwań, uważam, że Beevor podszedł do tematu nieuczciwie i nieobiektywnie. Zataił sporo faktów, inne przedstawił w nieprawdziwym świetle, jeszcze inne rozmył, ewidentnie dając wyraz swoich sympatii, czego, jako podobno ''poważny'' historyk, nie powinien robić. Zubiński podaje inne dane, po czym powołuje się na Moscardo, który podaje znowuż inne dane. Beevor żadnej liczby nie podaje, bo przecież po co. Ty tak to odbierasz, ja widzę, że Beevor po prostu daje wyraz swojej antypatii w stosunku do Guardia Civil. A masz pewność, że nie? Czy tylko wierzysz bo tak Beevor napisał? ''Over the next five weeks, the Republicans attacked the House of the Military Government on eleven occasions, but were turned back each time by the Nationalists. After the war, Franco posthumously awarded Guillermo Juarez de Maria Y Esperanza, with the “Orden del Mérito Militar” (The order of Military Merit) for his bravery in the breach. Had the Republicans captured the House of the Military Government, it would have enabled them to mass a large number of troops only 40 yards (37 m) away from the Alcázar.'' Problem w tym, że Beevor jedyny raz opisuje przebieg oblężenia i robi to w wyżej wymieniony sposób. Daje to podstawę sądzić, że całe oblężenie tak wyglądało. Skupił się na jednej rzeczy, najbardziej mu pasującą do teorii (w tym wypadku - dążenie do odbrązowienia uwierającego zarówno jego, jak i większość sympatyków Republiki, mitu obrony Alkazaru), a pozostałe pominął. Na tych aż trzech stronach nie ma słowa o sytuacji wewnątrz twierdzy, o próbach szturmu, ani niczego, co mogłoby, broń Boże, przedstawić obrońców w heroicznym świetle (choćby rozmowa Moscardo z Rojo).
-
Nie znam tego raportu, więc nie daję mu wiary. Stanowisko Jamesa. Opinię wyrób sobie sam. Cały czas mam taką samą - książka jest mierna, chaotyczna, pełna błędów. To, że jeden rozdział mi przypadł do gustu, o niczym nie świadczy.
-
Nadal tak uważam. Rozdziały o Guadalajarze, Guernice i pomocy niemiecko-włoskiej to jakieś nieporozumienie. Nie zmienia to faktu, że rozdział o Alkazarze jest ciekawy. Obron Alkazaru to obrona 190 kadetów, 100 falangistów, 100 oficerów i 800 f-szy Guardia Civil. I tak, w tym kontekście ''mała chwalebność'' brzmi jak obelga. Dokładnie 2. Nie wiem, czy Moscardo miałby w sobie tyle litości, by w krytycznym momencie pozwolić im jeść, czy raczej by ich wypuścił. Po co miałby trzymać ich 100, albo 200, jeśli było już wiadomo, że republikanie w ogóle nie przejmują się ich obecnością? Jeśli byli - to gdzie się podziali? Nikt, poza mocno lewicowymi autorami, jak ww artysta, nie potwierdza hipotezy o zgładzeniu ich. No całe szczęście, uf! Ja naprawdę myślałem, że używali ich jako poduszek, czy czegoś równie makabrycznego! To, że jest to absurdalna historyjka, widać na pierwszy rzut oka, zwłaszcza, że jej autorem był zwolennik wytrucia obrońców gazem. Obawiam się, że również od Quintanilli zaczerpnął Beevor historię o wymordowanych 100 zakładnikach. Jest pewna różnica, między trupami końskimi (dość częsty przypadek, tak w I, jak i w II WŚ), a używaniem ciał ludzkich jako kulochwytów. Bywały takie przypadki, podobno m.in. w Arnhem w 1944 r. Holendrzy blokowali w ten sposób trasy przejazdów niemieckich czołgów, na Ostfroncie Sowieci wykorzystywali ciała swoich poległych nie tylko jako barykad, ale i kryjówek (!), chroniących przed wykryciem, niemniej akurat w Alkazarze mogę ze spokojnym sumieniem taką możliwość wykluczyć, choćby dlatego, że jakoś tych ciał nie widać na zdjęciach, a sama historyjka jest absurdalną propagandą komunisty, który za wszelką cenę chce zohydzić swojego wroga. Pięknie, dwa określenia ''odważna'' i ''dzielna'', a teraz zestaw to z ''bardzo dzielnymi milicjantami'', opisami bestialstw w Toledo, rzekomymi wymordowanymi zakładnikami w liczbie 100, bardzo łagodnym podejściem do zbrodniczego wysadzenia wieży Alkazaru i ogólnym ukierunkowaniem sympatii w stronę republikanów. Beevor nie jest obiektywny w swojej pracy i obaj to wiemy. Historię o synu Moscardo szybko kontruje argumentem o 100 zakładnikach, sugerując, że zostali wymordowani. Znacznie zaniża liczbę zamordowanych księży, ale nie zapomina o zamordowanych milicjantach. Dorzuca też ''prawdopodobną'' historię o zamordowanych kobietach w ciąży. Gdyby podszedł do tematu uczciwie, to napisałby, że obrona Alkazaru była heroiczna (a nie, jak twierdzi, atmosfera była ''zrelaksowana'' i sprowadzała się do sporadycznego strzelania z karabinów i obrzucania się obelgami), że w większości krajów mówiono i pisano o niej jako bohaterskiej, że obrońcy byli zasypywani pociskami i bombami, a oblegający mieli miażdżącą przewagę liczebną. Obiektywnie o tym napisał Zubiński, który jak sam wiesz, tak samo punktuje powstańców, jak i czerwonych.
-
Dokładnie to samo robili republikanie wcześniej, spraszając maksymalną liczbę korespondentów. Bardzo im na rękę było opisywanie horrendalnych strat, mrożących krew w żyłach historii o niemieckich psychopatach, z lubością polujących na matki z dziećmi i obrzucaniu krów, czy tam co było, granatami ręcznymi. Prawda jak zwykle leży pośrodku, ale sir James, jako raczej osoba neutralna wobec konfliktu, wypada dość wiarygodnie, jego wnioski nie obarczają winą nikogo, są stwierdzeniem faktu, że dzielnica historyczna pozostała nietknięta, a pozostałe dzielnice wypalono do ziemi. Eee, no bez przesady, tuż po Guernice największe światowe agencje prasowe już osądziły i skazały Franco, jedynym chlubnym wyjątkiem był Reuters. I polska prasa. Przeredagowałem ten artykuł z formy ''Beevor'' do formy ''Beevor, Skotnicki&Nowakowski, Jurado, Southworth&Co.'', bo wcześniej wyglądał jak kalka Beevora i zawierał sporo nieprawdziwych informacji. Historię edycji masz dostępną. Jedyne, co zaczerpnąłem z ww artykułu, była wzmianka o korespondencie ''Polski Zbrojnej'', na którą niestety potwierdzenie jest tylko w tym źródle (jeszcze, bo poszukam na UJ). Sam artykuł sformułowałem w oparciu o wszelkie dostępne mi źródła, począwszy od pracy Skotnickiego i Nowakowskiego. Poza tym, tekst powstał wcześniej, niż artykuł na wpolityce.pl i obawiam się, że pan Potocki zaczerpnął informacje z Wikipedii, a nie na odwrót. Ponieważ Beevor nie jest dla mnie wiarygodnym źródłem w tej materii. Jest przedstawicielem opcji, dla której Legion Condor to nie formacja wojskowa, ale coś w rodzaju królika z kapelusza, która objawiła się w kwietniu 1937 r. i jej jedynym zadaniem było wymordowanie jak największej ilości Basków, vide jego dramatyczne opisy o obrzucaniu ludzi granatami ręcznymi (poważnie, ktoś w to wierzy?), lub mordowanie zwierząt domowych i zakonnic. Przecież to są bzdury. Zaprzecza temu sam von Richthofen, który napisał w swoim dzienniku, że celem był most. Jestem skłonny uwierzyć, że przy bombardowaniu z pułapu 1500, lub 3500 metrów jest prawdopodobne, że wiatr mógł zwiać bomby nad zabudowania, a kiepskie celowniki bombowe spowodować rozrzut. Po bombardowaniu okazało się, że 17 lejów po bombach jest wokół mostu, a 13 dalszych wokół dworca. Jeśli natomiast był to test, to wyjątkowo nieudany, bo ominął najważniejszą dzielnicę dla Basków. Ciekawą hipotezę wysunął Zubiński, twierdząc, że nalot zlecił Juan Vigon, powołując się na rozkaz samego Franco. Biorąc pod uwagę oburzenie Franco po fakcie i zakaz wydany Legionowi Condor, można przypuszczać, że Vigon działał bez porozumienia z Franco i chciał wykorzystać chaos w Guernice do zdobycia Durango. Jest pewien problem. Ja nikogo nie usprawiedliwiam. Nalot się odbył i był czynem karygodnym, w momencie, kiedy nie można było rozpoznać celu, należało go natychmiastowo przerwać. Ale jestem pewien, że nie była to zaplanowana z rozmysłem zbrodnia, obliczona na wymordowanie jak największej liczby cywilów. Raczej niedbalstwo i nieostrożność.
-
Chyłkiem, mimochodem, jednocześnie mówiąc o ''mało chwalebnej Guardia Civil''. Wspaniale! Siedzisz w mojej głowie i wiesz, czego chcę. Skoro więc wiesz, to czemu nie mam jeszcze przed sobą filiżanki Darjeeling? Nie, w stylu obiektywnym. Mniej więcej tak, jak napisał o tym Zubiński, potrafiąc wprost powiedzieć, że była to dzielna obrona. Ni mniej, ni więcej, bez zarzucania odbiorcy dziesiątkami zdań o ''zbrodniczości'' strony broniącej się, czy ''mistycznego mitu''. Tak, jak potrafimy powiedzieć, że republikanie byli dzielni podczas obrony Madrytu, tak i obrońcy Alkazaru byli dzielni. Proszę więc mi nie imputować rzeczy, których nie powiedziałem. Oczywiście, że tak, nie spotkałem się jednak z liczbą ''100'', ani tym bardziej ze śmieszną bajeczką o zatykaniu ich ciałami dziur w murach twierdzy. Ilu ich było jest niemożliwym do ustalenia, jednak biorąc pod uwagę ograniczone środki żywności i miejsca, trochę wątpliwe się wydaje, by w Alcazarze przez 69 dni przetrzymywano 100 osób. No chyba, że Moscardo był takim potworem, że ich nie karmił i zabił po tygodniu. Potrafisz udowodnić, że obrońcy zatykali dziury w murach setką zamordowanych zakładników? Bo o tym mówię? Pan, z którego Beevor zaczerpnął ową informację, był mniej więcej podobnie wiarygodny, jak Kaltenbrunner w Norymberdze, twierdzący, że nic nie wiedział o kacetach. Póki co, większość publikacji skłania się od 90 do 126 ofiar, inne szacunki mówią o 200-300. Na pewno nie 800, 1664, ani tym bardziej 2500. Plus obrzucanie granatami i mordowanie kotów i psów. Bo przecież tym zajmują się piloci myśliwscy. Tak, a źródło ma to w artykule Steera. Póki co, na to, że targu w ogóle nie było, znalazłem jedno bardzo wątłe źródło, większość potwierdza, że się odbył, ale skończył przed południem. Oczywiście, ok. 7 tys. osób.
-
Amunicja eksplodująca
Andreas odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Możliwe, ja znam tylko te z I WŚ, w czasach dawniejszych nie wyznaję się. -
Amunicja eksplodująca
Andreas odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
1. Na obrazku masz właśnie pocisk do Mosina. 2. Pomysł sam w sobie jest dość stary i sięga 1915 r., a wpadli na niego Anglicy, by zwalczać sterowce, tworząc pociski Brock i Pomeroy, nazywane ''Zeppelin bullets''. Wtedy zresztą używano dynamitu, później nitrogliceryny. -
Amunicja eksplodująca
Andreas odpowiedział Furiusz → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Jak Allerberger przykazał - była to początkowo amunicja przeznaczona do karabinów maszynowych, mająca wskazywać miejsce trafienia, stąd nazwa "Beobachtungspatrone'' - ''pocisk obserwacyjny'' w wolnym tłumaczeniu. W środku pocisku jest układ pirotechniczny z iglicą, która odpowiada za pobudzenie MW. W skrócie: pocisk w coś trafiał, iglica uderzała w spłonkę, powodując eksplozję. Patent był użytkowany na początku przez lotnictwo. Co ciekawe, pociski te sprawdzały się tylko przy trafieniu w nieosłoniętą część ciała, w momencie trafienia w np. portfel, notes, czy papierośnicę znajdującą się w kieszeni, pocisk nie wyrządzał większej szkody trafionemu, a większość energii kinetycznej przyjmował na siebie obiekt, w który weń trafił. Tak to wygląda na schemacie: -
Nie, w ogóle. Przeinaczanie (lub wręcz zakłamywanie) faktów, podawanie nieprawdziwych danych i okazywanie jawnej sympatii jednej ze stron konfliktu to działania typowe dla każdego historyka.
-
Andreas przede wszystkim jest autorem hasła na Wikipedii. Jeśli masz jakieś uwagi, chętnie się zapoznam, na większość z podanych tam informacji mogę odpowiedzieć, używając publikacji książkowych. Zaznaczam, że odnośnik (sztuk jeden, więc proszę nie manipulować, że artykuł jest oparty o cokolwiek więcej z tego portalu) do wpolityce.pl dotyczy tylko i wyłącznie relacji wzmiankowanego korespondenta, niestety nie mogłem dotrzeć do jego relacji, ale może się uda. He, he, bardzo zabawne. Dobrze wiesz, że miałem na myśli coś innego, a mianowicie, że Legion Condor nad Guerniką nie pojawił się, żeby zrealizować swoje żądze mordu i nasycić się krwią dzieci i kobiet, tylko wykonać konkretne zadanie zbombardowania mostu nad rzeką Oca i dworca kolejowego. Akcja gaśnicza zaczęła się dopiero po godzinie 22, a więc równe 2, 5 godziny po zakończeniu bombardowania. Aż tyle czasu zajęło przybycie straży pożarnej 30 kilometrów? Szli na piechotę? Akcja gaśnicza trwała pięć godzin i po godzinie 3:00 ją przerwano, bez żadnych efektów, pożar zatem szalał spokojnie dalej. Taką ocenę wysunął m.in. przybyły później na miejsce sir Archibald James, który stwierdził, że Niemcy nie byliby w stanie zrujnować miasta tak pieczołowicie. To jest według Ciebie udana akcja gaśnicza? Ależ właśnie dlatego, tylko zrównywanie Warszawy z Guerniką jest nieco niepoważne. W tym pierwszym przypadku mamy celowe, długotrwałe naloty, obliczone na złamanie morale obrońców i sterroryzowanie ludności cywilnej, w tym drugim mamy incydentalny nalot, nadęty ponad miarę przez propagandę. Jakbym miał porównywać, to znacznie bliżej Guerniki znajduje się nalot na Rotterdam - równie zaprawiony niedbalstwem i przypadkiem. Luftwaffe podczas II WŚ dostarczyła dość powodów do oskarżania jej, nie widzę więc sensu w obarczaniu jej zbrodniami, których nie było. Ale przestań, proszę, kpić i bardzo proszę, nie mów o mnie w trzeciej osobie, bo to raczej nieuprzejme. Nie jestem zwolennikiem propagandy frankistowskiej, nalot się odbył, był czynem karygodnym i haniebnym, ale nie był spowodowany jakąś żądzą mordu, tylko niedbalstwem i nieostrożnością. Tylko wytłumacz mi, czemu niby bardziej prawdopodobne jest rozmyślne zniszczenie Guerniki, rzucanie granatów ręcznych, mordowanie kotów i psów przez samoloty, zrzucenie 50 ton bomb, zabicie 3 000 ludzi, leje głębokie na 16 metrów, od tego, że celowo nie gaszono pożarów/być może je rozprzestrzeniano, skoro, przykładowo, republikanie na koncie mieli już spalenie Irun we wrześniu 1936 r.? To pierwsze nie jest absurdalne, ale drugie już tak? Do zacytowanego fragmentu się nie odniosę, ponieważ Ich spreche nicht Deutsch. O ile dobrze pamiętam, to byłeś w tym dziale moderatorem. Możesz wydzielić osobny temat?
-
Na tej samej stronie na dole: Pod koniec września przybyły posiłki Vareli i oblegający znaleźli się pod ich ostrzałem. Niewielka część milicji pozostała i z wielką odwagą stawiła czoło oddziałom kolonialnym, większość jednak uciekła w kierunku Aranjuez. (s. 183 tej samej książki, wytłuszczenie - Andreas) Na całe trzy strony o oblężeniu Alkazaru mamy: - stronę o przechwałkach Franco i planach Yagüego (s. 181) - stronę o "micie Alkazaru", nadawaniu mu "mistycznego obrazu" (s. 182-183) - pół strony o bestialstwach nacjonalistów (s. 182-183) - jakieś ćwierć strony o samym oblężeniu. Brak jakiegokolwiek porównania sił stron walczących, pominięcie części przebiegu bitwy i bardzo, ale to bardzo brzydka manipulacja faktami. Beevor przedstawia je w taki sposób, że brzmią: ''no był ten Alkazar, ale co z tego, to mit, a w ogóle, to nacjonaliści mordowali''. Brak wzmianki o światowym podziwie dla obrońców, masie książek nawet w USA i Wlk. Brytanii, o dysproporcji sił, o postawie samego Moscardo, o zrzutach zaopatrzenia, potężnym ostrzale i bombardowaniach. Wskutek dramatyzmu tej historii zapomniano o fakcie, że 100 lewicowych zakładników, w tym także kobiety i dzieci, wziętych przez obrońców do Alcazaru na początku oblężenia przepadło bez wieści (s. 181). Poniżej znajduje się przypis, odwołujący się do Luisa Quintanilli (notabene, zadeklarowanego komunisty, który obrońców Alkazaru chciał wytruć gazem francuskiej produkcji), jakoby owych zakładników rozstrzelano, a ich ciałami obrońcy mieli... zatykać dziury w murach, powstałych w wyniku ostrzału. To jest tak absurdalne, że wybuchłem śmiechem, sam Beevor chyba wątpi w tę kpinę, bo podał, że ''może to jednak mit''. Pomijając, że liczba zakładników jest wzięta z Księżyca (Zubiński mówi o raptem kilku osobach, większość cywili na terenie twierdzy to rodziny żołnierzy i zagrożeni aresztowaniem), to Beevor już jakoś nie jest skłonny do punktowania republikanów za zbrodnicze wysadzenie wieży na następnej stronie. Ogranicza się do suchej informacji, że... efekt propagandowy był przeciwny do oczekiwanego (s. 183). To już jest czysta bezczelność. Obaj mamy tę książkę przed oczami i widzimy, że Beevorowi przez gardło nie może wyjść słowo pochwały wobec obrońców Alkazaru, a jak jedno wyszło, to z wielkim trudem, zamaskowane ogólnym bestialstwem i niewielkim znaczeniem całego wydarzenia. Dziwnym trafem Beevor "zapomniał'', że autorem tej wyssanej z palca liczby jest jego rodak, niejaki George L. Steer. Tak, jak ''zapomniał'' o dokumentach ze szpitali, mówiących o 120 zabitych, o niejakim Willim Münzenbergu, o fabrykach broni i amunicji,o obecności baskijskich oddziałów, o targu, którego o 16:30 już dawno nie było w mieście, o spaleniu Irun i paru innych miast. Podał też absurdalny przebieg nalotu, całkowicie kłamliwy, rodem z komunistycznej propagandy o jakimś rzekomym ''rzucaniu granatami'' i ''ostrzeliwaniu'' ludności cywilnej przez pilotów He-51, mrożące krew w żyłach opisy o mordowaniu zakonnic i zwierząt domowych.
-
Strzelcy wyborowi - I WŚ wspomnienia
Andreas odpowiedział Furiusz → temat → Katalog bibliografii i poszukiwanych materiałów
Martin Pegler "Historia snajperstwa wojskowego", jest sporo wspomnień, poza tym polecam bardzo wspomnienia Hesketh-Pritcharda ''Sniping in France'', jak coś jeszcze sobie przypomnę, to dam znać. -
Chociażby obrona Alkazaru przedstawiona w sposób tak jednoznaczny, że aż boli czytanie tego, jakby Beevorowi nie mogło przejść przez gardło uznanie. A, nie, uznanie jest, ale wobec ''dzielnych'' milicjantów. Opis nalotu na Guernikę to jakaś historyczna aberracja, z podanymi bzdurnymi stratami, jakimiś teoriami Beevora, które mu się wydają. Bitwa pod Guadalajarą oczywiście przekłamana. Pominięte straty republikanów, zawyżone znacznie straty włoskie, przemilczane kwestie zbrodni ze strony republikanów. Brunete opowiedziane bardzo pobieżnie, bo tak. Dla porządku kronikarskiego. Koncern Rheinmetall dostarczył Hiszpanom 18 statków z uzbrojeniem. W samym s/s "Bramhill" dostarczono 19 tys. karabinów, 101 karabinów maszynowych i 20 mln nabojów dla CNT w Barcelonie.
-
Przeczytałem z uwagą wszystkie (no, prawie...) komentarze. Także po kolei odniosę się do paru kwestii. Jest to nieprawda, jak kilkukrotnie to już wykazano. Należy tu wspomnieć, co organ prasowy PSOE, ''El Socialista'' wypisywała na długo przed puczem Franco: Jesteśmy zdecydowani, by w Hiszpanii dokonać tego samego, co stało się w Rosji. Plan hiszpańskiego socjalizmu i rosyjskiego komunizmu jest taki sam. Niektóre szczegóły mogą się zmieniać, ale nie sprawy zasadnicze. A co mówił Largo Canalle... pardon, Caballero? Zanim nastała republika naszym obowiązkiem było wprowadzić republikę, ale gdy już ustrój ten został ustanowiony, naszym obowiązkiem jest wprowadzić socjalizm (…) Trzeba mówić o socjalizmie marksistowskim, socjalizmie rewolucyjnym. Do tego wymienione wyżej rozliczne zabójstwa, podpalenia, napaści, odczytane przez Roblesa w Kortezach w przededniu wybuchu wojny domowej. Pan Beevor jest znany ze swoich ciągotek anarchistycznych i socjaldemokratycznych, jego praca o Hiszpanii jest jedną z najgorszych, jakie miałem okazję przeczytać. Sporo w niej przeinaczeń i manipulacji faktami, zaś podane dane są kompletnie niewiarygodne, bo liczba ofiar "czerwonego terroru" jest szacowana na od 54 do 110 tys., i są to raczej wiarygodne dane. Komisje Franco zakończyły podliczanie ofiar republikanów na 61 tysiącach. Z kolei podana przez Beevora liczba 200 tys. ofiar "białego terroru" jest prawdziwa, ale tylko po części - bo obejmuje skazanych na śmierć do 1944 r. i jest to ok. 192 tys. osób, przy czym nie wszystkie wyroki wykonano. Dla porządku powiem, że autorem tej wyssanej z palca liczby jest niejaki Gabriel Jackson, zadeklarowany komunista, który "obliczył" liczbę ofiar republikanów na 20 tysięcy (!). Oczywistym jest, że frankiści popełniali zbrodnie i robili to metodycznie, planowo, kierowani zimną kalkulacją. Z pewnością zabili więcej ludzi, niż republikanie, jednak nie wynika to, jak słusznie zauważyliście, z jakiejś ich żądzy krwi i psychopatycznych skłonności, tylko z tego, że wygrali wojnę i pozbyli się dużej części swoich przeciwników. Republikanie wykonaliby dokładnie to samo. Zabawne, że mówi się często-gęsto o zabójstwie Castillo i jednocześnie ignoruje się fakt, że ów człowiek był zaangażowany w szkolenie anarchistycznych bojówek, a 16 kwietnia 1936r. on i jego kumple na pogrzebie porucznika Guardia Civil, Anastasio de los Reyesa (zamordowanego strzałem w plecy przez najprawdopodobniej anarchistyczne bojówki 14 kwietnia) otworzyli ogień do żałobników, zabijając sześć osób (m.in. Antonio Saenz de Heredię, kuzyna de Rivery), Castillo osobiście postrzelił i ciężko zranił 19-letniego konserwatystę, Luisa Llaguno. Nie poniósł konsekwencji za ten czyn. Wzruszające jest to, że kreuje się na świecie anarchistów z CNT i UGT jako jakichś wielkich obrońców Republiki, demokracji i wyborów, skoro ugrupowania te, będące zaciekłymi wrogami państwowości, miały już na koncie przynajmniej dwie rewolucje z 1934, które pochłonęły tysiące ofiar. Nazywanie ich ''siłami demokratycznymi'' jest jakimś nieporozumieniem. Swoje paluszki maczał w tym Azana, dostarczając anarchistom 20 tysięcy karabinów. Ten zresztą też był wyjątkowo tolerancyjnym, demokratycznym politykiem, który kwestię podpaleń kościołów i klasztorów w 1931 r. skwitował tymi słowami: Wszystkie klasztory Madrytu nie są warte życia jednego republikanina. Był zresztą obsesyjnym antyklerykałem, gotowym zrezygnować ze stanowiska ministra, jeśli choćby jeden z podpalaczy stanął przed sądem, zlikwidował zakon jezuicki, pozostałym zakonom znacznie ograniczył prawa, zaś złożenie z urzędu Niceto Alcala-Zamory przez Azanę 7 kwietnia 1936 r. było wyjątkowo perfidną zagrywką. A po stronie Republiki - prawdziwa sól ziemi Hiszpanii, wraz z pieprzem, cukrem i gorczycą! Anarchistyczni zamordyści, przedstawiani jako 'obrońcy demokracji' (sic!), staliniści, trockiści i marksiści, wspierani aktywnie przez sowieckich czołgistów, lotników, doradców, NKWD i w dużej mierze lumpenproletariacki motłoch zebrany z całej Europy, często na zasadzie łapanek, nazywany szumnie "brygadami międzynarodowymi", bo dziwnym trafem większość armii lądowej i lotnictwa opowiedziało się po stronie Franco. Wespół z dużą ilością Katalończyków i Basków nawarryjskich, karlistami o pięknych tradycjach, oraz tradycyjnym chłopstwem z CEDA. Tak, zwłaszcza wymordowanie w samym lipcu 861 duchownych, z czego samego 25 lipca zamordowano 95. Jakieś dwa tygodnie przed masakrą w Badajoz. Nie oczekuję odpowiedzi od użytkownika, bo wiem, że od lat nie odwiedza forum, odpowiedziałem tylko dla porządku sprostowania tych bajek. Straszna książka. W każdym rozdziale, które przeczytałem, roi się od błędów (choćby sam opis bitwy pod Guadalajarą, kwestia nalotu na Guernikę, czy zagraniczna pomoc dla Franco), konstrukcja bardzo chaotyczna, niespójna, w niektórych miejscach autor zaprzecza sam sobie. Sam autor miałki, miałem okazję z nim dyskutować, kiedy odwiedził Kraków. Raczej książka a la Ziemkiewicz, aniżeli poważna praca historyczna. Jest sporo interesujących informacji, ale wspomniane błędy i chaos naprawdę psują odbiór tej książki. Jednak Zubiński w rozmowie ze mną wysunął bardzo ciekawą opinię, dotyczącą Caballero i jego niejasnych kontaktów z Niemcami i Włochami. Otóż, Caballero, będąc zdesperowanym, błagał o pomoc Niemców, którzy zgodzili się pomóc, pod warunkiem, że w Hiszpanii po wojnie będzie panować nazizm. Caballero się zgodził, ale do finalizacji nie doszło, bo został usunięty. Na ile jest to prawdopodobne, nie wiem, nie znalazłem też źródeł potwierdzających tę tezę. Niemniej, Caballero jakieś niejasne kontakty z Niemcami do 1937 roku utrzymywał. Kwestia kontaktów handlowych Republiki z Niemcami to też ciekawa sprawa, podobnie, jak złodziejskie transakcje ZSRR z Republiką. Odpowiadając na pytanie z ankiety - kiedyś zaznaczyłem Falangę, ale teraz jestem zdania, że wybrałbym Legion Condor.
-
Mit Guerniki to bardziej złożona sprawa. Najważniejszym mitem przede wszystkim jest sama kwestia nalotu. Jakieś horrendalne, mrożące krew w żyłach opisy, jakoby niemieccy zbrodniarze z lubością polowali na uciekające matki z dziećmi, zrzucane z rozmysłem bomby w najbardziej zaludnione części bezbronnego, pozbawionego militarnego znaczenia miasta, historyjki o targu i 10 tysiącach ludzi w Guernice tego dnia - to wszystko można włożyć między bajki. Wszystko to wymyślił sobie korespondent "The Times", znany lewicowiec, George L. Steer, który swój artykuł napisał w swoim pokoju hotelowym w Bilbao. Świadkowie twierdzą, że tego dnia w ogóle nie był w Guernice. W powielaniu propagandowej wersji pomagał mu niejaki Willi Münzenberg, znacznie nakręcając liczbę ofiar - rzeczywista nie spodobała się im, więc pomnożono ją tak z 10-15 razy. W Guernice żadnego rozmyślnego mordowania ludzi nie było. ''Bezbronne'' miasto było ważnym węzłem komunikacyjnym z nieodległym Bilbao, znajdowały się w nim dwie fabryki broni i jedna amunicji, a w mieście stacjonowały dwa bataliony baskijskiej piechoty. To, że miasto nie posiadało obrony przeciwlotniczej, to fakt, ale w 1937 roku żadne miasto w Kraju Basków tak naprawdę nie miało środków do walki z samolotami, poza karabinami maszynowymi. Targ, który wówczas miał się odbyć, skończył się w południe, a pierwszy samolot, czyli Dornier Do-17 z eskadry VB/88 Legionu Condor, pojawił się nad miastem o godz. 16:30, zrzucając 12 bomb na dworzec kolejowy. Cztery godziny później! Następne pojawiły się trzy samoloty Savoia-Marchetti S.M. 79 ''Sparviero'' z Aviazione Legionaria, które z wysokości 3,5 km zrzuciły 36 bomb na miasto, ale silny wiatr zwiał je nad zabudowania. Później znowu pojawiły się samoloty z VB/88 i zaczęły zrzucać bomby w okolice dworca i mostu nad rzeką Oca, zaś o 17:15 nadleciało 18 bombowców Ju-52 z dywizjonu K/88, które bombardowały falami w 20-minutowych odstępach, zrzucając bomby całkowicie na ślepo, prosto w kłęby dymu. Ostatnia fala uderzyła o 19:30, mimo, iż piloci meldowali, że rzez liczne pożary nie da się ocenić celności bombardowania. Żadnego ostrzeliwania ludzi z karabinów maszynowych nie było. I to by było na tyle. Baskowie, nieświadomi kolejnych fal nalotu, wychodzili ze swoich kryjówek, by walczyć z pożarami, straż pożarna przybyła z oddalonego o 30 km Bilbao dopiero po godz. 22, więc 2,5 godziny po zakończeniu nalotu, a akcja gaśnicza przebiegała wyjątkowo nieudolnie, zakończono ją o godz. 3 w nocy bez żadnych efektów. Pożar szalał spokojnie do 28 kwietnia, kiedy miasto zajęli nacjonaliści. Przybyły później na miejsce brytyjski parlamentarzysta i pionier lotnictwa, sir Archibald James, po dokonaniu oględzin, stwierdził, iż niemożliwością byłoby, żeby Niemcy zbombardowali miasto tak dokładnie, niszcząc wszystko, poza najważniejszą dla Basków dzielnicą historyczną z Dębem Pamięci (nie spadła tam ani jedna bomba!), zauważył też, że pożar przebiegał zbyt regularnie, co dało podstawę sądzić, że republikanie nie tylko mogli nie gasić pożarów, ale być może sami je rozprzestrzeniali.
-
Pozwolę sobie chwilę popolemizować. Mit, że Etiopczycy w wojnie walczyli za pomocą dzid, to typowy zlepek rodem z brytyjskiej propagandy, oczerniającej Włochów jak tylko się da na forum międzynarodowym. Po pierwsze, Etiopczycy dysponowali liczbą od 200 do nawet 400 tysięcy karabinów różnych typów. Tuż przed wojną zakupili 800 ręcznych i 250 ciężkich karabinów maszynowych, m.in. 175 produkcji Browninga. Ponadto, posiadali 234 działa różnych typów, zakupili 48 działek przeciwlotniczych Oerlikona, mieli też pewną ilość dział Schneidera i Vickersa. Po drugie, od Niemiec otrzymali m.in. 3 samoloty, 30 działek przeciwpancernych, 10 tys. karabinów i 10 mln nabojów. Po trzecie, w Etiopii służyli jako doradcy Belgowie (misja wojskowa mjr. Poleta, utworzyli oni szkołę w Harrerze, później przybyła nieoficjalna misja wojskowa płk. Reula), Turcy (trzyosobowa misja dowodzona przez gen. Mehmeta Wehib Paszę), byli też Szwedzi, którzy zreformowali służby medyczne armii, przybyli też pracownicy MCK z Holandii, Wlk. Brytanii i Finlandii, zaś szwajcarscy doradcy zreformowali Gwardię Cesarską w pełnoprawną jednostkę wojskową. Nie zabrakło także Austriaka-nazisty, kubańskiego pilota-poszukiwacza przygód, "białego" rosyjskiego inżyniera i paru innych ciekawych postaci. Z powyższego dobitnie wynika, że chociaż etiopska armia nie była równorzędna poziomem z armią włoską, to absolutną bzdurą jest twierdzenie, że była uzbrojona w dzidy i tarcze. Posiadała sporo nowoczesnego uzbrojenia, zaś wiele jej anachronizmów (jak żołnierze bez butów, chłosta dla oficerów, kara śmierci za upadek morale, rytualna magia) wynikało z uwstecznienia cesarza i kół wokół niego. Cóż zresztą powiedzieć, skoro w tym kraju było wówczas w pełni legalne niewolnictwo.
-
Tak, dzisiaj. :v
-
Ooo, muszę w końcu kupić książki MacDonalda, absolutna podstawa, jeśli idzie o Front Zachodni, na pewno lepiej opisał Hurtgen, niż Astor.
Ja tam jestem bardzo anty-rommlowy, więc Kitchen by mi pewnie podpasował. Remy'ego ''Mit Rommla'' pewnie czytałeś?
Aż tutaj dotarła sława moich artykułów? Zaczynam tracić anonimowość. Dziękuję za słowa uznania, aczkolwiek to nie są jakieś wymagające teksty - piszę bo lubię. Swoją drogą, od jakichś 8 czy 9 lat na dysku mam twój artykuł o Varsity, zatem o jakiej mojej wiedzy mówimy. -
Astor to zupełnie inna półka. Praktycznie same wspomnienia ale za to jakie.
Przynajmniej ja nie mogłem się połapać "gdzie i kiedy", złapać skalę makro działań wojskowych.
Natomiast klimat jest pierwsza klasa.
Remy'ego "Mit Rommla" pewnie nie czytałem.
Dotarła, dotarła Andrzeju. Kiedy ostatni egzamin?
Pozdrowienia.
-
Lubię wspomnienia Astora, ale tutaj dał ciała raczej wydawca, że nie zadbał o odpowiednią ilość map (serio tego brakowało), brakowało mi też zdjęć bohaterów, a przede wszystkim przejrzystości i czytelności tekstu, jest masa błędów gramatycznych i ortograficznych. Niemniej, wspomnienia są perełką, może anglojęzyczne wydanie jest lepsze.
Jeśli chodzi o klimat w książce, to naprawdę nieźle pokazał to Bill Sloan w ''Ostatecznej bitwie'', bardzo dobrze oddana bitwa o Okinawę, chociaż może zabrakło mi wspomnień ze strony japońskiej.
Chwilowo zwróciłem się w kierunku Hiszpanii. Arriba Espana!
Egzaminy to ja skończyłem dopiero w połowie marca i zwyczajnie wyleciało mi z głowy forum, także przepraszam. Stwierdziłem zatem, że czas odkopać stare śmieci. - Pokaż następne komentarze 9 więcej
-
-
9 maja 1945r. WSS zbombardowały Bornholm, niszcząc ok. 800 domów rybackich. Potem wylądowało około 10 tys. żołnierzy RKKA. Cyz przebiegały jakieś walki? Czy poniesiono straty osobowe i sprzętowe? W jakiej ilości? Ile liczył niemiecki garnizon? Po co przeprowadzono bombardowanie?(przeczytałem że dostrzeżono niemieckie statki i okręty w porcie). Zapraszam.
-
Hitler mawiał o nim ''treue Heinrich''. Jednym skinieniem, jednym podpisem, jednym słowem mógł skazać nie dziesiatki, nie setki, nie tysiące, nawet nie setki tysięcy, ale miliony ludzi. Na sumieniu miał ze 30 milionów ludzkich istnień. Był odpowiedzialny za horror w obozach, za kaźnie na Wschodzie, za getta. Jednocześnie był na tyle delikatny, że nie mógł patrzeć na egzekucje ludzi. Mówił o moralności, podczas gdy miał dwoje dzieci ze swoją sekretarką. Sprawdzał ''rasowość'' kandydatek na żony esesmanów, podczas gdy jego żona była z pochodzenia Polką. Łamał zasady, które tworzył. Prawdopodobnie, on był odpowiedzialny za zamach z listopada '39 w Monachium(za B. Wołoszańskim). A ostatecznie, w 1945r. mial na tyle tupetu i bezczelności, że zastanawiał sie czy Eisenhowerowi zasalutować ''Heil Hitler'' czy tylko skinąć głową. Wygladał na niepozornego urzędnika: chudy, w okrągłych okularach w drucianych oprawkach, z wąsikiem. Jednak gdy pojawiał się, w czarnym lub zielonkawym mundurze z trzema liścmi dębu na kołnierzach i trupią główką na czapce, wzbudzał strach. Był głównym przeciwnikiem armii w walce o władzę: był pierwszy na liście do rozstrzelania. Gdy urządzano pucz, głównym przeciwnikiem po śmierci Hitlera, miał być on.Trzymal w ręku cały aparat bezpieczeństwa i najlepsze dywizje III Rzeszy. Na początku 1945r. otrzymal dowództwo Armeegruppe ''Weichsel'', choć żadnych predyspozycji nie miał. Był odpowiedzialny za rozbicie całej grupy armii, a gdy nie mógł sobie poradzić, uciekł do sanatorium...leczyć katar. W kwietniu probowal przejąć władzę, za co został wykluczony z partii. Uciekł z Berlina, potem zgolił wąsy, zdjął okulary, zalożył opaskę na oko i probował uciec razem z kilkunastoma żołnierzami SS. Gdy nie otrzymał stanowiska od Donitza, błąkał się po lasach kilka dni, aż w końcu chciał się przedostać do Bawarii. Tu się pojawiają spekulacje: czy sam się oddał, czy go rozpoznano. Ostatecznei, przesłuchiwany w Luneburgu, zdążył rozgryźć ampułkę z cyjankiem potasu w zębie i ponoć krzyknął: ''Ich bin Heinrich Himmler''. Zmarł o 12.43, 23. maja 1945r., po 12 minutach reanimacji w Luneburgu. Co można o nim powiedzieć? Kim był? Jak przedstwiałyby się jego losy po zdobyciu władzy przez wojsko? Jak wyglądały jego losy po ucieczce z Berlina?
-
Co sądzicie o walkach powietrznych ''Grubego Hermanna''? Zestrzelił 22 samoloty wroga i był jednym z lepszych asów myśliwskich. A może było inaczej? Jak oceniali go przełożeni i koledzy? Kim był wówczas?