Skocz do zawartości

jakober

Użytkownicy
  • Zawartość

    566
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez jakober

  1. Furiuszu, może zainteresuje Cię książka "Wissensgeschichte der Architektur, Band III: Vom Mittelalter bis zur Frühen Neuzeiten" (niestety, tylko w j. niemieckim). Wiele w materii, którą poruszasz w swoim zapytaniu, pisze profesor Günther Binding. Niestety, nie spotkałem polskich tłumaczeń. Istnieją angielskie przekłady paru jego książek. O rozwojach samych styli architektonicznych możesz znaleźć u Nikolausa Pevsnera w jego "Historii architektury europejskiej", ale bez głębszego wnikania z jego strony w detale techniczne. Jako ciekawostka wizualnego, schematycznego a zarazem przestrzennego zobrazowania zasad rozłożenia sił w konstrukcjach katedr i jednocześnie poszukiwań konstrukcyjnych roziwązań mogą być modele przestrzenne budowane przez Gaudiego dla jego projektu Sagrade Familia w oparciu o krzywe łańcuchowe. Ponieważ wykorzystuje on w nich sznurki, odważniki i grawitację, modele odzwierciedlają konstrukcje wielołukowe w pozycji odwróconej (do góry dnem). Ciekawe, pouczające, proste, odkrywcze... Zdjęcia można znaleźć w internecie wpisując "gaudi string model".
  2. Podobna symbolika państwowa (i miejska)

    W Polsce mamy chociażby herb Gorzowa Wlkp nawiązujący wprost do herbu Brandenburgii. Zresztą w temacie, na ile udało mi się przejrzeć wątek, przewinął się, choć trochę pominięty, temat orłów w herbach. A wątek wydaje się być dość ciekawy. Zarówno jego polska część - historia orłów w herbach Piastów (przy okazji, czy zna ktoś może oodpowiedź dlaczego właściwie biały (srebrny) orzeł w czerwonym polu?), jak i historia orła w heraldyce europejskiej w ogóle (symbolika orłów w herbach Świętego Cesartstwa Rzymskiego, Cesarstwa Bizantyńskiego i ich pochodne w kolejnych imperiach, monarchiach, królestwach, księstwach i dynastiach wraz z upływem wieków). Ktoś wspomniał też w którymś z postów o gwiazdozbiorach. Pod tym względem, jak i pod względem wspomnianych przez Secesjonistę nawiązań, bardzo ciekawą wydaje się być flaga Brazylii: zarówno przedstawiony na niej wizerunek nieba jak i nawiązania w symbolice barw oraz w motcie widniejącym na fladze. Inną flagą, zasługującą moim zdaniem na uwagę, jest Ikurrina - flaga Kraju Basków. Tutaj może intrygować graficzne nawiązanie do Union Jack. Podobnie jak i powiązanie tej flagi z flagą jednej ze Wspólnot Zamorskich.
  3. Weryfikacja rekrutów w US Army

    We wcześniejszym poście podałem bezpośredni link do treści rozprządzenia/ustawy. Trzeba by ją przejrzeć by rozstrzygnąć choćby i takie różnice jak I-A (L) i I-B.
  4. Weryfikacja rekrutów w US Army

    Według Wikipedii, pod hasłem "Selective Training and Service Act of 1940" przedstawione jest tabelaryczne zestawienie kategorii poborowych obowiązujących w okresie od października 1940 do stycznia 1947 roku. Jest ich znacznie więcej niż 13.
  5. Przedział czasowy to jedna rzecz. Zastanawiają mnie też przy okazji tego pytania takie kwestie, jak standard dla zbroi. Czy forma zbroi a szczególnie jej poszczególnych elementów, w tym płytek zbroi czy to lamelkowej, czy łuskowej, była odgórnie ustalona, czy też dopuszczalna była pewna dowolność tudzież istniało w wojsku takie zjawisko, jak moda? Po części wiąże się to z taką kwestią, jak wyposażenie armii i płatnerstwo. Czy w Bizancjum funkcjonował w którymś momencie jakiś system zapewniania rynsztunku czy była to kwestia indywidualnych zabiegów żołnierzy? W końcu mówimy o tysiącach mężczyzn, których trzeba było ubrać i uzbroić. Jak rozwiązywano kwestię ich uzbrojenia, jak kwestię "serwisu" - napraw, uzupełnień. Istniały jakieś wielkie "przedsiębiorstwa" płatnerskie? Jeśli tak, czy miały jednakowe wzorce, czy też każde coś udoskonalało lub chociażby dbało o przez siebie wypracowane standardy, o orzpoznawalność swych produktów. Jak choćby w formie nadawanej łuskom czy lamelkom? Inna ścieżka: co działo się po bitwach ze zbrojami i uzbrojeniem poległych lub w przypadku wzięcia do niewoli? Czy zbroje lub jej elementy były wykorzystywane przez zwycięskie wojska, czy też metalowe elementy były traktowane jako surowiec do przetopienia?
  6. Weryfikacja rekrutów w US Army

    Selective Training and Service Act of 1940. Warto wskazać też na kolor skóry jako jeden z elementów weryfikacji. Nie tylko czy się nadaje, jak długo będzie trwało przygotowanie, ale i w jakim charakterze oraz w jakich jednostkach. Szczególnie hermetyczne były siły powietrzne, marynarka wojenna oraz Marines. Teoretycznie stan rzeczy zmienił dopiero Executive Order 9981 z 1948 roku.
  7. Jeszcze raz cytat z podsuniętego opracowania: "Płytki są często w kształcie litery "U"" Często nie znaczy zawsze. Gdyby były zawsze, zasadnym byłoby pytanie, czy musiały. Jeśli były często, znaczy to m.in. tyle, że nie musiały, skoro nie zawsze a zaledwie często były.
  8. Szachy w średniowieczu

    Fake, wybacz, chłopie (jeśli dziewczyno, to dziewczyno), ale w artykule sformułowałeś jakąś teorię, którą postanowiłeś omówić i udowodnić. I rozumiem, że przedstawiłeś swoją teorię będąc pewnym zakończenia swoich prac nad nią. Do stworzenia teorii potrzebny jest stopień szczegółowości, który będzie gwarantem prawidłowości teorii. Tu go brak. Wyobrażasz sobie, że Einstein formułuje ostatecznie E=mc² bez przemyślenia szczegółów a świat nauki pada na kolana, bo tak?
  9. Odpowiedź możesz znaleźć m.in. tutaj: Mamuka Tsurtsumia The Evolution of Splint Armour in Georgia and Byzantium. Lamellar and Scale Armour in the 10th-12th Centuries. Na stronie 67, w rozdziale Scale Armour (zbroja łuskowa) znajdziesz informację: "Płytki są często w kształcie litery "U" (...). Rzędy płytek zachodzą na siebie na 1/3 wysokości i lekko przesunięte względem siebie". Poza tym warto przyjrzeć się rycinom, rzeźbom, malowidłom czy rysunkom z epoki.
  10. Szachy w średniowieczu

    A konkretnie co zinterpretował? Artykuł? Wyraziłem swoje zdanie. Szachy? Gra strategiczna. Karmie w rozumieniu buddyjskim czy hinduistycznym? Z kolei co do zasady przyczyny i skutku, to podejrzewam, iż jej formuła brzmi mniej więcej: każde działanie ma swój skutek. Jak bym się uparł, to równie dobrze mógłbym sięgnąć po III zasadę dynamiki Newtona, w myśl której każdej akcji towarzyszy reakcja równa co do wartości i kierunku, jednak przeciwnie zwrócona. Czyż nie pasuje to pięknie do szachów? Ale się nie uprę, ponieważ brak mi zapewne zapału, gdy pomyślę sobie, iż by dowieść iż szachy są jedynym odzwierciedleniem zasady przyczyny i skutku musiałbym dowieść, iż nic innego w życiu ani w grach odzwierciedleniem owej zasady nie jest. Czyli, idąc dalej, musiałbym dowieść, iż karma odnosi się jedynie do szachów i zapewne stanąłbym przed dylematem: co było pierwsze: szachy czy duchowa koncepcja karmy? Bo jeżeli jedynie szachy są jej odzwierciedleniem, to z ludzkim umysłem jest tak, że koncepcja nie mogła się zrodzić bez wzorca. Ale gdyby szachy miały być wzorcem dla koncepcji karmy, to czym kierował się twórca szachów? I dlaczego buddyzm i hinduizm tak bardzo różnią się w koncepcji karmy? Czyżby zatem koncepcja karmy była pierwsza? Ale jeżeli to wyłącznie szachy są jej obrazem, To stworzona pierwotnie koncepcja była abstrakcją opisującą nierzeczywistość? Jaką zatem miałaby mieć wartość duchową? Więc może jednak jest tak, że szachy nie są jedynym obrazem koncepcji duchowej karmy? Taką możliwość zdaje się podpowiadać słowo "każde" mające istotne miejsce czy to w zasadzie przyczyny i skutku, czy to u Newtona. A jeżeli każde, to będzie to dotyczyło również gier, bo należą do rzeczywistości ludzkiej egzystencji. Każde zatem oznacza, że szachy też, a nie jedynie. Problem jednak w tym, że nie odzwierciedlają koncepcji duchowej karmy. Nie potrafię bowiem znaleźć w szachach odpowiedzi na koncepcję Boga w karmie. Nie potrafię powiązać zasad gry w szachy, które zakładają konkretny cel - pokonanie przeciwnika, obalenie króla - z buddyzmem czy hinduizmem, których to religii częścią jest koncepcja duchowa karmy. Jak już przy tym wspomniałem - w obu różna. A zatem pierwszy argument na rzecz ukrytej symboliki szachów, iż szachy odzwierciedlają prawo karmy uważam już z logicznego punktu widzenia za bezwartościowy, niczego nie wnoszący, gdyż nie udowadniający szczególnej właściwości symbolicznej szachów w zakresie powiązań z koncepcjami duchowymi. Pomijam przy tym zasadnicze na forum historycznym pytanie o przedział czasowy dzielący moment powstania koncepcji duchowej karmy oraz moment powstania szachów oraz uzasadnione argumentami i dowodami powiązanie tych dwóch zdarzeń historycznych. A z jakiej to kultury wywodzi się współczesna szachownica? I z jakiej kultury wywodzi się symbolika poruszana w artykule? Jeśli nie widzisz związku między oboma pytaniami, to przedstaw mi proszę interpretację symboliki chrześcijańskiej w oparciu o Bhagavadgitę zgodną z chrześcijańską koncepcją Boga. Skoro szachownica ma tak istotną rolę jest nośnikiem tak bogatej symboliki, to kiedy pojawiła się "czarno-biała" szachownica? Jak wyglądała egipska senet? Jak chińskie: liubo lub Xiangqi? Indyjskie AshtaPada? lub Chaturanga? Jak szachy i szachownice arabskie i perskie? Nim trafiły do Europy? Odpowiedź na te pytania o tyle istotna, że w artykule Twoim wiążesz szachy z hinduską (lub buddyjską - bo wyjaśnień w tekście nie ma) karmą, chińskimi heksagramami, no i tarotem który, jak zakładam, według Ciebie pochodzi zapewne z Egiptu lub kabały, w każdym bądź razie z obszaru między Egiptem a Persją. Co do geometrii - Rozwiązanie twoich spostrzeżeń w zakresie powiązań między liniamii oraz figurami na płaszczyźnie mieszczą się w granicach zagadnień geometrii euklidesowej tudzież analitycznej. Jeżeli w obu występują związki z symboliką w oparciu o archetypy, to proszę o takowy archetyp dla wzoru na środek ciężkości kwadratu tudzież na przekątną kwadratu. Koło, kwadrat, trójkąt są figurami geometrycznymi. Nie geometrią. Znakom opartym m.in. na tych figurach lub je odwzorowującym w różnych kulturach i religiach nadaje się, lub nie, różną symbolikę. W myśl prztoczonej definicji magii sztuką magiczną jest zatem i sikanie na śniegu, i upieczenie kurczaka. Samo wyciągnięcie ręki jest manifestacją woli. Nie ważne, czy sięgamy do rozporka, do piekarnika, czy nad szachownicę. Argument, iż graczowi należy przypisać kartę maga nie został obroniony. Ad 1. A więc?... Ad 2. Niestety, nie obroniło się Ad 3. Niestety, ale wspomniałeś o karmie. Zasadzie przyczyny i skutku. Jeśli chcesz być konsekwentny, to trzymajmy się tej zasady. Co oznacza, iż każda figura po wykonaniu ruchu znajduje się w nowej pozycji, nowym punkcie wyjściowym dla kolejnego ruchu. A tym samym skoczek będzie poruszał się np. d4-f5, f5-e3, e3-c2, itd,itd... Nie wychodzi z tego nic, co przypominałoby krzyż maltański. Ad 4. Dlaczego? Opierasz argument na nazwie, która jest adekwatna do pewnego obszaru językowego. Nazwa ta niesie ze sobą jakieś konkretne znaczenie, które Ty wiążesz istotnie w budowie swoje interpretacji symboliki przedmiotu ową nazwą określonego. By owo powiązanie było pełne i spójne, musi zajść związek między kulturą, językiem i symbolem. "The lovers" pochodzi z angielskiego. W tym języku figura w polskim zwana gońcem nazywa się bishop, czyli biskup. Biskup to nie goniec. Jak ma się biskup do Merkurego? I dlaczego akurat Merkurego? Czy Merkury ma coś wspólnego z kulturą słowiańską lub anglo-saską? Czy rzymski bóg ma coś wspólnego z tarotem? A co z chińskimi heksagramami? Która z figur chińskich szachów odpowiada gońcowi: rydwan, koń, słoń, minister, generał, gubernator, pieszy czy działo? Jak jest karma każdej z nich? W jakiej przestrzeni kulturowej w ogóle się obracamy, w jakiej chcemy zdefiniować symbol i jego znaczenie? Ad 5. Rozumiem. Czyli omawiana symbolika szachów jest też tworem współczesnym, może właśnie się rodzi na naszych oczach. W dobie internetu symbol, archetyp, geometria, karma - to tylko słowa, bez ciężaru znaczeniowego oraz podłoża kulturowego. Tak odtłuszczone można je swobodnie łączyć kierując się ruchem skoczka szachowego. Pod warunkiem, że w efekcie wyjdzie krzyż maltański.
  11. Rodzimowierstwo Słowiańskie

    Tyberiuszu, w kategoriach jakiejkolwiek wiary nie ma podziału na "oficjalne" i "indywidualne". Jak zatem konkretnie naucza rodzimowierstwo w kwestii przytoczonych przez Ciebie przykładów? Pytam, skoro już przytoczyłeś. Ale to poboczna kwestia. Napisałeś bowiem w odpowiedzi o swojej (jak rozumiem) wierze, iż jest powrotem do wiary. Z tego rozumiem, że rodzimowierstwo, to nie jest wiara, lecz jakowyś ruch. Rozumiem, że chodzi o rekonstrukcję czegoś. Czy nie jest to zatem działanie czysto ludzkie? Możliwe, że z pobudek duchowych, jednak nie mają one, z tego co mówisz, swego źródła w pierwiastku, który można by nazwać boskim. Wszechmoc jakiegokolwiek boga bowiem wyklucza jego uzależnienie od człowieka. Bóg nie musi być odtwarzany przez stworzenie, które sam stworzył. To podporządkowuje go człowiekowi i zaprzecza jego wszechmocy, nie daje człowiekowi oparcia, bo jest słabsze, niż on sam. Jak rozumie, rodzimowierstwo prowadzi do bogów, którzy rodzą się w subiektywnym odczuciu jednostki. A zatem nie bogowie są tu mocą stwórczą czy podmiotem wiary, lecz człowiek, który owych bogów stwarza na wyobrażenie swoje. Jaki jest cel zatem wiary, której ów ruch szuka, czy też - odnoszę takie wrażenie - stwarza? I dla którego to ruchu głównym przyczynkiem nie jest sama wiara, lecz, według Twych słów, kult przodków - zmarłych ludzi - niezależnie od tego kim byli? Mówisz, że "siły przyrody są emanacją istnienie bogów". Jak rozumiem, chodzi o to, że bogowie objawiają się przez siły przyrody. Lecz co znaczy, że istnieją i nie istnieją? To swoista sprzeczność, która prowadzi do wniosku, iż podmiotem wiary jest przyroda czysto fizyczna, w której bogowie nie istnieją, a których obecność jest jedynie subiektywnym odczuciem człowieka. Który to człowiek w ten sposób stara się wytłumaczyć sobie istnienie sił przyrody. Przy czym nie ma tak naprawdę rozróżnienia między bogiem a demonem, pojęcia traktować można zamiennie, wedle własnego odczucia, gdyż, z tego co mówisz, demon równy jest bogu. Tyberiuszu, z tego wszystkiego wynika na razie, że ruch ten nie jest wiarą. Nie jest poszukiwaniem, lecz projekcją. Człowiekowi daje moc kreowania wiary, w której człowiek jest kreatorem. Przyroda jest jedynie okolicznością istnienia człowieka, której człowiek nie stworzył, której istnienia człowiek zaprzeczyć nie może, w której musi się odnaleźć, lecz której celu istnienia człowiek zrozumieć nie chce. Podobnie, jak swojego własnego. Kim jest człowiek w tej wierze, skąd pochodzi i dokąd zmierza? Co wiara, którą poznajesz, mówi Tobie o Twej roli, jaki daje ci cel, jakie oparcie, jakie narzędzia? Jaką daje Tobie nadzieję? Tyberiuszu, szukasz. Życzę Ci byś znalazł.
  12. Rodzimowierstwo Słowiańskie

    Tyberiuszu, Jak rozumiem, to Ty skonstruowałeś powyższą ankietę? A byłbyś w stanie przybliżyć swoimi słowami, co to jest owo rodzimowierstwo? Nie znam tego, pierwsze słyszę. Czy Ty to promujesz cz też Ty w to wierzysz? Jak rozumiem, to jakaś religia jest? Co ona daje wierzącym? Dokąd prowadzi? Niestety, zamieszczone przez Ciebie na wstępie linki nie dają odpowiedzi. Zresztą, wiara żywą jest, gdy płynie z serca. Więc opowiedz o niej.
  13. Piszę z pracy, więc bardzo krótko pewnie, a tłumaczę się z tego dlatego, że padające pytania zasługują na dłuższą uwagę i zastanowienie. Nie chcę ich bagatelizować. Dla mnie osobiście sam fakt istnienia w naturze mechanizmu urachamiającego instynkt przetrwania gatunku jest obrazem istnienia Boga. Nie obawiam się tego, co istnieje w naturze wokół mnie z sobą samym włącznie, nazwać stworzeniem. Jednocześnie obraz natury każe mi się zastanawiać, czy w naturze istnieje odgórnie nakreślony podział na dobro i zło. Czy każde stworzenie ma wpisane w siebie rozeznanie dobra i zła? Wydaje mi się, że w stworzenie, w naturę, ten rozdział nie jest wpisany. Jestem dziś raczej zdania, że dobra i zła nie stworzył Bóg. Dobro i zło jest domeną wyboru ze strony już stworzonego stworzenia. Dla mnie obrazem tego jest opis biblijny przyczyn i skutków wygnania z raju. Być może wyróżnikiem człowieka w naturze jest to, iż ma wolną wolę i że przed owym wyborem staje. Jeżeli w naturze, poza człowiekiem, nie ma wolnej woli - nie ma też kwestii dobra i zła. Kwestii wyboru. Lecz nie oznacza to wcale, że nie ma Boga. Czy kategoria dobra i zła jest elementem ogólnoludzkiej natury? Zależy, co przez to rozumieć. Jeśli kwestię wolnej woli i wyboru, to uważam że tak - jest ona w świecie ludzkim uniwersalna. Ale nie do końca jestem przekonany, iż uniwersalnym jest dla wszystkich kultur rozróżnienie na to, co jest dobre, a co złe. Jakieś 15 lat temu zainicjowane zostały warsztaty naukowe mające położyć pomost między nauką w dziedzinach psychologii, neurologii i etyki zachodniej a buddyzmem. I pierwszą konsternacją obu stron było to, iż o ile zachodnia kultura przyporządkowuje różne emocje (gniew, zazdrość, współczucie, etc.) jednoznacznie pojęciom dobra lub zła, o tyle w buddyzmie niemal każda z emocji może być zarówno dobra jak i zła. Więcej: o ile w chrześcijaństwie i wyrosłej na nim kulturze europejskiej czy zachodniej człowiek jest w centrum stworzonego przez Boga świata, a jego życie jest zbiorem jego osobistych wyborów prowadzących ostatecznie do jego indywidualnego zbawienia, o tyle w buddyzmie człowiek jest jedynie częścią olbrzymiej całości, na którą składa się świat przyrodzony i nadprzyrodzony. I być może w tym kontekście odpowiedź na pytanie o życie zgodne z naturą łatwiej byłoby sformułować osobie wyrosłej w kulturze buddyjskiej niż chrześcijańskiej. Jeśli chodzi o mądrość i głupotę: przestawiłem obie te właściwości ludzkiej natury jako pewną możliwość rozpatrywania zadanego pytania w kontekście naszej kultury chrześcijańskiej z wyraźnym zdefiniowaniem co przez głupotę i co przez mądrość rozumiem: głupota - brak umiejętności rozpoznawania związków przyczynowo-skutkowych; mądrość - zdolność słusznego oceniana w sprawach odnoszących się do życia i postępowania. Tutaj nie mam większych problemów ze zdefiniowaniem, która właściwość jest dobra, która zła. Bycie dobrym w polityce, sprytnym czy oczytanym - nie jest w tych kategoriach równoznaczne z mądrością. Podobnie jak bycie nieoczytanym, podłym czy niezaradnym nie jest równoznaczne z głupotą. Uważam, że głupota i mądrość rozumiane w ramach podanych przeze mnie definicji rzucają pewnego rodzaju kładkę między tym, co moralnie dobre i złe, a tym co można określić jako dobro lub zło wyrządane naturze czyli konkretnie temu wszystkiemu, co stworzone i nas otacza. P.S. Upraszczając mocno i przerysowując rzecz w czerni i bieli, na wysokim kontraście, tak pod uśmiech i słońce: mądre zbieranie poziomek jest dobre dla natury, głupie zbieranie poziomek jest złe
  14. Szachy w średniowieczu

    Obawiam się, że dużo w przytoczonym tekście porównań i odniesień budowanych na siłę. Zasady - cóż, opisana zależność akcja - reakcja jest zasadą każdej gry. Nie bardzo rozumiem wyjątkowość pod tym względem szachów i łączenie szczególnie tej gry z karmą. Pole - były też w historii tej gry pola 9x9 i 10x10. - Pole szachownicy jest kwadratem. centralne umieszczenie w jakimkolwiek kwadracie dwóch odcinków łączących środki przeciwległych boków kwadratu oraz dwóch przekątnych da opisany efekt. Nie widzę w tym symboliki a czystą geometrię. Gracz - nie rozumiem, dlaczego należy przypisać mu kartę Maga. Figury: Pion - istnieją różne otwarcia, nie zawsze z wykorzystaniem piona. Dlaczego on akurat 0 a cała plejada figur nie? Poza tym ruchy piona, z uwzględnieniem bicia, odpowiadają ruchom króla. Wieża - linia pionowa i pozioma zawsze przetną się pod kątem prostym. Żadna symbolika lecz geometria. Skoczek - utworzona figura "krzyża maltańskiego" jest nadinterpretacją. Tworzące wizerunek linie nie odwzorowują ruchów figury. Dziwne podejście, skoro wszystkie inne firugy tworzą według opisanych interpetacji jakoweś znaki własnie w oparciu o odwzorowanie ich ruchu. Goniec - odniesienie do nazwy jest zupełnie niezasadne. W innych językach nazywany słoniem lub biskupem. Wiążąc z polską nazwą figury trzeba by udowodnić polskość tarota. Hetman - fakt, w wielu językach dama. Ale w najstarszych wersjach minister lub wezyr.
  15. Nie do końca, Furiuszu. Czy w pojęciu natury mieści się dobro i zło? Czy możemy powiedzieć, że jeden zwierz polując na drugiego czuje, iż wyrządza zło? Czy uciekające przed drapieżnikiem zwierzę czyni dobro? Jak rozpatrywać kwestię pasożytów, tak roślinnych jak i zwierzęcych? Są złe? Chcą żyć. Czy wpisane w naturę stworzenia pragnienie życia, przetrwania, przedłużenia gatunku, wynikające z takich a nie innych, ukształtowanych przez naturę form przetrwania, mieści się w kategoriach zła lub dobra? W naturze są miliony przykładów, gdzie przetrwanie jednego osobnika lub gatunku wiąże się z kosztem szkód poniesionych przez innego osobnika czy gatunek. Jeśli dobro gotowi bylibyśmy (w oparciu o choćby taki fundament religijny, jak dekalog) zdefiniować, jako brak egocentryzmu, jako zdolność empatii, współodczuwania, jako zdolność poświęcania siebie i płynące z tego skutki; jeśli zło gotowi bylibyśmy zdefiniować jako stawianie zaspokojenia własnych potrzeb ponad wszystko i bez wględu na wszystko i płynące z tego skutki; to czy możemy taki model przyłożyć do natury i ocenić w oparciu o niego, co jest dobre, a co złe? Czy taki model w ogóle pasuje do rozpatrywania natury? Czy zrezygnowanie, dajmy na to, z przedłużenia gatunku kosztem innego gatunku jest w kategoriach natury dobrem czy złem? Czy jeśli, dajmy na to, wieloryb w odruchu moralnym poświęci siebie i zrezygnuje z jedzenia krylu - będzie żył w zgodzie z naturą czy wbrew niej? Czy przyspoży on dobra, czy wyrządzi zło? Możemy powiedzieć, i być święcie przekonani o swej racji, iż wieloryb nie może działać w odruchu moralnym. To dobrze czy źle? I co to oznacza dla człowieka? Czy jest jedyną istotą, która może czynić dobro lub zło? Czy z punktu widzenia natury to dobrze czy źle? Zastanawiając się nasuwa mi się pewien wniosek - że być może jednym z pomostów między moralnością a "życiem w zgodzie (lub nie) z naturą" jest para mądrość - głupota. W kategoriach moralnych głupota jest złem. W kategoriach natury - jeśli brak umiejętności rozpoznawania związków przyczynowo-skutkowych jest przyczyną zagrożenia jednostki, gatunku, jego otoczenia, biotopu - zasadniczo też jest złem. Z kolei mądrość moralnie jest dobra. Jeśli mądrość zdefiniujemy jako zdolność słusznego oceniana w sprawach odnoszących się do życia i postępowania, to z punktu widzenia natury jest to zgodne z dobrem jednostki czy gatunku. Czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że pies, mrówka, sarna czy inny tygrys zaczyna nagle postępować głupio? Czy nie byłby to ten moment, w którym stwierdzilibyśmy, że postępuje wbrew naturze? Więc może to jedna z odpowiedzi? Głupota jest stanem, w którym człowiek działa (żyje) wbrew naturze podczas gdy mądrość jest objawem życia zgodnego z naturą? Więc do kiedy żyliśmy zgodnie z naturą? Do momentu, gdy ktoś nie zrobił czegoś głupiego? Ale tu nasuwa mi się od razu pytanie: czy głupota lub mądrość może być cechą zbiorową czy jedynie indywidualną? Jak przekłada się to na relacje całego gatunku z naturą?
  16. Przepraszam, że biorę ten konkretnie cytat, ale obrazuje on moim zdaniem problem samego pytania zadanego przez Tyberiusza. Uważam, że nie można łączyć kategorii dobra i zła z, jak rozumiem, biologiczną naturą pytania. Podchodząc bowiem do rzeczy nie tylko po katolicku, ale i po chrześcijańsku - człowiek jest istotą grzeszną. Zatem można powiedzieć, że grzech jest wpisany w naturę człowieka. Mieści się więc chyba grzech nawet w kategorii "normalnych rzeczy ludzkich". Grzech w swej definicji nie ma nic z czynieniem dobra. Jak to rozpatrzyć w kontekście pytania o życie w zgodzie z naturą? Wprowadzanie aspektów religijnych mija się tutaj z celem. Czy zabicie krowy jest dobre? Dla głodnego pewnie, w danej chwili tak. W każdym razie dopóty, dopóki po zabiciu krowy nie zachce mu się mleka. Ale jak dla krowy? Patrząc na wytwory science fiction, człowiek z automatu uznaje za złe to, że jakaś tam inna cywilizacja go uśmierca nawet, jeśli jest to kwestia zaspokojenia głodu przez istoty, które akurat mają to do siebie, że człowiek zajmuje lukratywne miejsce w ich menu. Ale, gdy człowieka przypadkiem uśmierci jakiś krokodyl, wąż, przerośnięty kot czy miś - uznajemy to za zgodne z naturą... No, może z wyjątkiem mieszkańców okolicznej wsi oraz najbliższych zjedzonego tudzież nadszarpniętego. Ale to można też zrzucić ostatecznie na karb poczucia straty lub zagrożenia. Jak zatem kategoryzować to moralnie? Zwierz może, bo nie ma duszy lub raczej - na poziomie naszej dotychczasowej wiedzy, nie jest stworzeniem religijnym, a zatem jego działanie nie mieści się w kategoriach pojęć dobra i zła - jest ponad nimi lub, jak chciałby może Tyberiusz, obok nich? Ale co w takim razie oznaczałoby to dla człowieka? Czy może tyle, że posiadanie duszy skazuje go z automatu na życie wbrew naturze? Z automatu na bycie złym? Problemem z pytaniem o życie w zgodzie z naturą jest to, iż kieruje nas ono od razu na tory myślenia w kategoriach dobra i zła. W zgodzie z naturą = dobrze. Pytanie więc: na co chcemy uzyskać odpowiedź? Czy człowiek jest dobry? Z punktu widzenia natury? Na taki mariaż pojęć można odpowiedzieć: człowiek nie jest dobry. Przez sam fakt, że jest. Każda, najprostsza aktywność, łączy się z zagrożeniem dla jakowegoś innego stworzenia, od drobnoustroju przez wspomnianą przez Secesjonistę muchę po wieloryba. Gdzie w naturze przeprowadzić linię rozdzielającą to, czemu szkodzenie jest dopuszczalne od tego, czemu szkodzić nie wolno? Jeśli tej linii nie da się przeprowadzić, to nie można też konotować pytania o życie w zgodzie z naturą z kategoriami dobra i zła. Z tego bowiem wyjdzie, iż jedynie kamień żyje w zgodzie z naturą. I to tylko dopóty, dopóki się nie potoczy.
  17. Tę ciekawostkę można spróbować rozwiązać w taki oto sposób, że nie we wszystkich językach wystepuje rozgraniczenie między podstawowymi nazwami kolorów, jak mamy to w większości współczesnych języków w Europie. Na ten aspekt wskazał już w swoim poście Secesjonista. W internecie natknąłem się na ciekawe opracowanie Andrei Sinclair Colour Symbolism in Ancient Mesopotamia. W opracowaniu tym autorka wymienia pięć podstawowych pojęć kolorów rozróżnianych w starożytnej Mezopotamii: biały, czarny, czerwony do brązowego, żółty do zielonego oraz niebieski. Słowo za-gin / uqnu oznaczało w języku babilońskim lapis lazuli. Kamień ten symbolizował dostatek oraz świętość zarówno w odniesieniu do bogów jak i do władców. Słowo uqnu oznaczało też świetlisty. Co jednak ciekawe wykorzystywano je również do opisu materiałów w barwach ciemno-niebieskich, ale również ciemnej purpury czy niemalże czerni i znowu, było związane z pojęciem blasku, promienistości. W temacie rozróżniania barw w różnych kulturach bardzo ciekawe opracowania można znaleźć w Wikipedii. Co prawda w języku angielskim, ale może Was zainteresuje. Między innymi o rozróżnianiu kolorów zielonego i niebieskiego w różnych językach. Jak również o pewnej teorii dotyczącej ewolucji języków opartej na nazewnictwie kolorów. Myślę, że tak można w uproszczeniu zamknąć teorię, którą antropolog Brent Berlin oraz językoznawca Paul Kay opublikowali w 1969 roku w pracy Basic Color Terms: Their Universality and Evolution. Wokół tej teorii toczy sie ponoć szeroka dyskusja, której krótki opis też można znaleźć w Wikipedii. Wspomniana teoria w skrócie, jak ją rozumiem, dzieli ewolucję języków na pewne etapy wynikające z wytworzenia przez języki nazw kolorów. I tak, dla przykładu, w pierwszym etapie pojawia się określenie na biel i czerń. W drugim – wytowrzenie pojęcia czerwieni. W trzecim – żółci lub zieleni. W czwartym istnieją już zieleń i żółć. W piątym pojawia się niebieski. W szóstym – brązowy. W siódmym dopiero purpura, róż, oranż, szarość. Myślę, że w oparciu o tę teorię można by Furiuszu rozwiązać wspomnianą przez Ciebie ciekawostkę/zagadkę. Jednak tak, jak przeczytałem z grubsza materiał w Wikipedii, wielu naukowców wskazuje na słabe punkty tej teorii. Jeden wzbudził moją ciekawość. Otóż w artykule “The semantics of colours – A new paradigm” opublikowanym w studium „Progress of Colour Studies: Vol. I. Language and culture” doktor Anna Wierzbicka podejmując polemikę ze wspomnianą teorią stwierdza m.in.: „Sprawą zasadniczą (...) jest to, iż w wielu językach nie można zadać pytania „Jaki to kolor?”” Ciekawe, prawda ?
  18. Myślę, że warto przy tej okazji rozróżnić z nazw odcienie koloru niebieskiego, z jakimi mamy do czynienia w starożytności, a które przez opisy we wcześniejszych postach się przewijają i przenikają. Błękit egipski był bodajże pierwszym syntetycznym pigmentem niebieskim, stworzonym przez człowieka. I nie był to ów niezwykle drogi pigment, o którym pisał Qurosava w swoim poście. Owym niezwykle drogim pigmentem była ultramaryna - naturalny pigment uzyskiwany z lapis lazuli. Ultramaryna była najbardziej pożądanym przez artystów pigmentem i niezwkle cennym. W Europie długi czas "monopol" miała na nią Wenecja. Ponoć "Złożenie Chrystusa do grobu" zostało niedokoczone przez Michała Anioła ze względu na popełniony przez niego błąd w sporządzeniu farby z zakupionej ultramaryny. Ponoć... Odpowiednikiem pigmentu uzyskiwanego w lapis lazuli był w Europie pigment uzyskiwany z azurytu - w starożytnej Grecji znany jako kuanos, w starożytnym Rzymie - jako caeruleum. Chociaż zetknąłem się też z informacją, iż caeruleum było nazwą łacińską dla błękitu egipskiego... Od greckiej nazwy wywodzi się angielska nazwa cyjanu - podstawowej barwy niebieskiej we współczesnym drukarstwie. Natomiast odcieniem niebieskiego, z którym niewątpliwie w starożytności miano też do czynienia był inny naturalny barwnik - indygo. Przy czym ów barwnik pozyskiwany był z roślin. W starożytnych Indiach pozyskiwano go z indygowca (Indigofera). Najstarsze użycie odnotowano ponoć w kulturze harappańskiej (3300 - 1300 r.p.n.e.). Drugim źródłem barwnika indygo, bliższym basenowi Morza Śródziemnego, był urzet barwierski (Isatis tinctoria). Występował pierwotnie m.in. na terenie obecnej Turcji, stąd duże prawdopodobieństwo, iż również z tej rośliny uzyskiwano w starożytnym Egipcie (oprócz importu z Indii) barwnik do barwienia tkanin (wełnę - przez zanurzanie i suszenie na słońcu). Indigo w starożytnej Grecji nazywane było indikon. Inną starożytną nazwą indygo wywodzącą się z sanskrytu, było nili. Stąd ponoć arabska nazwa koloru "al-nil".
  19. Pierwsze zapałki

    Dziewczynka z zapałkami to 1845 rok a "współczesna" zapałka, z angielska znana jako safety match, to rok 1844, Szwecja, Gustaf Eric Pasch. Znalazłem w internecie taką oto ciekawą stronę muzeum życia codziennego z krótkim, ale fajnym opracowaniem na temat zapałek. Intrygujących historycznie zdarzeń parę można tam znaleźć. Ciekawym może być strajk pracownic fabryki zapałek lub historia wokół Locofocos.
  20. Zakon Rycerski Grobu Bożego w Jerozolimie

    Jakby jednak się przemóc i pobuszować, to można znaleźć tropy i informacje na stronie łacińskiego patriarchatu Jerozolimy albo na stronie New Advent - możliwe oczywiście, że informacje na tych stronach są czyimś punktem widzenia, ale w grucie rzeczy - które nie są? Na tej drugiej ze wskazanych stron można też znaleźć ciekawą informację o źródłach. Ciekawą o tyle, że podaje jakoweś źródła wiedzy o zakonie, a więc - chyba to, o co chodzi: - QUARESMIUS, Historica Terræ Sanctæ elucidatio (Antwerp, 1639); - HODY, Notice sur les chevaliers du St-Sépulcre (Académie d'archéologie, Antwerp, 1855); - HERMENS, Der Orden vom h. Grabe (Cologne, 1870); - COURET, L'Ordre du St-Sépulcre de Jerusalem (Paris, 1905). Również w Wikipedii, jakimkolwiek zaufaniem by jej nie darzyć, można znaleźć bibliografię, a w niej: - Affek M. (red.) – Bożogrobcy w Polsce. Instytut Wydawniczy PAX, Miechowskie Towarzystwo 1163 roku, Miechów – Warszawa 1999, ss. 272. ISBN 83-211-1261-7 - Kamiński J., Przymus U. (red.) – Zwierzchnictwo w Polsce Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie. Księgarnia Św. Jacka, Katowice 2008. ISBN 978-83-7030-641-0 - Nakielski S. – De sacra antiquitate et statu Ordinis Canonici Custodum Sacrosancti Sepulchri Domini Hierosolymitani. – Cracoviae 1625. - Nakielski S. – Miechovia, sive Promptuarium antiquitatum monasterii Miechoviensis. – Cracovia 1634. - Sypkowie A. i R. – Zamki i warownie ziemi sandomierskiej. Wyd. Trio, Ag. Wyd. EGROS, Warszawa 2003. - Woźniak M. – Kim byli i kim są dzisiaj Bożogrobcy?. [w:] Tyg. Kat. „Niedziela” edycja gnieźnieńska, nr 29, 2000. Ze wspomnianej Wikipedii wynika też, iż szukając informacji o dziejach zakonu warto zahaczyć o takie pojęcia, jak m.in. Franciscan Custody of the Holy Land (Kustodia Ziemi Świętej), co wynikałoby z takich wzmianek, jak: "Between 1342 and 1489, the Custodian was the head of the Order of the Holy Sepulchre and held the ex officio title of Latin Patriarch of Jerusalem. From 1374, he was based at the Basilica di San Lorenzo fuori le Mura in Rome. In 1489, Pope Innocent VIII suppressed the Order of the Holy Sepulchre and ruled that it was to be merged with the Knights Hospitaller. In 1496, Pope Alexander VI, restored the Order of Holy Sepulchre to independent status, but the Custodian ceased to be the head of the Order. Instead, a Grand Master of the Order was created, and the office vested in the papacy. The Custodian continued to act as the Latin Patriarch of Jerusalem ex officio until 1830, and by being appointed to both offices until 1905. The office of Grand Master remained vested in the papacy until 1949." (cytując za Wikipedią, oczywiście).
  21. Pomieszkując z trupem... tudzież jego częścią

    Hmm.. Jeśli szczątki, to czy mieszczą się w ramach zagadnienia również prochy? Bo w tym wypadku znam takowe przypadki z życia, tudzież otoczenia. Nie mają one do tego nic wspólnego z szaleństwem, a są raczej wyrazem emocjonalnego związku ze zmarłą osobą. Powód taki pada przynajmniej gdy już o tym toczy się rozmowa. Inna sprawa to pytanie, czy w danym kraju przechowywanie prochów zmarłych w domu jest dozwolone, czy też nie. Aspekt religiny, czy też precyzując, wiary - ma też tu swoje znaczenie. Tak przynajmniej odczuwam.
  22. Dania - jak to możliwe?

    Czytałem z zaciekawieniem cały wątek. Jakkolwiek Secesjonisto Twoje uwagi kierują ku coraz głębszemu badaniu tematu, to do cytowanej powyżej uwagi chciałbym na chwilę wrócić. Z ciekawości przejrzałem krótko, to fakt, kilka stron i publikacji o wspomnianych czasach i polityce. W wikipedii ówczesna polityka duńska zdefiniowana jest jako Samarbejdspolitikken. Słowo "samarbejde" oznacza zarówno współpracę jak i kolaborację. Przykładowo, przy przekładzie na język angielski. W języku duńskim jego synonimem jest m.in. słowo kollaborere. Gdy sprawdzimy synonim słowa kollaborere, to jako jedyny występuje tylko samarbejde. O tyle być może istotny to szczegół, że w języku polskim słowo "kolaboracja" wiąże się dziś wyłącznie ze «współpraca z niepopieraną przez większość społeczeństwa władzą, zwłaszcza z władzami okupacyjnymi», a wśród synonimów "współpracy" nie znajdzie się "kolaboracji" jak jedynie w zwrocie "współpraca z okupantem". To jest zapewne pewien drobiazg wpływający na różnicę między językiem polskim a duńskim czy i angielskim, że w języku polskim słowo kolaboracja niesie wyłącznie jedno znaczenie, i nie jest ze słowem wspópraca stosowane zamiennie. W duńskim czy angielski - najwidoczniej tak. Więc może nie do końca jest tak, że "to ciekawe spojrzenie, atoli mocno nieprawdziwe". Po prostu kwestia znaczenia słów w danych językach. Już nie przerywam.
  23. Mity do obalenia

    Co z husarią? Polskie to czy nie polskie?
  24. Tomaszu, przytaczane przez Ciebie polskie przepisy nie dotyczą budynków mieszkalnych ani zamieszkania zbiorowego, w podziale budynków zw względu na bezpieczeństwo pożarowe klasyfikowanych jako ZL, lecz budynków przemysłowo-magazynowych PM - to ów skrót w cytowanym zapisie par. 257, ust.1. Również cytowany paragraf 101. dotyczy dojść do pomieszczeń technicznych, w żadnym wypadku dróg ewakuacyjnych w obiektach ZL. Pomijając powyższe: w naszych przepisach wydłużanie spocznika nie ma w przepisach pożarowych wpływu na szerokość drogi ewakuacyjnej na klatce schodowej - będzie ona zawsze taka, jak szerokość biegu schodów liczona między wewnętrznymi krawędziami pochwytów. Co do tytułowej myśli urbanistycznej PRL - ona na przestreni tych kilkudziesięciu lat ewoluowała. Po wojnie musiała mierzyć się z zadaniem odbuowy miast, ocalenia i odtworzenia spuścizny architektonicznej i urbanistycznej minionych wieków. Z drugiej strony - stanęła przed szansą zmiany wizerunku miast i, pojmowanej z dużą powagą i, bez względu na efekt końcowy, realizacji śmiałej wizji zmiany krajobrazu miejskiego, psychologicznego i socjologicznego aspektu zurbanizowanej przestrzeni.Ale nie była to cecha charakterystyczna jedynie urbanistyki polskiej. Niezwykle istotnym dokumentem, który aż do ostatnich dekad minionego wieku wpływał na myśl urbanistyczną całej Europy a nawet poza jej granicami, była Karta Ateńska z 1933 roku. Trywializując i upraszczając, ale tylko po to, by odpowiedzieć na uwagę w jednym z komentarzy w tym wątku - to dzięki temu dokumentowi blokowiska nie są pejzażem jedynie miast dawnego bloku sowieckiego. Odnosząc się do komentarza Delwina i słów: "Co do urbanistyki - byłą lepsza (...) jednak za to zapłacono nadmierną dezurbanizacją" - choć komentarz sprzed 4 lat, to nie bardzo rozumiem ową konkluzję. Co to jest dezurbanizacja? Czy to to samo, co przytoczony urban sprawl ? Otóż blokwoiska w żaden sposób nie przyczyniły się do dezubanizacji - wręcz przeciwnie - były środkiem do uzyskania gwałtownego wzrostu zaludnienia w miastach. Przy czym urbaniści przywiązywali dużą wagę do postulatów Kary Ateńskiej i starali się utrzymywać równowagę między wysoką gęstością zaludnienia i udziałem przestrzeni otwartych (mówię przy tym o założeniach programowych). Kwestią otwartą pozostawała jej jakość oraz spowodowane zjawiska społeczne. Natomiast urban sprawl, w j. polskim zdefiniowane jako eksurbanizacja, to zjawisko niekontrolownego wyludniania centrum miast będące wynikiem m.in. nieodpowiedzialnych działań developerskich - zjawisko, które nastało, znowu - nie tylko w Polsce - w okresie ostatnich kilku dziesięcioleci, z naszego punktu widzenia - w okresie po PRL. Edytowane: Wracając jeszcze do prezentowanych zdjęć z drabinami: mamy do czynienia z drabinami pożarnymi czyli Пожарные лестницы, a opis przepisów można znaleźć wbijając w google ПОЖАРНАЯ ЛЕСТНИЦА НА БАЛКОНЕ
  25. Bata i projekt miasta fabrycznego

    Powstawały nie tylko wówczas, ale i dużo, dużo wcześniej. W tym kontekście warto przyjrzeć się takim postaciom, jak: - Charles Fourier i jego idea Phalanstère (w j. pol.: Falanster); - Jean-Baptiste André Godin i jego zrealizowana idea Familister w Guise; - Victor Considerant i projekt La Reunion w Dallas w Teksasie; Z ideami miast fabrycznych, w tym osiedli robotniczych, związana jest bardzo blisko kwestia, którą podsunąłem w innym wątku: geneza pojęcia "domu jednorodzinnego" - w rozumieniu zachodnioeuropejskim, mająca swe korzenie w rewolucji przemysłowej i powstaniu klasy robotniczej (tu, wśród ideologów, warto przyjrzeć się takim postaciom, jak William Cobbet, Armand de Melun czy choćby twierdzeniom (na temat modelu życia robotniczego) takich postaci, jak Alfred Krupp, Federic Le Play czy Emile Cheysson). Co do pytania o podobną koncepcję urbanistyczną miasta - źródeł urbanistyki Zlin szukać warto w idei planistycznej miasta-ogrodu, której twórcą był sir Ebenezer Howard. Z tej samej idei wywodzi się urbanistyka wielu współczesnych miast na świecie (w Polsce - chociażby Giszowiec w Katowicach). Warto też zauważyć, że wspomniany czas powstania miasta fabrycznego Baty, jak i dekady, które go poprzedzały, to rozkwit myśli architektonicznych i urbanistycznych owocujący ideami i szkołami futurystów (tu choćby zadziwiający wizjami miast Antonio Sant'Elia), konstruktywistów (chocby El Lissitzky), czy modernistów (tutaj Bauhaus z Walterem Gropiusem na czele czy też znakomity Mies van der Rohe oraz wspomniany przez secesjonistę Le Corbusier - jego auorstwa chciażby projekt miasta Chandigarh).
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.