Skocz do zawartości

secesjonista

Administrator
  • Zawartość

    26,675
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez secesjonista

  1. Koronawirus

    W sumie to raczej nie ma sensu jakaś dyskusja. Zdaje mi się, że zmierzamy do sytuacji, że po konferencji strony rządowej wystarczy w mediach puścić: "Buu!!", "Złodzieje!", "Rozliczcie aferę...", "Rząd kłamie!". Po konferencji z propozycjami opozycji wystarczy puścić: "Zdrajcy!", "Psuje!", "Kłamcy!". Zaoszczędziłoby to zbędnego bicia piany, powtarzania tych samych "argumentów" a wielu zaoszczędzi to nadmiernej ekscytacji, która chyba u niektórych powoduje jakieś zaciemnienie umysłowe. Jeszcze nie zaczęły się szczepienia, ledwo rząd ogłosił ile dawek zakupił (w podstawowym pierwszym rzucie) a już jancet zabrał się za wyliczenia i wyszło mu, że miast narodowego programu szczepień będziemy mieli narodową katastrofę, jeśli nie apokalipsę. Od wpisów janceta minęło trochę czasu i wydawałoby się, że może powinien co nieco sprostować. Jak widać on sam tak nie uważa. Zatem garść moich refleksji i uwag... Na początku większość rządów i stosownych instytucji medycznych uważała, że w ich kraju nie dojdzie do jakiejś ciężkiej sytuacji. Jakoś tak uważano, że przejdzie to w zasadzie bokiem i wystarczą odpowiednie kontrole na lotniskach itp. działania. Wystarczy sprawdzić jakie dość uspokajające komunikaty wydawał na początku epidemii szacowny Instytut im. Kocha w Niemczech, jak tłumaczył brak potrzeby zakupu przez rząd dodatkowych środków ochronnych. I pomimo, iż wielu naukowców czy medyków ostrzegało, że w każdej chwili może się pojawić jakaś niezwykle groźna epidemia, to w wielu krajach europejskich uznawano, że pewnie da się to ograniczyć do Azji czy Afryki. A kiedy mleko zaczęło się rozlewać po poszczególnych krajach to mało który rząd w pełni był przygotowany na to z czym przyszło mu się mierzyć. I nawet w krajach, które bardzo dobrze potrafiły sobie poradzić z epidemią, rządy nie ustrzegły się krytyki. Poszczególne kraje przyjęły różne (choć podobne) strategie, wypada chyba jednak długo poczekać na ocenę, które były najskuteczniejsze, a jeszcze dłużej by poznać hipotezy - dlaczego tak było. Z polskiego podwórka... oczywiście w mediach i sieci pojawiło się mnóstwo "ekspertów" i każdy wiedział lepiej od innego co trzeba zrobić i dlaczego rząd robi to źle. Powszechne były głosy by rząd opierał się w swych działaniach na ekspertach, zwłaszcza tych medycznych. No, niby jak najbardziej słusznie. Tylko mało kto pamięta, że na początku wielu lekarzy odradzało noszenie maseczek (niezależnie od ich typu), potem już wszyscy je zalecali tylko na ogół (za rekomendacją WHO) mówiono by nie kupować maseczek chirurgicznych. Przy czym większość zdawała sobie sprawę, że ta rekomendacja WHO nie miała nic wspólnego ze skutecznością takich maseczek, tylko z próbą opanowania rynku, tak by tego typu produkty nie trafiały na ogólny rynek tylko do placówek medycznych. Udało mi się usłyszeć tylko jedną osobę, która przyznała, że na początku epidemii w kwestii maseczek myliła się. W TVN24 udało mi się obejrzeć rozmowę ze znanym ekspertem od zakażeń. Występował w tej stacji całkiem często, mówił ostro i bez ogródek, przy tym mówił żywo z pewną taką energią wymowy, która siła rzeczy powoduje zwiększoną emisję aerozoli. W inkryminowanym wywiadzie ganił on zwykłych Polaków za nieutrzymywanie dystansu i noszenie maseczek na brodzie, ganił polityków, że w przestrzeni publicznej nie zachowują odpowiedniego dystansu i nie noszą maseczek. Pech chciał, że był to wywiad na powietrzu i operator robił chyba film z ręki bo momentami było widać że ktoś trzymał mikrofon w ręce a nie był on osadzony na jakimś uchwycie. W efekcie dystans nie był zachowany, co gorsza doktor swą maseczkę miał... na brodzie. Najważniejsze jednak by słuchać i brać przykład z ekspertów. Obecnie w wielu krajach, w wybranych przestrzeniach, zaczyna się rekomendować bądź nakazywać noszenie danego typu maseczek. I u nas znów zaczyna się wokół tej kwestii dyskusja, przy czym jeden ekspert lekarski powiada, że maseczka chirurgiczna jest lepszym zabezpieczeniem od powiedzmy maseczki bawełnianej a drugi twierdzi, że wcale - nie, bo chirurgiczna pozostawia po bokach zbyt dużo otwartej przestrzeni. Najważniejsze jednak by słuchać ekspertów. Mam przekonanie, że gdy polski rząd wyda zalecenie co do rodzaju maseczek (a nie daj Boże - nakaz) to od razu pojawią się wezwania by rząd sfinansował każdemu stosowny zapas odpowiednich maseczek a najlepiej - to żeby w każdym mieście powstały setki maseczkomatów, gdzie będzie można je pobierać za darmo i do woli. A i pewnie ktoś podniesie by refundować zakupy przyłbic. Z "Polityki" dowiedziałem się jak osiągnąć sukces w walce z epidemią, objaśniła je jedna z przywódczyń Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Na czele rządu powinna stać kobieta, bo w krajach gdzie rządzą kobiety sytuacja jest najlepsza. Ot wybrała te kraje (jak Tajwan czy Nowa Zelandia) które sobie dobrze radzą i wyszło jej to co wyszło. Przy czym pandemia jeszcze się nie skończyła a członkini OSK już wie, iż dzięki temu że Niemcami rządzi Angela Merkel to kraj ten radzi sobie tak dobrze z sytuacją. Ja jakoś nie jestem przekonany czy wynika to z faktu bycia kobietą przez danego przywódcę. Dowiedziałem się też ("Polityka"), że proponowane przez rząd zwolnienia dla osób które już się zaszczepiły pełnymi dawkami są bezsensu. A to dlatego, że wielu sfałszuje np. kod QR. Zważywszy że nie przewiduje się wydawania kart zabezpieczonych jak te z banków to pełna racja. To może tatuaż na czole? A co zaproponował krytyk? Bon edukacyjny dla dzieci bądź dzień wolny w pracy. A jak nie mam pracy ani dzieci? Oczywiście nie zająknął się, że tak chwalony za akcję szczepień Izrael właśnie dla w pełni zaszczepionych przygotował całkiem podobne zwolnienia z obostrzeń. Ważne jednak by skrytykować. Przy czym osobiście jestem przeciwny tego typu zwolnieniom, już to z racji medycznych - nie ma żadnej gwarancji, że osoba zaszczepiona nie będzie nosicielem, już to z racji społecznych - by nie wytworzyła się jakaś paranoiczna sytuacja "nur für gempte". Wreszcie z przyczyn praktycznych, nie bardzo sobie wyobrażam jak to w praktyce weryfikować? Bramkarze w lokalach będą weryfikować QR i odliczać te osoby z limitu osób jakie mogą się zgromadzić na danej przestrzeni? Podobne czynności mają wykonywać kościelni, personel sklepowy? Natomiast wartymi rozważenia jest wpuszczanie takich osób na imprezy "zamknięte", typu biletowego: mecze, koncerty, sztuki teatralne. Dowiedziałem się ("Polityka"), że wskaźniki makroekonomiczne jak na czas pandemii dobre... zatem jest źle. Jest źle bo nie ma "dobrych" ofert pracy, bo pracodawcy oferują niższe płace, bo niby z bezrobociem nie jest tak źle ale zniknęli Ukraińcy a statystyki tego nie uwzględniają. Jest źle bo Polacy nie szukają pracy. To że jest wewnętrznie sprzeczne autora już nie obchodziło. Z jednego artykułu dowiedziałem się, że brakuje respiratorów, z kolejnego zdania (tegoż samego artykułu) że nie tyle brakuje respiratorów ale osób mogących je obsługiwać, a z kolejnego że wcale nie to jest problemem tylko brak odpowiedniej infrastruktury (instalacji). By z innego numeru dowiedzieć się, że problemem nie jest brak respiratorów tylko brak tlenu, a w ogóle to nie brak tlenu tylko butli. W sumie to już nie wiedziałem czego tak naprawdę brakuje i co jest najpoważniejszym problemem. Pewnie brakuje wszystkiego. Kilka artykułów "Polityka" poświęciła pielęgniarkom. W jednym opisywano ciężką pracę pielęgniarek, jedna z bohaterek była przełożoną na oddziale kowidowym, choć jak sama relacjonowała miała prawdziwego fioła na punkcie prewencji (odkażanie, mycie, środki ochrony itp.). A jednak ciężko zachorowała, jej historia tchnęła jednak pewnym optymizmem: jak tylko w pełni wyzdrowieje od razu zamierza wrócić do pracy i dalej pracować "na froncie" walki z kowidem. Autor nie zwrócił (bądź nie chciał zwrócić) uwagi na pewien niepokojący szczegół tej historii, otóż ta przełożona pielęgniarek od pewnego czasu odczuwała słabość, kłopoty z oddychaniem a jednak wciąż kontynuowała pracę i nie wykonała żadnych badań. Dopiero po jakimś czasie, jak sama zauważyła - po presji kolegów i koleżanek z pracy zdecydowała się wreszcie zrobić stosowne badania, choć była przekonana że jest to jej niepotrzebne. Przy czym z tekstu nie wynika by miało być to jakieś ostrzeżenie przed bagatelizowaniem objawów przez personel medyczny. Przy całym szacunku dla chęci pracy, ta pani nie powinna być ani przełożoną pielęgniarek ani pielęgniarką na kowidowym oddziale. Wykazała się skrajną nieodpowiedzialnością. Gdzieś toczyła się w sieci dyskusja pomiędzy koronasceptykiem a pewnym lekarzem zawiadującym oddziałem kowidowym. Panowie przerzucają się argumentami a wreszcie lekarz zaprasza koronasceptyka do siebie na oddział by zobaczył jak wygląda stan tych rzekomo zdrowych pacjentów i by sobie z nimi pozmawiał co sądzą o tym, że nie ma koronwirusa. To w ten sposób wygląda utrzymywanie reżimu sanitarno-epidemicznego według osoby która zawiaduje takim oddziałem? Jak najbardziej jestem za tym by docenić trud pracy lekarzy, pielęgniarek i personelu medycznego, zwłaszcza w tych czasach. Wypada jednak też przypomnieć, że nikt nie zostaje lekarzem czy pielęgniarką przypadkowo. Przypadkiem można zostać ochroniarzem, kurierem, pakowaczem, jak ktoś wybrał taką profesję to wiedział czego może się spodziewać zarówno pod względem finansowym (na ogół kokosów nie będzie) jak pod względem specyfiki. A specyfika jest taka że ma się do czynienia z chorymi. A chorzy mogą zarażać, i trzeba było mieć to wkalkulowane przy wyborze zawodu. Jak najbardziej należy się w obecnych czasach dodatek, ale czy na pewno dla wszystkich? Czytam czy wysłuchuję argumentacji: nie pracuję na kowidowym, nie mam dodatku choć przecież mogę przyjmować zarażonego pacjenta. Także policjant szarpać się może z pijanym bandytą, który jest zarażony, pani w sklepie przekłada towary które mógł dotykać zarażony nie zachowujący odpowiednich środków ostrożności i można tak w nieskończoność. Zatem - dodatek pewnie należy się prawie wszystkim. Cała ta retoryka wojenna o walczących na pierwszej linii frontu czasami bywa przewrotną, co z sytuacjami gdzie nie można było skompletować obsady oddziału kowidowego a taka obsada znalazła się gdy przeznaczono dodatkowe pieniądze na pensje. Najemnicy? Przy czym zasady udzielania dodatku dla świata medycznego uważam za źle sformułowane i zbyt wąsko potraktowano przedstawicieli tej profesji, ale nie jestem za tym by wszyscy mieli taki bonus otrzymywać. Nauczyciele... przy zapowiedzi któregoś powrotu do normalnego nauczania przedstawiciel związku zawodowego zaprezentował żądanie by każdy uczeń siedział za odpowiednią osłoną z plexi, by takie bariery mieli też uczniowie. Pewnie by nie zaszkodziło, to może sięgnąć po fundusze własne i to zrealizować - choćby w taki sposób jak zbiera się na wycieczki, w sytuacji gdy te i tak nie mogą się odbywać? A może w ramach dobrego przykładu część takich żądań zaczną finansować związki zawodowe, i nie dotyczy to tylko nauczycieli? Winą rządu jest struktura wiekowa nauczycielskiej profesji, jako że okazało się że wielu nauczycieli gorzej sobie radzi ze sprawnym posługiwaniu się aplikacjami w nauce zdalnej od swych podopiecznych. A może tak związki zawodowe zorganizowałyby odpowiednie kursy, choćby on-line? Przy czym, nie łudźmy się, nastolatek prawie zawsze będzie bieglejszy w wykorzystaniu takich narzędzi od osoby w średnim wieku. Wychodzi na to, że nastolatków powinni nauczać nastolatki by było lepiej. Przy czym pandemia ujawniła to co było wiadomym tylko głośno się o tym nie mówiło. Każdy mógł zobaczyć i usłyszeć jakie androny potrafią pleść nauczyciele. I nie chodzi o zwykłe błędy tylko o elementarny brak wiedzy. Zdalne nauczanie okazało się nie tak dobrym jak to prowadzone bardziej tradycyjnie. W efekcie mamy mieć upośledzone pokolenia, które w późniejszym czasie będą mieć różne kłopoty, w tym na rynku pracy. A ja pamiętam jak to zachwycano się postępującą cyfryzacją szkół. Jak to niektórzy nauczyciele zachwycali się gdy dostali darmowy pakiet różnych aplikacji od Microsoftu i mówili, że wreszcie będzie można odejść od kredy i wykładów bo wszystko będzie w komputerze i na monitorze. Matury mają być uproszczone, w „Polityce” można przeczytać że to słuszne posunięcie, tylko że rządowe ułatwienia wcale nie są ułatwieniami, że powinny mieć one inny kształt. Tego czego tam nie wyczytamy to oczywiście jakie to mają być te lepsze ułatwienia. I ciekawa kwestia, trochę potrwało zdalne nauczanie a zarówno uczniowie jak i nauczyciele nie mogli się doczekać powrotu do normalnych lekcji. Właśnie tak, uczniowie nie tyle tęsknili za znajomą grupą rówieśniczą a właśnie za nauczycielami i tradycyjnymi lekcjami. A już nauczyciele to wprost nie mogli się doczekać swoich podopiecznych, czemu nieco przeczą statystyki według których w niektórych miastach liczba zwolnień lekarskich poszybowała w górę i nie są to zwolnienia wyłącznie z powodu zarażenia się koronawirusem. Nauczyciele żądali badań swego środowiska, w czym wtórowała im opozycja. Gdy rząd wyraził taki zamiar wielu ekspertów stwierdziła że nie ma to większego sensu. Opozycja poparła... ekspertów. Nauczyciele żądali by byli jak najszybciej szczepieni, a gdy to miało nastąpić zaczęły się protesty bo to niesprawdzona szczepionka, nie dla starszych osób a tych jest wielu w tym zawodzie. Przy czym nikt nie zwracał uwagi na fakt, że w pierwszej kolejności mieli być szczepieni nauczyciele pierwszych stopni edukacji gdzie jednak przeważają ludzie młodsi. Propozycje opozycji uważam za takie z gatunku: mniej-więcej i wcześniej-później. Co by rząd nie zrobił – jest to złe. Pieniędzy powinno być wydanych więcej i na szersze grupy, obostrzenia powinny być ale nie takie jakie wprowadził rząd. Jakie – to już nie bardzo wiadomo. Przy czym sama opozycja nie bardzo wie kogo powinno się słuchać: lekarzy czy przedsiębiorców. I jak wyważyć racje obu stron. Było na początku nieco modelach matematycznych mających być pomocne przy analizach. Przeczytałem jeden artykuł z naukowcem zajmującym się taki modelowaniem na potrzeby naszego rządu, i wysłuchałem dwóch wywiadów dotyczących tej tematyki. Najbardziej podobał mi się artykuł w „Polityce” - zaczyna się od uspokajającej informacji według której naukowcy wiedzą co było i co będzie (dzięki tym modelom), co więcej wszystko im się zgadza, to znaczy ich modele się sprawdzają i dokładnie przewidują rozwój epidemii w naszym kraju. Problem w tym, że nie podano jakie to konkretnie wnioski wysnuto z tych modeli, bo to że na jesieni będzie wzrost to wiedzieli wszyscy bez tak wyrafinowanych narzędzi. Bez modeli wiem, że obostrzenia w różnych krajach trudno porównywać bo w grę wchodzi np. czynnik społeczny (choćby samodyscyplina). Bez modelu wiem, iż dana strategia może się sprawdzić w jednym państwie a niekoniecznie w innym, choćby z racji gęstości zaludnienia czy charakterystyki gospodarstw domowych. Przy czym, chyba jednak nie wszystkie modele się jednak sprawdzały skoro naukowiec przyznał, że na początku pandemii w swym modelu nie uwzględnili zmniejszenia transmisji spowodowanej kwarantanną. W tych trzech wywiadach, w zasadzie nie pada żaden konkret. Dowiadujemy się, że dzięki modelom naukowcy mogą powiedzieć politykom jakie decyzje są słuszne a jakie głupie, tylko nie poznamy przykładów. W jednym z radiowych wywiadów naukowiec przyparty do muru wreszcie podał konkret: przewidywaną liczbę zakażeń w lutym 2021 r. - przy wariantach w których szkoły zostaną otwarte bądź nie. Poczekałem do końca tego miesiąca, jakoś jednak przewidywania się nie sprawdziły. Jestem jednak przekonany, że ów naukowiec łatwo objaśni dlaczego jego przewidywania się nie sprawdziły. Tylko na czym mają bazować rządzący? Z naszego krajowego podwórka dowiedziałem się, że korespondencyjne głosowanie proponowane przez rząd stwarza zagrożenie katastrofalnym wzrostem zakażeń, a to zaproponowane przez opozycję – już nie. Istnieją zgromadzenia i demonstracje, które wcale nie mają wpływu na sytuację epidemiologiczną i takie, które mają. Te pierwsze to takie które popiera opozycja. Polski rząd zarżnął komunikację miejską wprowadzając ograniczenia liczby pasażerów, tak napisano w „Polityce”. A wsparto się niemieckim badaniem według którego mniej jest zarażonych pośród bezpośredniej obsługi (jak konduktorzy) w porównaniu do maszynistów itp. stanowisk. Tylko co z tego? Co to ma do pasażerów? Przy czym już nie przeczytamy, że na tejże kolei wprowadzono obostrzenia: 60% miejsc może być zajętych (na PKP było to 50%), a główna niemiecka kolej znacząco ograniczyła wówczas (gdy wydrukowano się ten artykuł) liczbę połączeń. Wydaje się że jancet nie zagłębiał się w szczegóły dotyczące zakupu szczepionki przez nasz rząd stąd jego błędne wnioski. Według niego nie dość że nie zaszczepimy ludzi odpowiednio szybko przed pojawieniem się nowej mutacji wymagającej innej szczepionki to jeszcze 80% zakupionych szczepionek zostanie zmarnowanych. To tak dla przykładu: Kanada jest krajem o podobnej liczbie ludności co Polska, tempo szczepień jest w tym kraju prawie dwukrotnie mniejsze niż u nas (3,6 dawki na 100 osób, u nas – 6,73; pisałem to około 19 lutego). Jeśli dobrze sprawdziłem to władze tego kraju zakupiły 15 mln dawek (w ramach COVAX) i jeszcze... 398 milionów dawek. Nasze władze zakupiły 66 mln dawek. Strach pomyśleć jak skomentowałby to jancet będąc Kanadyjczykiem. Tymczasem patrząc na tempo szczepień; liczonych w dawkach na 100 mieszkańców; Polska w Europie nie odstaje (stan na 19 lutego), co więcej radzi sobie całkiem dobrze. Lepiej niż Niemcy, Francja, Hiszpania, Holandia, Czechy, Szwecja, Belgia i szereg innych krajów. To wychodzi na to, że cała Europa jest opanowana przez rządy działające w sposób szkodliwy dla swych narodów. Ja nie wiem jak będą przebiegać szczepienia w Polsce, jak będzie wyglądać podsumowanie tej akcji. Może jednak poczekajmy z ocenami do jej zakończenia? Przy czym janceta apokaliptyczne wizje marnujących się szczepionek wynikają z niewiedzy. Założył chyba, że wszystkie zakupione dawki pojawią się w naszym kraju w jednym rzucie, choć łatwo można było sprawdzić, że takie dostawy będą się odbywać w transzach. Ciekawe, że jancetowi wyszło że zakupiliśmy zbyt wiele dawek a "Gazecie Wyborczej" że mamy ich zbyt mało. Sugestia, że ktoś wziął w łapę przez co zamówiliśmy tak wiele dawek – jest śmieszna. Taką łapówkę mógłby dać jedynie ktoś z firmy farmaceutycznej, a to jej się po prostu nie opłacało. Za większą sumę szczepionki można było sprzedać poszczególnym krajom niż Polsce w ramach umowy wynegocjowanej przez urzędników unijnych. To po co ktoś miałby płacić gdy kolejka po szczepionki jest długa i dla wszystkich na początku nie wystarczy? Chyba, że jancet sugeruje iż warunki wynegocjowane przez Unię nie były aż tak korzystne? To co mam do zarzucenia rządowi to chaos informacyjny i tryb wprowadzania obostrzeń. Wprowadzanie tychże względem firm - z dnia na dzień a nawet z godziny na godzinę jest czymś niedopuszczalnym. Przy czym nie jestem zwolennikiem proponowanych map pokazujących, że gdy będzie tyle a tyle zakażeń to wejdą w życie takie a nie inne obostrzenia. Tego typu pomysły nie uwzględniają np. ewentualnej specyfiki populacji gdzie głównie następuje ten wzrost. Zamykanie niektórych branż wydaje się być bezzasadne. Wiele można by usprawnić bez jakichś dużych kosztów, choćby wysłać „terytorialsów” czy żołnierzy ze służb chemicznych by zajmowali się dekontaminacją karetek odciążając w ten sposób ratowników. Ogólnie oceniam poczynania rządu na 3-. W następnym wpisie postarać się spróbować pokazać jak to było w Ameryce... skoro jancet wywołał ów kraj jako przykład dla nas.
  2. I co z tego wynika, jak przywołał jakober - w centrum świątyni rzymskokatolickiej był kogut, to papież był protestantem? Koguty na miejskich domach to efekt: symboliki protestanckiej czy element ozdobny przy okazji pokazujący wiatry?
  3. Wojna Zimowa

    Rzeczona pieśniarka mogła by się zdziwić jak brzmi jej nazwisko i imię, skąd to wziął saturn? I mamy wierzyć czy zdewaluować?
  4. Najciekawsze mezalianse w historii.

    Ten ostatni przykład to raczej nie był mezalians, podobnie jak przywołana przez gregskiego - Krystyna Rokiczanka. Ten drugi afekt traktowany był jako związek morganatyczny, a co do Gertrudy... Teodor Potocki ożenił się z siostrą nieszczęsnej Gertrudy - Kordulą, familia nie miała nic przeciw. Związek Potockiego z Gertrudą nie był raczej traktowany jako mezalians, tylko jako związek który nie przyniósł odpowiedniego mariażu majątkowego. Gdyby się związał z mieszczką to już można mówić o mezaliansie. Hrabiego na Liptowie niewiele dzieliło od starosty robczyckiego i bełskiego.
  5. Ochroniarze w czasach PRL-u

    A ja pozostanę przy swym zdaniu, proponuję dociekliwiej przyjrzeć się mej odpowiedzi, bo ta nie dotyczyła istnienia pewnego terminu przed emisją filmu "Psy", dotyczyła:
  6. Może i ciekawy, tylko skąd ów pan powziął tę myśl o takiej symbolice?
  7. Operacja "Nordwind"

    Dokładnej to raczej nikt nie zna, ale o szacunki to już łatwiej. Można je odnaleźć choćby w tekście Keitha E. Bonna "The NORDWIND Plan to Destroy the 100th Infantry Division" (dostępnym na stronie The George C. Marshall Foundation) czy w broszurze "Ardennnes-Alsace" Rogera Cirillo (dostępnej na stronie U.S. Army Center of Military History).
  8. Cóż, jakoś nie jestem przekonany by nawet najbardziej przekonujące przemówienie miało zapobiec panice, co innego zagrzewanie do boju a co innego sytuacja grożąca wybuchem paniki. W mym pytaniu o musztrę nie chodzi ani o przemowy ani tym bardziej o buty, nie wiem skąd ten drugi pomysł. Na pierwszy rzut oka na współczesnym polu walki (tak gdzieś od pierwszej wojny światowej) umiejętności nabyte podczas musztry rzadko są przydatne, pomijając oczywiście nawyk wspólnego i jednoczesnego wykonania rozkazu. Historyk William McNeill nie zdążył napisać doktoratu gdy został w 1941 r. powołany do armii. Wspominał jak kazano jemu wraz z innymi świeżo upieczonymi rekrutami codziennie ćwiczyć musztrę. Początkowo uważał, że w ten sposób starano się jedynie wypełnić im czas do momentu gdy zostanie dostarczona im broń, której wówczas nie było w bazie. Gdy jego grupa doszła do wprawy i synchronizacji McNeill zaczął odczuwać coś na kształt odmiennego stanu świadomości, widział siebie jako coś większego niż jego życie, a sama musztra jawiła mu się jako rytuał. Te doświadczenia sprawiły że potem postanowił się bliżej przyjrzeć podobnym praktykom a efekt swych badań zawarł w książce "Keeping Together in Time: Dance and Drill in Human History". "Marching aimlessly about on the drill field, swaggering in corfomity with prescribed military postures, conscious only of keeping in ste so as to make the next move correctly and in time somehow felt good. Words are inadequate to describe the emotion aroused by the prolonged movement in unison the drilling involved. A sense of pervasive well-being is what I recall; more specifically, a strange sense of personal enlargement; a sort of swelling out, becoming bigger than life, thanks to participation in collective ritual". /tegoż "Keeping Together...", Harvard Univ. Press, Cambridge, Massachusetts 1995s. 2/ McNeill uważał musztrę synchroniczną i takież maszerowanie za jedną z istotniejszych innowacji w wojskowości, na bazie swych badań wysnuł hipotezę o tworzeniu więzi poprzez ruch (muscular bonding) - wspólnego wykonywania zsynchronizowanych ruchów, która miała wyewoluować na długo przed udokumentowanymi historią wyłączania "Ja" i tworzenia prowizorycznych superorganizmów. Superorganizm to rodzaj ludzkiego roju, powstać w nim może więź pozwalająca nie dbać o własne życie. McNeill analizując wspomnienia i wyniki badań doszedł do wniosku, że najsilniejszą motywacją skłaniającą ludzi do ryzykowania życia była więź wobec towarzyszy broni. Przywołuje wspomnienia innego żołnierza - Jesse'go Glenn Graya (zawartych w "The Warriors: Reflections on Men in Battle"). Gray relacjonował jak to "ja" zamieniało się w "my", a żołnierz uzyskiwał rodzaj nieśmiertelności, można było upaść, ale nie umrzeć, gdyż to co w nim prawdziwe, będzie żyć w jego towarzyszach. "Many veterans who are honest with themselves will admit, I believe, that the experience of communal effort in battle, even under the altered conditions of modern war, has been a high point in their lives (...) We feel earnest and gay at such moments because we are liberated from our individual impotence andd are drunk with the power that union with our fellows brings. In moments like these many have a vague awareness of how isolated and separate their lives have hitherto been and how much they have missed by living in the narrow circle of family or a few friends. With the boundaries of the self expanded, they sene a kinship never before. Their "I" passes insensibly into a "we", "my" becomes "our", and individual fate loses its central importance...". /tegoż "The Warriors...", Harper & Row, New York - Hagerstown - San Francisco - London 1970, s. 44-45/
  9. Byłby może lepszy ale euklides nie wie kiedy ta proklamacja została wydana. A co z sensem musztry?
  10. Gdyby w Jałcie Polska trafiła pod wpływy Aliantów?

    Chyba jednak jakober niezbyt dokładnie obejrzał i wysłuchał ten filmik, w nim jest: 100 mln ton po kursie 20 $ to 2 miliardy, te 200 miliardów to już po uwzględnieniu inflacji, na dzisiejsze pieniądze.
  11. Lektury szkolne - czy jest sens czytać je?

    Nie podważa, ani sensu lektur, ani sensu lektur obowiązkowych. Nie jest też prawdą, że większość lektur została nakręcona. Nie wiem jak istnienie bryków i ekranizacji podważa sens lektur obowiązkowych, uznaję że jest to pewna retoryczna figura janceta, zwłaszcza że nie podejrzewam by jancet nie wiedział o badaniach wskazujących na całkiem inną recepcję tekstów w postaci "papierowej" i filmowej, czy popularnej dziś formy bryku w postaci "video" wrzuconego na jakiś kanał filmowy. Badania są dość jednoznaczne: papierowa wersja zmusza do większego skupienia, tekst jest czytany wolniej ale jest lepiej zapamiętywany. I co z tego wynika? To: że jancet świetnie relacjonował tekst i sens danej lektury czy to że nauczyciele w tej szkole dawali się prześlizgnąć obibokom? Lektury czyta się by poznać istotną dla danej epoki: stylistykę, rodzaj tematu, sposób wyrażania i nie zastąpi tego doświadczenia i bryk (pisany) czy filmik na youtube. Takim co to: "przelecą..." warto zaproponować wyjście do kina, a w zamian zaserwować im kilka opinii o filmie z netu. Będą zadowoleni?
  12. Ochroniarze w czasach PRL-u

    Akurat: mocno wątpliwe.
  13. Wojna Zimowa

    Tylko o czym, o strzelcach drzewnych we wrześniu 1939 r. czy o strzelcach drzewnych w czasie drugiej wojny światowej? Rosyjskojęzyczna Wiki; jak to rzadko bywa; akurat o fińskich "kukułkach" dość rzetelnie zrelacjonowała tę kwestię. Ani snajperów nie było tak wielu, a tych strzelców z drzew to już jak na lekarstwo, pomijam tych co to mieli się przykuwać (bądź byli przykuwani) bo to już szczyt propagandy radzieckiej. Mit fińskich snajperów, a zwłaszcza tych to mieli strzelać z drzew to poniekąd efekt strat jakie ponosiła armia radziecka. Nie można było ogłosić, że to efekt złej odzieży - utrudniającej poruszanie się w śniegu, efekt tego, że Finowie znacznie częściej sięgali po odzież maskującą. W zasobach Biblioteki Aleksandra S. Gribojedowa, mieszczącej się w Petersburgu, zachowały się pocztówki wykonane ze zdjęć propagandowych wykonanych na początku wojny, ale ukazały się się dopiero podczas wojny kontynuacyjnej. Można na nich zobaczyć całe oddziały Rosjan w stosownie białym kamuflażu, co niezbyt oddawało rzeczywistość. Początkowo radziecka armia składała się w dużej części z rezerwistów, gdyż uważano że konflikt nie potrwa zbyt długo. A uzupełnienia tworzono np. z Tatarów, którzy chyba nieszczególnie dobrze mogli się odnaleźć w warunkach fińskiej zimy. Przy tym radzieccy towarzysze strzelili sobie w stopę, oto jeden z wywiadowców Julis Grodis wykonał plany fińskich umocnień. Co z tego skoro został uznany za szpiega i trafił do obozu, a jego plany przepadły w archiwach. Współcześnie; w różnych publikacjach rosyjskich; dość powszechnie fińskie "kukułki" traktuje się jako mit, efekt strachu. A strach był tak duży, że powstawały specjalne propagandowe plakaty i odezwy namawiające radzieckich żołnierzy by nie bali się wchodzić do lasu. /za: J. Mallinen, P. Korhonen "Näin venäläinen historialehti kertoo talvisodasta: Sota oli perusteltu, koska Suomi ja Natsi-Saksa olivat menossa kimppaan"; gdzie znajdziemy m.in. omówienie specjalnego numeru radzieckiego pisma "Ваш тайный советник" (nr 7, 2019) poświęconego głownie wojnie zimowej i historii Finlandii; tekst dostępny na stronie: seura.fi/ Pani Arja Paananen , stypendystka Fundacji Helsingin Sanomain na petersburskim Europejskim Uniwersytecie, dzieli się ze swymi fińskimi rodakami różnymi wrażeniami z życia rosyjskiego miasta. W notce "Talvisodan aikana syntynyt legenda suomalaisista kiertää yhä kauhutarinana Venäjällä" przedstawiła pokrótce omówienie trzech rosyjskich wystaw poświęconych wojnie zimowej (z okresu 2019/2020). Największą z nich zlokalizowano w Wojskowo-Historycznym Muzeum Artylerii, Wojsk Inżynieryjnych i Łączności w Petersburgu "К 80-летию со дня начала Советско-финляндской войны", autorka uznała wystawę; jak na warunki rosyjskie; za całkiem obiektywną, co więcej jej autorzy opis zaczynają od konstatacji, że ów konflikt był zapomniany w ZSRR ("В музее открылась выставка, которая позволяет по-новому взглянуть на события военного конфликта, о котором долгое время после его окончания старались не вспоминать и делать вид, как будто ничего не было"), przy czym tytuł wystawy wciąż powiela inne mity, za sprawą cytatu z wiersza Aleksandra Twardowskiego: "Там, за той рекой Сестрою, На войне, в снегах по грудь…". Autorzy wystawy jednoznacznie wskazują na początkowe braki w wyposażeniu, i jego nieodpowiedniości: "... в одной из витрин представлен зимний комплект одежды красноармейца, состоящий, в том числе из серой суконной шинели и зимнего шлема, т.н. буденовки образца 1927 г., который все еще использовался в войсках в качестве головного убора. К сожалению, очень быстро обнаружился вред от такого обмундирования – длинные шинели мешали быстро двигаться, а буденовка не спасала от холода, к тому же шишак не позволял надевать стальную каску. Помимо этого, советские солдаты в своей темной одежде были хорошо заметны на снегу. В финской армии в качестве теплой одежды широко применялись различного вида полушубки и меховые бушлаты на овчине и собачьем меху. Однако, зачастую, финский солдат предпочитал воевать в одном кителе, под который надевался толстый шерстяной свитер, а сверху маскировочный халат. Такая одежда не стесняла движений и была намного практичней многослойного обмундирования красноармейца. Шинели тоже использовались финнами. Однако посетители сразу обратят внимание, что они были всего лишь чуть ниже колен". /tekst dostępny na stronie: is.fi; krótki opis wystawy - artillery-museum.ru/ Wydaje się, że z tymi kukułkami to trochę jak ze znanym obrazem Aleksandra Blinkowa (Александр Александрович Блинков), który namalował jak to 12 marca 1940 Armia Czerwona przejęła centrum Wyborga, to że nie toczyły się tam takie walki a miasto pozostało do końca konfliktu w rękach fińskich - niespecjalnie mu w tym przeszkadzało. Mnie zaś zastanawia jedno, skoro termin miał się wziąć od odgłosów jakimi się porozumiewali fińscy snajperzy, to czy nikogo nie zastanowiło skąd wówczas w fińskich lasach kukułki? Bo chyba na zimę to one odlatują w nieco cieplejsze regiony...
  14. Wojna Zimowa

    Tyle, że taka temperatura wcale nie występowała wówczas na południu Finlandii. Najniższa odnotowana temperatura w tym kraju w XX wieku to -51,5 °C, a odnotowano ją w Pokka, wiosce leżącej w gminie Kittilä, czyli na północy w Laponii. Średnie temperatury zimą na południu kraju to ok. od -15 °C do -20 °C, a bardziej w głębi kraju od -25 °C do -35 °C. /dane za: "Suomen Maakuntien Ilmasto" ed. J. Kersalo, P. Pirinen, Raportteja No. 2009: 8, Finnish Meteorological Institute, Helsinki 2009/ A jak to było rzeczywiście podczas samej wojny zimowej? Fiński Instytut Meteorologiczny zbierał dane o temperaturze na tym froncie, otóż wedle nich temperatury podczas pierwszych trzech tygodni były wyższe niż normalnie w tym regionie. Na Przesmyku Karelskim temperatury wahały się od +2 °C do +5°C, nocą od -2°C do -10°C. W dniach 18 i 19 grudnia odnotowano nawet dodatnie temperatury. W tym okresie w najzimniejszych dniach odnotowano temperatury od -7 °C do -10 °C w ciągu dnia i -15 °C nocą. Także grubość pokrywy śniegu była mniejsza niż na ogół w tym regionie, w grudniu 1939 r. było to np. 15-30 cm (przeciętnie było to od 20 do 40 cm), na północnym brzegu jeziora Ładoga śnieg sięgał 17 cm (przeciętnie - 22 cm). Do końca wojny przeciętnie pokrywa śnieżna utrzymywała się na 20-30 cm. Co prawda po 14 stycznia 1940 r. zaczęły się większe mrozy, a w nocy z 1 na 17 stycznia generał Harald Öhqvist odnotował nawet -50 °C, to mimo tego, że w drugiej połowie konfliktu było zimniej niż zwykle to jedynie wyjątkowo temperatury spadały poniżej -30 °C. /V. Huuska "Ruotsalaiset kirjoittavat Talvisotaa uusiksi – ei niin kylmää kuin väitetään"; tekst dostępny na stronie: puheenvuoro.uusisuomi.fi, autor wpisu opierał się na tekście Andersa Perssona; szwedzkiego meteorologa, autora książki o warunkach pogodowych podczas tego konfliktu - "Finlands sak var svår"; "Hur kallt var vinterkriget?", "Överraskande Krigshistoria Fakta", Del 22. August 2014; tekst Perssona dostępny np. na pdfslide.tip/
  15. I taki fragment: "Pierwsze przykazanie dekalogu mówi: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie i w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie i pod ziemią”. Sugerowało ono protestantom zakaz wykonywania jakichkolwiek przedstawień Boga, do którego odwoływał się współpracownik Lutra, Andreas Bodenstain zw. Karlstadtem10. Luter, analizując przykazanie, nie ganił przedstawień wizerunków Boga, gdyż w samym malowaniu obrazów nie widział nic zdrożnego (...) Pewne jest, że Luter był przeciwnikiem obrazoburstwa, nawołując do ostrożnego analizowania i stosowania wizerunków, w przeciwieństwie do Karlstadta i Zwillinga, którzy inicjowali dewastację wnętrz kościelnych, m.in. kościołów parafialnego i zamkowego w Wittenberdze oraz klasztoru augustiańskiego (...)Stosunek Lutra do obrazów miał charakter adiaforyczny. Jego zdaniem sztuka była nośnikiem ważnych treści religijnych, ułatwiających ich popularyzację. W rozprawie Wider die himmlischen Propheten poruszył problematykę związaną z funkcjonowaniem dzieł sztuki. W obrazach świętych i krucyfiksach widział „obrazy lustrzane” i obrazy jawiące się jako „znaki pamięciowe” – „czy chcę czy nie chcę, gdy słyszę imię Chrystusa, to w sercu pojawia się wizerunek człowieka przybitego do krzyża, tak samo w lustrze wody pojawia się moja twarz, gdy w nią spoglądam”. Odwołując się do Biblii wykazał, że Bóg przemawiał w Księgach Mojżeszowych, Księdze Jozuego oraz Objawieniu św. Jana za pomocą obrazów. Wzorując się z kolei na średniowiecznych przedstawieniach z napisami, wysunął propozycję komplementarności słowa z obrazem. Dzieła sztuki powinny ilustrować sceny o tematyce biblijnej, kładąc nacisk na tematykę pasyjną. Nic też dziwnego, że w orbicie jego zainteresowań leżała współpraca z Łukaszem Cranachem Starszym, z którym wspólnie opracował teologiczno-artystyczną oprawę Tablicy Prawa i Łaski". /B. Niemczyk "Słowo i obraz - sztuka w świecie protestanckim", "ARTykuły" Magazyn Studentów Historii Sztuki KUL, # 1, 2009, s. 26-28/
  16. Ochroniarze w czasach PRL-u

    W sumie, to obecnie wielu ochroniarzy to w zasadzie tacy dziadkowie będący de facto portierami czy stróżami nocnymi. Portierek w akademiku to bym nie lekceważył, pamiętam taką jedną co to nie dość że była mocno pryncypialna (co do wejścia) to jeszcze miała wąs znacznie bujniejszy ode mnie i moich kolegów. Pomiędzy dzisiejszymi dziadkami na stanowiskach ochroniarskich a tymi dawnymi jest pewna różnica, ci ostatni mogli być powołani do zadań ochrony porządku publicznego na takich samych zasadach co ORMO, mogli być skoszarowani itp. itp., tak zdecydował w marcu 1984 r. Prezes RM - Zbigniew Messner. Strach pomyśleć co mogło by się dziać... Ano niekoniecznie ma to wskazywać na istnienie wcześniej takiej profesji, kiedy zatrudniano portiera czy odźwiernego, który z racji swej postury z łatwością wyrzuci z lokalu klienta co bardziej awanturującego się, to zatrudniano portiera czy wykidajłę? Sam termin to pożyczka z języka rosyjskiego, od: "wykidywat'/wykidat'/wykinut'" -wyrzucać, wyrzucić. W Słowniku Michała Arcta jeszcze go nie było, był jedynie czasownik: "wykidać", w podstawowym słowniku W. Doroszewskiego też go nie uwzględniono, pojawił się dopiero w Suplemencie (T. IX, z przykładem z 1967 r., dotyczącym berlińskiego domu publicznego).
  17. Udomowienie zwierząt a wyginięcie ich dzikich przodków

    Tego akurat nikt nie kwestionuje. To znaczy, że wcześniejsze opinie, iż to Bliski Wschód był głównym miejscem udomowienia były błędne. Chodzi o nieco inną kwestię, jak w wielkim skrócie objaśnił mi prof. Bogdanowicz: "W dużym uproszczeniu - psy rasowe to jedna pula genetyczna, zaś kundle to druga pula genetyczna (ewolucyjnie dużo starsza niż w przypadku psów rasowych). Zatem osobniki rodzące się w wyniku krycia osobnika jednej rasy osobnikiem drugiej rasy dalej mają pulę genetyczną psów rasowych (są to mieszańce, nie kundle)".
  18. Ochroniarze w czasach PRL-u

    Ilu emerytów to nie wiem, z racji tego że płace w Straży Przemysłowej (bo do niej należał ów dziadek z przywołanego filmu) były niskie (W 1956 r. wynagrodzenie w Straży to 546 zł przy średniej płacy 1100 zł), była w tej służbie duża rotacja pracowników a znaczna część funkcjonariuszy traktowało zatrudnienie w SP jako dodatkowe źródło dochodu. Zatem wielu było w niej takich dziadków co to sobie chcieli dorobić. /za: K. Madej "Przed złodziejami, szpiegami i pożarem... działalność Głównego Inspektoratu Przemysłu MSW w latach 1656-1970", "Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej", 2002, nr 6 (17)/ W zasadzie to tylko jeden "goryl" (gościnnie Bruno O'Ya), przykład Eugeniusza Makowieckiego - jednego z bogatszych badylarzy doby PRL wskazuje, że zatrudnianie ochroniarzy osobistych nie było częstą praktyką.
  19. Produkty spożywcze, dania i ich nazwy

    Bonaparte's ribs - żebra Bonapartego... przy czym nie chodzi o potrawę mięsną tylko o słodkości, rodzaj lizaków jakie pojawiły się w Anglii w pierwszej połowie XIX wieku. Wymienia je John Fisher Murray w swym przewodniku po Londynie "The World of London" (pierwotnie składające się nań teksty publikowane były na łamach "Blackwood's Magazine") pośród innych słodyczy sprzedawanych na ulicach. Tylko dlaczego "żebra"? Shannon Selin, autorka powieści "Napoleon in America", przywołuje objaśnienie z "Puncha", nazwa miała być związana z rozwodem i z nowym małżeństwem Bonapartego, które miały wieszczyć jego upadek: "We were next taken over the Bonaparte’s Ribs department, and received the instructive information that this sweetmeat dates as far back as the divorce of the Emperor from Josephine and his marriage with Marie-Louise, which suggested the idea of Bonaparte’s Ribs, and as the repudiation of his first partner was generally regarded as the commencement of his downfall, this popular lollipop was struck in commemoration of an event that promised so much for English interests. Bonaparte himself being in everybody’s mouth at that time, it was very naturally supposed that his ribs might get into the same position, and thus a large sale would be ensured for the new sweetmeat. The original inventor was not mistaken, for he retired on the ribs in less than three years from the time of their being first manufactured". /tejże "Sweetbreads, Sweetmeats and Bonaparte's Ribs"; cyt. za: "Punch, or the London Charivari", Volume 13 (July-December, 1847), p. 222; tekst dostępny na stronie shannonselin.com/
  20. Ochroniarze w czasach PRL-u

    Cóż - jak zwykle niewiele konkretów pamięta euklides a to co zapamiętał nijak się ma do rzeczywistości. W latach dziewięćdziesiątych nie był dostępny żaden "Wielki Słownik Języka Polskiego", można było skorzystać z dziesięciotomowego wydania "Słownika języka polskiego" pod red. Witolda Doroszewskiego (Warszawa 1958-1968) bądź trzytomowego "Słownika języka polskiego" pod red. Mieczysława Szymczyka (1978-1981). Realizacja "Wielkiego słownika języka polskiego" (tzw. PAN) pod red. Piotra Żmigrodzkiego zaczęła się w roku 2007 a "Wielkiego słownika języka polskiego" (tzw. PWN) - w 2018 roku. Faktem jest, że w dwóch pierwszych słownikach terminu "stacz kolejkowy" nie uświadczysz, podobnie jak: pociąg przyjaźni czy praca chałupnicza. Czy był to zamierzony zabieg damnatio memoriae - nie wiem, euklides - wie. Tak czy inaczej, chyba nieszczególnie zrozumiał euklides w jakim kontekście pojawiła się "kolejka" i "komitet kolejkowy" w tym wątku, bo to nie jest temat o kolejkach. I proszę czytać uważniej - nikt nie napisał, że: "kolejka to przejaw społeczeństwa obywatelskiego". Na tym może skończmy ów poboczny wątek.
  21. Ochroniarze w czasach PRL-u

    Tak z ciekawości, a do jakiego to Wielkiego Słownika Języka Polskiego zajrzał euklides?
  22. Średniowiecze to epoka zacofania czy nie?

    I jeszcze taki drobiazg: "Początek stosowania próby pławienia oraz powód, dla którego była wykorzystywana w związku z oskarżeniami o czary, niknie w pomroce dziejów. Wiadomo jednak, że już w najstarszym znanym nam spisanym i zachowanym zbiorze prawa, tzw. Kodeksie Ur-Nammu, sporządzonym ok. 2100 r. p.n.e. w Mezopotamii, jeden z paragrafów (nr 13) stwierdzał, że aby udowodnić komuś winę, można użyć próby pławienia w rzece (...) Natomiast już w tzw. Kodeksie Hammurabiego, władcy Mezopotamii w latach 1792– –1750 p.n.e., próba wody była wymieniona w związku z przestępstwem czarów. W kodeksie tym bowiem zapisano, że gdy osoba oskarżająca nie mogła przedstawić namacalnych dowodów winy, to wówczas oskarżona osoba była poddawana próbie pławienia przeprowadzanej w rzece. W przypadku, gdy próba wypadła pomyślnie dla oskarżonego, oskarżyciel zostawał zabity, a jego majątek przejmowała osoba niesłusznie pomówiona. W sytuacji, gdy próba wypadła po myśli oskarżyciela, to on z kolei przejmował majątek". /J. Wijaczka "Klio. Czasopismo poświęcone dziejom Polski i powszechnym", "Próba zimnej wody (pławienie) w procesach o czary we wczesnonowożytnej Europie", s. 21-22/ Formalnie ordalia były zakazane od 1234 r. kiedy to papież Grzegorz IX włączył do zbioru praw Liber Extra dyrektywy papieża Honoriusza III wydane pierwotnie dla ziem zakonu krzyżackiego w Inflantach. Choć oczywiście praktyka sądowa odbiegała od tego zapisu...
  23. Faktem jest, iż Instytut stał się kontynuacją Towarzystwa a większość członków TSI zasiliła szeregi Instytutu Polskiego w Bejrucie, ale już informacja, że TSI zmieniało nazwę na Instytut Polski w Bejrucie nie jest ścisła. Ostatnie formalne zebranie TSI miało miejsce 28 czerwca 1945 r. i w zasadzie przestało ono działać jesienią tegoż roku, choć formalnie dzieło Stanisława Kościałkowskiego w Iranie kontynuował Franciszek Machalski od 10 kwietnia do grudnia 1945 r., kiedy to zlikwidowano ostatnie polskie obozy w Persji. W tym czasie już w Bejrucie zaistniał Polski Instytut Studiów Bliskiego Wschodu w Bejrucie (kwiecień 1945 r.), który potem został przemianowany na Instytut Polski w Bejrucie. Wymienione osoby to raczej członkowie pierwszego zarządu a nie: rady i nie było pośród nich Michała Tyszkiewicza - ówczesnego sekretarza Poselstwa RP, z ramienia poselstwa w radzie zasiadał Leon Czosnowski. Wspomniany: "Zalemba" to w rzeczywistości Stanisław Zaremba - matematyk i taternik. Z literatury: J. Pietrzak "Polscy uchodźcy na Bliskim Wschodzie w latach drugiej wojny światowej: ośrodki, instytucje, organizacje" "W kraju cedrów" oprac. D. Abramciów, M. Zielińska-Schemaly "Pod cedrami Libanu" red. B. Redzisz, H. Adamiak-Wagner S. Kościałkowski "Polacy a Liban i Syria w toku dziejowym" tegoż "Polonica bibliograficzne libańskie z lat 1942-1949", "Teka Bejrucka", Bejrut 1949, z. B tegoż "Studium Polonistyczne przy Instytucie Polskim w Bejrucie (1946—1948)","Nauka Polska na Obczyźnie 1939—1960", Londyn 1955, z. 1 K. Kantak "Dzieje uchodźstwa polskiego w Libanie 1943–1950" tegoż "Studenci polscy w Bejrucie", "Wiadomości Polskie", Paryż-Londyn, nr 401, 1959 J.W. Sienkiewicz "Polscy artyści plastycy w Libanie 1942–1952" tegoż "Cedr i orzeł: plastycy polscy w Bejrucie: 1942-1952", "Sztuka Europy Wschodniej - Искусство Bосточной Европы - Art of Eastern Europe", T. 3, 2015 M. Zielińska-Schemaly "Cedr i Orzeł. Polacy w Libanie, niezwykłe współistnienie" J. Kielewicz "Uchodzstwo [sic!] Polskie w Libanie", "Parada", R. IV, nr 1 (71), 1 stycznia 1946 (w większości opracowań podawany jest błędny tytuł i błędny numer: nr 4) K. Eichler "Polscy studenci w Libanie 1942-1952", "Archiwum Emigracji: studia, szkice, dokumenty", z. 56, 2002/2003 M. Murkociński "Polska emigracja niepodległościowa w Libanie 1943-1950 na tle uchodźstwa polskiego czasów II wojny światowej", "Studia Historyczne", R. IX, 2017, z. 1 (237) J. Gałęzowski "Libańczycy' i ich losy w perspektywie biograficznej", "Wrocławski Rocznik Historii Mówionej", R. V, 2015 F. Machalski "Działalność Towarzystwa Studiów Irańskich w Teheranie (1942—1945) i Instytutu Polskiego w Bejrucie (1945—1947)", "Życie Nauki. Miesięcznik Naukoznawczy", t. VI, Kraków 1948, nr 33—34" J. Draus "Polskie ośrodki naukowe na Bliskim i Środkowym Wschodzie w latach 1941-1950", "Rozprawy z Dziejów Oświaty", T. 29, 1986 O.S. Czarnik "Stanisław Kościałkowski jako współorganizator polskiej działalności naukowej na Wschodzie w latach 1941–1949", "Przegląd Polsko-Polonijny", 2013, nr 5/6 A. Dyson "Stanisław Frenkiel: Beirut Drawings 1944-47" M. Zielińska-Schemaly "Le cèdre et l’aigle. Les Polonais au Liban, une coexistence singulière" J. Knopek, Z. Danielewicz "Poland's Cultural Relations with Middle-Eastern Arab Countries", "Polish Political Science Yerbook", Vol. 49 (1), 2020
  24. Architektura polskich miast: Lublin

    To nie jest najstarszy budynek teatralny w Polsce, choć oczywiście kwestia zasadnicza to - jak traktować termin: "budynek": architektura.info - A. Kuligowska-Korzeniewska "Polska architektura teatralna na przestrzeni wieków".
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.