-
Zawartość
5,088 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez Andreas
-
Ho-ho, już sobie pograłem. Wymagania mnie odrzucają, już teraz wiem, że tej gry nie zainstaluję. A nawet jak będę mieć możliwość - też nie, bo to zwykłe zlekceważenie klienta. A szkoda, bo pierwsza część była dość ciekawa. Bardzo rozczarowało mnie to, że naszymi przeciwnikami są znowu Niemcy, a nie Sowieci. Grafika to nie wszystko. Tak było np. z Hour of Victory, gdzie - mimo, iż grafika była całkiem fajna - gra okazała się totalną klapą. Podobnie było z Turning Point: Fall of Liberty. Odgrzewanie kotletów nie zawsze wchodzi grom na dobre, tak było m. in. z Wolfensteinem. Chce się często rzec: ''Ale to przecież już było''. Pomysłu - jak widać już z dema czy traileru - twórcy nowego nie mieli. Znowu Berlin A. D. 1945, znowu amerykański tajny agent-snajper, znowu TPS. Nie sądzę, by ta gra przeszła z większym echem (zwłaszcza, że pierwsza część wyszła siedem lat temu!), skoro nawet pierwsza część jest grą niespecjalnie znaną. Jakich gier?
-
Nie. Grałem w część pierwszą, gra była całkiem, całkiem, ale nie ma szans, by ktoś ją znowu kupił. Powtarzanie pomysłów to kiepska idea.
-
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Andreas odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Taki nawiasik. Dowódca w T-34/76 był akurat ładowniczym. Minus 10 punktów dla T-34. A sami Sowieci go też skopiowali. -
Ty chyba nie rozumiesz porównania. Tylko w GG za pomoc Żydom karano śmiercią. We Francji sami Francuzi ładowali Żydów do wagonów 'nach Auschwitz'. Czytałem kiedyś relacje esesmanów dot. deportacji, sami byli przerażeni gorliwością Francuzów co do ''ostatecznego rozwiązani''. A brednie o współudział Polaków w Holocauście na jakąś większą skalę można włożyć między bajki.
-
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Andreas odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Ale wstyd.... Przepraszam, mój błąd. -
Oskarżenia o współudział Polaków w Holocauście są nie na miejscu. Jaki naród został najliczniej ''obdarowany'' Medalem ''Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata''? Francuzów, na ten przykład, Polacy przebijają niemal dwukrotnie. A wiemy przecież, jakie warunki panowały w GG, a jakie we Francji... i tylko parę liczb. Ilu Żydów wymordowali Polacy? Możemy założyć, że nie będzie to zbyt duży odsetek. A z drugiej strony - Francuzi - 76 tysięcy wysłanych do komór gazowych w Auschwitz. Litwini - 90 tysięcy wymordowanych. Słowacy - 90 tysięcy. Kto im to wyrzuca? Nikt. A nas na Zachodzie postrzegają tak:
-
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Andreas odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Poza tym, nazywanie Shermanów ''zapalniczkami Ronsona'' to tylko objaw tego, że na Zachodzie dostrzegano błędy w tym czołgu i starano się go unowocześnić, ulepszyć. O T-34, podobnie jak o Ił-2 nikt w ZSRR nawet nie próbował wyrazić sprzeciwu ze strachu przed NKWD. Co do różnicy, dodałbym jeszcze wieżę. O ile w Shermanie można było upchnąć różne działa, o tyle w T-34 po wstawieniu 85 mm nie ma miejsca na nic, a już z pewnością nie na dodatkowego członka załogi. Sprawę znam, że tak powiem, ''od bebechów'', bo w obydwu czołgach byłem, jeździłem nimi i wiem, jak to wygląda. Podobnie, jak Amon, wolałbym być w Shermanie i wiedzieć, że jakoś się uda, niż siedzieć w T-34 i modlić się, by Niemcy sprzątnęli te innych 100 czołgów wokół mnie. -
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Andreas odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Ah te mity, widać, jakie popularne. Shermany spotkały się wśród radzieckich pancerniaków z największym uznaniem, przedmówcy już mówili, że wyposażano w nie głównie jednostki Gwardii. A coś takiego, jak ''pancerne bataliony karne'' nie istniało. Właśnie wyszło szydło z wora. -
Wunderwaffe-zapomniane projekty
Andreas odpowiedział Andreas → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
To wybaczyć mogę, ale gwałcenia ortografii języka polskiego - już nie. Prosiłbym postarać się w tej kwestii. Z prędkością 20 km/h i masą 188 ton? Raczej chyba jako cel dla Jabos. Stealth to technologia pozwalająca na niewykrywalność samolotu przez radar, nie konstrukcja. Poczytaj o tym. Brednie Witkowskiego. ? -
Literackie obrazy zniewolenia człowieka w systemie totalitarnym
Andreas odpowiedział t_sylwia24 → temat → Archiwum
Ja w siebie jednak wątpię na matematyce. -
Efekt wieczornego gryzmolenia.
-
Literackie obrazy zniewolenia człowieka w systemie totalitarnym
Andreas odpowiedział t_sylwia24 → temat → Archiwum
Pytania, jakie mi się nasuwają: -formy zniewolenia człowieka w obu lekturach, -jak bohaterowie próbowali się im przeciwstawić, -jaki był finał ich walki, -czy można przeciwstawić się skutecznie systemowi, -czy formy zniewolenia w tych utworach były nie do pokonania, Życzę powodzenia, ale to dopiero za dwa tygodnie. Po drodze jest taki twór, jak matematyka... -
Literackie obrazy zniewolenia człowieka w systemie totalitarnym
Andreas odpowiedział t_sylwia24 → temat → Archiwum
Witam. Najpierw, jaki koleżanka ma temat? -
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Andreas odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Nie napisałem nigdzie, że Pantery niszczyły się same, pytałem tylko o udokumentowany przykład zniszczenia Pantery przez T-34/76. Najlepiej raport ze strony niemieckiej. To, że Ty przytaczasz przykłady zniszczenia Panter przez 1. BPanc., to troszkę mało. Czekam na odpowiedź na poprzednie pytanie: CO niszczyło T-34 przez całą wojnę, skoro Niemcy wyprodukowali raptem siedem tysięcy Tygrysów i Panter? Odsyłam przy tym to wspomnianej książki Roberta Michulca. -
Jak daleko była III Rzesza od pokonania ZSRR?
Andreas odpowiedział Arkadiusz Siemion → temat → Front Wschodni
Symbol. Gdy Niemcy zajęli Warszawę - Polacy momentalnie przestali stawiać opór, wyjątkiem był Hel i Kock. Gdy Niemcy zajęli Paryż - Francuzi odpuścili już całkowicie. Gdy Niemcy zajęli Ateny - Grecy i Brytyjczycy zaczęli uciekać. Tu nie chodzi o pojmanie Stalina, czy innych bolszewików. Tu chodziło o symbol. Zajęcie Moskwy spowodowałoby natychmiastowy spadek morale, utratę chęci do walki przez wiele sowieckich oddziałów, które latem i jesienią 1941 roku znajdowały się w sytuacji katastrofalnej, o której wszyscy przecież wiedzą. Po zajęciu Moskwy - kto wie? - mogłoby upaść morale ostatnich oddziałów RKKA, które przestałyby walczyć i doprowadziłoby to do klęski ZSRR. Jak wyżej. Ponadto... transportowanie materiałów przez Wołgę nie zostało zakłócone, chyba, że Niemcy panowaliby nad Stalingradem. Co w tym nie na miejscu? Odpowiedzialność za śmierć tych setek tysięcy ludzi spada nie na Niemców, ale na Sowietów, którzy kazali się bronić, jednocześnie nie zapewniając dostarczenia podstawowych produktów. Czyja to była wina, że mieszkańcy Leningradu żywili się trupami innych ludzi? -
Kolejna legenda. Czołg średni T-34
Andreas odpowiedział widiowy7 → temat → Wojsko, technika i uzbrojenie - ogólnie
Jakoś sowieccy generałowie uważali, że Panzer III to najdoskonalszy czołg średni, przyznaje to sam Czujkow. Panzer IV sobie radził z T-34. Zwłaszcza, że do końca wojny, Niemcy wyprodukowali raptem siedem tysięcy łącznie Tygrysów i Panter. To kto rozwalał Sowietom czołgi? I czym? Jakieś dowody na te śmiałe tezy? Bo z tego, co ja wyczytałem, to T-34, nawet te z działami 85 mm, nie potrafiły sobie poradzić z Panterami. Z tym, że sowieckie sołdaty bardzo lubiły te znienawidzone Shermany... A to już jakieś brednie. -
Jesteś przekonany na 100 %? Bo ja nie... w wierze przeszkadza mi dywizja Tudor Vladimirescu. Już się z orła nie uda zedrzeć korony. Dobrze wiesz, że to Ty uwłaczasz mi i niewątpliwie wielu innym. A czerwone okularki... no cóż, prawda jest bolesna. Ja Ci już niejednokrotnie zwracałem spokojnie uwagę, że argumenty, których używasz w dyskusji, są niesmaczne. Przyszedł czas wytoczyć cięższą artylerię, do czego mam zresztą prawo. Odsyłam do Regulaminu Karnego. Ja po pałkę sięgnę, nie martw się, kiedy ostatecznie uznam, że miarka się przebrała. Potraktuj to jako ostatnie moje upomnienie.
-
Zostawała rozbijana przez NKWD w zarodku. Zresztą NKWD aresztowało wszystkie osoby w stopniu oficerskim, więc kto miał kierować tam konspiracją? Oparcie rządku komunistycznego było na bagnetach Armii Czerwonej i - co też ważne - ''ludowych'' siłach zbrojnych. Bez WP = rząd nie ma żadnego oparcia, nie reprezentuje nikogo. A więc jest garstką uzurpatorów (takim był w rzeczywistości także, tylko miał mocny argument w postaci polskiego wojska). Jakoś coś mi się kojarzy, że Lwów w Polsce leżał co najmniej od 600 lat... ale zawsze mogę się mylić. Niektórym jest gorzej. Marzy im się Polska ludowa. Dobrze, że z tych chorych marzeń nic już nie będzie. Prawda, Samuelu? Cytując pewnego marszałka,racja jest jak d... A ja mam zielony kolorek, zaś wychwalanie ZSRR i rewizjonizm są karalne. Wbij sobie wreszcie do głowy zaślepionej czerwonymi okularkami, że w Niemczech nie było faszyzmu. Wiem, że trudno Ci to pojąć, ale tam był narodowy socjalizm, który w rzeczywistości nie różnił się zbyt od komunizmu, Parteigenosse. A czy przypadkiem czegoś do niego nie dołączono? Bo coś mi się tam kojarzy, jakiś protokół. I jeszcze jedno Samuelu. Widać, że do Ciebie nie docierają podstawowe fakty, ale wbij to sobie wreszcie do tej komunistycznej głowy, że takie stwierdzenia, jakie Ty tu prezentujesz, są obrzydliwe. I ja ich tolerować nie mam zamiaru.
-
Mnie odstraszają wizje złej, krwiopijczej arystokracji, która zbrodniczo w całości uciekła ze statku, a los biednych proletariuszy podróżujących obrzydliwymi klitkami III klasy zakończył się na dnie.
-
Tyle, że na Zachód trafiłoby więcej polskich żołnierzy, nasze kadry nie zostałyby tak zmasakrowane, jak w rzeczywistości, konspiracja rozwijałaby się lepiej, a co za tym idzie - ponieślibyśmy mniejsze straty i nie byłoby rozbicia na rząd ''ludowy'' i emigracyjny. A od kiedy Lwów do Ukrainy należał? Bo coś mi się wydaje, że te ziemie są bardziej polskie, niż ''odzyskane''. A ja sobie nie życzę, by moich rodzinnych stron określać obrzydliwym mianem z 1939 roku. Taki potencjał militarny, że bez Amerykanów to boso na piechotę do Berlina by zmierzali. A w 1941 roku jak ładnie uciekali pod Moskwę... Może trudno przyjąć Ci to do wiadomości, ale w Niemczech żadnego faszyzmu nie było, tylko mutacja komunizmu. I każdy historyk o normalnym mózgu Ci to powie. Jakoś czytając Roszkowskiego odniosłem wrażenie, że to Sowieci zaczęli. A co to był Pakt Ribbentrop-Mołotow? No to już są tego rodzaju brednie, które nie irytują, a bawią. Generalnie, Samuelu, ale ze smutkiem stwierdzam, że Twoje opinie są przerażające. Wstyd i hańba.
-
A z jakiego to powodu? A z jakiego to powodu? A dlaczego nie?
-
Katyń to nie była zbrodnia polityczna
Andreas odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → II wojna światowa - Polska (1939 r. - 1945 r.)
Ja jednak tej ironii wobec widiowego bym nie używał. -
Poproszę po jednym przykładzie ze wspomnianych. Konkretnym, co by nie być gołosłownym. Chodzi o Einheit Stielau - kompanię komandosów, przebranych w amerykańskie mundury i mówiących po angielsku Niemców, mających za zadanie siać dywersję na amerykańskich tyłach podczas ofensywy w Ardenach w '44 roku. Tyle, że oni nikogo nie zabijali.
-
''Zapiski oficera...'' znam od sześciu czy siedmiu lat. Na początku w ogóle nie zrozumiałem, że jest to pastisz i w pierwszym odruchu książką trzepnąłem o ścianę z wściekłości. Ale później do niej wróciłem i wielokrotnie ją przeczytałem - po prostu kpina nie z tej ziemi. Poza tym, że ukazuje sowieckie myślenie, to jest niebywale zabawna, choć nie pozbawiona nutki goryczy, zwłaszcza ze smutnym dla nas, Polaków, zakończeniem. Ale uważam z kolei, że powinno to trafić do kanonu lektur w szkole średniej. A nie trzykrotnie? Noc była czarna, jak sumienie faszysty, jak zamiary polskiego pana, jak polityka angielskiego ministra. Lecz nie ma siły na świecie, która powstrzymałaby żołnierzy niezwyciężonej Armii Czerwonej, idących dumnie i radośnie wyzwalać z burżuazyjnego jarzma swych braci: chłopów i robotników całego świata. Zaczyna się to dzieło tak, znacząco... Potem było już tylko śmieszniej. Wyobrażałem to sobie w ten sposób: jestem śmiertelnie ranny w walce z angielskimi, krwiożerczymi pachołkami kapitalistów i leżę w szpitalu. Wiem, że umrę, ale i to wiem, że własnoręcznie zabiłem kilkudziesięciu imperialistów angielskich i zdobyłem sztandar najbardziej zezwierzęconego ich pułku. Tak. Otóż, leżę i umieram... Szkoda mi rozstawać się z życiem, bo – wiadomo – już i dwa zegarki mam, i walizkę, i buty chromowe. Ale wiem, że i po śmierci – gdy nasza potężna Rosja opanuje cały świat i będzie nim rządzić, likwidując systematyczne elementy reakcyjne – moje imię będzie wyryte złotymi literami na marmurowej tablicy, jako bohatera Światowego Związku Radzieckiego. Tak. Otóż leżę ja i kategorycznie umieram. Mnie proponują kotlety i inne takie różne kiełbasy, ale ja nic... nawet uwagi na to wszystko nie zwracam. W tym momencie otwierają się drzwi i na salę wchodzi potężnie uzbrojony oddział NKWD. Obstawiają wszystkie okna i drzwi, i trzymają broń w pogotowiu. Potem zjawiają się sami marszałkowie i generałowie, i robią szpaler od drzwi do mojego łóżka. A ja nic: leżę i umieram... Potem... potem... ukazuje się ON! Mój wódz!... Słońce Rosji i świata... On... towarzysz Stalin... Ja zrywam się z łóżka, staję na baczność i krzyczę: „Wielkiemu Stalinowi hura! hura! hura!” A ON zbliża się do mnie i mówi: – Połóż się, Michaile Nikołajewiczu. Dość napracowałeś się na chwałę naszej świętej Rosji. Ściska mi dłoń i siada na łóżku. Potem wyjmuje z kieszeni butelkę „specjalnej moskiewskiej” i nalewa mnie szklankę wódki (sobie też) i powiada: – Wypijmy, towarzyszu, na zgubę podłej Anglii i za zdrowie naszego wiernego przyjaciela, Adolfa Hitlera. No, wypiliśmy, przekąsili, a potem ON pyta: – Jak się czujesz? – Umieram – powiadam – ojczulku kochany. – To nic, głupstwo – mówi – ale imię twoje będzie nieśmiertelne. Możesz sobie umierać spokojnie. – Słucham pokornie – odpowiadam – wodzu mój kochany. I czuję, że umieram, umieram i umarłem... w obecności Stalina. Major szedł pierwszy. Za nim jeden z polskich komunistów, który wskazywał mu drogę. Potem ja, a za mną reszta oddziału. Zbliżyliśmy się do drogi i stanęli. Długo nasłuchiwaliśmy, lecz było zupełnie cicho. Major odbezpieczył pistolet, wziął od jednego z komunistów butlę nafty i ruszyliśmy dalej. Przeleźliśmy zarośniętymi krzakami rów i stanęli na drodze. Potem ostrożnie i zupełnie cicho skierowaliśmy się ku mostowi. Szliśmy w zupełnej ciszy, bo piasek był głęboki i miękki, i dobrze tłumił nasze kroki. Noc panowała tak ciemna, że nie mogliśmy dostrzec jeden drugiego. To właśnie najlepiej sprzyjało naszej śmiałej akcji. Wreszcie zbliżyliśmy się do mostu. I w tym właśnie momencie coś obok nas jak załomocze, zatrzeszczy, zatrzaska, zaturkocze!... We mnie serce zamarło. A dookoła mnie wszystko się zakotłowało. Ktoś jęknął. Ktoś inny krzyknął. Ktoś kopnął mnie w brzuch i obalił na ziemię. Rozległy się wystrzały. Widzę ja, że sprawa kiepska i że trzeba życie ratować. Więc rzuciłem ja karabin i jak machnę z drogi w las. A za mną, słyszę, ktoś goni. To ja jeszcze kroku naddałem. Z kwadrans czasu tak pędziłem, że aż powietrze w uszach furkotało. Później stanąłem, bo przekonałem się, że nikt mnie już nie ściga. Zacząłem ja pośpiesznie iść w kierunku polany, bo była między nami taka umowa, że jeśli ktoś zgubi się od oddziału, to musi czekać na innych właśnie tam. Za jakich dziesięć minut byłem ja na miejscu. Byłem bardzo dumny z siebie, że w zupełnej ciemności tak prędko machnąłem pięć kilometrów. I przypuszczałem, że jestem pierwszy. Tymczasem dostrzegłem, że ktoś w pobliżu naszego biwaku siedzi i papierosa pali. – Kto tam? – groźnie krzyknąłem. – Nie wrzeszcz, durniu! – odezwał się major. Bardzo to mnie zdziwiło. Okazało się, że on nawet mnie wyprzedził. Tak, możemy być dumni z siebie, bo nogi mamy pierwszorzędne. I nie tylko ja i major, lecz cała Armia Czerwona. Przecież w 1941 roku, mieliśmy na froncie niemieckim najmniej pięć milionów żołnierzy. A gdy Hitler na nas uderzył to potrafiliśmy tak dzielnie uciekać, że autami Niemcy nas dognać nie mogli. I dlatego tylko połowę naszej armii wzięli do niewoli. A reszta sobie choda-choda! Aż pod Moskwę. Specjalnie w tym celu, żeby hitlerowców w pułapkę zwabić. – Co tam było przy moście? – spytałem majora. – Jakaś wielka niemiecka formacja. Pewnie nawet z czołgami, bo coś tam dudniło na cały las. A potem zatrzymali się i chyba cofnęli w panice... Tak, można powiedzieć, że dzisiaj opóźnimy poważnie wycofywanie się hitlerowców. To może spowodować wielką ich klęskę. Po pewnym czasie przyszli nasi bojcy. Dwóch było razem a dwóch pojedynczo. Jeden z nich miał mocno podbite oko, a drugi naderwane ucho. Słowem: i nam trochę się dostało. A major twierdzi, że go czołg potrącił, lecz wskutek uderzenia wywrócił się do rowu. Lecz ja trochę podejrzewam, że to wcale nie czołg, lecz ja właśnie majora głową w brzuch machnąłem, żeby sobie drogę do ucieczki utorować. Dopiero nad ranem przyszli polscy komuniści. Dwóch z nich niosło trzeciego. Głowę on miał okrwawioną. Lewego oka wcale nie widać. I strasznie cuchnął naftą. Major zbadał go dokładnie i stwierdził, że po nim niemiecki czołg przejechał i zalał go benzyną. A nie zmiażdżył tylko dlatego, że droga była wklęsł. Lecz ja dlaczegoś jestem pewien, że to właśnie major, w zamieszaniu, machnął go butlą nafty po głowie. Zaczęliśmy pytać, kto strzelał? Jeden z bojców powiedział, że to on wystrzelił do niemieckiego generała, który jechał na białym koniu na czele armii... Jednak było tam coś bardzo poważnego i mamy szczęście, że wszyscyśmy ocaleli. Zawdzięczać to możemy tylko swej odwadze i niezwykłej przytomności umysłu. Ale muszę opowiedzieć to wszystko kolejno. Dowódca pułku wydelegował majora Pituchowa i mnie do Starej Wilejki. Musieliśmy obejrzeć tam kwatery dla naszego pułku, który, prawdopodobnie, wkrótce przeprowadzi się tam. Na dworcu, jako oficerowie, zajęliśmy miejsca w miękkim wagonie. W tymże przedziale jakiś brzuchaty kapitalista z żoną i córką. Córeczka nawet niczego sobie, taka różowa i biała jak lalka. Pończochy u niej na nogach leżą jak przyklejone. Cholera wie jak te burżujki to robią, bo podwiązek przy kolanach nie zauważyłem, chociaż usilnie, w miarę możliwości, zaglądałem. Sukieneczka ef – ef! Wszystko prześwieca. No i włosy falami uczesane. Po prostu aktorka. A może i była aktorka... Bardzo ja nią zainteresowałem się. A i major Pietuchow, chociaż to stary już chrzan, na nią wciąż zerka i co dwie minuty z kieszeni zegarek wyjmuje... niby popatrzeć, która godzina. Kokietuje ją. Więc ja też rękaw do góry podciągnąłem, żeby „Omegę” uwidocznić należycie. I zauważyłem, że panienka na mnie częściej spogląda jak na majora. Więc ja do niej uśmiechać się i pomrugiwać zacząłem, oraz kolanem trącać bardzo znacząco. Ale major Pietuchow widocznie to dostrzegł, bo nagle powiedział do mnie służbowym głosem: – Towarzyszu lejtnancie, proszę przejść do innego przedziału. Wiecie dobrze, że młodszym oficerom nie wolno spoufalać się ze starszymi! – Słucham! – powiedziałem i wyszedłem do przedziału po drugiej stronie korytarza. A tam jakaś starucha z dwojgiem dzieci jechała i silnie podejrzany typ, męskiego rodzaju, w wysokich butach na nogach. Sami rozumiecie, kto może posiadać buty z cholewami z prawdziwej skóry! Znamy się na tym dobrze!...Ale nic. Jadę ja sobie i do tamtego przedziału, gdzie byłem poprzednio, zerkam. Widzę major Pietuchow na moje miejsce – naprzeciw tamtej burżujeczki – przesiadł się i na całego czaruje! To na zegarek popatrzy, to wspaniałą niklową papierośnicę z kieszeni wyjmuje i papierosa zapala... No, nic, może i ja kiedyś do majora dochrapię się. Wówczas też potrafię odpowiednio nosa zadzierać! Troczę mi smutno było jechać samemu, ale jakoś czas leciał. W pewnym momencie zauważyłem, że major Pietuchow proponuje papierosa tamtej burżujce i coś do niej gada. Ale ona popatrzyła na niego i nic nie mówiąc w inny kąt przedziału przesiadła. Ja bym za takie coś z miejsca w mordę bił! Powinna być dumna, że oficer Armii Czerwonej raczył na nią uwagę zwrócić!... W tym momencie dostrzegłem ja, że jej ojciec – tłusty kapitalista – wstał i zdjął z siatki teczkę. Postawił ją na kolanach i zaczął klapę odpinać. A potem... widzę ja: hiena wyjmuje z teczki pocisk i ku majorowi zerka. Zapalnik u pocisku błysnął, a burżuj go w tył na siedzenie postawił i klapę u teczki zapina. Mnie z początku zimno zrobiło się, a potem gorąco. Odpiąłem ja futerał i pistolet do połowy wyciągnąłem. Czekam, co będzie dalej? A burżuj po stronach rozejrzał się i ręką w tył pocisk sięga. Postawił go miedzy kolana i zapalnikiem manipuluje. Zrozumiałem ja, że nie ma ani chwili czasu do stracenia, bo nie tylko major Pietuchow może zginąć, lecz – jeśli pocisk silny – i ja nie ocaleję. Więc drzwi z mego przedziału szarpnąłem, na korytarz wyskoczyłem i burżujowi dwie kule między oczy wlepiłem. Ani zipnął. Zaczął na bok osuwać się. A ja pocisk ostrożnie chwyciłem i do majora krzyczę: – Widzicie, towarzyszu, ten burżujski pies chciał was zgładzić ze świta! Cale szczęście, że ja to zauważyłem i w porę mu przeszkodziłem! Major Pietuchow zbladł i też za pistolet chwycił się. Kazaliśmy burżujkom w kącie przedziału usiąść. Jedna z nich zaraz zemdlała. A ja z mojego przedziału tamtego, podłego, faszystę przychwyciłem i razem ich ulokowałem. Na pewno wspólnikiem ich był. Na stacji w Mołodecznie zostałem ja w wagonie aresztowanych pilnować, a major Pietuchow przyprowadził milicjonerów z posterunku kolejowego. Czarny wyszedł, a major zadzwonił do wartowni: – Zraz tam polski ksiądz przyjdzie. Oddać dokumenty i wypuścić. Potem major do mnie zwrócił się: – Tamta historia w pociągu tobie udała się! – Zawsze i wszędzie staram się jak mogę i czujność komunistyczną wykazuję. – Ale ty, w tym wypadku trochę przestarałeś się! Ot co. – Dlaczego? – Zaraz ja ci to dokładnie wytłumaczę. Major podszedł do mnie i tak trzasnął w mordę z lewa, że ja aż głową o ścianę walnąłem. Poprawił z prawa jeszcze mocniej i poszedł w kąt pokoju do szafy. Ja trochę oprzytomniałem. Palcem z nosa krew wycieram i myślę sobie tak: „O co mu poszło? Bije w sposób służbowy, więc powód jest dostateczny. Ale jaki? Może ktoś czegoś na mnie nagadał? Ale kto? A najgorsze jest to, że nawet nie wiem, do czego się przyznać? Do jakiego przewinienia albo niedociągnięcia?” Tymczasem major wyjął z szafy pocisk, który ja burżujowi w pociągu odebrałem i postawił go na stole. – Poznajesz to? – spytał mnie. – Poznaję, towarzyszu majorze. – Więc chodź tu i przyjrzyj się lepiej. Zbliżyłem się ja do stołu. Major zaczął w pocisku zapalnik odkręcać. Potem zdjął go. Patrzę: duży korek widać. Wyjął major korek z pocisku i mówi: – Patrz do środka!... Co tam jest? – Nic. – Otóż to właśnie, nic... A ty durniu za to człowieka zabiłeś!... Mnie tu nie chodzi o człowieka, bo to nie ruski nawet. Ale chodzi o to, że ty, idioto, nas ośmieszasz. Przez was takich durniów jak ty, wszyscy z nas kpią. Czy ty rozumiesz, że to jest termos? – Rozumiem... termos... – Otóż to... W takim termosie można długo gorącą wodę albo herbatę trzymać. – Rozumiem, towarzyszu majorze. Zrobiłem niedociągnięcie i bardzo przepraszam. Chciałem bronić mego dowódcy od zamachu plugawego kapitalisty. – Jaki on tam kapitalista był! Zwykły stolarz ze Starej Wilejki, z żoną i córką wracali z pogrzebu syna jego. A tymczasem ty z niego nieboszczyka zrobiłeś. A żona jego ze strachu zwariowała. – Omyliłem się, towarzyszu majorze. Bardzo przepraszam. I skąd ja mogłem wiedzieć, że taki termos istnieje?... Akurat: pocisk. Major odniósł termos do szafy, potem usiadł przy biurku. Był widocznie, w dobrym humorze, bo więcej w mordę ani razu nie dostałem. Powiedział w końcu tak: – Sprawy z tego nie będziesz miał. O termosie tym nikomu nie gadaj. Był pocisk i już. A następny raz lepiej uważaj i nie rób z siebie takiego durnia. A teraz wynoś się stąd bydlaku! – Dziękuję bardzo, towarzyszu majorze. Poproszę o przepustkę z gmachu. – Zadzwonię do wartowni: wypuszczą. Wyszedłem ja z gabinetu majora na korytarz. W głowie mi trochę kołowało... Ciężką rękę ma major! Zdawało się, że tak leciutko w mordę bije, a czuję z lewa – jak językiem dotknę boczne zęby się ruszają. Tak, wprawę ma i robotę dobrze prowadzi. Od razu widać wyższą specjalizację!... A jak on tamtego Czarnego obrabiał!... Bardzo przyjemnie było posłuchać. Takim to sposobem, przez tych przeklętych polskich burżujów, ja zamiast orderu i awansów dostałem dwa razy w mordę. I szczęście mam, że chociaż na tym tylko się skończyło. A zawdzięczać to mogę jedynie brakowi, w tej przeklętej Polsce, najprymitywniejszej kultury!... Toż śmiechu warte! Termosy im potrzebne, żeby gorącą wodę wozić!... U nas w Związku Radzieckim, na każdej większej stacji, gdzieś z boczku kocioł stoi. I często zdarza się, że i ciepła woda w nim bywa. To ja rozumiem: CYWILIZACJA! A tu nawet wodę trzeba ze sobą w drogę brać! Kul-tu-ra! Tylko napluć na to wszystko i nogą rozetrzeć! Książka w całości jest dostępna tutaj: http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=15&t=4413
-
Nie mówię, że wszystkie. Ale na pewno jakoś zostały te siły zmarnowane, podobnie, jak cała rzesza spadochroniarzy, wysłana na bezsensowną rzeź. W każdym razie, Sowieci nie bardzo błysnęli siłami specjalnymi podczas II WŚ. Chyba, że takie przypadki są - ale nawet w nomenklaturze z PRL nie natknąłem się na coś podobnego. Zaprzeczam, bo celem komandosów nie było straszenie tyłowych oddziałów wroga i bawienie się w partyzantów, tylko precyzyjne uderzenie, zniszczenie celu i błyskawiczne zniknięcie. Odetniesz jedną głowę... Elitarne były na pewno. Ale nie były to siły specjalne. Spadochroniarze byli integralną częścią armii, współdziałali z nią i podlegali jej oficerom, zaś jednostki te nie miały zbyt szerokiej autonomii, a ich zadania były z reguły częścią operacji armii. ... bo wyszkoleniem musieli nadrabiać to, czego nie posiadali. Nie mieli artylerii, czołgów, cięższej broni ppanc. ani plot. I z reguły wykonywali najniebezpieczniejsze zadania w walce - byli zrzucani bezpośrednio na tyły wroga lub w rejon najcięższych walk i najczęściej walczyli odcięci, czekając na przybycie sił głównych. Wszystko tłumaczy ten dialog: -You are going to Bastogne, you are going to be cut off! -So what? We've always been cut off! Przy okazji, trzymajmy się tematu - dotyczy on jednostek specjalnych, zatem nie róbmy z niego śmietnika i nie wrzucajmy tego, co nam sie żywnie podoba do jednego wora. Jak już, to WDW - Wozduszno-Diesantnyje Wojska. Jesteśmy w Polsce, nie w USA, zatem proszę, aby dbać o konkretny język. I Widiowy zwięźle powiedział, o co chodzi.