Skocz do zawartości

piterzx

Moderator
  • Zawartość

    1,527
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez piterzx


  1. Ja nie wiem czy kościół katolicki przyczynił się do rozbiorów, ale myślę, że na pewno był za tym by Polska trwała w zaborach - jeśli mówimy o kościele jako zwierzchnikach duszpasterskich z Watykanu.

    Z całym szacunkiem, ale skoro nie wie Pan, Panie NR, nic co mogłoby dotyczyć głównego wątku dyskusji, to czemu zabiera Pan głos? To jest zwyczajny off topic. Poza tym, jakieś dowody by się przydały na poparcie Pana tezy, a nie tylko stwierdzenie, iż tak Pan myśli. To nie jest dowód. A fakty historyczne już niestety, ale nie popierają zbytnio Pana tezy.

    Pozdrawiam serdecznie


  2. Mości bavarsky, a czemuż to Waszmość odsyłasz do konkurencji? Nie łaska to poczekać na moda działu? (żartuje oczywiście)

    Kolego kaazer, książeczkę ową mam na wyciągnięcie ręki, tylko musiałbyś poczekać na skany jakieś 2 dni, bo mi aktualnie skaner nie działa... Jeśli jesteś zainteresowany, pisz w temacie albo na pw, bo nie wiem, czy mam bawić się z jej skanowaniem... W każdej chwili mogę za to dać Ci parę info z moich prywatnych notatek na temat Księstwa, tylko znowu, nie wiem, czy jesteś nadal zainteresowany - czy jest sens to przepisywać.

    Pozdrawiam


  3. Po pierwsze: kiedy Rząd Narodowy zabronił armii walczyć z Rosjanami?

    Po drugie: armia, która jest fatalnie dowodzona JEST słaba...

    Ad primum, konia z rzędem, jeśli powiesz mi, w którym miejscu mojego postu użyłem słowa "zabronił"...

    Ad secundum, to jest uogólnienie. Ten temat dotyczy CAŁEJ armii KP, a nie tylko jej dowódców. Armia składa się z wielu czynników, tak ludzkich, jak i materiałowych, to doprawdy nie tylko najwyżsi oficerowie. Poza tym, jej dowódcy jeśli chodzi o umiejętności i przygotowanie, byli naprawdę dobrymi wodzami, którzy potrafili prowadzić walki. Inna sprawa, że wodzowie ze względu na poglądy/wygodnictwo/lękliwość/niechęć, czy też cokolwiek innego (a była tego masa, nie składajmy wszystkiego na karb nieudolności, czy braku talentów, b o choć część błędów z tego wynikało, to jednak nie można stwierdzić, że wszystkie, bo byłaby to zwykła nieprawda) działali na niekorzyść położenia polskiego.

    laugh.gif A czyja?

    A tego, że armia prowadzi tylko walki, a wojna nie składa się tylko i wyłącznie z walk. Wojna to proces złożony i do jej wygrania nie doprowadza jedynie suma zwycięskich bitew...

    Dyplomacja? W zbuntowanym kraiku?

    A gdyby ten zbuntowany kraik zaczął odnosić poważne sukcesy militarne, to już raczej nikt nie patrzyłby na to, czy jest zbuntowany, czy nie. Bo w dyplomacji rozmawia się tylko z silnym, słabego się zmusza do posłuszeństwa.

    Z kim niby mieliśmy ją prowadzić?

    Z innymi państwami europejskimi, zorientowanymi na sytuację w tym rejonie.

    Jedyną szansą na "przedłużenie posiadania" niepodległości było realne zwycięstwo miltarne, czyli wyrzucenie z KP Rosjan i wkroczenie na Ziemie Zabrane. Niemniej muszę Cię w tym miejscu zmartwić, jakby stało się coś takiego to z miejsca ruszyłyby na nas Prusy i Austria

    Co określasz jako "przedłużenie posiadania"? Poza tym skąd Kolega ma takie informacje? Masz pewność, że coś BY SIĘ STAŁO? Powiedz mi zatem skąd to wiesz, jeśli zaś nie masz pewności, a jest to jedynie teza, to prosiłbym abyś przedstawił mi dowody na jej poparcie...

    Powstanie listopadowe nie miało najmniejszych szans na zwycięstwo.

    Nie wiem, czy mam to traktować jako pewnik, czy jako tezę z Twojej strony (bo osobiście uważam to jedynie za teorię)? Chętnie to przedyskutuję, jednakże we właściwym temacie, dt. powstania listopadowego => https://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=3881

    Co jest w tym złego?

    Co jest w tym złego? Może nie tyle złego, co nieprawidłowego, bowiem jest to uogólnienie, a każde uogólnienie ma to do siebie, że pomija szczegóły, niejednokrotnie bardzo znaczące i istotne dla całościowego zrozumienia sprawy. Ale jeśli tak rzeczywiście uważasz, to w takim razie armia Rzeczypospolitej XVI/XVII wieku też była do niczego, bo chociaż pokonywała przeciwników w bitwach, to w ostatecznym rozrachunku wojny często były przegrywane, bądź wygrywane, ale praktycznie bez lub z niezwykle małymi korzyściami. Idźmy dalej, Wielka Armia Napoleona w Rosji była słaba, bo przegrała, co więcej niemal zniknęła i uciekała w popłochu. Oczywiście, było to wyłączną winą żołnierzy? Co więcej, świetna armia Karola X Gustawa, uznawana za jedną z najlepiej wyszkolonych i dowodzonych armii w ówczesnej Europie, również była słaba i warta niewiele, gdyż w praktyce przegrała wojnę w połowie XVII wieku... Idąc tym tokiem rozumowania do takich właśnie wniosków dojść powinno.

    postawiłeś jakąś zupełnie nieprzystającą do realiów powstania listopadowego tezę, że przegraliśmy, bo zawiedli dyplomaci

    Jak ja uwielbiam, gdy ktoś wkłada w moje usta słowa, których nie wypowiedziałem... Nie, nie postawiłem takiej tezy, moje sformułowanie dotyczyło złożoności problemu wojny, jej wygranej, jak i przegranej, na którą składa się tak prowadzenie działań militarnych, dyplomatycznych, dywersyjnych, politycznych, społecznych, psychologicznych, etc. etc. etc. A "podział" którego w skrócie myślowym dokonałem, na działania dyplomatyczne (czyli w jednym worku polityka międzynarodowa, wewnętrzna, oficjalna, nieoficjalna, działania zakulisowe, gospodarcze, polityczne, psychologiczne, społeczne...) i okołomilitarne (dowodzenie, zaopatrzenie, dywersja, itp, itd.) był jedynie umowny i niedosłowny, ale sądziłem, że zrozumiały, miał bowiem na celu wykazanie jedynie złożoności spraw prowadzonej wojny, którą ty zepchnąłeś jedynie do poziomu armii jako takiej.

    i co już jest kuriozalne, że ktoś (nie powiedziałeś kto) zabronił armii walczyć z Rosjanami laugh.gif laugh.gif

    Po pierwsze, to proszę Cię, drogi Adamie, abyś trochę grzeczniej prowadził rozmowę. Niezwykle nie lubię ironizowania w kierunku mojej osoby - jeśli nie dotyczy to żartów - oraz przypisywania mi czegoś, czego nie powiedziałem. Wracając natomiast do meritum, jeśli już chcesz operować kategoriami "zabronił" - "nie zabronił", to owszem, sami Polacy, przeważnie ze stronnictwa lojalistycznego popieranego w wielu momentach przez tzw. umiarkowaną opozycję, którzy doszli do władzy w pierwszy dniach powstania, systematycznie podkopywali polskie działania. Niestety, wśród najwyższych dowódców, było mnóstwo tego typu ludzi. Kiedy, jak to ująłeś "zabraniali"? Chociażby ofensywa wiosenna, jej sposób prowadzenia i najbardziej chyba jaskrawy przykład - sytuacja poigańska. Dalej, wyprawa na gwardię, cały jej przebieg. Dalej bezczynność armii (która notabene chciała się bić) po Ostrołęce. Wreszcie błędy w działaniach pozamilitarnych już od samego początku... Przykłady można mnożyć, ale nie o to chyba chodzi. Armia bić się potrafiła, czego dowodem są wygrane, niejednokrotnie świetnie przeprowadzone bitwy. Żołnierz polski był bardzo dobrym żołnierzem.

    przegraliśmy i to w dosyć kiepskim stylu całkowicie uprawnia mnie do twierdzenia, że armia polska była słaba. Co więcej, w dniu kapitulacji na całym TDW to my mieliśmy więcej wojska.

    Tylko, że to nie armia sama z własnej woli stała bezczynnie, gdy Rosjanie robili w KP co chcieli, to nie armia poddała Warszawę, to nie armia z własnej woli dokonała swego podziału i poszła z Ramorino... Wreszcie to nie armia podkopywała polską sprawę przez dużą część powstania...

    PS Odpowiedziałem chyba na większość, jeśli nie na wszystkie kwestie, nie chciałbym jednak robić tutaj off topu, na kwestie stricte powstaniowe zapraszam do właściwych tematów. To raz. Dwa, przepraszam Cię bardzo Adamie, ale na moją odpowiedź na Twój ewentualny post będziesz musiał poczekać trochę czasu, bowiem wybywam za granicę i raczej odpowiem dopiero około połowy września.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej końcówki wakacji.


  4. Drogi Atrixie, przy całej sympatii i szacunku jakim Cię darzę muszę Ci zwrócić uwagę, iż cytując jakieś źródło powinno się podawać, iż nie jest to nasza wypowiedź, ale artykuł już istniejący, podać źródło i autora, gdyż w innym wypadku sugeruje się, że jest się autorem tekstu. Plagiat nigdy nie był i nie będzie tolerowany na tym forum, a w szczególności w tym dziale. Twój post w całości pochodzi z tej strony => http://www.izrael.badacz.org/zydzi_w_polsc...r_rosyjski.html Na przyszłość upominam Ciebie i wszystkich dyskutantów - jeśli coś cytujemy, ZAWSZE podajemy źródło.

    Pozdrawiam


  5. Skoro armia przegrywa jedyną wojnę jaką toczy, to nie zasługuje ona przez to miano doskonałej, czy najlepszej, bo gdyby taka była to by tę wojnę wygrała.

    Adamie, zapominasz chyba, że ta sama armia podejmując wysiłek zbrojny parła do przodu, a przegrała nie przez swoją słabość, ale poprzez niedanie jej szansy na walkę, poprzez nieumiejętne decyzje dowódcze i kierownicze, poprzez brak chęci do walki z Rosją w kołach kierowniczych państwa. Ot i cała kwestia. To, że przegrywa się wojnę nie oznacza, że jest to wina armii. O wygranie wojny decyduje nie suma wygranych bitew, to jest też sztuka podejmowania ich w odpowiednim miejscu i czasie, oraz dyplomacja, dyplomacja... Ile było w historii wygranych, a niewykorzystanych bitew? Idąc tym tokiem rozumowania, to te wszystkie armie były niewiele warte...

    Pozdrawiam serdecznie


  6. Tczew, Gdańsk i Kołobrzeg. Jeśli podane przez Amilkara bitwy zadecydowały o usankcjonowaniu powstania Księstwa Warszawskiego, to podane przeze mnie, miały świetny wymiar polityczny.

    Jeśli Cesarz raczyłby zauważyć potrzebę zbudowania kosztem pobitych Prus - Rzeczpospolitej "piastowskiej".

    Na dłuższą perspektywę, byłby to dla Napoleona korzystniejszy układ (z wiernym polskim sojusznikiem), gdyby Królestwo Pruskie w swej polityce zechciał zastąpić Królestwem Polskim.

    Lecz sprawa polska w I Wojnie Polskiej była li tylko posunięciem taktycznym - "aż tyle" dla Polaków i "tylko tyle" dla monarchii zaborczych.

    Witam.

    To prawda, że Napoleon raczej nie miał w planach tworzenia polskiej państwowości rozpoczynając wojnę, prawda, że nawet później różne było do tego jego podejście, ale piszesz tak, jakby to od niego i tylko od niego zależała budowa Polski - "Wielkiej Polski" kosztem Prus. Niestety, tak nie było. Nie było w mocy Cesarza Francuzów takie posunięcie. Nie chciał wojny z Rosją, a na pewno nie w tym czasie, nie mógł tego siłą wymóc, w reszcie kierował się przede wszystkim racją stanu Francji, w razie konieczności mógłby XW przehandlować (co z resztą mieściło się czasem w jego kalkulacjach), ale nie był wszechmocny. Polakom mógł on dać szanse, ale tylko szansę, nie mógł tego zrobić sam, a z pewnością nie w tym czasie...

    Pozdrawiam

    PS Z pewnym opóźnieniem, ale witam serdecznie Kolegę na forum i w moim dziale, Zapraszam jednocześnie do innych wątków, życząc udanych dyskusji.


  7. Tak, książkę nr 1 polecam gorąco, zarówno dla początkujących, jak również i średniozaawansowanych w temacie.

    Autorowi tematu przypominam jednak o opcji szukaj. W dziale POLSKA POD ZABORAMI, w subforum POWSTANIA, taki temat już istnieje => https://forum.historia.org.pl/index.php?showtopic=3387 Poleconych jest tam trochę książek wraz z rekomendacją.

    Ponadto wątek ten, bardziej pasuje do działu pomocowego, gdzie też zostaje przeze mnie przeniesiony.

    Pozdrawiam serdecznie


  8. Próbowałem w Google ,ale pytania są obszerne i ciężko znaleźć odpowiedź .

    Aby na pewno próbowałeś, czy tylko zerknąleś na niektóre z nich? Bo masz już pierwsze pytanie: "1.Akt dwóch cesarzy zakładał, że utworzona z ziem zaboru rosyjskiego Polska będzie powiązana sojuszem z Państwami Centralnymi??", Twoja odpowiedź to: "Nie wiem", a pierwszy wynik wyszukiwania na Wujku Google pod hasłem "akt dwóch cesarzy" dał jego tekst, w którym wyraźnie masz odpowiedź: http://www.law.uj.edu.pl/users/khpp/fontesu/1916.htm

    Poszukać radzę. Doprawdy, to nie jest trudne. Ja Ci nie jadę, tylko radzę, naprawdę radzę poszukać trochę w Internecie...

    Pozdrawiam serdecznie


  9. Witam.

    Proponuję dzisiaj dyskusję na temat ofensywy wojsk polskich na wiosnę 1831 roku. Jak zapatrujecie się na wykonanie tego ruchu, jego skuteczność? Jakie szanse i zagrożenia niosła, co osiągnięto, co można było osiągnąć, a co stracić? Jak w końcu oceniacie sam jej pierwotny plan, nakreślony przez genialnego Prądzyńskiego, ale nie pozbawiony wszakże krytyki ze strony drugiego, znakomitego sztabowca - Chrzanowskiego? Czy rzeczywiście, Waszym zdaniem, plan ofensywy miał realne szanse powodzenia, czy może z góry skazany był na porażkę?

    Słowem ogólna dyskusja o polskich ruchach przeciwko wojskom rosyjskim na wiosnę 1831 roku oraz o samym planie tychże działań. W szczególności zapraszam do krytycznego i szczegółowego rozbioru i zastanowienia się nad propozcjami Prądzyńskeigo zawartymi w owym planie.

    Zapraszam do dyskusji.

    Pozdrawiam serdecznie


  10. Witam.

    Jak w temacie, co sądzicie o poczynaniach Polaków w czasie wyprawy na gwardię w maju 1831 roku? Czy bitwa pod Ostrołęką była nieunikniona? Czy, Waszym zdaniem, bitwa ta musiała zakończyć się klęską? Jakie zagrożenia, a jakie korzyści wypływały z manewru polskiego? Jak zapatrujecie się na plan działań, jego wykonanie, ruchy obu wojsk? Co sądzicie o uczestnikach tamtych dni?

    Zapraszam do dyskusji.

    Pozdrawiam serdecznie.


  11. Witam.

    Przepraszam, że odpowiadam po tak długim czasie, ale niestety, nie zawsze czas, możliwości oraz chęci są w jednym momencie ;D Mam nadzieję, że wybaczycie mi zwłokę i cierpliwie poczekacie (mam nadzieję, że już nie tak długo) na moje ewentualne, kolejne odpowiedzi. Zatem zaczynamy.

    Odnosnie deschnera jest on wyksztalconym filologiem i humanista , dlatego nie wiem gdzie widzisz niedociagniecia w jego warsztacie ??

    Nie neguję tego, że pan Deschner jest człowiekiem wykształconym, gdyż to byłoby zwykłe oszustwo. Dobrego wykształcenia mu nie odmawiam, co więcej potwierdzam, że posiada on doktorat. Przy czym jednak pisanie prac historycznych, bądź do tego miana pretendujących, zostawiłbym osobiście wykształconym historykom, nie zaś filozofom i literaturoznawcom, przy całym moim szacunku do nich. Tu właśnie widzę jeden z braków, bowiem pan Deschner pisał pracę doktorską, ale z literatury niemieckiej, zaś jej temat brzmiał: "Liryka Lenauta jako wyraz metafizycznej rozpaczy". Po drugie i znacznie ważniejsze, jak już pisałem wcześniej, popełnia on liczne błędy, czasem koloryzuje. Jego błędy dotyczą zarówno odnoszenia się do nieistniejących zapisów w źródłach (sic!), zmienia sensu cytatu (sic!), czy przeinaczania faktów historycznych. Oczywiście, każdy może popełnić błędy, ale w drobnych, nie zaś poważnych sprawach. Poza tym, przeinaczanie faktów jest już moim zdaniem niegodne historyka... Oczywiście nie wiem, czy pan Deschner robi to specjalnie, omyłkowo, przez przypadek, czy też niewiedzę. Przy całym moim szacunku do jego osoby, muszę jednak stwierdzić, że nie polecam jego książek ze względu na braki warsztatowe i merytoryczne.

    Cytat jest jaj sam stwierdziles ogolnikwy , ale daje w pewnym stopni obraz pontyfikatu Grzgorza XVI , a wiec okresla on postawe Papiestwa wobec powstania z 1830roku , a tym samym Polakow . 
    Czlowiek , ktory uzywal wojsk austryjackich do przeciw wlasnym wspolobywatelom jak najbardziej byl autorem klatwy przeciw powstancom w 1836 roku (o to sie mnie pytales ) .

    Otóż nie. Historia to nauka, a nie domysły. Jeśli w artykule występuje jedynie ogólnikowe stwierdzenie, dotyczące ekskomuniki, nie poparte żadnymi danymi, zaś w przypisach odnośnie tego tematu zamieszczone zostało tylko odwołanie do przedwojennego artykułu (sic!) w gazecie, której tekstu notabene ciężko jest znaleźć, to niestety, ale jest to dla mnie fakt wątpliwy. To samo dotyczy stwierdzenia, iż jeśli ktoś coś czynił w sprawie A, to na pewno będzie miał taki sam stosunek do sprawy B. Proszę o fakty i dane, a nie domysły i ogólniki.

    Osobiście mogę stwierdzić, iż nie znalazłem nigdzie informacji o ekskomunice nałożonej na polskich powstańców. Mam nadzieję, że kiedyś znajdę jednoznaczne potwierdzenie, bądź zaprzeczenie tej tezy.

     niemal calkowity brak poparcia mieszzan i chlopow do (...)  styczniowego

    Brak poparcia mieszczan i chłopów do powstania styczniowego? Jesteś pewien? Co do powstania listopadowego to i owszem, zgodzę się, lecz z całym szacunkiem, ale odnośnie styczniowego muszę stanowczo zaprotestować. Nie chcę robić off topu. Była już o tym dyskusja na forum (niestety ciągle czeka na moja odpowiedź, ale obiecuję zaangażowanym, że kiedyś to uczynię), w której podawałem dane dotyczące biorących udział i wspierających to powstanie niższych warstw społeczeństwa polskiego. Zapewniam, że nie było tak, jak piszesz, jeśli zaś masz inne dane niż ja, to zapraszam do tamtego tematu, chętnie podyskutuję.

     Czym byla I Rzeczpospolit przed rozbiorami ? Otoz byla panstwem ogromnie zacofanym pod kazdym wzgledem (...)

    Czy to, Twoim zdaniem, również jest wina Kościoła katolickiego? Bo ja miałbym co do tego pewne wątpliwości (chyba, że źle odczytałem Twoje słowa - jeśli tak, to przepraszam).

     (...) kto najbardziej ucierpial w wyniku rozbiorow i komu zalezalo na wywolaniu powstan

    Rzecz jasna nie neguję faktu, iż szlachta utraciła znacznie swoją przedrozbiorową pozycję w państwach zaborczych, nie mniej jednak nie tylko ta grupa ucierpiała. Każda z grup poniosła jakiś uszczerbek, przede wszystkim zaś włościaństwo również nie doznało ulgi, a niejednokrotnie znalazło się w znacznie gorszej sytuacji. Poza tym, duchowieństwo nie wywoływało powstań, najczęściej była to młódź szlachecka, w szczególności wojskowi, bądź wojskowo przeszkoleni. Choć oczywiście nie zawsze. Nie mniej jednak nie można powiedzieć, że duchowieństwo wywoływało powstania. Inną sprawą jest natomiast konfederacja barska występująca przeciwko panowaniu rosyjskiemu w Rzeczypospolitej, posiadająca oprócz charakteru narodowego i patriotycznego, również charakter wyznaniowy, nie mniej jednak nie można stwierdzić, że wywołał ją Kościół, choć trzeba przyznać, że wiele jej postulatów było słusznych.

    Tak wiec ci ktorzy przyczynili sie w najwiekszym stopniu na rozbiory Polski najwiecej na tym stracili ...

    Jak mniemam, nie było to specjalnie, ale wyszedł kolejny ogólnik... Część szlachty była winna rozbiorom, część dążyła do naprawy państwa, część księży i zakonników stanęła po stronie zaborców, część dążyła do zmian. Świadome mieszczaństwo polskie najczęściej dążyło do zmian, reszta była obojętna, chłopi, naturalną koleją rzeczy byli w większości obojętni, choć czasem zdarzały się jednostki świadome narodowo i patriotycznie. Nie można twierdzić, że każdy członek szlachty, czy duchowieństwa (a w obu tych warstwach było ogromne zróżnicowanie, nie tylko bogaci, ale niejednokrotnie też biedni i przymierający głodem) był odpowiedzialny za rozbiory.

     historycy naliczyli

    Kolejny raz proszę o nazwiska, fakty i dane...

    24 raz wbil K K noz w plecy Polsce juz w 1733 roku;
    25 raz wbil noz w plecy Polski w 1767 roku , oraz 26 raz , 27 raz w czasie sejmu rozbiorowego po raz 28 raz wbil noz aby to potwierdzic; 
    29 raz wbil KK noz w plecy Polsce obalajac Kodeks Zamoyskiego w 1780 roku , patrz noze 10, 15, 20 i 25;
    Trzydziesty raz wbil noz Polsce popierajac Targowice ! ...
    Poraz trzydziesty pierwszy Kosciol katolicki wbil noz w plecy Polsce na ,, Sejmie hanby ,, w Grodnie w 1793 roku , pomagajac Rosji i Prusom zalegalizowac II rozbior

    Kolejny raz proszę o dane, literaturę, źródła i fakty, nie ogólniki. Tylko nie odsyłaj mnie, proszę, do owego artykułu jako do źródła, bo ja mam na myśli fachowe, rzetelne i sprawdzone monografie oraz teksty z epoki.

     Witaj Capricornus one nie sa naciagane tylko to jest metaformoza inaczej mozna to nazwac ile razy wykorzystal i degradowal Polske K.K . Jak myslisz dlaczego sejmem niemym lub na sejmie hanby w 1793 roku przedwodniczyli biskupi na dodatek oplacani przez cara i popierani przez papieza Klemensa XIV ?! Takie dzialania wysokich klerykow nazywam wbijaniem noza w organizm panstwowy Polski .

    Jak mniemam, chodziło Ci o "metaforę" bo o "metaformozie" nie słyszałem ;D

    Wracając jednak do tematu, sądzę że Capricornusowi nie tyle chodziło o zastosowanie przenośni, ile o naciąganie informacji w owych "nożach". Mam jednak nadzieję, że Kolega wypowie się sam w tym temacie, gdyż nie lubię pisać za kogoś innego ;)

    Taka mała uwaga, czy papież Klemens XIV sprawował urząd piotrowy podczas sejmu 1717, albo sejmu 1793?? Z tego co ja wiem, to ojciec święty Klemens XIV został wybrany w roku 1769, zaś umarł w 1774, a co za tym idzie, ciężko, aby kogokolwiek w wieku 12 lat, bądź też po swej śmierci popierał, bądź też nie.

    Poza tym, jak to "przewodniczyli biskupi"?? Zazwyczaj przewodniczył na sejmie marszałek (ewentualnie z asystą rosyjskich bagnetów, jak to nieraz bywało), ale biskupi? A to, że biskupi należeli do członków Senatu, to już zupełnie inna sprawa, ale to tylko członkowie. Poza tym, jeden biskup był zdrajcą (vide Kossakowski), inny (vide Krasicki, czy Naruszewicz) patriotą, tak więc te "opłacanie" przez cara (notabene w '93 nie było cara, lecz caryca, tudzież carowa) nie dotyczyło ogółu. Co zaś się tyczy osób takich jak hetman Kossakowski i jego brat biskup Kossakowski, to owszem, byli niejako inspiratorami sejmu, ale nie łudźmy się, to nie "biskupi przewodniczyli", to nie biskupi byli inspiratorami, to była konkretna grupa ludzi, tak duchownych, jak i świeckich, którzy byli zdrajcami, ale nie można zwalać wszystkiego na "tych złych biskupów", bo (jak mniemam) dobrze wiesz, że było także wielu duchownych, również o wysokich godnościach i stojących wysoko w hierarchii Kościoła, którzy byli patriotycznie nastawieni...

    Co więcej, piszesz o sejmach, na których zaborca wywarł przymus na Polakach, zaś jednymi z członków były osoby konsekrowane, ale oczywiście zapominasz wspomnieć o sejmach, na których członkami również byli duchowni, a które przyniosły Polsce reformy, bądź o duchowych, którzy za przeciwstawienie się naciskowi zaborców podczas obrad bądź to pojmano, bądź to musieli uciekać przed represjami.

    Kolejna kwestia, to jak widzę, zapominasz, że Kościół to nie tylko osoby duchowne, nie tylko biskupi, księżą, diakoni czy zakonnicy, ale również, a raczej przede wszystkim laikat, czyli osoby świeckie.

    Kolejną sprawą jest to, że kleryk, to inaczej alumn, czyli osoba ucząca się w seminarium i dopiero przygotowująca się do przyjęcia święceń kapłańskich, zatem jak podejrzewam nie o nich Ci chodziło. Dlatego, z całym szacunkiem, proszę serdecznie Kolegę o rozważne formułowanie wypowiedzi, bo czasem w pośpiechu (sam tego doświadczam) mogą wyjść ciekawe, choć niezrozumiałe kreacje słowne :P

     Zaraz po rozbiorze biskupi zlozyli przysiege nowym wladcom

    Jak większość osób wówczas ze szlachtą i mieszczaństwem włącznie. Kościuszko też złożył przysięgę carowi Pawłowi i co z tego? Czy oznacza to kolaborację, brak patriotyzmu i sprzedawanie sprawy polskiej? Nie sądzę...

     arcybiskupa Sierakowskiego biskupow Soltyka (pochowanych w katedrze wawelskiej !) , Massalskiego , Ostrowskiego a nawet Krasickiego

    Ostrowski i Massalski to zdrajcy. Jeśli chodzi o Sołtyka, to nie wiem, czy można go za zdrajcę uznać. Prędzej za patriotę, który miał trochę przestarzałe pojęcie o dobrze ojczyzny. Po prostu, stawiał na przywileje szlachty, lecz nie na obce panowanie w Rzyczypospolitej. Dlatego uważam, że nie można by określać go mianem zdrajcy. Ale nie rozumiem zupełnie o co chodzi Ci odnośnie Sierakowskiego i Krasickiego? Przecież to patrioci, zasłużeni dla ojczyzny.

    Jakie zarzuty masz przeciwko nim?

    Przeciwko Krasickiemu zapewne to, że widywał się z królem pruskim i zarządzał swą diecezję, ale przecież on nie kolaborował, a to, że mimo rozbiorów dbał o diecezję, cóż z tego? Chyba nawet lepiej... Poza tym Krasicki nigdy nie złożył przysięgi i hołdu (tzw. homagium) Fryderykowi II, a jego kontakty, z racji pełnionej funkcji, były rzeczą normalną.

     kler nie ustawal w uklonach do nowych wladcow i w przekonywaniu Polakow , ze musza teraz sluzyc nowym panom . 
    Upewnialo to zaborcow , ze dalsze rozbiory tez zakoncza sie sukcesem . Byle glaskac purpurowe i czarne suknie ... 
    Zupelnie najwieksza katastrofa bylo to ze wiekszosc tych zdrajcow biskupow zasiadala w nadal w polskim senacie , bedac jednoczesnie poddanymi zaborcow i im sie wyslugujac !

    Naturalnie, a magnaci i szlachta oczywiście tłumnie przeciwstawiali się zaborcom... Targowica, to pewnie ruch kościelny, a sztandarowe jej postacie, jak Rzewuski, czy Branicki, to także duchowni? Otóż nie i sądzę, że Kolega przesadza. Piszesz tak, jakby tylko biskupi byli zdrajcami i tylko biskupi współpracowali z zaborcami, a tak wszakże nie było. Duchowni to ludzie jak wszyscy inni, jeden jest lepszy, drugi gorszy, więc nie dziwmy się, że wady, które były obecne w całym polskim społeczeństwie, bądź w danych jego warstwach, były obecne również wśród części duchownych, którzy z niego wszakże się wywodzili. Niektórzy senatorowie, którzy duchownymi nie byli, również byli zdrajcami...

    Tą sytuację można dobrze zobrazować takim oto przykładem: pan X oraz jego wuj przyczynili się swą działalnością do rozbiorów Polski, czy zatem można powiedzieć, że skoro kilku członków rodziny X do tego się przyczyniła, to znaczy, że cała rodzina X jest winna? Bo moim zdaniem nie.

    papiez Pius VI ... przyslal nuncjusza Archettiego , zatwierdzil nowa rosyjska strukture Kosciola katolickiego , calkowicie niezalezna od polskiej i sam wyswiecil biskupow Katarzyny ! .

    Ale to już była zupełnie nowa struktura, ziemie należały już do innego państwa, zatem chyba logicznym i normalnym jest, że ustanawia się nowe diecezje i nowy podział administracyjny...

    Natomiast nie do końca było tak, jak napisałeś. Watykan, wobec samodzielnych i niekonsultowanych decyzji carycy Katarzyny, bezskuteczne starał się nawiązać bezpośrednie z Petersburgiem rozmowy. Za pośrednictwem nuncjusza warszawskiego, G. Garampiego, starano się wpłynąć na decyzje Katarzyny (odnoszące się wszakże do struktury Kościoła), lecz przedstawione przez niego postulaty zostały odrzucone. Następnie Stolica Apostolska zwróciła się do dworu wiedeńskiego o pomoc w rokowaniach, lecz także bezskutecznie. W 1778 roku, papież, z uwagi na dobro Kościoła (dotychczas w Rosji katolików było mało, tylko w Moskwie i Petersburgu istniały kościoły, zaś po I rozbiorze przybyło w granicach państwa carów znacznej liczby osób wyznania rzymskokatolickiego), uznał za konieczne udzielić Siestrzeńcewiczowi, samowolnie mianowanemu przez carycę, uprawnień biskupich na całą Rosję i darować mu władzę nad wszystkimi zakonami, które wszakże, wobec prawodawstwa rosyjskiego, nie mogły odnosić się do swych generalnych przełożonych, jeśli ci znajdowali się za granicą Rosji. W 1783 roku nuncjusz warszawski, Archetti nałożył Siestrzeńcewiczowi paliusz i na podstawie bulli "Onerosa pastoralis officii" ogłosił erekcję archidiecezji mohylewskiej.

    Karty szczegolnej zdrady i chanby zapisali jezuici . Mimo kasaty zakonu przez papieza w 1773 r., Prusacy i Rosjanie pozwolili im dzialac i nadal wychowywac mlodziez . Warunek pracy byl prosty; wychowywac polska mlodziez w duchu poszluszenstwa zaborcy . Jezuici to gorliwie wypelniali. Komisja Edukacji Narodowej nie objela ziem pod I rozbiorze . to powinno nam uswiadomic jakie szkody Kosciol i jezuici wyrzadzili Polsce

    Co się tyczy jezuitów, to primo, zakon był już rozwiązany, secundo, lepiej, aby polskie dzieci uczyli nauczyciele polscy, nie zaś rosyjscy, czy niemieccy, a zakon jezuicki dawał na to większe szanse, niż administracja zaborcza, tertio, nie widzę nic złego w nauczaniu, tym bardziej, germanizacja/rusyfikacja nie była od razu tak silna, przy tym trzeba jeszcze zauważyć, że zdarzało się, że nauczyciele byli również innej niż polska narodowości, czyli ucząc w duchu posłuszeństwa władcom Prus, bądź Rosji, nie zdradzali Polski, a i owo wychowywanie do posłuszeństwa zaborcy również nie było takie częste, a przynajmniej o niczym takim nie słyszałem. Jeśli się mylę, to proszę o przedstawienie konkretnych danych i faktów, jeśli możesz...

    Zaś co się tyczy KEN, to również chyba logiczne, że zaborca nie pozwolił na prowadzenie edukacji na zabranych ziemiach, przecież wcielono je już do innego państwa, więc ministerstwo edukacji Polski nie mogło mieć nad nimi pieczy.

    Zreszta - zarzuty w stosunku do papiestwa, ze w czasie I rozbioru nie protestowalo sa chyba nie na
    miejscu. Cala oswieceniowa Europa Zachodnia bila brawo, ze ktos wreszcie zabral sie do
    "posprzatania" w zacofanym padole nad Wisla. Niezaleznie od konfesji.

    Niezwykle trafne spostrzeżenie ak_2107. Akurat z tym fragmentem Twojego postu mogę się zgodzić w zupełności.

    Po wstrzasie wylowanym przez I rozbior panowala zgoda co do koniecznosci reform i ratowania pomniejszonego kraju !

    Też nie wśród wszystkich. Niektórzy twardo stali za utrzymaniem dotychczasowego nieładu, vide stronnictwo hetmańskie, czy lepiej jeszcze Targowica.

    Tym razem nuncjusz papieski Archetti , naslal swego agenta biskupa sufragana Krzysztofa Szembeka , aby go o wszystkim informowal .

    Proszę?? Z moich informacji wynika, że bp. K. Szembek brał udział w pracach nad projektem. Nic mi nie wiadomo, aby był on czyimkolwiek agentem. Po raz kolejny upraszam się o dane, choć to akurat sprawa marginalna. Co zaś się tyczy samego Szembeka, to trzeba przyznać, iż była top postać znamienita, dobry kapłan, patriota (Sejm Czteroletni, Rada Nieustająca, przeciwstawienie się Targowicy i nie złożenie jej przysięgi). To jeden z możliwych kontrprzykładów dla zdrajców, o których pisałeś.

    Poza tym, taka drobna uwaga w kwestii zgodności z historią, Szembek nie był w diecezji płockiej biskupem sufraganem, tylko biskupem koadiutorem. Nieduża różnica, ale jednak jest ;)

    Archetti dzialal zaa kulis ,, przy pomocy wrzawy , intryg , grozb i zlota ,, Krol widzac ze nuncjusz zamierza wprowadzic liberum veto i zerwac sejm , aby ocalic Kodeks - wycofal projekt i przeniosl na sejm w 1780 roku ...
    Na sejmniki ruszyli podpuszczeni zakonnicy saczac jad do uszu pijanej szlachcie , robili swoje kapelani i spowiednicy magnatow . Urzednikom tlumaczyli ze Kodeks wprowadzi na nich odpowiedzialnosc karna; magnatom ze pozbawi ich tytulow ksiazat i hrabiow; szlachcie ze ograniczy jej wladze nad chlopami; holocie szlacheckiej ze straci swoje prawa polityczne . Poniewaz nikt nie czytal Kodeksu intryga wplynela na podatny grunt ...
    Krol jeszcze raz przegladnal Kodeks i naniosl zmiany ... Na to zgodzil sie nawet sam ,,ambasador Rosji ,, ...ale nie Kosciol ! Pallvacini pisal do Archicciego ,, Ojciec Swiety ufa wielebnosci i wierzy ze uzyje Pan wszelkich srodkow dla obalenia Kodeksu ,, . Na sejmie przekupieni przez nuncjusza poslowie zaczeli demonstracyjnie Kodeks drzec i rzucac na ziemie ! Sejm podjal uchwale ,,(...) tenze Zbior Praw na zawsze uchylamy i na na zadnym sejmnie aby nie byl wskrzeszany , miec chcemy ,,

    Bardzo barwny opis, ale sądzę, że trochę demonizujący całość sprawy...

    Skąd posiadasz informacje, iż posłowie odrzucający kodeks na sejmie byli przekupieni? Rad bym się o tym dowiedzieć, bo skoro przedstawiasz takie informacje jako pewnik (tak rozumiem wyszczególnienie), to podejrzewam, iż mają one poważne poparcie źródłowe w rzetelnych naukowych opracowaniach (że już o własnych badaniach nie wspomnę). Również chciałbym swoją wiedzę w tym zakresie poszerzyć. Dodatkowo prosiłbym o źródło pochodzenia cytatu odnośnie listu Pallvaciniego i jeśli posiadałbyś możliwość i byłbyś tak dobry, to jeszcze link do zdjęcia tudzież skanu tego dokumentu. Rad bym się dowiedzieć więcej na ten temat, a prędko do takich materiałów nie dotrę, zaś opinię wolę wyrabiać sobie sam na podstawie oglądu oryginalnych dokumentów, bowiem nauczyłem się już, że nie wszystko, co pisze się w Internecie, nie każde cytowanie jest zgodne z prawdą i pierwotnym sensem wypowiedzi. Może być czasem wyrwane z kontekstu. Dlatego właśnie, jeśli masz dostęp do tych materiałów, to proszę Cię o zamieszczenie jakiegoś url'a, czy coś w tym rodzaju... ;)

    Nawiązując natomiast do samego "Zbioru praw", to trzeba zauważyć również, że oprócz pożytecznych rozwiązań zawierały również projekty typu zniesienia jurysdykcji nuncjusza, czy nawet (pośrednio) papieża. W "Zbiorze..." możemy znaleźć postulat utworzenia krajowego trybunału duchownego, który miałby najwyższe uprawnienia sądownicze, kompetencje do przyjmowania pism Rzymu, co więcej, miał decydować o ich opublikowaniu, bądź nie. Do niego miały również należeć decyzje o tworzeniu nowych zgromadzeń zakonnych i zwoływaniu synodów. Zakładano ograniczenie liczby przyjęć do zakonów, a także zakazanie odwoływania się do Rzymu oraz ograniczenie majątkowe, szczególnie w zakresie ograniczenia zapisów testamentowych na rzecz Kościoła. Logiczne jest, że wynikało to nie tyle z faktycznych potrzeb tak Kościoła, jak i państwa, ile wywodziło z przesłanek politycznych i obcych idei takich, jak józefinizm. Nie dziw, że próby ingerencji państwa w wewnętrzne sprawy Kościoła spotkały się ze sprzeciwem.

    Przede wszystkim jednak sama szlachta polska była przeważnie przeciwna projektowi. Sugerujesz, że cały stan szlachecki zjednoczył się do naprawy państwa, a zły nuncjusz wszystkich omamił. Otóż nie, bowiem szlachta w większości niestety nie była w stanie wznieść się ponad partykularyzmy i obawiała się, że po wprowadzeniu "Zbioru..." w życie wzmocnienia władzy królewskiej i w idei skodyfikowania prawa widziała raczej przejaw dążenia Poniatowskiego do autorytaryzmu. Poza tym, kodeks Zamoyskiego miał ujednolicić prawo na całym obszarze państwa, tak Korony, jak i Litwy, przeciwko czemu, rzecz jasna, sprzeciwiali się mieszkańcy Wielkiego Księstwa Litewskiego.

    Piszesz, że nikt nie czytał tekstu ustawy. Wiesz już zapewne, że nie lubię ogólników. Wielce prawdopodobne jest, że czytała go tylko niewielka część osób, ale proszę, nie piszmy "nikt". Jestem uczulony, jak widać, na wszelkie ogólniki. Cóż, zapewne zboczenie zawodowe ;D

    Napisałeś, że "Urzednikom tlumaczyli ze Kodeks wprowadzi na nich odpowiedzialnosc karna ; magnatom ze pozbawi ich tytulow ksiazat i hrabiow ; szlachcie ze ograniczy jej wladze nad chlopami ; holocie szlacheckiej ze straci swoje prawa polityczne ." Ale przecież "Zbiór praw..." przemycał pewne rozwiązania, kompromisowe, bo kompromisowe, często ukryte, bo ukryte, ale różne furtki tego rodzaju, tak, iż szlachta mogła rzeczywiście obawiać się tych rozwiązać. Doprawdy, w Polsce ówczesnej było tylu ludzi chcących zachować za wszelką cenę "złotą wolność", przywileje, etc. że hasła takie trafiały na podatny grunt, ba, często powstawały samoistnie, były niejako naturalną obawą nieuświadomionej części stanu szlacheckiego. Inną natomiast kwestią jest potrzeba reform ustrojowych w Rzeczypospolitej, ale oczywiście każdy widział inaczej, nie każdy też zauważał...

    Na to zgodzil sie nawet sam ,,ambasador Rosji  (...) Ale naciskany nawet przez nuncjusza ambasador Rosji odmowil

    Twierdzisz, że ambasador rosyjski zgodził się na wprowadzenie w życie "Zbioru..."?? Twierdzisz, że ambasador carski nie dopomagał w jego obaleniu?? To istne novum drogi Kolego. Wszelkie posiadane przeze mnie materiały mówią wyraźnie, że ambasador maczał swoje palce w tym procederze. Co więcej, Stackelberg, bardzo chętnie przystawał na propozycje nuncjusza zmierzające do obalenia kodeksu. Jeśli jednak posiadasz jakieś inne dane, to racz podzielić się nimi, bo mogą okazać się niezwykle ważne i obalić parę tez nt. działalności wysłanników państwa carów w Warszawie...

    w encyklice ,, Cum primum ,, z 9 czerwca 1832 r. potepil rowniez polskie powstanie , usprawiedliwial jego brutalne stlumienie przez cara , zazadal posluszenstwa i wspolpracy katolikow z Rosja

    Skoro dotykamy sprawy powstania listopadowego, to chociaż ten wątek jest off top'owy, to jednak pozwolę sobie odnieść się do niego.

    Otóż, po pierwsze, papież wydał encyklikę "Cum primum" 9 czerwca 1832 r., tj. zanim jeszcze wprowadzono w Królestwie Polskim stan wojenny i zanim nastąpiło znaczne nasilenie się represji wobec Polaków. Owszem, Grzegorz XVI stwierdzał w nim, że Polacy dali się zwieść "wichrzycielom", uznawał cara za legalnego władcę Królestwa Polskiego bazując na postanowieniach Kongresu Wiedeńskiego, pomimo że sejm zdetronizował Mikołaja I. Encyklika nie zawiera jednak żadnej szczegółowej oceny powstania listopadowego.

    Zawarty jest w niej wykład teologiczny posłuszeństwie wobec legalnej władzy, co jednak nie sprzeciwia się wykładni Kościoła, który zawsze uważał, że legalnej władzy należy się posłuszeństwo i szacunek. Prawdą jest jednak, że ojciec święty uznał za legalną władzę cara Rosji nad Polakami.

    W encyklice występuje również ubolewanie papieża nad nieszczęściami, jakie spadły na Królestwo Polskie wskutek buntu wymierzonego we władzę króla polskiego i cesarza Imperium Rosyjskiego.

    Nieprawdą jest jednak, iż stanowisko Grzegorza XVI do powstania było od początku negatywne. Pierwotnie był zwyczajnie powściągliwy. Otrzymując informacje negatywne i niepełne o powstaniu wydał 15 lutego 1831 brewe "Impensa charitas" adresowane do biskupów Królestwa Polskiego, w którym ogólnikowo przypominał, że bunt niezgodny jest z duchem Kościoła i że duchowieństwo nie może się mieszać do spraw świeckich i walk zbrojnych, ale ma zajmować się jedynie sprawami religijnymi. Car sprzeciwił się publikacji tego brewe w swoich granicach, jako zbyt słabego w jego mniemaniu.

    Co wpłynęło na negatywny stosunek papieża do powstania?

    Po pierwsze, legalizm papieża, który uznawał postanowienie Kongresu Wiedeńskiego mówiące o carze Rosji, jako o legalnym władcy Królestwa Polskiego, za obowiązujące. Bardzo prawdopodobne, że mogło to wynikać m.in. z tej podstawy, iż Polacy, a szczególnie warstwy uprzywilejowane, które można brać za niejakie ich przedstawicielstwo, zgadzali się na postanowienia Kongresu Wiedeńskiego i przyjmowali (niektórzy wręcz z radością) cara Aleksandra I (brata cara Mikołaja I) jako swego władcę, o czym może świadczyć obecność Czartoryskiego w czasie obrad i poparcie dla Aleksandra.

    Po drugie, papież otrzymywał często o powstaniu informacje negatywne i niepełne. Wśród ludzi przekazujących papieżowi te informacje szczególnie wyróżniały się osoby takie jak: nuncjusz wiedeński Hugon Piotr Spinola, który donosił o "strasznej rewolucji" wymierzonej w prawowitego króla oraz o zaangażowaniu się w nią biskupów i duchownych, ambasador austriacki, a także poseł rosyjski Gregorij Gagarin, który w swej nocie z 20 kwietnia 1832 roku pisał: "duchowni wszystkich stopni, zapominając na święte posłannictwo swoje, wmieszali się do krwawych czynów i prawie wszędzie stali na czele rewolucyjnych zamachów, a szalone uniesienie zapędziło ich na pola bitew, gdzie byli działaczami i ofiarami". Dodatkowo w Rzymie informowano Grzegorza o rzekomym skłóceniu rządu i dowództwa uniemożliwiającego wszelkie działania. Koniec końców zaczęto oceniać powstanie jako jeden z elementów rewolucji europejskiej, która występowała już wcześniej w Państwie Kościelnych, nie zaś zrywu dążącego do oswobodzenia zniewolonego narodu. Potwierdził to sam papież w 1837 roku, kiedy to przyjmując na audiencji gen. Władysława Zamoyskiego i otrzymując od niego bardziej dokładne i szczegółowe informacje, stwierdził m.in. że dał się zwieść dyplomacji w sprawie oceny faktów oraz oznajmił, że zwiodła go "dziedziczna przebiegłość" rosyjskiej dyplomacji.

    Po trzecie, możliwym jest również taki aspekt, iż nieufność do powstania i branie przez Grzegorza XVI listopada za rewolucję nie zaś narodowowyzwoleńczy ruch zbrojny, wywodziły się, oprócz dezinformacji, również z tego względu, iż w Rzymie pamiętam, że to Polacy właśnie zdobyli Rzym z armią Napoleona, Kościołowi wszakże niechętnego. To mogło pobudzić umysły do tym przychylniejszego przyjmowania opinii o rewolucyjnym ruchu, gdyż wobec wcześniejszych faktów, były one wysoce prawdopodobne.

    Po czwarte, papież uważał, że dobry stan Kościołana ziemiach polskich i zachowanie jego członków od represji zależy od zachowania się duchowieństwa względem rządu carskiego oraz dobrej sytuacji w kraju.

    Po piąte wreszcie, papież żywił złudne nadzieje co do Statutu Organicznego i dobrotliwości cara Mikołaja I. Jak się jednak okazało, nie uchroniło to Polaków od represji. Dotknęły one również Kościół, zarówno ze względu na Polaków będących w laikacie, jak również ze względu na duchowieństwo. Przykładem może być tu zniesienie przez cara Kościoła unickiego na Litwie i Białorusi i "nawrócenie" unitów na prawosławie, z którego powodu papież wyraził ubolewanie i odwołując się do wspaniałomyślności cara, wysuwał postulaty zaprzestania represji, co jednak nie nastąpiło. Podobnie w 1841 dokonano sekularyzacji majątków kościelnych oraz podporządkowywano Kościół katolicki na terytorium Królestwa Polskiego petersburskiemu Kolegium Rzymsko-katolickiemu. Również bp M. Gutkowski, przeciwny wszakże powstaniu, nie chcąc zgodzić się na ingerowanie państwa w wewnętrzne sprawy Kościoła nie uniknął represji.

    Jak na razie tylko tyle, w miarę upływu czasu i docierania do nowych faktów poprzez przekopywanie się przez źródła, co wobec dużej ilości materiałów i ograniczoności czasu może trochę potrwać, tym bardziej, iż nie do wszystkiego mam na chwilę obecną dostęp. Nie mniej jednak ten post sądzę, że może być interesującą odpowiedzią na posty przedmówców, tym bardziej, że zamieściłem kilka informacji przeczących rzekomej złej roli Kościoła...

    PS

     co do linku to ten artykul nie wyszedl spod mojego piora ... poprostu posluzyl mi do analizy omawianego problemu

    W tym miejscu pozwolę sobie na kilka uwag administracyjnych.

    Po pierwsze, jeśli nie jesteś autorem jakiejś pracy, to możesz wykorzystać fragmenty tekstu, ale jeśli cytujesz, to powinieneś, a wręcz jesteś zobowiązany, do zaznaczenia, że jest to cytat i skąd on pochodzi. Upominam, gdyż w Twoich postach zauważyłem zdania niemal żywcem wzięte z owej pracy, co sugeruje, iż sobie przypisujesz autorstwo owych słów. Naturalnie nie zabraniam nikomu cytowania innych prac, a w uzasadnionych przypadkach jest to nawet wskazane, lecz, powtarzam jeszcze raz i odnoszę to do wszystkich, proszę o zamieszczanie informacji, że jest to cytat i jego źródła.

    Po drugie, proszę Cię o stosowanie się do norm językowych. Zauważyłem, iż nie używasz polskich znaków diakrytycznych, więc podejrzewam, że nie masz takiej możliwości i w takim wypadku nie mam nic przeciwko temu. Każdy może się pomylić, ale pisanie "austryjackich", "Prusiech", czy "chanba" to już lekka przesada. Poza tym, stosujesz niekiedy interpunkcję w sposób chaotyczny, tak, iż ciężko czasem uchwycić właściwy sens Twojej wypowiedzi. Dlatego bardzo proszę Cię (i wszystkich dyskutantów) o stosowanie się do zasad polskiej pisowni. Oczywiście nie jest to żaden argument ad personam, zwyczajnie, jako moderator, zwracam na to uwagę.

    Dodatkowo, proszę o nie pisanie posta pod postem, lecz edycję (z zaznaczeniem EDIT) w celu dodania nowych informacji. Jedynym wyjątkiem w tym względzie, który będę tolerował, ba, nawet popierał, będzie wznawianie tematu. Nie dotyczy to administracyjnych uwag Redakcji.

    Pozdrawiam serdecznie :)


  12. W swoim i koleżanki imieniu wszystkim serdecznie dziękuję. Niestety, tylko część pozycji, które podaliście udało mi się zdobyć, ale znalazłem jeszcze parę innych. Jeszcze raz wszystkim dziękuję i proszę Viss'a o zamknięcie tematu i przeniesienie go do archiwum.

    Pozdrawiam


  13. Ogólnie rzecz biorąc jest dobrze, tylko tak jak mówię, za mało o samych stosunkach. Wspomnij jeszcze coś o tych konflikatach, dodatkowo dorzuć jeszcze jak zmiany na wsi wpłynęły na świadomość szlachty, jej sytuację gospodarczą i polityczną, oczywiście tylko po krótce. Poza tym, warto wspomnieć także o prawach chłopa i szlachcica we wzajemnej relacji oraz o oczynszowaniu...

    Wtedy, moim zdaniem, powinno wystarczyć.


  14. piterzx, dziękuję za odpowiedź. Jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy.

    Ani ona wielka, ani ona pokaźna :huh:

    Temat dotyczy wsi i dworów, więc chyba nie będę pisać o konfliktach między dworem, a szlachtą ?

    Znaczy owe "dwory" to właśnie określenie stanu szlacheckiego. Jeśli temat dotyczy stosunków chłopi - szlachta, to lepiej wspomnieć o konfliktach, przykładowo w postaci owej rabacji, choć oczywiście nie tylko, było sporo takich mniej spektakularnych działań, jak procesy chłopsko - pańskie, spór o serwituty, czy polowanie na gruntach chłopskich, o których możesz wspomnieć, jako przykładach, tudzież przyczynach napięć...


  15. Witam.

    Bardzo proszę w imieniu swoim i osoby, dla której tego poszukuję, o umieszczenie listy dobrych i szczególowych książek obejmujących historię Polski w latach 1944 - 1956, w szczególności dotyczące zagadnień sytuacji politycznej oraz stosunków pomiedzy PRLem a Kościołem Katolickim.

    Im więcej tytułów dobrych pozycji moglibyście podać, tym lepiej, bowiem nie do wszystkich monografii posiadam od ręki dostęp, a książki potrzebne są tej osobie jak najszybciej, toteż z dłuższej listy wybralibyśmy coś, co jest dostępne.

    Z góry dziękuję i bardzo proszę o pomoc.

    Pozdrawiam


  16. Niby dobrze, trochę mało dokładnie, ale w zasadzie dobrze. Mam tylko małe zastrzeżenia. Otóż, uwłaszczenie w Kongresówce było później niż w Galicji, to raz, nie zawarłeś wcale konfliktów pomiędzy dworem, a szlachtą, oprócz rzezi galicyjskiej, ale to przecież był tylko jeden z elementów sprou. Poza tym, nawet po uwłaszczeniu występowały takie napięcia, jak spór o serwituty... Co się natomiast tyczy zaboru pruskiego, to układ ten jest trafny, ale pamiętać należy o kilku rzeczach: primo, część chłopów się bogaciła, część biedniała i traciła ziemie, secundo, regulacja to w zasadzie jakby jeden z elementów reformy uwłaszczeniowej w Prusach, nie wiem, czy dobrze jest go wyszczególniać jako osobny proces, co najwyżej, jako jeden z ważniejszych elementów uwłaszczenia...

    Pozdrawiam


  17. Witam. Mapa mentalna obejmująca stosunki wieś - dwór na polskich ziemiach w XIX wieku? Toż to materiał objętościowo pasujący bardziej do pracy habilitacyjnej... No ale cóż, przede wszystkim radzę zwrócić Ci uwagę na zmianę jaka w ciągu tego wieku dokonała się w polskim społeczeństwie oraz podział na poszczególne zabory, bowiem w zależności, czy był to zabór rosyjski, pruski, czy austriacki, stosunek chłopów do panów i panów do chłopów bywał różny, jak też różne bywały przyczyny i tło konfliktów między nimi. Poza tym, radziłbym również, jako jedne z wątków, uwzglednić stosunek do zaborcy w kwestiach dworsko-chłopskich oraz nastawienie chłopów do panów i organizowanych przez nich powstań.

    Na chwilę obecną mógłbym Ci polecić następujące monografie:

    - H. Wereszycki "Z dziejów chłopów polskich (Od wczesnego feudalizmu do 1939)"

    - H. Wereszycki "Zarys historii gospodarstwa wiejskiego w Polsce." T. II-III

    - St. Borowski "Rozwarstwienie wsi wielkopolskiej w latach 1807 - 1914"

    - "Dzieje wsi wielkopolskiej" pod red. Wł. Rusińskiego

    - J. Jedlicki "Klejnot i bariery społeczne. Przeobrażenia szlachectwa polskiego w schyłkowym okresie feudalizmu"

    - St. Śreniowski "Uwłaszczenie chłopów w Polsce"

    - R. Rozdolski "Stosunki poddańcze w dawnej Galicji"

    - D. Rzepniewska "Gospodarstwo folwarczne na Mazowszu 1795 - 1806"

    - K. Groniowski "Kwestia agrarna w Królestwie Polskim 1871 - 1914"

    Ewentualnie jeszcze "Społeczeństwo Królestwa Polskiego. Studia o uwarstwieniu i ruchliwości społecznej" pod red. W. Kuli, to będą na pewno tomy I - III, nie wiem, jak dalej.

    PS

    Temat przenoszę do działu pomocowego.

    Pozdrawiam serdecznie


  18. Bardzo dobrze i ciekawie napisany artykuł, ukłony dla autora.

    Dziękuję bardzo

    Straty obu stron według Bronisława Pawłowskiego, Wojna polsko-austriacka 1809:

    Austriacka lista strat, na 21 kwietnia podaje: 74 zabitych, 262 rannych, a wziętych do niewoli 72. (choć zarazem autor zaznacza że Austriacka strona najwyraźniej zaniżyła swoje straty ) Łącznie: 408

    Polacy stracili: zabitych 450, rannych 800 – 900 i wziętych do niewoli 32, oraz postradali 2 działa.

    Według króla saskiego straty te jednak były niższe i wynosiły odpowiednio:

    zabitych 3. oficerów, 264 szeregowych, rannych 22 oficerów i 465 szeregowych, wziętych do niewoli 5 oficerów i 73 szeregowych, zaginionych 2 oficerów i 167 szeregowych.

    Romuald Romański podaje znaczne straty w Korpusie Austriackim oceniając je na ponad 2500 zabitych i rannych, cytując za Sołtykiem jego „Kampanię 1809 r. Raport o działaniach armii pozostającej pod raszynem ks. Józefa Poniatowskiego podczas kampanii 1809r.”

    Dane do polemiki.

    Tak, masz rację, dane są sporne, dlatego również nie podawałem dokładnych liczb wojsk, ani też strat, ponieważ nie chciałem zagłębiać się w spór, a jedynie uchwycić samą istotę. Rozbieżność zaznaczyłem przedziałem.

    Jednak widzę pewne luki w bibliografii, brakuje mi w nim materiałów źródłowych pod postacią wspomnień, czyli tam Romana Sołtyka – kapitana artylerii konnej, Michała Sokolnickiego – dowódcy przedniej straży, Michała Jackowskiego –podoficera artylerii konnej , Józefa Krasińskiego – majora warszawskiej gwardii narodowej, Piotra Strzyżewskiego – szefa szwadronu z 3 pułku ułanów, do tego brak jest podstawowego opracowania kampanii pod postacią B. Pawłowskiego, Wojna polsko-austriacka 1809.

    Kolejny raz się zgadzam. Z tekstów źródłowych wybrałem jednak raport pobitewny sztabu oraz raport księcie Poniatowskiego. Czym mogę się usprawiedliwić? Prozaicznym powodem - nieposiadaniem tychże źródeł. Tak samo książka Pawłowskiego - warta dużych pieniędzy i równie trudno dostępna. W dużym mieście nie ma z tym problemu, natomiast w mniejszym a i owszem. I tak ściągałem ksiażki z antykwariatów, bo wierzcie lub nie, ale książek o bitwie, ba, o całej wojnie 1809 nawet, w żadnej bibliotece w moim mieście nie uświadczy (chodziłem nawet do pedagogicznej ;P ). Pawłowski jest jednak nie na moją kieszeń, bo niestety nie mogę sobie pozwolić, aby płacić około 100 - 200 zł za jeden egzemplarz. Pocieszam się jednak tym, że miał to być jedynie artykuł, nie zaś poważne opracowanie ;)

    Pozdrawiam


  19. Bitwa pod Raszynem

    19 IV 1809

    Niezwykłe poruszenie panowało tego dnia w Warszawie. Mieszkańcy miasta byli podekscytowani, rozgorączkowani. Tłumnie gromadzili się na rogatkach i ulicach próbując zdobyć jakieś informacje o sytuacji polskich wojsk. Bez względu na stan i status społeczny, wszyscy niecierpliwie wyglądali jakichś wieści. Unoszący się powietrzu zapach prochu oraz wyraźnie słyszalny huk dział i karabinów nie dawały zapomnieć o krwawej rozprawie toczącej się u bram stolicy. Nie zważając na konwenanse ludność miasta gromadziła się na najwyższych budynkach. Szczególnie licznie obsadzona była wieża kościoła luterańskiego, najwyższego natenczas punktu w Warszawie, skąd zebrani usiłowali dojrzeć toczący się w rejonie pobliskiego Raszyna bój.

    A więc wojna...

    Była to bitwa pomiędzy wojskami austriackimi i polskimi. Starcie to, rozgrywające się niemalże pod murami Warszawy było pierwszą większą konfrontacją toczącej się od pięciu dni wojny pomiędzy Księstwem Warszawskim, a Cesarstwem Austriackim. Wojna ta była w zasadzie bocznym teatrem działań. Trzydziestodwutysięczny VII korpus arcyksięcia Ferdynanda d'Este, który 14 IV 1809 roku wkroczył w granice Księstwa był tylko niewielką częścią wojsk skierowanych przeciw Napoleonowi i jego sprzymierzeńcom przez Austrię. Arcyksiążę Ferdynand miał za zadanie niezwłoczne zajęcie terytorium polskiego państewka potylżyckiego, co wobec pozostawienia w Księstwie przez Bonapartego niewielkich tylko sił z całej polskiej armii, wydawało mu się zadaniem niezwykle łatwym.

    Pozycja pod Raszynem

    Naczelne dowództwo polskie zdawało sobie w pełni sprawę z powagi sytuacji. Postanowiono zatem zagrodzić Austriakom drogę w najbardziej newralgicznym punkcie. Pomysł, aby wydać bitwę właśnie pod Raszynem, był autorstwa generała Jana Pelletiera, genialnego, choć mało jeszcze doświadczonego, dowódcy artylerii i jednego z członków najbliższego otoczenia naczelnego wodza ? księcia Józefa Poniatowskiego. Książę podchwycił myśl swego podkomendnego, była ona bowiem dosyć korzystna, zarówno ze względów moralnych, jak i militarnych. Oddanie bowiem stolicy bez bitwy, sugerowane przez najwyższe dowództwo francuskie, oznaczało całkowitą utratę i tak niewielkiego zaufania wojska i ludności do księcia. Poza tym, Warszawa nigdy nie zgodziłaby się na to, toteż nieprzewidywalna była reakcja społeczeństwa i wojska. Co więcej, Raszyn leżał u zbiegu dwóch ważnych traktów ? krakowskiego i wrocławskiego, wiodących z południa do stolicy i stanowiących najkrótszą do niej drogę. Chcąc zatem jak najszybciej zająć najważniejsze miasto Księstwa, musieli Austriacy przechodzić przez tereny raszyńskie. Warunki miejscowe były korzystne dla broniących, bowiem walki toczyć się musiały na terenie podmokłym, bagiennym, ciągnącym się na przestrzeni kilku kilometrów między Raszynem, a Małymi i Dużymi Falentami, tak, że przejście było możliwe jedynie w kilku miejscach. Część traktu krakowskiego biegła groblą, natomiast od Warszawy ciągnęła się linia niewielkich pagórków, dominujących nad bagnistymi łąkami pomiędzy Małymi i Dużymi Falentami, co można było wykorzystać, jako naturalne stanowiska artyleryjskie. Niedaleko wsi Falenty Duże, znajdował się nieduży lasek olchowy, dogodny jako pozycja obronna piechoty. Dodatkowo, obronność terenu znacznie podnosiła odwilż. Zajęcie pozycji pod Raszynem nie pozbawione było jednak wad, na co uwagę zwracał szczególnie rezydent francuski Serra. Podstawowym mankamentem tej pozycji był fakt, iż owszem, w przypadku, gdy nieprzyjaciel szedł wprost na Raszyn, w środek bagien, pozycja była dla obrony dogodna, w innym zaś wypadku należało Austriaków w podmokły rejon wciągnąć. W razie bowiem oskrzydlenia wojsk polskich, to oddziały arcyksięcia Ferdynanda uzyskiwały taktyczną przewagę, co wobec dwukrotnie większej ich liczebności stanowiło dla Polaków ogromne zagrożenie. Zdawał sobie z tego sprawę książę Józef podejmując samodzielnie, gdyż jego doradcy byli ludźmi mało doświadczonymi, decyzję o wyborze miejsca starcia. Wyborze, który jak się miało wkrótce okazać, był jak najbardziej słuszny.

    Plan bitwy

    W związku z podjętą decyzją dowódcy poszczególnych oddziałów rozproszonych po kraju otrzymali rozkazy o koncentracji pod Raszynem i podjęciu odpowiednich działań osłonowych. Wieczorem, 15 kwietnia, w dworze w Falentach, gdzie swą kwaterę założył książę Józef odbyła się narada w gronie generałów: Fiszera, Kamieńskiego, Sokolnickiego, Pelletiera, Kamienieckiego, Polentza i Biegańskiego. Po relacji gen. Biegańskiego o ruchach wojsk austriackich, szef Sztabu Generalnego, gen Fiszer przedstawił plan bitwy, zaaprobowany wcześniej przez Poniatowskiego, będący jednocześnie rozkazem bojowym.

    Na wzniesieniach poza Raszynem, znajdujących się na drodze do Warszawy, miał zająć miejsce gen Polentz z wojskami saskimi i 2 pułk piechoty pod dowództwem Stanisława Potockiego. Miały to być siły główne, których odwodem wyznaczono 1 pułk strzelców konnych płk. Przebendowskiego, mający przybyć dopiero później, gdyż w chwili podejmowania planu bitwy znajdował się jeszcze między Pilicą, a Mrową oraz baterię artylerii konnej Włodzimierza Potockiego. Razem pięć batalionów piechoty, cztery szwadrony kawalerii i 17 armat. Rejon Falent Dużych i Małych, na drugim końcu grobli, miał być obsadzony przez 1 baon 1 pułku piechoty i 1 baonem 8 pułku piechoty oraz 4 działa. Dowództwo nad ową strażą przednią zostało powierzone gen. Sokolnickiemu. Na prawo od pozycji zajmowanej przez oddziały Sokolnickiego, drogę do Nadarzyna, przed wsią Janki, miano obsadzić 1 baon 6 pułku piechoty wyposażonym w 2 armaty, podległym również Sokolnickiemu. 2 baon 6 pułku piechoty miał zająć pozycję na Woli, w celu zamknięcia wejścia do Warszawy od tamtej strony. W pobliżu miejscowości Błonie znajdowały się dwa szwadrony 6 pułku ułanów pod płk. Dziewanowskim. Michałowice miały zostać obsadzone przez dwa bataliony 3 pułku piechoty wyposażone w 4 działa, pod dowództwem gen. Biegańskiego. 2 baon 1 pułku piechoty i 2 baon 8 pułku piechoty wraz z 6 armatami pod dowództwem gen. Kamienieckiego miały stanowić straż lewoboczną i obsadzić Jaworów, znajdujący się dwa kilometry na wschód od Raszyna. Postanowiono także przydzielić jeden lub dwa szwadrony jazdy gen. Kamienieckiemu po wycofaniu się kawalerii polskiej z przedpola. W rejon, w którym była najmniej jasna sytuacja, tj. przed polskim lewym skrzydłem, miał zostać skierowany mały oddział jazdy saskiej pod gen. Kamieńskim. Tak więc front polski obejmował długość prawie 6 kilometrów, zaś sama straż przednia, czyli 2000 żołnierzy, miało bronić odcinka długości 1200 metrów. Było to jednak konieczne ze względu na fakt, iż trakt główny i boczną drogę z Nadarzyna mona było przebyć wyłącznie na tamach i trzech stałych mostach: w Raszynie, Jaworowie i Michałowicach.

    Wojska saskie

    Siły polskie rozlokowane do bitwy wynosiły około 8500 piechoty i niecałe 3000 jazdy [dane za B. Grochulską] , niestety, książę Józef nie mógł być pewny pełnego składu i tak wątłej armii, bowiem 2000 żołnierzy saskich, w sile trzech batalionów piechoty, dwóch szwadronów jazdy i 12 armat, mogło go opuścić przed samą niemal batalią. Od trzech tygodni bowiem trwał spór o oddziały saskie pozostawione w Księstwie, których powrotu do Saksonii domagało się Drezno, zaś książę Poniatowski, nie mogąc pozwolić na jeszcze większe ograniczenie sił państewka, sprzeciwiał się ich odesłaniu. Gdy nie pomogły względy dyplomatyczne, książę postanowił załatwić sprawę formalnie, twierdząc, iż wszystkimi wojskami sprzymierzeńców Francji, znajdującymi się na terytorium Prus bądź Księstwa Warszawskiego, dowodzi marszałek Davout i tylko w jego gestii leży decydowanie o odejściu, bądź pozostaniu Sasów w Księstwie. Niestety, jeszcze 15 kwietnia, przed wymarszem wojska pod Raszyn kurier przywiózł pismo od Davouta, w którym marszałek wyrażał zgodę na odwrót Sasów. Gen. Polentz otrzymał w tym czasie również pismo w tej sprawie z Drezna. Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie pociągnąć mogło za sobą odejście wojsk sprzymierzeńczych, zarówno dla sytuacji na polu bitwy, jak i morale żołnierzy, wódz naczelny zdecydował się podjąć w tej sprawie rozmowę z Polentzem, podczas której wyraźnie sprzeciwił się ich odejściu, zaś saski generał postanowił zostać na czas bitwy w obronie honoru żołnierzy.

    Przygotowania do bitwy

    W następnych dniach polska kawaleria wycofywała się, zgodnie z rozkazem, ściągając przeciwnika w kierunku zajmowanej przez Polaków pozycji. W tym czasie wszystkie pozostałe oddziały zajęły już wyznaczone im pozycje i umacniały się na nich.

    Gen Sokolnicki, dowódca straży przedniej, rozporządzając około 2000 żołnierzy musiał obsadzić odcinek długości 1200 metrów. Wysunął zatem 1 batalion 1 pułku piechoty, pod dowództwem płk. Małachowskiego, pod dwór w Falentach Małych, a 1 batalion 8 pułku piechoty, pod dowództwem płk. Godebskiego, na skraj Falent Dużych. Płk Godebski miał bronić dostępu do grobli i utrzymać lasek olchowy znajdujący się pomiędzy groblą, a Falentami Dużymi. Sokolnicki ściągnął również 2 armaty z 1 batalionu 6 pułku piechoty i z podległych mu 6 armat ustawił baterię artylerii na lewo od dworu w Falentach Małych, skąd miała ona możliwość prowadzenia ognia działowego na całe przedpole polskiej straży przedniej. Jej dowódcą został kpt Roman Sołtyk. 19 kwietnia rano, a więc niemal przed samą bitwą, po rozmowie Poniatowskiego z Sokolnickim, Pelletierem i Fiszerem, wódz zdecydował o wzmocnieniu siły ognia artyleryjskiego straży przedniej. Ppłk Redl otrzymał rozkaz przysłania spod Raszyna do Falent Małych trzech dział z baterii artylerii konnej. Tak więc siła ognia została zwiększona do 9 dział. Wszystkie armaty posiadane przez Polaków pod Raszynem były działami polowymi lekkimi, tzw. sześciofuntówkami. Ogień prowadzono z nich pociskami o masie sześciu funtów, na dalszą odległość szrapnelami, zaś do kolumn znajdujących się bliżej, ''na wprost'' - kartaczami.

    Po rozstawieniu się wojsk przystąpiono do kopania szańców strzelniczych dla piechoty. Szańce te były nie tyle umocnieniami, co udogodnieniami do walki piechoty w szyku. Prowadząca walkę ogniową piechota ustawiona była w trzech rzędach, pierwszy szereg klęczał podczas oddawania strzału, drugi stał, zaś trzeci w tym czasie nabijał i podawał broń drugiemu szeregowi. Żołnierze stojący w trzecim szeregu zajmowali także miejsca po rannych, bądź zabitych kolegach z dwóch pierwszych rzędów. Szaniec musiał być zatem odpowiednio płytki i szeroki, tzn. być przystosowany dla żołnierza klęczącego. Okopywano również armaty, aby odrzut po oddaniu strzału nie zmniejszał celności działa. Wszystkie prace ziemne były wykonywane starannie i nadzorowane przez najwyższe dowództwo, chciano bowiem wyrównać przewagę liczebną, dostatecznym przygotowaniem terenu walki. W ciągu trzech dni do rozpoczęcia bitwy większość tych prac została ukończona.

    Najwyżsi dowódcy bardzo dbali o dobre przygotowanie do bitwy. Gen Fiszer, inspektor piechoty i szef Sztabu Generalnego, osobiście objeżdżał pozycje i sprawdzał stanowiska obronne, gen Pelletier, dowódca i inspektor artylerii, sam sprawdzał każde działo, książę Poniatowski, wódz naczelny, przeniósł swą kwaterę do Raszyna i pilnował przygotowania miejsc w szpitalach polowych, naprawy drogi z Warszawy do Raszyna, kazał zatrzymywać barki i statki kursujące po Wiśle poniżej Pragi, w okolicy Marymontu, aby móc nimi ewakuować sprzęt i broń w razie odwrotu, decydował również i kontrolował przybywające do stolicy transporty broni i jej podział.

    Rankiem 19 kwietnia ewakuowano wsie Falenty Małe i Falenty Duże, zaś ich mieszkańcy wraz z dobytkiem przenieśli się do Raszyna i Michałowic. Polacy przygotowywali się na przyjęcie nieprzyjaciela.

    Nadejście Austriaków

    Z Tarczyna w kierunku polskiej pozycji rozpoczęli w tym czasie marsz Austriacy. Na czele VII korpusu arcyksięcia Ferdynanda posuwała się straż przednia gen. Mohra w sile ponad 1000 jazdy, 4500 piechoty i 12 armat. Na przedzie sześć szwadronów kawalerii, za nimi piechota ? pułk Vukassovicha, dalej dwa pułki Wołochów. W odstępach między pułkami Mohr rozstawił artylerię, by móc manewrować ogniem w każdym kierunku. Godzinę marszu za strażą przednią szła dywizja piechoty feldmarszałka Mondeta oraz brygada kawalerii z dywizji feldmarszałka Schaurotha, pod dowództwem gen. Spetha. Razem liczebność sił głównych wynosiła około 21000 żołnierzy wyposażonych w artylerię. Dodatkowo wydzielony został również odwód w sile dwóch pułków kawalerii i kilku armat, stanowiący około 2000 ludzi. Austriacki dowódca dysponował zatem, po odesłaniu brygady Branowacsky'ego do zajęcia Częstochowy i wydzieleniu części oddziałów do działań drugorzędnych, jak linie aprowizacyjne, ubezpieczenia, etc, około 25000 ? 28500 wojska (w tym około 4000 - 6000 jazdy) wyposażonego w 80 dział [dane minimalne za B. Grochulską, maksymalne za G. Zychem].

    Droga z Tarczyna do Raszyna biegła głównie przez lasy, toteż brygada Spetha podzieliwszy się na pułki ubezpieczała marsz korpusu z obu stron. Z meldunków Hoditza dowodzącego oddziałem kawalerii na prawym brzegu Wisły arcyksiążę Ferdynand wiedział, iż oprócz załogi twierdzy praskiej, nie ma tam większego oddziału polskiego, zaś idący w kierunku Rawy Gatterburg donosił o braku większych zgrupowań również w tym rejonie. Potwierdziło to doniesienia o koncentracji Polaków w okolicy Raszyna. Ferdynand rozkazał zatem gen. Mohrowi marsz wprost na Raszyn w nadziei rozbicia Polaków wstępnym bojem.

    Przed południem, około godziny 10, na przedpolu polskim znajdowały się wtedy już tylko dwa pułki jazdy, bowiem reszta kawalerzystów wycofała się zgodnie z rozkazami: 6 pułk ułanów Dziewanowskiego z Błonia na Wolę, jeden jego szwadron dla osłony Biegańskiego między Michałowice, a Sokołów, dwa szwadrony saskie pod Kamieńskim dla osłony Kamienieckiego do Dawid. Oddziałami pozostałymi na przedpolu, tj. 1 i 3 pułkiem strzelców konnych, dowodził osobiście gen. Rożniecki. Na jego jazdę, od strony Janczewic, natarła około godziny 10 brygada kirasjerów Spetha. Równocześnie feldmarszałek Schauroth z czterema szwadronami huzarów palatynowskich i częścią regimentu huzarów cesarskich zaatakował oddział jazdy wysunięty ku Nadarzynowi. Rożniecki zdecydowany był na starcie z nadchodzącymi z Tarczyna Austriakami, lecz dostrzegłszy, iż za kawalerią posuwa się znaczna ilość piechoty, zrezygnował z walki i wycofał się, zgodnie z rozkazami, okrężnym marszem na Nadarzyn, a następnie na Michałowice, aby nie zasłaniać przedpola polskiej straży przedniej, w razie otworzenia przez nią ognia artyleryjskiego na maszerujące kolumny wroga. Około godziny 12 jazda była już w Michałowicach, po czym, z rozkazu naczelnego wodza, zostawiwszy jeden szwadron z 1 pułku strzelców konnych w tej miejscowości, zajęła pozycję poza Raszynem, na drodze do Warszawy, jako odwód głównych sił polskich.

    Meldunki Mohra o wycofaniu się kawalerii bez starcia, utwierdziły Ferdynanda w przekonaniu, iż znajduje się tuż obok pozycji obronnej Polaków. Przybył więc osobiście do gen. Mohra, aby przedstawić mu rozkazy dotyczące mającej niedługo rozegrać się bitwy. Austriackie natarcie miało przebiegać szerokim frontem, w trzech miejscach jednocześnie. Podczas gdy główna kolumna wojsk austriackich maszerująca z Tarczyna dojdzie do rozwidlenia dróg, gen Civalart z dwoma pułkami piechoty (ok. 6500 ludzi) z dywizji Mondeta oraz czterema szwadronami kawalerii i sześcioma działami, skieruje się na Jaworów, przeprawi przez Mrowę i rozbije stacjonujących tam Polaków, a następnie ruszy wprost na Warszawę. Straż przednia pod gen. Mohrem dostała za zadanie marsz na Raszyn, przypuszczenie natychmiastowego, gwałtownego uderzenia oraz zasypanie Polaków ogniem działowym, aby uniemożliwić im wsparcie oddziałów w Jaworowie jakąkolwiek siłą. Z kolei feldmarszałek Schauroth miał zabrać trzy pułki jazdy ze swej dywizji, cztery kompanie piechoty i baterię artylerii konnej (6 dział) i ruszyć drogą z Nadarzyna na Raszyn do miejscowości Wypędy, po czym polną drogą dotrzeć do Michałowic i zaatakować je. Arcyksiążę nie docenił jednak wartości bojowej polskiego wojska, a co najważniejsze, nie wiedział, że wzdłuż Mrowy ciągnie się szeroki pas bagien.

    Polska straż przednia w gotowości bojowej

    Polska straż przednia od południa była w pełnej gotowości bojowej. Z każdego z baonu wydzielono kompanie woltyżerów, których żołnierze wysunęli się do przodu, na odległość 200 ? 300 metrów, w zależności od możliwości terenu, rozsypali się w tyralierę i ukryli w zabudowaniach, zaroślach, za pagórkami, etc. by w razie zbliżenia się przeciwnika zaalarmować strzałami resztę oddziałów, po czym wycofać się do swoich baonów cały czas ostrzeliwując wroga. Pozostałych osiem kompanii było rozstawione inaczej, w zależności od oddziału. 2 batalion 6 pułku piechoty i 1 batalion 1 pułku piechoty rozstawiły sześć kompanii, uszeregowanych plutonami, w jednej linii, zaś około 50 metrów w tyle rozstawiły po jednej kompanii na skrzydłach, aby w razie ataku kawalerii nieprzyjacielskiej móc łatwo sformować czworobok. Plutony były zestawione po dwa obok siebie i tworząc tzw. dywizje ogniowe miały prowadzić salwy na komendę jednego oficera. Z kolei 1 batalion 8 pułku piechoty, z racji zajmowania przezeń pozycji w trudnym, lesistym terenie, porozstawiał plutony tak, by zachowując możność dowolnego manewrowania, mogły współdziałać ogniem.

    Atak na straż przednią

    Około godziny 14 na przedpolu polskiej straży przedniej pojawiły się małe grupy kawalerii austriackiej w celu rozpoznania pozycji obronnej Polaków. Zostały natychmiast ostrzelane przez kompanie woltyżerskie, co upewniło dowódców wroga o zajmowaniu przez siły Księstwa pozycji na tym odcinku. Około godziny 14:30 z lasu wyłoniły się trzy kolumny piechoty austriackiej, na 600 metrów od stanowisk polskich. Piechota maszerowała kolumnami podzielonymi według plutonów, z których każdy zachowywał odstęp 10 kroków. Jedna kolumna postępowała drogą, dwie pozostałe o sto metrów w prawo i lewo od niej. Po krótkim marszu kolumny nagle skręciły kierując się wprost na Falenty Duże i lasek olchowy. Ognia dała wtedy tyraliera 1 baonu 8 pułku piechoty, której strzały, mimo iż nie powodowały większych strat u przeciwnika, wywołały zamieszanie w jego oddziałach. Po uporządkowaniu swych szeregów nieprzyjaciel przystąpił do marszu skośnego i po chwili z trzech kolumn uformował trzy linie ogniowe. Równocześnie z lasu wyjechały oddziały kawalerii ubezpieczając skrzydła piechoty, zaś na skraj lasu zatoczono zaprzęgi z działami. Po kilku salwach, Austriacy w sile pięciu batalionów z regimentów Siebenburger-Walachena i Vukassovicha oraz część brygady Spetha rozpoczęli natarcie na Falenty. Polacy otworzyli celny ogień artyleryjski, którym osobiście kierował Pelletier i zwiększyli siłę rażenia oddziałów poprzez salwy dwuplutonami, co skutecznie mieszało szyki nieprzyjacielowi. Wzmógł się jednak również ostrzał artylerii austriackiej, choć mniej celny, to jednak prowadzony z 12 dział. Po walce piechoty austriackiej z oddziałem Godebskiego, którego obrony nie mogła przełamać, jej część przesunęła się i zaatakowała pozycję 1 baonu 1 pułku piechoty polskiej w Falentach Małych. Jednocześnie Mohr wysłał do szarży dwa szwadrony huzarów, licząc, że szarża utoruje drogę piechocie do przełamania obrony i zajęcia baterii polskiej, po czym rozprawa z pozostałymi oddziałami straży przedniej miała być rzeczą ławą. Nie mniej jednak na szarżujących huzarów posypały się polskie kartacze, co całkowicie załamało ich atak. Na maszerującą zaś ciągle piechotę Sokolnicki kazał otworzyć ogień karabinowy, a po kilku polskich salwach odezwały się także armaty rozpryskując na Austriaków kartacze. Wrogie linie bojowe załamały się, zaś dowódcy nie mogąc pod gradem kul sformować linii batalionowych ostrzeliwali się plutonami. Po chwili, w nieładzie, austriackie oddziały zaczęły się wycofywać. W tej samej chwili cofnęły się także wojska sprzed pozycji Godebskiego. Jeden batalion polski, liczący zaledwie 800 ludzi, skutecznie obronił się, co więcej odparł 4500 żołnierzy z wojsk Mohra. Austriacki dowódca rozkazał zatem wzmożenie ognia działowego i wysłał meldunek do arcyksięcia Ferdynanda.

    Naczelny wódz austriacki był niezwykle zaskoczony efektami godzinnej walki i tak silnym oporem Polaków. Rozkazał zatem Mohrowi przesuwanie swej artylerii na wciąż nowe pozycję, aby wojsko polskie musiało ciągle na nowo się wstrzeliwać, przesłał 12 dział z dywizji Mondeta i nakazał czekać w gotowości bojowej, lecz bez podejmowania akcji zaczepnych. Liczył bowiem na przełamanie obrony polskiej w Jaworowie przez oddział Civalarta (w sile dwóch pułków jazdy, dwóch pułków piechoty i baterii artylerii konnej), który następnie wychodząc na polskie tyły zmusić miał straż przednią do odwrotu.

    Walki na linii Jaworów - Dawidy

    Oddział gen. Kamienieckiego w Jaworowie był rozstawiony następująco: 2 batalion 1 pułku piechoty okopał się płytkimi szańcami frontem do ciągnącego się wzdłuż Mrowy pasa bagien, 2 batalion 8 pułku piechoty rozlokował cztery kompanie na przedłużeniu linii 1 pułk, zaś pozostałe pięć na skraju wsi, by mogły szybko zmienić front w razie ataku od Dawid. W Dawidach zaś znajdował się gen. Kamieński z dwoma szwadronami Sasów. Działa Kamienieckiego były rozstawione na wschodnim skraju wsi, tak, by mogły ostrzeliwać się zarówno w kierunku drogi na Tarczyn, jak i Dawid. Bagna czyniły pozycję ciężką do zdobycia, tym bardziej, że polski dowódca kazał rozebrać mostek na Mrowie.

    Około godziny 15 na drodze z Tarczyna pojawili się huzarzy austriaccy, z trudem poruszający się po wąskiej drodze. Kamieniecki zabronił strzelania do tych oddziałów, aby wciągnąć je w zasięg armat. Gdy kawaleria zbliżyła się na odległość mniej więcej 800 metrów spadł na nich huraganowy ogień polskiej artylerii, po którym kolumna rozerwała się na kilka części i powstało ogromne zamieszanie. Pociski i kartacze dosięgły wielu jeźdźców, spora część wpadła w bagna na skutek rozpierzchnięcia się koni. Wtedy gruchnęła salwa polskiej piechoty dziesiątkując oddziały wroga. Austriacy rzucili się do ucieczki. Po chwili znów zapanował spokój na tym odcinku.

    Civalart, nie zważając jednak na wąską drogę i dobrze ulokowane oddziały polskie, nakazał ostrzał artyleryjski polskich pozycji i wkrótce przypuścił atak swoją piechotą. Nie szła ona tym razem drogą, lecz maszerowała wzdłuż pasa bagien, mając zamiar przejścia Mrowy i zaatakowania Polaków od wschodu. Tymczasem na drodze ukazała się kolejna kolumna piechoty, ściśnięta i pozbawiona ubezpieczenia na skutek małej szerokości traktu. Nie mogła się także rozwinąć w linie ogniową, co skwapliwie wykorzystał Kamieniecki rozkazując przypuścić ją na bliską odległość i powitać gradem kul. Już po pierwszych salwach, kolumny zaczęły się pospiesznie wycofywać. Nie mogły uczynić tego tylko dwa czołowe plutony wroga, które zdążyły już przeprawić się przez rzeczkę. Polacy rzucili zatem przeciwko nim kompanię woltyżerską z 2 baonu 1 pułku piechoty. W momencie jednak, gdy piechurzy gotowali się do walki na bagnety, plutony austriackie poddały się. Jak się później okazało, byli to Polacy z Galicji siłą wcieleni do armii cesarskiej.

    Po dwóch porażkach dowódca austriacki zrozumiał, że nie może liczyć na rozstrzygnięcie tutaj i zaprzestał dalszych ataków. Nie mniej jednak, około godziny 16, kolumna piechoty, w sile dwóch batalionów pułku wołoskiego, posuwająca się na wschód, przebyła jeszcze Mrowę pod Dąbrówką i dotarła do Dawid. Nie doszło jednak do większego starcia, za wyjątkiem krótkiej potyczki z jazdą saską, bowiem polskie działa trzymały austriacką piechotę w bezpiecznej odległości, aż do zakończenia zmagań.

    Również grupa Schaurotha nie odniosła spodziewanych efektów. Z opóźnieniem wyszła na drogę Nadarzyn ? Raszyn, a zatrzymawszy się w pobliżu Janek, podjęła jedynie walkę artyleryjską, z miernym jednak skutkiem.

    Ciężkie walki w rejonie Falent

    Arcyksiążę Ferdynand, nie mogąc osiągnąć spodziewanej przewagi na innych odcinkach postanowił zaatakować głównymi siłami pozycje polskie w okolicy Falent. W tym celu, przed godziną 16, przesunął artylerię Civalarta oraz 24 działa z dywizji Mondeta i nakazał ostrzeliwanie polskich pozycji z 51 dział. Polacy dostali się pod huraganowy ogień. Bateria Sołtyka, w sile 9 armat, która do tej pory nadrabiała przewagę nieprzyjaciela swoją celnością, przestała się praktycznie liczyć wobec ogromnej nawały miotanych pocisków. Ferdynand odkrywszy słaby punkt polskiej obrony na odcinku lasku olchowego, gdzie pozycję zajmował 1 baon 8 pułku piechoty, rozkazał pułkowi Vukassovicha (2000 ludzi) atak na cześć 1 baonu 8 pułku piechoty broniącego skraju lasku, zaś od czoła, na palące się Falenty Duże miał nacierać wypoczęty pułk Davidovischa (3000 ludzi). Łącznie 1 batalion polski miał zostać zaatakowany przez pięć baonów austriackich. Było to wielkie zagrożenie dla Polaków, jako, że na prawej flance Godebskiego nie było praktycznie żadnej osłony, gdyż batalion Sierawskiego był zbyt oddalony od skraju lasku.

    Gen Sokolnicki odgadłszy zamiary przeciwnika kazał przesunąć trzy działa na wylot grobli. Jednak w czasie marszu jedno z nich zostało trafione wrogim pociskiem. Dwa pozostałe wkrótce ponownie zaczęły prowadzić ogień.

    O godzinie 16 pozycję Godebskiego zaatakowała piechota austriacka. Austriacy nie formowali linii ogniowych, lecz ruszyli do przodu chcąc podjąć walkę na bagnety. Przy tak znacznej przewadze liczebnej było to olbrzymie zagrożenie, więc Godebski próbując zmusić wroga do używania broni palnej, zmienił front swego oddziału i nakazał dawać salwy półbatalionami. Niestety, polskie strzały nie przynosiły zamierzonego efektu, a Austriacy nieprzerwanie parli do przodu. Także kartacze z dwóch polskich armat nie potrafiły ich zatrzymać. Rozpoczęła się walka wręcz. Już po chwili ziemia zasłała się ciałami żołnierzy obu walczących stron, bijących częściej kolbą, niż bagnetem. Po kilku minutach zażartych zmagań Polacy, wobec ogromnej przewagi liczebnej, zaczęli ustępować. Oddając swe pozycje. Części żołnierzy udało się schować za spalonymi zabudowaniami Falent Dużych, skąd strzelali ogniem zbiorowym. Tam też Austriacy posuwali się najwolniej. Również w lasku nie udało się Polakom oderwać od nieprzyjaciela nawet na moment. Piechota bezlitośnie nacierała dalej, zaś artyleria nie zważając na to, iż razi także swoich, strzelała potężnym ogniem. Dopiero za laskiem, tuż przed stawem, udało się części broniących odskoczyć od wroga. Austriacy zatrzymali się, czekając pod osłoną drzew na nadejście posiłków. Przed prowadzeniem dalszego marszu powstrzymywały ich szczególnie dwa działa stojące u wylotu grobli.

    Sokolnicki rozkazał Godebskiemu uporządkowanie swoich oddziałów i podjęcie natychmiastowego kontrataku. W razie bowiem, gdyby stojące w lasku wojska nieprzyjaciela otrzymawszy posiłki, jednego, bądź dwóch batalionów zaatakowały groblę, cała polska straż przednia zostałaby odcięta od głównych sił w Raszynie. Cztery, znacznie przerzedzone kompanie ruszyły do natarcia na spaloną wieś, licząc, że uda im się połączyć z resztą 1 baonu walczącą w zabudowaniach. Od razu podjęli morderczą walkę z nieprzyjacielem, który powoli zaczął się cofać. Pośrodku wsi stał jedyny ocalały budynek ? spichlerz dworski, z którego ostrzeliwała się wroga piechota. Podczas szturmowania go, ciężko ranny został płk Godebski. Znacznie pogorszyło to morale i tak wyczerpanych żołnierzy, którzy pod naporem przeciwnika ponownie zaczęli się cofać. W zabudowaniach zostały już tylko drobne grupki Polaków, więc Pelletier zaczął ostrzeliwać zgliszcza dwoma działami. Sokolnicki starał się uporządkować wykrwawiony 1 batalion, aby rzucić go do ponownego ataku. Znaczna część jego składu padła w boju, większość żołnierzy była lżej lub ciężej ranna, lecz żaden z nich, mimo ogromnego wycieńczenia nie protestował przeciwko podejmowanemu uderzeniu. Gen Fiszer przygalopował do oddziału   osobiście, z okrzykiem na ustach, prowadził go do nowego przeciwnatarcia. Żołnierze z furią rzucili się na wroga spychając go bagnetami. Podczas tego ataku ranny został Fiszer, którego podkomendni wynieśli z placu boju. Niesamowitym wysiłkiem Polacy odbili niemal całe Falenty Duże, ale arcyksiążę Ferdynand już wysłał do boju nowe pułki. Garstka ta nie była w stanie im się przeciwstawić.

    W tym czasie do gen. Sokolnickiego przygalopował książę Józef w otoczeniu swego sztabu. Sokolnicki wprowadziwszy go w sytuację, przedstawił pomysł ataku na lasek 1 baonem 1 pułku piechoty. Poniatowski pomysł zaakceptował i bez słowa pomknął do dowódcy batalionu ppłk. Wolińskiego. Na miejscu zeskoczył z konia, zdjął podbitą futrem burkę i wziąwszy z rąk żołnierza karabin krzyknął: ''Za mną bracia!'' Dobosze uderzyli w werble, a żołnierze zaczęli marsz w wyznaczonym im kierunku. Ludzie z otoczenia księcia poszli za jego przykładem. Tego dnia, jak prości żołnierze bili się w tym pułku najwyżsi dowódcy. Batalion ruszył do ataku. Ze spokojem, nie wyciągając krótkiej fajki z ust, Poniatowski szedł z obnażonym bagnetem w jego szeregach. Polacy natarli tak gwałtownie, z taką wściekłością, że żołnierze austriaccy natychmiast zaczęli się cofać. Dwie kompanie skierował Woliński do wsi, jako wsparcie dla resztek 1 baonu 8 pułku piechoty. W ciągu kilku minut cały lasek i pogorzelisko Falent Dużych zostało oczyszczone z wrogich oddziałów, które uchodziły w popłochu. Odwrót oddziałów z rejonu Falent zatrzymał idące do nich posiłki. Polacy odzyskali pozycję, którą zajmowali na początku, a artyleria ponownie zaczęła ostrzeliwać oddziały Austriaków. Poniatowski zaś dopiero po wyparciu wroga powrócił do Raszyna. Sytuacja wróciła zatem do punktu wyjścia.

    Austriacy byli zdezorientowani, nie mając pojęcia jak liczne oddziały mogli Polacy przed groblą postawić. Doszli więc do wniosku, iż w Raszynie i na skrzydłach pozostawione zostały tylko nieliczne oddziały, zaś główne siły polskie znajdują się przed groblą. Nikt bowiem nie byłby w stanie uwierzyć, po odrzuceniu kilkakrotnie liczniejszych oddziałów, że przed sobą ma zaledwie dwa bataliony i baterię artylerii w sile 9 armat. Arcyksiążę postanowił zatem zaatakować Janki oddziałem Schaurotha i dwoma batalionami z pułku De Ligne. Chciał w ten sposób wbić klin między pozycję w Falentach i Jankach. Dążył przez to do przełamania polskiej linii obrony w Jankach, a następnie zaatakowania od strony zachodniej oddziałów w Falentach, jednocześnie nacierając od frontu. Do wyjaśnienia sytuacji w Jankach kazał wzmóc ogień artyleryjski.

    Atak Austriaków od zachodu i odwrót na pozycje główne

    O godzinie 17:30 pułk piechoty De Ligne zaatakował stanowiska 1 batalionu 6 pułku piechoty w okolicy Janek. Płk Sierawski rozstawił batalion w czworobok i przyjął walkę z nieprzyjacielską piechotą nacierającą od strony traktu i kawalerią od strony Wypęd. Batalion powitał wroga salwami karabinowymi, lecz jednocześnie w porządku, ciągle się ostrzeliwując rozpoczął odwrót na pozycje główne. Pułk Vukassovicha postępował za pułkiem De Ligne, co groziło odcięciem polskiej straży przedniej od Raszyna z drugiej strony grobli. Orientujący się doskonale w położeniu gen Sokolnicki nakazał uporządkowany odwrót. W tym czasie jednak na Falenty ruszyło natarcie austriackiej piechoty. Polacy przyjęli taktykę walki, w której uderzali na wroga, a następnie odskakiwali do tyłu, a w tym czasie cofała się artyleria. Austriacy dostrzegając wycofywanie się Polaków przesunęli swe działa do przodu i zaczęli ostrzeliwać groblę. Dwie armaty polskie zostały trafione, co zatarasowało na pewien czas groblę, tym skuteczniej, że właśnie wchodzili na nią cofający się z Falent żołnierze. Sokolnicki własnym przykładem, poderwał żołnierzy do jeszcze jednego ataku na nieprzyjaciela, aby zapewnić oddziałom możliwość odwrotu. Wycieńczeni piechurzy kolejny raz odrzucili wroga na kilkadziesiąt metrów. Austriacy, nie chcąc ryzykować nowego natarcia otworzyli ogień karabinowy do cofających się Polaków wyrządzając im spore straty. Na szczęście w tej właśnie chwili odezwały się działa z Raszyna osłaniając uchodzącą piechotę. Dodatkowo płk Woliński z grupą około 100 grenadierów ostrzeliwał posuwających się za nimi siły nieprzyjacielskie.

    Za cofającym się Sierawskim dotarło do Puchał kilka kompanii pułku Vukassovicha, które ogniem z karabinów wyrządzały straty stłoczonym Polakom. Ranny Godebski, widząc niebezpieczeństwo podbiegł do żołnierzy i próbował uformować z nich oddział do ataku na Puchały. Niestety, w tej właśnie chwili godziła go kolejna kula austriacka, tym razem już śmiertelna.

    Do Puchał wysłał Poniatowski 1 batalion 2 pułku piechoty pod płk. Potockim, który ruszył na nieprzyjaciela z bagnetami i zmusił go do ucieczki. W tym czasie do wylotu grobli doszli już grenadierzy Wolińskiego, za którymi szły masy nieprzyjacielskiej piechoty. Potocki sformował więc linię ogniową i zaczął prowadzić salwy w kierunku Austriaków, aby oddział Wolińskiego mógł zająć pozycję. Następnie wycofał się pod osłoną saskich dział.

    Walki pod Raszynem

    Na pozycji raszyńskiej, po obu stronach drogi do Warszawy ustawiono 16 dział (w tym 12 saskich), z których prowadzono ciągły ogień. Oddziały wroga, tłoczące się groblą, przez prawie godzinę były na niego wystawione. Austriacy zaczęli silniej się ostrzeliwać dopiero po przesunięciu swej artylerii nad stawy.

    Najcięższą zaprą ogniową dla posuwających się wojsk nieprzyjacielskich był młyn znajdujący się pomiędzy wylotem grobli, a skrajem wsi. Był otoczony wysokim murem i obsadzony przez niecały batalion saski i część 2 baonu 2 pułku piechoty. Nieustannie raziły one kulami posuwające się kolumny wroga. Na młyn została skierowana artyleria austriacka, lecz nie mogła dosięgnąć celu. Dopiero około godziny 20 Austriacy wdarli się do Raszyna i zaczęli ostrzeliwać młyn ze wszystkich stron. Działami zrobili też kilka wyłomów w murze, skąd wycofali się żołnierze. W młynie pozostała tylko garstka obrońców walczących z jego wnętrza. Niedługo później musiała się jednak poddać. Jak podaje G. Zych, byli to jedyni jeńcy, jakich udało się tego dnia Austriakom pojmać. Po chwili na wrogów ruszyło polskie przeciwnatarcie: 1 baon 6 pułku piechoty pod płk. Sierawskim oraz 1 baon 2 pułku piechoty pod płk. Potockim. Rozsypując się w luźne szyki pomiędzy zabudowaniami, odbijali walką na bagnety i kolby zajęte domostwa Raszyna. Wkrótce wyparli Austriaków całkowicie. Cichnąć zaczęły też działa. Około godziny 21 bitwa wygasła.

    Po bitwie

    Polacy nie byli w stanie utrzymać pozycji raszyńskiej następnego dnia. Konieczne było cofnięcie się w mury stolicy, bowiem choć przez jeden dzień walczyli jak równy z równym z ponad dwukrotnie liczniejszym nieprzyjacielem, a nawet odnosili nad nim sukcesy, to jednak mieli zbyt szczupłe i zbyt wyczerpane siły, aby móc skutecznie się nimi bronić przez następny dzień.

    Ta siedmiogodzinna bitwa pozostała w zasadzie nierozstrzygnięta. Jakkolwiek wojska Księstwa Warszawskiego zadały spore straty Austriakom, wynoszące około 2500 w zabitych, ciężko rannych i jeńcach [dane za J. Skowronkiem i A. Sytą], lecz sami odczuli starcie bardzo boleśnie, stracili bowiem około 1000 ? 1400 ludzi [dane minimalne za A. Sytą i B. Grochulską, dane maksymalne za J. Skowronkiem i G. Zychem], czyli około 10 % swojego stanu. Co więcej, tuż po bitwie książę Poniatowski, nie mogąc już dłużej ich zatrzymywać, zezwolił na odejście wojsk saskich. Pozostało zatem zaledwie 5000 piechoty i 4500 jazdy do dalszej obrony kraju, ale nie rozbite, gotowe walczyć dalej i dalej zamykające Austriakom drogę do Warszawy.

    Podsumowanie

    Bitwa pod Raszynem była pierwszą od piętnastu lat samodzielną bitwą polskiego wojska z zewnętrznym agresorem. Podniosła morale wojska, społeczeństwa, dowództwa. Pokazała, że talenty dowódcze i planistyczne, dyscyplina i umiejętności żołnierskie stoją wyżej niż przewaga liczebna. Raszyn był potrzebny potrzebny społeczeństwu i wojsku, by zaufali wodzowi naczelnemu, podejrzewanemu dotąd o najgorsze intencje z racji przynależności do rodziny Poniatowskich, którzy stali się nieomal symbolem zła w czasach zaborów. Raszyn był potrzebny Polakom, tak jak potrzebne były przed piętnastu laty Racławice, aby przypomnieć, do czego zdolny jest polski żołnierz, by wpisać się w narodową tradycję i legendę. Raszyn w końcu, jak pokazała historia, był potrzebny do związania Austriaków w stolicy i wyzwolenia Galicji, choć od razu po bitwie nikt o tym jeszcze nie myślał. Prawdą jest, że bitwa mogła zakończyć się porażką, prawdą jest, iż niosła ze sobą zagrożenie, wreszcie prawdą jest, że sytuacja wojsk polskich bezpośrednio po niej była bardzo trudna, ale jak pokazała historia, jej stoczenie miało sens, a dzisiaj, po 200 latach od tych wydarzeń, możemy stwierdzić, że chyba słusznie przeszła ona do legendy.

    Bibliografia:

    G. Zych ''Raszyn 1809'', Warszawa 1969

    A. Syta ''W blasku napoleońskich orłów'', Warszawa 1986

    St. Szenic ''Bratanek ostatniego króla'', Warszawa 1983

    B. Grochulska ''Księstwo Warszawskie'', Warszawa 1966

    J. Skowronek ''Książę Józef Poniatowski'', Wrocław 1986

    ''Polska w latach 1795-1864. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii'', oprac. I. Rusinowa, Warszawa 1986

×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.