
lucyna beata
Użytkownicy-
Zawartość
326 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Zawartość dodana przez lucyna beata
-
Wolne przewodnictwo tak czy nie?
lucyna beata odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Turystyka historyczna
1. Z całym szacunkiem, a jakież to ma znaczenie, co Ty czy ja sądzimy o uwolnieniu. Liczą się postulowane zmiany, a te są jednoznaczne. Całe pzewodnictwo ma być uwolnione. Przewodnctwo miejskie. Z całym szacunkiem Koledzy sami sobie zapracowali na zmiany. Kto to widział ganiać za ludźmi po krakowskim rynku i podłsuchiwać. Kto to widziała aby karać mandatem osoby kompetentne za to, że mówią o zabytkach swoim kolegom. To była lekka przesada. Mimo iż kilka miast jest na terenie moich uprawnień to oprowadzam tylko po Sanoku. Przemyśl, Krosno zostawiam specjalistom, naukowcom mieszkańcom tych miast. Przewodnictwo miejskie dla mnie to wejście przez turystów do świata tego miasta, to nie tylko wiedza książkowa, ale poznanie klimatu, miejsowych, ten specyficzny akcent, detale. Tego z książek nie nauczycie się. 2. Nie podnoszę rabanu bez powodu.Moim zdaniem przewodnictwo powinno pójść w innym kierunku,pełnego profesjonalizmu. Obowiazkowe szkolenia, specjalizacja, co kilka lat egzaminy potiwerdzajace aktualny stan wiedy. Rynek tego od nas wymaga, jak wspomniałam klienci żadają regionalistów o potężnej wiedzy. Wierz mi na słowo, (część przewodników uważa mnie za nawiedzoną, stukniętą, wyobrażam sobie co o mnie sądzą wolni przewodnicy i kandydaci do wolnego przewodnictwa rynek), klienci chcą pełych profesjonalistów, w większości nie pójdą na to iż dostaną kiepską usługę za niewielkie pieniądze. Wspomniałam wczesniej o ludziach dla których pracujemy. Goście są wymagajacy, przewodnik musi sprostać tym wymaganiom. Wóz albo przewóz. Pełna zgoda, dobrzy poradza sobie. 3.Kto korzysta z naszych usług. Grupy zorganizowane. Od dzieci, poprzez grupy osób niepełnosprawnych, grupy integracyjne, do obsługi konferencji, szkoleń itd. Coraz częściej goście indywidualni. 4. No w sumie masz rację. Franek spod budki z piwem może po górach prowadzić dzieci. Do tego sprowadzają się proponowane zmiany. 5. Porozmawiamy o tym za kilka lat. 5. 4. -
Wolne przewodnictwo tak czy nie?
lucyna beata odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Turystyka historyczna
1. Przewodnictwo górskie to coś więcej. To suma doświadczenia górskiego, umiejętności i znajomości poszczególnych pasm górskich,wiedzy potwierdzona przez certyfikat. To długa droga, którą każdy z nas musi przejść. Nie można na skróty. Kojazy mi się to z dawnym rzemiosłem, od ucznia poprzez czeladnika do mistrza. Przy czym mistrzem nie zausze się zostaje. Mi to na razie nie grozi, jestem gdzieś na pczątku drogi mimo tego, że po górach zaczęłam wędorować zaraz po tym jak nauczyłam się chodzić, robię to kokoło 40 lat. 2. Nie, na rynku istnieje silna konkurencja pomiędzy samymi przewodnikami. W Bieszczadach (tak naprawdę rynek mamy uwolniony) prawie co roku jest organizowany jakiś kurs, są goprowcy, są leśnicy, osoby podszywajace się pod przewodników, cena oferowanych usług jest róznoraka, jestem jedenym z najdroższych pielegnujących starą przewodnicką zasadę: przewodnik odkłada słuchawkę, gdy klient zaczyna negocować cenę. Wierz mi, nie jest łatwo młodym przebić się na rynku. Aby na nim funkjonować musi się być diablo dobrym, inaczej łapie się te kilka zleceń rocznie. Na dzień dzisiejszy doszło do konfrontacji pomiędzy przewodnikami, wiem, że wspólpraca jest tylko mrzonką. Może inaczej - wspólpraca jest możliwa ale tylko wśród nieliczny. Pomagałam młodym przewodnikom, źle to się dla mnie kończyło, odejściem klientów, źle t się kończyło też dla młodych przewodników. Dawałam zlecenia przewdnikom o pewnym stażu, usiłowali mnie wygryźć z ośrodków, przejąć klientów. Na szczęście w ub. roku spotkam na swojej drodze naprwdę wspaniałych młodszych stażem, ale mających już własnych klientów Kolegów, dzięki Nim przetrwałam. (Specyfika tego zawodu polega na tym, że jednego dnia masz 10 zleceń, a drugiego siedzisz w domu). 3. Cana jej obniżka - nie tędy droga. Tłumaczę to przewodnikom, czasam słyszę tu cytat, że jestem popierdolona (pracownik PTTK w Ustrzykach D tak oficjalnie się do nie zwróciła). Cena musi być pochodną naszych umiejętności, gwarantem dobrej jakości świadczonych usług. Pieniądze są Ci potrzebne przez cały rok (ja pracuję w sezonie), wydatki są diablo duże (w ub. roku zniszczyłam dwie pary butów, jedne kosztowały na przecenie 700 zł, drugie 400 zł, plus podatki, swiadczenia na rzecz państwa itd. -
Wolne przewodnictwo tak czy nie?
lucyna beata odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Turystyka historyczna
Taa, skąd ja znam te argumenty? Franek spod budki z piwem idący z dzieciakami na Orlą Perć. Gratuluję dobrego samopoczucia i wiary we własne siły. Nie będziecie dla nas konkurencją. Z prostej przyczyny, nie będziecie przewodnikami. Mówię to z pozycji przewodnika górskiego. O przewdnikach miejskich nie wypowiadam się, gdyż to nie moja działka. Kompletnie nie znam się na tym segmencie. Nie obawiam się o rynek pracy, jestem zawodowym przewodnikiem, już mam bukowane terminy póżnojesienne. Jestem za to zdecydowaną przeciwniczką obniżki cen. Widzę co dzieje się na rynku. Przewodnicy nie mający zleceń lub osoby podszywające się pod przewodników pracują za grosze, za część mojej stawki. Na początku stanowili jakąś tam konkurencję, do czasu. Klieci wracają do nas profesjonalistów. Sprawdziło się przysłwie, kiepskie mięso psi jedzą. Widziałam już kiepsko opłacanych pilotów wycieczek studentów, którzy siedzieli za mną i notowali co mówię, następne grupy oni mieli prowadzić. Widziałam pilotki studentki zbierające ze stołów resztki jedzenia: serki topione, miód i dżem. Dniówka 30 zł nie pozwalała na wiele więc biuro kusiło ich możliwością dokarmania na koszt ośrodków. Widziałam przewodników, którzy nie mieli nawet na buty górskie i chodzili w takich cerowanych drutem. To jest obniżka cen usług. Czy jestem przeciwniczką nowych rozwiazań? Tak i nie. Jestem za profesjonalimem. Współpracuję z nakowcami, z ekspertami np. nie oprowadzam po Przemyślu czy po Twierdzy Przmyśl. A co mi tam pochwalę się, w tym roku najprawdopodobniej będziemy pracować z Kolegą fachowcem od fortów I wojny św, m.in. z tego Forum. Przerażenie mnie ogarnia, gdy słyszę o kursach, a raczej o tym, że kandydaci na tzw. wolnych przewodników nie chcą się szkolić. No cóż, uprawnienia otrzymałam po rocznycm kursie zakończonym złożonym trójstopniowym, trzydniowym egzminem. Od 10 lat jestem zawodowcem, od 10 lat doszkalam się i ciągle mi mało. Rynek wymaga od nas wiedzy. Nie zapominajcie kandydaci iż chcecie pracować z ludźmi, dla ludzi. W poniedziałek - grupa naukowców np.ichtologów, wtorek warsztaty historyczne dla dzieciaków, w środę akademia szkrabusiów, w czwartek obsługa konferencji i np. naukowcy z całej Europy np. fizycy, w piątek teolodzy, w sobotę i niedzielę grupa integracyjna. Przewodnicy są, a raczej powinni być regionalistami, podstawa to: geologia, geografia, botanika, zoologia, ekologia, ochrona środowiska, historia, histora sztuki, archeologia, etnografia, teologia, krajoznstwo, toponmastyka itd, itd, plus doświadczenie górskie. Jak to osiągniecie bez szkoleń? Nie zapminajcie o tym, że do każdej grupy macie dotrzeć, i do 5-latków i do naukowców z prof. przed nazwiskiem, i do górników, którzy przyjecjali się nachlać. -
Coś niezmiernie ciekawego, lekturę obowiązkową przewodników beskidzkich i nie tylko. To "Symbolika cerkwi" Leonida Uspianskiego. Możecie mi potowarzyszyć, ja mam cegiełkę-książeczkę, Was zapraszam tu http://www.old.cerkiew.pl/prawoslawie/text.php?id=67
-
Literatura - Początki państwa polskiego
lucyna beata odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Ziemie polskie od wędrówki ludów do panowania Mieszka I (IV w. - ok. 960 r.)
Dorzucę jeszcze jedną ciekawą publikację dostępną w pdf dotyczącą dziejów pogranicza polsko-rusko-słowackiego w średniowieczu. To katalog wystawy Wojowie i rycerze z 2004 r. prezentujący 242 eksponaty http://www.muzeum.sanok.pl/pdf/wojowie_i_rycerze.pdf Mały fragment wstępu autorstwa Piotra Kotowicza "Obszar ten, podobnie jak inne tereny przygraniczne, nie należał nigdy do najspokojniejszych. Ziemie te wzbudzały tak duże emocje, że co rusz podejmowano wyprawy mające na celu przyłączenie ich do któregoś z wymienionych wyżej mocarstw. Już pierwsza, pochodząca z 981 roku, konkretna wzmianka źródłowa dotycząca wschodniej części dzisiejszych ziem polskich, obszaru tzw.Grodów Czerwieńskich, mówi nam o konflikcie między państwem ruskim, a zamieszkującymi te ziemie Lędzanami. Powieść minionych lat” tak wspomina to wydarzenie: "Roku 6481 (981) idzie Włodzimierz (książę kijowski) ku Lachom (Lędzianom) i zajął ich grody Przemyśl, Czerwień i inne grody, które po dziś dzień są pod Rusią". Możemy sobie tylko wyobrażać ogrom zniszczeń i nieszczęść, który dotknął nie tylko same grody, ale i ich mieszkańców. Podobna w swojej wymowie jest o przeszło stulecie wcześniejsza wzmianka dotycząca kontaktów między terenami położonymi na południe od Karpat,należącymi wówczas do Państwa Wielkomorawskiego, a aktualnymi obszarami południowej Polski. Wzmianka, zapisana w „Żywocie św. Metodego”, dotyczy wydarzeń z lat 874-878, kiedy to "Książę pogański, silny bardzo, siedzący na Wiśle, urągał bardzo chrześcijanom i krzywdy im wyrządzał. Posławszy zaś do niego (kazał mu) kazał mu powiedzieć (Metody): Dobrze (będzie) dla ciebie synu, ochrzcić się z własnej woli na swojej ziemi, abyś nie był przymusem ochrzczony w niewoli na ziemi cudzej; i będziesz mnie wspominał. I też się stało." Na podstawie tego przekazu zbudowano potężną budowlę hipotez i domysłów dotyczących potężnego państwa Wiślan i jego podboju przez księcia morawskiego Świętopełka. Nie wnikając w ich treść, wystarczy zauważyć, że również ten konflikt miał byćrozwiązany militarnie. Następne stulecia przynoszą dziesiątki kolejnych wzmianek, z których większość związana jest z wydarzeniami wojennymi. I tak np. pierwsza wzmianka o Sanoku z 1150 roku,zapisana w Latopisie Hipackim, wspomina o wyprawie króla węgierskiego Geyzy II na Ruś Halicką, w trakcie której władca ten miał zająć Sanok, wziąć do niewoli jego posadnika, a także złupić wiele wsi pod Przemyślem. " Moim zdaniem warto przyjrzeć się zrekonstruowanym zbrojom wojów m.in. lędziańskich, zdjęcia zdobią okładki. Są prezentowane i w wersji cyfrowej. -
Literatura - Początki państwa polskiego
lucyna beata odpowiedział Jarpen Zigrin → temat → Ziemie polskie od wędrówki ludów do panowania Mieszka I (IV w. - ok. 960 r.)
Wczoraj dotarłam do ciekawego rocznika historyczno-wojskowego "ACTA MILITARIA MEDIAEVALIA" wydawanego przez Muzeum Historyczne. Periodyk dotyczy nie tylko średniowiecznej sztuki wojennej, kilka artykłów jest poświęconych osadnictwu, grodom znajdującycm się na terenie Karpat. Pierwsze numery rocznika są w wersji pdf, można je pobrać ze strony Muzeum Historycznego w Sanoku. Wozraj zainteresowały mnie artykuły: Michała Parczewskiego "UWAGI O PRZEJAWACH WCZESNOSREDNIOWIECZNEJ AKTYWNOśCI MILITARNEJ W PÓŁNOCNYCH KARPATACH" http://www.muzeum.sanok.pl/pdf/acta1_2.pdf, Piotra Kotowicza "SYSTEM MILITARNY SANOKA WE WCZESNYM ŚREDNIOWIECZU" http://www.muzeum.sanok.pl/pdf/acta1_4.pdf Całość dwóch numerów tu http://www.muzeum.sanok.pl/?cat=70 -
Stół średniowiecznego człowieka
lucyna beata odpowiedział Narya → temat → Gospodarka, handel i społeczeństwo
Co jadano w średniowieczu? Przede wszystkim w naszym kraju nie było dużych różnic pomiędzy jadłospisem królów, a osób zamożnych z warstwy wyższej lub średniej. Różnice klasowe w jadłospisie występowały jeżeli weźmiemy pod uwagę warstwy najniższe i wyższe. Kwestia zamożności. Podstawa to zboża, różnego rodzaju kasze, polewki, czyry (woda, mąka, czasami omasta lub mleko), chleb i inne wypieki, nabiał: jaja kurze, gęsie, kacze, śmietana, sery, mleko. Z mięs królowała wieprzowia, drób, wołowina, czasami jagnięcina. W poście jadano ryby, ciekawostka - także ogony bobrze. Podawano na stoły i dziczyznę. Najpopularniejszymi warzywami były chyba: kapusta, groch i rzepa, oprócz tego jadano szpinak, buraki, cebulę, czosnek. W powszechnym użyciu był barszcz (to roślina jadalna, barszcz kiedyś był robiony z barszczu http://www.luczaj.com/jadalne.htm#barszcz, a nie z buraków ćwiłowych), sadzono też w ogrodach ostrożeń warzywny. U nas wykorzystywano dary lasu np. bukwę, którą także spożywali ludzie. Nasze wsie były lokowane na prawie wołoskim. Kwestia myślistwa i rybołóstwa była różnie rozwiązywana. Właściciel pozwalał polować kniaziom, nawet chłopom, musieli cześć swoich łupów oddawać. Prawo wołoskie to w dużej mierze czynsz, czasami też danina, u nas do danin zaliczano jarząbki. Przywileje na polowanie i łowienie ryb z czasem ulegały zmniejszeniu. -
Bardzo interesująca książeczka (44 strony) Edwarda Zająca "Jak Sanok wybił się na niepodległość" jest do pobrania tu http://sanockabibliotekacyfrowa.pl/dlibra/doccontent?id=512&dirids=1 Polecam, skarbica widzy o nieznanym szerzej epizodzie walk o odzyskanie niepodległości w latach 1918-1919, o walkch z Ukraińcami, o Republice Komańczańskiej, budowie pociągów pancernych min. przez pracowników Fabryki Wagonów Zieleniewskiego, Komitecie Obrony Węzła Zagórskiego, o sanockim Strzelcu i o Towarzystwie Ukraińskich Siczowych Strilców, o kolaboracji ludności żydowskiej w Ustrzykach D itd.
-
Dziś o książce wyjątkowo interesującej czyli "Solina - tam tak było" Zbigniewa Kozickiego. Bezczelnie się pochwalę, dostałam ją od Koleżanki i jej sąsiada Autora, z pięknym autografem. Książka jest niezwykła, to album prezentujący tereny zlane przez Jezioro Solińskie, a zarazem opowieść monograficzna o okolicy. Autor zbierał przez 25 lat fotografie, dokumenty, plonem Jego pracy jest właśnie ta książka. W 10 stopniowej skali atrakcyjności daję jej 8,5. To jest książka wydana przez Ruthenus, powszechnie dostępna. Druga książka Zbigniewa Kozickiego "Zespół Elektrowni Wodnych Solina-Myczkowce" to niedostępny na rynku rarytas. 3w1 czyli piękny album, większość zdjęć archiwalnych, kronika budowy i opowieść o ludziach. W skali 10 stopniowej daję jej 9,9 i to tylko dlatego, że ponoć ideały nie istnieją.
-
Mniejszość grecka i macedońska w Polsce
lucyna beata odpowiedział El Burako → temat → Historia Polski ogólnie
To byli partyzanci Demokratycznej Armii Grecji i mieszkańcy terenów kontrolowany przez Tymczasowy Rząd Demokratycznej Wolnej Grecji. Do Polski przybyło około 15 tys. osób. Pierwsi zostali osiedleni na Dolnym Śląsku, gdy szanse na wygraną upadły to władze zaczęły ich osiedlać w w woj.: wrocławskim, rzeszowskim (pow. Ustrzyki Dolne, gminy Krościenko i Wojtkowa), zielonogórskim, szczecińskim, gdańskim i krakowskim. Część przeniosła się do Jugosławii po 1956 r., a część do Grecji w 1974 r. U nas mieszkali w: Krościenku, Listkowatem, Trzciańcu, Grąziowej, pierwsi przybyli w 1951 r. Najwięcej ich było w Krościenku, tu działała słynna Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna "Nowe Życie", w Trzciańcu było też Spółdzielcze Gospodarstwo Rolne, tu pracowali osadnicy. Mieli w Krościenku własną szkołę i prawosławną cerkiew, młodzież przeważnie uczyła się w ustrzyckich szkołach średnich, ze mną do liceum uczęszczała Macedonka. W 1953 r. rozwiązano im Komunistyczną Partię Grecji, przeszli do PZPR, ich interesy reprezentował Związek Uchodźców Politycznych z Grecji im. Nikosa Balojannisa, siedziba we Wrocławiu, miał 44 oddziały filialne. Dochodziło do konfliktów pomiędzy Grekami, Macedończykami. Wszyscy byli inwigilowani - obserwacja obiektowa w latach 1949-1954 r. prowadzona przez WUBP w Rzeszowie. Akta liczą 8 tomów. Charakterystyki uchodźców prowadził Wasilis Karkoris z WUBP w Rzeszowie. Były prowadzone akcje mające na celu zapobieganie łączenia rodzin - rodziny były porozrzucane po różnych krajach satelickich. To oczywiście tylko początek nadzoru służb. W 1987 r. na terenie Ustrzyk Dolnych i całej gminy mieszkało 75 osób, 16 rodzin, przeważali ludzie starzy i będący w związkach z Polkami. -
Mniejszość grecka i macedońska w Polsce
lucyna beata odpowiedział El Burako → temat → Historia Polski ogólnie
Jest w miarę ciekawy artykuł "Mniejszość grecka w Bieszczadach w świetle dokumentów wytworzonych przez UB-SB" opublikowany w "Bieszczadach w Polsce Ludowej". Robert Witalec przedstawia tylko pewien wycinek w dziejach tutejszej społeczności osiedlonej na terenie dwóch gmin: Wojtkowej i Krościenka. Osadnicy nie dbali o rozwój swoich miejscowości, dzięki temu zachowało się sporo starej zabudowy w Krościenku. Pisze o tym Bogdan Augustyn w "Bieszczadzie nr 3" - "Stan zachowania tradycyjnego budownictwa wiejskiego w polskiej części Bieszczadów". Dużo wzmianek o Grekach jest w przewodnikach, publikacjach dotyczących np. tutejszych cerkwi. Grecy obchodzili się z nimi bezwzględnie. Najsłynniejszym bieszczadzkim Grekiem jest Nikos, to on ma bacówkę pod Połoniną Wetlińską, gdzie sprzedaje znakomite sery np. huculskie, feta i przepyszny bundz. -
Artykuł Mariana Strusia "Pasja według Aleksandra Rybickiego" zawarty w jubileuszowym wydaniu "Materiałów Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku" tom 37. Bardzo ciekawe czasopismo ukazujące się nieregularnie od 40 lat. Mottem przewodnim jest sam skansen i jego 50.rocznica istnienia. Numer ciekawy także dla osób niezbyt interesujących się etnografią. Aleksander Rybicki był niezmiernie barwną postacią, nie tylko muzealnikiem, twórcą skansenu ale także żołnierzem, jednym z kurierów wielokrotnie przekraczającym granicę, wywiadowcą AK współpracującym z Rumunami, po wojnie skazany na 25 lat ciężkich robót. Skansen stworzył od podstaw, jednak władza ludowa dość brutalnie z nim obeszła się, w 1972 r.stacił stanowisko dyrektora. Pozostawił w Sanoku coś wyjątkowego, przepiękny i bogaty zbiór ceramiki pokuckiej - dar dla muzeum historycznego, unikatowa kolekcja składająca się z 492 pozycji, która leży gdzieś tam z muzealnych kazamatach. http://skansen.mblsanok.pl/a/strona.php?dir=../historia&id=historia http://skansen.mblsanok.pl/indexokno.php
-
Wampir , strzyga , krwiopijca, wilkołak... (w literaturze i ludowych wierzeniach)
lucyna beata odpowiedział lancaster → temat → Historia literatury
Przeszłam i przez grypkę zwaną horrorami, pozostał mi niesmak i "Nosferatu Wampir" jako jeden z ulubionych filmów. Proszę o sprostowanie: wampir to nie jest wcale źle zmarła istota. Jako mieszkanka regionu bieszczadzko-beskidzkiego doskonale wiem, że wampiry są "dualistyczne" i mają dwa serca. Gdy serce ludzkie umiera, wampira składają do grobu z bijącym sercem wampirzym. Aby zapobiec niepokojeniu ludzi przez wpirza upirza należy zastosować pochówek wampirzy czyli np. przebić wampirze serce świętym żelazem, kołkiem, lub nawet obciąć głowę umarlakowi i położyć ją w nogach. Zachowały się pochówki wampiryczne w naszym regionie, jeden z nich, ten z Sanoka, został przebadany przez archeologów. -
Wesołych Świąt Mili moi!!! PS> Tu jest dyskusja o wampirzach i strzygach i ja o tym nic nie wiem? No nie, to skandal.
-
Tytuł: "Od rzezi wołyńskiej do akcji "Wisła Konflikt polsko-ukraiński 1943-1947" Autor: Grzegorz Motyka Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Rok wydania: 2011 Ilość stron: 520 ISBN: 978-83-08-04576-3 "Od rzezi wołyńskiej do akcji "Wisła Konflikt polsko-ukraiński 1943-1947" Grzegorza Motyki to książka, która zdobyła dużą popularność w tym roku i weszła do kanonu. Jest wprost zachwalana przez recenzentów, także na tym serwisie. Prawdę powiedziawszy dziwi mnie takie bezkrytyczne podejście. Przede wszystkim nie zgodzę się, że jest to publikacja naukowa. Moim zdaniem popularno-naukowa, przeznaczona dla szerokiego grona odbiorców. Podkreśla to we Wstępie sam Autor. Oczywiście, jest to bardzo rzetelne, osadzone w źródłach i godne polecenia opracowanie ale powierzchowne, wtórne. Znam wszystkie książki Motyki, większość Jego publikacji,"Od rzezi wołyńskiej do akcji "Wisła Konflikt polsko-ukraiński 1943-1947" jest moim zdaniem podsumowaniem jego dotychczasowego dorobku. Autor w niej pełnymi garściami czerpie z poprzednich książek wręcz przepisując ich fragmenty. Niewątpliwym plusem jest to iż Motyka pokusił się o kompleksowe przedstawienie problemu, opiera się na źródłach zarówno polskich jak i ukraińskich czy niemieckich. Stara się być obiektywny co niestety spotyka się z krytyką z obu stron. Na Motykę lecą gromy rzucane zarówno przez środowiska Kresowiaków jak i ukraińskie. To moim zdaniem bardzo dobrze świadczy o bezstronności historyka. Książka liczy sobie 520 stron, jej wygląd budzi zaufanie. Jest jednak wydana na bardzo grubym papierze, ma duże marginesy, prawdę powiedziawszy jej zawartość mieściłaby się na 250-300 stronach standardowo wydanych książek. To tyle tytułem wstępu, liczę na rozmowę
-
"Akcja Wisła" - ocena
lucyna beata odpowiedział Rycerz1984 → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Jak przebiegały dobrowolne wysiedlenia? Posłużę się kilkoma przykładami. " Przystanek Bieszczady bez litości" Potockiego "Tragedia Terki" str. 73-74 "[...] Z listu starosty powiatowego w Lesku Tadeusza Pawłusiewicza do Wojewody Rzeszowskiego z 2 stycznia 1946 roku dotyczącego dowódcy 36 pułku 8 dywizji Wojska Polskiego, pułkownika Nikołaja Kiryluka, wyłania się obraz krwawego watażki, którego zapewne NKWD z premedytacją zainstalowało w polskim wojsku . Oto fragmenty tego pisma, opatrzonego klauzulą tajne: "W związku ze stacjonującym w tutejszym powiecie 36 pułkiem 8 dywizji, na czele którego stoi dowódca Kiryluk, relacjonuje następująco: Od 15 września 1945 r. rozpoczął wyżej wymieniony Pułkownik akcję oczyszczająca z band banderowskich, w rezultacie której band tych nie pomniejszono z tego powodu, że bandy grupowały się po lasach, do których wojsko wcale nie dochodziło. Spalono tylko kilka gromad ukraińskich, za które banderowcy spalili polskie wsie i wymordowali kilkanaście osób polskich. Wysiedlenie ludności ukraińskiej za pomocą wyżej wymienionego pułku nie dało również prawie żadnych rezultatów. Miały jedynie miejsce cale szeregi grabieży inwentarza, ubrań i sprzętu od ludności, która nie chcąc wyjeżdżać na Wschód opuszczała wioski i kryła się do lasu. Grabiono nawet przy tym ludność polską, która przebywała w domach. (...) Ob. Kiryluk rozkazuje swoim podwładnym przyprowadzać sobie na kwaterę przymusowo dziewczęta miejscowe, celem rozpusty. Aresztowane kobiety każe sobie przyprowadzać na kwaterę (niby celem przesłuchania), a zmusza je pod groźbą pistoletu do spółkowania ze sobą. Ob. Kiryluk w dzień targowy na rynku robi masowe łapanki na ludzi, aresztuje ich pod pretekstem banderowców, rozbija tym sposobem targi, trzyma ich w więzieniu, a następnie zwalnia za okupem. Ostatnio pobrał 25.000 zł z gromady Postołów. Okazuje się też, że więzi ludzi niewinnych . Podpalił osobiście ostatnio gospodarstwo w gromadzie Glinne, z którego uciekał przed nim jakiś człowiek. Okazało się, ze również niewinny, a poczytał go sobie Pułkownik za banderowca i dlatego zniszczył jego warsztat pracy. Posłańcowi z gromady Uherce, który był wysłany konno przez gminnego referenta świadczeń rzeczowych w sprawie ściągnięcia kontyngentu siana z gromady Orelec, zabrano konia na drodze poczytując go za łącznika banderowców. Aresztowano również trzech gospodarzy z Paszowej , wiozących na zlecenie starostwa drzewo opałowe dla tutejszego Urzędu. Gospodarzy tych uwięziono w Sztabie Pułku, a następni biją się już jechać, wobec czego wszelkie dalsze świadczenia ustają. (...) Ostatnio w czasie spalenia gromady Mchawa w gminie Baligród - za zabicie dwóch żołnierzy polskich przez banderowców - spalono 40 gospodarstw ukraińskich. Ale za co spalono przy tym 14 gospodarstw polskich i zabito pięciu Polaków, skoro Polacy byli zupełnie niewinni i stale przez banderowców prześladowani? Ludzi więzionych przez Pułkownika, o których wyżej nadmieniono, Pułkownik karze biciem tak, że wynoszono jednego z nich nieprzytomnego... (...) Wszystkie wyżej przytoczone fakty wywołują wielkie rozgoryczenie wśród ogółu, podkopują autorytet Wojska Polskiego, stwarzają nieufność ludzi do Wojska i nienawiść, budują reakcję i mnożą bandy. Padają dzielni, niewinni i zasłużeni żołnierze polscy, którzy przeszli walkę ze straszliwym najeźdźcą germańskim, bo bandy nie tylko po lasach mszczą się na nich za czyny Pułkownika, robiąc zasadzki po drogach...(...). Gromada Wołkowyja stanowi ośrodek w 90 procentach polski. Ludność przerażona ostatnimi wypadkami jest bez żadnego zabezpieczenia. Ogarnia ją panika przed bandami. Zamierza uciekać, a bandy jej nie wypuszczają grożąc śmiercią. Zamierzają ją trzymać jako zakładników na wypadek wysiedlenia ludności ukraińskiej z sąsiednich gromad. (...) Wysiedlenie tutejszej ludności ukraińskiej jest bardzo wskazane i konieczne, ale bez odpowiedniej siły ku temu niewykonalne, a to z powodu przeważających band, które należy najsampierw i można by przy użyciu paru tysięcy wojska zlikwidować. (...) Po podpisaniu niniejszego aktu zgłosił się do tutejszego Starostwa Sołtys gromady Nowosiółki Stanisław Leicht, Polak, zw swoją kilkunastoletnią córką, z następującym zażaleniem na Pułkownika Kiryluka. Do domu wyżej wymienionych wpadł Pułkownik z rewolwerem w ręku i zaczął gwałcić jego córkę. Dziewczyna broniąc się została uderzona przez napastnika rewolwerem w głowę. Wyrwawszy się mu jednak z rąk, wybiegła na podwórze. gdzie ją dopędził i dalej włóczył po dziedzińcu. Wyrwawszy się powtórnie zdołała uciec. Następnie Pułkownik wrócił z powrotem do mieszkania i zrabował Sołtysowi 1300 zł. W drugim wypadku dzwonił znowuż z Baligrodu do tutejszego Starostwa w dniu dzisiejszym lekarz Kuźmak o ratowanie jego córki, którą porwał Pułkownik Kiryluk z jego domu w kierunku Leska. W trzecim wypadku doszło teraz do wiadomości tutejszego Starostwa, że przed paru dniami Pułkownik przywiózł jakąś panią z Rymanowa, którą gwałcąc u siebie pokąsał ją do uszkodzenia ciała." Meldunek Gerharda: "Ludność na terenie woj. rzeszowskiego jest to odłam ukraiński tzw. Łemków, którzy nigdy nie mieli wiele wspólnego z szowinizmem ukraińskim. Ludność ta w chwili obecnej (rok 1946 - moje wtrącenie) jest najbardziej nieszczęśliwą ludnością Polski. Nękana w równej mierze przez bandy jak i wojsko nie znajduje po prostu wyjścia w swoim nieszczęściu. Wsie płoną, podpalane przez bandytów z zemsty (raczej aby nie mogli osiedlić się w wysiedlonych osadach Polacy - znowu ja) a przez wojsko w czasie walki, bydło zabierają bandy na kontyngent, a wojsko karze za to ludzi, którzy żyją pod ciągłą grozą karabinu jednej czy drugiej strony. Nastawienia politycznego ta ludność nie ma.Są oni po prostu zmęczeni i pragną tylko jednej rzeczy: SPOKOJU". Zbigniew Palski "Czy konieczna była operacja "Wisła" "Dochodziło do aktów terroru i zastraszania przez oddziały UPA w stosunku do Ukraińców zgłaszających się na wyjazd do USSR. Według relacji jednego z Ukraińców: "W mojej miejscowości Olchowa (przysiółek wsi Makowisko) spalili [nacjonaliści ukraińscy] zabudowania wszystkich tych, którzy dobrowolnie repatriowali się do ZSRR. Natomiast dwóch gospodarzy narodowości ukraińskiej ze wsi Makowisko, którzy propagowali repatriację i sami nosili się z zamiarem wyjazdu do Związku Radzieckiego wyciągnięto nocą z domów, aby odstraszyć innych." OUN-UPA występowała przeciwko przesiedleniom obawiając się odcięcia od bazy mobilizacyjnej, źródeł zaopatrzenia i schronienia, które znajdowała u miejscowej ludności ukraińskiej." -------------------------------------------------------------------------------------------- -
"Akcja Wisła" - ocena
lucyna beata odpowiedział Rycerz1984 → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Mam uranie głowy, jak będę miała trochę czasu to poszukam danych. @ Ciekawy Odcięcie UPA, nie jestem żołnierzem, nie znam się na sprawach militarnych więc trudno mi odpowiedzieć na to pytanie z głowy. Tym bardziej, że słyszałam przeróżne wersje. Poszukam odpowiednich fragmentów mądrych książek. 2. Akty terroru. Tak, były, naliczyłam tego sporo, gdy wykłócałam się na ten temat z Ukraińcami na forum beskidu niskiego. Zarówno UPA jak i SB OUN i oddziały samoobrony mordowały ludność określaną jako ukraińską. Ostrzeliwane też były przez UPA konwoje, pociągi. Poparcie na Łemkowszczyźnie UPA było znikome, ale dowódcy partyzantki pobierali siłą tam rekrutów. Za dezercję ginęli zarówno partyzanci jak i ich rodziny. 3. Oczywiście, że należało.Najpierw władze chciały uporać się z wewnętrzną polską partyzantką, walczyły de facto ze społeczeństwem. Potem napiszę coś na ten temat dokładniej. To bardzo interesująca część naszych współczesnych dziejów, wbrew pozorom dobrze udokumentowana. @ Secesjonista 1. Obecnie przyjmuje się, że na terenie Bieszczadów gęstość zaludnienia wynosi od 0,6 os do 27 os/km2, powiat bieszczadzki 27 os/km2 gmina Czarna 12,9 os/km2 gmina Lutowiska 4,5 os/km2, gmina Cisna liczy sobie, cała gmina 1670 osób. Przed II wojną św. z tego co pamiętam było 138 na km2, w 1921 r. dolinę Wołosatki zamieszkiwało 2 500 osób, Berehy Górne 500 mieszkańców, Tworylne 700 mieszkańców. Co do zwiększenia lesistości, nie wiem czy są tego rodzaju dane. Nie mam danych sprzed II wojny św. Na początku XX wieku lesistość naszego regionu wynosiła 37%, potem jeszcze malała z powodu działań I wojny św., rabunkowej gospodarki leśnej i katastrofy ekologicznej zima 1928/29, wymarzły całe połacie lasów np. Otryt pokrywały tzw. "mroźne lasy"-martwe lasy. Obecnie mamy lesistość sięgającą w niektórych gminach 80% -
Dziś rano pewna nieznajoma pani zadzwoniła do mnie z pytaniem jaki ma kupić prezent swemu mężczyźnie. Nie ma pomysłu, nie cierpi historii, trudno więc jej podjąć decyzję. Jest w księgarni w Przemyślu. Hmmm, jeżeli historia i Przemyśl to pierwsze skojarzenie: Twierdza, a drugie to cykl Architectur et Ars Militaris. Jeżeli któryś z Kolegów z for dostanie pod choinkę książki z tego cyklu to może przeklinać lub błogosławić mnie. Oczywiście ględząc przez telefon sięgnęłam po książki, jedna wpadła mi w oko więc podczytuję po kilka kartek "Drugie oblężenie Twierdzy Przemyśl II Czasy upadku" Franza Stuckheila. To sprawozdanie, lektura ciekawa aczkolwiek przyciężka. Prawdę powiedziawszy jest mi smutno. Wczoraj na facebooku Znajomy zamieścił bardzo nieciekawe informacje. Kolejny zabytek związany z Twierdzą jest niszczony w świetle prawa, za zgodą konserwatora (tak twierdzi przedsiębiorca). Niwelowana jest bateria XXa Kanał, nie ma już lewego barku i szyi, fosa została zasypana. Kurczę niefajnie dzieje się tam, niedługo pozostaną nam tylko książki.
-
"Akcja Wisła" - ocena
lucyna beata odpowiedział Rycerz1984 → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Nie tylko "Łuny w Bieszczadach", to był też sztab historyków piszących na zamówienie, wśród nich był np. Bata. Powieść Gerharda miała przede wszystkim wpływ na nie historyków, większość czytelników sądziła iż jest coś w rodzaju pamiętnika. Historycy doskonale wiedzieli jak przebiegały walki. Hmm, historia była bardziej skomplikowana niż podaje Piotrek na swoim serwisie. Przede wszystkim ludność greckokatolicka zmieniała wyznanie. Oczywiście, zdarzały się wypadki, że część osób chwała się po lasach. Nie zapominaj jednak, że przed II wojną św. nasz region była bardzo gęsto zaludniony, lasu nie było zbyt wiele. To nie dzisiejsze Bieszczady, one zdziczały w wyniku wysiedleń. Na szczęście jest wiele dobrych współczesnych opracowań tematu. Polecam książki Motyki, "Bieszczady w Polsce Ludowej" i świetny oparty na kwerendzie odkrywczy artykuł Brożyniaka dotyczący mikokonfliktu Wołkowyja-Terka, "Powiat sanocki w latach 1944-1956". O tych i nie tylko tych książkach piszę na Bratnim Forum w dziele turystyka historyczna w swoim wątku bibliofilkim. -
"Akcja Wisła" - ocena
lucyna beata odpowiedział Rycerz1984 → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Tak, po pewnym czasie, po wygaśnięciu umowy włodarze ZSRR odmówili przejmowania przesiedleńców. Tak o tym pisze dr Basak: "Władze sowieckie obawiały się bowiem, że dalszy masowy dopływ Ukraińców z Polski może wzmocnić antykomunistyczną opozycję w ZSRR. Wówczas na pierwszy plan zaczęła się wysuwać koncepcja deportowania ludności ukraińskiej na zachodnie i północne ziemie Polski." "Rzecz o majorze Antonim Żubrydzie ..." Polecam tę książkę, ma diablo interesujący rozdział "Sytuacja społeczno-polityczna na terenie województwa rzeszowskiego w latach 1944-1947, ze szczególnym uwzględnieniem powiatów: Brzozów, Krosno, Lesko, Przemyśl i Sanok." Wyczerpałam limit, ePlus ledwo zipie. Do 18 mogę wysyłać tylko krótkie komentarze. -
"Akcja Wisła" - ocena
lucyna beata odpowiedział Rycerz1984 → temat → Polska Rzeczpospolita Ludowa (1945 r. - 1989 r.)
Proszę pamiętaj o tym, że obraz walk ukraińsko-polskich na naszym terenie w dużej mierze został zafałszowany w czasach PRL-u. Przede wszystkim należy pamiętać o tym iż akcja "Wisła" była tylko częścią wysiedleń. W sumie przesiedlono około 700 000 osób, kryteria nie były tak naprawdę narodowościowe, ale wyznaniowe. Wszyscy ochrzczeni w cerkwi i rodziny mieszane to Ukraińcy. W naszym regionie mówiono o sobie: my stąd, sporadycznie ktoś określał się jako Ukrainiec. Na Bojkowszczyźnie czyli w Bieszczadach część osób określała się jako Ukraińcy, na Łemkowszczyźnie czyli teren Beskidu Niskiego i okolic tylko nieliczni, na Pogórzach sytuacja była bardzo dramatyczna, tam tak naprawdę dochodziło do zbrodni na większą skalę. Związane to było z tym, że na Bojkowszczyźnie i Łemkowszyźnie ludność mniej więcej była wyznania greckokatolickiego, a Pogórzach była mieszana wyznaniowo. Akcja przesiedleńcza rozpoczęła się 15 października 1944 r., jej podstawą prawną była umowa o dobrowolnej wymianie ludności zawarta pomiędzy PKWN, a republikami ZSRR: ukraińską, białoruską. Dobrowolność była w początkowej fazie, niewiele rodzin chciało wyjechać - przeważnie ci, którzy wszystko stracili na wojnie lub nie mieli środków do życia, a ci którzy opuścili swój region czasami wracali z tego komunistycznego raju przynosząc bardzo złe wieści o warunkach życia w ZSRR. Pojawiają się represje, Ukraińcy nie mogą korzystać z reformy rolnej, a np. w okolicy Baligrodu są pozbawieni opieki medycznej, nie mogą kupować lekarstw, wojsko otacza poszczególne wsie, ludzie mają kilka godzin na zabranie dobytku, milicja i UB decyzją Rządu Tymczasowego z dnia 13 lutego 1945 r. ma wolne ręce w nękaniu ludności grekokatolickiej, dochodzi do mordów. UPA, która wcześniej nie miała poparcia jest przez część miejscowych traktowana jako wyzwoliciele. Nie dziwi mnie to, u nas jest prawdziwe piekło, ludność cywilna jest żerowiskiem dla UPA, band rabunkowych, Wojska Polskiego np. przy wysiedleniu wsi Tysowa zamordowano 19 osób, w tym 6 kobiet, spalono 180 gospodarstw. W ramach tych wysiedleń przesiedlono 478 486 osób, 121 521 rodzin. cdn -
Niestety, na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Nie znam nikogo, kto specjalizowałby się w tym okresie.
-
Powtórnie czytam artykuł "Zabobony, pieśni i obrzędy ludu mieszkającego u źródeł Sanu i Dniestru" Andaw. przedruk jest w "Płaju" nr 32. Niewiele zachowało się wspomnień dotyczących wierzeń Bojków. A szkoda, bo to był świat niezwykły, mocno osadzony w pogaństwie. Artykuł ukazał się w "Wędrowcu" w odcinkach w 1882 r.
-
Wchodził na pewno. Na pewno informacja pochodzi jednego źródła. Podejrzewam, że od Adama Fastnachta. Źródło jest na pewno udostępnione w "Słowniku historyczno-geograficznym Ziemi Sanockiej w średniowieczu". Niestety, mam tylko tom I, najprawdopodobniej taka informacja jest w tomie III. W słowniku są fragmenty wszystkich dokumentów do których dotarł historyk. Mam tylko "Sanok Materiały do dziejów miasta do XVII w" tegoż autora ale w gąszczu informacji nie jestem w stanie odnaleźć wzmianki o Bonie. Niestety, nie ma indeksu nazwisk. Wycięłam, przypomniałam sobie od kogo usłyszałam tę informację na szkoleniu. Ten człowiek czasami gada jak Piekarski na mękach.
-
Trudno odnieść mi się do Twoich wątpliwości. W pawie wszystkich publikacjach dotyczących Sanoka i na szkoleniach jest mowa o oprawie wdowiej i królowej Bonie. Zresztą jej córka Izabela jako była królowa Węgier przebywała na sanockim zamku. Nie mam porządnej naukowej monografii Sanoka (nie stać mnie na nią, to biały kruk) więc posłużę się piękną publikacją wydaną przez sanockie muzeum historyczne "Gdzie wspólne źródła" (wydanie projektowe, wyżebrane), artykuł Andrzeja Romaniaka "Historia Ziemi Sanockiej" "Również następna żona Władysława Jagiełły - księżniczka holszańska Sonka (Zofia) została związana z Sanokiem , bowiem został jej darowany przez męża z okazji jej koronacji w 1424 r. Od tego czasu stanowił oprawę królewskich żon." Edit I dajmy głos następnemu historykowi. Krzysztof Kaczmarski "Poczet starostów sanockich XIV-XVIII w" "[...] starostwo sanockie w tym czasie należało do królowej Bony tytułem jej oprawy, a rodowy kartusz pozostał w herbie Sanoka do dzisiaj." W owym czasie starostą był Mikołaj Wolski związany z dworem Bony.