Skocz do zawartości

avx

Użytkownicy
  • Zawartość

    5
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O avx

  • Tytuł
    Ranga: Uczeń
  1. Co by było gdyby Hitler podbił Amerykę

    1. III Rzesza nie mogła czekać z wojną, bo terminy spłaty większości kredytów spiętrzały się w roku 1941, a były brane bez pokrycia. Musiała wywołać wojnę, żeby państwo nie zbankrutowało. Gdyby było bankructwo, to nikt nigdy nie udzieliłby im już żadnego kredytu i $ na rozbudowę armii by wyparowały, a podbitych ludów do łupienia jeszcze nie było. 2. Nigdy nie było nawet planów podbijania Stanów Zjednoczonych. Generalnie Anglików i białych Amerykanów Hitler uważał za stosunkowo czystych rasowo (podobnie jak np. Włochów) i nie chciał z nimi wojny, dążyłby przede wszystkim do podpisaniu traktatu pokojowego.
  2. Gdyby Staufenberg zabił Hitlera

    Pozwolę sobie zacytować książkę ,,Wspomnienia" autorstwa ministra Speer'a. Myślę, że minister Rzeszy jest bardziej wiarygodny niż nasze gdybanie. Oczywiście nie odpowiada on wprost na pytanie co by było po udanym zamachu, ale opisuje tak dobrze kulisy tego nieudanego że można wyciągnąć pewne wnioski. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy kończyłem referat, a Goebbels jako gospodarz zamykał posiedzenie, w Kętrzynie wybuchła bomba Stauffenberga. Gdyby uczestnicy puczu okazali się bardziej przebiegli, to przy pomocy przysłowiowego porucznika z dziecięcioma ludźmi mogliby - równocześnie z zamachem bombowym - aresztować bez mała cały rząd Rzeszy wraz z jego najważniejszymi współpracownikami. Niczego nie przeczuwając, Goebbels zabrał Funka i mnie do swego gabinetu w ministerstwie. Rozmawialiśmy, jak bardzo często w ostatnim czasie, o tych zaprzepaszczonych albo jeszcze istniejących możliwościach mobilizacji kraju, gdy przez mały głośnik zameldowano: „Kwatera główna wzywa pilnie pana ministra. Przy telefonie doktor Dietrich". Goebbels odpowiedział: „Proszę, niech pan przełączy tutaj!" Dopiero teraz podszedł do biurka i podniósł słuchawkę: „Doktor Dietrich? Tak? Tu Goebbels... Co? Zamach na fuhrera? Przed chwilą?... Mówi pan, że fuhrer żyje! W baraku Speera. Czy znane są już bliższe szczegóły?...Fuhrer sądzi, że ktoś z robotników Organizacji Todta?!" Dietrich musiał się skracać, rozmowa kończyła się. Operacja „Wal-kiria", którą spiskowcy zupełnie otwarcia omawiali od miesięcy nawet z Hitlerem, jako plan akcji zmierzającej do mobilizacji rezerw krajowych, rozpoczęła się. Tego jeszcze brakowało, przeszło mi przez głowę, gdy Goebbels powtórzył nam, co usłyszał, i jeszcze raz powiedział o skierowaniu podejrzenia przeciwko robotnikom z Organizacji Todta. [...] Nie wpadłem na łatwy pomysł, żeby tymczasem dowiedzieć się telefonicznie o szczegóły w głównej kwaterze fuhrera. Prawdopodobnie zakładałem, że w podnieceniu, jakie musiał wywołać ten incydent, telefon tylko by przeszkadzał; ponadto czułem się obciążony podejrzeniem, że przestępca wywodzi się z podległej mi organizacji. Po obiedzie przyjąłem, zgodnie z uprzednio ustalonym terminem, ambasadora Clodiusa z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który poinformował mnie o „zabezpieczeniu rumuńskiej ropy naftowej". Zanim jednak skończyliśmy rozmowę, zadzwonił Goebbels. Jego głos zmienił się bardzo od przedpołudnia, był podniecony, szorstki. „Czy może pan natychmiast przerwać swoją pracę? Proszę przyjść do mnie! Sprawa nadzwyczaj pilna! Nie, przez telefon nie mogę panu nic powiedzieć". Od razu zakończyłem konferencję i około godziny 17.00 udałem się do Goebbelsa. Przyjął mnie na pierwszym piętrze swego prywatnego pałacu, położonego na południe od Bramy Brandenburskiej. „Otrzymałem właśnie z kwatery głównej meldunek, że w całej Rzeszy odbywa się pucz wojskowy", powiedział szybko. „W tej sytuacji chciałbym mieć pana przy sobie. Swoje decyzje podejmuję często nieco pochopnie. Pan swoim opanowaniem może je stonować. Musimy postępować z rozwagą". Wiadomość ta zdenerwowała mnie, prawdę mówiąc, nie mniej niż Goebbelsa. W okamgnieniu uprzytomniłem sobie wszystkie rozmowy, jakie prowadziłem z Frommem, Zeitzlerem i Guderianem, z Wagnerem, Stieffem, Fellgieblem, Olbrichtem czy Lindemannem; przewijały się w tych rozmowach takie motywy, jak: beznadziejna sytuacja na wszystkich frontach, udana inwazja, przewaga Armii Radzieckiej, a także grożący krach w dziedzinie naszego zaopatrzenia w materiały pędne; przychodziła mi teraz na myśl nasza, często gorzka, krytyka dyletantyzmu Hitlera, jego sprzeczne decyzje, systematyczne obrażanie wyższych oficerów, ciągłe uwłaczanie i upokarzanie. Nie sądziłem oczywiście, że pucz wywołali Stauffenberg, Olbricht, Stieff i ich grupa. Przypisywałem go raczej cholerycznemu temperamentowi takiego człowieka, jak Guderian. Później zorientowałem się, iż w tym czasie Goebbels musiał być już poinformowany, że podejrzenie kieruje się przeciwko Stauffenbergowi. [...] Okna pokoju wychodziły na ulicę. W kilka minut po moim przybyciu dostrzegłem żołnierzy w pełnym rynsztunku, w stalowych hełmach, z granatami za pasem i pistoletami maszynowymi w ręku; maszerowali w małych, gotowych do walki grupach w kierunku Bramy Brandenburskiej. Ustawili tam karabiny maszynowe i wstrzymali całkowicie ruch, natomiast dwaj z nich w pełnym uzbrojeniu udali się do bramy wejściowej w ogrodzeniu parku i zaciągnęli przy niej wartę, przywołałem Goebbelsa; natychmiast zrozumiał sytuację, zniknął w swym sąsiednim pokoju sypialnym, wyjął z pudełka kilka pigułek i schował je do kieszeni kamizelki. ,,To na wszelki wypadek", powiedział z widocznym zdenerwowaniem. Poleciliśmy adiutantowi dowiedzieć się, jakie rozkazy otrzymał ten posterunek, ale wskóraliśmy niewiele. Żołnierze przy bramie okazali się nieskorzy do rozmowy, w końcu oświadczyli szorstkim tonem: „Nikt tutaj nie wejdzie ani nie wyjdzie stąd". [...] Prowadzone niestrudzenie przez Goebbelsa rozmowy telefoniczne we wszystkich kierunkach przynosiły sprzeczne wieści. Jedne mówiły, że jednostki z Poczdamu maszerują już jakoby na Berlin, inne znów, że zbliżają się też garnizony z prowincji. Mimo odruchowo przejawianej dezaprobaty dla puczu, mnie samego ogarniało dziwne uczucie nie zaangażowanej, zwykłej obecności przy tym, jak gdyby to wszystko nic mnie nie obchodziło, ta cała desperacka aktywność nerwowo działającego Goebbelsa. Chwilowo wydawało mi się, że sytuacja jest raczej beznadziejna, a Goebbels wyglądał na niezmiernie zaniepokojonego. Tylko z faktu, że nadal jeszcze działał telefon, a radiostacja nie nadała dotychczas żadnej proklamacji powstańców, wnioskował, że strona przeciwna jeszcze się waha. W gruncie rzeczy trudno było zrozumieć, dlaczego sprzysiężeni nie wyłączyli środków masowego przekazu albo nie wykorzystali ich dla swoich celów, choć już przed tygodniami w szczegółowym planie przewidzieli nie tylko aresztowanie Goebbelsa, lecz także zajęcie urzędu telekomunikacyjnego w Berlinie, głównego urzędu telegraficznego, centrali łączności SS, głównego urzędu pocztowego Rzeszy, najważniejszych stacji nadawczych wokół Berlina i rozgłośni radiowej. Wystarczyłoby zaledwie paru żołnierzy, aby wtargnąć do Goebbelsa i nie natrafiając na opór aresztować go; mieliśmy przecież wszystkiego tylko kilka pistoletów dla ochrony. Prawdopodobnie Goebbels próbowałby uniknąć aresztowania, zażywając przygotowany wcześniej cyjanek; tym samym zostałby wyeliminowany najzdolniejszy przeciwnik spiskowców. [...] Przybył major Remer. Goebbels był opanowany, chociaż dało się zauważyć zdenerwowanie. Wydawało mu się, że los puczu, a więc i jego własny, został teraz przesądzony. Już po kilku dziwnie mało dramatycznych minutach wszystko było poza nami; pucz załamał się. Na początku Goebbels przypomniał majorowi o jego przysiędze złożonej fuhrerowi. Remer zapewniał o swej wierności dla Hitlera i partii, ale dodał, że fuhrer nie żyje. W związku z tym musi wykonywać rozkazy swego dowódcy, generała Hasego. Goebbels przeciwstawił mu decydujący, wszystko obalający argument: „Fuhrer żyje!" A gdy spostrzegł, że Remer zdziwił się, a następnie zaczął się wahać, niezwłocznie dodał: „Żyje! Zaledwie przed kilkoma minutami rozmawiałem z nim! Wąska klika ambitnych generałów rozpoczęła pucz wojskowy! Podłość! Największa podłość w historii!" Świadomość, że Hitler jeszcze żyje, podziałała zbawiennie na tego przyciśniętego do muru, zirytowanego wykonawcę rozkazu o otoczeniu dzielnicy rządowej. Uradowany, ale jeszcze nie dowierzający Remer wpatrywał się w nas wszystkich. Goebbels zwrócił teraz jego uwagę na historyczną chwilę, na olbrzymią odpowiedzialność wobec historii, jaką dźwiga na swych młodych barkach. Rzadko kiedy los stworzył człowiekowi tego rodzaju szansę; od niego zależy, czy wykorzystają, czy też zaprzepaści. Kto widział teraz Remera, kto obserwował zachodzące w nim zmiany, kiedy słuchał tych słów, ten wiedział: Goebbels wygrał już. Ale jeszcze sięgnął po największy atut: „Będę rozmawiał zaraz z fuhrerem, pan również może połączyć się z nim telefonicznie. Fuhrer może wydać panu rozkazy, które anulują rozkazy pańskiego generała?" - zakończył lekko ironicznym tonem. Potem połączył się z Kętrzynem...
  3. Cóż, co do zakończenia - nie planowano na froncie wschodnim. Z tego co wiem, A. Hitler kiedy zwrócono mu uwagę, że na podbitych ziemiach nie pozbędzie się partyzantki przez następne 20 lat odpowiedział, że... Bardzo go raduje taka perspektywa, bowiem nie chciałby aby Niemcy stały się jak inne narody ,,wysokorozwinięte". Innymi słowy - chciał utrzymać ,,wojownicze" cechy narodu Niemieckiego. W Europie... Na zachodzie planowano państwa satelickie (coś w stylu Francji Vichy), Dania, Szwecja, Norwegia (a może także Finlandia) miały zostać częścią Rzeszy (ale na zasadach równoprawnych z dawnym terytorium Niemiec, nie jako kolonie - Hitler uważał, że Szwedzi, Duńczycy itp. też są Aryjczykami); na Wschodzie zaś Polska i ZSRR miały zostać jedną wielką Niemiecką kolonią, do zasiedlenia. Terytorium ZSRR za Uralem miało służyć jako coś w stylu wiecznego ,,obozu szkoleniowego" dla armii (i na dodatek z udziałem ostrej amunicji...). Liczono, że partyzantka na tamtych terenach przetrwa najdłużej i armia Niemiecka będzie sobie mogła na niej ćwiczyć. Włochy jako sojusznik mialy dostać Grecję, część Jugosławii i sporo Afryki. Informacje zaczerpnięte z jakiś opracowań historycznych na temat prawdopodobnych planów tego, co chciał po wojnie zrobić Hitler - wybaczcie, ale nie pamiętam autorów i tytułów Bardziej prawdopodobna jest zimna wojna między USA i Rzeszą. Raczej nie opłacaloby mu się atakować USA bezpośrednio. Co do ataku na Japonię i Chiny... Z tego co wiem nie intreresowały go te obszary, ale wszyscy wiemy że ,,apetyt wzrasta w miarę jedzenia"... Toteż nie chciano na stałe zajmować Rosji za Uralem. Ten teren miał być poligonem wojskowym, dla ćwiczenia nowych sił. To było w interesie Rzeszy, wojny na dalekich granicach nie opłacaloby się kończyć. Ona musiała trwać, choćby z powodów ideologicznych i propagandowych - byle tylko nie zagrażała właściwym terytoriom Rzeszy. ,,Wieczna wojna" idealnie utrwalałaby mit ,,germańskiego wojownika".
  4. Gdyby wojna wybuchła w 1942 roku?

    Źle napisałeś. Albert Speer. A ministrem został przypadkiem, w wyniku śmierci poprzedniego w czasie katastrofy lotniczej. Zresztą Speer z wyksztacenia był... Architektem Ale fakt, na stanowisku sprawdził się nieźle. Co do wojny - w warunkach pokoju niemożliwe byłoby utrzymanie takiej produkcji w gospodarce wolnorynkowej. Albo zaczęłyby się konfiskaty mienia (czyli w praktyce ewolucja w kierunku komunizmu), albo Rzesza zaczęłaby bankrutować - przy takich wydatkach na armię i braku zysków z wygranych wojen nie ma innych możliwości.
  5. Najlepszy dowódca średniowiecza

    Sądzę, że Belizariusz. Z tym, że to dopiero początek średniowiecza. Z późniejszego okresu trudno powiedzieć... Chyba Karol Młot, ale nie jestem pewien
×

Powiadomienie o plikach cookie

Przed wyrażeniem zgody na Warunki użytkowania forum koniecznie zapoznaj się z naszą Polityka prywatności. Jej akceptacja jest dobrowolna, ale niezbędna do dalszego korzystania z forum.