Skocz do zawartości

saturn

Użytkownicy
  • Zawartość

    208
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez saturn

  1. Temat Zagłady żydowskiej w muzyce, tańcu i balecie

    Obecnie najbardziej rozpoznawalne - szwedzki Sabaton - Final Solution (polskie napisy) - Die Moorsoldaten. Pieśń co prawda debiutowała w obozie w 1933r, ale do dzisiaj jest w różny sposób arańzowana i zmieniana przez artystów głównie powiązanych z nurtem lewicowym, anarchistycznym, pacyfistycznym czy komunistycznym. Kultowe wykonanie Hannesa Wadera https://www.youtube.com/watch?v=aEDBkK_BthA, czy bardziej rockowo-punkowe niemieckiego Die Toten Hosen - https://www.youtube.com/watch?v=CBAThJUkOKE.
  2. Oglądając walki z Ukrainy bądź Syrii, można taką już bardzo leciwę konstrukcję w miarę często dostrzegać na filmach z pól walki. Wykorzystywane jest tam chyba głównie jako działko ostrzelujące rubież wrogich stanowisk piechoty pociskami odłamkowo-burzącymi. Czy strzelając pociskami kumulacyjnymi SPG-9 jest w stanie uszkodzić współczesne pojazdy pancerne? Mam sentyment do tej "rury". Ciężkie do noszenia i tak głośne przy wystrzale, że niezbędny był specjalny hełmofon.
  3. Chyba jednak może, na filmiku zdaje się sylwetka czołgu -
  4. - skłania do refleksji
  5. Filia KL Gross-Rosen która nastawiona była na współpracę z lotnictwem wojennym. Więźniowie wykorzystywani do przymusowych prac na potrzeby firm kooperujących z branżą lotniczą. Załoga, obsługa i eskorta (na trasie Gross-Rosen - Brieg) nie składała się z esesmanów, lecz z żołnierzy Luftwaffe. W obozie były wykonywane wyroki śmierci, a zwłoki więźniów były transportowane do Gross-Rosen celem spalenia w krematorium. Nadzór Luftwaffe nad losem więźniów stoi w opozycji z ogólnie utartym poglądem jakoby jedynie załogi esesmańskie stanowiły obsługę obozów. Zakładam, że podobnych przypadków jest więcej i być może dotyczy te zjawisko także innych formacji wojskowych tak mocno dystansujących się od zbrodnii obozowych.
  6. Czy w końcowym etapie wojny była zauważalna redukcja personelu obozowego ze względu na mobilizację do działań frontowych? Na pewno w przypadku ewakuacji obozów w 1945 eskorta nigdy nie stanowiła 100% pierwotnego składu załogi obozu. Czy tacy "niewykorzystani" esesmani mieli jakieś konkretne przydziały wojskowe?
  7. Załogi obozów a przydział frontowy w końcówce wojny

    Częściowo sam sobie odpowiem. W przypadku filii Gross Rosen na Dolnym Śląsku esesmani nie biorący udziału w ewakuacji obozu, byli dysponowani do obrony lokalnych terenów, wysadzaniu fabryk w których pracowali więźniowie i zabezpieczaniu państwowego mienia. Z reguły ze względu na bliskość Breslau, bywali ujęci w planach obrony przedpola Festung Breslau. Z drugiej strony było parcie wśród załogi obozowej aby za wszelką cenę utrzymać swoją funkcje i nie dać się skierować na żaden z frontów. Bycie w obsłudze obozu dawało znacznie większe szanse przeżycie niż w działaniach frontowych. Z ciekawostek w czasie oblężenia Festung Breslau i konwojów ewakuowanych więźniów dochodziło do antagonizmów między Wehrmachtem a ss-manami. Ci twierdzi zakładali, że widok rozstrzelanych czy zamarzniętych więźniów w pasiakach na poboczach druk wyzwoli w wojsku Armii Czerwonej większą agresje i zawziętość do działań bojowych.
  8. Jak powszechnie wiadomo 2 Armię Wojska Polskiego ulokowano w przywrocławskich miejscowościach Trzebnica,Oleśnica, Żmigród i Brzeg do 4 kwietnia 1945 z zadaniem obrony przedpola Breslau/Wrocławia na kierunku przedpola północnego twierdzy. Dlaczego Polacy nie brali udziało w walkach o Festung Breslau, a nagle zostali przegrupowani w rejon Bolesławca i Nysy Łużyckiej?
  9. Zwolnienie z obozu

    Czasami się zdarzały. Jakie kryteria przeważały, żeby więzień przez władzę obozowe został zwolniony? Z tego co czytałem całkiem skuteczne bywały interwencje Czerwonego Krzyża, oraz to że pobyt w obozie czasami traktowano jako miejsce czasowe odsiadywania kary zasądzonej przez gestapo lub inne organy bezpieczeństwa. Jeżeli już decyzja o zwolnieniu zapadała, to takie zwolnienie odbywało się z dnia na dzień, czy więzień musiał odbyć jakąś kwarantannę gdzie się dożywiał, załatwiano mu ubranie,transport, leczono z przebytych chorób, a być może nawet zwracano depozyt?
  10. Fala w Siłach Zbrojnych PRL

    Nadmienię tylko, że zjawisko fali było dość dobrze znane i rozpracowane przez kadrę większości jednostek. W szkołach podoficerskich kandydatom na przyszłych elewów (kaprali) pokazywano nawet firm instruktażowy autorstwa MON-u w którym szeregowi statyści wyjaśniali co dany zwyczaj-niuans oznacza. W moim przypadku wytłumaczenie fali (nieoficjalne z ust oficera na kompanii) było mniej więcej takie: po 15 na kompani zostaje dyżurny i jego pomocnik, na całej jednostce oficer dyżurny i jego pomocnik, ewentualnie wartownicy i ich dowódca. W tym czasie rządy obejmuje stare wojsko, dzięki któremu kaprale mają zdecydowanie mniej pracy, bo nie muszą nikogo wyznaczać do rejonów i innych prac, a i młodzi trzymani w tyglu podległości sami nie popełniają czynów niedozwolonych tzn panuje nad nimi "opieka" starszych. Najważniejsze jedynie, żeby pewnych (patologicznych) granic nie przekroczyć, a zasady fali są w miarę klarowne i lepiej pozwalają przetrwać okres wojska. Cyfra determinuje wszystko, na początku jest ciężko, później po obcince idzie już łatwiej. Były oczywiście jednostki (tzw stalownie) gdzie fali nie było, a rządził żołnierz starszy lub silniejszy. Sam byłem później w takiej gdzie glejt po obcięciu w innej (falowej) jednostce nie obowiązywał, jak i rytuały oraz wierszyki. Mówiło się potocznie, że rządzi regulamin w rzeczywistości rządziło stare wojsko i tak samo odliczało ddc. Z ciekawostek po pewnym poborze, gdy po "unitarce" na przychodziło wielu takich co miało wcześniej konflikty z prawem a i nie byli skorzy do uznawania starszych, wszystko się po przewracało, bo młodzi poustawiali starych i nastąpiła największa patologia w historii jednostki (przyjazdy żandarmerii, lewizny, bójki na mieście etc.) Wielu tłumaczyło później że przyczyną tej degrengolady był brak na jednostce "tradycyjnej" fali.
  11. Wykup ziemi pod obszar obozu

    w sprzeczności do fragmentu książki "Aż stali się prochem i rozpaczą" Andrzej Bułat, Wacław Dominik - owy kluczowy fragmenty - "...Przedstawiciel koncernu inżynier Reiff prowadzi pertraktacje. Jego oferta zatrudnienie więźniów obozów koncentracyjnych, przedtsawiona w Urzędzie Gospodarki i Administracji SS, skierowana zostaje do Gross Rosen. Plan szczegółowy powstaje na konferencji w zakładach "Berta". W konferencji uczestniczy przedstawiciel komendatury obozu Gross Rosen. Zapada decyzja o zorganizowaniu filii obozu w Miłoszycach w możliwie najkrótszym czasie. ...W wojewódzkim Archiwum Państwowym we Wrocławiu zachowała się księga kastralna, w której zapisani są wszyscy właściciele gruntów wsi Funfteichen od połowy XIX w. do roku 1944 roku. W księdze tej zanotowano także skrupulatnie wszelkie zmiany tytułów własności. I oto w 1943 roku dwie instytucje i osiem nazwisk zostaje przekreślonych. Są to: Deutsch Landsiedlung, Luiza Hellmich, Otto Stein, Georg Huth, Lisabeth Knittel, Johan Scholzer, Jozsef Swoboda, Georg Laber i Maria Wanzek. Obok wpisany zostaje nowy właściciel ziemski - Friedrich Krupp - Bertha Werke. Wniosek nasuwa się jeden - "król armat" wykupił teren, na którym komendatura Gross Rosen może założyć obóz koncentracyjny."
  12. Kuriozalnie to może zabrzmi ale jestem po lekturze biografii małżeństwa Kochów, gdzie występuję informacja, że w 1944 Karl Otto Koch były już komendant obozu koncentracyjnego Buchenwald zostaje aresztowany przez Gestapo, które zarzuca między innymi defraudacje, nadużycia, fałszerstwa i co dla mnie najważniejsze - "częste nadużycia władzy przez dopuszczanie się licznych okrucieństw w trakcie pełnienia funkcji komendanta". Czy rzeczywiście zbyt "gorliwe" dokonywanie eksterminacji więźniów kłóciło się z jakimiś prawnymi wytycznych dla personelu SS? Odpowiem sobie po części sam - więzień za którego firma niemiecka płaciła, musiał być chociaż w teorii zdolny do pracy w końcu za niego płacono (z tego powodu często dochodziło do licznych awantur na linii przedsiębiorstwo zatrudniające więźniów - władze obozowe). I podobna kwestia, czy znane są przypadki z innych obozów koncentracyjnych gdzie ss-man podlega karze, za mordowanie czy rozbój na więźniach?
  13. Zakładam, że skoro wcześniej był dyskurs o Czerniakowie, sprawy getta też podlegają pod ten dział. Znalazłem następujący fragment w dziennikach Dawida Sierakowiaka pod datą 22 VII 1942 -" ...Tymczasem wykonano dziś, trzeci zdaję się w getcie, wyrok śmierci przez powieszenie na placu przy ulicy Bazarnej. Tym razem powieszono dwóch młodzieńców, którzy podobno uciekli z robót w Poznaniu. Wyrok naturalnie wykonali Żydzi." Wiadomo, że łódzkie getto zarządzane, przez kontrowersyjnego Chaima Rumkowskiego cechowało się sporą autonomią, ale aż trudno uwierzyć, żeby Niemcy wydali policji żydowskiej, tak "wysokie uprawnienia" jak wykonywanie wyroków śmierci. Osobną kwestią jest to, czy takowy wyrok zasądzał Żydowski Sąd Doraźny (Schellgericht), czy też Żydzi byli jedynie wykonawcami wyroku wydanego przez niemieckie władze okupacyjne.
  14. Prawdziwe represje Polskiego Kościoła zaczynają się dopiero po śmierci Józefa Stalina? Najbardziej znane internowanie duchownego - Prymasa Stefana Wyszyńskiego, dekret państwa związany z obsadzaniem stanowisk kościelnych, podporządkowanie kapelanów wojskowych MON-owi i inne restrykcyjne posunięcią PRL-u w stosunku do Episkopatu, realizowane są kiedy na Kremlu czasy Stalina dobiegły już końca? Czy znana jest jakaś słabość bądź sentyment do Polskiego Kościoła, przywódcy ZSRR, być może wynikająca z doświadczeń życiowych wczesnej młodości?
  15. Ewakuacje obozów

    Kto decydował dokąd i w jakim terminie "ewakuowany" jest obóz. Rozkaz wymarszu wydawał miejscowy komendant obozu, czy dyspozycje przychodziły z Berlina? Było uściślone, co należy zrobić z więźniami rewirów, którzy nie nadawali się do transportu/ewakuacji? Mieli być likwidowani, czy zostawiani w asyscie strażników, bądź sami sobie? Bardziej chodzi mi czy istniała jakaś oficjalna wykładnia, bo z tego co się zdążyłem orientować, władze obozowe postępowały w tych przypadkach skrajnie różnie. Od końcowych egzekucji niezdolnych do podróży, po zostawianiu chorych w rewirach.
  16. Ewakuacje obozów

    Chyba jednak "trwonili" dosyć często. Najbardziej wyrazisty obraz to ewakuacja Stutthofu i jego podobozów, gdzie przyjmuje się, że na 37 tysięcy transportowanych więźniów drogą morską i lądową, zginęło około 20 tysięcy.
  17. Podobny przykład tym razem z AEL Rattwitz dotyczący sprawy Lagerfuhrera Maxa Heyde i części jego przybocznego personelu. Fragment z książki Doroty Suły - "WYCHOWAWCZY OBÓZ PRACY WROCŁAWSKIEGO GESTAPO 1942-1945" : -"Wiosną 1943 r. Max Heyde trafił do aresztu. 10 września wyrokiem sadu w Breslau został skazany na karę śmierci, pozbawienie praw obywatelskich i wykluczenie z SS. Wyrok został wydany m .in z powodu Wehrkraftzersetzung ("rozkładowego działania na siłę obronna państwa"), nieludzkiego traktowania więźniów i ich cierpień, składania na Stapo Breslau fałszywych oficjalnych meldunków dotyczących zgonów w obozie, poczwórnego zabójstwa, wspólnie ze współoskarżonym strażnikiem Willim Schober zastrzelenia uciekającego więźnia. Natomiast trzej współoskarżeni dostali łagodny wymiar kary: asystent więzienny Alois Jahnke za paserstwo został skazany na 6b miesięcy pozbawienia wolności; strażnik Otto Haberstroh za uszkodzenia ciała i kradzież w urzędzie został skazany na 8 miesięcy więzienia, a strażnik Will Schober za pomoc w zabójstwie (w trzech przypadkach) został skazany również na 8 miesięcy więzienia. Sędzia uznał okoliczności łagodzące: Jahnke przyjął d Heydego kradzione ubranie więźnia, ale zrobił to "w dobrej wierze"; Haberstroh nie traktował wieźniów "wprawdzie dobrze ...jednakże było to tolerowane przez Heydego";Schober stracił dwóch synów na froncie wschodnim i jako podoficer I wojny światowej przyzwyczaił sie do wyknowyania rozkazu "bez moralnych wyrzutów", nawet kiedy dotyczył on zastrzelenia więźnia, który próbował uciec. Wyrok śmierci na Maxie Heyde nie został wykonany. 30 września Johanna Heyde zwróciła się do Goebbelsa z prośbą o ułaskawienie, usprawiedliwiając jednocześnie zachowania męża, ale pomijając udowodnione mu zbrodnie. Ostatecznie Max Heyde zastrzelił się 27 gruudnia 1943 r. w swojej celi.
  18. Przykłady na podstawie książki Doroty Suly - "Losy nieewakuowanych więźniów obozu koncentracyjnego Gross-Rosen" dotyczące obozu Funfteichen. Stanisław Wolski opuscił AL Funfteichen z dwoma towarzyszami. "Maszerowaliśmy prawie cały dzień dowlekliśmy się do odległej o 5km wsi. Zajęliśmy jakiś wolny budynek i szperając w poniemieckich spiżarniach zdobywaliśmy coś do zjedzenie.(...) Byłem zatrudniony w jakimś radzieckim hadziajstwie trofeów wojennych na tyłach frontu przez miesiąc czasu. Chodziło o spędzanie częściowo już zdziczałego bydła poniemieckiego i opiekę nad nim. Po bydło w niedługim czasie przyjechały Rosjanki z głębi Rosji. Udało mi się uciec od nich i w połowie maja dobrnąłem do Warszawy". Nie był to odosobniony przypadek przymusowego zatrudnienia byłych więźniów przez wojska sowieckie. Inny były więzień podobozu Funfteichen, Zygmunt Oruń wspomina: "(...) ponieważ oswobodzili nas Sowieci zebraliśmy się w piątkę, dwóch Polaków i trzech Rosjan.(...). Wyszliśmy natychmiast z obozu(...). W trzecim dniu dotarliśmy do większej wioski - Minkowic Oławskich. W drodze (...) widzieliśmy kilkunastu zabitych naszych współwięźniów, którzy wyszli przed nami (...). W Minkowicach Oławskich oficer sowiecki (...) rozkazał swemu >>starszyźnie<< nas rozstrzelać, ponieważ nie mieliśmy żadnych dokumentów, ponieważ nas Polaków posadził o szpiegostwo, a Rosjan o to, że sła >>własowcami<<." Niestety, byli więźniowie zostali zatrzymani. Na rozkaz sowietów zabierali z pobliskich wiosek bydło i opiekowali się nim. Sowieci pod karą śmierci zatrzymywali powracających do kraju Polaków. Przetwory mleczne wywożono do Oleśnicy, gdzie stacjonowały jednostki sowieckie. "W początku czerwca tworzyli kolumny, składające się z 150-200 krów, i pedzili na wschód. W kilka dni po nas przybyli z obozu dwaj bracia (...) z rodziny arystokratycznej (studiowali w Petersburgu), posiadali majątek ziemski w okolicach Otwocka. Ponieważ opowiedzieli Sowietom o swym pochodzeniu, następnego dnia ślad po nich zaginął." Znam na podstawie tego opracowania i innych , że więźniowie po wyzwoleniu przez czerwono-armistów, bynajmniej nie mogli się czuć bezpiecznie i ich droga powrotna do domu często była usiana różnorakimi przeszkodami.
  19. Pytanie jak w temacie. Czy znane są przypadki kiedy wyswobodzeni więźniowie oprócz samosądów na członkach esesmańskiej załogi i obozowych kapach dokonywali mordów na okolicznej ludności niemieckiej?
  20. Czytałem gdzieś (niestety nie pamiętam źródła), że esesmani obozowi będąc we własnym gronie podczas suto zakrapianych libacji, bardzo często rozważali taki aspekt, wedle którego władze Rzeszy mogłyby ich poświęcić z racji tego, że posiadają merytoryczną wiedzę związaną z liczbami, warunkami i metodami eksterminacji, oraz mogli by być uznani (esesmani) jako nie do końca zdrowi psychicznie do funkcjonowania w społeczeństwie III Rzeszy. Spekulacjom tym towarzyszyły okoliczności bardzo dużej rotacji załóg w obozach (część nie powracała w ogóle z urlopów, lub była "gdzieś" przenoszona), oraz analogiczne postępowanie w postaci mordowania więźniów, którzy za dużo widzieli/wiedzieli(Sonderkommando, asystenci eksperymentów medycznych etc)
  21. Czy załogi esesmańskie bały się III Rzeszy?

    Kojarzę wątek z tej książki, tutaj chodziło o strach jednak przed "własnymi". Esesmani obozowi we własnym "zakrapianym" gronie dociekali dlaczego tych wtajemniczonych w eksterminację obozową, coraz mniej wraca po urlopach i dlaczego ślad po nich dziwnie ginie. Stąd ten wisielczy nastrój Munsfelda i przyrównywanie siebie do ofiary. Właśnie te wspomnienia lekarza również mnie zainspirowały do powstania tego wątku.
  22. Polecam artykuł. Dla mnie dotychczas palenie żywcem ludzi w stodołach to Jedwabne i Podgaje, autor artykułu udowadnia, że nie tylko. Więźniów w pasiakach męczeński los tego również nie ominął. http://niezalezna.pl/53421-niemieckie-stodoly-smierci-sladem-zbrodni
  23. Konferencja na stulecie bitwy pod Gorlicami

    Jaki ten świat mały. Tak się składa, że jechałem wczoraj busem z Wrocławia do Wałbrzycha celem wylania potu w Górach Sowich i zatopiony w lekturze, słyszałem strzępy rozmów dwóch jegomości, gdzie jednym z tematów dyskursu był plan powyższej Konferencji. Mniemam, że jednym z tych pasażerów był założyciel tego tematu.
  24. Nauka języków

    Pozwolę sobie skopiować fragment ze strony - http://anglofan.felberg.pl/?dzial=10&art=22 Metoda Schliemanna Pierwszym językiem, który musiał poznać, był niderlandzki. Jego nauka nie sprawiła mu wielu kłopotów, jako że język ten był zbliżony do jego ojczystej północnoniemieckiej gwary. Drugim językiem, którego znajomość była Schliemannowi niezbędna w pracy, był angielski. Nie miał jednak zamiaru uczyć się go tak jak inne osoby – długo i żmudnie. Był na to zbyt niecierpliwy. Opracował więc własną metodę uczenia się angielskiego, którą stosował potem w nauce innych języków obcych. Przede wszystkim codziennie dużo i głośno czytał po angielsku. Ponadto każdego dnia pisał wypracowania na interesujące go tematy. Popełnione w nich błędy gramatyczne i leksykalne poprawiał podczas codziennych lekcji z nauczycielem. Wieczorami uczył się na pamięć skorygowanych teksów wypracowań, by następnego dnia recytować je nauczycielowi, który tym razem poprawiał błędy wymowy. Tym sposobem w ciągu czterech tygodni zdobył podstawy angielskiego. Po roku stosowania tej metody znał język równie dobrze, jak jego anglojęzyczni korepetytorzy. Po tym, jak opanował angielski, przystąpił niezwłocznie do nauki francuskiego. Zastosował metodę już przez siebie wypróbowaną, która i tym razem go nie zawiodła. Poznawszy francuski, zaczął się uczyć innych języków romańskich – hiszpańskiego, portugalskiego i włoskiego. Na opanowanie każdego z nich w stopniu zadowalającym potrzebował tylko około sześciu tygodni. Skończywszy 27 lat, władał siedmioma językami – ojczystym i sześcioma obcymi. Nowe wyzwania, nowy język Przed ukończeniem 30. roku życia Schliemann podjął pracę w firmie kupieckiej Schroeder. Firma ta miała trudności w handlu z Rosją. Powodem problemów był brak znajomości rosyjskiego przez Holendrów i nieznajomość angielskiego przez Rosjan. Schliemann postanowił więc nauczyć się rosyjskiego. W ciągu kilku kolejnych dni obszedł w poszukiwaniu rosyjskojęzycznej literatury wszystkie księgarnie i antykwariaty Amsterdamu. Znalazł w nich stary podręcznik do gramatyki, pozbawiony wielu stron słownik i rosyjski przekład Telemacha. Niezwłocznie rozpoczął naukę nowego języka. Problemem okazało się znalezienie rosyjskojęzycznego korepetytora. Język rosyjski był wówczas uważany w Holandii za niezwykle trudny i nie było zbyt wielu osób, które się nim posługiwały. Schliemann, nie znalazłszy pomocy, zmuszony był więc uczyć się samodzielnie. Najpierw nauczył się liter i ich przybliżonej wymowy. Następnie, porównując francusko i rosyjskojęzyczną wersję Telemacha, zgłębiał tajniki rosyjskiej gramatyki i słownictwa. Pewnego dnia przełożony wezwał go do siebie, ponieważ nie mógł się porozumieć z trzema rosyjskimi kupcami. Schliemann wszedł do gabinetu szefa i zagadnął Rosjan w ich języku. Kupcy zrozumieli go bez trudności i poprosili, aby towarzyszył im jako tłumacz w negocjacjach handlowych z Holendrami. W 1845 r. Schliemann wyruszył do Petersburga jako przedstawiciel reprezentujący interesy wielu zachodnioeuropejskich firm. w chwilach wolnych od zajęć kupieckich wracał myślami do dziecięcych marzeń o odnalezieniu Troi. Pierwszym krokiem do ich realizacji była nauka języka nowogreckiego. Gdy przyswoił sobie w ciągu sześciu tygodni nowogrecki, przystąpił do nauki greki starożytnej, o której poznaniu marzył od dziecka. Przyswajał ją sobie z tą samą pasją, z jaką opanowywał języki żywe. Mawiał, że język grecki jest najpiękniejszym językiem świata, gdyż „jest językiem bogów”. Język starogrecki był ostatnim, którego się nauczył.
  25. Fragment wspomnień Erwina Kapicy - "...Ojcec mego kolegi Lecha Kwietuszyńskiego był pisarzem obozowym i prowadził ewidencję zabitych. Wynikało z niej, że dziennie ginęło dwa i pół tysiąca osób. We Flossenburgu był blok, w którego piwnicach hitlerwocy stosowali eutanazję: likwidowali nieuleczalnie chorych, a także frontowe kaleki z formacji SS.". Słyszałem o ciężkim obozie karnym dla ss-manów w Maćkowych (Aussenstelle Matzkau), ale z faktem eutanazji frontotwych kalek nigdy się nie spotkałem.
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.