Skocz do zawartości
  • Ogłoszenia

    • Jarpen Zigrin

      Zostań naszym fanem. Obserwuj nas w social mediach : )   12/11/2016

      Daj się poznać jako nasz fan oraz miej łatwy i szybki dostęp do najnowszych informacji poprzez swój ulubiony portal społecznościowy.    Obecnie można nas znaleźć m.in tutaj:   Facebook: http://www.facebook.com/pages/Historiaorgp...19230928?ref=ts Twitter: http://twitter.com/historia_org_pl Instagram: https://www.instagram.com/historia.org.pl/
    • Jarpen Zigrin

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum   12/12/2016

      Przewodnik użytkownika - jak pisać na forum. Krótki przewodnik o tym, jak poprawnie pisać i cytować posty: http://forum.historia.org.pl/topic/14455-przewodnik-uzytkownika-jak-pisac-na-forum/
Albinos

Kedyw OW AK

Rekomendowane odpowiedzi

Albinos   

We wspomnieniach Stanisława Likiernika [Diabelne szczęście czy palec boży?, Warszawa 1994, s. 62-64] można natknąć się na opis pierwszej akcji bojowej Kedywu OW AK, w jakiej S. Likiernik brał udział (oczywiście jako żołnierz Grupy "Andrzeja"). Miało to być w nocy z 27/28 września 1943 r. - akcja kolejowa między stacjami Piaseczno i Zalesie Górne (szlak Warszawa-Radom). W pewnym momencie pojawia się w tekście taki oto fragment [tamże, s. 63]:

Tym razem wszystko poszło dobrze: około dziesiątej wieczorem dotarliśmy do brzegu lasu. Wyskakujemy z samochodu i dalej udajemy się piechotą, jeden za drugim po półgodzinnym marszu dochodzimy do leśnej polany; słyszymy: - Stać. Kto idzie? Hasło! - Odzew i oto stoimy przed grupą pięćdziesięciu żołnierzy w polowych mundurach i hełmach polskich: jest noc, szczegółów nie widać. Kilka rozkazów. Szef grupy "leśnych" salutuje i razem ruszamy w kierunku torów.

No i tutaj mamy problem. Rzecz pierwsza. Stanisław Likiernik pisze o 50 ludziach w polowych mundurach i hełmach polskich. Tymczasem według sprawozdania Kedywu OW AK za wrzesień 1943 r. w akcji wzięło udział "zaledwie" 27 ludzi. Skąd ta 50? Dalej. Mundury i hełmy. Tak na akcje chodził oddział "Skrytego". Tymczasem wiemy, że tej samej nocy Józef Czuma "robił" pociąg pod Starą Wsią na linii Warszawa-Dęblin - ostatecznie nie "zrobił", bo pociąg zwyczajnie nie przyjechał. Tak więc skąd nagle ci żołnierze w mundurach i w hełmach? Może S. Likiernikowi pomyliło się to z jakąś inną akcją? W końcu Grupa "Andrzeja" ze "Skrytym" atakowała potem przynajmniej dwukrotnie pociągi (4/5 grudnia 1943 r. pod Skrudą grupa ze "Żbikiem" i 26/27 kwietnia 1944 r. pod Pogorzelą grupa z "Olszyną"). No i jeszcze to "szef grupy 'leśnych" salutuje". To trochę psuje obraz "pomyłki", bo te dwie akcje, które znam, to przebiegały pod dowództwem J. Czumy, więc to nie on powinien salutować. A tymczasem w nocy z 27/28 września 1943 r. w rejonie Zalesia Górnego to Tadeusz Wiwatowski "Olszyna" dowodził akcją, czyli zgadzałoby się to salutowanie. Ciekawa sprawa...

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

Pozostańmy jeszcze przez chwilę w temacie acji kolejowych i opisów, które przynoszą więcej pytań i wątpliwości niż odpowiedzi... W jednej ze swoich relacji dt. okresu okupacji Stanisław Sosabowski "Stasinek" opisywał akcję kolejową, w której - wedle S. Sosabowskiego - udział brać mieli m.in. on sam, Zdzisław Zajdler "Żbik", a także Tadeusz Wiwatowski "Olszyna". Tutaj jej fragent [W. Wiśniewski, Rzymianin z AK. Rzecz o dr Józefie Rybickim ps. "Andrzej", "Maciej", Warszawa 2001, s. 115]:

AKCJA POD PŁOCHOCIMEM - miała miejsce kilka tygodni po akcji na pociąg pod Ożarowem, w grudniu roku 1943. [...] Pojechaliśmy rowerami ze "Żbikiem" na rozpoznanie terenu i znaleźliśmy miejsce jakieś 3 do 4 kilometrów za stacją Płochocim. Oba tory biegły na niskim nasypie, a następnie przechodziły przez mały mostek. Zdecydowaliśmy więc, że nie ma na co czekać, i ustaliliśmy dzień akcji w następnym tygodniu. Skomunikowałem się z "Andrzejem" i przedstawiłem mu plan akcji. Wyraził zgodę na nasz plan, a co więcej, dał mi kontakt do oddziału leśnego AK, który dysponował dwoma erkaemami i jednym ciężkim karabinem maszynowym. Nazajutrz z dowódcą tego oddziału uzgodniliśmy dzień akcji, miejsce i godzinę spotkania oraz hasło i odzew, żeby się nie postrzelać w lesie, jak to się nam niestety już dwukrotnie zdarzyło.

Udział w akcji wzięło 25 ludzi. Cała grupa żoliborska, część Woli, która jak zwykle zajęła się przygotowaniem miny, oraz część Mokotowa ze "Żbikiem" i "Olszyną".

Dalej następuje już opis samej drogi na miejsce akcji, ataku na pociąg, odskoku... Całość jest dość dokładna. Problem w tym, że sporo rzeczy nie pasuje do siebie. Zacznijmy od sprawy najmniej istotnej. Nie Płochocim, a Płochocin. Tylko właśnie, czy to na pewno był Płochocin. Akcja pod Płochocinem miała miejsce w nocy z 23/24 października 1943 r. Tutaj natomiast mamy grudzień 1943 r. Kolejna rzecz. W swojej relacji S. Sosabowski wspomniał, że pociąg pojawił się około północy, tymczasem pod Skrudą było to około godziny 21. Niestety nie wiem, kiedy nastąpił atak pod Płochocinem. Według S. Sosabowskiego pociąg nie wykoleił się. Tymczasem pod Skrudą tak - ale pod Płochocinem już nie. Relacja S. Sosabowskiego dostarcza nam informacji o 25 ludziach z Grupy "Andrzeja". Tymczasem pod Płochocinem miało ich być 20, i 15 pod Skrudą (razem z oddziałem "Skrytego" łącznie 70 żołnierzy). Pod Płochocinem na pewno byli ludzie z Woli, których udział w akcji wspominał S. Sosabowski. Nie jestem natomiast pewien, czy byli także pod Skrudą. Straty własne to jeden zabity i jeden ranny - wedle relacji "Stasinka". Pod Skrudą faktycznie takie były. Pod Płochocinem było za to dwóch rannych. Na koniec S. Sosabowski wspomina o odwecie niemieckim w postaci egzekucji, która miała odbyć się dwa dni później z podaniem konkretnej przyczyny - właśnie tego ataku. I faktycznie, po akcji pod Skrudą, trzy dni później, Niemcy wywiesili na mieście afisze informujące o rozstrzelaniu 50 zakładników. I jeszcze jeden motyw - trasa wyjazdowa z miasta na akcję. Wedle S. Sosabowskiego przed wyjazdem na akcję spotkali się na Marymoncie, później zaś przejechali Wisłę mostem Kierbedzia. Czyli kierunek na Skrudę właśnie. Tymczasem aby jechać w stronę Płochocina trzeba było jechać w drugą stronę. Dokładny opis trasy odnajdujemy w planie akcji zajęcia stacji i zdobycia broni z pociągu pod Płochocinem, jaki przygotował Kazimierz Jakubowski "Kazik": Elekcyjna, Górczewska (na Blizne), Chrzanów... Dalsza część nie jest potrzebna - już to co przedstawiłem pokazuje, że to zupełnie inny kierunek. No i w końcu sama sprawa przygotowania akcji, umawiania się z "Andrzejem", potem z oddziałem leśnym (najpewniej ze "Skrytym"). W okresie akcji pod Płochocinem dowódcą oddziału był jeszcze dr Rybicki. Wtedy opis przygotowania akcji, jaki przedstawił "Stasinek" nie wzbudza żadnych wątpliwości. Ale jeśli opis odnosił się jednak do akcji pod "Skrudą", to dziwi kompletnie pomijanie w całym procesie "Olszyny". Skoro już uczestniczył - rzekomo - w akcji, to tym bardziej powinien brać udział w jej przygotowaniu. A tutaj ani rozpoznanie, ani kontakt z dowództwem po rozpoznaniu, ani łączność ze "Skrytym"... Tak jakby jego rola jako dowódcy oddziału była nieistotna. No chyba że założymy - nie bez podstaw - że "Stasinek" ze względu na swoje stosunki z "Andrzejem" miał tutaj możność załatwiania spraw krótszym torem. To samo tyczy się i "Żbika".

To wszystko - w dużym skrócie - pokazuje, jak bardzo poplątana jest relacja S. Sosabowskiego. Z jednej strony kilka elementów wskazujących na Płochocin (lokalizacja, proces przygotowania akcji, liczebność oddziału, jego skład, efekt akcji), z drugiej na Skrudę (termin, straty, odwet niemiecki, trasa oddziału). Jest jednak także drugi list (niestety oba są niedatowane) "Stasinka" do "Andrzeja", gdzie już wyraźnie opisuje akcję pod Skrudą. Porównując oba opisy samej akcji można znaleźć kilka elementów wspólnych. Co też skłania do tego, aby i wcześniej wspomnianą relację przypisać jednak do Skrudy...

Od razu przypomina się tutaj to, co o pracy historyka okupacji i korzystaniu z pamiętników/wspomnień pisał Stanisław Płoski. Ale cóż poradzić. Trzeba z tym jakoś żyć.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

W sprawozdaniach finansowych Kedywu OW wstępuje pozycja "Czardasz-pogotowie" - jej wartość jest stała od co najmniej października 1943 r. aż do czerwca 1944 r., 28 800 zł. Czym ona była? Osoby zajmujące się tematem nie mogły tego ustalić. Prywatnie też nie miałem żadnych ambicji w tym kierunku, ale... Stanisław Likiernik w swoich wspomnieniach pisze, że otrzymywał trochę pieniędzy, tyle, by przeżyć [s. Likiernik, Diabelne szczęście czy palec boży?, Warszawa 1994, s. 74]. Owszem, wypłacano stałe etaty kilkunastu osobom, ale to mówimy o 16-18 najważniejszych postaciach w strukturach Kedywu OW. Rozliczenia finansowe w żaden sposób nie potwierdzają tego, aby szeregowi żołnierze oddziałów dyspozycyjnych dostawali stałą pensję. Rozprowadzano to gdzieś na boku? Mało możliwe. O ile jeszcze z bronią urządzano różne kombinacje, to już finansów raczej pilnowano. Ale zobaczmy co pisał z kolei J.R. Rybicki [J.R. Rybicki, Notatki szefa warszawskiego Kedywu, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2003, s. 195]:

Jedynie pewna grupa, tzw. oddział dyspozycyjny, brała subwencje na to, by ci, którzy nie pracowali, a stale byli w pogotowiu, mieli z czego żyć.

Czyżby więc "Czardasz-pogotowie" był stałym funduszem przeznaczonym na wypłaty dla tych, którzy akurat nie pracowali ze względu na wypełnianie swoich zadań organizacyjnych związanych z byciem w pogotowiu na wypadek sytuacji nagłych?

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach
Albinos   

W dniu 14 czerwca 1944 r. Stefan Mrozowski "Pik", wówczas już pełniący funkcję dowódcy ODB "16", sporządził pismo dotyczące pewnego człowieka, którego przydzielono mu do jakiejś nocnej roboty na przełomie marca/kwietnia. Treść pisma, jak i sam tajemniczy osobnik, nie są dla nas w tym momencie istotni. To co najciekawsze, to podpisy pod dokumentem. Oprócz samego "Pika" pod raportem znajdujemy również podpis Tadeusz Wiwatowskiego (Przesyłam Kamiński), w tamtym okresie dowódcy Oddziału Dyspozycyjnego "A" i bezpośredniego dowódcy wchodzącej w jego skład grupy wolskiej. Czemu więc to jego adnotacja pojawia się tutaj? Formalnie zastępcą Józefa Rybickiego na stanowisku szefa Kedywu OW był Ludwik Witkowski "Kosa". Czyżby więc faktycznie rola "Kosy" sprowadzała się do funkcji oficera broni? A może nie było zasady co do tego, który z duetu "Kosa"-"Olszyna" przesyła pisma do szefa? W końcu Wiwatowski znał się z Mrozowskim jeszcze ze wspólnej pracy w OD "A". Pytań do tego można by zadać całkiem sporo. Na ile konspiracja opierała się na ściśle przestrzeganych procedurach, a na ile była improwizacją? Jak dużą rolę odgrywały personalne układy? A to tylko na bazie jednego podpisu.

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.