Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Albinos

Węgrzy w Powstaniu Warszawskim

Rekomendowane odpowiedzi

Albinos   

O tym że Polak-Węgier dwa bratanki, wiadomo nie od dziś. Pamiętano o tym także podczas Powstania Warszawskiego. Niemcy podchodzili do swoich sojuszników cokolwiek podejrzliwie. I słusznie. Plany przyłączenia się do Powstańców czterech dywizji węgierskich (1. DKaw oraz 5., 12. i 23. DP) były w połowie Powstania dość zaawansowane. Doszło nawet do tego, że 22 sierpnia gen. Vitez Vattay został zastąpiony przez przysłanego z Budapesztu gen. Belę Langyela, przedwojennego attache wojskowego węgierskiego poselstwa w Warszawie. Jak dokładnie wyglądały kontakty Węgrów z Polakami w okresie sierpień-wrzesień '44 w rejonie Warszawy? Czy szansa na pomoc z ich strony była realna, czy należy to traktować w kategoriach gry politycznej? Co mogła zmienić ewentualna pomoc?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Wolf   
O tym że Polak-Węgier dwa bratanki, wiadomo nie od dziś. Pamiętano o tym także podczas Powstania Warszawskiego. Niemcy podchodzili do swoich sojuszników cokolwiek podejrzliwie. I słusznie. Plany przyłączenia się do Powstańców czterech dywizji węgierskich (1. DKaw oraz 5., 12. i 23. DP) były w połowie Powstania dość zaawansowane. Doszło nawet do tego, że 22 sierpnia gen. Vitez Vattay został zastąpiony przez przysłanego z Budapesztu gen. Belę Langyela, przedwojennego attache wojskowego węgierskiego poselstwa w Warszawie. Jak dokładnie wyglądały kontakty Węgrów z Polakami w okresie sierpień-wrzesień '44 w rejonie Warszawy? Czy szansa na pomoc z ich strony była realna, czy należy to traktować w kategoriach gry politycznej? Co mogła zmienić ewentualna pomoc?

Kontakty i rozmowy sondażowe były-była też de facto zyczliwa neutralność jednostek węgierskich wobec sił polskich.Niemcy obawiali się (zupełnie słusznie) że Węgrzy nie będą walczyć nawet z I Armią WP idącą z Armią Czerwoną jeśli pojawi się ona przed nimi.

Co do realności otwartej zbrojnej pomocy Węgrów dla PW-przejścia dywizji węgierskich na stronę powstańców (którą to tezę głosi na wielu forach Wojtek)-no cóż w ówczesnych warunkach politycznych i wojskowych była to pełna utopia.Rozmowy sondażowe -rozmowami ale żołnierze i oficerowie węgierscy podlegali rządowi wegierskiemu premiera Sztojaya w Budapeszcie,Sztabowi Generalnemu tamże(szefowi sztabu i ministrowi obrony narodowej zarazem-generałowi Beregfy) a pośrednio regentowi Wegier -admirałowi Horthemu ich zwierzchnictwo uznawali i od nich zależeli -a ci zdecydowanie nie chcieli starcia zbrojnego z Niemcami.2 pierwszych z nich można zresztą nazwać zbrodniarzami wojennymi i politykami prohitlerowskimi zbliżonymi do pronazistowskich strzałokrzyżowców.Węgry w przypadku zerwania sojuszu z III Rzeszą traciły wszelkie nabytki terytorialne uzyskane dzięki sojuszowi z III Rzeszą w Czechosłowacji,Rumunii,Jugosławii w okresie 1938-1941 i wracały do granic z traktatu Trianon 1920 po przegranej I wojnie światowej,poza którymi znalazła się wówczas 1/3 narodu węgierskiego .Dlatego większość generalicji wegierskiej była za tym sojuszem.Ani jedna regularna jednostka armii węgierskiej ani w 1944 roku ani pózniej (nawet już po powstaniu w Debreczynie 22 XII 1944 rządu tymczasowego generała Bela Dalnoki-Miklos ,który 28 XII formalnie wypowiedział wojnę III Rzeszy i już w 1945 sformował na zapleczu 3 dywizje węgierskiego wojska -zamiast przewidzianych rozejmem 6 )nie wystąpiła zbrojnie przeciwko Niemcom-nawet gdy ci(dwukrotnie w III i X 1944 )okupowali Węgry i w pazdzierniku internowali regenta-admirała Horthego i wielu innych węgierskich polityków i wojskowych oraz wywiezli do obozów zagłady i kacetów w 1944 roku setki tysięcy Żydów-obywateli węgierskich i tysiące Węgrów w tym m.in b .premiera Węgier Kallaya .Po prostu-Węgrzy wiedzieli że Rumuni chcą się z nimi policzyć za drugi arbitraż wiedeński a Słowacy(i oczywiście Czesi ) za pierwszy.O sąsiadach z Jugosławii i oddziałach Tito pragnących się krwawo policzyć z Węgrami za węgierską okupację 1941-1944 i m.in za Nowy Sad- 1942 wspominać chyba nie trzeba.

Określenie "Węgry-ostatni sojusznik Hitlera"-skądinąd nadużywane po wojnie przez stalinowską propagandę Rakosiego i przemilczające kwestię istnienia innego sojusznika III Rzeszy - NDH nie wziąło się znikąd-regularne oddziały węgierskie walczyły po stronie Niemców aż do maja 1945 włącznie (jak dywizja Szent Laszlo chociażby )....

Sympatie propolskie lokalnych dowódców /części oficerów i generałów węgierskich w rejonie Warszawy to inna sprawa.Sympatie -sympatiami ale realia polityczne i wojskowe przy podporządkowaniu wojskowo-politycznym oddziałów węgierskich Budapesztowi/rządowi premiera Sztojaya /węgierskiemu sztabowi generalnemu(tzn prohitlerowskiemu zbliżonemu do strzałokrzyżowców generałowi Beregfemu) i lojalności wobec niego to zupełnie inna rzecz.Admirał Horthy -mentor generalicji węgierskiej nie miał zamiaru występować zbrojnie przeciw Niemcom stacjonującym na Wegrzech -naiwnie liczył że w wyniku rozmów dobrowolnie i bez walki opuszczą oni Węgry ,które de facto okupowali juz w marcu 1944 -bez walki opuszczą Węgry oszczędzajac tym samym temu krajowi zniszczeń wojennych i strat .To już król Rumunii Michał czy rumuński generał Sanatescu byli mniej naiwni w kwestii dobrej woli Niemców.

Dodatkowo 23 sierpnia 1944 pojawił się nowy bardzo istotny czynnik- sąsiedzi Węgier-Rumuni(zaś w parę dni pózniej de facto także i Słowacy)zerwali sojusz z III Rzeszą aresztując hitlerowskiego pupila- dyktatora Rumunii conducatora -generała Antonescu.I nie było żadnej wątpliwości ,kto w nowych realiach i przy zmienionych sojuszach będzie teraz ich głównym przeciwnikiem-przeciwnikiem na którym zechcą się zemścić za II arbitraż wiedeński i za utracony Siedmiogród- za upokorzenie z 1940 roku .Generalicja rumuńska w 1919 roku była już zbrojnie z rumuńskimi dywizjami w Budapeszcie-teraz w zmienionych warunkach politycznych i wojskowych i z innymi już sojusznikami chciała tam dojść drugi raz-na czele żołnierzy rumuńskich.

I to udało im się zrealizować.W parę dni pózniej kolejny kłopotliwy "sojusznik" Węgier z Osi-Słowacy rozpoczęli antyhitlerowskie i antyfaszystowskie powstanie.Powstanie o m.in nieco antywęgierskim zabarwieniu...

Coraz bardziej aktywizowali się też Jugosłowianie spod znaku NOVJ.

Otwarta zbrojna pomoc Węgrów/przejście dywizji węgierskich na stronę powstańców mogła sporo zmienić w okolicach Warszawy -chociażby taktycznie i na krótką metę/początkowych kilka dni walk (acz Węgrzy dobrze uzbrojeni byli tylko w broń strzelecką i ręczną -broni ciężkiej mieli niewiele broni pancernej i lotnictwa zaś -w rejonie Warszawy w ogóle ,zależni też byli od niemieckich dostaw amunicji i zaopatrzenia )ale w ówczesnych warunkach politycznych i wojskowych była pełną utopią.Warunkiem uzyskania takiej zbrojnej pomocy i otwartego wystąpienia dywizji węgierskich w rejonie Warszawy przeciwko hitlerowcom było wypowiedzenie przez Węgry jako państwo wojny III Rzeszy/znalezienie się z Niemcami w stanie wojny -ani chwiejny regent Węgier-admirał Horthy ani prohitlerowski premier węgierski Sztojay ani prohitlerowski,zbliżony do pronazistowskich strzałokrzyżowców do których partii nalezał szef sztabu generalnego i minister obrony narodowej generał Beregfy-nie mieli najmniejszego zamiaru tego uczynić.Powtórzę jeszcze raz-ani jedna regularna jednostka armii węgierskiej nie wystapiła zbrojnie przeciwko Niemcom -ani w 1944 roku ani pózniej-nawet po tym gdy premier koalicyjnego Rządu Tymczasowego rezydującego wówczas chwilowo w Debreczynie generał dywizji armii węgierskiej Bela Dalnoki Miklos (notabene --kawaler niemieckiego Krzyża rycerskiego-najwyższego odznaczenia wojskowego III Rzeszy )ogłosił 28 grudnia 1944 roku wypowiedzenie przez Węgry wojny Niemcom.

Edytowane przez Wolf

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Otwarta zbrojna pomoc Węgrów/przejście dywizji węgierskich na stronę powstańców mogła sporo zmienić w okolicach Warszawy -chociażby taktycznie i na krótką metę

Poszedłbym jednak trochę dalej. Ewentualne wsparcie Węgrów mogło stanowić podstawę do rozwinięcia koncepcji manewru południowego, który w mojej ocenie był całkiem sensownym pomysłem "Montera", gdyby nie brak sił do jego wykonania. Węgrzy mogli zapewnić wypełnienie i tego warunku.

Ciężko rannego w walkach o folwark pchor. "Bana" z grupy "Rana" przewieziono podwodą do Ursynowa, gdzie się nim serdecznie zaopiekowali Węgrzy. Stacjonowali oni w tych stronach, odnosząc się z dużą przychylnością do powstańców. Dochodziło wprawdzie czasem do starć, łagodzonych później przez obydwie strony, ale wynikało to raczej z nieporozumienia. Węgrzy na ogół nie kryli się ze swymi sympatiami dla walczącej Warszawy i ludność Ursynowa wysłuchała ze wzruszeniem nabożeństwa polowego, po którym orkiestra 5 węgierskiej dywizji rezerwowej odegrała polski hymn narodowy.

Próby nawiązywania wzajemnych stosunków trwały już od kilku dni. Węgrzy dozorowali pewien odcinek nad Wisłą; ich saperzy pilnowali kopania umocnień, ale swoje obowiązki wykonywali raczej od niechcenia. Oddziały leśne próbowały wydostać od nich broń, Węgrzy kazali sobie jednak za nią płacić, przyzwyczajeni do tego z poprzednich kontaktów z polskimi partyzantami. Podjeżdżali także ku polskim liniom. 15 sierpnia placówka pchor. "Duńskiego" z 2 kompanii WSOP w Królikarni zatrzymała bryczkę z dwoma oficerami, którzy prosili, aby ich zaprowadzić do sztabu. Zawiązano im oczy, i tak długo prowadzono różnymi ścieżkami, że stracili zupełnie orientację. W dowództwie Mokotowa zostali przyjęci przez ppłk. "Daniela" z należnymi honorami. W czasie rozmowy okazało się, że przyjechali specjalnie, by podkreślić swój życzliwy stosunek do Polaków i wyrazili chęć pertraktacji. Ich propozycje były tak nieoczekiwane, że "Daniel" musiał porozumieć się z komendantem Okręgu płk. dypl. "Monterem". Węgrzy bowiem sugerowali, że przeszliby na stronę walczących powstańców. Podali adresy kontaktowe w Zalesiu i wrócili do siebie na nieco chwiejnych nogach, serdecznie ugoszczeni przez Polaków. Najbardziej jednak żołnierzy 2 kompanii WSOP zabolało to, że musieli zwrócić gościom zabraną broń.

Ppłk "Daniel" przekazał dalszy los tych pertraktacji w ręce ppłk. ks. dr. Jana Stępnia "Szymona", szefa mokotowskiego BIP, zaabsorbowany zbliżającą się akcją od południa i połączeniem się z pułkiem dwóch pełnych i trzeciej szczątkowej kompanii. "Szymon" musiał się porozumieć nie tylko z „Monterem”, ale i Komendą Główną, nie można było tego uczynić telefonicznie- od 12 sierpnia Mokotów miał połączenie ze Śródmieściem przy pomocy kabla prowadzącego do Elektrowni- ponieważ obawiano się hitlerowskiego podsłuchu. Do Zalesia "Daniel" wysłał plut. Tadeusza Dzierżykraya-Rogalskiego "Mściwoja" z kompanii łączności z pismem, aby przekonać się, czy to czasem nie prowokacja. "Mściwój" poszedł chętnie, gdyż zostawił tam najbliższą rodzinę, wymknął się z Sadyby wraz z ludnością cywilną wybierającą się na kopanie ziemniaków, szczęśliwie dotarł do wyznaczonego punktu i pismo doręczył. W tym czasie ppłk ks. dr "Szymon" otrzymał przesłane mu kanałami pełnomocnictwa KG AK, wystawione na jego okupacyjne nazwisko Stanisława Jankowskiego, i wyruszył na pertraktacje prowadzony wraz z mjr. Szopińskim "Sochą" przez "Mściwoja", który zdążył powrócić na Mokotów. Poszli znowu przez Sadybę, udając cywilów i po kilku godzinach marszu znaleźli się w Zalesiu.

Pierwszy kontakt został nawiązany w mieszkaniu inż. Chrzana, dokąd zgłosił się szef sztabu dowódcy II węgierskiego korpusu rezerwowego gen. Beli Lengyela, byłego attache wojskowego w Warszawie, w towarzystwie kpt. Richtera. Ten ostatni został stałym łącznikiem między "Jankowskim" a Węgrami.

Bez większych trudności ustalono główne punkty projektu układu wojskowego:

1) Wojska węgierskie, walczące na terenie Polski (w sumie ok. 20 tysięcy ludzi), przechodzą na stronę aliantów za pośrednictwem AK, jako Królewski Ochotniczy Legion Węgierski.

2) Królewski Ochotniczy Legion Węgierski wejdzie natychmiast do akcji przeciwko Niemcom, zgodnie z planem ustalonym przez Komendę Główną AK.

3) Armia Krajowa gwarantuje Królewskiemu Ochotniczemu Legionowi Węgierskiemu, że będzie uznany za alianta.

Te dwa pierwsze punkty- rzecz jasna- nie wywołały żadnej dyskusji ani sprzeciwu obydwu układających się stron. Dopiero trzeci, w którym Węgrzy domagali się uznania ich za pełnoprawnych kombatantów, przyczynił się do chwilowego przerwania pertraktacji. Przecież właśnie tego ppłk ks. dr "Szymon" nie mógł im zagwarantować w imieniu dowództwa AK, a jeśli prowadził nadal rozmowy, to dlatego, iż liczył na uzyskanie dalszych dyrektyw, aczkolwiek niezbyt wierzył, by mógł swą misję doprowadzić pomyślnie do końca. Musiał więc wracać; zapowiedział swoje przyjście za kilka dni.

Po przedarciu się na Mokotów otrzymał telefoniczne połączenie z "Monterem", którego powiadomił szczegółowo o wynikach rozmów i podstawowym warunku Węgrów. Usłyszał w odpowiedzi: - Obiecujcie i gwarantujcie wszystko, byle weszli do akcji.

Ale ks. Stępień nie był przekonany, że Węgrzy mogą odmienić los powstania. Nie chciał też brać na własne sumienie odpowiedzialności za życie 20 tysięcy żołnierzy.

Znów przedostał się do Zalesia i zamieszkał u p. Antoniego Jaworskiego, majora rezerwy. Doszło do nowego spotkania z gen. Lengyelem i gen. Sabo, jego zastępcą. Ppłk ks. dr "Szymon" oświadczył szczerze, że AK nie może udzielić im żadnych gwarancji.

Węgrzy nie przerwali rokowań. Zaczęli namawiać "Szymona", aby poleciał samolotem do Budapesztu w przebraniu oficera węgierskiego i porozmawiał na ten temat z samym regentem adm. Horthym. Kusili nawet, że przerzucą do dalej- do Londynu, chcieli bowiem nawiązać kontakty z aliantami, gdyż Armia Radziecka podeszła już do granic węgierskich. Widząc, że księdza nie przekonają, zaofiarowali wreszcie swoje pośrednictwo w rozmowie z Niemcami, licząc się z ewentualną kapitulacją powstania.

Po kilku dniach rozmowy przyjęły jeszcze inny obrót. Wywiad hitlerowski działał, dywizje węgierskie zostały odwołane z frontu nad Wisłą. Dowództwo korpusu ofiarowało wówczas sprzęt artyleryjski i "Szymon" zaczął się starać, by go przejąć. Ale i do tego nie doszło. Niemcy czuwali.

Za: Bartelski L.M., Mokotów 1944, Warszawa 1971, s. 372-375.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Wolf   
Poszedłbym jednak trochę dalej. Ewentualne wsparcie Węgrów mogło stanowić podstawę do rozwinięcia koncepcji manewru południowego, który w mojej ocenie był całkiem sensownym pomysłem "Montera", gdyby nie brak sił do jego wykonania. Węgrzy mogli zapewnić wypełnienie i tego warunku.

Ciężko rannego w walkach o folwark pchor. "Bana" z grupy "Rana" przewieziono podwodą do Ursynowa, gdzie się nim serdecznie zaopiekowali Węgrzy. Stacjonowali oni w tych stronach, odnosząc się z dużą przychylnością do powstańców. Dochodziło wprawdzie czasem do starć, łagodzonych później przez obydwie strony, ale wynikało to raczej z nieporozumienia. Węgrzy na ogół nie kryli się ze swymi sympatiami dla walczącej Warszawy i ludność Ursynowa wysłuchała ze wzruszeniem nabożeństwa polowego, po którym orkiestra 5 węgierskiej dywizji rezerwowej odegrała polski hymn narodowy.

Próby nawiązywania wzajemnych stosunków trwały już od kilku dni. Węgrzy dozorowali pewien odcinek nad Wisłą; ich saperzy pilnowali kopania umocnień, ale swoje obowiązki wykonywali raczej od niechcenia. Oddziały leśne próbowały wydostać od nich broń, Węgrzy kazali sobie jednak za nią płacić, przyzwyczajeni do tego z poprzednich kontaktów z polskimi partyzantami. Podjeżdżali także ku polskim liniom. 15 sierpnia placówka pchor. "Duńskiego" z 2 kompanii WSOP w Królikarni zatrzymała bryczkę z dwoma oficerami, którzy prosili, aby ich zaprowadzić do sztabu. Zawiązano im oczy, i tak długo prowadzono różnymi ścieżkami, że stracili zupełnie orientację. W dowództwie Mokotowa zostali przyjęci przez ppłk. "Daniela" z należnymi honorami. W czasie rozmowy okazało się, że przyjechali specjalnie, by podkreślić swój życzliwy stosunek do Polaków i wyrazili chęć pertraktacji. Ich propozycje były tak nieoczekiwane, że "Daniel" musiał porozumieć się z komendantem Okręgu płk. dypl. "Monterem". Węgrzy bowiem sugerowali, że przeszliby na stronę walczących powstańców. Podali adresy kontaktowe w Zalesiu i wrócili do siebie na nieco chwiejnych nogach, serdecznie ugoszczeni przez Polaków. Najbardziej jednak żołnierzy 2 kompanii WSOP zabolało to, że musieli zwrócić gościom zabraną broń.

Ppłk "Daniel" przekazał dalszy los tych pertraktacji w ręce ppłk. ks. dr. Jana Stępnia "Szymona", szefa mokotowskiego BIP, zaabsorbowany zbliżającą się akcją od południa i połączeniem się z pułkiem dwóch pełnych i trzeciej szczątkowej kompanii. "Szymon" musiał się porozumieć nie tylko z ?Monterem?, ale i Komendą Główną, nie można było tego uczynić telefonicznie- od 12 sierpnia Mokotów miał połączenie ze Śródmieściem przy pomocy kabla prowadzącego do Elektrowni- ponieważ obawiano się hitlerowskiego podsłuchu. Do Zalesia "Daniel" wysłał plut. Tadeusza Dzierżykraya-Rogalskiego "Mściwoja" z kompanii łączności z pismem, aby przekonać się, czy to czasem nie prowokacja. "Mściwój" poszedł chętnie, gdyż zostawił tam najbliższą rodzinę, wymknął się z Sadyby wraz z ludnością cywilną wybierającą się na kopanie ziemniaków, szczęśliwie dotarł do wyznaczonego punktu i pismo doręczył. W tym czasie ppłk ks. dr "Szymon" otrzymał przesłane mu kanałami pełnomocnictwa KG AK, wystawione na jego okupacyjne nazwisko Stanisława Jankowskiego, i wyruszył na pertraktacje prowadzony wraz z mjr. Szopińskim "Sochą" przez "Mściwoja", który zdążył powrócić na Mokotów. Poszli znowu przez Sadybę, udając cywilów i po kilku godzinach marszu znaleźli się w Zalesiu.

Pierwszy kontakt został nawiązany w mieszkaniu inż. Chrzana, dokąd zgłosił się szef sztabu dowódcy II węgierskiego korpusu rezerwowego gen. Beli Lengyela, byłego attache wojskowego w Warszawie, w towarzystwie kpt. Richtera. Ten ostatni został stałym łącznikiem między "Jankowskim" a Węgrami.

Bez większych trudności ustalono główne punkty projektu układu wojskowego:

1) Wojska węgierskie, walczące na terenie Polski (w sumie ok. 20 tysięcy ludzi), przechodzą na stronę aliantów za pośrednictwem AK, jako Królewski Ochotniczy Legion Węgierski.

2) Królewski Ochotniczy Legion Węgierski wejdzie natychmiast do akcji przeciwko Niemcom, zgodnie z planem ustalonym przez Komendę Główną AK.

3) Armia Krajowa gwarantuje Królewskiemu Ochotniczemu Legionowi Węgierskiemu, że będzie uznany za alianta.

Te dwa pierwsze punkty- rzecz jasna- nie wywołały żadnej dyskusji ani sprzeciwu obydwu układających się stron. Dopiero trzeci, w którym Węgrzy domagali się uznania ich za pełnoprawnych kombatantów, przyczynił się do chwilowego przerwania pertraktacji. Przecież właśnie tego ppłk ks. dr "Szymon" nie mógł im zagwarantować w imieniu dowództwa AK, a jeśli prowadził nadal rozmowy, to dlatego, iż liczył na uzyskanie dalszych dyrektyw, aczkolwiek niezbyt wierzył, by mógł swą misję doprowadzić pomyślnie do końca. Musiał więc wracać; zapowiedział swoje przyjście za kilka dni.

Po przedarciu się na Mokotów otrzymał telefoniczne połączenie z "Monterem", którego powiadomił szczegółowo o wynikach rozmów i podstawowym warunku Węgrów. Usłyszał w odpowiedzi: - Obiecujcie i gwarantujcie wszystko, byle weszli do akcji.

Ale ks. Stępień nie był przekonany, że Węgrzy mogą odmienić los powstania. Nie chciał też brać na własne sumienie odpowiedzialności za życie 20 tysięcy żołnierzy.

Znów przedostał się do Zalesia i zamieszkał u p. Antoniego Jaworskiego, majora rezerwy. Doszło do nowego spotkania z gen. Lengyelem i gen. Sabo, jego zastępcą. Ppłk ks. dr "Szymon" oświadczył szczerze, że AK nie może udzielić im żadnych gwarancji.

Węgrzy nie przerwali rokowań. Zaczęli namawiać "Szymona", aby poleciał samolotem do Budapesztu w przebraniu oficera węgierskiego i porozmawiał na ten temat z samym regentem adm. Horthym. Kusili nawet, że przerzucą do dalej- do Londynu, chcieli bowiem nawiązać kontakty z aliantami, gdyż Armia Radziecka podeszła już do granic węgierskich. Widząc, że księdza nie przekonają, zaofiarowali wreszcie swoje pośrednictwo w rozmowie z Niemcami, licząc się z ewentualną kapitulacją powstania.

Po kilku dniach rozmowy przyjęły jeszcze inny obrót. Wywiad hitlerowski działał, dywizje węgierskie zostały odwołane z frontu nad Wisłą. Dowództwo korpusu ofiarowało wówczas sprzęt artyleryjski i "Szymon" zaczął się starać, by go przejąć. Ale i do tego nie doszło. Niemcy czuwali.

Za: Bartelski L.M., Mokotów 1944, Warszawa 1971, s. 372-375.

Ciekawe na ile relacja ta jest ścisła( w kontekscie trzypunktowego planu) a na ile "ku pokrzepieniu serc".I czy potwierdzają ją wiernie zródła węgierskie.Bo z tego co kojarzę Węgrzy uzależnili ostateczną decyzję -od zgody z Budapesztu .A odpowiedz Budapesztu była jasna o czym nic nie ma w cytowanej relacji....

Moim zdaniem przejście II rezerwowego korpusu węgierskiego bez zgody regenta Węgier -admirała Horthego(o sztabie generalnym w Budapeszcie i rządzie Węgier nawet nie wspominając) na stronę powstańców było utopią-a zgody takiej nigdy nie było.Admirał Horthy musiał się liczyć z faktem że na Węgrzech stacjonują wojska niemieckie,aktywnie działa silna partia prohitlerowska(strzałokrzyżowcy),nie było też stanu wojny z III Rzeszą.Zawodowa kadra oficerska była w większości za kontynuowaniem wojny w sojuszu z Niemcami co dobitnie pokazała w marcu i pazdzierniku 1944 roku gdy Niemcy okupowali Węgry -pisałem dlaczego.Horthy latem 1944 łudził się że Niemcy dobrowolnie wycofają się z Węgier.Dodatkowo-co stało się 23 sierpnia u granic Węgier u najniebezpieczniejszego sąsiada (sporna kwestia Siedmiogrodu)-napisałem w poprzednim poście .

Sympatie propolskie części oficerów sympatiami ale Węgrzy nie wystąpiliby zbrojnie przeciwko Niemcom bez zgody regenta Węgier (admirała Horthego) i Budapesztu-to był krok o określonym znaczeniu politycznym i konsekwencjach dla całych Węgier i całej armii węgierskiej .Co do zorganizowanego zbrojnego wystąpienia jednostki regularnej armii węgierskiej przeciwko Niemcom-nigdy nie było takiego przypadku ani w 1944(nawet wówczas gdy Niemcy dwukrotnie okupowali Węgry(operacja Margharethe i operacja Panzerfaust)-władzę w jednostkach przejmowała wówczas proniemiecka kadra ) ani nawet w 1945 roku-nawet po formalnym wypowiedzeniu wojny III Rzeszy przez rząd tymczasowy generała Beli Dalnokiego-Miklosa w grudniu 1944 roku ..

Kończyło się zawsze na planach i na gadaniu antyhitlerowskiej części kadry oficerskiej -nigdy natomiast praktycznie ich nie zrealizowano aż do 8 maja 1945 włącznie .NIGDY i NIGDZIE w całym okresie 1941-1945 żaden węgierski oddział regularnej armii nie wystąpił zbrojnie przeciwko hitlerowcom-dezercje to inna sprawa.Gdy podejmowano takie próby-wówczas zawsze paraliżowała je proniemiecka część kadry dowódczej i sympatycy strzałokrzyżowców-partii prohitlerowskiej dysponującej w 1944 sporymi wpływami w wojsku ,masie zołnierskiej i kadrze oficerskiej .Notabene to jedyny taki przypadek w Osi w Europie-bo przeciwko hitlerowcom zbrojnie występowały nawet niektóre jednostki regularne włoskie i własowcy (nawet na szczeblu dywizji) ,cudzoziemskie Waffen-SS czy chorwackie(NDH-domobrani )--na szczeblu pułków ,o regularnej zmianie frontu i wojskowych sojuszy przez Rumunię,Bułgarię,Finlandię i de facto Słowację -ich armie nie wspominając.

Myślę że warto ten fakt tej swoistej specyfiki armii węgierskiej/Węgier uwzględnić w dyskusji na powyższy temat.

Nie neguję silnych sympatii propolskich u wielu Węgrów -ale regularne, zbrojne wystąpienie wielkiej jednostki armii węgierskiej przeciwko hitlerowcom-to inna sprawa.

Edytowane przez Wolf

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   
Nie neguję silnych sympatii propolskich u wielu Węgrów -ale regularne, zbrojne wystąpienie wielkiej jednostki armii węgierskiej przeciwko hitlerowcom-to inna sprawa.

Trudno się nie zgodzić. Poza tym już nawet u Bartelskiego, który wydaje się obstawać za wersją z realną możliwością pomocy, jest fragment który budzi zainteresowanie:

Węgrzy nie przerwali rokowań. Zaczęli namawiać "Szymona", aby poleciał samolotem do Budapesztu w przebraniu oficera węgierskiego i porozmawiał na ten temat z samym regentem adm. Horthym. Kusili nawet, że przerzucą do dalej- do Londynu, chcieli bowiem nawiązać kontakty z aliantami, gdyż Armia Radziecka podeszła już do granic węgierskich. Widząc, że księdza nie przekonają, zaofiarowali wreszcie swoje pośrednictwo w rozmowie z Niemcami, licząc się z ewentualną kapitulacją powstania.

Po kilku dniach rozmowy przyjęły jeszcze inny obrót. Wywiad hitlerowski działał, dywizje węgierskie zostały odwołane z frontu nad Wisłą. Dowództwo korpusu ofiarowało wówczas sprzęt artyleryjski i "Szymon" zaczął się starać, by go przejąć. Ale i do tego nie doszło. Niemcy czuwali.

Czy gdyby naprawdę zależało im na doprowadzeniu do zerwania z Niemcami, po takiej a nie innej odpowiedzi "Szymona" porzucili by pomysł i przeszli do rozmów między Powstańcami a Niemcami nt. kapitulacji? Trochę za szybka ta zmiana jak dla mnie. Także obserwacja ze strony Niemców pokazuje, że musieli zdawać sobie sprawę z tego, że coś jest na rzeczy.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Fragment wspomnień "Agatona":

Idący obok mnie "Kubuś" nie traci humoru. A może tylko nadrabia miną. Opowiada "Teresie" spadochroniarskie przygody. Od wysłuchania po raz któryś z rzędu opowieści, "jak skaczą spadochroniarze różnych nacji", którą właśnie rozpoczynał "Kubuś", wyratowało mnie opodal Wawrzyszewa głośne: "Halt! Wer da!"

Głupio mi się zrobiło, żeśmy się tak nadziali. Ciemno było choć oko wykol. Byliśmy zaskoczeni, ale tamci nie mniej od nas, bo nie strzelali i nie wystrzelili rakiety. Następnemu: "Halt!", już znacznie bardziej pojednawczemu, towarzyszyły słowa w nieznajomym mi języku.

Węgrzy. Moja znajomość węgierskiego nie wykraczała poza istotne zresztą wówczas pytanie:

- Madziar?

- Madziar!

No to w porządku.

Poszliśmy rozpoznać sytuację. Trudno było dogadać się z wartownikiem. Był wyraźnie zaniepokojony naszym przybyciem. Zjawił się drugi żołnierz węgierski, który nas zaprowadził do oficera. Porucznik mówił po niemiecku. Ich dywizja od wczoraj zajmowała ten odcinek. Nie brali udziału w walkach, zamykali jedynie pierścień otaczający Warszawę. Moją naiwną propozycję, by razem z nami uderzyli na Niemców, porucznik pozostawił bez odpowiedzi. Mieli dość własnych kłopotów, by mieszać się do cudzych. Nie chcieli z nikim się bić i mieli jedno tylko gorące pragnienie: jak najprędzej dostać się do Budapesztu, nie napotykając po drodze Armii Czerwonej. Zgodził się nad przepuścić i podał nam miejsca najbliższych stanowisk niemieckich. Byle tylko spławić jak najprędzej. Przez następne linie węgierskich posterunków przeszliśmy z ich patrolem.

Za: Jankowski S., Z fałszywym ausweisem w prawdziwej Warszawie. Wspomnienia 1939-1946. T. II, Warszawa 1980, s. 223-224.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.