-
Zawartość
566 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez jakober
-
Purpura w starożytności: kolor, wartość i symbolika
jakober odpowiedział jakober → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
W kontekście purpury i jej znaczenia nasunęło mi się w międzyczasie pytanie, "z zupełnie innej beczki", które najpierw zobrazuję: W Ewangelii Św. Jana znajdujemy opis, w którym Piłat nakazuje ubiczować Jezusa Nazarejczyka, po czym żołnierze m.in. ubierają go w purpurowy płaszcz (J 19,2) - 'parfyrou himation', jak brzmi ten fragment w języku greckim, w którym księga została spisana. Takim następnie wyprowadza go Piłat przed Żydów - m.in. ubranego w purpurowy płaszcz (J 19,15) - i mówi: „Oto prowadzę wam Go, abyście poznali, że nie znajduję w Nim żadnej winy.” oraz: „Oto człowiek.”. Jeśli patrzeć wyłącznie z historycznego punktu widzenia, w oparciu o relacje Pliniusza Starszego na temat używania materiałów z purpury, to czy nałożenie „płaszcza purpurowego” na kogoś, kto nie ma prawa do jego noszenia, nie jest wydaniem na niego wyroku? Czy istnieje możliwość, by autorowi Ewangelii św. Jana mogło być nieznane znaczenie purpury w Rzymie? Jeżeli był jej świadomy, to jaka symbolika może kryć się za tym obrazem? -
Purpura w starożytności: kolor, wartość i symbolika
jakober odpowiedział jakober → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Niestety, nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy i jaką nazwę stosowano dla szkła barwionego złotem. W ogóle, według Stuarta J. Fleminga „Roman Glass: Reflections of Everyday Life”, 1997 , mimo iż w I w p.n.e. już od dawna w języku greckim istniało słowo na szkło: hyalos, to w ówczesnej łacinie nie było jeszcze jego odpowiednika. Fleming wiąże to z właściwością szkła – jego kruchością, która sprawiała, że szkło należało do podrzędnych materiałów. Dopiero rozwój technologii produkcji przedmiotów szklanych doprowadził do wzorstu jego znaczenia i zastosowania (odkrycie w Syrii piszczeli szklarskiej i szkła dmuchanego, czy rozwój techniki produkcji wyrafinowanych naczyń szklanych jak diatretum (greckie: διατρητων) przez diatretarii aleksandryjskich i nadreńskich). Pojęcie łacińskie vitrum w odniesieniu do szkła pojawia się w połowie I w n.e. w „Satyrykach” Petroniusza: „Nie miejcie mi za złe tego, co powiem: ja wolę sobie szkło, przynajmniej go nie czuć. Gdyby nie było tak tłukliwe, wolałbym je nawet od złota; teraz jednak jest za tanie. Był jednak raz szklarz, który zrobił szklaną czarę, co się nie tłukła. Został dopuszczony z darem swym przed oblicze cesarza, potem kazał cesarzowi oddać go sobie i cisnął go na podłogę. Cesarz nie mógł przestraszyć się bardziej. Lecz ów podniósł z ziemi szklaną czarę, która była załamana, jak miedziane naczynie; potem wyjął z zanadrza młoteczek i spokojnie doprowadził czarę do porządku. Uczyniwszy to, mniemał, że jest u celu najśmielszych życzeń, zwłaszcza gdy cesarz rzekł doń: „Czy kto inny jeszcze zna ten sposób sporządzania szkła?” Zważcie tylko! Gdy ów powiedział, że nie, cesarz kazał odrąbać mu głowę: bo gdyby się o tym dowiedziano, uważalibyśmy złoto za błoto.” (z: "Uczta Trymalchiona" w przekładzie Leopolda Staffa) W tym kontekście nie zdziwiłoby mnie osobiście, gdyby się okazało, że dla barwionego szkła, niezależnie od użytych minerałów i jego koloru, nie zdążyło wyodrębnić się w klasycznej łacinie jakieś konkretne słowo. Wracając natomiast do purpury, to technikę barwienie szkła na purpurowo znano w starożytnych kulturach. Używano do tego piroluzytu – minerału będącego dwutlenkiem manganu, w Grecji zwanego najpierw μάγνης (magnes) ze względu na swe pochodzenie z Magnezji (podobnie jak i inny minerał – magnetyt), później, dla odróżnienia od magnetytu posiadającego właściwości magnetyczne nazywano go μαγνησία (magnesia). Piroluzyt używany był jako czarny pigment, ale również jako domieszka przy produkcji szkła, mająca szkło odbarwić (stąd nazwa pochodząca od połączenia greckiego πυρος (pyros) – ogień oraz λούω (lou) - zmywać). Dodanie niewielkiej ilości piroluzytu służyło bowiem pozbawianiu zielonkawo-żółtawego odcienia szkła wynikającego z naturalnej zawartości żelaza i tym samym produkcji szkła bezbarwnego. Dodanie większej ilości piroluzytu zabarwiało z kolei szkło na barwę od różowawej, przez purpurową, po czarnawą (w zależności od ilości dodanego minerału). Szkło barwione używali Rzymianie nie tylko przy produkcji naczyń. W czasach, w których Pliniusz czy Witruwiusz narzekali na rozprzestrzeniającą się w Rzymie modę na „połysk” i „pstrokaciznę”, rozprezstrzeniła się też m.in. moda na mozaiki wykonywane z małych elementów bawionego szkła – tesserae. Przykłady barwionych rzymskich naczyń szklanych znalazłem na stronie poświęconej wystawie antycznej sztuki szklanej w Monachium, z 2018 roku. -
Ryksa śląska. Polska księżniczka, która została cesarzową Hiszpanii
jakober odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → XII - XIII wiek
Hans Dobbertin w swojej krótkiej pracy „Die Paistin Richeza von Everstein und Ihre Verwandschaft” nie podał nazwy kroniki Albericha z Trois-Fontaines, w której zawarty jest fragment poświęcony "Riccesie" i jej małżonkowi Albertowi von Everstein, a ja zapomniałe to jeszcze sprawdzić. Chodzi o cysterskiego mnicha i kronikarza Alberyka z Trois-Fontaines oraz jego uniwersalną kronikę „Chronica Alberici Monachi Trium Fontium”. Dalej, postanowiłem jeszcze krótko sprawdzić, czy istnieją inne opracowania, niż jedynie Dobbertina mówiące o piastowskiej księżniczce poślubionej grafowi von Everstein. Znalazłem między innymi opracowanie prof. D. J. Meyera (niestety, nie potrafię dotrzeć do danych na temat profesora) „Zur genealogie der Grafen von Everstein (Weser)”. Jeszcze wcześniejszym opracowaniem jest "Die Herrschaften Everstein, Homburg u. Spiegelberg” Georga Schnatha, niemieckiego historyka i archiwisty, z 1922 roku. Przeglądając dostępne w internecie strony poświęcone genealogii czy biografiom (jak naprzykład Deutsche Biographie) mam wrażenie, że przez uzupłniających wpisy dla genealogii rodu von Everstein przyjęte jest za pewnik, że żoną Alberta II won Everstein była Ryksa śląska. Zatem wątek tej piastówny nie jest znouw tak obcy i obojętny. Może zatem zapis fragmentu z kroniki Alberyka z Trois-Fontaines wymagałby głębszej analizy również ze strony polskich historyków? Z polskich historyków kronice tej poświęca swoją uwagę prof. dr hab. Andrzej Marek Wyrwa z Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, historyk i archeolog specjalizujący się w historii średniowiecza oraz dziejach zakonu cysterskiego. Być może możnaby z panem profesorem na temat interpretacji przedmiotowego fragmentu z „Chronica Alberici Monachi Trium Fontium” porozmawiać. -
Ryksa śląska. Polska księżniczka, która została cesarzową Hiszpanii
jakober odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → XII - XIII wiek
Okay, pozwoliłem sobie spędzić parę godzin, żeby poszperać w tym, co do znalezienia jest od ręki w internecie. Trop Rychezy śląskiej w oparciu o "Die Piastin Richeza von Everstein und ihre Verwandtschaft", Schriftenreihe der Genealogischen Gesellschaft Hameln 14, 1957 Hansa Dobbertina: W czasie II wojny światowej w wyniku bombardowań zniszczony został przyklasztorny kościół pod wezwaniem św. Vicelina klasztoru cysterskiego Amelungsborn. W tym kościele, wzniesionym przez mnichów z Altenkamp koło Cleve w 1135 roku w pobliżu zamków Everstein i Homburg, była przypuszczalnie pochowana w okolicy lat 1180/1185 hrabina (Gräfin) „Rikeze” von Everstein. Dokładny rok jej śmierci nie jest znany, jednakże rocznice jej śmierci były (są?) obchodzona w klasztorze Amelungsborn 16 czerwca. Odpowiedź na to kim była owa „Rikeze” częściowo daje sporządzona w 1250 roku kronika Albericha z Trois-Fontaines: „Rikessa, córka króla Rusi Mieszka [w niemieckim tekście, który tu referuję i z którego przytaczam ów cytat, użyte jest słowo Rußland, a nie ma niestety tekstu łacińskiego z nazwą kraju; jednak w owym czasie nie było Rosji, więc pozwalam sobie tłumaczyć jako Ruś.], wdowa po grafie Kastylii i grafie Aragonii, żona grafa Alberta von Evenstein, matka grafa Alberta von Evenstein młodszego, który z kolei poślubił siostrę palatyna Ottona Wittelsbacha i bratanicę arcybiskupa Moguncji Konrada, owdowiałą grafinę, z którą miał siedmiu synów, w tym najstarszego prepozyta Ottona von Aachen”. „Częściowo”, gdyż, o ile w opisanej linii męskiej von Evenstein wszystko się zgadza, o tyle w przypadku „Rikessa, córka króla Rusi Mieszka” nie zgadza się nic z naszą wiedzą historyczną. Po pierwsze, na Rusi nie było władców o imieniu Mieszko i nie byli królami. Po drugie, Ruś była krajem prawosławnym, więc ciężko sobie wyobrazić, by Rikessa wyszła kolejno za możnych hiszpańskich i niemieckich i fundowała katolickie klasztory? Co do „króla Rusi”, Dobbertin tłumaczy, że powodem pomyłki mogło być słabe rozeznanie ówczesnych kronikarzy zachodnich we władcach i krajach Europy wschodniej. Tu rzeczywiście trzeba może wziąć pod uwagę, że w okresie powstania przytaczanej kroniki w Polsce panowało rozbicie dzielnicowe a Ruś kijowska właśnie przestała istnieć po najeździe Mongołów, tak więc nazwa „Polska” lub „Ruś” mogły być jednakową abstrakcją dla średniowiecznego kronikarza z klasztoru na obrzeżach Szampanii. Natomiast wyjaśnieniem przywołanego imienia króla „Mieszka” może być to, iż owszem, Mieszko Stary był bratem przyrodnim Władysława Wygnańca, ojca Ryksy. Matką Władysława Wygnańca zaś była Zbysława, księżniczka ruska. Kronikarz piszący o postaciach sprzed niemal wieku, ze wschodnich obrzeży Europy, mógł obco mu brzmiące imiona pomieszać. Kolejnym problemem z zapisem mnicha z Trois-Fontaines są wymienieni wcześniejsi małżonkowie „Rikessy”: graf kastylijski i graf aragoński. Tutaj Dobbertin tłumaczy to zawiłościami genealogicznymi w przypadku dwóch pierwszych mężów Ryksy. Kastylia długi czas istniała jako księstwo, i w czasach Ryksy oraz (późniejszych) kronikarza Albericha, jej związek z Królestwem Leon był niestabilny. Ojcem Alfonsa VII był hrabia Rajmund Burgundzki, mąż królowej Urraki I Kastylijskiej (przy okazji pierwszej w historii średniowiecza królowej władającej na prawie dziedziczenia tronu). Z kolei po śmierci Alfonsa II (Imperatora), na skutek złych stosunków z pasierbami, królowa-wdowa przeniosła się do Królestwa Aragonii. Tam, w 1162 roku poślubiła Rajmunda Berengara z dworu barcelońskiego, hrabiego Prowansji (co do tego, który to był z kolei Rajmund Berengar różni autorzy podają inne „numery”. Według Dobbertina był to Rajmund Berengar V, według Flocel Sabaté („The Crown of Aragon: A Singular Mediterranean Empire”, 2017; Rozdział 3.2 Provence „within” the Empire (1162), str. 102) był to Rajmund Berengar III... A średniowieczny kronikarz Alberich nie podjął się nazwania z imienia i numeru „grafa Aragonii”). W każdym razie małżeństwo domówione zostało przez Rajmunda Berengara IV Świętego, hrabiego (Graf) Barcelony i księca Aragonii, wujka Rajmunda Berengara III (prowansalskiego) oraz Fryderyka Barbarossę, który potrzebował wsparcia władcy barcelońskiego w sporze przeciw papieżowi Aleksandrowi III. Dobbertin jest przekonany, że w relacji kronikarskiej z 1250 roku dotyczącej małżonki Alberta von Evenstein chodzi o córkę Władysława II Wygnańca. W swej pracy z 1957 roku Dobbertin próbuje obalić tezę, że Ryksa śląska poślubiła Rajmunda V z Tuluzy, który w 1176 roku zgłosił swoje pretensje do jej posagu, a nie Alberta II von Evenstein. Na ile się zorientowałem, według Dobbertina to właśnie wzmianka o roszczeniu w 1176 była dla wcześniejszych badaczy podstawą do twierdzenia o ślubie tych dwojga. Pierwsze pytanie: co to za posag? Otóż Dobbertin przytacza za „Monumenta Germaniae Historica. Constitutiones et acta publica imperatorum et regnum inde ab a. DCCCCXI usque ad a. MCXCVII (911-1197)”, 1893 „obszar między Durance, morzem, Alpami i starym Rodanem, aż do ziemi Alfonsa (hrabiego Alfonsa II, króla Aragonii) i po tejże stronie Durance sive in Aviniona seu in allis castris, dalej ziemie Arelat z miastem Arlesund hrabstwo Forcalquier, po śmierci hrabiego Rajmunda z Barcelony (=Rajmund Berengar IV Święty, który zmienił imię na Alfons; ojciec Rajmunda Berengara V = Alfonsa II) w dniu 18 sierpnia 1162 roku w Turynie nadał cesarz Fryderyk I hiszpańskiej królowej Richildis (Richildis Spaniarum regina) i jej mężowi Rajmundowi, bratankowi zmarłego hrabiego Rajmunda (= Rajmunda Berengara IV Świętego) w lenno. Świadkami byli m.in. biskup Hermann z Hildesheim oraz Ladislaus (= Władysław II) dux Polonorum.” (za „ Die Piastin Richeza...”; numerację Rajmundów i Alfonsów w dopowiedzeniach Dobbertina skorygowałem w oparciu o inforamcje z „The Crown of Aragon....”, żeby trzymać się jednego systemu. Dobbertin najwyraźniej pododawał każdemu po jednej „kresce”. Swoją drogą, jeśli ktoś do tej pory narzekał na polskie linie dynastii Piastów ze względu na ilość „numerków” i powarzalność imion, to polecam Hiszpanię tamtych czasów. Tu niemal na każdym stołku siedział Rajmund, który jak tylko mógł, stawał się Alfonsem ). A zatam chodzi o ziemie, które wdowa Ryksa królowa Hiszpanii ze swoim mężem hrabią Rajmundem otrzymała w lenno od Fryderyka Barbarossy, i które w 1166 roku, po śmierci swego męża hrabiego Rajmunda prowansalskiego, nadal posiadała, jakoże jej małżeństwo z Rajumndem zaowocowało jedynie córką – Douce II Prowansalską. Drugie pytanie: data? Na ile udało mi się zorientować, data 1176 może pochodzić z wydanego w 1730 roku dzieła Clauda de Vic i Josepha Vaissète: „Historie générale de Languedoc”. Dobbertin w swej pracy w 1957 roku poddaje w wątpliwość datę 1176 twierdząc, iż może to być pomyłka w odczycie/zapisie daty cyframi rzymskimi (nie MCLXXVI a MCCXXVI). Twierdzi, że Rajmund V poślubiając Ryksę po rozwodzie ze swoją żoną Konstancją, córką Ludwika VI, wdałby się w konflikt z królem Francji i sugeruje, iż ewentualna data 1226 pasowałaby chronologicznie do późniejszych wydarzeń. Jednakże tu należy wskazać, iż już sam fakt nieszczęsliwego małżeństwa z Rajmunda V z Tuluzy z Konstancją oraz ich rozwód dopięty w 1166 roku uczynił z Rajmunda przeciwnika Ludwika VII Młodego. Flocel Sabaté w swojej wydanej w 2017 roku pracy natomiast, opierając się również na „Historie générale de Languedoc” nie neguje daty 1176. Wskazuje natomiast, iż w rzeczy samej, miały miejsce zaręczyny tak córki Ryksy i Rajmunda prowansalskiego jak i samej Ryksy z, odpowiednio, synem Rajmunda V z Tuluzy i z samym Rajmundem. Celem było zbliżenie dynastii z Tuluzy do Hohenstaufów. Zapobiegł jednak temu dwór Alfonsa II króla Aragonii, kuzyna Rajmunda III prowansalskiego i zięcia Ryksy królowej Hiszpanii. Uzyskawszy poparcie pana na Montpellier i pana na Baux, domów Nabronne i Béziers, episkopatu Prowansji oraz zawarłszy alianz z Genuą, wypowiedział mającą trwać osiem lat wojnę Rajmundowi V z Tuluzy i zmusił go tym samym do odstąpienia od obu zaręczyn. Według informacji na angielskiej Wiki z opisem wydarzeń odtworzonym przez Sabaté w „The Crown of Aragon....” zgadza się większość współczesnych badaczy. A zatem współczesne badania wskazują, że Ryksa nie poślubiła Rajmunda V z Tuluzy. Fragment z XIII-wiecznej kroniki Albericha z Trois-Fontaines zdaje się natomiast z dużym prawdopodobieństwem wskazywać, iż poślubiła ona Alberta II von Evenstein. Dalej w swojej pracy Dobbertin przedstawia możliwości istniejących powiązań, kóre mogły do tego mariażu doprowadzić. Nie będę tu wszystkiego przytaczał, gdyż wymagałoby to kolejnych godzin tłumaczenia i sprawdzania zgodności z oficjalnie przyjętymi zdarzeniami. Dobbertin wskazuje jednakże, iż mała Ryksa wychowywała się, po ucieczce rodziny z ziem polskich, pod osłoną Konrada III Hochenstaufa, szwagra swego ojca, w jednym z jego zamków: Altenburg nad Pleiße. W 1152 - roku śmierci Konrada III - poślubiła Alfonsa VII. Dobbertin wysuwa możliwość, iż po śmierci Alfonsa II i przed poślubieniem prowansalskiego Rajmunda Berengara III, Ryksa mogła przebywać ponownie w Altenburgu i tam poznać panującego m. ni. nad leżącym na południe od Altenburga Plauen, grafa Alberta II von Evenstein. Ponadto graf von Evenstein przebywał w 1164 roku w Italii, a w 1170 roku razem z Henrykiem Lwem na dworze Fryderyka I Barbarossy w Frankfurcie nad Menem. Odnotowywany był częściej u boku cesarza, m in. w kwietniu 1180 roku w Gelhausen, 28 sierpnia 1180 r. w Halberstadt, 20 lipca 1184 w gelnhausen, 29 września 1188 roku w Altenburgu. ... Oczywiście, powyższe rozważania z "Die Piastin Richeza von Everstein...” niczego nie przesądzają. W wielu miejscach popełnia też Dobbertin błędy (jak m.in. przypisywanie błędnej kolejności rodowej rozważanym dynastiom panów krain hiszpańskich, niezgodna z powszechnie przyjmowaną data śmierci Władysława Wygnańca); wiele bazuje na rozważaniach, które (nie znając dokumentów świadczących o dziejach rodu Everstein) trudno zweryfikować. Ja, intersując się historią jednie z zamiłowania, nie jestem w stanie teraz na szybko zweryfikować, czy Władysłw II Wygnaniec towarzyszył Fryderykowi Barbarossie podczas jego koronacji cesarskiej w Italii, na ile bliskie były jego kontakty z cesarzem lub czy Ryksa otrzymała od swego męża Rajmunda Berengara III w dożywocie hrabstwo Venaissin z Awinionem lub czy sprowadziła na dwór Evensteina kulutrę i język francuski lub chociaż swego ministra z Prowansji. To mogą zweryfikować specjaliści w wiedzy historycznej. Niemniej istotne, moim zadaniem, jest to, iż wśród przynajmniej zachodnich badaczy zdaje się utrwalać pogląd, iż Ryksa nie poślubiła Rajmunda V Tuluzy oraz że w zapisie kroniki z 1250 roku istnieje bardzo wiele zbieżności, które mogą wskazywać na jej trzecie małeństwo z grafem niemieckim. -
O konotacjach "niebieskiego" w starożytności
jakober odpowiedział secesjonista → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Współcześni badacze* wskazują, że w języku łacińskim caeruleus odnosiło się w swym podstawowym znaczeniu przede wszystkim do „głęboki”, a dopiero potem ewentualnie do „niebieski”. W tym sensie odnosił się ten wyraz do morza (bardziej do jego głębin niż koloru) czy do nieba burzowego. Podobne mogą być powody dla używania wyrazów o konotacji niebieskiej do opisywania stanu emocjonalnego (np. gniewu, złośliwości) czy może nawet do koloru oczu i wiązanego z nim charakteru, jak w przypadku dwóch cytatów, które swego czasu przytoczyłeś secesjonisto: Im dłużej przeglądam różne opracowania, cytaty ze starożytnych oraz opisy zachowanych zabytków, tym bardziej rodzi się we mnie myśl, że niebieski był u antycznych Greków (może też i Rzymian) ekwiwalentem ciemności, lub może trafniej – otchłani. Miejsca, do którego nie dociera światło. Podobnie, jak czerwień – o czym badacze mówią – była kolorem bogów (przynajmniej u starożytnych Greków) i słońca. Ściany wnętrz świątyń mykeńskich czy greckich były malowane na czerwono, podobnie jak i często posągi bogów. Tymczasem wnętrza grobowców były w starożytnej Grecji malowane na niebiesko. Inny przykład: kiedyś, w wątku o wizerunku diabła w średniowieczu podłączyłem link do tekstu z National Geographic, w którym przedstawiona była jedna z mozaik w bazylice Sant’Apollinare Nuovo w Rawennie, z ewangeliczną sceną sądu: pośrodku siedzący Chrystus w szacie purpurowej, po jego prawicy anioł czerwony, po jego lewicy – niebieski. Kolor szaty Chrystusa wydaje się być zrozumiały, jeśli przypomnimy sobie, iż mozaika ta jest dziełem sztuki biznatyjskiej, w którym to Bizancjum purpura to symbol najwyższej władzy. U stóp anioła czerwonego zebrane są owce – ci, którzy przeznaczeni są „ku światłości”. U stóp anioła niebieskiego zebrane są kozły – ci, którzy przeznaczeni są „ku wiecznej otchłani”. * W internecie, niestety, mam dostęp do jedynie wstępu książki Marka Bradley'a „Colour and Meaning in Ancient Rome”, Cambridge Classical Studies, 2009. Ponieważ jednak ta pozycja zapowiada się niezmiernie ciekawie, postaram się ją poznać w całości. -
Purpura w starożytności: kolor, wartość i symbolika
jakober odpowiedział jakober → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Jeśli chodzi o kolor, to Demokryt pisząc o purpurze (πορφυρός 'porfyros') mówił o niej jako barwie uzyskanej z mieszania trzech barw podstawowych, gdzie stosunek czerwieni był najwyższy, czerni najniższy, a średni bieli. „Obecność czerwieni i czerni jest rozpoznawalna dla oka; czystość ('phaneron') i połysk ('lampron') dowodzą, iż obecna jest też biel, gdyż to biel przynosi tego rodzaju efekty” (za: G.M. Stratton „Theophrastus and the Greek Physiological Psychology before Aristotle”, 1917). Opisom starożytnych Greków i Mykeńczyków towarzyszy drugie ukryte znaczenie: ruch i zmiana. Poeta Menander (IV w.p.n.e.) opisując purpurowy materiał, pisał o przeplatanych ze sobą purpurowych i białych niciach, co w zależności od światła i ruchu dawało efekt mienienia się i połysku. Ale ową zmienność i ruch odnieść można też do procesu barwienia i zachądzacych w jego trakcie zmian koloru. Barwnik uzyskiwano z wyciągu z mięczaków morskich z gatunków Murex brandaris, Murex trunculus oraz Purpura haemastoma. Pliniusz Starszy opisując sposób barwienia purpurą zwracał uwagę na to, iż poprzez wykorzystanie barwnika uzyskanego z dwóch gatunków ślimaków: 'buccium' ( Purpura haemastoma); któremu przypisywał sam w sobie szybko matowiejący, ale jakże istotny ciemny kolor (granatowo-zielony); oraz 'pelagia' tudzież 'purpura' (Murex brandaris); dający jego zdaniem niepełnowarotściowy kolor czerwony; można było uzyskać kolor materii o najwyższej pożądanej jakości. Przy czym zalecał: „Jeśli chce się uzyskać kolor [purpurę] tyryjski, należy wełnę najpierw nasycić pelagią, gdy ta jeszcze surowa i niegotowana w kotle, a dopiero potem buccium. Ta barwa będzie najczęściej ceniona, gdy jak zakrzepła krew wygląda, z góry patrząc czarnawa, z boku jednak patrząc błyszczącą się jawi” (własne tłumaczenie z niemieckiego przekładu Pliniusza Starszego, Naturalis historia, Księga IX, 62) Tu może widać ślady tego, o czym pisze przytaczana przez Ciebie secesjonisto pani Tigler - fascynacja "krwistością" purpury. Chociaż u Johna Gage'a czytałem, że starożytnych fascynował przede wszystkim "połysk" purpurowej materii, w którym widzieli światło i niebiańską naturę. Wracając jeszcze do farbowania: skoro podczas farbowania purpurą, uzyskany ze ślimaków barwnik przybierał wraz z biegiem procesu różne kolory: od żółtego, niebieskiego i czerwonego, aż do granatowo-zielonego, to jeśli spojrzeć na wartość barwnika jedynie pod kątem praco- i materiałochłonności jego wykonania (to dla uzyskania właśnie podwójnie barwionej purpury tyryjskiej potrzeba było często przytaczane jako ogólnie dla purpury 8000 ślimaków na 1 gram barwnika), pojawia się pytanie: dlaczego zatem nie cieszyły się tym samym powodzeniem inne barwy, jakie powstawały w trakcie barwienia tym barwnikiem? W rzeczywistości na dworze cesarzy w Bizancjum najciemniejsza odmiana purpury, co do której spotkałem się z określeniem "zielona purpura" (ten odcień można podziwiać na mozaice w kościele św. Witalisa w Ravennie u cesarzowej Teodory), była przyjęta jako kolor rodziny cesarskiej. Używanie go przez kogoś spoza kręgu cesarskiego karane było śmiercią. Podobnie i z relacji Pliniusza Starszego wynika, iż w w starożytnym Rzymie jego czasów, purpura przypisana była najwyższym urzędnikom kraju. Senatorowie, jak również wodzowie i inni wysocy urzędnicy mogli nosić purpurowe paski na obrzeżach swych tunik. Tylko triumfator dostępował zaszczytu noszenia purpurowej szaty. Noszenie purpury przez ludzi niepowołanych traktowane było na równi ze spiskiem, a samo posiadanie materiałów, które byłyby barwione wysokojakościową purpurą lub choćby ich imitacji było karane surowo. -
Ryksa śląska. Polska księżniczka, która została cesarzową Hiszpanii
jakober odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → XII - XIII wiek
Nie bardzo rozumiem sam sens tego artykułu, jeśli obraca się on wokół wszystkiego, ale nie samej Ryksy i nie przybliża jej historii. Ryksa poślubiła „Imperatora” mając 12, może 17 lat. Jako kandydatka wystawiona przez dwór Konrada III dla politycznego małżenstwa mającego zbliżyć dynastię Hochenstaufów u progu ich kariery na tronie Niemiec z dynastią... właściwie, to nie wiadomo jaką – więc zasadniczo z władcą z korzeniami w Galicji, władającym częścią Hiszpanii , który sam podpisywał się „Emperor Alfonso” wraz z listą krajów, którymi uważał, że włada; różną, wraz z upływem czasu. W dokumentach papieskich widniał nieubłaganie jako Rex, a we współczesnych sobie "Annales camaracenses" Lamberta z Wattrelos figuruje w towarzystwie innych współczesnych sobie cesarzy jako „Imperator quippe Galitie Sarracenos et ipse congreditur (...)” W roku poślubienia Ryksy będącej nastolatkiem sam miał lat 37. Była jego drugą żoną oraz czwartą z kolei (spośród trzech znanych) matką jego dzieci. Mimo, iż Ryksa poślubiła „Imperatora”, sama posiadała tytuł królowej małżonki (Hiszpanie piszą o niej: Reina consorte de Leon). Więc co wynika z tego, że Ryksa poślubiła hiszpańskiego „cysorza”? To w takim świetle tak, jakby fetować historycznie fakt ślubu Bachledy-Curuś z Colinem Farrellem. Nie lepiej, zamiast pisać o Ryksie śląskiej tych kilka zdań niewiele odbiegających od tego, co można znaleźć w polskiej Wikipedii, poszukać w różnych opracowaniach obcojęzycznych czegoś, co naprawdę interesujące? Pewnie znaleźć można coś u Hiszpanów, coś u Niemców, coś u Francuzów? Kobieta przewinęła się przez parę dworów i parę krajów. Jest ciekawy wątek jej losów po 1166 roku. Nie lepiej zebrać materiały na temat różnych teorii co do jej losu i o tym napisać? Na końcu artykułu znajdujemy tylko krótką wzmiankę: „Po 1166 r. nie ma wiarygodnych informacji co do dalszych losów Ryksy. Pewne hipotezy mówią o jej małżeństwie z hrabim Tuluzy, Rajmundem V. Zmarła prawdopodobnie 16 czerwca 1186 r.” Jakie hipotezy mówią o małżeństwie z Rajmundem V z Tuluzy? Głównie francuskie. Znajdziemy je u.: Jean-Baptiste Auguste d'Aldéguier, „Histoire de la ville de Toulouse, depuis la conquête des Romains jusqu'à nos jours [archive], t. II, Toulouse”, 1834 czy A.-L. d' Harmonville1 „Dictionnaire des dates, des faits, des lieux et des hommes historiques; ou, Les tables de l'histoire, répertoire alphabétique de chronologie universelle ...: Publié par une société de savants et de gens de lettres, Volume 2”, Januar 1843 i innych, powielających ten sam pogląd. Ale istnieje też trop z Albertem II grafem Everstein, który przytaczają teksty choćby Foundation for Medevial Genealogy w części poświęconej śląskim dynastiom czy Hans Dobbertin, "Die Piastin Richeza von Everstein und ihre Verwandtschaft", Schriftenreihe der Genealogischen Gesellschaft Hameln 14, 1957. Jaka jest prawda? Co da się potwierdzić, co budzi wątpliwości? Przecież to jest dopiero materiał na ciekawy artykuł o postaci historycznej! -
Ryksa śląska. Polska księżniczka, która została cesarzową Hiszpanii
jakober odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → XII - XIII wiek
Jaką wartość miał w Europie tytuł cesarski, który przyjął Alfons VII? Jak wyglądała jego pozycja wobec świętego cesarza rzymskiego? -
Lekko zagubionym w czasie.
-
O konotacjach "niebieskiego" w starożytności
jakober odpowiedział secesjonista → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Przepraszam, mój błąd. Przesunąłem szybko strony by sprawdzić jak brzmi tekst, ale nie zwróciłem uwagi, że autorem jest kobieta, pani Monika Michaliszyn, a nie, jak bezmyślnie przyjąłem, mężczyzna. Niemniej pani Michaliszyn przypisuje ten frazeologizm do grupy związków wyrazowych idiomatycznych, „w których ważką rolę odgrywają konotacyjne cechy czarnej barwy” (s. 198), czyli tak, jak nasunął mi się wniosek po poszukaniu różnych jego wersji. Natomiast co ciekawego mi się nasuwa, to że podobny frazeologizm w wersji z barwą niebieską i zieloną występuje w języku niemieckim: „sich grün und blau ärgern“ . Podobną zbieżność znalazłem też między innymi zwrotami. Łotewskim, przytoczonym przez panią Michaliszyn: „melns arī zaļš un zils, raibs nogriezas gar acim zar(...) (czarne, także zielone, niebieskie przeleciało przed oczyma)” (str. 198) oraz istniejącym w języku niemieckim potocznym zwrotem: „jemandem wird es grün und blau vor Augen“ (robi się zielono i niebiesko przed oczyma) jak i: „jemandem wird schwarz vor Augen” (robi się czarno przed oczyma). Ten ostatni zwrot został odnotowany w literaturze niemieckiej pierwszy raz w XVIII wieku (Johann Karl Wezel „Hermann und Ulrike”, 1780). W powyższych wypadkach poejrzewam, że chodzi o oddanie wrażenia tracenia jasności, ostrości widzenia, które językowo można wyrazić przez konotację: czarny = ciemny, lub: niebieski i zielony = rozmycie konturów, kontrastu, formy. Możliwe też, że z powyższego pochodzi funkcjonujące w potocznym języku niemieckim „blau” (dosłownie: niebieski) w znaczeniu: „spity”, „zalany”. Lecz choć to niewątpliwie konotacja niebieskiego, to raczej jednak nie w języku starożytnym Więc wracając do zbitku znaczeniowego czarny=niebieski jeszcze krótko w odniesieniu do języka łotewskiego. W przypadku samego łotewskiego melns znaczącego "czarny" występowanie w litewskim mė́lynas znaczącego "niebieski", może wzbudzić zainteresowanie. Wspólny rdzeń tych dwóch słów dwóch języków bałtyckich (z prabałtosłowiańskiego *mel(n)- (czarny, niebieski), z praindoeuropejskiego *mel- (ciemny, czerwony, brudny)) nie ma raczej nic wspólnego z językami słowiańskimi. Za to, jeśli iść za etymologią w Wiktionary pod tym słowem, bazującej jak rozumiem na Konstantīns Karulis „Latviešu Etimoloģijas Vārdnīca” (1992), istnieje ich związek poprzez praindoeuropejski ze starożytnym greckim μέλας (mélas, „czarny, ciemny”) oraz łacińskim mulleus (czerwonawy, rudawy). Co ciekawe, w przypadku litweskiego przymiotnika dla czerni: kir̃snas ma on natomiast wspólne korzenie ze słowiańskimi formami dla czarny (z praindoeuropejskiego *kr̥snós (czarny, ciemny, przyćmiony)). I żeby wrócić już zupełnie do konotacji niebieskiego w starożytności, a jednak pozostać w kontekście przytoczonego przez secesjonistę frazeologizmu: līvĭdus to jedno z łacińskich określeń na kolor niebieski, pojawiające się m.in. u Katullusa („lividissima vorago”). Miało ono jednak jeszcze inne znaczenie: wściekły, zazdrosny, złośliwy. W tym znaczeniu użył go np. Cyceron w „Rozmowach tuskulańskich” („invidi et malevoli et lividi”). -
O konotacjach "niebieskiego" w starożytności
jakober odpowiedział secesjonista → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Pozwoliłem sobie nieco poszukać wokół wspomnianego przez secesjonistę zwrotu: „būt ļoti dusmīgam” i muszę zwrócić uwagę, że zakradł się błąd. Przytoczony zwrot znaczy w języku łotewskim dokładnie „być [=būt] bardzo [=ļoti] złym [=dusmīgam – podstawowe znaczenie: okropny/straszliwy]”. Natomiast przypisany temu znaczeniu frazeologizm łotewski brzmi: „Spļaut zilas ugunis”, po dosłownym tłumaczeniu: „Pluć niebieskim ogniem”. Jego inne wersje, jakie znalazłem, to: - w zdigitalizowanym archiwum łotweskiego folkloru: „Spļaut ar uguni” - w dosłowny tłumaczeniu: „Pluć ogniem”. - w słowniku litewsko-łotewskim użycie melnā (czerń) w zestawieniu z zils: „Spļaut zili melnu” / „Spļaut melnu” - w dosłownym tłumaczeniu „Pluć niebieską czernią” / „Pluć czernią”. Sprawdzając natomiast wspomnianą pracę M. Michaliszyna znaleźć można na wskazanej stronie 202 frazeologizm: "Spļaut zilu un melnu” - „Spluwać granatem i czernią” (dla zachowania poprawności gramatycznej pozwalam sobie na przyjęcie jednej z rzeczownikowych form odpowiadających w j. polskim kolorowi niebieskiemu). Jak widać, frazeologizm ów ma wiele form. Może warto jeszcze zauważyć, że w słownikach łotewskich jako synonim dla melns (czarny) pojawia się również dusmīgs (okropny, straszliwy). Ja wyciągnąłbym wniosek, że w przytoczonym przez Michaliszyna frazeologizmie oraz w jego innych formach występujących w j. łotewskim kluczowym jest właśnie owo powiązanie znaczeniowe: „czary” – „okropny, straszny”, a zestawienie z „niebieski” jest dość poboczne, nie wskazuje raczej na czarny = niebieski. Ciekawe natomiast w przypadku łotewskiego zils (niebieski), podobnie jak litweskiego žìlas (szary) jes to, iż mają ten sam rdzeń co zelts (w j. łotewskim: złoty), dzeltens (w j. łotewskim: żółty) oraz zaļš (j. łotewski: zielony) i pochodzi od praindoeuropejskiego *ǵʰelh₃- („błyszczeć”). Od tego samego pochodzi nasze polskie żółty, złoty, zielony. Jednak np. nasze polskie określenia „niebieski” oraz „szary” już nie, co mogłoby wskazywać, iż określenie na kolor niebieski i szary jest młodsze od wcześniej wspomnianych kolorów i pojawiło się po wyodrębnieniu się języków bałtyckich i słowiańskich (jeśli przyjmiemy istnienie podrodziny języków bałtosłowiańskich) i rozwinęło się w tych językach niezależnie (za etymologią zils w Wiktionary). -
O konotacjach "niebieskiego" w starożytności
jakober odpowiedział secesjonista → temat → Starożytność (ok. 3500 r. p.n.e. - 476 r. n.e.)
Pozwolę sobie odkopać ten temat, jako że ostatnio poświęcam część swego czasu historii barw. Na zestawienie czerń = niebieski w starożytności wskazałbym na starożytnych Greków V-go wieku p.n.e. i Demokryta. Otóż według jego teorii barwę indygo uzyskuje się z mieszanki czerni z odrobiną 'chlõron'. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż teorie starożytnych greckich myślicieli z V w p.n.e (Empedokles z Akragas czy Demoryt) jak i późniejszych (jak Arystoteles czy Platon) dotyczące barw obrazują przede wszystkim odmienny od nam współczesnego sposób systematyzowania barw. Obrazują również rozwój języka w obrębie wyrażania percepcji. W tym miejscu mała dygresja: W 1858 roku William E. Gladstone analizując dzieła Homera w swoim "Homer's perceptions and use of colour" postawił tezę; mimo dowodów w postaci odkytych starożytnych polichromii; jakoby starożytni Grecy posiadali nie w pełni rozwinięty zmysł rozróżniania kolorów. Tę tezę podważył w 1884 roku R. Hochegger, który pisząc swoją "Die Geschichtliche Entwicklung des Farbsinnes" wykonał pracę, której nikt wcześniej się nie podjął: porównał zachowane źródła artystyczne ze źródłami pisanymi. Dla zrozumienia postrzegania barw przez starożytnych Greków ważnym jest współcześnie nam oczywisty fakt, że na zjawisko barwy składają się takie cechy, jak jej walor, nasycenie, oraz tonacja, w znaczeniu jasność. Ta ostatnia cecha była podstawową dla tworzenia swych systemów barw przez starożytnych Greków. Z systemu barw stworzonego przez Demokryta wynika jeszcze jeden wniosek: przez samą barwę rozumiał on coś innego, niż my rozumiemy dziś (tak samo Empedokles rozpatrywał barwy i ich postrzeganie w powiązaniu z elementami natury: ziemia, powietrze, ogień i woda) oraz w swoich nazwach barw zamykał inne i o wiele szersze spektrum, niż my współcześnie. Jeśli pominąć te aspekty, można dojść do błędnych wniosków na wzór wniosku Gladstone'a. Jaki był system barw Demokryta? Podstawowe barwy to: Biel - której podstawową przypisaną cechą jest "połysk", Czerń - której podstawową przypisaną cechą jest "chropowatość", Czerwień - której podstawową przypisaną cechą jest "ciepło", 'Chlõron' - jako mieszanka "twardości" z "pustką". W oparciu o powyższe jesteśmy być może w stanie lepiej zrozumieć (absurdalny przecież w oparciu o nasze dzisiejsze rozumienie barw) demokratesowy "przepis" na uzyskanie koloru indygo ("niebieskiego"). Gdybym mógł to, co wyżej napisałem, przełożyć na przytoczone przez secesjonistę powiedzenie łotewskie, być może nabrałoby ono nieco innego wymiaru. Ale może być też i tak, że ze znaczeniem któregoś z łotewskich słów opisujących dziś tylko kolor jest tak, jak z naszym staropolskim "niebieskim" - czymś pochodzącym z nieba, bez żadnego odniesienia do koloru. -
Bohdan Chmielnicki - ocena i szczegóły biograficzne
jakober odpowiedział lukass → temat → Wazowie na tronie polskim
Z tego by wynikało, że w tym przypadku historykom w kwestii ówczesnej roli Chmielnickiego, pozostaje jedynie interpretowanie dostępnych materiałów. Nie są one bowiem jednoznaczne. Mi nasuwa się jedna uwaga w kontekście takiego wariantu sytuacji: "(...) przysięgi nie przyjmuje Chmielnicki tylko ją potwierdza z racji swej nowej funkcji, no i umiejętności pisania." Wcześniej wspomniana została w dyskusji pozycja pisarza wojskowego. Powyższy wariant jednak zakłada, że: Kisiel znalazł biegłego w pisaniu Kozaka, uznał że dla potrzeb dokumentu będzie ten pisarzem wojskowym i podyktował mu treść przysięgi. To oznacza, że Chmielnicki byłby jedynie skrybą, jego rola z funkcją pisarza wojskowego ma niewiele wspólnego. To mogłoby tłumaczyć sens określenia "jako pisarz wojskowy". Pytanie tylko, czy przysięgający godziliby się na składanie przysięgi pod podpisem przypadkowego skryby? Jeżeli jednak Chmielnicki miałby być rzeczywiście pisarzem wojskowym, to taki scenariusz kłóciłby się z pozycją pisarza? Czy możliwym byłoby, że Kisiel wybrał pisarza ze swoich wojsk i polecił mu sformułowania i spisanie przysięgi? To jednak podważałoby wiarygodność Chmielnickiego wśród Kozaków w świetle przyszłych wydarzeń. Chyba, że zdobył ją mimo swej roli w omawianym buncie. -
Bohdan Chmielnicki - ocena i szczegóły biograficzne
jakober odpowiedział lukass → temat → Wazowie na tronie polskim
Niekoniecznie. Cała treść przysięgi pisana jest w pierwszej osobie liczby mnogiej, i gdyby miało równać się to udziałowi po stronie buntowników, to zaskakującym jest w świetle wiedzy o Karaimowiczu już samo zdanie wstępne (skrócę, bo modą ówczesną długie ono) : Dalej wszak w owym wyznaniu następuje również to, co przytaczasz secesjonisto? A przecież Karaimowicz nie miał podstaw, by się do tego przyznawać, skoro udziału nie brał. Moim zdaniem użyta forma (pierwsza osoba liczby mnogiej) jest użyta do nadania dokumentowi charakteru przysięgi, którą sygnują swym nazwiskiem wymienieni w dokumencie, ale nie jest to tożsame z ich osobistym udziałem w opisanym buncie. Gdyby tak było i treść przysięgi co do osób traktować literalnie, to jak rozumieć podpis pod przysięgą: "imieniem wszystkiego wojska j. k. m. jako pisarz wojskowy Bohdan Chmielnicki (...)", w kontekście fragmentu przysięgi: "(...) to pismo i obowiązek nasz krwawy pod pieczęcią wojskową i podpisem pisarza wojskowego daliśmy (...)"? Przysięgę składa m. in. nie biorący udziału w buncie Karaimowicz, a przyjmuje ją w imieniu "wszystkiego wojska j. k. m." pisarz wojskowy Chmielnicki, biorący udział w buncie? -
Bohdan Chmielnicki - ocena i szczegóły biograficzne
jakober odpowiedział lukass → temat → Wazowie na tronie polskim
Przyznam, że wciągnęło mnie nieco studiowanie treści tekstu przysięgi (kapitualcji) oraz „Dyariusza...”, które stanu faktycznego (udziału Chmielnickiego w powstaniu) nie wyjaśniają, ale skłaniają do pewnych pytań w konteście postaci Chmielnickiego i wydarzeń w grudniu 1637 roku. Pierwsze pytanie wzbudza fragmet z „Dyariusza...”: „ale on [Mikołaj Potocki, hetman wielki koronny] na miejsce swoje posłał j. m. p. Kisiela, podkomo. czerniecho. starostę nosowskiego, i j. m. p. oboźnego. Gdzie uczyniwszy rzecz, odebrał od nich [Kozaków oblężonych w Borowicy] znak kozackiego hetmana, odebrał i buławę, i chorągwie, i pozostałę drugie komeszyny i pieczęci, i potem z ramienia j. m. p. hetmana naznaczył im pułkowniki, assawuły, sędziów i pisarza wojskowego, a że nie była wola j. m. p. hetmana, aby starszego im dał generalnego, ale to do j. k. m. i sejmu odłożył, - napisawszy im przysięgę, Iliasza starszego pułkownika, starszym do j. k. m. dyspozycyi naznaczył, której to przysięgi i tranzakcyi takowy był tenor:(...)” Z tego fragmentu wynika jasno, iż pisarza wojskowego naznaczył pokonanym Kozakom na polecenie hetmana Potockiego podkomorzy czerniachowski Adam Kisiel i przygotował im tekst przysięgi. Pytanie, które z tego się rodzi, to: spośód kogo naznaczył im podkomorzy Kisiel wszystkich wymienionych, i jaka była pozycja naznaczonego pisarza przy sporządzaniu dokumentu w świetle słów „napisawszy im przysięgę”, odnoszących się w cytowanym tekście do podkomorzego Kisiela / hetmana Potockiego? Pytanie ma o tyle podstawy, że w samym tekście przysięgi czytamy: „My najniższy podnóżkowie majestatu j. k. m. p. n. .m., oświeconego senatu, i wszystkiej rzeczypospolitej, pp. naszych miłosciwych wierni poddani: Lewko Budnowski i Lutaj assawułowie wojskowi, Jakób Gegniwy czerkaski, Andrzej Lohoda kaniowski, Hryory Chomowicz czehryński, Maxym Nesterenko korsuński, Iliasz Karaimowicz peresławski, Jaczyna białoczerkiewski, Teresko Jabłonowski pułkownicy, Bohdan i Kasza sędziowie, Bohdan Chmielnicki pisarz, wszyscy przytem setnicy, atamani i czerni bracia, mołojcy wojsk j. k. m. zaporowskiego, na potomne czasy aby i pokarania występków przeciwko niezwyciężonemu majestatowi (…) wyznawamy: (…) A iż starszego nad wojskiem za przestępstwo nasze, któregośmy byli zwykli miewać przedtem pośrodku siebie, tenże jaśnie wielm. p. hetman dać i naznaczyć niechciał do dalszej woli j. k. m. i rzeczypospolitej, a tylko pułkownicy międy nami są obrani, a do czasu zwierzchności panu Iliaszowi pułkownikowi peresławskiemu który statecznie, nie ważąc się do buntów, trwał przy wojsku koronnem, jest polecona.” W połączeniu z informacją z „Dyariusza...” z powyższego fragmentu przysięgi wynikają nazwiska „nowonaznaczonych”. Wynika również, że hetman nie wyznaczył starszego. Co jednak najważniejsze, wynika, że co najmniej jeden spośród „nowonaznaczonych” nie brał udziału w buncie. Nie wiem, czy można takie założenie rozciągnąć na wszystkich wymienionych w przysiędze z nazwiska, ale nie ma przesłanki w tekście dokumentu, by taką możliwość zdecydowanie wykluczyć. Z innego bowiem fragmentu „Dyariusza...” opisującego sytuację po dotarciu do Mikołaja Potockiego uniwersału Władysława IV Wazy z 1 grudnia 1637 roku: „Przyjechali tego dnia ich mości p. porucznicy do j. m. którzy w potrzebie byli, żałując tego, przyjechali i Kozacy regestrowi korsuńscy i białocerkiewscy, którym do siebie jeog m p. hetman kazał był przybyć śrzodę, którzy byli na pobojowisku, i do ośmi tysięcy liczyli ich na placu; jakoż mało nie trafili, bo tylko bez dwóch set tam ich legło. (…) A mając wolą ruszyć się j. m. z Moszen, nazajutrz posłał dnia tego ku Czerkasom chorągwie te, (…), aby jeśli w Czerkasach nie zastaną nieprzyjaciela, spieszyli za nim do Borowice i tam go dotrzymali, dokądby z wojskiem nie nadspieszył. (…) Rano wojsko i armata koronna ruszyli się ku Borowicy, ali dają znać iż Pawluka z dwoma tysiącami w Borowicy oblężono.” wynika, iż do wojsk hetmana oblegających Borowicę przyłączyli się co najmniej Kozacy korsuńscy i białocerkeiwscy, nie wykluczone też, że i inni, przeszedłszy na stronę królewską (ku takim przypuszczeniom może skłaniać opisany w „Dyariuszu...” przypadek Kozaka Mniowskiego). Wracając do tekstu przysięgi, w dokumencie tym mamy wszakże wymienionych i pułkownika korsuńskiego, i pułkownika białocerkiewskiego. Pytanie: wybrani spośród buntowników, czy spośród wosjk hetmana? Skoro Iliasz Karaimowicz nie należał do buntowników? Z jednej strony – tylko w jego przypadku dokument o tym wspomina. Z drugiej jednak strony – wspomina dopiero w dalszej części, w której wyjaśniana jest sytuacja braku wśrod składających przysięgę Kozaków starszego i można to zrozumieć jako bliższe przedstawieniei osoby, której tę rolę tymczasowo przyznaczono. Niestety, nie wyjaśnia to, czy Chmielnicki był wśród zbuntownaych Kozaków, czy wśród wojsk koronnych. Niemniej innym ciekawym zagadnieniem jest sam przytaczany podpis pod dokumentem przysięgi: „Bohdan Chmielnicki imieniem wszystkiego wojska j. k. m., jako pisarz wojskowy przy pieczęci ręką własną." Porównajmy ten podpis z np. podpisem pisarza w przytoczonym w „Dyariuszu...” listem zbuntowanego Karpa Pawłowicza Skidana, pułkownika J. K. M. wojska zaporoskiego na wszystkiej Ukrainie, z 24 października 1637 roku: „Roman Popowicz. Pisarz pułkowy ręką własną.”, tudzież z podpisem pisarza z przytoczonego w „Dyariuszu...” listu Pawła Michowicza (Pawluka) hetmana z wojskiem j. k. m. zaporoskiem z 15 grudnia 1637 roku: „Stefan Dohoryński. Pisarz wosjkowy”. Z tych dwóch podpisów można moim zdaniem wywnioskować, iż Chmielnicki w momencie powstania tych listów nie był pisarzem wojskowym Skidana (Popowicz) ani Pawluka (Dohoryński). Widać też różnicę w tytulaturze w przypadku podpisów: „pisarz pułkowy” i „pisarz wojskowy”, a „jako pisarz wojskowy”. A rozwijając cały podpis: „imieniem wszystkiego wojska j. k. m. jako pisarz wojskowy” można zadać sobie pytanie o cel tak rozbudowanej formy podpisu. Dlaczego „w imieniu wszystkiego wojska j. k. m.”, dlaczego „jako pisarza wojskowy”, a nie „pisarz wojskowy”? I, co może też ciekawe: przy jakiej pieczęci? Ta formuła podpisu wskazuje, że przy podpisie postawiono pieczęć. Jaką? Czyją? Jeżeli owa odebrana Kozakom przez Kisiela, to byłaby to, domniemam, pieczęć wojska zaporoskiego, być może hetmana wojska zaporoskiego. Ale nie „wszystkiego wojska j. k. m.”. Pieczęć pisarza wojskowego wszystkiego wojska j. k. m.? Czy takowa istniała? Wojsk pod komendą Potockiego? Jak takową można by powiązać z Chmielnickim? W końcu, możliwość ostatnia, jego własna pieczęć? O czym by taka ewentualność by świadczyła? P.S. Małe wyjaśnienie do mojego zapisu daty w poprzednim poście. Napisałem „15 grudnia 1637r.?”, gdyż w „Dyariuszu...” tuż przed opisem wydarzeń wokół podpisania przysięgi pada data: „Rano 12 Decemb. we wtorek”, po czym kilka zdań dalej: „W piątek na koło kozackie uderzono”. Logicznie wynikałoby, iż piątek będzie dniem 15 grudnia. Jednak nie pasuje to do całej chronologii opisywanych w „Dyariuszu...” wydarzeń. Stąd mój znak zapytania, gdyż podejrzewam, że doszło w publikacji książki do błędu drukarskiego. Przestawiono dwie czcionki: „12” zamiast „21”. W przypadku wtorku, 21 grudnia, pasuje i chronologia wydarzeń, i data: piątek, 24 grudnia 1637, czyli data podpisania dokumentu. Link do wspomnianego "Dyariusza transakcyi wojennej..." -
Bohdan Chmielnicki - ocena i szczegóły biograficzne
jakober odpowiedział lukass → temat → Wazowie na tronie polskim
Bardzo podobny opis można znaleźć na stronach 65-66 "Dyaryusza transakcyi wojennej między wojskiem koronnem i zaporoskiem w r. 1637" Ks. Szymona Okolskiego, Nakł. Wydawn. Biblioteki Polskiej, 1858. Pozwoliłem sobie pośledzić dyskusję i w związku z zakładanymi @Jancecie dwoma możliwościami, wydaje mi się, że z powyższego opisu wynika, że "nowoobrany pisarz", to ów "naznaczony z ramienia Rzptej" przez podkomorzego czernihowskiego Adama Kisiela w ów wskazany w opisie piątek, (15 grudnia 1637?) - dzień klęski powstania. Czy Chmielnicki musiał być pisarzem wojska zaporoskiego wcześniej, by zostać na takiego wyznaczonym przez Adama Kisiela? Pytam, gdyż nie wiem, jak to wyglądało z nadawanie takiej funkcji. -
Dla naszych alternatywnych rozważań moim zdaniem nie bez znaczenia powinien też pozosać fakt, iż z perspektywy miedzynarodowej w takim np. 1933 roku, gdy naziści doszli do władzy, nie mieli oni na swoim koncie jeszcze nawet "Nocy długich noży", podczas gdy taka Polska już od paru lat Przewrót majowy i będący jego następstwem autorytarny rząd na czele państwa. Jeśli dodać do tego niedawne konflikty Polski z Litwą, z Ukrainą, z Czechosłowacją i napiętą sytuację międzynarodową w tym rejonie Europy, to rysuje się pewne istotne, jesli nawet dla Polski niewygodne pytanie: co rzeczywiście mogło niepokoić dyplomację zachodnich państw u zarania i w połowie lat trzydziestych? Natomiast jeżeli w odniesieniu do tego pytania uznamy, że sytuacja w Polsce się ustabilizowała i już w pierwszej połowie lat trzydziestych Polska mogła być przewidywalnym i stabilnym partnerem dla państw zachodnich, to mimo wszystko nasuwa się wniosek, że takie samo założenie mogło kierować krokami tej samej zachodniej dyplomacji wobec Niemiec kilka lat później. Być może również możnaby założyć, że Wielka Brytania poprzez Niemcy będzie chciała załatwić kwestię przeciwwagi na Starym Kontynencie tak dla kolosa na glinianych nogach, jakim była Francja, jak i dla wrzącego kotła państw na wschodzie Europy.
-
79 mln- lub 69 mln-kraju. Zależy, jak liczyć. Z Austrią, Krajem Sudetów i Kłajpedą, czy bez. I ile z tych 79 mln (przyjmijmy wyniki spisu z 1939) to kobiety (40 mln). Ile z tych 79 mln to zatrudnieni (na podstawie obowiązkowego ubezpieczenia ogółem: ca. 22 mln., z tego 7 mln. kobiet). W 1939 roku, na skutek mobilizacji, służyło w Wehrmachcie 4,5 mln żołnierzy. Według szacunków w Wehrmachcie i Waffen-SS służyło w czasie całej wojny 18 mln żołnierzy. W tych rachunkach brak zapewne służących w policji, nie wiem jak z RAD. Na tym tle: liczbę samych tylko przymusowych robotników w III Rzeszy w czasie 2WŚ szacuje się na 20 mln. I jeśli do tego policzyć przemysł i pracowników pracujących na rzecz III Rzeszy na terenach okupowanych? Moim zdaniem wspomniany problem istniał i był istotnym czynnikiem dla polityki podbojów (powiązania NSDAP z przemysłem, na tym tle chociażby rola i pozycja Göringa). Pytanie co świadczy w połowie latach 30- tych o wielkości zagrożenia? Jeśli rozmiar i czas, od jakiego istnieje, to nazistowskie, to niemowlak jest. Wszak pierwszych 15 lat po "Wersalu" to nie naziści, a Republika Wejmarska. Jeśli pole rażenia, to pytanie jak kapitalistycznemu i kolonialnemu imperium zagrażać może przenikanie do struktur społecznych idei nazistowskich, a jak komunistycznych sterowanych z Kominternu? To, że po wojnie wiemy czym był nazizm nie może rzutować na ocenianie jego postrzegania przed wojną.
-
Widzę inny bardzo poważny problem: siła robocza. Problem wynikający z faktu polityki NSDAP prowadzonej już od 1933 roku w odniesieniu do niemieckich kobiet. Stawiającej kobiecie społeczną rolę matki, podległej we wszystkim mężowi, w tym bez prawa (lub z drastycznie zredukowanym prawem) do kształcenia i do wykonywania pracy. Jeżeli zatem mężczyźni (mężowie) w wieku produkcyjnym służą w armii, kobiety nie pracują w fabrykach, to skąd wziąć siłę roboczą dla przemysłu? Praca niewolnicza. Lecz wlasnych, niemieckich więźniów i Żydów - nie wystarczy. A zatem?... Transportować dopiero z ZSRR?... Nie... Albo pewne sojusze będą bardzo krótkoterminowe, albo ktoś musi paść ofiarą III Rzeszy jeszcze przed alternatywnym atakiem na ZSRR w alternatywnym 1940 roku. Przypomnijmy sobie jeszcze raz kto kierował polityką zagraniczną WB w latach trzydziestych; przypomnijmy sobie współpracę SIS z Gestapo; przypomnijmy sobie źródło różnic zdań między Francją WB w trakcie wojny domowej w Hiszpanii; przyjrzyjmy się komunizmowi i polityce wewnętrznej w WB w latach trzydziestych. Obawiam się, że przy dopuszczeniu w rozważaniach sytuacji rzeczywistej do momentu "Monachium", nie możemy mówić, że Wielka Brytania nie widziała zagrożenia w ZSRR. Ono nie musiało być militarne. Choć owszem, mogło być w przypadku współpracy militarnej Republiki Wejmarskiej z ZSRR, o której Brytyjczycy się dowiedzieli. Przy pewnej dozie ironii można by powiedzieć, że antybolszewicki Hitler w momencie, w którym przejął władzę, spadł Imperium Brytyjskiemu z nieba, jako ciekawa opcja rozgrywek dyplomatycznych oraz źródło zmiany polaryzacji sił w sytuacji wewnętrznej na Wyspach.
-
Jancecie, dziękuję; ale też z drugiej strony, nie uważam, żeby moja wiedza była duża. Ja tylko zbieram informacje i próbuję ułożyć je w układankę, którą proponuje we wstępie do swego wątku Bruno: Ponieważ jesteśmy w dziale historii alternatywnej, pozwalam sobie na własną interpretację okoliczności zdarzeń, które zaistniały. Przyznam, że po prostu pytanie Bruna bardzo mnie zaintrygowało. Odpowiadając na Twoje pytanie: otóż w tym alternatywnym wątku, dla potrzeb odpowiedzi na pytanie Bruna: przyjmuję założenie, że to, co przypisywane jest polityce brytyjskiej jako ustępstwa, nimi być nie musiało. Przy takim założeniu możliwe jest, moim zdaniem, stworzenie owej alternatywnej historii. Przy czym wydaje mi się, że truno ją rozpocząć w 1938-1939 roku z uwzględnieniem zaszłych do tego momentu wydarzeń. Ale też z drugiej strony intensywność posunięć dyplomatycznych w owych dwóch latach przed wybuchem wojny była olbrzymia, więc przy wiedzy głębszej, niż moje zbieranie informacji, byłoby dla mnie bardzo ciekawym poznać intrygujący punkt zwrotny, po którym wszystko mogło potoczyć się inaczej. Więc, naprawdę szczerze, z przyjemnością w taką alternatywną podróż dam się zabrać. Wracając natomiast do tego, co opisałem we wcześniejszym poście, to są to wydarzenia i postacie, oraz słowa, które rzeczywiście istniały. Ja próbuję tylko je poskładać tak, by zobaczyć samemu, czy i gdzie zalążek współpracy brytyjsko-niemieckiej można by umiejscowić. Mam wrażenie (być może mylne, ale pozwalam sobie na nie w dziale historii alternatywnej), że w pewnym momencie polaryzuje się obraz Europy Zachodniej, w którym nastawiona przede wszystkim anty-niemiecko Francja faworyzuje kontakty z ZSRR, podczas gdy Wielka Brytania, przede wszystkim anty-bolszewicka, manewruje między Włochami, Niemcami, i przymila się do Franco. Na mapie goegraficznej Europy wygląda to tak, jakby na jej zachodzie zawiązywał się krąg antysowiecki, w środku którego tkwi Francja szukająca rozpaczliwie swego miejsca. Mimo, że z najliczniejszą armią na kontynencie, to ewidentnie słaba. Wyczuwa to z czasem Mussolini, domyśla się Stalin, Anglicy nie mają co do tego raczej złudzeń (Piłsudski swego czasu zresztą jakby też, a przynajmniej, że jej potencjalna siła coś konkretnego Polsce przynieść może), a Hitler sprawdza to osobiście paluchem w Nadrenii na dobrych parę lat przed rozpętaniem wojennego piekła. Czy dla aternatywnego przebiegu historii jest to wystarczająca konfiguracja, by Wielka Brytania przeszła na „ciemną stronę Mocy”, lub inaczej (ponieważ niejako dylematem pozostaje, która strona Mocy jest ciemniejsza): poszła torem zdecydowanie i wyłącznie anty-sowieckim?
-
Bankructwa Hiszpanii w XVI-XVII wieku
jakober odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Spotkałem się z dwoma przykładami "form ogłoszenia" bankructwa przez Hiszpanię: bicie miedzianego véllona oraz zamiana państwowych pożyczek wysokoprocentowych i krótkoterminowych na niskoprocentowe i długoterminowe. Nie jestem ekonomistą, więc być może w rzeczywistości jedno wiąże się z drugim. Olbrzymią część problemu demograficznego i społecznego ówczesny "rząd hiszpański" zawdzięcza samemu sobie. W 1492 roku władczyni Kastylii oraz władca Aragonii wydali edykt alhambryjski, na skutek którego z Kastylii wygnanych zostało około 80 do 110 tysięcy , a z Aragonii około 10 do 12 tysięcy żydów i Marranos (czyli siłą przechrzczonych żydów) . Podobny los spotkał hiszpańskich Moriscos (czyli siłą przechrzczonych muzułmanów), których liczbę trudno do dziś oszacować: dla wieku XVI liczyb oscylują między 400 tys. do nawet miliona, oraz 275 tysięcy dla wieku XVII. Dla wyobrażenia sobie skali w kontekście demograficznym: ówczesne Królestwo Hiszpanii na półwyspie iberyjskim liczyło ok. 8,5 mln mieszkańców, czyli wygnano około 15 % populacji kraju. To pociągnęło za sobą istotne konsekwencje ekonomiczne, kulturowe, socjalne. I to nie tylko z samego faktu pozbycia się wartościwych handlowców, zarządców, rzemieślników, naukowców, lekarzy, itd., itd., a wraz z nimi posiadanych przez nich wiedzy, umiejętności czy nawet kontaktów międzynarodowych w przeciągu krótkiego czasu. To oznaczało bowiem również, że owi wygnańcy gdzieś musieli osiąść, zasilić inne społeczności, inne kraje, i przyczynić się swą wartością do ich rozwoju. A trafiali oni pod skrzydła Mediccich czy weneckich dożów, do protestanckich Niderlandów, do muzułmańskiego Imperium Ottomańskiego czy też do Polski. Co więcej: do tej liczby obrazującej demograficzną, społeczną i gospodarczą samokastrację Hiszpanii dodać jeszcze należałoby ofiary hiszpańskiej inkwizycji wieków XV, XVI i XVII, zarówno te skazane na śmierć, jak i te więzione czy okaleczone, których łączną ilość szacuje się dziś (dla wieków od końca XV do XVIII włącznie) na około 150 tysięcy. Oznaczały one, w ekonomicznym sensie, kolejny liczebny ubytek siły rolnej, rzemieślniczej, intelektualnej, wojskowej oraz, ogółem: podatników. Dla ekonomii kraju nie bez znaczenia było również to, że tak inkwizycja (do 1559 roku), jak i cała machina biurokratyczna kręcąca się wokół wypędzeń Marranos i Moriscos opłacana była ze skarbu państwa. Oznacza to również, iż państwo utrzymywało olbrzymi aparat biurokratyczny i sądowy, zatrudniający olbrzymią masę ludzi i pozbawiający tym samym potencjalnej siły roboczej sektory gospodarcze, handlowe i naukowe. Cóż. Najwidoczniej nie potrafili Hiszpanie przewidzieć skutków swej własnej polityki wewnętrznej, podobnie, jak nie mogli przewidzieć ostatniego z "wielkoformatowych" czynników demograficznych: zarazy dżumy, która rozpętała się na półwyspie iberysjkim w 1599 roku i zabiła ok. 500 000 mieszkańców Hiszpanii. Niestety, euklidesie, Sewilla we władaniu hiszpańskim (kastylijskim) nigdy nie była częścią Regnum Granatae (podbitego Emiratu Granady), lecz Regnum Vandalitiae czyli Andaluzji – około 150 lat wcześniej podbitej przez Kastylijczyków części iberyjskiego obszaru Kalifatu Kordoby. I tak "nazywano kiedyś prawie całą południową Hiszpanię": Al -Andalus. Natomiast portem w „Grenadzie” w czasach Mercado mogła być Malaga. "Mogła" - z geo-politycznego punktu widzenia. Czy była - nie wiem, nie czytałem jego dzieła, więc nie wiem, czy to uściślił. -
Polityka, którą opisujesz, badziej charakteryzuje to, do czego zmierzał Louis Barthou i Francja (np. pakt wschodni) niż kierunek rysujący się z ruchów Wielkiej Brytanii. Przynajmniej w pierwszych trzech kwartałach lat 30-tych. Ja, Jancecie, w swojej alternatywnej koncepcji zakładam, że „Eden” nie zamierza zachować pokoju za wszelką cenę. Z mojego, alternatywnego punktu widzenia, „polityka ustępstw” w wydaniu Wielkiej Brytanii nie jest polityką ustępstw, a polityką negocjacji. Z mojego punktu widzenia: na ustępstwa idzie ta strona, która czuje się słaba w zaistniałej sytuacji. Strona stojaca na wyrównanej pozycji – negocjuje; strona silniejsza – wymusza lub przynajmniej nie ustępuje. Gdyby Wielka Brytania czuła się słaba, podpisanie układu morskiego z Niemcami (już wtedy hitlerowskimi) nie miałoby żadnego sensu. Dlatego, że czując się słabszą stroną nie przystępowałaby do rozmów samotnie, bez poinformowania „koalicjantów” (nazwijmy tak w tym momencie Francję i Włochy, w odniesieniu do podpisanego dopiero co paktu czterech) i nie brała na siebie decyzyjność za rozkład sił na wodach Europy; a następnie, mając najsilniejszą marynarkę wojenną w Europie, nie zgodziłaby się za nic, aby Niemcy rozwinęli swoją marynarkę wojenną do poziomu marynarki Fancji i Włoch. Gdyby Wielka Brytania do rozmów z Niemcami podchodziła z nastawieniem, iż jest stroną słabszą, nie szłaby na ustępstwa w trakcie konferencji genewskiej, lecz przyłączyłaby się do francuskiej odmowy. Gdyby czuła się słabsza, nie wycofywałaby jako pierwsza swych wojsk w 1929 roku z Nadrenii, lecz robiłaby wszystko, by trzymać ten teren zdemilitaryzowanym mozliwie jak najdłuzej, korzystając z tego, że udział kontrolujących wojsk francuskich był procentowo zdecydowanie przeważający, i nie dopusciłaby do wycofania tych wojsk z Nadrenii w 1930 roku. Nie. W moim alternatywnym obrazie swej realnej polityki zagranicznej Wielka Brytania nie idzie na ustępstwa, lecz negocjuje. W kwestii Włoch rozgrywka naszego „alternatywnego (?) Edena” w 1935 roku wygląda być może tak: Z jednej strony „Eden” wspólnie z Francją zaprasza do paktu czterech Włochy. Wykorzystując obawy Mussoliniego w „kwestii austriackiej” pragnie (w moim alternatywny spojrzeniu – wyłącznie teoretycznie) wygrać Mussoliniego do udziału w opozycji antyhitlerowskiej. W (mojej alternatywnej) praktyce sporwadza się to jednak do próbu poróżnienia Il Duce i Hitlera. W związku z tym „Eden”, gwarantując neutralne stanowisko, dopuszcza do wojny włosko-etiopskiej. Hitler wspiera Etiopię dostawą broni licząc na to, iż osłabi Włochy i będzie mógł ze spokojem zaanektować Austrię. W tym czasie „Eden” podpisuje z Hitlerem układ morski. Czyli: Hitler dostaje od „Edena” zgodę na marynarkę wojenną oraz zaabsorbowanie Mussoliniego w wojnę w Afryce, działające na korzyść hitlerowego planu aneksji Austrii. Drogi francusko – brytyjskie zdają się rozchodzić. Jednak w grudniu 1935 wycieka do prasy plan Hoare-Laval, „Eden” staje wobec niewygodnej sytuacji i plan bierze w łeb, a prawdziwy Eden staje na dywaniku u samego Jerzego V. Mussolini wygrywa wojnę w Etiopii, a Edena nazywa "najlepiej ubranym głupcem w Europie". Być może to wyraz zarówno podziwu, jak i ironii w ustach kogoś, kto daje do zrozumienia, że nie dał się "zrobić w bambuko". Rodzi się Africa Orientale Italiana, a Il Duce osiąga szczyt popularności we Włoszech, rodząc nadzieje Włochów na „odrodzenie” wielkiego imperium. Z kolei w kwestii Hiszpanii: Przyjrzyjmy się więc stanowisku brytyjskiemu i temu, co w alternatywnej rzeczywistości oznaczać może brytyjskie działanie w Non-Intervention Committee: dopuszczenie do zwycięstwa Franco przez blokowanie ZSRR (i jak się ponoć okazało, w drugiej kolejności Polski) w udzieleniu przy aprobacie Francji pomocy republikanom. Co nie jest niewyobrażalne. Sir Henry Chilton – brytyjski ambasador na Hiszpanię w „realu” mówi wprost, że zwycięstwo faszystów w hiszpańskiej wojnie domowej leży w interesie Wielkiej Brytanii. Brytyjski minister spraw zagranicznych, realny Anthony Eden, prywatnie faworyzuje zwycięstwo frankistów. Brytyjczycy w realu są dość skuteczni: gdy pro-republikański premier Francji Léon Blum otwiera oficjalnie francuskie granice na dostawy broni dla republikanów w marcu 1938 roku, doprowadzają do jego dymisji, a jego miejsce zajmuje Daladier, sprzyjający polityce zagranicznej Wielkiej Brytanii. I w ten sposób, choć Franco ogłosił ostateczne zwycięstwo 1 kwietnia 1939 roku, Wielka Brytania i Francja uznały jego władzę już 27 lutego 1939 roku. Tymczasem w cieniu wydarzeń w Hiszpanii „Eden” przeprowadził drobny, acz istotny manewr w bezpośrednim sąsiedztwie Wysp Brytyjskich. W 1938 roku wycofał wojska brytyjskie z trzech portów: Lough Swilly, Queenstown oraz Berehaven oddając kontrolę nad nimi Irlandii. Zabezpiecza tym samym plecy swojemu krajowi. Na jaką okoliczność? Po drugiej wojnie światowej odpowiedź pisze zwycięzca. Ale pierwsza połowa 1938 roku to czas, jak by nie było, jeszcze przed Monachium. Dopiero w grudniu 1938 roku naczelny dowódca British Army Lord Gort zlecił przygotowanie planu obrony Francji i Niderlandów przed inwazją niemiecką. Co oznaczać może co najmniej dwie rzeczy: po pierwsze, w 1938 roku Wielka Brytania zdawała sobie sprawę, że Francja jest zbyt słaba wobec ataku Niemiec; po drugie: myśl o pokoju spoczywa w kategorii złudzeń.
-
Bankructwa Hiszpanii w XVI-XVII wieku
jakober odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Więc wyjaśnij jak bardzo niesprecyzowanym w Twojej wypowiedzi okresem jest: Mam pytanie ogólne euklidesie. Powiedz, proszę, jak można prowadzić z Tobą sensowną dyskusję o historii? -
Pytanie: czy wróg i jak bardzo wróg. Patrząc na ruchy brytyjskie można znaleźć kilka punktów zaczepienia dla alternatywnego rozwoju wydarzeń. Gdyby przyjąć alternatywną (?) perspektywę, że Niemcy w oczach polityki brytyjskiej bardzo szybko przestają być wrogiem a są rozpatrywani jako potencjalny partner dla zachowania równowagi w Europie? Fakt, na Niemczech ciążą postanowienia Traktatu Wersalskiego oraz reparacje wojenne. Ale spłacanie tych ostatnich, po przejściu z planu Dewsa na plan Younga, a ostatecznie po konferencji w Lozannie 1932 roku zostaje zdecydowanie zmodyfikowane. Naziści są może rozczarowani, że Niemcy nie zostały kompletnie od spłaty zwolnione, ale z ekonomicznego punktu widzenia, jak wyglądałaby gospodarka niemiecka lat trzydziestych bez Lozanny? A co jeszcze ważniejsze: jak wyglądałby rozwój militarny Niemiec? Postanowienia Traktatu Wersalskiego dotyczące demilitaryzacji Niemiec, zostają bowiem w Lozannie złagodzone na rzecz podpisania przez nie postanowień konferencji. A przechodzą żądania Niemiec, które na zerwanej konferencji w Genewie blokowała Francja, mimo ustępstw właśnie Wielkiej Brytanii. Po czym w 1933 roku dochodzi do podpisania paktu czterech. Sygnał, że Niemcy stają się partnerami w budowaniu wizji Europy. Dalej: w 1935 roku Wielka Brytania podpisuje z Niemcami układ morski. Być może oficjalnie rząd brytyjski sprzedaje to jako ograniczenie rozwoju niemieckiej floty wojennej, ale Hitler traktuje to zdecydowanie jako oficjalne zezwolenie na jej posiadanie, i zasadniczo się nie myli. W 1936 roku wojska niemieckie wkraczają do zdemilitaryzowanej postanowieniami TW Nadrenii. Reakcja ze strony brytyjskiej jest praktycznie zerowa, nie licząc wspólnego sztabu francusko-brytyjskiego, który przetrwa jednak zaledwie kilka dni. Między innymi dlatego, że tarcia w tym czasie między Wielką Brytanią a Francją są zbyt duże. Z tego samego powodu (podpisanie układu morskiego bez powiadomienia Francji i Włoch) chwieje się Stresa Front, po czym rozpada po zaledwie dwóch miesiącach egzystencji. Być może polityka zagraniczna Francji i Wielkiej Brytanii rozbiegały się bardziej, niż dopuszczałaby to troska o pokój? Gdy Wielka Brytania zbliża się do Niemiec, Francuzi szukają porozumienia z ZSRR. Tymczasem brytyjskie SIS prowadzone przez admirała Hugh Sinclaira co najmniej do 1936 roku współpracuje z niemieckim Gestapo, a celem współpracy są komuniści. Owszem, lord Halifax zleca Sinclairowi przygotowanie dossier Hitlera, tyle że dopiero w grudniu 1938 roku. Tak że moim zdaniem pomysł z alternatywną historią współpracy "Edena" z "Ribbentropem" ma w historii rzeczywistej kilka dobrych punktów zaczepienia, a alternatywny rozwój wydarzeń mógłby też doprowadzić do konfliktu z Francją. Przede wszystkim jej brak reakcji na remilitaryzację Nadrenii pokazał jej słabość mimo dyplomatycznej aktywności. To była woda na młyn dalszych posunięć Hitlera, i przez kolejny rok lub dwa każdy scenariusz mógł być możliwy.
-
Bankructwa Hiszpanii w XVI-XVII wieku
jakober odpowiedział secesjonista → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Jeśli dobrze rozumiem, poniższe: "Tak było i z okrętami, lepiej opłacało się je kupować w Niderlandach niż zamawiać w hiszpańskich stoczniach." umiejscawiasz również w okolicach roku 1568? Możesz wyjaśnić co konkretnie masz na myśli pisząc o "kupowaniu okrętów w Niderlandach", skoro okolice roku 1568 to burzliwy początek procesu odrywania się Niderlandów spod władzy hiszpańskiej, który trwał w wojennej atmosferze aż do podpisania w 1609 roku 12-letniego zawieszenia broni? Czy zatem według Ciebie Hiszpania kupowała okręty od kraju, z którym toczyła jednocześnie wojnę? Czy zamawiała je w swoich hiszpańskich stoczniach w Niderlandach? Czy jak to było?